• Nie Znaleziono Wyników

februarii 1803 z Berechów na Wołyniu Linde, mój drogi Przyjacielu! Przyszedł czas, gdzie do Ciebie pisać

W dokumencie Miscellanea z doby Oświecenia. 6 (Stron 130-141)

mogę i zapewnić Cię o moim statecznym do Ciebie przywiązaniu, a oraz donieść ci, że się teraz znajduję na Wołyniu o małą milkę od Krzemieńca. Po przebyciu tak długiej i uprzykrzonej drogi przecież jak tak zdrów jestem, a ułatwiwszy co z większa moje interesa, mam za miłą dla siebie powinność odezwać się do Ciebie i zacząć z Tobą przyjacielską korespon­ dencją, a razem i literacką. Przybywszy do Warszawy nie nalazłem jeszcze dysertacji Twojej wydrukowanej O etymologii mów słowiańskich1. Starałem się jednak przeczytać ją w nadesłanym oryginale i nie mogę Ci utaić mego ukontentowania, które mi sprawiło twoje dzieło. Jest to praca jedyna w tym obiekcie i na niczym jej nie zbywa. Widać, żeś długo nad nią medy­ tował, żeś całą rzecz tak dokładnie objął i tak jasno wyłożył, iż słusznie nazwać się możesz w tej mierze nauczycielem wszystkich Polaków, wszyst­ kich, mówię, Słowian. Dzieło to małe, lecz bardzo dokładne, poprowadzi nas do wielu nowych odkryć, nawet w historii początkowej ludów. Co do mnie i do moich prac, rad bym, abyś mi odkrył twoje zdanie objaśniając go przyczynami, który dialekt mowy słowiańskiej masz za najpodobniej początkowy względem innych, a najbardziej zbliżony do wszystkich innych mów, osobliwie greckiej, łacińskiej i niemieckiej. Oraz abyś mię uwiadomił, jakie podobieństwo najdujesz mowy słowiańskiej do mowy chaldejskiej; ile tego można dojść z tych wiadomości, które dotąd mamy w rzeczonej mowie. Nie wiem także, czyli masz dokładne nocje o różnych dialektach mowy słowiańskiej najdującej się w Azji, osobliwie w Górach Kaukazu, gdzie jej początkowie szukać by należało.

Co do edycji twego nieprzepłaconego dzieła, ta się spóźnia przez nie­ dostatek charakterów tylu mów, które w ich własnym alfabecie przy­ taczasz, a w które teraz drukarnie warszawskie są bardzo ubogie. Myśl Dmochowskiego jest, aby ci ostatnią korektę tego dzieła przesyłać pocztą

.do poprawy, żeby w tak ważne dzieło nie wcisnęła się jaka pomyłka. Lecz aby wszystkie obce wyrazy kłaść w alfabecie włoskim dlatego, że twoja dysertacja nie byłaby tyle dostępna z całą swoją mocą rezonowania dla tych, którzy innych alfabetów czytać nie mogą. Gdy jednak Towa­ rzystwo spóźnia się z wydaniem tego dzieła, ja bym życzył, abyś go wydał sam w Wiedniu, zachowując to tylko, żebyś wszystkie obce wyrazy druko­ wał literami włoskimi dodając (:intra parenthesim:) wyrazy w ich praw­ dziwych charakterach. Ja osobliwie także tego życzę, bo twoja dysertacja jest mi bardzo potrzebna; a jeżeliby graf Ossoliński nie chciał ekspensować na jej wydrukowanie, tedy ja ofiaruję przesłać ci, co będzie potrzeba na koszt tego druku, byłeś mię uwiadomił, że się tym chcesz zatrudnić i sam korekty dopilnować.

Proszę cię, abyś mię uwiadomił, jak daleko postąpiłeś w pracy około słownika polskiego, rad bym, abyś go nie zaczynał drukować, jeżeli go już zupełnie nie wygotujesz, póki mię nie uwiadomisz choć pokrótce, jak około tego dzieła pracowałeś. Może moje uwagi zdadzą ci się na co.

