• Nie Znaleziono Wyników

Wiara: św iat niewidzialny, dusza, many, duchy, Bóg

IV. Moralność Bantu

Odpowiedź jest trudna, przynajmniej w tem znaczeniu, że niepodobna podzielić m ate ry a łu n a działy zupełne i w yraźne

Je śli bowiem „moralność j e s t regułą czynów wolnych w odniesieniu do celu o s ta te cz n e g o ”, wszystko zależy od po­

jęcia, jak ie człowiek— raz jeszcze p o w ta rz a m —powziął o tym celu. Otóż jest to zagadnienie, którego sobie czarnoskóry n a ­ wet nie stawia. Idzie on, j a k podróżnik, k tó ry drogę stracił, do celu, nieznanego sobie, a zbliżając się do przejścia śmierci, zdaje się, nie odczuwa innej troski, nad tę, by wyciągnąć z ż y ­ cia wszystko, co dobrego ono dać m u może, i by unikać tego, co mu może szkodzić. Z tego ty lk o p rak tycznego i bieżącego p unk tu widzenia człowiek pierw o tny k ieruje swoimi czynami i spełnia to, co uw aża za swój obowiązek.

') S. Reinach, Cul/es, Myihes et Religions, 11, 5 i 6.

Ale jak nie m a on dokładnego symbolu nauki, ta k też nie m a kodeksu m oralnego, wyraźnie określonego. Ma tylko

„zw yczaje”, zwyczaje odebrane od przodków, przekazyw ane z pieczołowitością, nieroztrząsane, ogólnie zachow yw ane i p r a ­ wie zawsze n a k a za n e z zagrożeniem k a ry jakiejś.

W szelako, gdy nasz umysł analizujący wniknie w tę zbio­

rowość, gdzie j e s t wszystko: i rzecz wspaniała, dobra, i niepo- żyteczna, śmieszna, zła, dzika, uzna potrzebę odróżnienia, j a k we wszystkich innych społeczeństwach, dwojakiego rodzaju praw. N ajpierw p r a w a n a t u r a l n e g o , o którem już była m owa z powodu sprawiedliwości, k tó re jest podstaw ą oraz su bstratem wszystkiego, co dobre, sprawiedliwe, uczciwe i, że ta k powiem, m oralne u naszych ludzi pierwotnych, k tóre t u ­ dzież j e s t w nich tem, czem jest we wszystkich ludziach, ja k o ludziach. N a teraz n a tem poprzestaniem y. P o te m p r a w a p o z y t y w n e g o , nakazującego pew ne czyny lub ich zak az u ­ jącego, celem unorm ow ania praw i obowiązków człowieka względem św iata niewidzialnego czyli nadnaturalnego, wzglę­

dem przyrody widzialnej i zewnętrznej, względem rodziny, ple­

mienia i samego siebie.

Spróbujm y przedstaw ić moralność czarnoskórego w tych ostatnich, różnorakich pozycyach.

*t-Pierw szem praw em czy pozytyw nym zwyczajem, który obowiązuje nasze ludy pierwotne, P yg m ejów i murzynów B a n ­ tu, j e s t obowiązek spełnienia pew nych p r a k ty k religijnych w pew ny ch okolicznościach. To stanowi ich kult względem św iata nadn a tu raln e g o , k tó ry ich otacza, przenika i k tóry p a ­ nuje nad nimi,—względem świata manów, duchów opiekuń­

czych i geniuszów ,— św iata Boga.

J a k to łatw o było spostrzedz i j a k się lepiej później o k a ­ że, te n k u lt zw raca się przedewszystkiem do m anów ostatnio zmarłych rodziców i przodków. Ów k ult je s t obowiązkowy w tem znaczeniu, że ten, k to go dobrowolnie zaniecha, naraża się n a u tra tę czci u swoich, a nieszczęścia, k tó re go sp o tk a ­ ją, będą przypisane jego niedbalstw u lub bezbożności. To też

w pew nych razach rodzina lub wieś uważa za swą powinność n a k a za ć spełnienie obrzędu w ynagradzającego.

