• Nie Znaleziono Wyników

Storge. Ifis.

Storge.

Nie wiem co za strach serce m e zdejm u je, C złonki drżą, trw oga d rogę zakazuje Z w yczajn ój m o w ie , a g łos w uściech s t o i, T ak się człek strachów ciem n ej n ocy boi. - B a rzo mię dręczą nocne n ie p o k o je ,

I frasunkam i p a ła serce m oje.

0 P an ie w św ietnym niebie m ieszk a ją cy ! N iech ten znak stra szn y , ża l z sob ą niosący N iep rzy ja ciela naw iódzi m o je g o ,

A ja to niech mam z przejźrzen ia t w o je g o , B y m cię łaskaw ym w espół z c ó r ą m o ją U znała , k tórą mam pod p orą s w o ją , D om ow y ch r ze czy w ostatniej s t a r o ś c i, 1 m iłym skarbem w letniój szędziw ości.

Ifls.

M ów c o in s z e g o , m iła m atko m o j a , A niech p recz zło ż y strapiona m yśl tw o ja P różn e fra su n k i, i m yśli strw ożone N iech w niepam ięci będ ą p ołożon e.

Storge.

B o ż e bym m o g ł a ! ale ten strach nowy T k w i w sercu m o im , i zaw sze g oto w y O braz przedem ną stoi snu s m ę tn e g o , K tó ry je s t strachem w ielkim serca m ego. Ju ż w szystki rze czy by ły u skrom ione W d zięczn y m p ok ojem ; ju ż b y ły złożon e Cichem półn ocn ym i głuchem m ilc z e n ie m ; K iedym się zlękła we śnie tym widzeniem . W id ziałam id ą c trzodę w ilk ów srogich D o stada ow iec w pastórza u b o g ic h , K tórym acz stróże w łaśn i zu ciek ali,

n zaś znow u k tej trzodzie lękliw ej,

•i chciw ości on ej srogiej popędliw ój

W ilk się w róciw szy, ow ce w łon ie moim R oz d a r ł drapieżnie ostrym zębem sw oim . — Światu wszystkiem u św iatłości słu żą ca ! W z ó r w szech cudności na sobie m ająca , — I ty św iadom a n ocy żalów m oich !

N iech za nakryciem czarnych skrzydeł tw oich W y w ió m s i ę , jeśliże co przeciw n ego

P otk a m ą córę od w roga z ło ś n e g o ; G łow ę m ą pierw ój p od ziemne ciem ności Z e p c h n ijc ie , a niech dłużej w w ątpliw ości Frasunkom ciężkim serce nie h o łd u je , O d których żyw ot człow ieczy się psuje.

I f is .

C oż cię za s m u te k , m atko m a , z d e jm u je ? C o c te frasunki niezbyte gotuje ?

Z w esołą tw arzą ża łość za rz u ciw s z y , P rzyw itaj o jc a , który się w r ó c iw s z y , N ie da żadnem u w przód sław ą p o ćciw ą W o je n n ą , ani cnotą św iętobliwą.

Sterge.

N igdy mi się tak pięknie nie stawiły P rządk i ż y w o t n e , by mię kiedy były Z płaczu , z k łop otów , z frasunków wyrwały P rzez ten czas, ja k o m na św iecie, niem ały. N aprzód w m łodości widziałam tyrana , K tó re g o m iała ojczyzna za p a n a , H ardego gościa. Z ło r o zk a zo w a n ie , S tra ch y a m ie c z e , lud.zkie narzekanie, Sw a w ola brzydk a, i łupieśtw o chciw e, — W szystk i przym ioty by ły złości żyw e. Żadna żyw ota część nie upłynęła M e g o , k tórąb y zła chw ila minęła :

Jak o się w ały biją w bystrej w odzie, Tak ustępuje p rzyg od a p r z y g o d z ie ;

Jako dzień za dniem zw ykłym płynie to r e m , T ak się.frasu n k i ścigają z uporem -,

Ż a ło ś ć ża łości sąsiadem z o s ta je ,

A człow iek od nich ja k w osk w ogniu taje. Z tarta frasunki, w nichem się starzała, A jeszczem na się cięższego nie miała N ad ten, k tó ry m i serce proroku je N iedarm o, — pewnie coś dziw nego czuje.

