• Nie Znaleziono Wyników

Eneida Wirgilego, przekładania Jędrzeja Kochanow­ skiego, 1590

1.

Śmierć Pryama. (ks.

4 j .

A jeśli P ryam ow e ch cesz w iedzieć zginienie ; — T e n , gdy królestw a sw ego okrutne burzenie I gm achy sw oje w idział pow ątlon e w iele, I w zamku plondrujące ju ż n iep rzyja cie le; P rzystarszy, a od dawna nie p rzy zw y k ły zb roje, D arem n ie na ramiona drżące kładzie sw oje, I m iecz próżny do boku sw ego przyp asu je, I tak do n ie p rzy ja ciół bieżóć u siłuje.

W pośrzodku m iędzy gm achy stał ołtarz niemały P o d pow ietrzem , a jasnym niebem o k a z a ły , N ad którym stare drzew o w aw rzynow e stało, A b og i dom ow e swym cieniem zasłaniało: Tam Hekuba i córki zb iegły się strw ożone D arem nie do ołtarzów , ja k o w zaw ich rzon e P ow ietrze , gdy się p o d dach kupią g o łę b ice , A obim ały bozkie obrazy nędznice :

T am w e zbroi Pryam a gdy n iepotężnego U jźrzaw szy, r z e c z e : «J a k i bożki gniew do teg o Musi cię, iż tą bron ią bron ić się gotujesz, A ch nieszczęsny m a łżo n k u ! i gdzie usiłujesz ? N ie takiego obroń cę ani takićj siły

C zas ten to potrzebu je, by snadź z to b ą m iły H ek tor był te r a z , tedy sam się do nas skłoni. A l b o ten ołtarz w szytkie od śm ierci o b r o n i, A lb o zem rzem p o s p o łu .” T o gdy w ym ów iła, N a świetnym go przy sobie m iejscu posadziła. O to ranny u szedszy z ręku Pirrhusow ych P o ly te s bieżał jeden z synów P ryam ow yeh

P rzez m iecze, przez broń g reck ą, przez próżne p o k o je , I przez sale przestrone, ch cą c upatrzyć s w o je :

A Pirrhus za palczyw y ściga go w za w od zie, J u ż ju ż i ręką łapa, i w łócznią przebodzie.

L e d w o przed sw ych rodziców m ógł p rzyb ieżćć o czy , U padł, a z duszą zaraz h ojn ą krew w ytoczy.

W n e t Pryam us, acz swą śm ierć baczy ja w n ą k tem u, P rzedsię nie w ytrw ał m ow ie, ni gniewowi sw e m u : „ T o b ie ” praw i „ z a tę złość, za tak srogie sp ra w y , B o g o w ie ! jeśliż w niebie ten b ó g je s t ła s k a w y , K tó r y na to dziś patrzy, niech ci sro g o ść z a tę G od n ą pom stę uczyni, i odda zapłatę

P rzystojn ą , k tóryś sprawił, bych na śm ierć synowską O czym a sw em i p a trza ł, a sw oję ojcow sk ą

T w arz krw ią je g o zasmucił. Nie tak się obch odził, O d k tórego ty kłam asz abyś się u rodził,

A c h ille s z e m n ą : ale zaw stydzony sw oję

W ia rę , przystojn ość strzym ał on na prośbę m o j ę , A ciało H ek torow e p och ow ać d o p u ś c ił:

P o ty m mię w cale zasię do królestw a pu ścił.” T o rzekszy biedny starzec, oszczep bez uraza Nań rzu cił, k tóry wnet spadł z brzm iącego żela za, M a ło się zawiesiwszy. W n e t P irrh u s do n ie g o :

„ T e d y to tam op ow iósz, a do o jc a mego A c h ille s a bądź p o s łe m ! onemu daj w iedzióć T e m oje srog ie spraw y, a pom ni pow iedzieć N eop tolem a syna w yrodka od n iego.

T eraz u m r z y !” T o gdy rze k ł, k ołtarzom d rżącego, A we krwi się synow skiój śłizając szkaradnie

W y c i ą g a : w tym lew ą go za w łosy popadnie, A prawą zaraz z poszew w ynosi m iecz g o ły ,

K tórym g o aż do je d le c przebód ł prawie w poły. — T en koniec m iał żyw ota Pryam us, tak sw oje

Fortunę dawną sk oń czy ł, zapalon ą T ro je

W id zą c, i zamek padnąc, który królem sławnym B y ł szeroko w A z y e j przed czasem niedawnym . T eraz z n iego pień le ż y nad b rzegiem , a ciało N iezn a jom e dla głow y odciętej zostało.