Rzecz m a się względnie ta k samo co do obowiązków względem duchów opiekuńczych i geniuszów. Ale tutaj pozo­

staw iona każdem u swoboda je s t o wiele większą. N ik t nie jest obowiązany do noszenia tak ieg o lub innego amuletu, b r a ­ nia udziału w takim lub innym obrzędzie, czczenia takiego lub innego fetysza, wyjąwszy wypadek, gdy chodzi o dobro rodziny lub plemienia.

Bóg zaś pozostaje, że ta k powiem, poza obrębem świata, dostępnego dla człowieka. Lecz nie je s t nieobecny; przeciwnie, Je g o obecność panuje wszystkiemu, J e g o imię często pow raca na usta czarnoskórego. W szelako, w yjąw szy pew ne wypadki, niema na J e g o cześć określonego i publicznego kultu. Z resz­

tą, nikt Mu nie bluźni, albo bluźni nieświadomie. T a k niegdyś każdy gość starego króla Denis, k tó ry oddał F ra n cy i nadbrzeże Gabonu, zwracał się do niego z tem, w formie pytania, p o z d ro ­ wieniem: „ Ja k ie zło Bóg uczynił?”— i stary wódz odpowiadał:

„Śmierć”. Poczem życzono mu długich lat. Mgr. Bessieux, z a ­ łożyciel misyj katolickich, zmienił te wyrazy, albowiem go raziły. I odtąd pozdrowienie królewskie brzmiało: „Co dobrego Bóg uczynił?—Zycie!”

Religia więc p rzedstaw ia się umysłowi m urzyna ja k o p e ­ wien obowiązek, ale, trzeba to dodać, ani Bóg, ani duchy opie­

kuńcze, ani m any nie p rzedstaw iają mu się ja k o wzory m oral­

nej doskonałości. „Chcieć być podobnym do Boga— m ów ią—

to szaleństwo! A zaś duchy czy manowie, czyż oni nie mają tych sam ych namiętności, co i my? Zresztą, co ich nasza do ­ skonałość obchodzić m oże?”

# *

Dziki nie j e s t więc wolny zupełnie wobec św iata niew i­

dzialnego, podobnie nie je s t on też całkiem wolny wobec przyrody, albowiem on a do niego nie należy. Na to, żeby jej używać n a swoją potrzebę, uw aża za swój obow iązek żądać pozwolenia od jej pana.

Tutaj sp o ty k a m y się z insty tu cy ą, będącą u podsta w wszystkich społeczeństw p ierw o tn y c h i stanow iącą w gruncie rzeczy prawo moralne, o p a rte na wierze religijnej.

Mówimy o św iętych z a k a z a c h czyli tabu.

Tabu j e s t w yrazem polinezyjskiego d y a le k tu to ngan *), składa się z p ie rw ia s tk a ta, oznaczony, i przysłów ka ilościo­

wego, bu. Stąd o z n a c z a on— w sk a z a n y w specyalny sposób a), i odnosi się do tego wszystko, co (osoby, zwierzęta, rośliny, miejsca, słowa, czynności i t. d.) przez k o m p e te n tn ą władzę u znane zostało za święte i zakazane, pod k a r ą winy czyli g r z e ­ chu w razie przestępstw a, grzechu, pociągającego za sobą śmierć, chorobę lub inne nieszczęście, o ile nie było się zwol­

nionym do czasu od tego praw a, lub o ile nie uczyniło się zadość przez odpowiednią p o k u tę,—zazwyczaj dar lub ofiarę.

