• Nie Znaleziono Wyników

Wstają z martwych, przechodzą na prawdy zwierciadła, Od czoła ich Plutona przyłbica odpadła,

I żelazne na piersiach łamią się pokrycia, W których myśli i chęci taili za życia.

Adam Mickiewicz, Do Joachima Lelewela

Weszli wszyscydo pokoju, podobnieżochędożnego jak i sala, ztaką samąna stoło­ waniu zasłoną, z takąż podłogą i firankami,z podobnież oszarpanymobiciem zró­

żowego papieru; z tą tylko różnicą, że na ścianach wisiało kilka obrazów olejnych i kilkanaście rysunków ołówkowych.

Przed kanapą zastawiony był stolik przykryty obrusem, wprawdzie holender­ skim, lecz niezmiernie gęsto pocerowanym ijeszcze gęściej dziurawym; kilka talerzy z brzegami otłuczonymi, kilkanaście par sztućców, na których nieposłuszna miedź wyglądała spod pobiały165, miseczka z masłem, dwa talerzecienko nakrojonej więd-liny,jedenz czarnym chlebem, solniczka, butelka zwódką i kieliszek likierowy skła­

dały całą wystawę skromnego śniadania.

165 spod pobiały - spod polewy cynowej pokrywającej tanie sztućce miedziane.

Już pan Chorąży nalał kieliszek gorzałką i rzekłszy: - W ręce takoż pana Mar­

szałka- miał gospełnić, kiedyAstolf, który się był do okna oddalił, rzekł obojętnie:

Pan Sędzia zpanemKomornikiem.

-Przyjechali?-zapytałpanChorąży.

- Przyjechali, odpowiedział Astolfi zbliżył siędo stolika. Nikt nie wybiegał, jak przedtem, na spotkanie gości. Z nieukontentowaniem uważał tak wielką różnicę w przyjmowaniu Pan Podstolic. Tymczasem kieliszek od Marszałka doszedł donie­

go; skosztowawszy napoju PanPodstolic z trudnością go przełknął i podałkieliszek Kapitanowi. Szła dalej kolej. PaniChorążyna z ujęciem podawałachleb i masło zjeł-czałe; pan Chorąży, nie zważając nagości, pożerał wędlinę.

Wtem weszli do pokoju dwaj zapowiedziani goście. Jeden rzekł:-Służby,powol­ ne. Drugi: - Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus. - Nikt na to nie odpowiedział.

Chorążynatylkogłowąwitała przybyłych, a Chorąży zapraszałrękądo stolika.

106 CZĘŚĆ WTÓRA. SZLACHCIC

Sędzia, suchy,w poplamionymszaraczkowym fraku w jeden moment wszystkie osobyi kątki pokilkakroćobleciał oczyma iwahając podartym kapeluszem: - Służby moje powolne, służby powolne - powtarzał, kłaniając się przy tym systematycznie każdemu osobno, mniej lub więcej nisko, podług miarygodności, jaką w nim upa­ trywał; a podszedłszy do Chorążego, dodał: - Jadąc na jarmarczek, mój Jegomość, mimo wrót Pańskiego domu, mieliśmy na baczeniu, żebynie zasłużyć na pozew za uchybienie należnej waszmościom państwu dobrodziejom exjure et lege'66 atencji, gdybyśmy nie złożyli waszmościom państwu dobrodziejom naszej submisji w ich fundum166167. - I pociągnął w tył nogą.

166 exjure et lege (łac.) - z mocy prawa i ustawy.

167 submisji w ich fundum - uszanowania (hołdu) w ich dobrach.

16,1 taratatka - noszony powszechnie w XVIII wieku rodzaj długiej (dochodzącej do kolan) kapoty męskiej.

Aluzja do początkowego fragmentu pieśni VI Odysei przedstawiającego spotkanie Odysa z córką króla Feaków, Nauzykaą, na brzegu morza, gdzie królewna ta wraz ze swymi służebnicami prała bieliznę.

Chorąży, mając gębęzapchaną więdliną, niemógłsłowa przemówić; lecz; wziąw­

szy kieliszeki butelkę, podał jeSędziemu.

Tymczasem Komornik, z białymi jak śnieg włosami, w taratatce168 granatowej, i pasie karmazynowym, witał bez różnicy wszystkich, ujmując po staroświecku za kolana.

