• Nie Znaleziono Wyników

5 ) Bartosz Paprocki,

2- P rzygody Tęczyńskiego

Jan hrabia z T ęczyn a , kasztelan w ojn ick i, syn A n drzeja, k a szte­ lana k ra k ow sk ieg o, naprzód był pach olęciem u cesarza Ferdynanda.

C bcąę potym liominum mores w id zie ć, na peregrynacyą się udał, m ając listy cesarskie do k rólów i książąt ziem rozm aitych, do papieża, do króla h iszp ań skiego, fr a n cu z k ie g o , królow ej a n g ie lsk ie j, do króla p o rtu g a lsk ie g o, i do inych wiela książąt. N a każdego dw orze szczęście mu wielkie s ł u ż y ło , w g o n itw a ch , w turniejach etc.

T am że sobie potym wypraw iw szy podłu g m yśli listy u papieża do inszych p a ń s tw , k rólów abo książąt etc.} od p oczy n ą w szy s o b ie , a przypatrzyw szy się o b y c z a jo m , um yślił dalej je c h a ć .

W onój drodze za przypadkiem n ieszczęścia , ja k o to więc bywa z dopuszczenia B o ż e g o , przy tych fortunach p rzyp ada ły te ż n ieszczę­ ścia na tej peregryn acyej. B y ł naprzód w poim aniu w Waiedulith i w G ra ­ n a c ie , ja d ą c ze Francyej do Hiszpaniej przez G a s k o n ią , w którój je s t lud z ł y , m ściwy. A to się działo tym sposobem .

Przyjech aw szy nad m orzem do jed n eg o m ia sta , zach ciało mu się a u stry g : rzekł ja d ą c p ostu lon ow i, aby je niósł z a n i m , k tóre w zią­ w szy w w oreczku z miasta w yniósł. Tam będ ąc od on eg o m iejsca w mili, napom inał p o s tu lo n a , aby rych ło j a c h a ł : on go słuchaó nie ch cia ł. H rabia chciał przed nim na koniu bieżeć. P osta rz rozgn iew a­ wszy s i ę , zrzuciw szy a u stry g i, p oczą ł hrabi ła ja ó , potym do szpady z konia skoczyw szy się r z u c ił, T ęczyń ski także do sw e j, w szakoż z k o ­ nia zsiadając w strzemieniu uw iązł. Ciął nań postarz na ten c z a s , z a ­ ledw ie mu ręki nie uciął. H rabia za tym w ym knąw szy n o g ę , konia

z b y w s z y , prętko do niego przypadszy , zadał mu dwie r a n ie , a sam potym na je g o konia w sia d szy , przy którym tłom ok był nie m ały, przyb ieża ł do posty. T am acz się pytano o p o s ta r z u , w szakoż ich tym o d p r a w ił, że mu kóń o c h r o m ia ł, więc lek k o je d zie . A tak się odpraw ił. N a insze konie w sia dszy, c a łą n oc w zaw ód bieżeli. P oty m ja d ą c do Waledulith, pieniądze na kilku m iejscach w bankach odbierał. Ostatnia posta ju ż przed Waledulith, trafili do rządnej austery j e ­ dnego H iszp an a, który znał hrabię T ęczyń skiego je s z c z e na d w orz e cesarskim. O kazaw szy mu w ielką chęó, puścić go nie ch ciał od siebie, był mu bardzo r a d , ktem u i dla t e g o , że miasto ono Waledulith g o ­ rza ło , a tak dla n iebezpieczeństw a obiecał g o sam w yprow adzić n a­ zajutrz. W tym w onym poznaniu dłu go się z a b a w ili: ow a h ra b ia , co miał rano w s t a ć , to spał aż ku południow i. P o ranym obiedzie w y ­ ja ch ał, a on g o Hiszpan prow adził do m ia s ta : trafili, gdzie ogień w iel­ kie s z k o d y , a nie na jed n y m miejscu poczyn ił. On H iszpan om ijał z nim tum ulty lu d z k ie , w szakoż się nie m og ąc u s t r z ó d z , trafili na ty, co je zow ą ayuzeli, także też na gwardyą locum tenenti miasta o n e g o , k tórzy m ało spraw y od T ęczyń sk iego b i o r ą c , także i wiary nie da w a jąc onem u postulonow i św iadom em u i gospodarzow i je g o , w onej furyej porwali zaraz T ęczyń sk iego i z sługą z k o n i, tłom ok i im o d p ię li, s z p a d ę , puhinal, i czapkę na k on iec zją ć c h c ie li, k lu cze, które sługa m iał na sznurku u siebie, ch cieli u r ż n ą ć : cze g o p cd strzeg - szy hrabia śm iele b r o n ił, bo g d yb y m u je b y ło w z ię t o , nie m ógł by był d a ć spraw y o sobie dostateczn ej i św iadectw a. P rzeto kiedy się do nich on o chłop stw o m i e li, uchw ycił za nie r ę k ą , nie d b ają c c h o ­ ciaż mu ręce odrzyn ać c h c ie li, cze g o go Pan B ó g o b r o u ił: b o tam w iele takim sposobem ludzi niewinnych g in ie , gdy poim aw szy , rzeczy r o z c h w y c ą , listy p o p a lą , tedy i sam ego zatym stracą. O wa z on ego

