Gustaw Morcinek był przez wiele lat nauczycielem, najdłużej uczył w szkole skoczowskiej. Swoich uczniów lubił ser
decznie i wiele ciepłych słów o nich napi
sał. Był znakomitym psychologiem, wraż
liwym, spostrzegawczym, zdolnym do em
patii, nakreślił więc wiele portretów dzie
cięcych w swoich książkach, zawsze suto okraszając je znakomitym humorem. Mor
cinek bowiem był humorystą ze „szkoły Ma
kuszyńskiego”, skłonnym trochę do słyn
nego „uśmiechu przez łzy”. Szczerze roz
bawiony młodzieńczymi wybrykami opisy
wał je ciepło, z sympatią, a jego żart prawie nigdy nie był złośliwy, bolesny. Morcinek zachował młodzieńczą wrażliwość, lotność umysłu, nieszablonow ość obserw acji, świeżość skojarzeń.
Tak pisał o swoich uczniach: Jakiekol
wiek były owe dzieci, głodne, ubogie, cza
sem brudne, w połatanej odzieży lub dostat
nio ubrane i z pajdami chleba grubo masłem sm arowanym i - ja kie kolw ie k one były, śmiech zawsze dzwonił w naszej klasie,
a słońce zawsze nam świeciło, chociaż mógł to być dzień pochmurny i deszczowy. Ja zaś zawsze starałem się rozdmuchać owo słoń
ce, by było jeszcze większe i jeszcze bar
dziej złote (Roztomili ludkowie).
Podobną refleksję włożył w usta boha
tera Wyoranych kamieni nauczyciela ide
alisty — Kalety:
Kaleta stanął obok katedry i ją ł po kolei przenosić wzrok z dziecka na dziecko.
Napotykał skupione oczy. Oczy były niebieskie, ciemne, szare, nijakie, kocie, mądre, chytre, głupie, naiwne, ciche lub buntownicze. Przeróżne. A wszystkie były wyczekujące, tajemnicze i skupione w tej chwili. Co się za nimi kryje?
Autor Ondraszka opisał dwie szkoły:
w Czarnej Julce c.k. szkołę swojego dzie
ciństwa, a w Wyoranych kamieniach, licz
nych felietonach zgromadzonych w to
mach W najmłodszym lesie, Gołębie na dachu, powieściach dla młodzieży takich jak: Narodziny serca, Gwiazdy w studni
i w opow iadaniach odm alow ał szkołę, w której uczył. W jego utworach istnieją, w ięc dwa spojrzenia na tę instytucję:
uczniowskie i nauczycielskie. Chwilami są one komplementarne, chwilami prezentują dwa odmienne punkty widzenia. Z jedne
go i drugiego wynika jedna prawda: nie ma dzieci złych, są tylko zaniedbane, więc nie
szczęśliwe.
W Wyoranych kamieniach oglądamy szkołę z punktu w idzenia nauczycieli, a w Czarnej Julce uczniów, w felietonach napotykamy oba spojrzenia. We wszyst
kich mamy nauczycieli demokratów i au- tokratów. Pierwsi budzą wzruszenie, dru
dzy śmieszność. Demokraci, tacy jak Ka
leta z Wyoranych kamieni, szanują oso
bow ość każdego ucznia, d o strze g a ją każdą jednostkę w szkolnej zbiorowości, mają do nich stosunek personalistyczny, każdy z tych młodych ludzi jest dla niego zagadką i wyzwaniem, dostrzegają naj
pierw człowieka, a dopiero potem zbioro
wość. Podobny jest „pan Skupień” (narra
tor zawsze pisze o nim z szacunkiem) z Czarnej Julki. Już jego ujmujący wygląd zewnętrzny czyni go sympatycznym: wy
soki, szczupły, o jasnych włosach i oczach, schludnie ubrany jest bardzo lubiany przez dzieci. Najlepszym nauczycielem jest jed
nak matka.
Nauczyciele Morcinkowi, to przede wszystkim nauczyciele z powołania. Wszy
scy stanowią inteligencję pierwszego po
kolenia, homines novi, określi ich narrator.
