Wiara: św iat niewidzialny, dusza, many, duchy, Bóg
I. Dusza ludzka
N a pierw szym p lan ie w idzim y many, czyli dusze ludzkie, uw olnione przez śm ierć z w ięzów m atery aln eg o ciała i żyjące p oza grobem w łasnem sw em życiem. W te n sam praw ie spo
sób z a p atry w a li się n a tę spraw ę łacinnicy, od k tó ry c h też to pojęcie „m anów " je s t zapożyczone *).
T a w iara w m any i k u lt, k tó ry im składano, ta k są c h a ra k te ry sty c z n e u m urzynów , iż niekiedy religię ich oznaczano nazw ą M anizm u. I znakom ity obserw ator, m ajor angielski A rtur G lynn L eo n ard w studyum , k tó re pośw ięcił krajow com z Dolnego N igru, podał n a stę p u jąc e słowa, k tó re m ożna zastosow ać do w szystkich środow isk lu d zk ich całej A fryki, N egrillów , San, H o ten to tó w , B antu, N igrytów a n aw et H am itów : „P om ię
dzy Ibo i innym i szczepam i D elty (Nigru) w iara w istnienie duszy ludzkiej je s t pow szechną. J e s t ona dla nich zasad ą czy n
ną, k tó ra czuw a i je s t w olną, gdy ciało je s t pogrążone we śnie. Skądinąd, zdaje się być czem ś n ieokreślonera i niedają- cem się określić, niew idzialną choć co do isto ty szczególną, rozszerzoną, elastyczną, co do składu różn ą od ciała ludzkie
go, porzu cającą chw ilow o sw ą pow łokę podczas snu, a o sta teczn ie p rzy śm ierci” z).
P o d łu g filozofii spirytu alistyczn ej dusza lud zka je s t sub- sta n c y ą p ro stą i duchow ą, a zatem niem ateryaln ą, in te lig e n tn ą, w olną i nieśm iertelną. Lecz, by dojść do podobnego p oję
cia i zachow ać je nienaruszonem , potrzebne są, zdaniem św.
') Różnica zachodzi w tem, iż naprzód Rzymianie przeznaczyli dla „Ma- nów" św iat podziemny, gdy tymczasem murzyni dają im mieszkanie w sensie szerszym. Nadto, słowo „Many" (od starego słowa m anus lub manis, dobry, co odnajdujemy w złcżnnem immaniś) oznacza właściwie mówiąc „duchy dobre", przez przeciwstawienie do larw czyli Uiniurów, które są przedewszyst- kiem „duchami przestrachu, powracającymi, widmami". Diet. lat. de Freund et Theil. — Zatem pierwotnie manis, 1. mn. manes, było przymiotnikiem, który podano do słowa Dii, branego w znaczeniu duchy: D ii manes.
2) Major A rtur G. Leonard, The Lower N iger and its tribes, London, j906, p. 139.
Tom asza, długie stu d y a i przenikliw ość: Rrquiriłur diligens el
Inne języ k i, w przew ażnej liczbie, zaszczepiły te sam e identyczne, oznaczające oddech, tchnienie, zasada życia, serce, dusza, etc.
2) Nsisim , cień, du si a, wyraz zdwojony od rtsin, fo r m a , obraz.
Cóż to za tajem nica?
Czy dusza ludzka je s t tem w szystkiem naraz, lub czy te różne objaw y supponują w ielość su b stan cy j? W g runcie rz e czy czarni nic o tem nie wiedzą,. Nie m ają oni o pow yższem teo ry i jednolitej, a ich pojęcia psychologiczne nie cofają się przed tw ierdzeniam i niezgodnem i; m ożna też zastosow ać do w szystkich B antusów , co pisał D e n n e tt o B a-vilach z L oango:
„Niema w ielkich nadziei, by m ożna dać ścisłe pojęcie ro zró ż
nienia, jakie krajow cy zazn aczają pom iędzy cieniem żyjącym , oddechem i in telig en cy ą z jednej, a duchem , sum ieniem i z a sadą życiow ą z drugiej s tro n y ” ’).