poim ania pana lirabie kupcy w ielcy i dobrze osiedli byli w trw od ze; bo się b y ły sprawy barzo p o m ie sza ły , dokąd te g o pew nie nie doszli, kto był przyczyną tego o g n ia , imali każdego c u d z o z ie m c a , a drugie m ęczyli.

T ę czy ósk ie g o kiedy p r o w a d z ili, wielki mu konkurs ludzi za ch o­ d z ił, ale go różn o od sług p r o w a d z o n o , w szakoż z p rzy g od y trafili mu się K o n ie de L u na z D undzianem M am ilczą, z R obnlusem , których dobrze znał na dw orze cesarskim , i mial z nimi dobre zachow anie. Ci go p ozn a w szy, z koni do niego z s ie d li, czapkę nań w ło ż y li, one g „ a r - dyą od niego o d e g n a li, a m iędzy się z u czciw ością w z ię li, i szli z nim do w ice g e r e n ta , k tórego gdy m a łą pow agą w ita ł, nie po hiszpańsku, a to dla żalu w ielkiego onego sw ego d e sp ek tu , ch cia ł zaraz sprawę od niego w z ią ć ; ale mu p o w ie d z ia ł, że ją trudno mam dać o sob ie, g d yż mi w szytko z a b r a n o , i listy przy tym w tłom ok u . On zatym k azał, je g o tłom ok i aby p r z y n ie s io n o , dob ył lis t ó w , o k a za ł c o był za cz, bo na je g o szczęście D u ń czyczy n M a u ry k a , który z nim służył pospołu c e s a r z o w i, pobrał był te tłom ok i je g o do s ie b ie ; ale gdyby je był kto iny w z i ą ł , a og lą d a ł c o w n ic h , n alazlby b y ł u n iego dwie rzeczy bardzo szkodliw e jem u . N a p rzód księgi sługi je g o , k tóry m ial o jc a Celiusza. w ielk iego h e re ty k a , k tóry w B azylei m ie s z k a ł, a w y ­ dał b y ł je przeciw ko p a p ie ż o w i: te by było o b a cz o n o , sługa pewnie- by b y ł s p a lo n , i z paDem w iśż to Pan B ó g co by się b y ło działo. D r u g a , m iał przyp raw n ych kilka kunsztów w racach z p r o c h e m , a te g dyb y b y li n aleźli, krom w szela k ieg o m iłosierdzia byłb y b y ł sp alon ; bo onym samym w dałby się b y ł w takie m ieinan ie, że on m iasto za­ palił. W sza k o ż te kunszty by ły uwinione w k oszu le w tłom ok u . A p ra ­ w ie pod tym czasem spalono b y ło kilka m ia s t, i to na ten czas g o ­ rza ło , a z naprawy zapalono było. D o te g o jeszcze miał list do k ró lo w e j an - gielsk iój, k tóry kiedy w k rób ce m iędzy inym i listy ob a cz o n o , pytano g o, k tórćjb y b y ł wiary. W s za k o ż o nim Konte de Luna i oni drudzy, którzy go znali, dali św iadectw o, że był katolik. Jednak to nie p om og ło, dał g o do w ię ­ zienia przedsię aż do nauki królew skiej, którem u o nim zaraz dali znać, a nie ch cieli g o na rękojem stw o dać żadnym sp osobem on ych w szyt- kich, k tórzy g o znali.

