• Nie Znaleziono Wyników

Wypisy polskie dla użytku klass wyższych w c. k. szkołach gimnazyalnych. T. 1, cz. 2

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Wypisy polskie dla użytku klass wyższych w c. k. szkołach gimnazyalnych. T. 1, cz. 2"

Copied!
428
0
0

Pełen tekst

(1)
(2)
(3)
(4)
(5)

W Y P I S Y P O L S K I E

D l,A UŻYTKU

K L A S S W Y Ż S Z Y C H

W C, K. SZKOŁACH GIMNAZYALNYCH.

T O M P I E R W S Z Y ,

CZĘŚĆ II

KSIĄŻEK SZKOLNYCH

. ^ S A M U E L B G D E K ^

u l b a *

Cena jednego ewemplarza w oprawie 4 2 kr. m. k.

W M lL W Q ) W D i

Nakładem c k galicyjskiego funduszu naukowego.

1 8 5 6 .

GBÓWF7Y Sini Al* "W z z m w y z M J M I I - 'G 3 ( P . STAR ZYK.)

(6)

V

18

' * j ^ . < ć r ł : s s u € ) o n . ^ /

X 0 3 5 8 3 5 ’^ B M P N

t

(7)

Jan K o ch a n ow sk i u r o d z ił się rok u 1 530. w S y cy n ie w R a d om sk iem , z P io ­ tra, s ę d z ie g o zie m sk ieg o i A n n y O d r o w ą ż ó w n y . U k o ń cz y w s zy n a u k i w k ra ju , w y ­ je c h a ł ( o k o ł o r. 1 5 5 0 .) dla d a lsz e g o d osk on a len ia się.za gran icę, i p rz e p ę d ził z e sie d m

lat na naukach p o d n a jsła w n ie jsz y m i m istrzam i w W e n e c y i, P a d w ie , R zy m ie , N e­ a p olu i P a ryżu . Z nahytą ju ż s ła w ą w r ó c iw s z y d o o jc z y z n y , z o s ta ł sekretarzem Z y gm u n ta A ugu sta. M y s z k o w s k i, b isk u p k ra k o w sk i i ka n clerz' z a s z c z y c a ł g o p r z y ­ jaźnią i ż y c z liw o ś c ią , a ch c ą c g o kon ieczn ie d o stanu d u ch o w n e g o n a k ło n ić , w y r o b ił m u u króla d o c h o d y b o g a te g o p ro b o s tw a p ozn a ń sk ieg o i o p a c tw a s ie c ie c h o w - s k ie g o : jedn ak że K o ch a n o w s k i nie c h c ia ł p rz y ją ć ś w ię ce ń k a p ła ń sk ich , lecz w z d y ­ ch a ją c d o s w o b o d n e g o ż y c ia i p rzesta ją c na m ie r n o ś c i, p o r z u c ił d w ó r i dalsze j e g o n a d z ie je , o s ia d ł w d z ie d z icz n e j m a jętn ości C za rn o le siu , i o ż e n ił się z Anną P o d lo d o w s k ą . O d d a w s z y się ż y ciu s w o b o d n e g o ziem ianina, n ie p r z y ją ł o fia r o w a ­ nej d o sto jn o ś ci kasztelana p o ła n ie ck ie g o ; p rz e sta ł je d y n ie na sk ro m n y m b e z ż a d n ego d o ch o d u u rzęd zie w o js k ie g o s a n d o m ir s k io g o , k tó ry u w a ln ia ł o d w y p r a w y w o je n ­ n ej, a w cza sie tejże o b o w ią z y w a ł d o cz u w a n ia nad w e w n ę trz n y m p orzą d k iem i sp o k o ju o ś cią m ie s z k a ń có w . O m a rł 1584,1'., p o ch o w a n y w Z w o le n iu , g d z ie m u p o ­ mnik s p ó łc z e ś n i w y sta w ili.

Rej c ie s z y ł s ię c a ły m b la s k ie m s w o je j s ła w y , k ied y Jan K o ch a n o w s k i n a j­ starszy i n a jjenialniejszy z b r a c i, ó w w ielk i Jap K o c h a n o w s k i, p o c z y n a ł z a le d w o s ił s w o ic h d o ś w ia d cz a ć na ry m o tw o r stw ie ła ciń sk ie m .

P o d cz a s s w o je g o p o b y tu w e W ło s z e c h p a tr z a ł o n na w z ro s t k la s s y c y /.m u . O dradzanie się n a u k s z ło w te d y n a jsiln iejszym p ęd em . P o w s z e ch n ie cz y ta n o z za ­ p a łem i u w ielb ien iem p o e tó w s ta ro żytn y ch , p r ó b o w a n o n a ś la d o w a ć C yceron a i H o ­ r a c e g o : rz u c o n o się w y łą c z n ie d o ła c in y .— J ęzyk ła ciń s k i s ta ł się ję z y k ie m panu ją c y m . Przez literaturę nie rozu m ia n o innej p r ó c z ła c iń s k ie j: p isa ć, z n a c z y ło fo pisa ć p o ła c in ie . D la P o la k ó w u m ie ję tn o ść ła c in y b y ł a je s z c z e k on ieczn iejszą . K ancellarya stanu p r z y ję ła ten ję z y k za u r z ę d o w y , w s z y s c y w ie lc y lud zie kraju p rz e ch o d z ili p rzez k a n cella ryę ; akta je j z o w e j e p ok i są s z a co w n e m i p om n ik a m i p iśm ien n ictw a n a r o d o w e g o : pisali je t a c y m ę ż o w ie , jak l l o z y u s z , R e j, s sm ż e K o­ c h a n o w s k i, S z y m o n o w ic z i w ie lu innych p o e tó w i m ó w c ó w .

(8)

in n y m i; a le b y ł za nadto a rty s tą , p oetą', ż e b y m ó g ł p rz y p a ś ć d o sm a k u s z k o ło w ł o s k i e j, a m ia n o w icie szk o le p e d a n c k ie j, jaka p a n o w a ła natenczas w e F ra n cyi. Z w o le n n ic y ty ch s z k ó ł cz ęsto m ieli na m y ś li, c o ich o b c h o d z iło ob ecn ie, zw racali rzecz d o s w o ic h s p o r ó w filo lo g ic z n y c h ; K och a n o w s k i po p rostu za W irgiliu sze m i O w id y u s ze m . P ism a je g o p rz eto n ie o b u d z a ły ż y w e g o interesu z a g r a n ic ą ; w P o l­ s c e zaś nie w ie le m ó g ł zn a leźć cz y te ln ik ó w z d o ln y ch o c e n ić w y k w in tn y sm ak je g o sztuki, a n a w et z ro z u m ie ć subtelne napom knienia, p otrzebu ją ce g łę b o k ie j z n a ­ jo m o ś c i ż y c ia d a w n y ch R zym ian.

Z a p o w r o te m d o P o ls k i, K o ch a n o w s k i z a c h ę co n y r o z g ło s e m c h w a ły Reja, p rz e d się w z ią ł p isa ć dla c a łe g o k ra ju , p isa ć ję z y k ie m n a ro d o w y m , ja k n a ó w cza s p o cz y n a li p o e ci w ł o s c y i fra n c u z cy . O d d a ł się w ię c zaraz p ra cy , k tóra m u w i e l ­ ką c z ę ś ć ż y cia z a b ra ła : z a r h ę c o n y przez b isk u pa M y s z k o w s k ie g o , w z ią ł się d o p rze­ k ła d u na ję z y k p olsk i p s a l m ó w D a w i d o w y c h . — D z ie ło to tak m a ło u m ia n o w p ó ź n ie js zy ch cz a sa ch o c e n ić , że n iek ió r/.y poeci zabierali się p o p ra w ia ć je i p rz era b ia ć. Ale o d ł o ż y w s z y n a w et na stronę w y s o k o ś ć jen iu szu K o ch a n o w s k ie g o , o k o lic z n o ś c i, które p r z y c z y n iły się d o nastania te g o p o m n ik a , ju ż się nie n a strę ­ c z a ły w ię c e j. — Ż e b y taki p rz e k ła d m ó g ł się z ja w ić , p otrzeba d o tego naprzód w ie lk ieg o talentu p o e t y c k ie g o ; p o w ló r e ż y w e j p o b o ż n o ści w n a ro d z ie ; na kou iec tego rozgrza n ia u m y s łó w ', ja k ie w o w e j ch w ili s p r a w iły s p o r y religijne.

K och a n ow sk i w s w o im p rze k ła d zie p sa lm ó w je s t n a tch n ion y , m a styl s zla ­ ch e tn y , ja s n y i p r z e z r o c z y s t y , tok p o e ty ck i ś m i a ł y , p oru szen ia s w o b o d n e i w’ spa n ia łe , w s z ę d zie ja k ą ś p o w a g ę s ę d z iw ą i u r o c z y s to ś ć k a p ła ń sk ą .

A. M ick iew icz.

A)

Przekład Psalmów.

Psałterz Dawidów przekładania Jana Kochanowskiego.

W Krakowie 1610. r.

I. P s a l m (I),

Beatus vir, qui non abiit in con silio im piorum ,

S zczęśliw y , któren nie b y ł m iędzy złem i w radzie, Ani stóp sw oich torem g rzeszn ych ludzi kładzie ; A n i siadł na stolicy, gdzie ta cy sia d a ją ,

C o się z nauki zdrów ć j radzi n aśm iew ają; A le to je g o u m ysł, to je g o staranie,

(9)

D zie óli po niebie w ied zie, nocli sw oje konie, On ustaw icznie w Pańskim rozm yśla zakonie. T ak i podob ien będzie drzewu porzecznem u, K tóre przynosi c o rok o w o c Panu sw em u ,

L iścia nigdy nie t r a c ą c , ch oó zla chwila p r zy jd zie : T em u w szytko, c o pocznie, na dobre w ynidzie. A le źli, k tórzy B o g a i wstydu nie znają, T e g o szczęścia, tój nigdy zapłaty nie m a ją , R ów n i plew om , k tóre się w ala ją przy zie m i, A w iatry, gdzie jed n o chcą, wszędzie w ładn ą jem i. D la czeg o przed sądem b y ć m uszą pohańbieni, A n i w liczbie z dobrem i będ ą policzeni :

Pan bow iem spraw iedliw ych na w szelki czas bron i, A przew rotne z łe ludzi cicha porasta goni. —

2. P s a lm (VIII).

D om ine D om inus n oster, quam adm irabile.