Starzy E g ipcyanie oddali nam przysługę, p o zo staw iając w spuściźnie pom niki, m alow idła, napisy, k tó re pozw oliły dzi
siejszym uozonym odtw orzyć eg ip sk ą teo ry ę o duszy i to z ta k ą ścisłością w k o n tu rach , z ja k ą filozofowie doliny N ilu praw dopodobnie się nie spo ty kali, ale i przeciw ko jak ie j ż a den z nich nie mógł zap ro testo w ać. P od w ó jne — K A —, pro- je k c y a n apo w ietrzna ciała uw ieczniła się w grobow cu, sub- stan cy a więcej w yzw olona — B i lub Basi — k tó rą uw ażano za isto tę n a tu ry ludzkiej, u la ta ła do „innej ziem i” ja k o p ta k i m ogła dowolnie w ybiegać lub pow racać do grobu; inny św ietlany pierw iastek — KHOU —, opuszczał nasz św iat i łą czył się z orszakiem bogów ; nie m ów im y ju ż o sercu, k tó re sic objaw iało za życia ja k o sumienie, a po śm ierci jak o św iadek2).
Otóż poza tą p recyzy ą d o k try n aln ą, k tó ra m niej je s t z a znaczoną u filozofów z nad N ilu niż z nad Sekw any lub T a mizy, czujemy się uderzeni dziw ną analogią, ja k a się zaznaoza pod ty m w zględem pom iędzy w ierzeniam i stary ch E g ipcy an a dzisiejszemi w ierzeniam i B antu.
U ty ch o statn ich choćby dusza lu d zk a posiadała w iele form różnych, choćby się ujaw niała w w ieloraki sposób—ona to jed n a k bije w naszem sercu i żyłach, ona oddycha i św ieci
') R. E. Dennett, A t the back the of black m a n s rnind.
J) G. Maspero, Histoire ancienne des peuples de l’ Orient, p. 4?, Pa- ris, 1905.
w źrenicy oka; ona je s t pierw iastk iem życia i jako ta k a znika n a m o m en t g d y człow iek zap ad a w om dlenie lub leta rg , a osta
teczn ie g d y um iera. J e s t też rodzajem substancy i eterycznej, k tó rą podczas snu c iała naw ied zają inne duchy, i k tó re ona w izytuje, k tó ra je s t czynną, k tó ra .m a r z y ”. J e s t ona jeszcze głosem w ew nętrznym , przem aw iającym do nas sam yeh, ro zb u dzającym w nas złe lub dobre uczucia, p ociągającym n as do złego lub dobrego, spraw iającym radość lub zgryzoty. Byó m oże, że je s t ona w ko ń cu rep rezen to w an ą przez to u ze
w n ętrzn ien ie naszej osoby, k tó re się n azy w a cieniem , a któ re j e s t w k raja ch słonecznych w ięcej uderzające i ja sk ra w e niż w naszych, podobne je d n a k w yjaśnienie nie je s t przez nich p o jęte ja k o w ynik p rzejęcia lub zatrzy m an ia św iatła przez ciało n ieprzezro czyste, ale ja k o coś co spoczyw a w człow ieku i to w arzyszy m u przy śm ierci...
O statecznie, m urzyn w dobrej szkole baw iący się w m eta fizykę, chód nie wie o tem , n a d a je p ew n ą „form ę” lub pew ien
„sposób” tem u w szystkiem u co istnieje, a więc m inerałow i, ro
ślinie, zw ierzęciu, in sty n k to w n ie u zn ając w człow ieku coś ta
kiego, przez co te n człow iek żyje, p o rusza się, posiada św ia
dom ość sam ego siebie, rządzi się, rozum uje, mówi, m arzy i w ko ń cu p rzeżyw a siebie.