W y ra z te n miał wszędzie niezwykłe powodzenie. Dzisiaj w ustalonem znaczeniu j e s t p rzy ję ty we w szystkich języ kach europejskich. J e g o równoznacznikiem greckim j e s t ayoą i Siyioę, łacińskim —saeer, m alajskim —pamali, w Am eryce Północnej od­

pow iada m u wakan, u M pongw ów z G abo nu— Orunda, u F a ­ nów — E ki, u B a n tu z wschodniego b rzegu—mwiko, mzio i t. d- W y k a z te n m ożnaby bez k o ńca przedłużać, albowiem owo pojęcie j e s t pow szechne i odpow iada jednakow ej rzeczywisto­

ści. W swahili np. mw-iko pochodzi od czasow nika eka, um ie­

ścić, położyć n a boku, zastrzedz, ale odnosi się ono tylko do t e ­ go, co j e s t zastrzeżone i n iety k a ln e na sk u te k religijnego zakazu.

P ra w o tab u było ju ż o d d aw n a opisywane, zwłaszcza przez misyonarzy z Oceanii, gdy tym czasem m isyonarze z Am eryki Północnej mówili przedew szystkiem o praw ie totem u. Dzisiaj liczni antropolodzy g rom ad zą to te m y i tabu, przypisując im szczególne znaczenie. Te prawa, ich zdaniem, są pierwotnem źródłem wszelkiej religii, wszelkiej moralności i cywilizacyi.

* * *

„Człowiek— mówi S. R ein ach —zawsze, ja k tylko daleko sięgniemy m yślą w bieg wieków, podlegał wpływow i w e w n ętrz ­ nego przym usu obok wpływów zew nętrznych. N ietylko nie próbuje on sprzeciw u względem tego przymusu, ale sam go

i) Na wyspach Samoa, Marąuises, Sondę, Nowa Jrlandya mówi się tapu, na Hawai—kapa, ponieważ ł i k, b i p są zgłoskami zamiennemi.

3) P o r. Frazer G., Golden Bougk, Marillier, Grandę Encyclopedie (Ta- bou); S. Reinach, Cultes, Mythes et Religions.

stw a rz a sobie pod postacią, obaw czyli skrupułów . Te obawy czyli skrupuły z biegiem czasu przyjęły różne nazw y praw moralnych, politycznych, religijnych. Dziś jeszcze istnieją te trojakie praw a i wyw ierają ograniczający w pływ n a energię ludzką. Istniały one też w najbardziej odległych czasach wśród dzikich ludzi, ale tylko w stanie niedoskonałym i, że t a k p o ­ wiem, niepodzielnym. Nie istniały pojęcia moralności, religii i polityki, przynajmniej takie, j a k j e dzisiaj pojmujemy, ale człowiek dobrowolnie podlegał licznym przymusom, któ rych o.gół stanowi t. zw. system tabu. Ogólna formuła ta b u je s t następująca: „Nie czyń tego, nie dotykaj się t e g o ”, rodzaj don’t angielskiej grzeczności i obyczajności pierwotnej. K ażde tabu, bez względu na różnorodną n a tu rę swą, tem się odznacza, że n a k ład a ograniczenie n a działalnośó człowieka. Poniew aż ta ścieżka jest tabu, więc nią iść nie można; ponieważ te n owoc jest tabu, więc go nie m ożna spożyć; to pole j e s t ta b u pe ­ wnego dnia, więc w tedy nie można n a niem pracow ać. W p r z e ­ ciwieństwie do praw religijnych, publicznych lub moralnych, prawo tab u nie nakazu je nigdy żadnej czynności, lecz p rze ­ ciwnie, nakazuje w strzym anie się. J e s t wędzidłem, a nie podnietą.

„Człowiek, będąc par excellence istotą społeczną, w yobraża sobie n a wszystkich stopniach cywilizacyjnych, że świat ze­

w nętrzny tw orzy wraz z nim p ew ną społeczność. P rz e to drogą naturalneg o uogólniania przerzuoa się n a z ew n ą trz siebie i do nieskończoności mnoży pierw iastek duchowny, k tó ry m według swego m niem ania je s t ożywiony. Zanim posiadł jasne i k o n ­ sekw en tn e w sobie pojęcie bóstwa, ju ż przedtem czuł się o to ­ czonym bogami, bał się ich i szukał sposobów pokojowego z nimi pożycia.

