nie o zak³ad, ale o przekonanie oponentów ¿eglarza, ¿e jego teoria przysta-je do ¿ycia, ¿e têdy w³anie wiód³ szlak imigracji na wyspy Mórz Po³u-dniowych. ¯e przodkowie dawnych Peruwiañczyków w³anie wodnym szlakiem dostali siê na wyspy Polinezji.
101 dni trwa³a ¿egluga tratw¹, osiem tysiêcy kilometrów na falach oceanu. Tak wyprawa dotar³a do atolu Raroia w archipelagu Tuamotu.
By³em tam w wiele lat póniej. Statek pocztowy LOiseau des Iles (Ptak z wysp) nie unosi³ siê na falach i na modlitwie, ale by³ solidnie wy-posa¿ony w radar, echo-sondê s³owem wszystko, co technika stworzy³a, aby zneutralizowaæ okrutne morze. Sternik czyta³ dane z dok³adnych map, rafy koralowe by³y omijane szerokim ³ukiem. Kuchnia szykowa³a dania smaczne i po¿ywne. Tratwa Norwega dawa³a swej za³odze surowe, z³owione co dopiero ryby. To, na co mogli liczyæ przed wiekami ówczeni
¿eglarze.
Ci, którzy kpili z teorii Heyerdahla, musieli acz niechêtnie przy-znaæ mu racjê. Ale to by³ dopiero pocz¹tek. Swoboda zaspokajania cieka-woci nie by³a jeszcze w pe³ni wykorzystana. Czeka³y inne wyzwania.
Thor Heyerdahl by³ ju¿ wtedy kim, a nie Mr. Nobody. wiat by³ i jest pe³en zagadek i m³ody Norweg chcia³ je rozwi¹zaæ. Maszyny drukar-skie w ró¿nych miastach naszego globu drukowa³y kolejne wydania prze-k³adów ksi¹¿ki o podró¿y z Callao do Tuamotu. Ja sam naliczy³em 37 wydañ po angielsku, a by³o ich na pewno znacznie wiêcej. Wydawcy do-pominali siê o dalsze dzie³a. I mieli je dostaæ...
Dociekliwoæ ¿eglarza
Gazeta Uniwersytecka U 2002, nr 1011 (99100)
Dawno, dawno temu zjawi³em siê w Polinezji. Wszystko by³o dla mnie nowe, wszystko interesuj¹ce. By³a ju¿ noc, gdy skoñczy³em porz¹dkowa-nie notatek i szykowa³em siê do snu. Nocn¹ ciszê rozdar³ nagle g³uchy
³omot bêbnów, dobiegaj¹cy z bliskiej okolicy. Ledwie usta³, gdy z oddali da³ siê s³yszeæ podobny, ale ju¿ przyt³umiony przez dystans, miarowy
werbel. Jeszcze przez wiele godzin dobiega³ coraz to z innych stron ten ówczesny telegraf Oceanu zwanego Spokojnym...
Mogê sobie wyobraziæ teraz, gdy wyspiarze komunikuj¹ siê nowocze-snymi rodkami ³¹cznoci (i pewnie odszed³ w zapomnienie zawód do-bosza telegrafisty), jak intensywnie pracowa³ ów telegraf, gdy mia³ prze-kazaæ sensacjê nad sensacjami: oto popaas, czyli biali ludzie zjawili siê na tratwie u wybrze¿y wyspy Raroia, po 101 dniach ¿eglugi!
13 Wokó³ reporta¿u...
194 Antologia wybranych tekstów...
Wyspa nale¿y do archipelagu Tuamotu, jakie 4300 mil morskich od Callao, wielkiego portu w Peru, gdzie zacz¹³ siê mia³y rejs. Ale jak pisze jeden z ówczesnych komentatorów wyprawy wywo³a³a ona wiê-cej szyderstw ni¿ uznania w rodowisku akademickiej antropologii. Czy uczeni powodowani byli wtedy tylko zawici¹ lub niechêci¹ wobec m³o-dego zoologa, który burzy³ ich teorie? Otó¿ wydaje siê, ¿e takie twierdze-nie by³oby uproszczetwierdze-niem. Powa¿ny dziennik australijski The Austra-lian pisze obecnie, ¿e antropologowie wspó³czeni, uzbrojeni w wiedzê o genetycznym dziedzictwie ras s¹ pewni, ¿e tezy Heyerdahla o koloni-zacji pozbawione s¹ podstaw naukowych.
Norweg po wyprawie na Kon-Tiki sposobi³ siê ju¿ do nastêpnych da-lekich podró¿y. Ze rodkowej Afryki sprowadzi³ kilku budowniczych z plemienia Burundi, którzy zbrojni w umiejêtnoci przekazywane z pokolenia na pokolenie zbudowali dlañ w 1969 roku egipskie czó³no z papirusa. Powsta³o u stóp piramid i zosta³o nazwane Ra, tak jak zwa³ siê bóg s³oñca. Przewieziona najpierw do Safi w Maroku, ³ód wyp³ynê³a do Barbados. Po jakich trzech tysi¹cach mil ¿eglugi zaczê³y siê proble-my i trzeba by³o zakoñczyæ rejs, niezbyt zreszt¹ daleko od celu.