Ifis.

Bezm iernych strachów ten zysk często mamy, Iż lada czem u prędko wiarę damy.

Storge.

D a j to mój B oże , bym w eselszą m iała N o w in ę ! a to w uszy me słyszała,

Ż e się zdrów w róci z sw oim wojskiem całym , Z fortunnym skutkiem i z swym sercem śm iałym

Ifis.

P rzyb ęd zieć, nie w ątp, szczęśliw ie we z d r o w iu ! A ten c o dodał rady, p ogotow iu

B ędzie mu w odzem w bitwie, B ó g łaskaw y, I poprow adzi on sam je g o spraw y.

Chorus.

K tóry z Jordanu p rzezroczy stym zdrojem P o la o h ta c z a sz , krop iąc zdaniem tw ojem N ierodn e g óry Izaackich w ło ści,

I spraw ując w nich niezw ykłe h o jn o ś c i! K iedyż ja smętna to szczęście u czu ję ? K ied y ż porzucę, o co się fr a s u ję ? K ied y obaezę w olno u rodzon a,

rą dziś ciórpi okrutnikiem zjęta ? — av zy li nie będzie, m ój B o ż e , przyjęta Prośba potom stw a Iz a a k o w e g o ? K tóre z ciężk ością ja rzm o złośliw ego P o h a ó ca c ie r p i, i k tó ry ch k ról m ożny P rzed ty m nie p o ży ł F aryski, n iezbożny, A n i m óg ł zw alczyć k ról z A rabsk iój strony N iezw y ciężon y i m ocn y w obron y.

T e ra z niew ierny m a m iecz A m on w m o c y : C zy nie uznam y w tym tw ojój p om o cy ? W ielk i żal w prawdzie i n ie w y m ó w io n y , B y ć ciężkim ja rzm em tyrańskim sc iś n io n y ; A le ty , P an ie, k tóry m orskie skoki Składasz w yn osząc, gdy chcesz, p od obłoki, 1 ciężkiej ziem ie grunty ręką w rzucasz, I k ó ł niebieskich biegów ich od u cza sz: O puść g n iew , a n iech słudzy tw oi znają Ł a sk ę tw ą św iętą, na k tó rą cze k a ją : O ddal frasunki, a bądź nam łaskaw ym

I o jcem praw ym ! Jeśliże nasze złości zasłu żyły, A b y od ciebie w nas karane były ;

K arz nas ojcow sk ie ! niech laskę tw ą znam y, K tóre j szukam y.

N iech aj nas S y r u s , ani A m on srogi N ie karze, prosi cię tw ój lud u b o g i : N iech na tw e w ojsko m iecza nie dobyw a,

J e g o m o c chciw a. R a cze j ognisty piorun nas niech b i je , A lb o w przepaści sw e ziem ia p o k r y je ; L iń srogim d eszczem , rospuść m orskie wały ,

B y nas p o b r a ły : B y nieprzyjaciel nie był tej nadzieje,

Żeś nas przepom iał, gdy się nam źle d zie je . K arz nas twyin zdaniem , o niew yehw alony

N a ten czas, kiedy Pan ludziom złośliw ym Z ich własnej m iary, gdy na prawie siędzie,

O ddaw ać będzie. C o b a czą c w dzięczną myśl Panu ok a żę , I jem u śpiew ać sercu m em u każę R y m B og u m iły, ludziom ulubiony

N a w szystkie strony. —

A le baczę, że poseł od w ojska się sp ieszy, — A z a nas ja k ą w dzięczn ą nowiną pocieszy.

P o se ł. C horus. P o seł.

W itajże, o potom stw o dawnego A b r a m a ! K tóry dla cnót ućciw ycli b y ł w ła sce u Pana. — A ten że je s t dom J eftyn , hetm ana s ła w n e g o ,

K tóry w sw ych spraw ach doznał sz czę ścia p o żą d n e g o ? C horus.

Ten je s t dom Jeftyn w łaśny, i ta córa je g o . S praw u j nam (je ś lić zle c ił) poselstw o od niego.

P o se ł.

Z g rom ił n iep rzyjaciele, w bitw ie dostał danku , Z w ycięstw o sławne o d n ió s ł, sam u szed ł bez szwanku 1 z rycerstw em chętliw ym . T o poselstw o m acie, Jeśli insze kto pow ie, w iary mu nie dacie.