W szech m ocn y Panie, w iekuisty B o ż e !

K to się twym sprawom w ydziw ow ać m oże ? K to rozum ow i, którym niezm ierzony

T en świat stw orzon y ? G dziekolw iek sło ń c e m iece strzały sw oje, W s z ę d y je s t zacne święte imię t w o je , A sławy n iebo ogarnąć nie m oże

T w ó j, w ieczny B o ż e ! N ie c h źli, ja k o chcą, ciebie m ierzą sob ie, Z ust niem ow lątek roście chw ała tobie, Ku w iętszej hańbie, i ku potępieniu

Z łem u plem ieniu. T w ój czyn je s t n iebo, tw oich rąk robota G w iazdy ja śn iejsze w ybranego z ł o t a :

T y cora z nowym światłem zdobisz wdzięczne K o ło miesięczne.

A człow iek co je s t , że ty niestw orzony W szy stk ie g o tw órca, i Pan niezm ierzony,

(10)

R a cz y s z gi p o m n ió ć ? czyni jest syn człow ieczy G odzien tw ej pieczy ?

T a k eś go uczcił i p rzyoch ęd ożył , Ż e ś g o z anioły tylk o nie p o ło ż y ł: Postaw iłeś go panem nad zacnym i

C zyny sw oim i.

D a łeś w m oc je g o w szystki bydła polne, D a łe ś i leśne zw ierzęta sw ow oln e: On na pow ietrzu ptastwem , p o d wodam i

W ła d n ie rybam i. — W sze ch m ocn y P an ie, wiekuisty B o ż e ! K to się twym sprawom wy dziwo wad m o ż e ? K to rozum ow i, którym niezm ierzony

T en świat s tw o rzo n y ?

3. Psalm (C1V>.

B en ed ic anima m ea D om ino.

D u s z o , śpiew aj Panu p ie ś ń ! O nieogarniony N ieba i ziem ie spraw co, w iełceś u w ielb ion y ! Ciebie obeszła w k o ło cześć i św ietna chw ała, Ciebie jasność jako p ła szcz ozdobny o d z ia ła : T y ś niebo ja k o nam iot rozbił ręką sw oją,

N ad pim w ody za tw oim rozrządzen iem stoją. C hm ury — twój w ó z , tw e konie — w iatry nieścignione ,

D uch y — posłańcy, słudzy — g rom y zapalon e. T w ym rozum em tak miernie ziem ia u sadzona, Ż e na w ieki nie będ zie nigdy p oru szo n a ; N a tej ja k o pow łoka przepaści l e ż a ł y , A góry niezm ierzone w ody zakryw ały. A l e skoroś rzek ł słow o, a n iebo za grzm iało, W o d y sp adły, a m orze na d ół uciekało; S k a ły ku g órze poszły, pola rozciągnion e O pan ow ały m iejsca przez cię naznaczone. Z am ierzyłeś kres pew ny m orzu, że w iecznem i C zasy w ezbrać nie m oże, ani szkod zić ziem i.

(11)

T y w skale ukazujesz drogę zdrojom nowym , K tóre posiłek niosą rzekom kryształow ym : T u się w szelki zw ierz ch ło d zi, który w polu ż y je, T u ło ś , m ieszkaniec leśny, upragniony p ije : T am że ptacy m ieszkają, a w krzakach zielonych N ie przestają p ow tarzać pieśni ulubionych. T y z pałaców sw ych św iętych, o jc z e uwielbiony, Spuszczasz na nizką ziem ię deszcz n ieprzepłacony : A o n a , nieprzebranej łaski tw o jó j syta,

W szytk iego wszytkim s ta r cz y : stąd traw a obfita B ydłu ku p o ży w ie n iu , stąd zioła ogrodne I w szelsi rodzaj z b o ż a , stąd wino ła god n e, D ob re j myśli n a c z y n ie : stąd ch leb , k tóry snadnie S iłę tw ie r d z i, stąd o l e j , po którym tw arz gładnie. T a ż w ilgotność i lasy żywi n iezm ierzon e,

I ced ry na L ibanie tw ą ręk ą szczepion e.

T y ś na znak czasów spraw ił błędną tw arz m iesięczną, T y niedoścignionego słońca lam pę w dzięczną

P row adzisz do zachodu : wtym nocne ćm y w stają, W ten czas leśne bestye wszytki się ruszają : L w ięta ry czą , pokarm u żą dając od ciebie.

S k o ro zaś jasna zorza zakwitnie na niebie ; Z w iórz do ja sk iń uchodzi, ludzie następują N a roboty , gdzie także do m roku p racu ją. — Z acne są tw oje sprawy i wielkiej m ądrości, P ełn a jest w szytka ziem ia tw ej szczodrobliw ości, P e łn e , Panie, i w od y, kto w yliczy ć m oże W szytk i rybie rodzaje, które żywi m o r z e ? Tam żaglem rozpuszczonym okręty biegają, T am sw'e igrzyska srodzy w ieloryb i mają.

W szy tk o to, co jest w m orzu, w szytko, c o na ziem i I c o siecze pow ietrze pióry p ie rzch liw e m i,

O cz y ku tob ie w znosi, k tó ry siedzisz w n iebie, I oczekaw a zw yk łej żyw n ości od ciebie. K iedy rę k ę o tw o rzy s z, w szyscy nasyceni , A k iedy tw arz od w rócisz, w szyscy zasm uceni.

(12)

Jeśli itn ducha weźm iesz, w proch się w net ob rócą , Jeśli im ducha natchniesz, na świat się zaś w rócą. W ie czn a je s t Pańska c h w a ła , a on z tak m ądrego N ie przestanie się k och a ć nigdy czynu sw ego. Pan, k tóry kiedy pojzrzy, ziem ia d r ż y : P a n , który K iedy ręką gór dotkn ie, dym em p ó jd ą góry.

D o k ą d mi tedy mego żyw ota dostanie,

G łos m ój Panu i lutnia śp iew a ć nie przestan ie: T y lk o je m u niech w dzięczne b ę d ą pieśni m oje , B o m ja w szytko p oło ży ł w nim w esele sw oje. B od a j wszyscy złośliw i zagubieni byli

T a k , żeby się na wieki ju ż nie popraw ili*); A ty , o duszo m oja, daj cześć Panu sw em u, D ajcie w szytki narody winną chw ałę jem u.

B) T r e n y .

C o się t y c z y je g o p o e z y j ś w ia t o w y c h , z a s ta n ó w m y się n a jp r z ó d , ja k ie jć j z a s o b y m ó g ł zn a leźć w P o lsc e . P ró cz s ła b y c h p ró b ek R eja i kilk u pieśni z n a j­ d u ją c y ch się w k a n ty czk a ch , n ie m ia ł innego w z o ru p o e z y i pisa n ej. N ie k tó rzy k r y ­ t y c y zarzu ca ją m u , czem u nie cz e rp a ł z p o e z y i n iep isa n ej, z o w y c h pieśni g m in ­ n y ch , jak iem i b rz m ia ła rod zin n a je g o o k o lic a . A leż c ó ż o n m ia ł d o robienia w tym p r z e d m io c ie ? C z y p isa ć w ię ce j ty ch p io sn ek dla lu d u ? Nie z b y w a ło na n ich lu ­ d o w i z u stn ych p o d a ń , a p isa n y ch nie p o trz e b o w a ł, b o c z y t a ć nie u m ia ł. — K o­ ch a n o w sk i p r a c o w a ł dla p u b liczn ości o ś w ie c o n e j; m u s ia ł ted y w z i ą w s z y form ę pieśni g m in n ej, p o d n ie ś ć ją d o g o d n o ś c i k la ssy cz n e j, m u s ia ł tak j ą u p ięk n ić, ż e b y m o g ła u cz y n ić z a d o ś ć s m a k o w i ó w c z e s n y c h u c z o n y c h , —

Z r o d z a jó w p o e z y i ła ciń sk ie j je d e n ty lk o n a stręcz a ł m u w z o r y s p o s o b n e d o za sto sow a n ia . S łu ż y li m u za p rz e w o d n ik ó w lir y c y r z y m s c y ; c h c ia ł o b e zn a ć z nim i b liż e j P o la k ó w ; p o s t a n o w ił so b ie k s z t a łc ić p o e z y ę s ła w ia ń s k ą na k rój H o ­ ra ce g o i Katulla, M ożn a b y m u tutaj z a r zu cić, t e nie d o ś ć u m ia ł k o rz y s ta ć z b o ­ g a c t w a m iar pieśni gm in n ej, i g w a łte m u s iło w a ł w ie r s z o w a ć p o lio r a c y u s z o w s k u . Z n a ł on je d n a k b ard zo d ob rze d u ch a ś p ie w ó w n a r o d o w y c h , i nikt nadeń nie p otra ­ f i ł lepiej ich n a ś la d o w a ć. W iele z je g o p s a lm ó w w e s z ło d o k a n tyczek ; niektóre zw ro tk i je g o pieśni z a b łą k a ły się p o m ię d z y p o e z y ą g m in n ą , i m o żn a je w id z ie ć p o w tó rz o n e w ro b io n y ch teraz z b iora ch pieśni lu d u , —

O tw ory liry czn e K o ch a n o w s k ie g o ró w n ie s z a co w n e dla P o la k ó w , ja k jego p rz e k ła d p s a lm ó w , p rzyp om in a ją c o m om en t W irgiliusza i O w id y u s z a ; cz ę s to n a ­ w e t b r a ł z n ich c a łe w dersze i o k re s y . B y ł to z w y c z a j ó w c z e s n y c h p o e tó w . —

(13)

N ajbardziej zajm u ją sem i z p o m ię d z y ja g o p ism o ry g in a ln y ch są T r e n y , cz y li u b o ­ lew ania nad śm iercią z m a r łe j w d zieciń stw ie có rk i. Ż adna lite ra tu ra nie p osia d a n ic p o d o b n e g o , K o ch a n o w s k i m a tutaj c a łą t k liw o ś ć p o e tó w s e rb s k ich , ale ra­ zem u czu cie d a lek o silniejsze i g łę b s z e ; fo rm ę zaś bierze raz z elegii O w id y u sza , d rugi raz z pieśni gm in n ej. —

K och a n ow sk i, k tó ry w p rzek ła d zie p sa lm ó w m a tak ą w z n io s ło ś ć i ś m ia ło ś ć stylu , u m ie tutaj n a d a ć p o e z y i s w o je j b a rw ę z w a n ą k o lo ry te m m ie js c o w y m , p r z y ­ biera ton p ro z y n a jp rostszej, n a jściślejsze j, i p rzez to cz y n i j ą n ajbardziej p o ety cz n ą . O statni z tre n ó w je st n a jp ię k n ie jszy . P oeta o p o w ia d a tu n ib y s w o je w id z e ­ nie w e śnie, k ie d y zn ęka n em u żalem u k a z a ła się m atka, ch c ą c a g o p o c ie s z y ć . C o w tym trenie zastan aw ia n a d e w s z y s tk o , to s z c z e r o ś ć tonu i p ro stota op ow ia d a n ia . Peeta nie w y k ra cz a żadną p r z e s a d ą ; nic naturalniejszego n a d ten je g o t k liw y o b ra z m atki p rz y n o sz ą ce j m u na ręku c ó r e cz k ę dla p o cie ch y .