Oświadcz, proszę, grafowi Ossolińskiemu mój najuniżeńszy ukłon i przypomnij mię jego przyjaźni, sam zaś bądź pewnym, że zawsze jestem twoim nieodmiennym przyjacielem i sługą.

X . H. Kołłątaj mp. [Adres:] à Monsieur de Linde, Bibliothécaire de Mr le Comte Ossoliński à Vienne in Autriche

1 K ołłątaj po zwolnieniu z więzienia w Ołomuńcu przybył do W arszawy 31 X I I 1802 i zatrzym ał się u Franciszka Ksawerego D m ochowskiego, członka Tow arzystwa W arszawskiego Przyjaciół Nauk. Dm ochowski udostępnił m u rękopis rozprawy Lindego P ra w id ła etymologii przystosowane do języlca polskiego.

2. L IN D E DO K O ŁŁĄTA JA

A utograf, W ojewódzkie Archiwum Państw ow e w Krakowie, sygn. 234, k. 303 — 306. Cały list ręką Lindego.

Z Wiednia, dn. 13g0 kwietnia 1803 r. Jaśnie Wielmożny Mości Dobrodzieju!

Miło mi było czytać znowu swobodnie wyrazy tej ręki, którą nie­ gdyś tak dobroczynną dla siebie znałem, lecz niestetyż list ten odebrałem właśnie pogrążonym będąc w smutku, frasunku, kłopocie. Od pół roku trzymałem sobie skrybenta1, chłopca 16-letniego — pojętnego, sprytnego, z którego, przyznać się muszę, wielką pomoc miałem. Ten przed trzema tygodniami, podczas mojej niebytności w stancji, szufladę w skrzyni

wyłamawszy, wykradł mi złożone tam pieniądze, świeżo z kontraktów dla JW Worcellowej8 przesłane, na 10 000 ryńskich wynoszące. Natych­ miast umknął, a pomimo wszelkich sposobów tak zwyczajnych jak nad­ zwyczajnych od policji użytych dotąd najmniejszego śladu jego nie masz, chociaż zaraz w czwartą godzinę po tym zdarzeniu znad dałem do policji. Przy tej okoliczności odkryłem drugą jego zbrodnią, znalazłem albowiem 12 moich listów, które mu na pocztę różnymi czasy powierzyłem, gdy sam lub dla słabości zdrowia, lub dla inszej przeszkody chodzić nie mogłem. Porto tedy sobie schował, lecz dlaczego ich [nie] spalił albo zatracił, dlacze­ go tak porządnie zebrał i schował? Może dla wyczerpania z nich, wolniej­ szego czasu, wiadomości jakich do układu nowej jakiej zbrodni. Jakoż o złożonych u mnie pieniądzach niskąd inąd wiedzieć nie mógł jak z odpisu mego do Lwowa. Darujże mi JWWMC Pan Dobrodziej, że zamiast odpowiedzi na uczone jego kwestie, a co większa jeszcze, zamiast wynurze­ nia czułości mojej i radości z odzyskanej na koniec dawno upragnionej swobody, nie gadam mu tylko o moim nieszczęściu. Wszak co kogo boli, 0 tym mówić woli. Z tym wszystkim doznaję teraz na sobie, co to są nauki 1 że w nieszczęściu nie m ajak do nich się uciekać. Że moja etymologia Panu się podoba, niezmiernie mię cieszy, myślę to dziełko przymnożone i przerobione przed Słownikiem, za wstęp umieścić3. Tymczasem niech go w Warszawie wydrukują, jak mogą. Hrabia Ossoliński skryptem urzędo­ wym zapewnił mi na druk Słownika 2000 ryńskich, xżę Gienerał4 ze swoim zięciem6 4000 ryńskich, od pani Worcellowej miałem się spodziewać 1000 r .6, teraz jak z nią wyjdę, to chyba Pan Bóg wie. Od Pana Czackiego jeszcze nie mam odpowiedzi na przesłaną moją ostatnią ekspedycją. Jeżeli JWWMCP Dobr. pozwolisz, to przyszłą razą prześlę mu wykład mego dzieła, ile gdym już w to od dawna włożony zasięgać w każdej rzeczy jego rady.

