• Nie Znaleziono Wyników

Pierwotne podłoże: Nauka, Religia, Magia

Człowiek pierwotny wobec przyrody

VII. Pierwotne podłoże: Nauka, Religia, Magia

W streszczeniu, pogląd n a n a tu rę w idzialną, zdaje się pow szechny w św iecie w spółczesnych N egrillów , jak rów nież stary ch B antu, jest zatem n astęp u jący .

1. P rz y ro d a w całości niezliczonych żywiołów , k tó re ją składają, jest pełn a tajem n y ch w pływ ów , u k ry ty c h sił, za­

let, własności, specyficznych „sposobów ”, zdolnych do działa­

nia dla człow ieka lub przeoiw niem u i określonych tem , cośmy nazw ali „duszam i” istot.

2. P rz y ro d a i jej składn ik i m og ą być i rzeczyw iście czę­

sto po w stają pod w pływ em duchów , są zm ieniane i o p an o w an e przez te duchy bez liczby, k tó re k rą ż ą około nas. Innem i słowy, ja k m y posługujem y się przyrodą, ta k te ż używ ają jej duchy, ale w yższym i od naszych sposobam i. S z tu k a m agiczna polega w łaśnie n a tem , aby posiąść tajem n ice i w te n sposób skłonić duchy do p rac y ku naszem u dobru.

8. W końcu, p rzy ro d a nie je s t nam dana bez z a strz e ­ żeń do naszego rozporządzenia. N ie m am y p raw a do niej, często ona nam o tem przypom ina. W ię c używ ajm y jej, ale nie nadużyw ajm y, używ ajm y, ale u znaw ajm y p raw a i zacho­

wujm y ostrożności, k tó ry c h P a n w ym aga.

Naszem zdaniem ty lk o w tem znaczeniu, ale ty lk o w tem , człow iek p ierw otny m oże być n azw an y naturystą i animistą.

T en pogląd, różniący się w y raźn ie od teoryi, wyłożonej przez nas w edle A. R ev ille’a, O. Pfleiderera, T y lo ra i ich u cz­

niów, doskonale tłum aczy sto su n e k człow ieka pierw otn ego do przyrody, a nie czyni zeń w cale tego, czem nie je s t, to je s t zw ierzęcia i idyoty, nie p otrafiącego odróżnić rzeczy ożywionej od nieożyw ionej, staw iająceg o w szystko n a jed n y m poziom ie i biorącego za rozum ne osoby zarów no słońce i księżyc, ja k również k upę kam ieni lub sta ry pień drzew.

A gdy człow iek pierw otny sądzi, że w rzeczach są siły u k ry te, m a słuszność—i tw orzy naukę. A le często się m yli—

częściej, niż członkow ie naszych A kadem ij, i n a tem polega ró ż n ic a —w ocenie ty c h sił oraz w ocenie środków , jak ich trz e b a użyd, aby je obrócić n a sw oją korzyść.

Gdy człow iek p ierw o tn y p a trz y n a św iat, ja k o nie na sw ą w łasność, gdy je s t przekonany, że te n św iat m a niew i­

d zialnego i w ładnego P a n a , z k tó ry m się trz e b a liczyć, m a słuszność, zdaniem naszem , a jest to rów nież zdanie wielu inny ch ludzi, k tó rz y zajm u ją dość pow ażne m iejsce w ludz­

kości, zdanie tak ieg o M ojżesza, A rystotelesa, P la to n a , Cyce­

rona, św. A u g u sty n a, św. T om asza z A kw inu, D anta, B ossueta, L eibnitza, N ew tona, W ash in g to n a, N apoleona, P a s te u ra i in.

A le różni się on tem od nich, że pojm uje P a n a mniej jasno i że je s t bardziej „p ierw o tn y m ” w m etodach, k tó ry c h używ a, a b y Go poznać. N iem niej je d n a k tu się do ty k am y jak o b y p o ­

czątko w ego substratum w ierzen ia i religijnego kultu.

Gdy człow iek pierw o tn y m niem a, że poza m ateryaln ym i zm ysłow ym św iatem , w k tó ry m żyjem y, je s t św iat inny nie­

w idzialnych isto t, dusz bezcielesnych albo duchów niezależ­

nych, m ogących objaw ić się w różny sposób, w pływ ać na p rzed m io ty zew nętrzne, w ejść z nam i w porozum ienie, i że za p o m ocą p ew ny ch p ra k ty k m ożem y skłonić te duchy do dzia­

łan ia n a naszą korzyść, w ted y u p raw ia m agię, w tedy je s t w i­

nien zabobonu i przeciw -religii, ale niem niej w tedy też je s t podobny do w ielu ludzi cyw ilizow anych ze w szystk ich czasów i epok, k tó rz y byli ja k g d y b y narzędziam i do utrzym ania czar- n o k sięstw a na ty ła c h Religii.

I gdy w końcu człow iek p ierw o tn y w ypow iada sw e różne w rażenia, w ierzenia i p ra k ty k i w m niej lub więcej pow iąza­

n y ch opow iadaniaoh, gdzie w szystko pom ieszane: i poezya, i histo ry a, i n au k a, i zabobon, i czarodziejstw o, w tedy p o stę ­ puje jak i my, z t ą ty lko różnicą, że m y potrafim y w prow a­

d z ić do naszych tw o ró w fak ty lepiej ustalo ne, logiczniejsze pojęcia, w yraźniejsze k o n tu ry , pew niejsze sądy i m atery ał le ­ piej podzielony.

A le w gru ncie rzeczy, m yśm y do siebie podobni, więcej, niż się m niem a zw ykle, w ięcej, niż się m a odw agę pow ie­

dzieć. I ja k dziecko odnajduje się w człow ieku dorosłym

i starcu, ta k człow ieka pierw otnego m ożna odnaleźć w cyw i­

lizow anym , a cyw ilizow anego w pierw otnym .

Czy z resztą jesteśm y pew ni, żeśm y lepiej pojęli istnienie, i dla naszego dobra lepszą część obrali?

Nie ulega w ątpliw ości, że gdy się p atrzy n a biednych dzikich z w ysokości naszej cyw ilizacyi, ta k złożonej, ta k ro zu ­ m ującej, ta k gorąozkow ej, ich życie m usi się w yd aw ać m imo w szystko nędzne, a ich p o jęcia dziw aczne. Z daje się, że w m iarę tego im w ięcej ręk a p racu je nad p rzy ro d ą i w ięcej zabiera jej tajem n ic, tem bardziej p rzy ro d a s ta je się dla czło- w ięka coraz m niej sw oją, tem bardziej, zm ięta, zdefigurow ana, p rzetrząsaniam i tylolicznie oszpecona, ju ż m u nic nie m ówi.

A le ta k nie jest z p rzy ro d ą dziew iczą. I g dy się p rz e ­ żyło życie p ierw otn y ch ludzi, gdy się zakosztow ało u ro k u drzew i czaru sam otności, gdy się nauczyło rozum ieć św ia t nieożyw iony, k tó ry nas otacza, gdy się przedew szystk iem skosztuje nieskończonych słodyczy w olności, w olności, dla k tórej człow iek nie u stanow ił św iętok radzk ich granic, w yraża jących się w ty siącach praw , d ekretów , postan ow ień, reg u la ­

minów, um ów, zw yczajów i w y m ag ań w szelkiego rodzaju, zrozum ieć m ożna, że nie w szystko je s t n ędzą i głupstw em w pojęciach i życiu leśnego człow ieka...

R O Z D Z IA Ł TR Z E C I.