A. M ick ie w icz.

Jan Kochanowski Kraków. 1604.

1. Tren (2).

Jeślim kiedy nad dziećm i piórk o miał zabaw ić, A k w oli temu wieku lekkie rym y s t a w ić : B o d ą jżo b y ch b y ł ra czej k oleb kę k o ły sa ł,

1 z drugiem i nieważne m anikom pieśni pisał, K tórem iby dziecinki now orodne sp iły , I sw oich w ycbow ańców lam enty tuliły. T akie fraszki mnie zbierać poży teczn iej by ło, N iźli, w co mię n ieszczęście m oje dziś w praw iło,

P ła k ać nad głu ch ym grobem m ej w dzięcznej dziew czyny, I skarżyć się na srogość ciężk iej P rozerpin y.

T ak li m oja O rszula, je s z c z e ży ć na św iecie N ie um iawszy, musiała w ranym u m rzeć le c ie ! I nie napatrzawszy się jasności słoneczn ej, P oszła nieboga w idzieć krajów n o cy w iecz n e j.—

A bodaj ani była świata o g lą d a ła !

C o bow iem w ięce j, jen o ród a śm ierć p o z n a ła ? A miasto p ociech , które winna z czasem była R od z icom sw ym , w ciężkim je sm utku zostawiła.

2. Tren (3).

W zg a rd ziła ś mną, dziedziczk o m oja ucieszona, Z d a ła ć się o jc a tw ego b a rziej uszczuplona

(14)

O jczyzn a , niźlibyś ty p rzestać na niej miała. T o prawda, żeb y była nigdy nie zrównała Z ranyin rozum em tw oim , z pięknemi przym ioty, Z k tóry ch się ju ż zn aczyły tw oje przyszłe cn oty. 0 słow a, o zabaw o, o w dzięczne ukłony ! Jak ożem ja dziś p o was w ielce zasm ucony ! A ty, p ociech o m o ja , ju ż mi się nie w rócisz N a wieki, ani m ojej tęsknicę ukrócisz.

N ie lża ,*) nie lża , je d n o się za tob ą g otow a ć, A stop cczk a m i twerai ciebie n a śla d o w a ć !

Tam cię u jzrzę, da Pan B ó g , a ty w ięc z drogiem i R z u ć się ojcu do szyje ręczynkam i swemi.

3. Tren (4 ).

Z g w a łciła ś, n iepobożna śm ierci, oczy m oje, Ż em widział u m ierając m iłe dziecię sw oje ; W id zia łem , kiedyś trzęsła o w o c nie d o jrz a ły , A rodzicom nieszczęsnym serca się krajały. N ig d y ćb y ona b y ła bez w ielkiej żałości M o je j u m rzeć nie m o g ła , nigdy bez ciężkości 1 serd eczn eg o bolu, w którym kolw iek lecie M nieby sm utnego b y ła odbiegła na św ie c ie : A le m ja ju ż z jej śm ierci nigdy żałościw szy, N igdy sm utniejszy nie m ógł b y ć, ani te s k liw sz y : A on a (by był Bóg chciał) dłu ższym wiekiem swoim S iła pociech przym nożyć m ogła oczom m oim .

A przynanm iej tym czasem m ogłem był odpraw ić W ie k sw ój, i P ersefonie ostatniej się s ta w ić , Nie uczuw szy na sercu tak w ielkiej żałości, K tórej rów nia nie w idzę w tój tu śm iertelności. Nie dziw nję N iobie, że na m artwe ciała S w o ich nam ilszych dziatek patrząc, skamieniała.

4. Tren (5).

J a k o oliw k a rnala pod w7ysokim sadem Idzie z ziem ie kn g órze m acierzyńskim ślad em ,

* ) P o ch o d zi o d Iga, zląd u lg a , u lż y ć , lżej, legki - lekki; nie lż a , n ie lekko, tru d n o, c ię ż k o , —

(15)

J eszcze ani gałą zek , ani listków r o d z ą c ,

Sam a ty lk o dopiero sczupłym prątkiem w sch odząc, T e , je ś li ostre ciernie lu b rodne pokrzyw y U przątając sadownik, p od oili ukwapliw y, M dleje zaraz, a zbyw szy siły p rzyrod zon ej, Upada przed nogam i matki u lu b io n e j: T a k ci się m ej nam ilszej O rszuli d o s t a ło ! Przed oczym a rodziców swoich rostą c, m ało O d ziemi się co w zniósłszy, duchem zaraźliwym S r o g ió j śm ierci otchniona, rodzicom troskliwym U nóg martwa upadła. O zla P e r ś c fo n o !

M o gla żeś ta k wiele łzom dać u płynąć p łon o ? —

5. Tren (6\

U cieszna m oja śpiew aczko, Sato slow ieńska, N a którą nie tylk o m oja cząstka ziem ieńska, A l e i lutnia dziedzicznym prawem spaść m ia ła , T ęś nadzieję ju ż p o sobie ok azow ała,

N ow e piosnki sobie tw orząc, nie zam ykając U stek nigdy, ale c a ły dzień p rzesp iew a ją c: J a k o więc lich y slow iczek w krzaku zielonym , C a łą n oc przcspiew a gardlkiem swym ucieszonym . P rędk oś mi nazbyt umilkła, nagle cię sroga

Śm ierć sp łoszy ła , m oja w dzięczna szczeb iotk o d rog a ! N ie nasyciłaś mych uszu swem i piosnkami,

I tę troch ę teraz p ła cę sow icie łzam i. A tyś ani u m ierając śpiew ać przestała, L e c z m atkę, u całow aw szy, takeś ż e g n a ła :

MJuż ja tobie, m oja m atko, słu żyć nie będę, A n i za twym w dzięcznym stołem miejsca zasiędę : P rzyjd zie mi klucze p o ło ż y ć , samej precz ja ch a ć , D om u rodziców swych m iłych wiecznie zaniechać.” T o i czego żal ojcow sk i nie da serdeczny P rzypom in ać w ięcej, był je j glos ostateczn y ; A m atce, sły szą c żegnanie tak ża łości we,

Dobre serce, że od żalu zostało żywe.

(16)

6. Tren (7).

N ieszczęsn e ochędostw o, żałosne ubiory M ojej nam ilszej có ry !

P o c o me smutne o czy za sobą ciągniecie ? Ż alu mi p rzyd a je cie?

Już ona czło n e ezk ów sw ych wami nie odzieje ; N iem asz, nićinasz n adzieje.

Ujął j ą sen żelazn y, tw ardy, n iep rze sp a n y ; Ju ż letniczek pisany

I u ploteczk i w uiwecz, i paski z ło c o u e , M atczyne dary płonę. —

Nie do takiej łożn ice* ), m oja dziew ko droga, M iała cię tnać uboga

D o p ro w a d z ić , nie ta k ąć dać obiecow ała W y p ra w ę, ja k ą ć dała : G iezleczk oć tylk o dała a lichą tk a n eczk ę :

O jcie c ziem ie bryłeczk ę W głów ki w ło ż y ł: n ie ste ty ! i posag i ona

W jednej skrzynce zam kniona! —

7. Tren

(8).

W ielk ieś mi uczyniła pustki w dom u moim, M o ja d roga O rszulo, tym zniknięciem sw oim ! P e łn o nas, a ja k ob y n ik ogo nie b y ło : Jedną m aluczką duszą tak wiele ubyło. T y ś za w szytki m ówiła, za wszytki śpiew ała ,

W szytk iś w dom u kątciki zaw żdy pobiegała. N ie dopuściłaś nigdy m atce się frasow ać, A ni ojcu m yśleniem zbytnim głow y psow ać , T o teg o, to ow ego w dzięcznie uśeiskając, I onyra swym uciesznym śm iechem zabaw iając. T e ra z w szytko u m ilk ło , szczere pustki w dom u, N iem asz zabaw k i, niem asz rozśm iać się nikom u: Z k ażdego kąta ża ło ść człow ieka u jm u je ,

A serce sw ej p ociech y d a rm o upatruje. * ) S y p ia lu a k om o ra . ( L i n d e ) .

(17)

8. Tren (10).

O rszulo m oja w dzięczna! gdzieś mi się podziała ? W k tórą stronę, w którąś się krainę udała ? Czyś ty nad wszytki nieba w ysoko wniesiona , I tam w liczb ę an iołków m ałych p o licz o n a ? C zyliś do raju w z ię ta ? czyliś na szczęśliw e W y sp y za p row a d zon a ? czy cię przez teskliw e Charon jez io ra w iezie, i napawa zdrojem

Niepom nym , że ty nie w iesz nic o płaczu m o im ? C zy człow ieka zrzuciw szy i myśli d z ie w ic z e , W zięła ś na się postawę i piórka s ło w ic z e ? C zyli się w czyscu czyścisz, je ś li z strony ciała Jakakolw iek zm azeczka na tob ie zo s ta ła ?

Czyś po śm ierci tam poszła, kędyś pierw ej b y ł a , N iżeś się na m ą ciężk ą ża łośó u ro d z iła ? — G dzieśkolw iek jest, jeśliś je s t, lituj m ej żałości; A nie m ożeszli w onej dawnej swej całości, P ociesz m ię ja k o m ożesz, a staw się przedem ną L u b o snem, lubo cieniom, lub marą nikczem ną.