Często żyją w ubóstwie, chorują na gruźli
cę. Wyorane kamienie to też „monografia nauczycielskiego ubóstwa”. Ale większość z nich jest świadoma tego, że o powodze
niu pedagogicznym decyduje nie tylko wie
dza książkowa. Kierownik szkoły, Heczko, mówi do swojego grona, że: Nawet naj
bardziej rutynowany pedagog potyka się
33
boleśnie. Co innego twierdzi napuszona mądrością książka, a co innego dowodzi życie ( Wyorane kamienie). Wpisują więc w swe nauczycielskie losy sukcesy i klę
ski, a rozumni z jednych - z drugich wy
snuwają wnioski.
Michnik, drugi typ, nauczyciel-autokra- ta przedstawiony karykaturalnie, jest no
śnikiem cech, których pedagog nie powi
nien posiadać. Zarazem Michnik jest po
stacią wyrazistą, choć tylko w jego wypad
ku narrator posługuje się złośliwością.
Często postaci Skupienia i Michnika są przez pisarza celowo zestawiane, aby ów kontrast bardziej uwypuklić.
Skupień był wysoki, chudy, ojasnych oczach, łagodny i uśmiechnięty.
Przepadaliśmy za nim (Czarna Julka) Pod marynarką nosił znaczek Macie
rzy Szkolnej Księstwa C ieszyńskiego;
Michnik jest „nordmarkowcem”, należy do
„Schulvereinu”, nosi w klapie marynarki
„jakąś strasznie niemiecką odznakę”.
Takie zestawienie dwóch kolejnych akapitów : „M ich nik był „no rd m a rkow c e m . ” i „Skupień zaś nosił pod klapą
marynarki odznakę Macierzy szkolnej Ślą
ska Cieszyńskiego” 154, od razu walory
zuje obu nauczycieli, ustawiając ich w opo
zycji swój/obcy. Uczniowie często kpią z Michnika w żywe oczy, z czego on nie zdaje sobie sprawy. Najgorsze jest to, że Michnik bije dzieci i że sprawia mu to naj
wyraźniej przyjemność, sam Morcinek był gorącym przeciwnikiem kar cielesnych.
Gdy więc „banda Julki” dojrzeje do zemsty narrator wytłumaczy:
Mimo więc najpiękniejszej wiosny w naszym zasmolonym żywobyciu, dojrzewało w nas pragnienie zemsty i pomsty na Michniku. Za jego gramatykę i bicie nas trzciną, za jego
„polskie woły”, za to, że powiedział o Wańku, iż znowu o jednego lumpa mniej, za Mickiewicza! ...Jasny pieron!...Diabliby wzięli Michnika, takiego głupiego Michnika (Czarna Julka).
Najbardziej nie lubią dzieci gramaty
ki, pytanie z „trybów” jest dla nich najwięk
szym nieszczęściem i tak jest w obu szko
łach. Odmiany, przypadki, zaimki i inne
„gramatyczne mądrości”, budzą przeraże
nie, z czytanek uczą się 0 cesarzu Franciszku Józe
fie, jaki jest dobry i mądry, poza tym uczą się jeszcze g eo grafii m onarchii au
striacko-w ęgierskiej i ra
chunków.
Zbiorow ość uczniow
ska z Czarnej Julki zaryso
wana została z sympatią.
Jest w niej Waniek, chło
piec, którego „bili ludzie 1 biło życie” i skarżypyta Zdenka Zlatnikowa, córka bogatego przedsiębiorcy robót ziemnych w Karwi
nie, Czarna Julka - przy
Rys. Jan Marcin Szancer
wódczyni bandy, jest Hibner, co wodził dziewczynom zaś na wiosnę wkładali pod bluzki chrabąszcze, a obok tego byli dzie
cięco i wzruszająco patriotyczni. Kpiny na temat Polski, Mickiewicza, polskiej naro
dowości, własnej niższości przyjmują bar
dzo boleśnie. Ten patriotyzm, naiwny, lecz autentyczny, ukształtował nauczyciel Sku
pień: Słońce wyłaziło coraz wyżej na nie
bo, a myśmy marzyli o rzece Olzie. Boże, rzeka Olza... Dunaj, Amazonka, Missisi
pi, Ganges - to wszystko plewa wobec naszej Olzy. Olza ciekła z naszych Beski
dów, o których prawił nam pan nauczy
ciel Skupień, że pow stały z uśm iechu Boga i że Kordyliery, Apeniny, Himalaje i Erzgebirge, i jeszcze inne łańcuchy gór
skie, nie mówiąc już o naszych austriac
kich Alpach, to mizerne kopczyki wobec naszych wspaniałych Beskidów. (Czarna Julka).