P isa ł w tym list hrabia do księdza P io tr a W o ls k ie g o D unina, z dom u abo fam iliej Ł a b ę d , który na ten czas byl w legacyej abo spraw ach k ró la hiszpańskiego od k róla p o lsk ie g o , Zygm unta A u gu sta,

którego gdy d oszed ł list hrabin, prędko się o to postarał, A potym sam przyjachaw szy do k r ó la , skargę p o ło ż y ł n wniki i szarpacze s w o je , spraw iedliw ość przystojną otrzym królew ską hojnie p ozn a w szy, upom inki znaczne odniósł.

T am że na dw orze teg oż króla baw iąc się dla przejrzen ia . miał p o trzeb ę z jednym Hiszpanem na imie K o r n e r o , która mu przypadła p rzyczy n y . P rzegrał b y ł H iszpan do hrabię T ęczyń skieg summ ę n ie m a łą , k tórej on ż a łu ją c , ch cia ł go przym usić, żeby mu ją w rócił. A tak w n o c y na drodze zastąpił mu z kilkiem s w y c h , gdy sz e d ł do g o sp o d y , ch cąc mu despekt w yrząd zić, w czym g o szczęście nie c ie s z y ło ; b o za ostrożnością hrabię sam H iszpan na sobie zel* ży w ość o d n ió s ł, tak aż sprośnie tyłu p od a ć m usiał. P oty m omnia

ibidem feliciter succedebant.

T en że hrabia ja dąc d o P ortu ga liej z nawiedzenia P ań skiego c ię ż ­ k ą ch orob ą był z ło ż o n , o k tóreg o zdrowiu m ała nadzieja b y ła ; wsza- koż w ielkim staraniem i pilnością królow ej państwa o n e g o , która sama na ten czas królestw o spraw ow ała dla m łodych lat k ró lew sk ich , p r z y ­ szedł do zdrow ia pierw szego , do czeg o nie mniój chęci i łaski znał kardynała M alw ecego.

Potym ja d ą c w drogę przez G ra n a tę, kilka dni się tam zabaw ił. W y jech a w szy nad w ieczorem , potkał się z znajom ym i, którym nie ch cąc się dać p o z n a ć , zakrył t w a r z , a słudze s w e m u , ja k o on p rzed tym Jemu , s łu ż y ł, i tak czyn ił przez w szytkę ziem ię onę m iędzy ludem p r o s t y m , g ru b y m : b o ten sługa je g o w iela ziem jęz y k i u m ia ł, i spraw

ich b y ł św iadom y. A tak m inąw szy one lu d z ie , w jachał m iędzy góry. W tym przystąpiła w ielka w o d a , że i przew odnik abo postarz nie śm iał się p rze z nię pu ścić na żadnym m ule je g o , jed nak w ziąwszy p o ­ darek od h r a b ię , przejechał. Sam hrabia gdy chciał jech a ć za nim przez onę r z ó k ę , żadnym sposobem muła bijąc p od nim w w odę w e­ gnać nie m ogli. On postarz obaw iając s i ę , ab y na nie M urzynów nie p r z y w ió d ł, ch c ia ł j e m ieć p osp ołu , że b y ich o gardła nie p r zy w ió d ł: wo ł a ł , aby się za nim przepraw ow ali. G d y nie chciał muł pod panem h r a b ią , sługa je g o chcąc sp rób ow a ć przed panem , w jach ał w w od ę, ł^m że się zaraz p o n u r z y ł, w oda g o z r a z iła , aż go d o jź r z ó ć nie m og li5