C h orus.

P arę słów nam p o w ie d zia ł, lecz w dzięczne n ow iny: A le widziałżeś to sam, c z y ć pisał kto in y ‘?

P o s e ł.

Pew ne, prawdziwe rzeczy , odem nie widziane P rzyn oszę, nie przez listy om ylne pisane.

C h orus.

,'o w ió d z n a m , jakim trybem rzeczy się to c z y ły , N iźli o b o je wojska ku sobie p rzyb yły ?

P o seł.

K iedy różane słoń ce ku g ó rze się m iało, A m onow i ju ż dłużój czek a ć się nie c h c ia ł o ; A l e zeb ra w szy konie i w ojenne w o z y , K azał sw oim hetm anom za tacza ć ob oz y . Tam gdy uszykow ane je g o ro ty b y ły , A bufy się pozornie przybrane św ióciły Ż elazem ju ż dobytem , szyszaki, i zb roją, P orządk iem naznaczonym g o to w o ścią s w o ją ; W c zo ło piesze pu szczon o , konni za d tr z y m a li, N a szy zaś w rów nym polu przy pagórku s t a li, Nie w zb roje , nie w rynsztunki w ojenne d u fa ją c, A l e w śm iałych sw ych sercach rzeczy p o k ła d a ją c , —- M ając za to, że sam P an ratunkiem ich b ę d z ie , K tóry zw ykł górną dumę na dół tłum ić w szędzie. W tym nasz h etm an, aby się rzecz sk oń czyła praw em , A b y mu B ó g i ludzie stali się łaskawem ;

K aza ł w w ojsku za w oła ć, w ezw aw szy w oźnego, Ż e b y ozn ajm ił ludziom , nie b y ć się ch ciw ego D o boju, do rozlania krw ie ob ojó j s t r o n y , O k azu ją c swe prawne do tego o b r o n y , Z a k tórem i ch cia ł, aby obie stronie trw a ły W sw ych granicach, ja k o ich przodk ow ie trzy m ali, P o k ó j m iły od starszych poda n y tr z y m a ją c , A na niepew ną bitw ę nic się nie skw apiając. A nieprzyjaciel pyszny rycerstw a ś m ia ło ścią , W y je żd ż a ł często na plac z sw oją g o t o w o ś c ią , Ł a ją c z gniewem przeklinał takie w yw ołanie, N ie chcąc ani g o słuchać, ani przestać na n ie ; A le ch cą c szablą dostać w łości A m on ow y ch , K tóre od ję to gw ałtem ziem i wód N ilow ych D aw no b y ło b e z p ra w n ie: chcąc krzyw dę farbow ać, K tórej nie m iał, z trzaskiem się ją ł ku nam gotow ać.

O w znow u kazał w ołać , „ b y się rzecz końc,. P r a w e m , jeślib y krzyw da A m on ow i b y ła ,

K tóre j on przez żaden gw ałt, ni przez żadną zd Nie uczynił. A n i też chce k oń czyć przez zw adę, A n i w tym prawie siedzi, k tóre on za nowe P o c z y t a ; ale w którym trzecie J a k u b o w e , P otom stw o zaw sze było, dobra swe trzym ając , A o nie żadnej spórki podziśdzień nie m ając. C zy rozu m iósz, że które role Jak ób trzym ał, A b y o nich ju ż żadnej B ó g nasz pieczy nie m ia ł? M a Pan p ie c z ą , i w ręku ci zw y cięstw o m a ją , K tó r z y dróg spraw iedliw ych jeg o przestrzegają. T en sam w alczy, 011 praw dą sam włada i p ra w em , A k to ma sprawiedliwszą, uzna g o ła sk aw ym ,” —