To coś je st różne od naszego ciała i nie je s t czeraś na ty le nieodlącznem od niego, by go nie m ogło opuścić na chw ilę. R ów nież w ielu z ludzi, dzięki szczególnym czarom, k tóre p o siad ają w sw ych w n ętrznościach, a o czem często sam i nie w iedzą, a k tó re m ożna odnaleźć przy sekcyi po
śm iertnej ich zw łok, w ałęsa się podczas snu, pow oduje choro
by i śm ierci, ssie ja k w am piry krew ludzi śpiących, w ykrada serce sąsiadom i je s t p rzyczyn ą tysiącznych nieszczęść. Inni, czarow nicy św iadom i, u żyw ają tej w ładzy u zew n ętrzniania się i zm iany m iejsca, zn ajd ując tym sposobem rzeczy skradzione, chodzą k ędy chcą, w stęp u ją w zw ierzęta w celu urzeczyw ist
nienia sw ych złych zam iarów , podczas nocy biorą udział w z e b raniach dyabelskich, lub u k azu ją się pod postacią pary, kuli ognistej, robaczkó w św iecących, p tak ó w nocnych etc. Ale dzięki przeciw nym siłom dosięgają oni te duchy pod form ą m ate ry a ln ą, k tó rą przybrały, łap ią j e i zabijają, a złapanym ty m , k tó ry cierpi i u m iera je s t czarow nik... O to w yjaśniona
zagadka, dlaczego ludzie spokojnie ud ający sig wieczorem na spoczynek—nie budzą sig już nigdy...
* * *
T a k wigc pierw szy p u n k t został osiągnigty, a któ ry , pra- wdg rzekłszy, przez nikogo nie je s t zaprzeczany. Nasi p ier
w otni A frykanie w ierzą w istnienie duszy ludzkiej, czyniąc sobie o jej n atu rze pojgcie, k tó re się może zdaw ać „zdrow ej”
filozofii obce. O statn i ten p u n k t nie może z resztą nas dzi
wić, gdyż ileż to system ów psychologicznych szkolnych nastg- powało już po sobie, a jed n ak żaden z nich nie został o sta tecznie ustalony!
Ale skąd sig bierze u pierw otnych sam o to pojgcie d u szy? J e s t to w ynik, odpow iadają teo re ty c y anim izm u, obser
wacyi snu, m arzenia, śm ierci i t. d. i fałszyw ego tłum aczenia tych stanów , lub zjaw isk n atu ra ln y c h , na k tó ry c h rozw iązanie dziki nie znajduje innej odpowiedzi.
T w ierdzenie podobne zdaje się nam jed n a k całkiem do- wolnem i nie dającem sig dowieść. J e s t, co praw da, niemo- żebnością ustalić, skąd pierwsi ludzie wzięli ideę duszy; ale co do pierw otnych dzisiejszych kto m oże nas zapew nić, czy to p o ję - cie, tkw iące dziś w ich myśli, rodzi sig z obserw acyi zjaw isk, lub czy też nie je s t już przedistniej ,cem i ja k o tak ie służy w łaśnie do w yjaśnienia ty ch zjaw isk? Z d aje nam sig, że ta o sta tn ia hypo- teza je s t praw dziw ą. I H. Schell m a zupełną racyg, gdy pisze:
„ Jest rzeczą widoczną że przez duszę rozum iano zaw sze co innego niż tchnienie, ciepło życiow e... m arzenie, cień czy obraz odbity w zw ierciadle. W szy stk ie te zjaw iska, połączone n aw et w jedno, są n iew y starczające, by dać pojęcie duszy. T a o s ta t
nia nie m iała po trzeb y ty lu kołow ań, by pow stać; bez tego w szystkiego człow iek poznaw ał i poznaje to coś w ew nętrznego i żyjącego, jed y n eg o i nieu ch w y tneg o , trw ająceg o i niepoko- ualnego, co w nim spostrzega, sądzi, szu ka i w ątpi, czuje i chce, ko cha i nienaw idzi, boi sig i spodziew a, decyduje i je s t zdecydow anem , w czem w szystkie je g o w rażenia sig k o n cen trują i w zajem p rzen ik ają i z czego pochodzi w szystko to, co on choe i co myśli. A przeto nie do poznania i po jęcia duszy używ am y ty ch pojęć tch n ien ia, ognia, cienia, odbitego obrazu,
R e lig ia L u d ó w P ie r w o tn y c h . ^
ja k o b y one m iały tu ja k ą k o lw iek w artość, lecz by z nich z p o m ocą porów nania i analogii w yprow adzić obrazy i n azw ę” lj.