9. Tren (12).

Ż aden o jciec podobno barzićj nie m iłow ał D ziecięcia , żaden barziej nad mię nie żałował. A też ledw ie się kiedy dziecię u rod ziło, C oby łaski rodziców swych tak godne b y ło, O chędożne, posłuszne, karne, nie p ie s z c z o n e :

Śp iew ać, m ów ić, rym ow a ć, ja k o c o u c z o n e : K a żdego ukłon trafić, w yrazić p o s ta w ę , O bycza je panieńskie u m ićć i z a b a w ę :

R oztrop n e, obyczajne, ludzkie, nie rzew n iw e, D obrow oln e, układne, skrom ne i w stydliwe. N igdy ona p o ranu karmie nie w spom niała, A ż pierw ej B og u sw oje m od litw y o d d a ła ; N ie poszła spać, aż pierw ej m atkę p ozd row iła , I zdrow ie rodziców sw ych B ogu poruczyła. Zaw żdy przeciw ko ojcu w szytki przeb y ć progi,

(18)

Z a w żd y się uradow ać i przyw itać z drogi, K ażdej roboty p o m ó d z , do każdej p osługi U przedzić b y ło wszytki rodziców sw ych s ł u g i; A to tak w m ałym wieku sobie p oczyn a ła , Z e w ięcej nad trzydzieści m iesięcy nie m iała. T ak wiele cn ót je j m łod ość i takich dzieln ości N ie m ogła znieść : upadła od sw ojej b u jn ości, Ż niw a nie d oczek aw szy . K łosie m ó j jed yn y ! Jeszcześ mi się b y ł nie sstał, a ja tw ej godziny N ie czek a ją c, znow u cię w sm utną ziem ię s ie ję , A le pospołu z to b ą grzebę i n a d z ie ję :

B o ju ż nigdy nie w zuidziesz, ani przed m ojem a W iek om wiecznie zakwitniesz sinutnemi oozem a.

10. Tren (13).

M oja w dzięczn a O rszu lo, bod aj ty mnie była A lb o nie um ierała, lub się nic r o d z iła ! M a łe pociech y płacę w ielkim żalem sw oim , Z a tym nieodpow iednym pożegnan iem tw oim . O m yliłaś mię, ja k o nocny sen zn ikom y, K tó ry w ielkością złota cieszy sm ysł łakom y , P o ty m nagle u c ie c z e , a tem u na jawi Z onych skarbów je n o ch ęć a żądzą zostawi. Tak eś ty mnie, O rszulo d ro g a , u c z y n iła ! W ielk ie ś n adzieje w m oim sercu r o z n ie ciła : P oty m eś mię sm utnego nagle odbieżała, I wszytki m oje z sobą p ociech y zabrała. W zięła ś mi zg oła m ów iąc dusze połow icę : O statek przy m nie został na w ieczną tęsknicę. T u rai kam ień, m urarze, ciosany p o łó ż cie , A na nim tę nieszczęsną pam iątkę w y d r o ż e ie : O r s z u l a K o c h a n o w s k a t u l e ż y , k o c h a n i e O j c o w e , a l b o r a c z e j p ł a c z i n a r z e k a n i e . O p a k e ś t o , n i e b a c z n a ś m i e r c i , u d z i a ł a ła ,: N i e j a ć o n ej , a l e m n i e o n a p ł a k a ć m i a ł a !

(19)

J l . Tren (19) abo Sen.

Ż a łość m oja dłu go w noc oczu mi nie dała Z am kn ąć i zem dlon ego u pok oić ciała.

L edw ie mię na godzinę przed świtaniem swem i S en leniwy uściskał sk rzy d ły czarnawem i. N a ten czas mi się matka właśnie u k a z a ła , A na ręku O rszulę m oję w dzięczną m ia ła , Jak o w ięc po paciorek do mnie p rzy ch o d ziła , S k o ro z sw ego posłania rano się ruszyła. G iezłeczk o białe na n ie j, w łoski pokręcone, T w a rz rumiana, a oczy ku śm iechu skłonione. P a trz ę , c o dalej będ zie, aż m atka tak r z e c z e : «S p isz , Janie ? c zy cię ża łość tw oja zw ykła piecze ? » Zatym em ciężk o w estchnął, i tak mi się zdało, Żem się o c k n ą ł, a ona p om ilcza w szy m a ło, Znow u m ów ić p o c z ę ła : « T w ó j nieutulony

P ła cz , synu m ój, przyw iódł m ię w te tu wasze strony Z krain barzo d a lek ich , a łzy gorzkie tw oje

P rzeszły aż i um arłych tajem ne p ok oje.

P rzyn iosłam ci na ręk u w dzięczną dziewkę tw oję, A b y ś ją m óg ł ogląda ć je s z c z e , a tę sw oje Serdeczn ą ża łość u j ą ł , która tak ujm u je S ił tw oich, i tak zdrow ie nieznacznie twe p s u je , Ja k o ogień suchy knot obraca w perzyny, D a rm o nie upuszczając nam niejszej godziny. Czyli nas ju ż umarłe m acie za stra co n e , I którym ju ż na wieki słońce je s t zgaszone ? A my ow szem żyw iem y ży w o t tym w ażniejszy, C zym nad to gru be ciało duch jest szlachetniejszy. Z iem ia w ziem ię się w r a c a , a duch z nieba dany M iałby zg in ą ć, ani na m iejsca swe wezwany ? O to się ty nie fr a s u j, a w ierz niewątpliwie, Ż e tw o ja nam ilejsza O rszuleczka żywię. A tu więc takim ci się kształtem pokazała,

(20)

A le m iędzy anioły i duchy w iecznem i,

Jako w dzięczna ju trzen ka ś w ió c i, a za sw em i R odzica m i się m odli, ja k o to u m ia ła ,

Z wami b ę d ą c , chód je s z c z e słów nie dom aw iała. J eśiiżeć też ztąd roście ża łość, że je j lata P ierw ej są przyłom ion e, niźli tego świata R o z k o s z y za ży ć m og ła , — o biedn e i płonę R o z k o s z y wasze, które tak są u sad zon e, Ze w nich w ięcej frasunków i ża łości w ię c e j, C z e g o ty d ozn a ć m ożesz sam z siebie napręcej ! S k ry te są Pańskie s ą d y ! c o się je m u zdało, N a lepiej, żeb y się też i nam p od ob a ło.

Ł z y w tej m ierze nic p ła tn e : gdy raz dusza ciała O d b ie ż y , próżno czek ać, by się w rócić miała.

A le człow iek nie zd a się praw szczęściu w tej m ierze, Z e szkody pospolicie tylko przed się bierze ,

A tego ba czyć nie chce ani m ieć w pamięci, Co mu też czasem padnie wedle je g o chęci. T a ć je s t w ładza fortuny, m ój nam ilszy synie , Ż e nie tak uskarżać się, kiedy nam c o zgin ie, Jako dziękow ać tr z e b a , że w żdam c o z o s t a ło , B o to w szytko n ieszczęście w ręku sw oich m iało. A tak i ty, folgując prawu pow szechnem u, Z a g rod ź drogę do serca upadkow i swemu , • A w to p a trza j, co u szło ręku złej p r z y g o d y :

Zysk iem człow iek zw ać musi, w czóm nie popadł szkod y N akoniec w c o się on k oszt i ona utrata,

W c o się p ra ca i tw oje ob ró ciły lata,

K tóreś ty niemal wszytkie strawił nad księgam i, M a ło się baw iąc świata tego zabaw am i? T e ra zb y o w o c zbierać z sw ojego s z cze p ie n ia , I ratow ać w zachwianiu m d łego przyrodzen ia. C ieszy łeś przedtym insze w ta k iejże p r z y g o d z ie , — I będziesz w cudzej czulszy, niźli w sw ojćj szkodzie? T e r a z , mistrzu, sam się le c z : czas d ok tor każdem u. A l e kto pospolitym torem gardzi, tem u

(21)

T a k późne go lekarstwa czek ać nie p r z y s t o i: R ozu m em m a u przed zić, co insze czas goi. A czas co m a za fortel ? D aw niejsze świeżemi Przypadkam i w y b ija : czasem w eselszem i ,

Czasem też z tejże m ia r y : co człow iek z baczeniem P ie r w e j, niż p rzyjd zie, w id z i, i takim m yśleniem Przeszłych rze czy nie w ściąga, przyszłych u p a tru je , I serce na o b o ję fortunę gotu je.

T e g o s i ę , s y n u , tr z y m a j, a ludzkie p rzyg od y L u dzk ie noś. Jeden je s t pan smutku i n agrody.” — Tu zniknęła, ja m się też ock n ą ł; aczciem praw ie N ie pewien, jeślim przez sen słu ch ał, czy na jaw ie.

C) S a t y r a .

S a t y r a K o ch a n ow sk ieg o nie m a lek k o ści H o ra cy u s z o w sk ie j, ani form y k la s- s y c z n e j; jest to ra cz ej m a ły d ram at, k tó ry m o żn a b y n aw et p rz e d sta w ia ć n a kształt s ce n y m im iczn ej s ta ro ż y tn y ch . W p ro w a d z a o n n ib y n a d w ó r k ró le w sk i b o żk a le ś n e g o , S a ty ra , i cz y n i z n ie g o g łó w n ą o s o b ę d y a lo g u . Zm yślenie sa m o p rzez się nie b a rd zo ory gin a ln e, i tracące k la s s y cy z m e m . S atyr ten o d z y w a się d o Pola* k ó w , w y ty k a ją c ich w a d y , d a ją c im n apom nienia.

A. M ick ie w icz. W je d n e m m ie jscu K o c h a n o w s k i w y s z y d z a ó w c z e s n y z b y tek :

C óż w żdy w tern jest, dla B o g a ! iż będąc takiem i G ospodarzam i, zdacie się przecie nbogiem i ?