- Do WPana - rzekł Sędzia do Komornika, nalewając sobie kieliszek; wychylił go do dna, zmarszczył się, zgrzytnął zębami i, znowu nalawszy, podał Komornikowi.

Włożył pod ramię konfederatkę Komornik, aoburącz przyjmując kieliszek,wzniósł oczy dogóry i powoli pociągnął gorzałki; lecz naglesię wzdrygnął, ściął zębyi, posta­

wiwszykieliszek, bez ceremonii wkąt splunął.

Ida, uważając, że Pan Podstolicniemógł jeść masła isamymchlebemnektarpana Chorążego zakąsywał,podałamu wędlinę.

- Może to pani rączki nad nią się trudziły? - zapytał uprzejmie Pan Podstolic, mniemając,że tymjej grzeczność odpłaci.

- Ekonomowej - odpowiedziała Ida zarumieniona.

- Mojacórka do niższego rzędu gospodarstwa nie wdaje się, rzekła, przechylając głowę na ramię,Chorążyna.

- Przepraszam, podchwycił Pan Podstolic. Poniósł do ust kawałek wędliny i zbliżając się do Władysława, który się przypatrywał malowidłom, mówił: - Gdy­ bym wprzódy skosztowałtej wędzonki, nie zapomniałbym, że się czasy przemieniły.

Dosłyszała ostatnich słów Chorążyna, która właśnie postępowała za nim - Takjest, rzekła, przemieniły się czasy i my z nimi. Każdy wiek ma swoje zwyczaje. WPana dobrodzieja matka poczytywała sobie za chlubętrudnić się koło spiżarni; rząd ku­ chnii nabiałumiała za swą powinność,jednakże sama nie przędła ikrosiennietkała.

Babki nasze przędły i tkały, jednakże nie nosiły wody i nieprałybielizny,jakkrólowe uHomera169,który,gdybyżyłzanaszych czasów, sławiłby wytworny gusti godniejsze zabawy dam dzisiejszych.

ROZDZIAŁ VI. CO GŁOWA TO ROZUM 107 Cóż było na to odpowiedzieć? Wręcz zganić nową przemianę zwyczajów, albo wdać się w długąrozprawę oobowiązkach gospodyni? Ani czas, animiejscebyło po temu. Dlatego też Pan Podstolic nicnieodpowiedział.

- To są robótki mej córki, dodała Chorążyna, wskazując na obrazy.

Szczerze uradowany PanPodstolic, że w tymdomu znalazłprzecież jedno, lubo mniejstosowne dla wiejskiejdamy, godne wszelako pochwały zatrudnienie, jął chwa­ lićochotęitalent artystki.Zastanowiła go nad inne głowa, naśladowanazvanDycka, wyobrażająca ciężkiego Flamanda.

- To jest portret mego męża, mówiłapani Chorążyna, a to mój, dodała, wska­ zując nawyobrażenie Flory; umieściłam gow cieniu, bo nie bardzo się udał:jest to dzieło początkowe,rysyza mocne.

Rzeczywiście, jak na Florę, rysy Chorążynej pomimo usilności pędzla, były za mocne. Można to było raczej nazwać parodią Flory. Jednakże, uważał PanPodstolic, rysunek był poprawny, układogółu harmonijny, draperiagustowna.

-A cóż takoż zwłaszczaMości Marszałku Dobrodzieju! - głośniej wyrzekł, bio­ rąc dorąk flaszkę i kieliszek Chorąży - Powędlinietakoż toż zwłaszcza jużdrugi raz nie zaszkodzi? - I zaczął nalewać swójnektar.

- Kiedy nie pomoże, to nie zaszkodzi, podchwyciłz uśmiechem Sędzia. Bis repe­

tí ta placet'70.

- Marszałek przyjął kieliszek, skosztował znowunapoju, zmarszczył sięi z trud­

nością goprzełykając wytrzeszczywszy oczy, pokazywał kieliszkiem naPana Podsto- lica. Ukłonił się Pan Podstolic i znowu się obrócił ku obrazom. Kieliszek przeszedł w ręce Sędziego, który jednymhaustem go spełnił i podał Komornikowi.

- Nie trzeba, nie trzeba, mówił kłaniając się Komornik, jednakże przez grzecz­

ność, nie śmiejąc odmówić, przyjął i podnosząc oczy do góry, może ofiarując to umartwienie za grzechy, pociągnął smacznego likworu i znowu sięwzdrygnął, i do kątasplunął.