2. Eneasz w Elizyum. (ks- 6).

T o ja k sk oro w yrzekła stara k s ie n i: » A le

Ju ż p od źw a , a p rzy jętą rózgę oddaj w c a le ; S p ieszw a się (praw i) w idzę, iż przed sob ą mamy P o d zasklepionym murern w yw iedzione bram y,

D z ie ło kuźni C yk lopsk iej, kędy z pow inności R ó z g ę zło tą zostaw ieni. «. T o rzekszy w ciem n ości P rze z drogi społem idą, i prędko przebyli

Śrzodkiem placu , a k bram y drzw iom się przybliżyli. W n idzie tam wnet E n easz, a w odą się św ieżą P ok ropiw szy, zostawił zloty pręt p o d w ieżą. T o sprawiw szy, a złoty 011 dar P rozerpin y Zostaw iw szy, i przyszli w rosk oszne k ra in y , N a łąki śliczne, g ajów szczęśliw ych zielone

W m ieszkanie zaw żdy dobrych dusz błogosław ion e , On kraj piękne pow ietrze, i św iatłością zaw żdy W d z ię cz n ą zdobi, a sw oje słońce znają gw iazdy. T am jed n i p o zielon ych łą k ach po wsze czasy W e grach czerstw iąc sw e człon k i, baw ią się z a p a s y , L u b po piasku s z e rm u ją , drudzy ulubione

T ań ce w odzą, a w iersze spiów ają uczone. — G dzie i tracki O rfeus kapłan przem ieszkiw a W dłu giój szacie, a głosy różne przyspiew yw a, K u lutni siedm iostronnój p a lcy przebiórając C zasem , a czasem piórem słoniow ym brząkając. T am rodzaj starożytny od T eu kra c n e g o , N adobne plem ię, k tórzy czasu szczęśliw szego U rodzeni, pow ażni królow ie, tam sławny llu s i A ssarakus, i Dardanus dawny,

K tó ry zdaw na zb u dow ał sławne miasto T r o je , Tam w idzą próżne w ozy z daleka i zb roje : T k w ialy k opije w ziem i, a po k ażd ój stronie, P a sły się tam po łąkach dobrow olnie konie. B o ja k o za żyw ota k tórzy na sw ej p ieczy M ieli zbroję i w ozy, i wojenne r z e c z y , A lb o i białe konie w p ok oju p a s a li; I p o śmierci ok o ło tego się parali. O baczy oto drugie h odując spółecznie

M iędzy w onnem i zioly ze w szech stron, a wdzięcznie G łosem w k ole śpiew ając pieśni on ym czasem Febow i m iędzy wonnem waw rzynowem lasem , G dzie śliczny E rydanus przez gaj przyodziany L e je sow ity z g óry . T am są, którzy rany

M ężnie czyniąc dla sw ojej ojczy zn y odnieśli ; — T am że tć ż i kapłani d ob rzy, k tó rzy zeszli Z tego św iata w czystości, i święci p r o r o c y , K tó r z y z ducha a z b ozkiój pow iadali m o c y , I k tórzy też potrzebnych nauk najdowaniem S k oń czy li żyw ot, a lb o swoim zachow aniem W ie c z n ą drugim po sobie pam ięć z o s t a w ili: — W s z y s c y ci białe tafty na głow ie nosili. —

T a m gdy się ku nim z b ie g li, zw łaszcza do sam ego M u z e u s z a , (tak m ów i S y b illa ,) zacnego,

B o od w szystk iego gminu b y ł tam o b s tą p io n y , A nad niem i się w ydał w ysoko ram iony.

„P o w ie d ź c ie , szczęsne dusze ! i ty m ój jedyn y P ro rok u ! które m iejsca i które krainy

T rzym ają A n c h iz e s a ? bo idziem dla n ie g o , I wielkieśmy przebyli gruntu piekielnego J eziora .” N a co krótk ą odpow iedź im d a je : » N ie ma tu nikt w łasności, ale chłodne gaje, W d z ię cz n e brzegi i łąki, pełne zd rojm i wszędzie D o m y nasze ; le c z gdyż w as chęć do te g o w iedzie, N a w ierzch tćj g óry w stą pcie, przew iodę was śrzodkiem Ł atw ią ście żk ą .” T o rzek łszy, przed nimi szedł przodkiem . Z atym im z góry k ślicznym u kazał k ra in o m :

Oni w ierzch opuściw szy, m ają się k dolinom . A w tym o jc ie c A n chizes dusze m iędzy w ały Zielonem i zaw arte, k tóre zaś iść m iały

N a on świat, przepatrow ał, a z piln ością w szelką P ozn aw ał sw oich praw ie w ten czas liczbę w ielk ą, P otom k i m iłe i ich w yroki niebieskie,

S zczęście i o b y cza je , k tem u siły m ęskie. P rzeto jak E neasza syna p rzeciw sobie P o łą ce u jźrzał idąc, za ra z ręce obie

Z w eselem w zgórę w zniesie, a z radości k temu Z ala w szy łzam i oczy , tak rzecze ku niemu : jjT edyś przyszedł, a d rogę tę prze d o b ro ć tw oję N iep rzespieczn ą w ykonał, a mnie ojcu sw oje T w arz, synu, pożądan ą ukazał, i słow y Z najom em i u żyw ać dał wspólnie r o z m o w y !