Z b y tek , sąsiedzi, z b y t e k ! który ja k o m orze

W szy tk o p ożrze , byś mu tkat, nie w iem ja k o sp orze. M a ło mu na jeden raz wszystkie roczn e snopy, Z jó on, kiedy zasiędzie, grunt zaraz i z chłop y, N a osta tek i pa n a . T aki to gość w dom u, A b y m iał zginąć, nie chce ustąpić nikomu. D a kto pięćdziesiąt potraw , da on tyle t r o je : — T y g o upoisz, a on i w oźnice tw oje : —

T y w rysiu, on w sobolu : — ty na czapce zło to , O n ma i na trzew iku, ch ociaż czasem b łoto. — A kiedy się wystrychnie w usarskim u b ie r z e ,

(22)

B y też najw ięcej przegrał, nic go to nie sm uci, J eszcze nadto chłopiętom ostatek rozrzu ci. P och leb cę — to je g o dw ór, a rada — z w o d n ic y : O dźw iernych mu nie trzeba, strzegą drzwi dłużnicy. N a teg o wy ro b icie , ten was wdawa w długi, Ten was z w iosek wyzuwa, i obraca w sługi. P o d ob n ie ż żartu je z p ło c h o ś c i w rozp ra w ia n iu o rzecza ch re lig ijn y ch :

B r a c ie ! nie ch cę się z tob ą w rzecz wdawaó o w ierze, B o sam na się w yznaw am , żem prostak w tej m ie r z e : L e c z jeśli ty inaczej o sobie rozu m iesz,

Jedź do T ryden tu , a tam ukażesz, co umiesz. D obrym chrześcianinem nie tego ja zow ę, C o umie dysputow ać i ma gładką m o w ę ; A le k to żyje w edług w oli P an a sw'ego, T e g o ja bardziej chw alę, niźli w ym ow nego.

D) Poezya liryczna.

W p o c z y i 1 i r y c z n e j p r o b o w a ł K o c h a n o w s k fw s z y s tk ic h to n ó w i fo rm , ja ­ kie tylk o z n a la z ł u G re k ó w i R zym ian. N a jw ięk sze p o d o b ie ń stw o m a z H ora cy m . H o ra cy tak że p o w ię k s z ej c z ę ś c i b r a ł m o ty w a lir y c z n e o d G re k ó w , a o b o k te g o c z e r p a ł natchnienie z d u ch a p ra w d z iw ie ła ciń s k ie g o , i d osk on a le w ł a d a ł je ż y k ie m ro d o w ity m . Dla tych s a m y ch p r z y c z y n , dla k tó ry ch tak trudno p rz e k ła d a ć llo r a - cy u s za , nie m ożn a i u t w o r ó w liry c z n y ch K och a n o w s k ie g o d a ć p oz n a ć w t łu m a c z e ­ niu. P o c h o d z i to zlą d , że form a p o e ty ck a , dosiągnąw s z y p e w n e g o stopnia d o s k o ­ n a ło ś c i, sta je się n ie p o d o b n y d o od d a n ia w tłu m a czen iu ,— N ie p o s ta w im y w s z a k ż e K o c h a n o w s k ie g o na ró w n i z H o ra cy m . — Nie m a on tego b o g a c tw a r y tm ó w , tej m u z y k a ln o ś ci, te g o d ź w ięk u p o e t y c k ie g o , ja k im tam ten z a c h w y c a ł w s p ó łc z e s n y c h , i ja k i je s z c z e d zisiaj daje się c z u ć o d c z y t u ją c y m j e g o w ie rs z e . Nie m a także za w sze tej fo rm y w y k o ń c z o n e j i d o k ła d n e j, tej c a ło ś c i o rg a n icz n e j, w ja k ie j u k a zu ją się u tw o r y sztukm istrza sta ro ż y tn e g o. M ierzy się z nim w n iek tóry ch z w ro tk a ch s w o ich pieśni, ale c z ę s to k r o ć staje się p ro z a iczn y m , i b ard zo głą b ieje. P od ob n ie ja k n a z y ­ w a ją je d e n g ł o s p ie rs io w y m , d ru g i g a r d ło w y m , m o ż n a b y i z a p a ł je d e n p rz y p is a ć p ie rsiom , d ru g i g ło w ie . Z a p a ł, natchnienie H o ra cy u sza zd a je się p o c h o d z ić c a ł ­ kiem z g ł o w y . Jest to ś w ia te łk o , nie b u ch a ją ce n ig d y p ło m ie n ie m , ale z a w sz e trw a le , jedn osta jn ie o ś w ie c a ją c e w s z y stk ie j e g o u tw o r y . K o ch a n o w s k i p rz e ciw n ie o g ień s w ó j d o b y w a ł z serca , b u c h a ł cz ę sto z a p a łe m p ra w d z iw ie p o e t y c k im ; ale g o r ą c o ś e ta nie m o g ła b y ć w natężeniu c ię g łe m , o ż y w ia ć rów n ie k a ż d y z p ło d ó w je g o pióra. W y ją w s z y n ie k tó re je g o jp ie ś n i, uznane za k la ssyczn e, d o s k o n a łe , w z o ­

ro w e , resztę ich m ożn a u w a ż a ć tylk o za s z a co w n e p r ó b y , dalekie o d liczen ia się p o m ię d z y a r cy d z ie ła m i.

(23)

Jan Kochanowski. Kraków 1604.

Serce roście p a trząc na te czasy ! M a ło przedtym g ołe by ły lasy, S u ieg n a ziemi w yżej łokcia leżał, A p o rzek ach w óz n acięższy z b ie ż a ł: T eraz drzew a Jiście na się w zięły, P oln e łąki pięknie zą kw itn ęły; L o d y zeszły, a p o cich ej wodzie Id ą statki i ciosane łodzie.

T eraz praw ie świat się w szytek śm ieje, Z b o ż a w stały, wiatr zachodny w ie je : P ta c y sobie gniazda om yślają,

A przededniem sp ićw ać poczynają. A le to grant w esela praw ego, K ied y człow iek sutnnienia całeg o, A n i czuje w sercu ża dn ej wady, P r z e c z b y się m iał w stydać sw ojćj rady. T em u wina nie trzeba p rzylów a ć, zYni grać na lutni, ani ś p ie w a ć : B ęd z ie w esół, byś chciał, i o w odzie, B o się czu je prawie na sw obodzie. A le kogo gryzie m ól zakryty, N ie idzie mu w smak obiad o b f i t y : Ż adn a go pieśń, żądny głos nie ruszy, W s zy tk o idzie na w iatr m im o uszy. D obra m y ś l i! k tórej nie p r z y w a b i, C h oć k to ściany d rog o u je d w a b i,

N ie gardź m oim chłodnikiem ehróścianym , A bądź zem ną z trzeźw ym i z pijanym .

2.

Pieśń

(2. ks. II.).

N ie wierz fortunie, co siedzisz w y s o k o , M iej na poślednie k oła pilne oko.

1. Pieśń (2 ks, I.).

(24)

B o to niestała pani z przyrodzenia Często w ięc rada sprawy swe odmienia. N ie dufaj w zło to i w żadne p o k ła d y , K a żd ej godziny obaw iaj się zdrady. F ortuna co da, to zasię w ziąć m oże, A u niej żadna dawność nie p o m o ż e : A ci, co z tob ą teraz przestaw ają, T w e j się fortunie, nie tob ie k ła n ia ją . S k o r o ta zniknie, tył k a żd y podawa,

Jako cień, kiedy słońca mu nic stawa. L e c z ja k o sama o c z y zasłoniła,

T ak swym pochlebstw em ludzi p o b la ź n iła , Ż e drngi w yżej nosa gębę nosi,

A w szytki insze oczym a przenosi.

T y pom nij, że tw ój skarb u szczęścia w m ocy , A tak się staraj o takiej p o m o c y ,

A b y w żd y z to b ą tw ego co zostało, J e śli zaś będzie szczęście sw ego chciało. Cnota skarb w ieczny, cnota klejn ot d ro g i, T e g o ó nie w ydrze nieprzyjaciel srogi, N ie spali o g ie ń , nie zabierze w o d a ; N ad wszytkim inszym panuje przygoda .

3. Pieśń (9. ks. II.).

N ie porzucaj nadzieje,

Ja k oć się kolwiek d z ie je :

B o nie ju ż słoń ce ostatnie zach odzi, A po zlej chw ili piękny dzień przychodzi. P atrzaj teraz na lasy,

Ja k o prze zimne czasy

W szy tk ę sw ą krasę drzewa utraciły, A śniegi pola w ysok o p r z y k r y ły ! P o chwili w iosna przyjdzie, T en śnieg znienagła z e jd z ie :

A ziem ia, sk oro słońce je j zagrzeje, W rozliczne barw y znow u się odzieje.

(25)

N ic w iecznego na ś w ie c ie : Ila d o ś ć się z troską plecie :

A kiedy jed n a weźm ie m oc naw iętszą, W ten czas masz u jrzeć odm ianę naprędszą. A le człow iek zhardzieje,

G dy mu się dobrze d zieje;- W ię c też k iedy go fortuna om yli,

W n e t g ło w ę zwiesi, i pow agę zm yli. L ecz na szczęście wszelakie,

S erce ma być je d n a k ie :

B o z nas fortuna w żyw e oczy szydzi, T o da, to w e źm ie, ja k o się je j widzi. T y nie m iej za stracone,

C o m oże b y ć w r ó c o n e :

S iła B ó g m oże w yw rócić w godzinie , A kto mu k olw iek ufa, nie zaginie.

4. Pieśń (19. ks. 11.).

J est kto, co b y wzgardziw szy to doczesne rzeczy, C h ciał zem ną d ob rą ty lk o sławę m ićć na p ie c z y , A starać się, poniew aż musi zn iszczeć c i a ł o , A b y imię przynam niej po nas tu z o s t a ło ? I szkod a zw ać człow iek iem , kto b y d lęco żyje, T k a ją c, le ją w się w szytko, póki sstawa szyje. Nie chciał nas B ó g p o łoż y ć rów no z bestyami, D a ł nam rozum , dał m ow ę, a nikomu z nami. P rzeto ch cićjm y w ziąć przed się myśli godne siebie, M yśli ważne na ziem i, myśli ważue w niebie : Słu żm y p oczciw ej sław ie, a ja k o k to m oże, N iech ku p oży tk u d o b ra sp ółn eg o pom oże. —

\

5. Pieśń Święto -Jańska.

f

O S o b ó tc e .

G d y słoń ce raka zagrzew a,

A słowik w ięcej nie śpiewa ; S ob ótk ę, ja k o czas niesie, Z apa lon o w C zarnym L esie.