Tymczasem i inni zaczęli przeglądać malowidła. Kapitan, zwyczajnym swoim trybem, unosił się nad pięknością faworytalnego swego obrazu. Była tokopia Gro­ sa*171,ucznia Dawida, wyobrażająca Napoleona,zwiedzającego szpital w Jaffie, kiedy zaraza morowa przytłumiałamęstwoFrancuzów. Z nieustraszoną odwagą wództen dotyka zarażonegożołnierza; woczach chorych widać radość z obecności bohatera:

zda się, żeto samo wzmaga ich omdlałe siły.

1711 bis repetita placet (łac.) - powtórzone podoba się

171 Antoine Jean Gros (1771-1835), słynny malarz francuski, uczeń Jacques’a Louisa Davida, znany z licznych obrazów o tematyce napoleońskiej. Chodzi tu o kopię obrazu Zadżumieni w Jaffie z 1804 roku.

- Ten obraz, mówił Pan Podstolic, powinien być wielką nauką dla nas, którzy zaniedbujemy ratować naszych włościan w chorobach, częstokroć nabytych na na- szychżeusługach: samaobecnośćzwierzchnika lub panaprzekonywając chorego, że pragniemy ulżyćjego cierpieniom, ocuciłaby niejednego gasnące życie.

108 CZĘŚĆ WTÓRA. SZLACHCIC

- A niech nas Pan Bóg broni! -podchwyciła Chorążyna, mielibyśmyteż dlakogo narażać naszezdrowie! Onimają swoje lekarstwa.

Marszałkowi najbardziej przypadła do smaku kopia z Poussina172 *, wystawująca małego Mojżesza, depcącego koronę Faraona.Zachowana w tej kopii szczególniejsza temu malarzowi własność wyrażania namiętności gwałtownych, obudzała w Mar­

szałku jakieś wspomnieniaiwydobywała z ust ciche, nieco przytłumionewyrazy: -Tak dziś mojęgodność chciał uniżyć! O, nie przebaczę mu tego zuchwalstwa! Nawet ani asesorem ziemskim nigdy nie zostanie.

172 Nicolas Poussin (1593-1665), słynny malarz francuski, inicjator i jednen z najwybitniej­

szych przedstawicieli klasycyzmu w malarstwie XVII wieku.

171 metr (z fr.) - nauczyciel.

174 na obligu - na pisemnym zobowiązaniu wypłaty.

175 Szymon Czechowicz (1689-1775), wybitny malarz polski, wykształcony we Włoszech, au­

tor obrazów religijnych i portrecista, zasłużony pedagog, którego uczniem jego był m.in. Franci­

szek Smuglewicz.

176 pictura tabulae cedit (łac.) - dosł. „obraz należy do deski”, zasada prawa rzymskiego doty­

cząca sposobu nabycia własności: właściciel rzeczy głównej staje się właścicielem rzeczy dodanej.

177 lege vigésima tertia (łac.) - ustawa numer 23.

-Zabawki to zwłaszcza Mości dobrodzieju są, mówił zbliżając się do niego Cho­

rąży, zabawki. - I zkonfidencjonalnym uśmiechemdodał ciszej,tak jednak, że dru­

dzy słyszeć mogli:- Aco takożnajlepiej jest, tożezwłaszcza metr171, który uczył tego, jakobył takożzwłaszcza braniec wojennyz 1812 roku, przestał takoż zwłaszcza on naobligu174.

- Piękny talent, odezwałsię Pan Podstolic, śliczne obrazy!

- Takjest, wtrąciłChorąży.

-Umysłmój,rzeki siadając Marszałek, nigdy z wielkim zapałemnie skłaniałsię do wielbienia tych utworów gminnej wyobraźni; wiedząc wszelako, że artyści nie zdołają wznieść się do szczytuswegoprzeznaczenia, jeśli panów opieka ich nie dźwi­

ga, gotówjestem każdy talenthojnymi osypywać pochwały. Alepłacić zamalowid­

ła i nie znajdywaćim ceny, jak niektórzy czynią, poczytuję za skutek dziwacznych przesądów i fantastycznychurojeń moich spółbraci. Najgłębiej albowiem zasięgając w tajnikach gustu, gdy sobie przyświecam pochodnią prawdy, nie mogę upatrzyć, za co mamy drożej szacowaćto, co tamjakiśRembrandt, Rafael albo Czechowicz175 namalował, ataniej,kiedy jaki malarz, cościany maluje. Farby równo kosztują, pracy ten jeszcze więcej mógłłożyć,i pięknośćjednostajna.