tylko m uła w yrzu ciła ku górze, a chociaż n oc była jasna, jednak nic w ięcej tylko na mule widać b y ło szk a tu łę, w k tórój był k otek m orski. P o

rzyszli chłopi z pochodniam i, w oda też ju ż b y ła opa dła : on ego , nie naleźli je d n o m uła , k tóreg o w oda pod jed n o brzeg wbiła. A gdy przyszli do a u s te r y , starszy ou ój wsi praw o o T ęczyń sk im i o słudze j e g o , pobraw szy od n ic h t ł o - w szytkie r z e c z y , co mieli przy s o b ie , kosztow ne. A na za- b a r z o r a n o , zbiwszy w szytkie ludzie i ony z sobą pob ra w szy, .J s a li utonionego. A g d y g o daleko od on ego m iejsca n aleźli, i tło- m ok ten, k tóry przy siedle był z rzeczam i kosztow nym i tak na sam ego hrabię ja k o i na k o n ie , u jźrzaw szy je s z c z e na onym trupie ubiór ze z ło ­ tem , także na palcu kilka p ierścien i, drugie w k ieszen i, za pow ieścią on ego p o s t a r z a , tak ja k o się sam hrabia udaw ał przy nim za sługę, w łożyw szy na nie potw a rz, że pana sw ego u t o p ili, chcieli ich dać p o ­ t r a c ić , i po w yśw iadczenie do G ra n a tu , chocia tam teg o je s t o b y c z a j, tylko dwie mi l i , nie ch cieli p o s ła ć : posadzon o ich do kłody. T o się działo we śrzodę. T a k ż e i przez czwartek w więzieniu b y li: gdy m ó ­ wili do nich po h iszp a ń sk u , rozum ieć ich nie chcieli. W piątek barzo rano w yw iedli i c h , ch cą c je bez prawa p o g u b ić , ułakom iw szy się na one rze czy , które przy nich b y ł y , — szaty ze z ło t e m , w k tórych hrabia na dw orze k róla hiszpańskiego c h a d z a ł, łańcuch ów k ilk a , m anuelli, zapon etc. A na ich s z c z ę ś c ie , kiedy one rz e cz y z tlom ok a w yk ła­ d a li, listy c e s a r s k ie , króla h iszp ań sk ieg o, k róla fr a n cu z k ie g o , k róla p ortu g a lsk ieg o , k rólow ej a n g ie ls k ie j, i inszych n iek tórych k siążąt, k te- mu p rosp orty hiszpańskie i portugalskie dla w oln ego przejazdu, i d ru ­ gie listy, co w pu szce miedzianej b y ły , w ypa dły, — te w szytkie g o s p o ­ dyni w zięła. A tak rano w on p ią te k , gdy się w szytka grom ada z e ­ sz ła p row a dzić ich na ś m ie r ć , sk oro się r u s z y li, w ielka n iepogoda i sroga w ijadł p o w s t a ła , pow ietrze ta k ie , że jeden d ru g ieg o w idzieć nie m ógł. O w a przed on ą z lą ch w ilą m usieli do dom u ustąpić. Tam g osp od a rz, kędy by li oni w ięźniow ie, był w ielką ch orobą złożony. K sią d z do niego p r z y s z e d ł; obaczyw szy ony więźnie, p oczął z Tęczyńskim m ó­ w ić p o łacinie. O w szytkim mu sprawę dal hrabia , i to że m iał li­ sty , ale mu są z drugiemi rzeczam i pobrane, a w tym gospodyni w szyt­ kie p o k a z a ła , tak ja k o je była nalazła. K tórym gdy się p rzyp atrzy ł, i pieczęciam ic h , rozw iódł to onym c h ło p o m , k tórzy się na to byli n asadzili, ja k o by j e potracić dali. O wa zaraz dla gruntow niejszej rzeczy , pobraw szy je , ja ch ał z nimi do G ranatu. T am stateczną i p ra ­ w dziw ą w ziął w iadom ość o nim od kapitana i od inszych p r z e

