• Nie Znaleziono Wyników

Na polskich scenach lalkowych od za­

wsze królowały adaptacje nieśmiertelnych Grimmowskich baśni i klasycznej literatu­

ry dziecięcej. I od zawsze sceniczni ada­

ptatorzy dzielili się na ludzi pióra jak Jan Brzechwa, Maria Kownacka, Hanna Janu­

szewska czy Jan Ośnica, oraz ludzi teatru, czyli reżyserów jak Jan Dorman czy Jan Wilkowski. Ci pierwsi kładli szczególny

nacisk na literacką i językową stronę dra- matyzacji, dochowując przy tym względ­

nej wierności oryginałowi (nie bez tego jed­

nak, żeby w bajce o Szewczyku Dratewce nie mogła się pojawić np. Baba Jaga...).

Dla tych drugich zaś materiał dramatur­

giczny, niekiedy bardzo odległy od proza­

torskiego oryginału i pierwotnego zamysłu pisarza, stawał się z reguły punktem wyj­

ścia, niejako pretekstem do stworzenia autorskiego widowiska. Z czasem owa pierwsza kategoria, literackich adaptato­

rów zaczęła zanikać. I na plan pierwszy wysunęli się reżyserzy, którzy pragnęli re­

alizować swoje wizje teatralne od począt­

ku, czyli od etepu scenariusza aż do sce­

nicznego finału.

Tę widoczną od lat tendencję potwier­

dził program ubiegłorocznego 22. Ogólno­

polskiego Festiwalu Teatrów Lalek w Opo­

lu. Na dwanaście zaprezentowanych tam przedstawień osiem to reżyserskie adapta­

cje literatury i dramatu, dwie - nie reży­

serskie, jeden autorski scenariusz reżyse­

ra i jedna oryginalna sztuka współczesne­

go dramaturga. W grupie adaptacji zary­

sował się wyraźny podział na spektakle oddające literę oryginału oraz na widowi­

ska, w których literacki lub dramaturgicz­

ny pierwowzór stał się jedynie inspiracją

Spektakl ,,Mr Scrooge” - Teatr Lalki i Aktora im. A . Smolki w Opolu, fot. Archiwum Teatru

do stworzenia bardziej lub mniej autorskie­

go spektaklu.

Wśród tych pierwszych festiwalowa publiczność na długo zapamięta „Mr Scro- oge’a” Opolskiego Teatru Lalki i Aktora oraz

„Bestię i Piękną” bielskiej Banialuki. Te dwa spektakle o niezwykłej klasie artystycznej i urodzie plastycznej, pełne teatralnej ma­

gii, stworzone zostały przez ten sam kwar­

tet słowackich realizatorów: Marian Pecko - reżyseria, Eva Farkaśova - kostiumy, Jan Zavarsky - scenografia, Robert Mankovec- ky - muzyka. Adaptatorka „Opowieści Wi­

gilijnej”, Iveta Śkripkova, narratorami tej wielce pouczającej historii u c z y n iła . sta­

do aniołów, ujmując w ten sposób wiktoriań­

ski dydaktyzm Dickensa w ironiczny na­

wias. Bo to właśnie aniołowie będą anima­

torami zaludniających scenę lalek - mario­

netek, minimarionetek i pacynek o grotes­

kowych, nieproporcjonalnie wielkich twa­

rzach. Oni też spod swoich powłóczystych tunik wyczarują wnętrza domów, zaś rozja­

rzoną teatralną scenkę w mgnieniu oka zmieną w żałobny karawan. Spektakl Ma­

riana Pecko oparty jest bowiem na zasa­

dzie wiecznej niestabilności, ciągłego prze­

nikania się planów i postaci, zachwiania wszelkich proporcji i konwencji. To rodzaj teatru totalnego, poetyckiego i jarmarczne­

Spektakl „Mr Scrooge” - Teatr Lalki i Aktora

go zarazem, aktorskiego i lalkowego, me­

taforycznego i muzycznego, który przy ca­

łej swej różnorodności jest zadziwiająco spójny.

Całkowicie odmienna w klimacie jest natomiast jego wyestetyzowana, celebro­

wana animacyjnie „Bestia i Piękna”, opar­

ta na klasycznej adaptacji Jana Ośnicy.