-A mniezdajesię, dodał Sędzia,że towszystkotylko marnotrawstwo czasu.Dla zabawki tojak sobie chce; ale malarzów z profesji, wszystkich bymjako próżniaków zkraju wywołał. Rzymianie, naród najrozumniejszy,mój jegomość, znali się lepiej niż my na wartości rzeczy,a napisali, jak dowodzi panprefekt naszej szkoły, pictura tabulae cedzi176 to jest, żecenili malowidło taniej odpłótna,na którymnamalowano, jako tym można przekonać się lege vigésimatertia177.

- Przepraszam, Mości Sędzio, przerwał Komornik. Wywoływać naszych mala­

rzów niemożna: ja sam widziałem, że to oni malują te piękneczerwoneiżółteobrazy, chorągwie i ławki, które widzim ponaszychkościołach.

ROZDZIAŁ VI. CO GŁOWA TO ROZUM 109 - Zapewne,mówił Marszałek,milej spoczywa oko na ścianachupstrzonych far­ bamialboosłonionych obrazami przodków,bylebytych ludzina obrazach nie robio­

no zanadtowysokich albo bladych, i żeby trochęmniej było tych wielkichcieniów...

- Tak jest, wtrącił Chorąży. Tak jak zwłaszcza w księdze pana Marszałka,takoż pod tytułem Obraz różnych narodów™, zwłaszcza o Chińczykach, Mości U. piszę ta­ koż. Wszak tonaród takoż tak mądry, zwłaszcza i takoż takdawny, że strach, a malu­ je zwłaszcza takjak wnaturze. Ot, to kraj takożzwłaszcza Mości dobrodzieju! Złota w bród, a chłopów takoż, aż topią zwłaszczatak wiele. Tam zwłaszcza człowiek by o chłopstwo nie turbował się: zwłaszcza za kawałek takożchleba wiele chcesz rąk jest.

A przecie ziemi zwłaszczatakoż nie żałują, jak zwłaszcza tu; domów takoż niemasz o dwóch piętrach zwłaszcza. Karku człowiek takoż, zwłaszcza, tam nie nałamie po wschodach takoż,zwłaszcza, tych...

- Ani głowy, wtrącił Władysław.

-Ani głowy, podchwycił Chorąży.Wszyscy takoż,jak dawniejunas było, chodzą zwłaszcza takożtam przyszablach,a witając się takoż zwłaszcza toklękają, zwłaszcza gdy przed urzędnikami.

Zdziwiony tą niespodzianą w panu Chorążym erudycją,rzekł Kapitan:-Pan Ho-rąży rnusiał wiele sobie zadawać utrudzenie naczytanie księgi-, bo nie mniemam, aby zwidział tamtychkrajów?

- Tak jest, odpowiedziałChorąży. Zastępując takoż zwłaszcza pana Marszałka.

Jest w kancelarii takoż pół książki podtytułem takoż, Obraz różnych narodów. Se­

kretarz takoż piszę, a mnie zwłaszcza, co robić? Zawsze tedy takożczytam, ale że zwłaszcza kawałek, to tylko zwłaszczao Chinach, zawszesobie czytam, już dawno takoż zwłaszcza.

Tymczasem Marszałek, obróciwszy się do Sędziego,którykończył wędlinę,zapy­ tał: - Czyniesłyszałeś WPanco nowego?

-Nic prawie, odpowiedział Sędzia. Doaktowegorejestru wtym tygodniu przyby­

ło tylko 25 wpisów, do sumaryjnego...

- Nie tych nowinjestem ciekawy, przerwał Marszałek,politycznych.

- I tam mało nowin, odpowiedział Sędzia. W ostatnim numerze „Kuriera Li­

tewskiego” tylkokilkanaście obwieszczeń o licytacjach majątków na Białejrusi i kilka oświadczeń na eksdywizjęw Litwie.

- To w dodatku, mówił zniecierpliwością Marszałek, ale w samej gazecie? Poczta bowiemprzyjśćmusiaładopiero, gdym już opuściłbył me progi idotąd jeszczenie- wiadomości zasłona kryje przedemną, co się dziejenaziemi.