Zostaję z największym poważaniem JWPana Dobr.

uniżonym sługą Linde

1 M. Szczawurski b ył kopistą i służącym Lindego. Skradł pieniądze przekazane leksykografow i na przechowanie. Józef M aksymilian Ossoliński otrzyma! je od Marce­ lin y W orcellowej z ty tu łu kosztów prowadzonego procesu rozwodowego. Złodziej um knął w niewiadom ym kierunku. Tadeusz Czacki i Jan Onufry Ossoliński w ynajęli szpiega, który śledził w inowajcę. Policja zatrzym ała Szczawurskiego w W arszawie w drodze do teatru około 20 IV 1803. Część pieniędzy udało się odzyskać. Sprawę schw ytania przestępcy relacjonują listy Czackiego i J. O. Ossolińskiego do Lindego z 1803 r,. rkps Bibl. Jag., sygn. 3468, k. 210 — 220, gdzie podano, że Szczawurski skradł 1317 florenów i 2807 reńskich.

* Marcelina z Bielskich W o r c e l l o w a , kasztelanka halicka, staroscianka rab- sztyńska, dzięki pom ocy Ossolińskiego przeprowadziła rozwód z Leonem W. z korzyścią dla siebie, za co ofiarowała 300 000 złp. na fundusz biblioteczny.

3 P ra w id ła ety m o lo g ii... ukazały się również przy pierwszym wydaniu S łow n ika

ję z y k a polskiego, t. 1, W arszawa 1807, bez paginacji.

4 K s ią ż ę gienerał — Adam Kazimierz C z a r t o r y s k i (1734 — 1823), generał ziem

podolskich. B y ł on m ecenasem i protektorem S łow n ika. Opłacał kopistę leksykografa Urm owskiego, w ystarał się od Aleksandra I o subsydium w w ysokości 500 dukatów, sam w ydał na druk dzieła 4000 talarów. Pierwszy tom S łow n ika Linde dedykował jem u i J. M. Ossolińskiemu.

6 Zięciem Czartoryskiego b ył Stanisław Z a m o y s k i (1775 — 1837), który ofiarował na druk S ło w n ik a 2000 reńskich. Linde dedykował mu drugi tom .

6 N a początku pierwszego tom u S łow n ika Linde wym ienia następujące osoby, „które nadzwyczajnym w sparciem dzieło to łaskaw ie zaszczycić raczyły” : cara A lek ­ sandra I, króla pruskiego Fryderyka W ilhelm a III, Adam a Czartoryskiego, Stanisława Zam oyskiego, Józefa M aksym iliana Ossolińskiego, Marcelinę W orcellową, biskupa w ileńskiego Jana Nepom ucena Korwin K ossakowskiego i Aleksandra Pocieja.

3. K O Ł Ł Ą T A J DO LINDEG O

List ręką sekretarza, zakończenie: „Twoim na zaw sze” i podpis ręką K ołłątaja, Bibl. Czart., sygn. 632/2, k. 5 —8. Druk K s . H ugona K o łłą ta ja korespondencja listow n a

z T . C zackim . [ ...] Z rękopism u w yd. F. Kojsiewicz, t. 1, Kraków 1844, s. 281 —283.

15 8-bris 803, Krzemieniec Mój Dobry Przyjacielu!