W szkole skoczowskiej też pojawiają się różne dzieci. Obserwujemy je w czasie lekcji, na przerwach i pod gazetką, gdzie stają teraz najw ięksi m ądrale klasow i i uczenie rozprawiają. Jest więc Metza gołębiarz, Hajek narciarz, je st Nalewajka, co go samorząd klasowy wybrał na wójta, lecz nazajutrz z wielkim wrzaskiem pozba
wił tej godności, bo Nalewajka miał chleb z powidłami, powidła zebrał na palec i wy
smarował Sojce wąsy od ucha do ucha.
Wtedy Sojka zbeczał się rzewnie, powidła zlizał łakomie długim językiem, a chłopcy wyrzucili wójta z samorządu i wybrali so
bie Primasa (Gołębie na dachu). I one są bardzo patriotyczne i to jest zasługą szko
ły, np. bardzo głęboko przeżywają wszyst
kie polskie sukcesy w świecie.
I te dzieci z Czarnej Julki i te z Wyora
nych kamieni są bardzo ruchliwe i witalne i radzą sobie w szkole podobnie. Ich reak
cje są wahadłowe: chwilę powagi muszą odreagować śmiechem. Przede wszystkim próbują wyprowadzić nauczyciela z równo
wagi, gdy im się uda — nauczyciel rozzłosz
czony staje się śmieszny i jest skompro
mitowany na zawsze. Kaletę też ucznio
wie próbowali wyprowadzić z równowagi, ale im się to nie udało i była to wielka wy
grana nauczyciela.
Bez względu na to, czy chodzą do szkoły cesarsko-królewskiej czy powszech
nej podobnie reagują na wiosnę:
W szkole ratowała nas wiosna przed głupią gramatyką nauczyciela Michnika.
Gdy bowiem Michnik zaczynał pytać o deklinacje, o odmianę rzeczowników, 0 tryby, wtedy Julka zaczynała wołać:
- Pięknie proszę, panie nauczyciel...
- Co chcesz?
- Wczoraj szpaki przyleciały z cieplic!
- A w nocy leciały żurawie nad
„Johannszachtą” i strasznie
wrzeszczały! - podejmował w te pędy Hibner.
- A mnie mówił ujec ze starego miasta, że już przyleciały bociany! - pomagał mu Siuda.
1 zamiast gramatyki była pogwarka o wiośnie. CZ.J.263 A w szkole skoczowskiej:
Wiosna w szkole rozpoczyna się którejś najbardziej nudnej lekcji gramatyki.
Kiedy bowiem już wszystkim mocno sprzykrzyły się wszystkie przysłówki czy imiesłowy zaprzeszłe, znienacka wstaje Karlik Blok i tak powiada:
Proszę, Bo oto już przyleciały s z p a k i.!
U nas już jest sześć szpaków.
(W najmłodszym lesie).
3S
Nie trudno dostrzec podobną konstruk
cję obu scen, całkiem inteligentny sposób odciągnięcia uwagi nauczyciela od grama
tyki, rozmarzenie zmieniającym się rytmem przyrody; nie uzgodniw szy wcześniej, sprytnie, według określonych reguł, pro
wadzą grę z nauczycielem, niezmienną niezależnie od czasu i przestrzeni.
Wszystko to opisuje z sympatią bystry obserwator, humorysta tkwiący w społecz
ności szkolnej, jest to jednak człowiek do
rosły. W Czarnej Julce mamy nawet dwóch narratorów, bo pojawia się także narrator subdziecięcy, który znakomicie potrafi od
dać dziecięcy sposób myślenia. Ten to nar
rator napisał zadanie domowe będące po
równaniem lwa z kozą, stanowiące jeden z najzabawniejszych fragmentów w Czarnej Julce, który wart jest przytoczenia:
Hausaufgabe o lwie i kozie.
Podobieństwa: Gdy Pan Bóg stwarzał świat, to w piątym dniu rzekł: „Niech wyda ziemia duszę żywiącą według rodzaju swego; bydło, płaz i zwierz ziemski. I stało się tak”. I wtedy Pan Bóg stworzył także lwa i kozę. I to jest to podobieństwo (...). I to podobieństwo między lwem i kozą trwało aż do potopu świata. Bo święty Noe (...) zabrał do korabia lwa i kozę. I wtedy lew chciał zeżreć kozę, a koza chciała pobóść lwa.