„Ogólną więc przyczyną ta b u j e s t o baw a niebezpieczeń­

stwa. Czyż również nie jeste śm y dzisiaj skłonni do uw ażania za skutki p ew nych zjawisk, k tó re są jeno późniejsze od innych w porządku czasu? Post hoc, ergo propter hoc— t a k ą j e s t for­

mułka sofizmu, k tó rą codziennie popełniają zarówno prostacy, jak i wykształceni.

„Pamięć, przyw odząca człowiekowi dzikiemu n a m yśl d a ­ wne jeg o czyny, m usiała mu podsunąć tłumaczenie zła, k tó re go spotkało, choć nie mogła w y k ry ć przyczyny rzeczywistej.

W ten sposób pow staw ał w społeczeństwach pierwotnych b o ­ g a ty zbiór u stny m niem anych stwierdzeń. T a czynność spro­

wadziła ta k i opłakan y skutek; tego dnia upadłem i skaleczy­

łem się, poniew aż rano w ychodząc z domu, spotkałem węża.

Gdyby w jak ie m k o lw ie k społeczeństwie każde z tych nieroz­

sądnych uogólnień było znalazło wiarę, toby strach zatamował wszelką działalność, i społeczeństwo m usiałoby zamrzeć. To też tutaj, j a k i we wszystkich innych rzeczach, dokonała się selekcya. Zostały przyjęte obawy, doznane przez osoby wpły­

wowe w plemieniu, przez starców, naczelników lub kapłanów, dały one p o czątek mniej lub więcej rozszerzonym skrupułom.

Inne zostały zapomniane. T ak powstały tabu... T abu więc od­

powiadają obawom, obawy przedw czesnym i nierozsądnym uogólnianiom in dyw idualnych fa k tó w ” 1).

Czy ludzkość m usiała się na tym stopniu zatrzymać? N a szczęście nie. Ludzkość, objaśnia dalej S. Reinach, nie dała się uwięzić w niezliczonych wędzidłach tabu, a zawdzięcza to religii. „Religia, pierwsza wyswobodzicielka człowieka, jako in sty tu cy a uporządko w ana i ukon sty tu o w an a, zebrała w k o ­ deks owe więzy nakazów i zakazów, k tó rym popyt utrwaliły nieskończenie różnorakie z a b o b o ny ”.

Lecz ostatecznie ludzkość dąży i mocą fatalnej ewolucyi dążyć musi do wyróżnienia praw, k tó re mają w artość społecz­

ną, i do z achow yw ania ich, oraz do zaniechania praw religij­

nych, k tó re pow in n a pozostawić w zapomnieniu. W o sta te c z ­ nej konkluzyi m oralność winna się zredukow ać do dobrego k o d e k su cywilnego— tout le reste est litterature, albo, j a k mówi S. Reinach, „skrupułem i p rzesąd em ”.

W tej teoryi, k tó ra pod prostym i dobrym w ykładem źle u k r y w a p ra k ty c z n ą swą tendencyę, zw an ą w jęz y k u bieżącym

„całkow itą laic y z a c y ą ”, jest, zdaniem naszem, wiele do odrzu­

cenia a trochę do wzięcia.

Tym czasem , czy ten system tabu, zakazów i interdyk- tów m a n apraw d ę takie znaczenie, ja k ie mu przypisują, i czy napraw dę w nim znajdujemy ziarno wszelkiej moralności, która potem m a się po całym świecie rozszerzyć?

Odpowiedź na to pytanie w znacznej części zależy od tłumaczenia, jakie możemy dać insty tu cy i tab u, jej racyi bytu, temu, cobyśmy nazwali jej filozofią.