(26)

Tara goście, tam i dom ow i Sypali się ku o g n io w i: B ąki zaraz troje grały, A sady się sprzeciw iały. Siedli w szyscy na m u ra w ie , P oty m w sta ło sześć par praw ie D ziew ek jed n a k o ubranych, I be licą *) przepasanych. W szy tk i spiów ać n a u czo n e , W tańcu także nie z g a n io n e : W ię c k o le ją zaczynały A pićrw szej tak p o c z ą ć dały.

Panna 1.

Siostry ! ogień napalono, I placu nam p o s tą p io n o : Czem u sobie rąk nie dam y, A sp ołem nie za sp ićw a m y ? Piękna n o c y ! ży cz p o g o d y , B roń w iatrów i nagłej w ody : D ziś przyszedł czas, że na dw orze M am y czek a ć ranej zorze.

T a k to matki nam podały, Sam y także z drugich m ia ły , Ż e na dzień Ś w iętego Jana, Ż aw żdy S ob ótk a palana. D z i e c i ! rady mej słuchajcie, O jcow sk i rząd z a c h o w a jc ie : Ś w ię to niechaj świętem będzie , T a k byw ało przed tym w szędzie, Ś w ię ta p rzed tym ludzie czcili, A przedsię wszytko zro b ili:

A ziemia hojnie r o d z iła , B o pobożność B ogu miła.

(27)

D ziś bez przestanku p ra cu je m , I dnioin św iętym nie fo lg u je m : W ię c też tylk o zarabiam y, A le przedsię nic nie mamy. A b o nas grady p o r a ż ą , A b o zbytnie ciep ła k ażą ! C o rok słabsze u rodza je, A zła drogość zatym wstaje. P racu j we dnie, pracuj w n ocy , P ró żn o bez P ańskiej p om ocy . B og a, dzieci, B og a trzeba, K to chce syt być Swego chleba, N a tego m y w szytko w łóżm y, A so b ą sami nie trw ó żm y : W r ó e ą ć się i dobre lata, Jeszcze nie tu koniec św iata! A teraz ten w ieczór sławny Św ięćm y ja k o zw yczaj dawny, N iecąc ognie do świtania, Nie bez p ie ś n i, nie b ez grania.

Panna 2.

T o m oja nawiętsza w a d a , Ż e tańcuję ba rzo r a d a : P ow iedzcież m i, me sąsiady, J est tli która bez tej w ady ? W szytki mi się uśm iechacie, P o d o b n o zem ną trzy m a cie: P ostępu jm yż tedy krokiem , A le ć niemasz ja k o skokiem . Skokiem taniec nasnadniejszy, A tym je s z c z e p o c h o d n ie js z y , K iedy w bęben przyb ija ją , S am e nogi prawie drgają. T era z masz czas, umieszli co, M ój nadobny bębennico,

W szytk a tu wieś siedzi w k olo, A w pośrzodku samo czoło.

(28)

Ż e b y też tu ta nie była , K tóra twem u sercu m i ła : K a żeszli, w ierzyć będziem y, A le ć insze rozum iem y. P o m ó ż o to dob rej r z e cz y , A nasz taniec miej na pieczy. Owa n ajdziesz i w tym rzędzie, C o c za w szytki płatna będzie. J a się nie umiem frasow ać, T o ż radzę drugim za ch o w a ć: B o w trosce człow iek zg rzy b ie je , P ierw ćj niż się sam spodzieje. A le gdzie dob ra m yśl p łu ż y 1) , T am i zdrow ie lepiej s łu ż y :

A ch oć drugi zajdzie w lata, I tak on ujdzie za swata. Z a m ną, za mną piękne k o ł o ! O piew ając mi w esoło :

A ty się czuj, czyja k o le j, N ie maszli mię w ydać w olej.

Panna 6.

G o rą ce dni nastawają, Suche role się padają : P oln y Świercz, c o głosu staje, G w ałtow n em u słońcu łaje. Już m dłe b y d ło szuka cien ia, I ciekąeego strum ienia ; I pasterze ch o d zą c za niern, B u dzą la sy sw oim graniem . Ż y t o się w polu dostawa, I sw oją barwą znać d a w a , Iż ju ż nie da lek o ż n iw o : M iej się do sierpa co żywo. S ierp a trzeba ozim inie, K osa się zejd zie 2) jarzynie ,

(29)

A wy m ło d sz y 1) noście snopy, D ru dzy układajcie w kopy. G ospodarzu nasz w ybrany, T y m asz m ieć wieniec k łosia n y , G dy w ostatek zb o ża zatnie K rzyw a kosa ju ż ostatnie. A kiedy z p ola zbierzem y, Tam dopiero odpoczn iem y, D ołoży w szy z w ierzch em hroga : Już więc dzieci je d n o B oga. W ten czas, gościu , bywaj u mnie,

K ied y w szystko n ajdziesz w gumnie : A jeśli ty rad odkładasz,

M nie do siebie drogę zadasz.

Panna 12.

W s i spokojna, wsi w esoła ! K tóry g łos tw ój chw ale zd oła ? K to tw e w czasy, kto p oży tk i, M oże wspom nieć zaraz wszytki

‘i

C złow iek w tw ej pieczy u czciw ie, B e z w szelakiej lichwy ży w ię2) : P ob ożn e je g o staran ie,

I bezpieczne nabywanie.

In sz y 3) się ciągną przy dw orze, A lb o żeglu ją p rzez m orze, G dzie człow iek a w ich er pędzi, A śm ierć bliżej niż na piędzi. N a jdziesz, kto w p ła t 4) języ k dawa, A radę na funt p r z e d a w a :

K rw ią drudzy zysk oblew ają, G ardła na to odw ażają.

O ra cz pługiem zarznie w ziem ię : Z tą d i siebie i swe plem ię,

‘ ) D a w n i e j m ó w i o n o w l i c z b i e m n o g i e j : m ło d s z y ( m ł o d s i ) , W ł o - » z y ( W ł o s i ) , m n iszy (m n is i). — 2) ży je . — *) insi. — *) kto s ł o w o p rz e d a je .

(30)

Z tą d r o cz o ą czeladź i w szytek O patruje sw ój dobytek.

Jem u sady obrad zają,

Jem u p s zczo ły m iód daw ają : Nań p rzych odzi z ow iec w ełn a, I zagroda ja gn ią t pełna. On łąki, on pola kosi, A do gum na w szytko nosi. S k o ro też siew odpraw iem y, Komin w k o lo obsiędziem y : Tam ju ż pieśni rozm aite, Tam będą gadki pokryte, Tam trefne plęsy z ukłony, Tam cenar, tam i goniony*). A gospoda rz wziąwszy siatkę, Idzie m rokiem na usadkę : A bo sidła staw ia w lesie, Jednak zaw żdy c o przyniesie. W rze ce ma gęste w ięcierze, C zasem w ęd ą ryby b i e r z e : A rozliczn i ptacy w k oło O żyw ają się w esoło. Stada igrają przy w odzie,

A sam pasterz siedząc w ch łod zie, G ra w piszczałkę proste p ie ś n i: A Faunow ie skaczą leśni. Z a tym skrzętna gospodyn i O w ie cz e rzy pilność c z y n i, M ając dom a ten dostatek, Ż e się obejdzie bez ja tek . Ona sama bydło liczy, K iedy z p o la idąc r y c z y : O na i spuszczać p om oże, M ęża w zm aga ja k o m oże.

(31)

A n iedorośli w nu k ow ie, C hyląc się ku starszej g ło w ie : W y k n ą przestaw ać na m ałe, W sty d i cnotę chować w cale. D zień t u , ale jasDe zorze Z ap a d ły b y znowu w morze, N iżby m ój głos w yrzek ł wszytki W ieśn e w czasy i pożytki.

6. M u z a .

S ob ie spićw am a M u z o m , bo k tóż jest na zie m i, C ob y Serce u cieszy ć chciał pieśniami memi ? K to nie w oli tym czasem zysku inieć na pieczy, Ł a p a ją c grosza z e w s z ą d , a p o d o b n o k r z e c z y ;

B o z rym ów c o za k orzyść krom próżnego dźw ięk u V A le kto ma pieniądze, ten m a w szytko w ryku. J e g o w ładza, jeg o są praw a i u rzędy ;

On gładk i, on w ym ow ny, on m a przodek w szędy. N ie dziw ted y, że ludzie cisną się za z lo te m , A poeta słuchaczów próżny gra za p ło te m , P rzeciw ia ją c się Św ierczom , które nad łą kam i C iepłe lato w itają głośn em i pieśniami.

Jednak mam tę nadzieję, że przedsię za laty Nie b ę d ą m oje całe n o cy bez z a p ła t y ; A co mi za żyw ota ujmie czas dzisiejszy, T o po śm ierci n agrodzi z lichw ą wiek późniejszy. I o p a trzył to dawno syn pięknej L a ton y ,

Ż e m oich kości p o p ió ł nie będ zie w zgardzony. P r z e to , ja k o w as kolw iek prosty gmin szacuje, Panny, którym lotn ego konia zd rój sm aku je , Ja jed en niech wam służę, a za cześć poczytam

S o b ie , że się d róg inszych, niż p osp ó lstw o , chw ytam . W y mię z ziem ie w zw odzicie, wy mię w yłączacie Z liczby nieznacznej, i nad o b ło k i w sadzacie : Z k ą d próżne troski ludzkie i niem ęską trw ogę, Z k ą d om ylną nadzieję i błąd w idzieć m og ę.

(32)

Z a wami idąc, ani o bogate z ło to , A ni o perły drogiej ceny dbam , jak o to 0 rzeczy , k tó re w edle sw ego zahaczenia

R a z mnie szczęście, raz temu da, krom u w a żen ia ; A le to m oja praca, bezecn a zazdrość i,

Przepadnij ziem ię, abym i w tej śm ierteln ości, 1 potym b y ł u ludzi w pow ieści u c z c iw e j, A nie podlegał w szytek śm ierci zazdrościw ej. D o tego m i p om oźcie, o boginie święte ! S z cz ę ś cią c przyjaźn ią sw oją prace me zaczęte. W a m w olno daó i niem ym ryb om g ło s łabędzi, 0 panny, o Jow iszów , o pięk n ej pam ięci

Cny narodzie ! wy siedząc przy ojcow skim stole, Tam gdzie w szytek niebieski zb ór używ a w k o le , Z łą cza cie sw ój w dzięczny g lo s z gęsiam i m ow ncm i, P rzypom in ając bogom to m iędzy iu szem i,

Jako skrzętny E n cela d , M imus n iezm ierzon y, Z uchw alec P orfiryon , Betus n ie s k r ó c o n y , D ziew ięsił*) B ryareus, i T y fon storęki

Chcieli z drugim i braty do n ieba przez dzięki, G óry na góry k ła d ą c , i tak b lizk ó byli, Ż e ju ż twardemi dęby w jasn ą bram ę bili.