Decyzją reżysera w świat bajki wprowadza tutaj widzów Czarna Wróżka, ta sama, któ­

ra zamieniła próżnego księcia w odraża­

jącą Bestię, by go ukarać za okrucieństwo i bezduszność. Ona przedstawia bohate­

rów, ona powierza animatorom ubranym w białe i czarne dworskie stroje równie sty­

lowe, lecz jaskrawo kolorowe marionetki.

Ona nadaje niespieszne tempo ich scenicz­

nej opowieści i komentuje ich działania nastrojow ym i songam i. Tutaj również mamy do czynienia z teatrem w teatrze, lecz jest to teatr znaku, symbolu, metafo­

ry i ogromnej precyzji. Barwne marionetki i czarno-biali animatorzy poruszają się nie­

omal w pustej przestrzeni, w której z rzad­

ka pojawiają się pojedyncze rekwizyty jak lichtarz ze świecami czy czerwona róża.

Jedynym stale obecnym elementem sce­

nograficznym jest niezwykle mobilne, bia­

łe okno horyzontu, zmieniające swą wiel­

kość i formę, przesłaniane niekiedy czar­

im. A . Smolki w Opolu, fot. Archiwum Teatru

129

nymi smugami cienia niczym kartą. Biel­

ska „Bestia i Piękna” to spektakl, który dłu­

go pozostaje w pamięci.

Takim spektaklem jest także Tołsto- jowski „B uratino” w arszaw skiej „La lki”

w inscenizacji słowackiego tandemu: On- drej Spisak - reżyser i Frantisek Liptak - scenograf, tym razem w zm ocnionego przez polskiego kompozytora, Piotra Na- zaruka. Tutaj do obejrzenia bajki zapra­

sza w id z ó w . wiszący na ścianie portret Buratina. On to im opowie historię drew­

nianego pajaca, który nie chciał zostać grzecznym chłopcem jak Pinokio, lecz te­

atralną lalką, by opowiadać dzieciom „baj­

ki, które zdarzyły się naprawdę”, jak jego własna.

W tym pełnym teatralnych dziwów, dynamicznym widowisku marionetki wy­

stępują w rolach kukiełek, zaś aktorzy - w roli reszty świata. Nie posiłkując się żad­

nymi rekwizytami wcielą się w rolę szafy, portretu czy lustra. Będą drogą, po której Buratino wędruje do szkoły, by trafić do teatru. Ba, aktor będzie nawet całą szkołą - z elementarzem na głowie i płaszczem

„podszytym” szkolną klasą pełną niesfor­

nych lalkowych uczniów. Będzie też te­

atrem - wpelerynie kryjącej marionetkową scenkę. Bo wszystko jest teatrem - zdaje

się mówić Ondrej Spisak, a mali widzowie doskonale go rozumieją, ponieważ taki te­

atr uprawiają na co dzień podczas swoich dziecięcych zabaw.

Podwójną, niejako zm ultiplikowaną zasadę teatru w teatrze zastosował ada­

ptator i zarazem reżyser krakowskiej „Bal­

ladyny”, Bogdan Ciosek, dosyć śmiało in­

gerując w tekst klasycznego utworu. Nar­

ratorami baśni Juliusza Słowackiego uczy­

nił bowiem pracowników technicznych sceny, każąc im się wcielić w role baśnio­

wych stworów - Goplany, Skierki i Cho­

chlika. Ta trójka powoła do życia świat bez­

dusznych ludzi, upostaciowanych przez zgrzebne, turpistyczne lalki o starczych twarzach, autorstwa Jerzego Kaliny. Będą nimi potem pomiatać po scenie, będą je dźgać nożami, by na koniec powiesić je umartwione na drewnianych lalkarskich stojakach. Zbyt dosłowna wydaje się ta metafora, zbyt dosadna zwłaszcza w kon­

tekście romantycznej poezji.

Od takiego dyskursu, niejako wadze­

nia się reżysera z pisarzem, już tylko krok do spektakli autorskich, powstałych z in­

spiracji konkretnymi dziełami literackimi.