Takem iści rozum iał, iż się to stać m iało, C zasy lic z ą c, ani mię serce oszuk ało. P rze z które ja cię kraje i przez naw ałności M orskie ja k ie tu w id z ę ? ja k nieprzespieczności U żyłeś w ielkich , sy n u ? jak mię straszno by ło, B yć L ibijskie królestw o w czym nie zaszkodziło.

A on na t o : „ T w ó j m ię d u c h , tw ój mię, o jc z e sm utny, C zęsto się ok a zu ją c tu przez kraj okrutny

P rzyść przym usił. P rzy brzegu w łoskim nawy stoją. D a j, o jcze , daj swój r ę k i ! ani tw arzą sw oją N ie za jźrzy usciśnienia ! T a k m ów iąc sw ojem i Ł zam i oblicze srod ze zalew ał hojnem i.

T r z y k r o ć go chciał na ten czas sw ojem i ram iony O bejm ać, trzy k roć zasię darm o za ch w ycon y,

Um ykał mu się z ręku, podobny lekkiem u W ia trow i a lb o i snu prędko znikom em u. W ty m na ustroniu widzi E n easz doliny, L a sy osobne szum iąc, a w dzięczne krainy O p ły w a ją cą L e t ę : ok o ło j ó j w ody L atali nierozliczni ludzie i n a r o d y ,

R ów n ie ja k o p o łąk ach, gdy na wiosnę pszczoły W s z ę d y latają m iędzy pachniącem i z i o ł y ; G dy się b iałe lilie rozw ijają ś lic z n ie ,

A p o le od ich gwaru tam brzm i ustaw icznie. Zdum ieje się Eneasz z widzenia n ag łego,

A nie św iadom pocznie się p rzy czy n pytać tego, Jak aby rzóka b y ła , c o za dusze były,

K tóre tam brzegi onój rzók i ob toczyły . N a to o jc ie c A n c h iz e s : «D u sze przyodzienia Ciała, które zaś winne z bosk iego zrządzen ia , Z tój rzóki L e ty piją zapew ne dla t e g o , Iż w nich niszczy pam iątkę żyw ota p rzeszłe g o,

K tóre z daw nego czasu ja tobie objawić P ragn ą łem , i teraz chcę przed oczy wystaw ić N aszych potom ne plem ię, iż w eselszym b ęd ziesz , W ło s k ió j ziem ie, m ój synu, gdy potym n abęd ziesz.” —

« 0 o j c z e !* rzekł E n easz „te d y trzym ać o tym, A b y du sze ztąd m iały iść na świat, a potym Ciała gnuśnie na się b r a ć ? skądże im przychodzi N ędznym ta ch ciw ość ś w ia ta ? ” Z tym rzędem w yw odzi T o Ą nchizes, i rzecze : «P o w ie m iście tobie,

Abyś w tym , m iły synu, nic nie w ątpił sobie. N aprzód n iebo i ziem ię, i m orze sz e ro k ie , O k rąg świetny m iesiąca i słoń ce w ysokie

D u ch wewnątrz żyw i, a sm ysł boski w te żyw iofa W ló w a ją c się, tę wszystkę w ielkość świata zgoła Z nim zm ieszaną porusza, od k tó ió j poch odzą L u dzie, b y d ła i ptastw o, także co się rodzą D ziw y m orskie : ognista nasieniu wszystkiemu J est istność, i niebieski p oczą tek ku tem u. D ok ą d skazitelncm i cia ły nie tęp ie ją ,

A z ziem ie śm ierteln cm i człon k i nie eiężeją : Z k ąd się boją, w eselą, sm ucą, pożądają, A na św ia tło ś ć, p oczątek własny nie patrzają, B ędą c zaw arci w ciele a w śle p ćj ciem ności. B o i gdy ostatecznie zch od zą z tej św iatłości, N ie ow szem wszystka ta złość ubogim i zm azy

Odpaść zaraz m ogą i cielesne z a r a z y : A le zdawna i dziwnym sposobem ich wiele N aw rzałych m uszą przyróść przy takow ym ciele. D la tego wielkie męki ustawicznie czują,

A za swe sprośne zło ś ci pierwsze pokutują. Jedni w tym na pow ietrzu zawiesiem trw ają, D ru dzy na dnie g łębok im z siebie oczyściają P rzyw rzałą złość, lub ogniem ją w yżegać m uszą : S w a za p ła ta za k ażd ą postępuje duszą.