Uparty Norweg nie by³ zra¿ony trudnociami. Po dziesiêciu miesi¹-cach sprowadzi³ budowniczych z plemienia Indian Aymara w Boliwii, które dalej potrafi³o budowaæ ³odzie z trzciny. Ich dzie³em by³a Ra II, która w 57 dni dop³ynê³a do Barbados, co mia³o byæ dowodem kontaktów trans-atlantyckich miêdzy dawnymi cywilizacjami a ludami Ameryk.
Ci sami budowniczowie stworzyli z trzciny ³ód Tigris. Tym razem rejs mia³ udowodniæ, ¿e istnia³y kontakty i wymiana wp³ywów miêdzy wielkimi kulturami Mezopotamii, dolin¹ Indus i Egiptem. W 1978 roku
stocznia by³a w Iraku, a budulcem zosta³a lokalna trzcina. Najwiêkszy trzcinowy statek, jaki zbudowano na zlecenie norweskiego ¿eglarza, mia³ na pok³adzie jedenacie osób za³ogi. Przez rzekê Tigris i Zatokê Persk¹ wp³yn¹³ na Ocean Indyjski. Po piêciu miesi¹cach ¿eglugi statek znalaz³ siê w rejonie nêkanym lokalnymi wojnami i nie dosta³ zgody na wyp³y-niêcie z portu D¿ibuti. Heyerdahl w protecie przeciw wojnom zakoñ-czy³ rejs, podpalaj¹c statek.
Gdy w 1955 roku Heyerdahl wyrusza³ na Wyspê Wielkanocn¹, sam finansowa³ tê wyprawê, choæ patronat nad ni¹ obj¹³ król Norwegii Olaf V.
Tam podj¹³ prace wykopaliskowe. Zdoby³ dowody, ¿e wyspa by³a niegdy
gêsto zalesiona i ¿e ju¿ w czwartym wieku, czyli o tysi¹c lat wczeniej, ni¿
dot¹d uznawano, ¿yli na niej ludzie.
Frapowa³y go wielkie pos¹gi, rzeby wskazywa³yby na peruwiañskie wzornictwo. Opieraj¹c siê na przekazywanych z pokolenia na pokolenie legendach g³osz¹cych, ¿e gigantyczne pos¹gi spacerowa³y Norweg, stosuj¹c skomplikowany system sznurów i zaprzêgów, udowodni³, ¿e tymi
195
Dociekliwoæ ¿eglarza
sposobami przemieszczenie tych masywnych budowli by³o zupe³nie mo¿liwe.
Na pewnym etapie swych dzia³añ Heyerdahl uzna³, ¿e nie mo¿e byæ obojêtny wobec nasilaj¹cej siê krytyki ze strony uznanych autorytetów naukowych. Napisa³: Udowodni³em, ¿e wszystkie dawne przed-europej-skie cywilizacje mog³y komunikowaæ siê przez oceany, a to pos³uguj¹c siê prymitywnymi rodkami, jakie mia³y do dyspozycji. Uwa¿am, ¿e te-raz swe racje winni przedstawiæ ci, którzy uwa¿aj¹, ¿e to w³anie oceany by³y czynnikiem oddzielaj¹cym cywilizacje.
W latach osiemdziesi¹tych i wczesnych dziewiêædziesi¹tych zawêdro-wa³ znowu do Ameryki £aciñskiej, gdzie spotka³ przyjaciela z dawnych lat, kieruj¹cego wykopaliskami wi¹tyni, z czasów jeszcze przed Inkami.
Badaj¹c obiekty uzyskane w czasie tych prac, Norweg umocni³ siê w swych przekonaniach, ¿e dawne cywilizacje tych rejonów by³y na drodze postê-pu na d³ugo przed przybyciem Kolumba.
Heyerdahl podj¹³ wykopaliska w rejonie peruwiañskiej piramidy w Tucume, gdzie znalaz³ dowody, ¿e ju¿ przodkowie Inków urz¹dzali rej-sy dalekomorskie, a ich rej-symbole g³owy ptaka by³y identyczne, jak te, od-nalezione na Wyspie Wielkanocnej. Uczeni, zwolennicy tradycyjnych po-gl¹dów naukowych nie bez wahania uznali, ¿e te odkrycia by³y wa¿ne.
Inni uczeni i autorzy albo negowali wprost odkrycia Heyerdahla, albo po-klepywali go protekcjonalnie po ramieniu, ¿e niby m³ody wiekiem to b³¹dzi, ale jak siê postara, to przyzna im jednak racjê...
Pisze niemiecki autor Herbert Wendt: To, ¿e Polinezyjczycy upra-wiaj¹ s³odkie ziemniaki i bawe³nê, wskazuj¹ tylko na to, ¿e jacy odwa¿ni
¿eglarze zapucili siê a¿ do Ameryki Po³udniowej mimo niesprzyjaj¹cych wiatrów i pr¹dów morskich. Te ustalenia nie zadowalaj¹ autorów pseudo-naukowych. [...] Heyerdahl zgromadzi³ obszern¹ dokumentacjê na pokre-wieñstwo religijne, kulturalne, artystyczne i rolnicze miêdzy Polinezyj-czykami a pramieszkañcami Ameryki Po³udniowej jednak faktem jest,
¿e Polinezyjczycy nie maj¹ nic wspólnego z cywilizacj¹ morsk¹ Peru.