B ezpośrednie poznanie ruchu życia w ew nętrznego, ujaw nione przed chw ilą i to w całej swej rozciągłości, oto dla k a ż dego człow ieka, ta k dzikiego ja k i kultu raln ego , praw dziw a p ierw o tn a p o d staw a pojęcia duszy. A sam o to poznanie, mniej lub więcej w yraźne u każdej jed n o stk i, znajduje swe potw ier dzenie w w ielości zjaw isk, odnoszących się bądź do życia obecnego, bądź przyszłego, k tó re to zjaw iska, dobrze czy źle kontro low an e, dobrze czy źle tłum aczone, zrodziły w całym św iecie pierw otny m to silne przekonanie, że człow iek je s t obdarzony duszą ożyw iającą i rozum ną, k tó ra jest substancyą ró żn ą od ciała.
Z aznaczam y jednak, iż je s t to kw estya odnosząca się do dziedziny filozoficznej, psychologicznej i św ieckiej. Zapew ne, że ma z nią zw iązek religia, a i m agia również, lecz ani jed n a ani dru g a nie czynią z niej obowiązkowo swego p u n k tu wyjścia.
A, byśm y m ogli sam i oznaczyć ten p u n k t w yjścia, w in niśm y dalej prow adzić badanie, p ostęp u jąc śladam i duszy w jej życiu pozagrobow em i tąjeraniczem , dokąd się przenosi po roz
łączeniu się z ciałem , ki ór e zam ieszkiw ała.
Śmierć! Czemżeż je s t ta śm ierć w oczach B antusów ?—
K ró tk o m ówiąc, je s t to porzucenie ciała przez duszę, k tó ra je s t zasadą życia. S taje się to zaś dlatego, że Bóg j ą odw o
łuje, że duchy zm uszają ją do opuszczenia ciała, że g usła cza
row ników zry w ają więzy% k tó re ją do niego przykuw ały, bądź też dlatego, iż sam a p rag n ie odejść od niego i pójść gdziein
d z ie j—gdyż m ogą tu być różne przyczyny śm ierci —dusza w tej ostatn iej chw ili chce się rozłączyć z ciałem . I w sam ej rze czy, gdy widzim y te w ysiłki um ierającego, konw ulsye jego ciała, kurc/.enie oblicza i członków , jeg o niepokój, niem oc,
udręeze-') H. S e h e l l , Apo login d e s C h r is tc n tr .m s , I, 5 9 ( C i t e pa r le P. W . S e r , 111 ć t , A n t h r o p o s , 1 9 0 8 , p. 3 6 0 j .
nie, jednera słowem to, co my sami n a z y w a m y agonią ‘), czyli ostateczną, walką, czy to wszystko nie okazuje nam, iż jest tam coś takiego, co chce odejść, co się w yzw ala z trudnością, co się siłą uwalnia z więzów materyi? W y zw olona dusza ludzka nosi nowe miano, ale istotowo pozostaje t ą samą; i tutaj języki bantu pozostają wierne sw em u duchowi, k tóry z pom ocą różno
rodnych wyrażeń różniczkuje ten sam byt przechodzący różne stany.
N aturalną je s t rzeczą, iż ceremonie i obrzędy pogrzebowe, towarzyszące śmierci, zmieniają się, stosownie do różnych p o koleń. Ale m ożna rzec, iż u w szystkich zaznaczają się one w pielgrzymce życia jak o rzecz najważniejsza i w tym samym czasie najbardziej c h a ra k te ry s ty c z n a i najbardziej znam ionu
ją c a wiarę w pewne życie pozagrobowe.