Zatym do E łizyum posłani byw am y,

M ało nas k tórzy w gajach w esołych m ieszk a m y ; A ż długi czas wykona sprawnie bieg niem ały, C o zetrze w rosłą zm azę, i sm ysł doskonały Z nieba czysty zostawi z jasnym ogniem społem . T e wszystki w ^oczyścieniu gdy tysiąc lat kołem

Czas p rzew róci, do L e ty M erkuryusz rzeki D ługim rzędem prow adzi, aby ju ż na wieki

Z apom niaw szy wszystkich spraw św iat on naw iedzili, T a k że aby się do ciał inszych naw rócili. —

9.) J a n R y b i ń s k i ,

s y n M acieja a brat J a n a , kazn od ziei w G r ę b o c in ie , a p ó ź n ie j w O strogu : w r. 1589. o b ją ł urząd n a u czy cie lsk i p rz y gim n a zyu m g iia ń s k ie m , p óźn iej na sekre tarza s ł a w n e j r a d y m i a s t a T o r u n i a p o w o ł a n y ; le cz w r, 1 594, to m ia ­ sto o p u ś c ił, l i y ł p oetą u w ie ń cz o n y m dla g ła d k o ś c i w ie rsza ła ciń sk ie g o i p o lsk ie g o .

B en tk ow sk i.

W p rz y p isie s w e g o d z ie ła p o w ia d a , że w ró ż n y ch p o s łu g a ch je ż d ż ą c u s ta - w n ie , i na d w o r z e k ró le w sk im b a w ią c , nie m ia ł s p o s o b n o ś ci w y d a n ia s w y c h Prac. C m ia ł ję zy k g r e c k i, a w ła ciń sk im p is a ł d o s y ć d ob re w iersze. W p o e ­ t a c h R y b iń sk ie g o nie m ożn a nie cz u ć w d z ię k ó w i m ocy.

Juszyński.

Jana Rybińskiego Gęśli róznorymowych księga / . , w To­

runiu drukował Andreas Kotenius roku Pańskiego 1593.

1. Gęśl pirwsza.

. . . C redula yitam

S p es fov e t, et m elius cra s fo r e sem per ait.

N ie ra z b y człe k ch cą c zdyszał, lecz dufliwa krzepi

Nadzieja, szep cą c w u c h o : J u t r o b ę d z i e l e p i ó j . N a d zie ja krzeźwi ch łopki, i w zagon odw rotny S iem ię m i e c e , by ziarnko dało płód stokrotny. T a ć i sidła na ptaszki, i na ryby wędy

R zu ca , okryw szy zdradny hak ła k ocią wszędy. N adzieja więźnia cieszy, choć ju ż ledw o ziów a, Ł ańcuchy brzm ią k oło n óg, w żdy dźw igając śpiewa. G dy inne z błędnój ziem ie w n iebo poszły cnoty,

T a się nam w żdy wstrzymała jed naż m iędzy p ło ty t J ej sprawą grabarz w esół w pęciech to c z ą c taczki, T u szą c, że kiedy tych blizn zaginę i znaczki ; Jój spraw ą zbity żeg larz z nawy w pławnym biegu

P rzedsię ram ionm i k r z e p i, ch oć sto tnil od b r z e g u : G dy ch orego odb ieży d ok tor bez nadzieje,

On sam w zdrow iu nie w ątpi, póki puls dech lejes T a ć i zło c z y ń c ę trzym a, gdy aż m d leją w m ęce,

N awet o n , co z nim na d r a b , w dufność w znosi ręce.

D u fn ość siłam p od p ora , dufność kotw ią m yśli, W id ziałem d o ś ć , co żyli nią, ch oć śm iercią zejśli. Nie wiem by tłum ne szczęście kogo tak zm artw iło,

Ż e b y ju ż nigdziej sercu w ytchnienia nie b y ł o ; Nie poranię tak upprnej je szcze n ie p o g o d y , B y lała bez przestanku szum ne dżdżew e w o d y. I pole bych rad w iedział tak n iepłodne zgoła

G dzie szczera śm ieć, a nie tkw ią żadne d ob re z io ła : L a to z zim ą w przem iany po to w szystkie r o k i, Czyniąc za nią raz kwietne raz siem ienne troki. R z e c z pewna, żeć i Pan B ó g sm ętne serca cieszy,

I nie do wieku niszczy, ch ocia kto z nas zgrzeszy. N adzieja gru nt, tej się dzierż w zdrow iu i w chorobie B ó g zdarzy, żeć tak padnie, ja k o ży czy sz sobie.

2.

G gśl

dziewiąta.