P ró żn o to strach był w niebie i trw oga nie mała : A le naduższy olb rzy m co bogu u d zia ła ?

Tu w szczerym dyam encie M ars ogrom ny stoi Z m ieczem na obie r ę c e , tu w ognistej z b r o i W ulkanus , przy nim Juno n ie p rze w y cię żo u a , 1 tarczą nieprzcbitą P a lla s zasłoniona. B y łoś i ty, A p o llo ! nad zastępy śm iały, W y n iszczyłeś do czysta sajdak p ełn ostrza ły : N akon iec sam Ju piter gniew em poruszony, W z ią ł w rękę ostry piorun, piorun niezgaszony, N iep och yb n y , n iezłom ny, którym w ięc r z e c z tęga P rzez ziem ię aż do piekła ostatniego sięga : T ym u d erzy ł w pośrzodek zuchw alców sw ow olnych, A ci na szyję spadli aż do k ra jów dolnych.

(33)

T am że je roztrzaśnione g óry przew aliły, Ż yw e i m artw e zaraz w ed le cia ł m o g iły . T o wy bog om spiów acie, a ow ym w p o k o ju M ilo wspom inać dawny strach p rzeszłego b o ju . Z was ma cnota zapłatę, a dzielność m ilczana L edw e nie toż je s t, c o gnuśność p o k o p a n a . N ie sama od p rzy ja ciół, ni od m atki z łon a, W o b ce kraje H elen a m orzem uniesiona. N ie jed en M enelaus o żon ę się w a d z ił,

N ie pierw szy A gam cm non tysiąc naw prow adził. Nie raz T roja burzona p rzed H ektorem : siła,

S iła m ężnych b y ło , którym śm ierć przy ojczy źn ie m iła ; A le w szyscy w m ilczeniu wiecznym pogrą żen i ,

Ż e p o e ty zacn ego rym y p rzeba czen i1) :

A ch o ć dobrze H om erus w tej liczbie p r z e d n ie js z y , Jednak ma sw oję chlubę i w iek p ośledn iejszy, K tó r y w T elejsk im p roch u sławnych zapaśników N ie za m ilcza ł i skrzydłotiogich zaw odników . K to b y b y ł znał tych w ieków Turna w aleczn ego, A b o m ężną K am illę, abo L ausa cnego ?

K to P a la n ta ? kto burdy zaś w e W ło s z e c h now e Trojań sk ie, by nie głośn e w iersze M aron ow e? A nie m niój i to sławni, nie mniej z n a k o m ic i, K tóre sprawca łacińskich słod k ob rzm ią cy ch nici U czcił pieśniami sw em i nad z ło to droższem i : O n ow szych niech czas sądzi za czasy przyszłem i. M ów i zazdrość : W ie m , o co idzie, p is o ry m ie !

C h ciałbyś w z ią ć ! — J ę d z o ! ta się mnie trosk a nie iiuie, B y mi b y ł nie zostaw ił o jc ie c nic po sobie,

A b o żeb ym nie umiał przestać na chudobie ;

Jednakby mię M yszkow ski P io tr b y ł nie p r z e b a cz y ł2), K tó ry sw ą h ojną ręką p o d e p rze ć mię ra czył,

N ie p rzeto żebym p rzed nim stal w pacholczym k o le , A b o i przy n a stó łce3) cią g n ą ł się przez p o le ;

(34)

A l e żeb ym w ygnaw szy niedostatek z dom u, T y m głośn iej śpiew ał, a nie podlegał nikom u. T ę łaskę je g o , proszę, siostry w iekopom ne, P om n ijcie opow iadać na czasy p o to m n e ,

A b y w niebie swą lu dzkość i sam w idział potym : B o żyw by ć, a nie słyszeć, Iedw eby co potym . A ja , o panny, niechaj w iecznie wam h o łd u ję , I żyw ot sw ój na w aszych ręku o fia ru ję , K iedy zieini zleciw szy śm iertelne z e w ło k i, Ogniu rów ien prędkiem u przeniknę obłoki.

E) D r a m a t .

K och a n ow sk i p ie rw s z y w E uropie p rzed sięw zią ł' u t w o r z y ć d r a m a t w e d le p ra w id e ł, a lb o lep iej m ó w ią c, l i t e r a c k i : nie w ie le b o w ie m p rz y w ią z y w a n o w a g i d o draroalu p ra w d z iw e g o , n a ro d o w e g o , ja k i m ia ł m ie js ce na ty ch teatrach d o r y w c z y c h , z w a n y c h ja s e łk a m i, g d z ie p rzed sta w ia n o s ce n y z h istory i ś w ię te j. C h cą c sąd zić dram ata K o c h a n o w s k ie g o , trzeba w ie d z ie ć , dla k o g o j e p isa ł. W P olsce n a ó w c z a s nie b y ł o teatrów , ja k po m iastach w ło s k ic h i h is z p a ń s k ich ; nie m ożn a b y ł o u k ła ­

d a ć scen ja s e łk o w y c h dla o d g r y w a n ia ich p rzed p u b licz n o ścią liczn ą i o ś w ie c o n ą , a lu d m ia ł s w o je z w y c z a jo w e w id o w is k a n a rod zen ia B o że g o i m ęki P a ń s k ie j; p isa­ n y ch d ra m a tów nie p o tr z e b o w a ł. P u b licz n o ść o ś w ie c o n a , szlachta m ożn a, w y c h o ­ w a n a za gran icą, w e W ł o s z e c h , w e F r a n c y i, obezn an a z autoram i s ta ro ż y tn y m i, nie m o g ła s m a k o w a ć w in n y ch d z ie ła ch , ja k ty lk o w n a p isa n y ch d o b rz e w e d łu g p r a w id e ł lite ra ck ich , m a ją cy c h natenczas kred y t. K och a n ow sk i, p rzezn a cza ją c s w o je sztu k i d ra m atyczn e d la p a n ó w , p o m ię d zy k tó ry m i b y li ta c y , c o sa m i pisali k sią żk i o literaturze sta ro ży tn e j, m u s ia ł k on ieczn ie u cie k a ć się d o ic h w sp o m n ie ń k la ss y cz n y ch : tym je d n y m ty lk o s p o s o b em m ó g ł ich u w a g ę z je d n a ć so b ie. — W s p o ­ m nienia Jklassyczne s ta n o w iły ja k b y ja k ą ś p r z e s z ło ś ć p o w s z e ch n ą rze czy p osp olitej literackiej. K to k o lw ie k z a jm o w a ł się literaturą, z n a ł lepiej h is to ry ą T ro i i R zym u , niżeli d a w n e dzieje w ła s n e g o kraju. D o d a jm y je s z c z e , że h istoryą T ro i b y ła tra k tow a n a p rzez p isa rzy s ło w ia ń sk ich , p rzez p isa rzy c z e s k ic h , zn a n y ch i z u p o ­

d o b a n iem cz y ta n y ch w P o lsc e . — K och a n ow sk i ted y dla d o g o d z e n ia s w o je j publi­ c z n o ś c i , z m u sz o n y s zu k a ć t r e ś c i, przed m iotu d o s w o je g o dram atu w m ity cz n y ch d z ie ja ch g r e ck ich , w z ią ł z trze cie j p ieśn i Ilia d y s ła w n y ó w u s l ę p , g d zie p o d cz a s p o selstw a G re k ó w d o T roja n z up om in a n iem się o H elenę, M enelaj i A n te n or p o ­ p isu ją się z w y m o w ą . T o c o d o s a m e g o tem atu. Co d o w y k o n a n ia z a ś , znając także b ard zo d o b rz e opinie c y k lic z n y ch i tra g iczn y ch p o e t ó w g r e c k ic h , k tó rz y p rze­ rabiali sta rożytn e p od a n ia lJ o m e ro w sk ie , p o d łu g ty ch opinij k r e ś lił ch arak tery A n - tenora, U lissesa i P a rysa . W o s n o w ie , w u k ła d z ie sztuki nie m ó g ł ju ż in a czej postą p ić, jak p ó jś ć za G rekam i, m ia n o w icie za E sch y le m i S ofok lem . P row ad zen ie j e g o dram atu niezm iernie p roste, p rzyp om in a s p o s ó b ty c h d w ó c h p isa rzy.

(35)

D ram at te u K o ch a n ow sk ieg o nie dnieli się na a k ty, i le d w o b y m ó g ł zają ć ro z c ią g ło ś ć je d n e g o aktu sztuk n o w o c z e s n y c h . Ł a tw o b a rd zo z rozu m ieć, d la cze g o n ig d y nie m ó g ł b y ć p ojęty i o c e n io n y p rzez o g ó ł p u b licz n ości. — K anclerz Z a m o j­ ski, k tó ry g o k a z a ł o d g r y w a ć w s w o im p a ła cu , i k tó ry sam n a p isa ł k la ssy czn e d z ie ło o sta ro ż y tn o ś ci, z n a ł za p e w n e , d o c z e g o ś c ią g a ły się najlżejsze w zm ian k i autora, i u m ia ł c z u ć w s z y s tk ie zalety je g o sty lu . Parter n a teatrze Z a m o js k ie g o s k ła d a ł się z niew ieia w id z ó w g o d n y c h tej sztuki. A łe m assa cz y te ln ik ó w ja k ż e m o g ła zn a leźć u p o d o b a n ie w tym dra m acie, nie m ającym ani n a m iętn ych w z ru sz e ń , ani intrygi ? — C a ły inleres d ram atu w id z ia n o ju ż n a tenczas w in trydze. T o c o w sztukach teatra ln ych n a z y w a się in try gą , n a sta ło w w iek u XVII., a w H iszpani je s z c z e p od k on iec w iek u X V I., k ied y p o cz ę to d r a m a ty z o w a ć s ce n y religijne i za­ w iłe rom an se ry cersk ie. T y m sp oso b e m na m iejsce interesu id ealn ego p o e ty ck ie g o p od sta w io n o interes sztu czn y, m ożn a p o w ie d z ie ć m ech a n iczn y , w y n ik a ją cy jed y n ie z u k ła d u rz e cz y , k tó ry a ż d o k o ń c a z a k ry w a j ć j ro z w ią z a n ie . T o o cz e k iw a n ie rozw ią zan ia s ta ło się dla p u b licz n o ś c i p o trz e b ą , a w O d p r a w i e p o s ł ó w n ie -