Otóż ta odpowiedź j e s t z a w a rta w pojęciu, które czło­

wiek pierwotny m a o naturze i k tó reśm y już wyłożyli. Zasa- dniezera tem pojęciem, zawsze żywem i stanow iącem źródło dla tylu innych, jest przekonanie, że człowiek na tym świecie nie je s t całkowicie u siebie. J e s t on tu ta j wprowadzony, sam dobrze nie wiedząc jak, ani przez kogo, ani po co; żył on i żyje w świecie, k tó ry zdaje się stać dla niego zupełnie o tw o ­ rem, a jednak n a p o ty k a wiele rzeczy, k tó ry c h pożąda. N adto, on tego wszystkiego nie zrobił, nie jest tego wszystkiego w ła­

ścicielem, nie może tem rozporządzać, j a k o pan. Czyż to, co mu n a tu ra daje w ten sposób, nie j e s t podobne do przynęty, dostępnej dla niego, aby go tem bardziej opanować?

K to to wie? Oto drzewo, ok ry te owocami. On je próbuje, jest dobre, przeto je spożył i bierze inne; to owoc dozwolony.

Innego znów dnia zobaczył inne drzewo, w spom inając sobie dawniejsze, bierze ten owoc, ale nie m a on takiego sm aku i sprowadza ciężką chorobę; to owoc zakazany. W ięc będzie 0 tem pamiętał, i, by jego dzieci nie doznały tej samej p rzy ­ krości, a może raczej, by się nie okazały również niewłaściwie wobec u k ry te g o P a n a rzeczy, zakaże im: „Moje dzieci, ten owoo je s t dla nas zakazany, nie dotykajcie się go!”

To nieokreślone może, ale bardzo żywe uczucie trw a cią ­ gle w umyśle człow ieka pierwotnego. Po d różując swego czasu po Afryce Wschodniej wraz z pew n y m europejczykiem kolo­

nizatorem, k tóry się chciał zapoznać ze spraw am i i ludźmi kraju, przybyliśmy jednego razu wieczorem do wsi, w k t ó ­ rej nam -wskazano wiele dzików. Mój tow arzysz zabił j e d ­ nego z nich. Poniew aż ci, co nas nieśli, jako prawdziwi dzicy ze środka kraju, nie chcieli je ś ć tego mięsa, gdyż było zakazane (mwiko), on dla „pouczenia” ich sam zjadł spory k a ­ wał. Oczywiście pociągnęło to za sobą wielką niestraw ność.

A gdy mój biedny towarzysz, jęczący, trzym ający się za brzuch 1 czyniący wysiłki, aby się uwolnić od cierpienia, obudził n a ­ szych ludzi, ci nie mieli nic lepszego do roboty, j a k o toczyw ­ szy kołem chorego, śpiewać: „To Świnia, to Świnia, to Świnia się buntuje" i potem solo: „O Świnio! W yjdź, jeśli t a k a t w a

wola, ale nie ezyń nic złego naszem u Białemu Człowiekowi, poniew aż on ciebie spożył przez głupotę!”

W koń cu dzika Świnia wyszła. Nauczony doświadczeniem podróżnik, posiadł tej nocy praw dziw e pojęcie tabu.

Ale w racajm y do filozofii. W ten sposób P a n wszechrze­

c zy— choć sk ry ty przed oczym a człowieka, ale tem groźniej­

szy— ukazuje się często za pomocą, niespodzianych objawów i zjawisk, oraz w strzy m u je nasze nieum iarkow ane pożądanie zabrania wszystkiego. Stąd pochodzą, pom ijając już n iestra w ­ ność i pokarm , k tóry zwracamy, zatrucia, choroby, śmierci, epidemie, w ypadki, powodzie, susze i t. d., i t. d. Jeślibyśm y, świadomie lub przez nieuwagę, nie popsuli m aszyny świata przez wrzucenie między jej k ółka kilku ziaren piasku, to je s t przez jak ieś czynności wzbronione, m aszyna św iata nigdyby się praw dopodobnie nie popsuła. Innem i słowy, wprawdzie w szechśw iat ukazuje się człowiekowi ja k o stół zastawiony, ale nim się przy nim zasiędzie, trzeb a zachow ać pew ne ostrożno­

ści, p ew ną grzeczność, p ew n ą wstrzemięźliwość.