Zdania uczonych by³y i s¹ podzielone. Australijscy antropologowie uwa¿aj¹, i¿ podstawowa teza Norwega, g³osz¹cego, ¿e to Indianie po³u-dniowoamerykañscy skolonizowali Polinezjê jeszcze przed przybyciem Europejczyków nie da siê utrzymaæ.
Jednak prof. Peter Bellwood z Australijskiego Uniwersytetu Narodo-wego w Canberze zgadza siê, ¿e wyczyny Heyerdahla wzbudzi³y ¿ywe za-interesowanie: Wyprawa na Kon-Tiki nie udowodni³a niczego, ale to by³a s³ynna ekspedycja i zwróci³a powszechn¹ uwagê na antropologiê, co samo w sobie by³o ju¿ osi¹gniêciem. On odda³ antropologii wielk¹ przys³ugê powiada Bellwood.
13*
196 Antologia wybranych tekstów...
Emerytowany profesor z Auckland University na Nowej Zelandii Ro-ger Green przyjani³ siê od dawna z Heyerdahlem. Spod jego pióra wysz³y artyku³y naukowe, które niekiedy popiera³y norweskiego podró¿nika, a niekiedy podwa¿a³y jego odkrycia. Green jest zdania, ¿e s³odki ziem-niak i inne roliny wywodz¹ce siê z Ameryki Po³udniowej, a maj¹ce
s³u-¿yæ Heyerdahlowi na poparcie jego tez znalaz³y siê na Polinezji jeszcze przed przybyciem Europejczyków za spraw¹ polinezyjskich wêdrówek.
To tylko poniektóre sprawy, w których zgadzamy siê z Thorem, a s¹ i takie, w których grzecznie mamy odmienne zdania, a jednak dalej
jeste-my kolegami i przyjació³mi.
U schy³ku swego ¿ycia Norweg postawi³ mia³¹ tezê, ¿e mityczne bóstwo Odyn by³o w istocie cz³owiekiem, potê¿nym w³adc¹, który w I wieku n.e. przywêdrowa³ znad Morza Czarnego na teren obecnej Szwe-cji. Prowadzi³ wykopaliska na terenie Azerbejd¿anu, aby raz jeszcze pod-wa¿yæ uczone opinie innych badaczy. Jednak wielki ¿eglarz zawin¹³ do Ostatniego Portu, nim jeszcze zdo³a³ przekonaæ swych uczonych adwer-sarzy...
Warszawiacy, o których siê mówi Lucjan Wolanowski
Stolica, 4.01.1959
Lucjan Wolanowski to dziennikarz, który nie tylko sam pisze, ale o którym siê pisze. Wybitny reporta¿ysta i publicysta, i sprawozdawca s¹dowy trafia widaæ w sedno zagadnieñ, skoro zyskuj¹ one taki rezonans w opinii publicznej.
Panie redaktorze! Przeprowadza³ Pan w ¿yciu tyle wywiadów, ¿e prawem rewan¿u nale¿y role odwróciæ. Pragniemy dowiedzieæ siê cze-go o panu. Precyzuj¹c: od czego zaczê³o siê pana dziennikarstwo?
Od wysokiego szczebla. By³em redaktorem naczelnym czasopisma
Szczebioty. Wydawalimy je w gimnazjum wespó³ z koleg¹ Jackiem Woniakowskim (dzisiejszy redaktor Tygodnika Powszechnego). Ale pierwsze ci¹gotki do pisania poczu³em ju¿ jako dziecko.
W zwi¹zku z tym...
Po maturze zacz¹³em studiowaæ elektrochemiê i elektromagnety-kê, bo rodzina chcia³a siê dowiedzieæ, co to znaczy. Niestety, owe studia politechniczne, odbywane we Francji, przerwa³a wojna. Przyjecha³em do Polski w roku 1939 na wakacje, które trwaj¹ po dzi dzieñ.
Wiêc zalubiny z dziennikarstwem??
Nast¹pi³y w okresie okupacji. Pracowa³em najpierw dorywczo w pismach podziemnych mniejszego kalibru, a potem w popo³udniówce
Dzieñ Warszawy. Moim pierwszym redaktorem by³ Teofil Syga. Co pi-sywa³em wówczas? G³ówny temat to walka z kolaboracj¹. Redagowa³em tak¿e rubrykê pod tytu³em Historyjki w cieniu historii mam zreszt¹ za-miar do tej formy jeszcze powróciæ.
A po wojnie?
Pierwszym, który siê na mnie naprawdê pozna³, by³ red. Marian Podkowiñski. Odmówi³ mi przyjêcia do Polskiej Agencji Prasowej w £o-dzi w 1945 roku, twierdz¹c, i¿ nie posiadam kwalifikacji.