W świecie widzialnym Murzyn tuli się około swej rodzi
ny, k tó ra posiada nad nim wszelkie prawa; a przeniósłszy się w świat niewidzialny, ta sama rodzina pod formą m anów — mi-simu, abambo, ko m a 3) i t. d. —uwiecznia się, tworząc rodzaj nieskończonego szeregu, który łączy pozagrobowców z osta
tnio zmarłym, a tego ostatniego z przodkiem pierwotnym...
Pom iędzy tym i dwom a światam i obrzęd pogrzebow y jest niejako tajemniczym mostem, wiodącym duszę ludzką do jej przezna
czenia. Jeśli 011 j e s t dobrze urządzony, dusza osiągnie swój cel i pozostawi żyjących w spokoju; jeśli przeciwnie, to będzie się czuła opuszczoną przez swoich, nieszczęśliwą, nie na swojem miejscu, a co za tem idzie, należy się obawiać zemsty z jej strony.
Te pojęcia tłum aczą nam różnice przestrzegane w obcho
dzeniu się ze zmarłymi; krajow cy stosują się tu do osobistych przymiotów i znaczenia społecznego zmarłych.
Występni, wyklęci, czarownicy i czarownice, którym udo
wodniono urzeczenie, bywają ścigani w życiu pozagrobowem przez ogólną wzgardę i nie odbierają żadnej czci pogrzebowej.
f) Z greek. 'Ay(ov^i Aytuy, walka.
2) Różne wyrażania językowe identycznego znaczenia.
U wielu pokoleń palą ich powoli n a stosie drzewa heba n o w e go, popioły ich pozostaw iają w zaniedbaniu, a nędzną odzież zawieszają n a sąsiedniem drzewie. Gdzieindziej rzucają ich do wody, a jeszcze indziej zabijają, pozostaw iając tru p y na po
żarcie dzikim zwierzętom i mrówkom, k tó re z nich w krótce śladu nie pozostawiają. Są to prawdziwie wyklęoi.
Niewolnicy są pozbawieni wszelkich ceremonij pogrzebo
wych. Gdyż, jeśli zrodzeni zostali w niewolnictwie, lub później popadli w niewolę, czyż nie j e s t praw dą, że duch ich opie
kuńczy jest bezsilny? Są to ludzie nic nie znaczący; niewolnik nie posiada rodziny.
Dzieci, jeśli wcześnie umierają, nie mają również żadnego praw a do jakiejś czci szczególnej.
Inaczej rzecz się m a z ludźmi wolnymi, zwłaszcza naczel
nikami rodziny, wsi, pokolenia; ci są więcej honorowani na swych pogrzebach, niż kiedykolw iek w życiu.
Gdy zatem jeden z ty ch znacznych, bogatych i p ow aża
nych mężów niebezpiecznie zachoruje, zaczynają się radzie lekarzy; prorocy, odgadujący przyszłość', wysilają się na środki lekarskie i ofiary; gdy się zaś zbliży ostatnia godzina, pow o
łują w szystkich krew nych. Chory oznajmia wówczas ostatnią swą wolę, w ym ienia dłużników, przypom ina spraw y nieukoń- czone, zobowiązuje swe dzieci do w ykonania niespełnionej zemsty, wskazuje, gdzie są jego kryjówki...
Rozpoczyna się konanie. J e g o najbliżsi krew ni mu to w a rzyszą, a n a w e t u p ew nych pokoleń b yw a w zyw any zaklinacz dla odpędzenia ztych duchów. Oto np. jedna z pieśni, uży
wanych z tej okoliczności przez plemię P a n z Gabonu. W y pada zaznaczyd, że p o e ta zamiast otwarcie wypowiedzied rzecz, używa aluzyj i figur; tak im jest rodzaj wszystkich kompozycyj rytualistycznych.
Śpiew egzorcyzmowy w ostatnich ehwllach ')■
(Obracając, się kolo um ierającego).