Luboś mi nie odpisał na mój pierwszy list, w którym Ci doniosłem o moim teraz przebywaniu w państwach Imperatora Imci, gdy jednak JW Czacki zobowiązał mię, abym Ci list jego przesłał i do jego moje wezwa­ nie przyłączył, korzystam z tej okazji pisząc powtórnie teraz, bo każda okoliczność, która się tycze Twego rzetelnego dobra, jest dla mnie najpo- ■żądańszą. Z przyłączonego listu wyczytasz, co ci proponuje w naszym kraju JW Czacki. Mnie to niezmierną napełniło radością, iż, jeżeli oddasz wezwaniu jego się, będę miał ukontentowanie widzieć cię jeszcze i żyć z Tobą. Przyjemny dla mnie widok, bo wiesz, ile Cię zawsze szacowałem, wiem, ile mi byłeś rzetelnie przychylnym ; znam twój sposób myślenia i pretensje tw o­ je są ograniczone, i przychylność do nauk, do naszego narodu i do naszej mowy są najwidoczniejsze. Wezwany jesteś do tego kraju, gdzie masz żyć z Tad. Czackim i ze mną. Trzebaż Ci więcej przyjaciół? Możesz ich mieć wielu gdzie indziej, ale nigdzie szczerszych od nas. Ofiarowałeś się być bibliotoi irzem J. Ossolińskiego, bo on Ci się oświadczał ze szlachetnymi widokami ufundowania biblioteki publicznej dla narodu polskiego. Cele Józefa Ossolińskiego nie biorą skutku, Twoja gorliwość jest dotąd zawie­ dziona, a Twoja delikatność, jak mię upewniają, wystawia Cię częstokroć na różne przykrości1; lata przemijają marnie bez upewnienia nadal Twego losu. Czas więc, abyś się już decydował i abyś myślał, co się z Tobą stać ma w późnej starości. Nie lepiej że być bibliotekarzem Imperatora w Gim­ nazjum Wołyń., gdzie gorliwość Tad. Czackiego wysila się na dzieło

doskonalsze. Biblioteka tutejsza składać się będzie z kilkudziesiąt tysięcy woluminów, pracować w niej możesz z równą pomyślnością jak w bibliotece Józefa Ossolińskiego. Skarby literackie Czackiego nie ustępują w niczym tym, których doglądasz, a które Twoim staraniem tak znacznie pomnożyłeś. T. Czacki żąda, abyś tu był bibliotekarzem i razem nauczycie­ lem języka greckiego2; nie zapominaj o sobie, przyjmij ofiarowaną propo­ zycją, podaj uczciwe kondycje, powierz mi, czego sobie życzysz, a ja z taką gorliwością o Twoje dobro umawiać się będę, jak o moje własne.

Trzeba zaś, abyś wiedział, co tu Tad. Czacki robi. Praca jego może się nazwać cudem. Własną gorliwością o oświecenie publiczne potrafił elek­ tryzować umysły wszystkich tutejszych obywatelów, którzy znoszą hojne fundusze na pomnożenie nauk w tutejszym gimnazjum, na założenie szkoły panienek i na wiele innych ważnych przedmiotów, o których w krótkości mówić nie można. Gimnazjum Krzem, winno będzie gorliwości Czackiego ufundowanie 12stu katedr w obiektach matematycznych, fizycznych, moralnych i literatury; będzie miało ustanowienie osobne młodzieży formującej się na nauczycielów szkół parafialnych, czyli, jak je w Austrii zowią, normalnych; będzie miało osobny fundusz na uczniów chirurgii, sztuki położniczej, artis veterinariae i ogrodniczków. Wszystko to Czacki cudownym sposobem i w jednym prawie roku utworzyć dokaże. Między wielu korzyściami rachować on będzie za wielką wybór Twojej osoby. M e wymawiaj się, proszę. Talent Twój. bardzo jest w tym kraju potrzebny, ani rozumiej, żebyś się tu mniej między nami mógł wsławić jak w Austrii. Pozna Europa z równą łatwością twoje talenta między skałami Krzemieńca, jakby je poznała w stolicy państwa austriackiego. Dla mnie zaś wielką byłoby pociechą, gdybym'jeszcze z tobą mógł żyć, a czasem wspólnie pracować. Czekam Twojej odpowiedzi; jeżeli mi odpisać zechcesz, pisz prosto do Brodów pod adresem Ignacego Laskiewicza; albo jeżeli chcesz, odpisz JW Czackiemu, co na jedno wypadnie. Zostawam z rzetelnym szacunkiem i przywiązaniem Twoim na zawsze

X. H. Kołłontay mp. Ignacy Laskiewicz w Brodach

1 Linde b ył bibliotekarzem i sekretarzem Ossolińskiego w latach 1794 — 1803. Jednocześnie zbierał m ateriały do Słownika, przez co zaniedbyw ał obowiązki b iblio­ tekarza; doprowadziło to do znacznego oziębienia stosunków z chlebodawcą i w yjazdu do W arszawy. Mimo tych zadrażnień rozstanie nastąpiło w zgodzie.