I dlatego też należy posiadać wiedzę, „wiedzieć”. Ale k tó ż będzie wiedział, jeśli nie „w idzący”, człowiek, który po­

zostaje w stosunku z Niewidzialnem, kapłan, co je s t je d n o ­ cześnie w społeczeństw ach p ierw otnych starcem, patryarchą, głow ą rodziny, klanu lub plemienia? J e g o to sen objawiający oświecił, jego w e w n ętrzn e lub zew nętrzne natchnienie uprze­

dziło, albo pouczyło doświadczenie, niekiedy bolesne. Do niego też należy obwieszczanie swoim tego, co wypada i nie w y p a ­ da, co j e s t wzbronione, czego spożywać nie można, ani doty­

kać, ani wym awiać, ani czynić, ani na co n a w e t p a trz eć nie

należy. ,

Z chwilą, gdy zakaz t a k był uroczyście ogłoszony przez a u to r y t e t religijny w imieniu wyższej Mocy, której wolę trzeba szanować, posłuszeństwo staje się obowiązkowe, posłuszeństwo absolutne, pod k a rą nieszczęścia dla wspólnoty.

T a k ą jest wedle nas pierw iastk o w a pod staw a praw a tabu.

X-X- •*

W istocie rzeczy t a p ierw iastkow a pod staw a spełnia dwo­

j a k ą funkcyę.

Z jednej stron y bowiem oddziela ona to, co święte, od tego, co świeckie, daje osobne miejsce te m u wszystkiemu, co należy wprawdzie do św ia ta zew nętrznego i widzialnego, ale jest związane za pomocą przeznaczenia, usługi oddawanej lub specyalnego poświęcenia, ze światem nad n a tu raln y m . Należy wyłączyć z dowolnego na swój po ż y te k użycia osoby święte, przedm ioty święte, m iejsca i cerem onie święte, nie należy tego wszystkiego mieszać z innemi rzeczami, k tórem i można rozpo­

rządzać według swej woli, ponieważ w szystko to doznało na sobie w pływu św iata niewidzialnego, j e m u zostało przyznane, stało się jeg o własnością, je m u j e s t poświęcone. O dtą d n ik t nad tymi przedm iotam i nie m a władzy, jeno ci, k tó rz y albo w rze­

czywistości albo przez tak ież poświęcenie należą do tego ś w ia ­ ta. P rz eto napraw dę powiedzieć m ożna, w tem znaczeniu tabu.

je s t podstaw ą religijnego kultu.

Ale z drugiej strony ta b u j e s t tak ż e p o d sta w ą praw a, z a ­ tem moralności i kon sek w en tn ie cywilizaoyi, a jedno i drugie pod opieką zwierzchności religijnej. Dzięki sw em u c h a r a k te ­ rowi religijnemu ta b u nabiera bezwzględnego i niezawodnego znaczenia, a nadto, w razie przestąpienia go, dom aga się s u r o ­ wej i bezpośredniej sankcyi. P rzeto zaś znakomicie odpow iada społeczeństwom pierw otnym , któ ry c h zbyt gw ałto w ne żądze powściąga, k tó re jednocześnie organizuje i podnosi.

Z tego powodu szkoła angielska z W. R. Sm ithem na czele, której odgłosem w e F ra n cy i jest S. Reinach, słusznie upatruje w religii wraz z in stytucy ą ta b u podstaw ę m o raln o­

ści, praw i cywilizacyi ludzkich. „Religia była karm icielką i wychow aw czynią ludzkości” x).