-dniejszych w m ieście. P osłan o sp ra w ied liw ość, kazano p o im a ć , r ze czy w szytkie T ęczyósk iem u w r ó c ić , ch cą c » k a r a ć , jeślib y tylko na nie instygow ał. A le on wszytkę i krzyw dę swą w ło ż y ł na posła p o ls k ie g o , księdza P iotra Du. s k ie g o , o którym eś w yższej czytał.

W y je ch a w s zy z on ego m ie js c a , za trzecim n oclegiem w M urzyńskiej ziem i do Syw ile j a d ą c , kwapiąc się a nie ch cą c dro m ieszk a ć, trafiło się hrabi troszkę pozostać za sługam i j a d ą c , którzy tylko stępią s z l i , bo jed en lok a j w iódł m uła z tłom ok i i strawą. A tam m ieli tak kraj nieżyzny na ten c z a s , iż cze g o z sobą nie przyw ieźli, tedy co je ś ć nie mieli. W tym się dwie drodze tr a fiły , ow a za nimi uchybił tak, że w tym z a m ie r z k ł: trafił do je d n e j c h a łu p k i, w k tórej nie zastał n ik o g o , ty lk o jednę b a b ę , k tóra mu coś p o czę ła pow iedać i u k a zow a ć, ale je j nie rozum iał. O ba czy w szy niepew ną austeryą, chciał m uła w y w ie ś ć , a w tym kilka zbiórów p r z y s z ło , k tórzy g o za­ raz w zięli, i p oczęli mu tak p o słu g o w a ć, bez czeg o by się b y ł obszedł. Jeden m uła o d niego w ziął, a drudzy g o w zięli do onej c h a łu p k i: tam się nie m ógł z nimi zm ó w ić , p oczęli g o m a c a ć , a to c o m iał p rzy s o b ie , od n iego o d b ió r a ć , i k o let z p ie n ią d zm i, k tórych m iał czę ść przy sobie , w zięli, czapkę , s z p a d ę , p u h iu a ł, p ie rścio n k i, k tóre udał na braterstw o od paniąt i dw orzan c e s a r s k ic h , że tylk o w błahym kabaciku został, a ba czą c, że b y g o byli jeszcze i z tego z z u li: bo gdy chciał do m uła d o jź r z e ć , zawsze go dwa pilnow ali. A w tym oba czył z onej izby k o m ó r k ę , w szedł do n i ó j , w szedł zaraz za nim jed en z on ych ło t r ó w : on wziąwszy wiązankę słom y, która tam leża ła, o n e g o , co za nim przyszedł, prosił, aby mu w ody p r z y n ió s ł, który w ych od ząc drzwi za sob ą p r z y w a r!, których też T ęczyń ski wstawszy lepiój, dre­

wnem przyw rzeć nie o m ie s z k a ł, a m ając tam okienko a cz nie prawie ■wielkie, p rzytoczyw szy do niego k am ień , k tóry tam że w onej k o m o ­ rze l e ż a ł, w yjąw szy r ę k ę , potym głow ę , w ym knął się z kom órk i na dwór. B y ła tam rzeczk a nie d a le k a : szedł do n i e j , potym w odą w j e ­ den d ół p o d skałę w lazł. P o m ałój chw ili o b a c z y , a ony z św ićca - mi oni zbierow ie przech od zili szukając g o , k tórych on poznał ku o g n io ­ w i: d opiero się miał na b a cz e n iu , że mu szło o gardło.