T o gdy w oźny p o w ie d z ia ł, trąby sie ozw ały, K tóre swym głośnym dźw iękiem niebiosów s ię g a ły : L u d zk i krzyk potym słyszan , m ieczów chrzęst dobytych, Ciężar w ojennych w ozów i dział -w ziem ię skrytych. N ie b a trzask niezw yczajny ła cn o sły szóć by ło, A echo sw ój g ło s strachem w górach stanow iło. K ażdy sztuką i cnoty rycersk iej dzielnością O swe się zdrow ie starał z kwapliwą p iln o ś c ią : Jeden bił, drugi bit b y ł , aż krew pom ieszała P o t o k i , bo cały dzień ta biesiada trwała. A w tym piaszczysty ob łok punkt nieba w idom y Z a s ł o n i ł, iż b y ł skryty nam nad głow ą tkniony. A m o n liczb ą rycerstw a zda ł się p o tę żn ie jszy , A nasz w nadzieję B o ż ą g oto w szy i śm ielszy. T a k się długo oboje w ojsko p otyk a ło,

A ż słońce sw oje konie za m o rze zagnało.

W n e t przy on ym w zdychaniu dusz je s z c z e żyw iących Z narzekaniem , i w krzyku w tej łod zi b ę d ą c y c h , Z orze się za p a liły , a obiedw ie stronie

Strachem dziwnym przeraził Pan w ielki w Syonie. M iecze im z rąk pa d ały , członki tak m dle b y ły , Ż e im przy dokończeniu bitwy nie służyły. P o ty m nasz hetman z tw arzą w esołą śpiew ając,

córy g ło s g d y przeciw ne w ojsk o u sły sza ło ,

W n et przed strachem tajem nym z w stydem ty ł p o d a ł o ; D rugie zaś doganiało m ężnie siły sw em i,

A ż ich n oc obron iła skrzydłam i czarnem i. C horus.

C zem uż będąc zw ycięzcą z ludem nie p r z y je d z ie ? C zy znowu przeciw jem u A m on w ojsko w ie d z ie ?

P o se ł.

D aw n o m oc n iep obożn y ch sam P an bije z n ieb a : Z kim ten w a lc z y , ju ż się baó nigdy nie p otrzeba. W s zy s tk o św ięta p raw ica je g o rozprószyła,

I nierychłym potom k om pok ój u c z y n iła , P o k ó j nieprzepłacony, ja k o p ow ieda ją

M dli starcow ie, którzy się w nim bard zo k o c h a ją , I niem ów iątka m ałe z nimi w tym że t r w a ją c ,

W spom in ać z żalem będ ą, i często w zdych ając. C h orus.

O w odzu z ło ty ch ś w ia tło ś c i! K tóry nam nocne ciem ności R ozg an ia sz, czasy nam dając, D o b r o w ludziech ro z m n a ż a ją c , P ow tóre św ietne prom ienie M ieciesz na Iza ck ie plem ie. P o pewnym przym ierzu tw oim D o d a je sz ratunku sw oim . Z a twym zdarzeniem złośliw e Z g ła d ził Jefte s popędliw e

A m onow e wszystkie rady, K tóre m ial przyczyną zw ady. P ota rł i p op sow a ł ś m ie le , C zem u ? że plundrow ał wiele. T ą m iarą ludziom odda ją, Jakiej oni używ ają.

A n i luki nam surowe M o g ą s z k o d z ić , gdy gotow e O ko Pańskie tnż c z u je m y ; Snadnie przypadków ujdziemy. A n i ostre nasze m iecze, C h oć je m i m ężny lud s ie c z e , M o g ą sz k od zić, kiedy stronie P rzystąpi Pan ku obronie. Już ju ż , złośliw i, poznajcie,

Już ju ż w Pańskich drogach t r w a jc ie ! B ó g nie je s t z drzewa rzezany, Ani z m arm óru kow any. P a n słow em na górnym niebie S tw orzy ł tak m nie, ja k o c ie b ie : Pan srogi, — ogniste w ały W k oło je g o św iętej skały. T w órca rz e cz y i zb a w ien ia , D a w ca je s t dob reg o mienia : Ku widzeniu nie je s t ła c n y , W m ajestacie sw oim znacny. P asterskie u bogie skronie Z je g o zdarzenia w koronie K rólew skiej często p a n u ją , I w rozum odm ianę czują. N adętą pych ę h a m u je , M yśli takich w niw ecz p s u je : D o spraw iedliw ego b r z e g u , N ie dopuści je g o biegu. N iewinności rad folg u je, W k łop ocie prędko r a t u je : R a d podnosi do złotego S to p n ia człow iek a lich ego. Tem u jednem u cześć dacie, K tórzy na ziem i m ieszkacie, P o d k tórym kolw iek prom ieniem . K ó rzcie się pod Pańskim cieniem T a k w y , którym słońce z rana