Ale błędem j e s t u p atry w anie w tabu, złączonem z t o t e ­ mem, twórczej i pierwiastkow ej zasady religii i przez nią m o ­ ralności. P ojęcie bowiem św iata nadp rzy rod zonego musi być wcześniejsze od pojęcia tabu, skoro tabu , aby było z a ch o w y ­ wane, musi się opierać koniecznie n a pow adze niewidzialnej realności Boga, lub jak iego b ądź ducha.

W ięc pogląd p ierw otn y t a k się przed staw ia w całości:

na dole świat świecki, świat tych, k tó rz y chcą i m ogą się nim

dla siebie posługiwać bez zw racania na cokolwiek uwagi, bez spełniania ceremonii: w górze, świat nadprzyrodzony, który n am się staje dostępnym dzięki niejako mistycznej drabinie, uzewnętrznionej w obrzędach religijnych; między nimi świat św ięty czyli tabu, świat, k tó ry m a w sobie coś z jednego i d r u ­ giego, k tóry przeto przypuszcza istnienie jednego i drugiego.

Z drugiej strony zaś tem u poszanowaniu dla najwyższego P a n a wszechśw iata, tej obawie wobec przyrody i ożywiają­

cych j ą duchów, jako początkow ym i ogólnym przyczynom tabu, tem u uczuciu religijnemu musi z konieczności tow arzy­

szyć poczucie moralne. Je śli bowiem odczuwam, że nie p o w i­

nienem ruszać tego lub innego przedmiotu, gdyż go bodaj zastrzegł dla siebie świat nadprzyrodzony, to dlatego, iż jedno­

cześnie m am świadomość, ja k o niesprawiedliwą i złą j e s t rzeczą przysw ajać sobie to, co do mnie nie należy. Przeto za­

chowanie zakazu będzie dobrem, przestąpienie g o —złem, t. j.

grzechem, któ ry plami i sprow adza winę, a zgładzony może być przez „odpuszczenie” czyli darowanie.

Oto inne znów spostrzeżenie, którego, zdaje się, n a jż a r­

liwsi ewolucyoniści nie powinni odrzucić. Zupełnie t a k samo j a k ludzie, zw ierzęta stykały się z w ytw oram i przyrody, o d ­ czuwały te same niekorzyści, jakie są skutkiem używania w szystkich tych dóbr bez różnicy, mogły zauważyć te same niebezpieczeństwa, a co za tem idzie, i te same obawy. A ty m ­ czasem, one nie nałożyły na siebie tabu. Dlaczego? Poprostu dlatego, że nie zdaw ały sobie sprawy, iż te dobra mogły być zastrzeżone przez świat nadprzyrodzony, iż dlatego właśnie byłoby niesprawiedliwością ruszać je, oraz, iż w razie przeła­

mania, niesprawiedliwości, błąd lub grzech pociągałby za so­

b ą karę.

Stąd wynik zawsze ten sam: zasada p raw a czyli zakazu, przypuszczającego już ideę religijną, suponuje takż e pojęcie moralności, a ta z n ó w —sumienie.

«• •X- *

P ra w o ta b u okazało się zbyt owocne, aby mogło nie być wyzyskanem przez tych, k tó rzy to uczynić byli w m ożno­

ści. I ta k się też stało. Zakaz, będący pierw otnie środkiem

uraoralniania n a podstaw ie religijnej, stał się powoli środkiem rządzenia, przepisem zdrowotnym , źródłem dochodów, p r e ­ tekstem do narzucenia praw dziw ego ty ra ństw a , gniazdem n ie ­ rozum nych zabobonów, niesprawiedliw ych i ciemięzkich.

uraoralniania n a podstaw ie religijnej, stał się powoli środkiem rządzenia, przepisem zdrowotnym , źródłem dochodów, p r e ­ tekstem do narzucenia praw dziw ego ty ra ństw a , gniazdem n ie ­ rozum nych zabobonów, niesprawiedliw ych i ciemięzkich.