S y n 2) udał się n a pola, ujrzed drzewa, azali już dojrzały 3).
') Te śpiewy są wykonywane przez niewiasty.
l ) Syn pierworodny, spadkobierca.
3) To znaczy przekonać się, czy Zycie ojca jest dojrzałem.
Odpowiedź. 1. Drzewa dojrzały. D uchy b ł ą d z ą 1). Czas się przybliżył. Noc się zaczyna. W ięzień jest wolnym!
Pow tórzenie: Syn udał się n a pola...
2. W ięzień jest wolny. Przechodzi on n a brzeg przeciw ny, nie oglądając się poza siebie, nie oglądając się poza siebie...
Pow tórzenie: Syn udał się n a pola...
3. Cień zmroził ognisko domowe... (bardzo wolno.) W idzę j a iskrę, przelatującą ja k o światełko, k tó ra krąży, k tó ra łata
wokół... Tak!
N arzek ania niewiast: y i ! yi! yi! yi!...
Obecnie, ja k o osobliwość, p odajem y inny śpiew z tekstem i m uzyką krajową.
O tare, yi! yi! zi, tarę, wa kure O ojcze, niestety! niestety! dlaczego,
dzi? ojcze, opuszczasz swe ogniskc ?
Mur a anga yu we, tarel Człowiek cię zabił, o ojcze...
Mine ke zen ve ke yen abule awu. Wy poszukacie J) zemsty za śmierć jego.
Nsisim o ke lur efa a-yer. Twój cień przejdzie na brzeg prze
ciwny...
O tare, zi wa kure dzi, tare? O ojcze, dlaczego opuszczasz swe ognisko, o ojcze?
Dzo da yen endendang; mis mi Niebo się rozjaśniło; a oczy zaszły
wine a. mgłą.
Medzim meshue eli e go, cfo za Woda (życie) spada z drzewa
kro-kua. plami. Szczur (dusza) wyszedł z jamy.
Ta! enda tare, kolega bilok efa Patrzcie! To dom mego ojca. Zbie-meyom efa meyal. rajcie ziela pogrzebowe, (skrapiajcie) na
prawo, (skrapiajcie) na lewo...
Fam a yen meshol" ba!... Człowiek widzi teraz rzeczy niewi
dzialne...
Dwie te pieśni zasługują n a to, byśmy tu podali ich re- produkcyę {vide strona następna); nie b ra k im ani natchnienia, ani żywości, ani wzniosłości i d e i 3).
Natychm iast, skoro śmierć zostanie stwierdzoną, n a s tę puje wybuch krzyku, płaczu i przeraźliwego ję c z e n ia (nader
•) Duchy przodków, które szukają tego ostatniego.
-) Pamiętr.ć należy, że niewiasty zwracają się do mężów obecnych.
3) Obu tj ch śpiewów dostarczył mi o. Trilles, misyonarz z Gabonu.
z e n ve ke yen a b . u . le a . w o u Nsissi m o ke
# ? r r r r i r r rtir r'r r i
l u r e . f a a . y a r O T a . r e zi w a k u . r e d z i .
J ir r ir r i r r J. j . S
t a . re Dzo da yen e n . denda ng. mi s mi v i . n e
4 o »r, r r, r.ir rrVir r r ^
a Me d z i m meshiie e . l i e yo e . f o z a k u .
- a — T a . e n d a ta . r e, ko. l e . g a B i . l o k e ’ fc
^ V r r~f ^ J r ^ i J~ J j j
. fa m e y o m . e . fa me yal . f a m a yen fnesbol’ ba.
c harakterystycznego), k tó ry się rozchodzi po całej wsi; n a s tę pnie wszystko się ucisza. Krewni nadchodzą, by się przekonać o śmierci. P rzystrajają ciało, zam y k ają zmarłem u oczy i usta, następnie go myją, opróżniają mu przez długie tłoczenie żo
łądek i kiszki; w niektórych kraja ch m alują ciało farbą uczy
nioną z drzewa czerwonego, rozrobioną z oliwą palmową, obwijają w niezmierną ilość m ateryj i jeśli nie m a zwyczaju czekać na jego wysuszenie, grzebią je przy zastosowaniu róż
norodnego ceremoniału.