W tym nurcie opolskiego festiwalu znala­

zły się trzy widowiska, traktujące o egzy­

stencji człowieka, utrzymane w klimacie

„Piękna i Bestia” - Teatr Lalek Banialuka, fot. Archiwum Teatru

m rocznego oniryzm u. A w ięc, przede wszystkim - „Odchodzi” - przejmująca in­

scenizacja Leszka Mądzika, będąca bez­

słowną wizualizacją tomu poezji Tadeusza Różewicza „Matka odchodzi” (Scena Pla­

styczna KUL). To kolejna odsłona spekta­

klu, jaki Leszek Mądzik tworzy od począt­

ku swojego teatralnego istnienia, od „Ziel­

nika” i „Wilgoci”, od „Szczeliny” i „Tchnie­

nia” - kolejny akt mocowania się człowieka z bytem i niebytem.

Z mroku sceny na moment wyłania się nieruchoma postać siedzącej kobiety, by po chwili zniknąć w ciemności, a po­

tem znów się pojawić w bliższym lub dal­

szym planie. I znów, i znów. Za każdym razem starsza, niczym starzejąca się fo­

tografia w rodzinnym albumie. Aż nagle z ciemności wyrastają cmentarne kamie­

nie - rosnące nagrobne fotografie, które w nieubłaganym marszu nacierają na wi­

dzów, majestatyczne niczym posągi z Wy­

spy Wielkanocnej. Dreszcz przechodzi po plecach.

Podobny w klimacie jest sceniczny moralitet Krystiana Kobyłki „ . i odsłoniłam noc” powstały z inspiracji baśnią Anderse­

na „Opowieść o matce” (Opolski Teatr Lalki i Aktora). I tutaj nic nie jest do końca pew­

ne. Matka - powłóczysta figura naturalnej wielkości - pochyla się nad pustą kołyską, wypełnioną tylko przejmującym stukotem rozkołysanego drewna. Zrozpaczona wy­

ruszy tropem zabranego przez Śmierć dziecka, a na jej drodze będą się pojawiać tajemnicze stwory i fantasmagorie, jej wła­

sne lęki i nadzieje, dziwne dźwięki i pogło­

sy. Aż zobaczy w końcu dwa ludzkie losy - szczęśliwy i tragiczny. Jeden z nich bę­

dzie losem jej dziecka, lecz który - nie wia­

domo. Wstrząśnięta wizją możliwej trage­

dii, zrezygnuje z odzyskania syna - zaufa losowi.

Ten rozdzierający dramat matczyne­

go osamotnienia i tęsknoty Krystian Kobył­

ka opowiada bez słów. Mroczne obrazy stworzone przez Joannę Braun nie budują fabuły. Pojawiają się na moment w obra­

mowaniu metalowej klatki, by po chwili znów rozpłynąć się w ciemności, prowo­

kując wyobraźnię i wrażliwość widzów nie­

domówieniem, „niedopatrzeniem”, „niedo­

słyszeniem”.

Tak oto 22. Ogólnopolski Festiwal Te­

atrów Lalek dowiódł, że dramaturgia na polskich scenach lalkowych została zdo­

minowana przez żywioł inscenizacyjny, przez obraz, niekiedy bardzo piękny, lecz często nie do końca czytelny. Czy na za­

wsze? Program imprez towarzyszących zdaje się dawać nadzieję, że nie. Oto po raz pierwszy przez cały festiwalowy ty­

dzień odbywały się spotkania z dramatur­

gami. Krystyna Chołoniewska, Monika Mi­

lewska, Marta Guśniowska i pisząca te słowa prezentowały fragm enty swoich sztuk w formie prób czytanych, by prze­

tem w tej debacie był spektakl poznańskiej Animacji „Rycerz bez konia” debiutującej na scenie Marty Guśniowskiej w reżyserii Janusza Ryl-Krystianowskiego i sceno­

grafii Jacka Zagajewskiego. Ta pogodna, skrząca się paradoksami komedia o nie­

kompletnym rycerzu (bo bez konia) i nie­

kompletnym koniu (bo bez rycerza) po­

szukujących pełni, pogodziła oba środo­

wiska do tego stopnia, że przyznano jej pozaregulaminową, dramaturgiczną na­

grodę. A to już krok we właściwym kie­

runku!

131

BIOGRAMY

Wioletta Bojda