m asz n ic p o d o b n e g o . —

Później k r y t y c y w zru sza li ra m ion a m i, że c z ło w ie k tak jen ia ln y , jak K o­ ch a n o w sk i, m ó g ł n a p isa ć c o ś p o d o b n ie n ie z w ią za n e g o . Dla ty ch k r y ty k ó w w ie k u p rzeszłego, p o w ię k s z e j cz ę ś ci nie z n a ją cy ch w literaturze d ra m atyczn ej nic o p r ó c z sztuk fra n cu zk ich , k o m p o z y c y a i styl K o c h a n o w s k ie g o b y ł y literą m artw ą. A ni się tem u d z iw ić nie n a le ż y , b o sm a k p o w s z e c h n y zm ien ia się cz ę s lo . W sza k że w ia d o m o , że sam e n a w e t a rcy d zie ła D antego i S zek sp ira d łu g i cza s b y ł y w za­ n u c e n iu a lb o w p on iew ie rce u k r y ty k ó w i p u b licz n o śc i. D opiero n ied a w n o, w o sta ­ tnich latach w ie k u u p ły n io n e g o s ła w n y pisarz i poeta n iem iecki Goethe, s p r ó b o ­ w a ł w s w o je j 1/igenii u> Taurydzie p r z y w r ó c ić d ra m a to w i g r e ck ie m u je g o form ę pierw otną. —

S ty l K och a n ow sk iego także nie p rz y p a d a ł ju ż d o sm aku je g o n a stęp com i k ry tyk om . O p o w ia d a n ie p o w a b n e sam ą p ro s to tą , nie m ające n ic w y sz u k a n e g o s cisłe , naturalne, b e z ż a d n y ch o z d ó b n ie p o trz e b n y ch , bez n ajm n iejszej p rz e sa d y , z d a w a ło się im b y ć zan ad to prozaicznem u — O k o ło te g o cz a su sm ak p o c z y n a ł P su ć się w e W ło s z e c h i w P olsce. Z w r ó c o n o c a łą u siln o ść d o u d oskon a len ia fo r m y , P o e ci sm a żyli so b ie g ł o w y nad w y n a la z k a m i n o w e g o tok u w iersza, u b ie­ g a li się n a d e w sz y stk o o b o g a c tw o i n ie p o sp o lito ść r y m ó w , o nieznaną d otą d b u ­ d o w ę zw ro te k . Z a n ie d b y w a n o w ię c p ro s tą form ę K och a n o w sk ie g o , ch o cia ż w niej w ła śn ie p o tra fił on d o b ra ć rytm w y śm ie n icie p rz y p a d a ją cy dla d ra m a ty czn e j p o e z y i s ło w ia ń sk ie j, i c h ó r y je g o są rob ion e w s p o s ó b b ard zo u m ie ję t n y , k tó ry na nie­ s zczę ście nie b y ł n a śla d ow a n y p rzez p óźn ie jszy ch . —

(36)

Odprawa posłów greckich, podana na teatrum przed

królem jmcią i królową jmcią, w Jazdowie nad Warszawą

d. 12, stycznia r. P. 1628. na feście jrnć pana podkancle­

rzego koronnego. W Warszawie 1628.

O s o b y . Antcnor.

AIcxauder, k tórego i P ary sem zow ią.

llelena.

P ani stara.

Poseł Parysów .

U lisses,

I

,

^ | j Pus' owu’ greccy. P r y a m u s, król trojański. K assa n d ra . R otm istrz. W ięzień . C h o ru s z panien trojańskich. S praw a w T roi. Antetior.

C om dawno tuszył i w głos opow iadaj, Ż e obelżenia i k rzyw dy tak znacznej C ierpieć nie m ieli waleczni G re k o w ie , T era z ju ż posły ich u siebie m am y, K tó rzy się tego u nas dom agają, A b y H elen a była im w y d a n a ,

K tó r ą w' tych czasiech przeszłych , A lex a n d e r B ę d ą c w G re c y e j gość nie praw ie wierny, U niósł od m ęża, i przez b y stre m orze D o trojańsk iego m iasta p rzy p row a d z ił; — T ę jeśli w rócim , i m ężow i w ręce O ddam y, m ożem siedzieć za pokojem ;

L e c z jeśli z niczym posłow ie odjadą, T e g o ż dnia nowin słuch ajm y, że G reczyn

(37)

Z m orza w ysiada, i ziem ię w ojuje. C zu je o sobie, w idzę, A le x a n d e r : Praktyki c z y n i, tow arzystw a z b ie r a , Ś le upominki, aż i mnie nie minął.

A mnie i dóm m ój i co mam z swych p rzodk ów Nie jest przedajn o, a m iałbych sw ą wiarę N a targ w y n o s ić , uchow a mię teg o B ó g m ó j ! Nie ufa swej spraw iedliw ości, K to zlotu m ów ić od siebie r z e cz każe ;

L e c z i to człow iek m ałego baozem a, K tóry na zgubę rzeczy p osp olitęj P od a rk i b ie r z e , ja k o b y sam tylko W c a le m iał zostać, kiedy w szytko zginie.

A le mnie czas do r a d y , b o dziś król chce posly Odpraw ow ać. Snadź widzę A le x a n d r a ? T en jest.

A lexaniler, A ntenor.

Al.

Jako n:i niem al w szyscy obiecali,

C n y A n ten orze, proszę, i ty sprawie

M ej bą dź przychylnym przeciw posłom greckim .

An.

A ja z ch ęcią rad, zacny królew icze,

C ok olw iek będzie spraw iedliw ość niosła, I dobre rze czy p o s p o lite j naszej.

Al.

W y m ów k i niemasz, gdy przyjaciel prosi.

An.

P rzyzw alam , kiedy o słuszną rzecz prosi.

Al.

O bcem u w ięcej ży czy ć, niźli swemu,

C o ś nie daleko zda się od zazdrości.

An.

P rzyjacielow i w ięcej, niźli prawdzie

C h cieć służyć, zda się przeciw przystojnośei.

Al.

R ę k a umywa r ę k ę , noga nogi

W sp iera , przyjaciel p o rt przyjacielow i.

An.

W ie lk i przyjaciel p r z y s to jn o ś ć : tą sobie

R ozk a za ć służyć, nie jest przyjacielska.

Al.

W potrzebie, m ów ią, doznać przyjaciela.

An. I

t o ć potrzeb a, gdzie sumnienie płaci.

Al.

Pi ęknc sumnienie, stać przy przyjacielu.

(38)

An.

J eszcze piękniejsze, zostaw ać przy praw dzie.

Al.

G rek om pom agać, to u ciebie p ra w d a ?

An.

G rek u mnie każdy, kto m a sprawiedliwą.

Al.

W id z ę , żebyś mię ty prędko osądził.

An.

S w oje sumnienie każdego m a sądzić.

Al.

Z n a ć, że u ciebie g osp od ą posłow ie.

An.

W szytk im uczciw ym dom mój otw orzony. AL A zw łaszcza k to nie z próżnem i rękom a.

An.

T rzeba mi bow iem sędziom na p o d a rk i,

B o m cu d zą żonę w ziął, o k tórą czynią. AL N iew iem o ż o n ę , ale dary bierzesz

O d G reków z w ła s z c z a , — m oje na cię m ale.

An.

I żon i cudzych darów nie rad biorę.

T y , ja k o ż y w ie s z , tak w idzę i m ówisz N iep ow ścią g liw ie : nie mam z tob ą sprawy.

Al.

I mnie żal, żem cię o co kiedy prosił.

U fam swym b og om , że i krom twej łaski N a jd ę, kto rzeczy mych podpierać będzie.

An.

T a k i, ja k iś sam.

A L D a B ó g człek poczciw y.

Cliorus. B y rozum był przy m łodości, N igdy takiej obfitości

P ere ł m orze i ziem ia złota nie u r o d z i, Ż e b y teg o nie m ieli tym dostaw ać m łodzi. M niejby na świecie trosk było,

B y się to dw oje łą c z y ło :

I oniby rozk oszy trw alszych używali, S iebie, ani pow innych w ża lby nie wdawali. T eraz na rozum nie dbając,

A żądzom tylk o z g a d z a ją c ,

Z d row ie i sław ę tracą, tracą m ajętności, I o jc z y z n ę za w odzą w ostatnie trudności. O B oże na w ielkim n ie b ie !

Cytaty

Powiązane dokumenty

Udowodnij, »e dla ka»dej liczby naturalnej n oraz liczby rzeczywistej x ∈ (−1, +∞) jest speª-.

17 Okręt „M arguerite“ na octeanie 18 Hoene-W roński.. 19 W wieńcu laurowym 20 Michele Angelo

nowani zostali marszałkami. Odtąd zginął we Francyi zapał do wolności i równości; wszyscy pragnęli tylko zaszczytów, tytułów i orderów, które cesarz sypał

Ceny mogą ulec zmianom bez uprzedniego zawiadomienia w przypadku zmian cen przez producenta, zmian podatkowych, przepisów celnych lub innych przyczyn.. Wyposażenie seryjne i

„Pastor Russell dał świadectwo przez poselstwo prawdy, którego żaden inny człowiek nie miał, że jego wyświęcenie było od Boga przez ducha świętego; i Kościół,

Z książki jednak nikt się sam nie może nauczyć czytania na głos, podobnie ja k się z książki sam ej nie można nauczyć śpiewu, gry na fortepianie,

Zdziwienie lokalnością, które zawsze jest umiejscowionym zdziwieniem, powinno nas kierować się w stronę punktowego doświadczania przestrzeni, gdyż w punkcie myśli i

7 Marcin z Urzędowa, Herbarz polski, to jest o przyrodzeniu ziół i drzew rozmaitych i innych rzeczy do lekarstw należących, Kraków 1595 (dalej skrót M.z U.). 8 Drugie