W Urnndi (poł. wschód od Taganyiki) można się przyj
rzeć następującem u ciekawemu obrzędowi. Po wyniesieniu trupa z chaty i złożeniu go przy otw a rty m grobie, odkryw ają nieco jego głowę i zbliża się doń jego żona zalana łzami, n a stępnie k lęka przy nim i namaszcza jego głowę masłem, mówiąc:
Werel Wari invisi, yene urogo. Mitj się dobrzel Tyś byt mężem bohaterem.
Genda tieza, iwawa! Idź w pokoju, do widzenia!
P o w tórnie namaszcza:
Were! Umugore. Genda neza, Miej się dobrze! (To dla) twej żony.
iwawa! Idź w pokoju, do widzenia!
Następuje trzecie namaszczenie:
Werel Umwana N... Genda n. za, Miej się dobrze! (To dla twego dziecka N...)
iwawa! Idź w pokoju, dó widzenia! ')
Ceremonia ta byw a ponaw ianą przez każde dziecko z m a r
łego. J e s t to rzewny wyraz idei ujawniającej wiarę w życie pozagrobowe człowieka, a n a w e t w pew ną nagrodę! Zaleciw szy duszy zmarłego, by się miała dobrze, żona wylicza w sz y st
kie przymioty swego męża, życzy mu szczęśliwej drogi w ży
ciu pozagrobowem i bierze odeń urlop koleino w imieniu wsi, jego niewiast, i w imieniu każdego z jego dzieci...
W wielu krajach chowają zm arłych w ich chacie, lub obok niej; gdzieindziej dają im spoczynek w pobliżu wioski; i n dziej jeszcze posiadają prawdziwe cmentarze, zarosłe świętymi krzewami, gdzie zmarłych k ład ą bądź na ziemi, bądź raczej w pewnego rodzaju plecionkach; indziej znowu chowają ich
') R. P. Van der Burgt. Diet. fr a n ę . kiruncii, art. „Enterremcnt“.
w miejscach odosobnionych, w pobliżu rzek; a gdzieindziej porzucają ich hyenom, k tó re tym sposobem stają się zwie
rzętam i poświęconemi; jeszcze gdzieindziej rzucają ich w w o dę; gdzieindziej w końcu... jed z ą ich!
Ten ostatni je d n a k rodzaj grzebania zm arłych prak tyk uje się w te n sposób, że „drodzy” zmarli są zjadani przez sąsia
dów, obcych danej rodzinie; m am y zatem wym ianę trupów.
Niew iasty i dzieci nie są dopuszczane do tej dziwnej uczty;
sami tylko starsi są do tyła godnymi, by mogli wziąó w niej udział. W r. 1894 w stępując na Wyższe-Ogue, w Gabonie, n a potkałem wiele trupów, k tó re spłynęły z wodą, zatrzym anych bądź przez gałęzie drzew, bądź z a k rę te m rzeki; a na drzewach nadbrzeżnych mogliśmy często spostrzedz mężczyzn (Fano wie), trz y m ają cy c h w ręku długie żerdzie w kształcie bosa
ków, usiłujących przyciągnąć do siebie tę w s trę tn ą zdobycz...
Tam, gdzie je s t zwyczaj grzebania um arłych, sadzają ich w grobie, lub u kładają ja k b y do snu, lub też nadają im pozę dziecka, siedzącego na łonie m atki, jakby ci zmarli byli tam składani po to, by się pow tórnie narodzić...
Tam, gdzie je s t zwyczaj grzebania um arłych, sadzają ich w grobie, lub u kładają ja k b y do snu, lub też nadają im pozę dziecka, siedzącego na łonie m atki, jakby ci zmarli byli tam składani po to, by się pow tórnie narodzić...