- Nie czytałem samejgazety, mówił Sędzia, wydobywając z kieszeńpliki papie­

rów - i nigdy nie czytam;lecz mam tu gdzieś ostatni numer; jeślipanuMarszałkowi podoba się przejrzeć... Otóż jest. *

17,1 obraz różnych narodów... - chodzi o rodzaj popularnego kompendium wiedzy geogra- ficzno-historycznej, takiego jak np. Obraz życia, charakteru, religii, rządu, zwyczajów, położenia różnych narodów prócz znajomych Europy, wyjęty z najlepszych francuskich podróży, t. 1 -2, Kraków 1805.

110 CZĘŚĆ WTÓRA. SZLACHCIC

Porwał Marszałek gazetę i zaczął ją przebiegać oczyma, z taką namiętnością, z jaką dwudziestoletni chłopiec przebiega pierwszy list swojej narzeczonej. Astolf chwycił dodatek, ledwo nań spojrzał, zawołał: - Dziwnarzecz! Mamo! Nowa intra­

ta179, którejeśmysię ani spodziewali!

179 intrata - dochód.

suchej arendy - dodatkowego dochodu.

ad dominum fundi (łac.) - do właściciela dóbr.

'"2 lege prima paragrapho ultimo (łac.) - ustawa pierwsza paragraf ostatni.

- Cóż tam? - rzeklioboje Chorąstwo, zbliżając się ku niemu, a wszyscy po wtóre otaczali stolik przykanapie.

- Pewien Niemiec, mówił Astolf,świeżo zRygi przybyły do Wilna, ogłasza, że potrzebuje włosówludzkich ima dobrzepłacić.Mamo, to czysty dochód! Jest unas ze stowarkoczówwe włości; każemyzaraz wszystkimchłopom czupryny zapuścić, i potem co rok całą włość strzyc, jak barany. To znaczymniej więcej parę tysięcy zło­ tych suchejarendy180.

- Pokaż! To byłoby kilka wazonówi kilka parsukien darmo - rzekła Chorążyna, wyrywając od syna gazetę.

- Objąwszy rzecz całą, mówił z poważnym gestem Chorąży, widzę że takoż to zwłaszcza czysta intrata jest.

-Bylebynieskąpą ręką dawali nam zato holendrów, mówił, zaglądając czytającej Chorążynie Marszałek, furami dostarczymim tego towaru. Ten artykuł jest godzien naszejspekulacji MościPodstolicu.

- Niemamy prawa, z uśmiechem odezwał się Pan Podstolic. Włosy należą do tych,naczyich głowachwyrosły.

- Jak to? - podchwycił Marszałek, co na gruncie dóbr moich naturawyradza,to należy do mnie.

- Tak jak i miód naszych chłopów, dodał Sędzia, robiąc gęsta palcem - jako zbieramy na gruncie fundinależy ad dominum fundili'. Chociaż w naszych prawach tegoniemasz wyraźnie; jednakże to wszystko równo, gdyż oddawna jużten zwyczaj w używaniu, a mając raz proceder z jednym profesorem, od niego posłyszałem ijako niezbity argument zapisałem, że w prawierzymskim powiedziano: właścicielstwo na­ bywasię też przez domniemane podanie, gdyz jednej strony zachodzi używalność, a z drugiej cierpliwość. Lege primaparagrapho ultimo'12.

- Do czego nam wywody ustaw pisanych, przerwał Marszałek. W księdze od­

wiecznej sprawiedliwości zapisano, że nie tylko miód i wszelkie owoce pracy nie­ wolniczego motłochu, ale i same ich osoby, a zatem i włosy ich, są naszą własnością.

- Takjest, dodał Chorąży.

- Ale to czysta rzecz! - zawołał Astolf. Dokogo należy ziemia, do tegoi jej owoce;

do kogokwiaty, do tego i soki tych kwiatów; do kogogłowa, do tego i włosy tej głowy.

- Na chonorprawda! Lubię ciebie - podchwycił Kapitan. Nie tylko włosy, jeżeli by trzeba było brać ich zęby, niktnam nie zaprzeczy prawo.

- A czytożpo chrześcijańsku? - spokojnieodezwałsię Komornik.

ROZDZIAŁ VI. CO GŁOWA TO ROZUM 111 Pan Podstolic tylkoi Władysław nie obruszyli sięnaKomornika;Marszałek z po­ gardą nań spojrzał. Kapitanzmarszczył sięikiwał głową. Pani Chorążyna szydersko uśmiechałasię; Astolf ojcowi szeptał do ucha: -Czynie wyprosićKomornika?