* Do powyższego listu K ołłątaja dołączono list Czackiego bez d aty (rkps Bibl. J a g ., sygn. 3468) zawierający propozycję objęcia posady bibliotekarza i nauczyciela języka greckiego w Liceum K rzem ienieckim (1805 — 1831). Propozycji tej L inde nie p rzyjął, gdyż już wcześniej otrzym ał stanow isko rektora Liceum W arszawskiego (1804 — 1831). Odpowiedzi Lindego na ten list nie odnaleziono.

4. K O Ł ŁĄ TA J DO LINDEG O

L ist pisany ręką sekretarza, zakończenie: „W MPana Dobrodzieja najniższym słu gą”, podpis i dopisek ręką K ołłątaja, Bibl. Czart., sygn. 632/2, k. 9 — 10, 12.

d. 22 junii 1804, Stołpiec o 2 mile od Krzemieńca Wielmożny Mości Dobrodzieju!

List WMPana Dobrodzieja 27 marca1 pisany dopiero przed dwoma dniami odebrałem z rąk JMci starosty Czackiego. Nie wiem, dlaczego on błąkał się tak długo z niemałym zapewne zawodem prenumeraty na mające wyjść z druku wielkie i od wszystkich dobrze myślących pożądane dzieło. JP. starosta Czacki nie oddał mi ani biletów, ani prospektów, a po­ nieważ odjechał z naszych krajów do Krakowa, skąd nie jest spodziewa­ nym chyba na początku augusta, przeto mimo najusilniejszą chęć moją przyczynienia WWMPanu Dobrodziejowi prenumeratorów jestem wcale dla niego w tej mierze nieużytecznym. Żałuję zaś nieskończenie, że nie mając przed oczyma prospektu, nie mam dotąd żadnego wyobrażenia o tym wielkim dziele, które Go kosztuje blisko lat 10. Uczynisz mi WMPan Dobrodziej rzecz przyjemną, gdy mi swój prospekt nadeszlesz. Uprzedzam Cię ja wcześnie, że dzieło Jego tyle naszej mowie przyniesie zaszczytu, iż narodowi niemieckiemu nie będziemy zazdrościć Adelunga2. Z naj­ większą jednak niecierpliwością oczekuję na dysertacją WMPana Dobro­ dzieja 0 etymologii mowy słowiańskiej, bo mi jest bardzo potrzebna do pracy, około której zatrudniam się teraz3.

Nie wiem, dlaczego WMPan Dobrodziej miałeś tyle trudności pisania do mnie prosto, ponieważ JPan Dmochowski wie bardzo dobrze, jako się listy adresować powinny, aby mię pewnie doszły. Tą drogą pospolicie dostaję listów z Warszawy w ciągu jednego tygodnia. Żebym więc nadal upewnił sobie korespondencją z WMPanem Dobrodziejem, przyłączam mu adres, pod którym listy niezawodnie dochodzić mi będą, jeżeli zechcesz do mnie pisywać. '

Od momentu poznania WMPana Dobrodzieja miałem zawsze stateczny dla Niego szacunek i rozumiem, żem Go o tym przez nieobojętne upewnił dowody. Długie moje nieszczęście pozbawiło mię było pociechy przekony­ wania Go o tej rzetelnej prawdzie, lecz jak tylko podała mi się do tego sposobność, nie opuściłem jej pragnąc, aby nasz kraj mógł korzystać z Jego światła, a ja z bliższego z Nim obcowania. Gdy atoli życzenia moje pochodziły z rzetelnego szacunku osoby i talentów WMPana Dobrodzieja, przeto lubo nieskończenie żałuję, iż zostałem prawie na zawsze pozbawiony Jego obcowania, cieszę się wszelako, iż w własnej ojczyźnie nalazłeś chlubne miejsce usługi publicznej, które sprawiedliwie dogadza sercu Jego. Obym był tyle przynajmniej szczęśliwy, żebym Go choć raz jeszcze mógł oglądać

i osobiście przekonać, jak z rzetelnym szacunkiem i przywiązaniem na zawsze być pragnę

WMPana Dobrodzieja najniższym sługą X. H. Kołłontay, mp. Mój Szanowny Przyjacielu, pisuj do mnie, ile ci czas pozwoli, twoja przyjaźń i twoja o mnie pamięć jest mi zawsze pożądana.