A gdy ju ż b y ło w n oc chw ilę, szed ł na zad, potym potkał slach- cica jednego z żon ą w kilku koni i m u łó w , który ja ch ał rano wsta­ wszy. T en gdy g0 o b a c z y ł, a on idzie, zawmłał na h ra b ię : lo k a j! etc.

ia szedłby był do niego. A gdy mu dał spraw ę o w szyt- uu na konia w s ie ś ć , a z sob ą ku onem u m iejscu je c h a ć . Jo je d u ć j wsi z s t ą p ił, w ziął z sobą ludzi co ich tam b y ło , . w onej ch a łu p ie n ikogo krom ia onej b a b y , k tórą z sobą Eyziąć, a m uła i je g o z m łodszym bratem swoim do on ego g u , g d zieć słudzy je g o b y li, o d e s ła ł, dawszy mu sw ój płaszcz -»C let, s z p a d ę , puhinał. G dzie też hrabia onem u bratu je g o gdy go doprow adził d o s łu g , okazał w dzięczn ość ta k ą , ja k ą m ó g ł na on czas p od łu g m ożn ości sw ój. O bjechaw szy potym w iele z i e m , w rócił się do dom u w e zdrow iu.

6.) J e f t e s , t r a j e d y a . (Jan Zawicki, tłnmacz.)

N a jp ię k n ie jsz y , p o w ia d a M ich a ł W isz n ie w s k i, z XV I. w ie k u tra je d y a W p o l­ sk im ję z y k u je s t Jeftes p o e ty s z k o c k ie g o B u ch a u a n a , k tórą Jan Z a w ick i w ierszem p o lsk im p r z e ło ż y ł. Jest to tra je d y a o s n o w a n a na p od a n iu z pism a ś. O k ła d j e j jest ca łk ie m n a śla d o w a n iem E u ry p id e sa Ifigenii w A u lis; je d n a k że w y b ó r p rz e d ­ m io t u , c h ó r y i zak oń czen ie sta n ow ią n a jw ię k sz e i je d y n e p o d o b ie ń s tw o . W E u r y ­ p id esie a lb o w ie m ch arak tery rozm aitsze i zręczn ie r o z w in ię t e , m o cn o o d ry so w a n e , w ię c e j z a w ik ła n ia i ru ch u . N iep e w n ość lo s u Ifigenii trzym a w id z ó w w za w ie sze ­ niu i o b a w i e : ra z n a d z ie ję , to z n o w u sm u tek w z n ie c a ją c , sniota s e r c e m , w z r u ­ s z a , rozczu la . W B uchanana Jeftesie w s z y s tk o ju ż na p o cz ą tk u s p e łn io n e , ty lk o sm u tek w id z ó w p rzejm u je. B uch an an z a p o w ia d a ją c zaraz na p o cz ą tk u ja k ie ś b lizk ie n ie s zc zę ś cie , n is z c z y c a ł y u rok d ra m a ty c z n y , i z a w c z e ś a ie w s z y s tk o o d k r y w s z y , n u ­ ż ą c y m i je d n o s ta jn y m się staje. T rzeb a b y ł o w ię k s z e g o je n iu s z u , a b y tak r o z ­ p o c z ę t a tra je d y a n ie za m ien iła s ię na p rostą r o z m o w ę b e z d ra m a ty c z n o śc i, na o p o w ia d a n ie bez cz y n u . N iem asz w tej tra jed yi sto p n iow a n ia w rażeń i postępu w z a w ik ła n iu , niem asz ru ch u i ż y cia d r a m a t y c z n e g o , w y ją w s z y je d n e g o s p o t k a ­ nia s ię z c ó r k ą , k tóre w c a łe j trajedyi lej je st d ra m atyczn e. C h óry d o b rz e się w ią ż ą z rzeczą tra je d y i, i m a ją w z n io s łą liry c zn o śe . T łu m a cz e n ie Z a w ick ie g o je s t s ła b e : n ig d z ie o r y g in a ło w i nie d o r ó w n a ł, cią g le g o sk ra ca ją c.

P e r s o n y .

S to rg e,

m atka. I f i s , córka.

Chorus

tam ecznych panien.