1 k tórych grzeje w południe , C hw alcie Pana nie ob łu d n ie : I którzy T a g ow e w ody, P ije c ie , śliczne n a r o d y : T a k że kraj zim nu z le c o n y , N iech Panu niesie ukłony. I wy Panu chw ałę d a c ie , C o się złotem obtaczacie : I In dyjczyk ow ie z wami Z różnofarbnem i ziołam i. M ieccie w oniające ziele, Pan z tąd ma cze ść i w esele. K tem u zagrajcie w c y m b a ły , Panu w szelkiej czci i chw ały : N iech bez przestanku śpiewają P an u , i na lutniach g r a ją , I w trąby m iedziane drogie, C h w alcie Pańskie im ie srogie. T a ń ce piękne, tańce w d zię czn e, N iebiosa, gw iazdy m iesięczne, I słoneczne zło te k oła

T o w szystko chwal Pan a zg oła . — O woź idzie cny hetman. N iech go córa wita Z u czciw ością, niech w espół i o zdrow ie pyta.

Jeftes.

S p ra w co ok rą głej ziem ie, B o że praw y, Sam spraw iedliw y, sam dobrym łaskaw y, Złośliw ym srogi, skrom nym m iłościw y , A nad niezbożnym sprawiedliwie m ś c iw y ! C h ociaż cię często do gniewu w iedziem y Z lościa m i sw e m i; przedsię cię m ożem y U b łagać. A ty łaskawe tw e oko P rzeciw nam, Panie, wynosisz w ysoko. D o ś ć nas cisn ęło tyrańskie karanie Słu szn e za złości naszych p r z e d łu ż a n ie :

I n iepobożnym daliśm y złośliw i K aranie z siebie, bochm y, B o że żywy, C iebie obroń cę i ź r ó d ło w szystkiego P re cz opu ściw szy, d ob ra pożądnego, D o niem ych słupów g łup iech m y syłali M o d ły , i śluby szalenie działali.

W styd m ó w ić , że był z rozum em stworzony C złow iek do niem ych k loców nakłoniony : Sam żywym będąc, cześć dawał m artwem u, N iosąc kadzidło dziełu rąk własnem u ! . . . A tak ju ż nie dziw , żech m y odrzuceni O d łaski tw ojój i byli w z g a r d z e n i: K iedyś nas podał to idum skiej r ę c e , T o P alestyn om ku niew rotnej m ęce. T o nas okrutny A m on w gniew ie swoim M iew ał igrzyskiem za podaniem twoim : T o Syrus srogi, w szetecznie panując, Śm iech z nami broił, lek ce nas szacując. Z aledw iech m y się do ciebie w rócili, G dych m y tym żalem przyw iedzieni byli ; A l e ty , B o ż e m iłosierdzia w szego ! U jąw szy w odze skryte gniewu tw e g o , Ł a sk ęś okazał, zapom niaw szy z ło ś c i, I jakby m ało b y ło , w tój h ojn ości Ż e ś nam odpu ścił grzechów naszych w iny, W n e t następuje dar z ręku tw ych iny. T r y u m f zw ycięstw em dałeś nam u czciw y: N asz n ieprzyjaciel, na sługi tw e chciw y, O k ow y, pęta, co na nas gotow ał,

O szyję sw oję z h ań bą sw ą popsow ał. Za c o m y to b ie , o B o ż e nasz, w iecznie W d zięczn i się sta w ien i: p ok o duch sp ołecznie Z ciałem spojon y b ę d zie , m yć dziękując Chwalę przyn iesien i, ofiarę g otu ją c. P rze twe ołtarze poniesieni, śpiew ając Pow inne dary, pow inną cześć d a ją c , K tóry nawalnośó m orza C zerw onego Składasz, i torujesz grzbiet szum ny jego.

P rzod k ow ie naszy suchą drogę mieli P rzez bystre m orze, kiedy jedno c h c ie li: G dyś ty rozk azał, to ono zm a rtw ia ło, I płyn ąć torem zw ykłym zapom niało. G dyś ty rozk azał, m ost był zawieszony P rędkiój roboty z tej i z ow ej strony : M iędzy którem i sucha droga była, P o której n oga ojcow ska ch odziła. N ie przepom iuaj przym ierza t w o je g o , A ' przyjm ij w dzięcznie ślub od sługi t w e g o , Ś lub chociaż lichy. Pańskie o c z y tw oje N iechaj uznają chętne dary m oje.