Ignacy Laskiewicz w Brodach

1 L istu nie odnaleziono.

* Johann Christoph A d e l u n g (1732 — 1806), polihistor, językoznawca, autor słownika języka niem ieckiego V ersuch eines vollständigen gram m atisch-kritisches

W örterbuch der deutschen M u n d a rt, t. 1 —5, Leipzig 1774 —1786.

* Kołłątaj w ykorzystał P r a w id ła e tym o lo g ii... w pracy R ozbiór k rytyczn y za sa d

h isto rii o początkach rodu ludzkiego. Ti rękopism u w yd. F. K ojsiewicz, t. 2 — 3, Kraków

1842, s. 296, 152 (noty).

5. L IN D E DO KOŁŁĄTAJA

Autograf, Bibl. Jag., sygn. 5524/1, k. 144 — 145. Cały list ręką Lindego.

Z Warszawy, dnia Igo sierpnia 1804 r. Jaśnie Wielmożny Mości Dobrodzieju

M c przykrzejszego, jak kiedy komunikacja z najmilszymi i najdroż­ szymi przyjaciołami. Tak trudna a prawie przejęta. Markotno mi, że na JW Czackiego w żadnej rzeczy spuszczać się nie można1. JWWMCP. Dobrodziej tedy dotychczas od niego nie odebrałeś ani prospektów, ani biletów. Otóż teraz mam honor i jedne, i drugie przesłać, polecając trudne swoje przedsięwzięcie łaskawej jego opiece. Wkrótce też będę miał honor przesłać Mu ciekawe i bardzo ważne pismo, bo stanowiące sposób nauk dla znacznej części bywszej Polski, to jest Eegulament, czyli Urządzenie

Królewskiego Liceum Warszawskiego2, którego ja mam honor być dyrek­

torem spółtwórcą. Eforat, czyli magistratura bezposrzedniczy dozór nad szkolnością mająca, już jest nominowana i składa się z JWW Stanisława Potockiego, Alek. Potockiego, ks. oficjała Prażmowskiego, ks. Kopczyń­ skiego, pastora kalwińskiego D iela3 i z dyrektora Liceum. Na ś. Michał otworzemy4. Ogłoszenie zaś tej uroczystości nastąpi wydanym ode mnie programmatem5, do którego obróciłem znaną Panu rozprawę moją o ety ­ mologii, którą tedy Pan najdalej za 4 miesiące mieć będziesz. Powtarzam uniżone prośby swoje, żeby Pan był łaskaw rzecz moję w Moskwie6 wspie­ rać, rozumiałbym też, żeby dla rozmaitych okoliczności i względów nieźle było, gdybym mógł być umieszczonym w gronie Towarzystwa Petersbur­ skiego. Z największym uszanowaniem i poważaniem mam honor zostawać Jaśnie Wielmożnego Pana Dobrodzieja

najniższym sługą M. Samuel Bogumił Linde Dyrektor Król. Liceum Warsz.

biletów 6 ad no 508 —513, prospekt 2 polski i 1 niemiecki [Adres:] à Son Excell. Mr. le Comte

Abbé Hug. de Kołłątaj

1 Tadeusz Czacki podjął się zbierać na prenumeratę S ło w n ik a . Linde przesłał mu prospekty p t. S ło w n ik ję z y k a polskiego (P rospekt), W arszawa 1804, oraz wersję niem iec­ ką pt. P rä n u m eration san zeige m eines W örterbuches der polnischen Sprache, W arszawa

1804. Czacki zebrał zaledwie kilkanaście prenumerat.

a U rządzenie K rólew skiego L iceu m W arszaw skiego, W arszawa 1804; ty tu ł i tek st

również w języku niem ieckim . B ył to statu t Liceum opracowany przy współudziale Lindego, zatw ierdzony przez króla Fryderyka W ilhelma III.