I tu powstała różnica. I wtedy święty Noe zamknął kozę do chlewka na Korabiu, a lwa do klatki także na korabiu. I dzisiaj kozy mieszkają w chlewkach, a lwy w klatkach wmenażerii (...). I w Cyrkusie, na obrazku i na pustyni. Lew ryczy na pysku, a koza beczy (...). Lew żywi się mięsem, Murzynami i białymi
podróżnikami, a koza zjada kapustę, kwiatki w ogrodzie i trawę. Koza daje mleko dobre na suchoty, a lew nic nie daje, bo nie ma mleka. Koza ma rogi, a lew ma kły i pazury. Lew jest samcem, bo jest rodzaju męskiego, a koza jest
samicą, bo jest rodzaju żeńskiego.
Samiec nazywa się capem i bardzo szpetnie cuchnie. Koza miewa młode, a lew nie ma młodych, tylko lwica stara się o młode lwięta, ale ona jest bez grzywy. Grzywę ma tylko lew. Jest on królem zwierząt, a koza jest krową górników. O ludziach dzielnie bijących się mówimy, że są odważni jak lew.
A o dziewczynach mówimy, że są głupie jak koza. Koniec (Czarna Julka).
Komizm tego wypracowania wynika najpierw z samego tematu, doskonale na
śladującego nonsensowność wypracowań szkolnych (np. Pokolenie Rolanda w II woj
nie światowej), jest jakby rodem z Gom
browicza. Zadanie jest bardzo logiczne i gramatycznie poprawne, ale właśnie owo nagromadzenie rzeczy oczywistych (redun
dancja) ujawnia ich śmieszność. Jest też w tym wypracowaniu zabawa popularny
mi stereotypami skojarzeniowymi i odro
bina męskiego szowinizmu. Wypracowa
nie ujawnia bezsens stereotypów, ich nie
dorzeczność, nawet skostniały w swej
„na-Rys. Jan Marcin Szancer
uczycielskości” Michnik znajduje się pod jego wrażeniem.
Podobną sytuację zauważy Morcinek w wypracowaniu swego ucznia, który napi
sze: „Brawo Schantzer! Tyś jest porządny żyt” (Gołębie na dachu). Z tym, że teraz komizm będzie wynikał z błędnej ortografii.
0 przygodach ortograficznych swoich uczniów Morcinek w ogóle napisał sporo.
Z samej istoty komizmu, wywodzi się fakt, że to, co jest śmieszne dla uczniów, zupełnie nie jest zabawne dla nauczycie
la. Gdy w odwecie za wszystkie krzywdy 1 upokorzenia dzieci włożą Michnikowi do drugiego śniadania zdechłą mysz, banda Czarnej Julki będzie „siedziała na złotych koniach i zacierała ręce” (Czarna Julka).
Wrzaski i ryki nauczyciela, jego niesko
ordynowane ruchy potęgują komizm sy
tuacji, dla nauczyciela dość dramatycz
nej. Ośmieszenie nauczyciela, to moment popraw y sam opoczucia uczniów, je s t w tym radość z własnej wyższości, zaba
wa kosztem nielubianej osoby. I choć można by powiedzieć za Stefanem Gar- czyńskim, „że komizm ma zawsze wymiar etyczny” (Anatomia komizmu) i Michnika spotkała zasłużona kara - to przecież żaden nauczyciel nie chciałby się znaleźć w jego sytuacji.
Zbuntowani, po wyrzuceniu ze szkoły, uczniowie śpiew ają kolejno „Czerwony sztandar”, „O sanctissima, o piissima, dul- cis virgo Maria”, potem o dziewczynie, co pasała wołki na Bukowinie, „Tysiąc walecz
nych”, „Szemrze nurt wody”, jeszcze pla
nowali piosenkę o żołnierzu tułaczu i ten p rzedziw ny konglom erat rozładow uje w nich poczucie klęski i gorycz porażki.
Jest w końcu jeszcze jedna niezwykła postać w rzeczywistości szkolnej - ujec - prototyp kopidoła Joachima Rybki, ale o uj- cu można by napisać kolejny artykuł.
Jolanta Szcześniak