C o mi wprzód zajdzie drogę w dom u m oim , K iedy się w rócę, to ołtarzom twoim

K rw aw ą ofiarą z ręku m oich będzie Z a d ob rodziejstw a mnie podane w szędzie. A c z trudno od d a ć różne dary tw oje ; L e c z ty pochopn e bacząc chęci m oje, W dobre ob rócisz ch oćb y lich e były, B o ty um acniasz k ażd ego z nas siły. Jak wiernie obietnice iścisz t w o je ,

T a k się też cieszysz, k iedyó człow iek sw oje D a je ofiary, tobie n azn aczon e,

A b y im ie tw e praw dą b y ło czczone. O każ tw ą ła s k ę , k tórzy cię szukam y ; B o okrom ciebie p ociech y nie z n a m y .’ Świat, gw iazdy, n iebo, toć w szystko h ołd u je ,

A ok rom ciebie pociechy nie c zu je .

His. Jeftes. S y m a tlu is . C h orus. Ilis.

P o jd ę , azabym ojca m ego oba czyła

T w a rz w e s o łą , która m i po B og u je st mila. D o p u ś ć mi się uścisnąć, dopuść ręce m oje, N a ram iona twe w łożyć. — A le czem u sw oje, O jcze , o c z y odw racasz oderonie u c z c iw e , O k a zu ją c w ejrzeniem , iż są ż a ło b liw e ?

Jeftes.

N ie s te t y ż !

Ifis.

N ie p rzy ja cie l niech ten g ło s uczuje.

Jeftes.

B oże z d a r z ! le c z frasunek w sercu m ym panuje.

Ifis.

P r z e b ó g ! i w sercu m oim p o ło ż y ł m ieszkanie.

Jeftes.

A le zkądże w żdy płynie ten frasunek na n ie ?

Ifis.

C o się w żdy z w ojskiem dzieje ? c o o nim słych a ją O d ty ch , k tórzy tam z niego św ieżo p r z y je ż d ż a ją ?

Jeftes.

Z o sta ło w szytko w cale, dostaw szy zw ycięstw a: D o zn a ł m ój n ieprzyjaciel spraw y ich i męstwa.

Ifis.

C zem uż, proszę, żałośnie serce tw oje w z d y c h a ? — C zy cię gryzie żałosn a ja k a krzyw da cich a ?

Jeftes.

N ie p otrzeba, ażebyś t o dziś w iedzióć miała.

Ifis.

A lb om cię w czym , najm ilszy o jc z e , przegniew ała ?

Jeftes.

N ie o to g r a ; le c z tobiem ja sam zgrzeszył wiele.

Ifis.

M nieś nam niój nie przegniew ał, m ogę prżysiądz śmiele I tak m niem am , że taki frasunek jest próżny

K rzyw dy się mścić w r<Ś*(Ji!cach, i nam liej nie drożny. Znosić skrom nie przystoi krzywdę starszych sw oich.

Jeftek

M^dbze te slów a w yszły z u czon ych ust t w o ic h : L e c z im g otow sze dajesz mnie lekarstw o tw oje, T ym głębszą ranę czu ją truchle piersi moje.

Ifis.

O jcze m ój 1 czym k olw iek się tw e se r c e frasuje, Niech n abyfój roskoszy żalem nie ujm uje, K tórój za twym pow odem w szyscy zażyw am y. — P roszę, niech ju ż obecnie przy tobie m ieszkam y.

Jeftes.

Nie dłu go m ą osobą cieszyć się będziecie. Ifis.

Czyli znowu na w ojnę od nas pojed ziecie ?

Jeftes.

G orsze niebezpieczeństw o w dom u u c z u je m y , N iźli kiedy do wojska od was się ruszem y. N a w ojniem zdrow ia dostał, sławy i pokoju ; D om a to w szystko ginie, c o p rzyb yło w boju.

Ifis.

W s z y s tk o

zgoła

— tak

czeladź

ja k sław a je s t cala.