8 Karol Bogum ił D i e h l (1765 — 1831), prezes generalny konsystorza ew angelic­ kiego w K rólestwie Polskim , członek Izby Edukacyjnej i W arszawskiego Towarzystwa Przyjaciół Nauk.

4 Liceum W arszawskie rozpoczęło działalność 1 X 1804, a uroczyste otwarcie nastąpiło 2 I 1805.

5 N a uroczystość otw arcia K rólew skiego L iceum W arszaw skiego za p ra sza p rześw ietn ą

p u b liczn o ść (na 2 styczn ia ) z w o li E fo ra tu M . S am u el B o g u m ił L in d e f i l . d r., K rólew skiego L iceu m E for i D yrek to r, p r z y ty m P r a w id e ł etym ologicznych przysto so w a n ych do ję z y k a polskiego I część p rzed k ła d a , W arszawa 1805.

6 Nie wiadomo, jakie sprawy Lindego m iał Kołłątaj „w Moskwie w spierać”.

6. L IN D E DO KOŁŁĄTAJA

Autograf, Bibl. Jag., sygn. 5524/1, k. 146 — 147. Cały list ręką Lindego.

Z Warszawy, dnia 16 czerwca 1805 r. Jaśnie Wielmożny Mości Dobrodzieju

Oddał mi dziś JP. Dmochowski bilety, które mu JWPan odesłałeś, udzielił mi także żalów, które Pan do mnie ma. Są sprawiedliwe, sam uznaję i co więcej, są dowodem trwałej łaskawej pamięci, na co jestem czuły. Lecz ja nie bez wymówki! Odebrawszy łaskawą odezwę JWPana, w której mi rychły przyjazd JPana Eustachego1 objawiasz, czekałem na tenże, potym interesa, zatrudnienia, kłopoty zaskoczyły i obskoczyły mię tak, że wolnego momentu nie miałem. Do tych danych mi dowodów łaskawej życzliwości niech Pan raczy przyłączyć i ten, że mi darujesz. Pana Eusta­ chego dotąd nie widać, a ja skoro mię Dmochowski obudził, zaraz piszę. Interes Słownika pójdzie, chociaż nie tak szybko, jak wszyscy, a między nimi ja, najprencypalniej życzę. Książę Gienerał3, wielki mój dobroczyńca, kazał mi wyliczyć 4000 talarów gotowizną prośbom [wyraz nieczytelny]. Już teraz początkowy fundusz zabezpieczony, tak że śmiało mogę rozpo­ cząć wielką tę imprezę. O Czackim nie wiem wcale, co sądzić, i może będę przymuszonym publicznie jego wietrznikostwo zawstydzić, żebym siebie usprawiedliwił. Lecz najlepsze podobno zawstydzenie będzie, jak pomimo tych szumisłów dzieło moje wyjdzie. .

Liceum nasze idzie powoli, lecz wyśmienicie w górę. Uczniowie nasi w przeszłym półroczu tyle postąpili, żeśmy mogli już przydać klasę szóstą. Młodzież wyborna. "Właśnie w przeszłym tygodniu minister V oss3 tu zjechał, między innymi umyślnie też dla zwiedzenia szkoły. B ył we wszyst­ kich klasach, oglądał wszystko, wszedł w wszystko. Oświadczył mi pokilka- krotnie nadzwyczajne ukontentowanie z wszystkiego. Na dowód tego do mojej pensji, bez żądania mego, przyczyniono mi 300 talarów, tak że mi teraz rocznie płacą 1500. Z czasem będziemy tu mogli robić piękne rzeczy, osobliwie, gdy eforowie tak gorliwie się biorą do tej pracy. Szkoda, że Pana tu nie mam, żeby z jego światła i rady korzystać, bo zawsze

W dokumencie Miscellanea z doby Oświecenia. 6 (Stron 130-141)