- Wszak wybory, zwłaszcza, odpowiedział Chorąży i oblig takoż co on na mnie zwłaszcza ma. I, obracając się do Marszałka, podniósł znowu butelkę i rzekł: - Na dnie takoż, objąwszy rzeczcałą, prawda. -Skinął głową Marszałek, a Sędzia dodał:

- Infundo veritas'^.

- Czynie ucierpi szala trzeźwości? - rzekłprzyjmując kieliszek Marszałek.

- Omne trinum perfectum114, podchwycił Sędzia, prędko zbierając swoje gazety ipapiery, które włożywszy do kieszeń, stanął rzeźwodo kieliszka. Pomógł imAstolf.

Pan Podstolic tylko, Władysław i pieszczony Kapitan odmówili, a Komornik zno­ wu,luboz widoczną niechęcią, rnusiał ofiarowaćza grzechy ten drapiący traktament pana Chorążego.

infundo veritas (łac.) - na dnie prawda.

1W omne trinum perfectum (łac.) - wszystko co potrójne jest doskonałe.

Tymczasem Chorążyna, przyłożywszy nagle palec do czoła, wstała i wskazując Astolfowi prawą ręką na lewej znakdo pisania,wyprowadziła go z sobą do sali.

Uważał to Kapitan, przebiegłoczyma wszystkich obecnych, z uśmiechem zbliżył się do Władysława, wziął go podrękę, iwyprowadził na ganek.

Marszałek zacząłrozmowęz Sędzią i Chorążymonowinachi procesach;Komor­

nik usiadł niedaleko od nich, słuchałw milczeniu; i wkrótce zadrzemał. Pan Pod­ stolic, na środkupokoju zostawiony z Idą przystąpił z nią ku obrazom i mówił: -Winszuję Pani tak pięknegotalentu, tym bardziej, że,jakem słyszał, nabyłaś go Pani przypadkiem.

Ukłoniła sięskromnieIda, a PanPodstolic dalej mówił: - Skorzystałaś Pani zna­ cznie, co tym większej pochwały godne, że zapewne czas,jako córce gospodyni do­ mu, przy zatrudnieniach stanowi właściwych niewiele godzin ternu talentowi po­ święcać dozwalał.

- Moja mama, rzekłaIda zpokorą, broni mi zatrudnień gospodarskich.

- I Pani niemasz ochotydo zajęcia siędomem, dogospodarstwa i dobrego rzą­ du,który oszczędzając wydatków pomnaża wygody i przyjemnościwiejskiego życia anadto daje sposobność dobrze czynienia bliźniemu?

- Długo nie miałam żadnej ochoty, odpowiedziała Ida; ale niedawno czytałam przypadkiem kilka dzieł dla gospodyń i zasmakowałam w obowiązkach dobrej go­

spodyni. Może dlatego, żelubię wieś.

- SkoroPani masz ochotę, rzekł Pan Podstolic, zręczność łatwo bysię znalazła.

- Nie mogę, Mości Podstolicu, odpowiedziała Ida podnosząc nań oczy - zmartwi­

łabymmojęMamę;chociażczuję, że miło byłoby ofiarować gościomcoś porządniej­

szego nadto,czemeśmy dziś panów przyjęli. Tyle mnieto martwi, żeście panowie nie znaleźli w naszym domu wygody...

Nie mów pani o tym, przerwałPan Podstolic. Ten sposób jej myślenia milszym jest dla mnie nad wszystkie, jakiebym tu mógł znaleźć przyjemności. Wiek mój

112 CZĘŚĆ WTÓRA. SZLACHCIC

uwalnia mię od ogródek: powiem przeto otwarcie, że tym swoim wyznaniem pani mię zobowiązałaś; a jeżeli moje przeczucia sprawdzą się, mam nadzieję, że kiedyś bliżejsię poznamyi będziemy przyjaciółmi.

Spojrzała mu woczy Ida,jakby chcącprzekonać się, czyostatnie słowa mają jakie znaczenie, i mówiła: - Pan Podstolic od dawna posiada mój szacunek; szczególniej w ostatnich czasach, ile razy o nim słyszałam, zawsze ubolewałam, że niemieszkamy w jego sąsiedztwie; może by dobryprzykładi nas zachęcił.

R

ozdział

VII