Jeftes.

D a j B oże, aby d łu g o nam ta rosk osz t r w a ła ! A le się barzo b o ję, b y nie 'bdm ieniło

I f i s .

K ie d y łaskaw e szczęście p o sw ój w oli znam y, N a ten czas przez m odlitw y B o g a w zyw ać m a m y ; N ie, kiedy nam żałosn e szczęście w iatry swemi P ortu nie da dostępić, byw ać nabożnem i. B o k tóry w szczęśliw y czas nie opu szcza B o g a , N ie w zruszy go w nieszczęściu by najcięższa trw oga. K tem u łacnym się naszym potrzeb om P an staw i, G dy go człow iek obroń cą sw ym pewnym ustawi.

Jeftes.

Już ja tak dawno czyn ić um yśliłem sobie.

Ifis.

A le czem u ż nie c z y n is z ?

Jeftes.

C o do m ych spraw tobie ? Zostaw to m ojój p r a c y , a ty w łasne rze czy ,

K tóre latom dziecinnym służą, m iój na pieczy. Idź patrz, aby twe sprawy w dom u się toczy ły P o r z ą d n ie , a d ob rą cze ść u ludzi m nożyły. Z atym się prędk o w r a c a j; bo cię ku ofierze S la b od ojca w ydany b e z w ym ów ki bierze.

Ifis.

N ikt przedtym dzieci w łasnych w ięcój nie m iło w a ł, N ikt w więtszej w adze nie m iał, w ięcój nie szan ow a ł:

T eraz zaś ktoś mu serce do dzieci popsow ał, K tóre on przede wszystkióm najbarziej m iłow ał.

Staw ił się nam w przeszłych dniach z jakąś tw arzą s r o g ą , G ro ź n ą , niedaw no p rzeszłą tą w ojenną tr w o g ą ,

Cożkolw iek je s t, b oję się, a w iedzieć nie m o g ę , P r z e cz tak sm ętny. W y n a le ść przyjdzie taką drogę,

K tórą b y m ku tem u przyść m og ła rych ło sn ad n ie, Jeśliże z przyczyn y m ój frasunek nań padnie.

0 ja k o nieszczęśliw ie niew iasty się rodzą,

K tóre, ch oć dobrze ży ją , przedsię ludziom s z k o d z ą ! C zęsto m ężczyzn y z g n ie w u , albo z swaru słudzy S z k od liw e p odejźrzen ie nam czyn ią u lu d zi;

D rugie z nas od złych sąsiad k rz y ż bezwinny m ają. 1 ja chudzina nie wiem skąd mi winę da ją,

Ż e m podejźrzan a ojcu . M am lekarstwo w ie lk ie , C ałe sumienie nosić, na przypadki wszelkie.

S yu iachu s. C horus. S y n iach u s.

D o b rze ś odpow iedziała, ojca cnotliw ego D zińw ko m ądra, u czciw a zw ycięzcę s ła w n e g o ! C h o ć by kto grzechem k o g o chciał hańbić ze z ło ś ci, B ó g sam , który przenika serdeczne sk rytości, W y z w o li g o z frasu n k u , bo sum ienie zdrow e M a P ań skie potajem n e ratunki gotow e. Od tego się spodziew ać kaźniej i zapłaty, D ob rze przeszłego czasu zysku albo stra ty : A od ojca, jes liże dzieci krzyw dę m a ją , N iech to cicho z p o k orą B og u poruczają. D la teg o z posłuszeństw em idź do ojca tw ego, A j a wnetże z pilnością wypytam k ażdego, , Jeśliże rzecz je s t m ożna w iedzieć to od ludzi.

Chorus.

N iech cię ku temu prośb a nasza pilna wzbudzi. S y u iach u s.

U czynię to z pilnością.

C h o r u s .

D la nas ubogiego C złe k a białej p łci, w yrwi z strachu lę k liw e g o : P rosi cię sam a z nam i przez w iarę łaskaw ej O jc z y z n y , i z m iłości przyjacielskińj praw ój.

S y u iach u s.

Ju ż ja w to dob rze w iarą i pilnością m oją Potrafię.

Chorus.

T y lk o upatrz, byś dzielnością tw oją Umiał k temu przystąpić, w tym się p o czu w a ją c,