• Nie Znaleziono Wyników

Oto jest dzieło wasze. Czas już czas nareszcie Przypomnieć i ukazać, że ludźmi jesteście, I poddani są ludźmi; a jeśli nad niemi Bóg wam chwilową władzę poruczył na ziemi, Biada wam! gdy już przeto dumna myśl was łudzi, Że ludzie dla człowieka, nie człowiek dla ludzi.

Przyjdzie czas, prędzej, później, na to bądźcie pomni, Gdy się po was z ich szczęścia rachunku dopomni.

Antoni Edward Odyniec, Izora

Wilgoć w chacie, mówił Pan Podstolic, i nie dziw: patrz WPan, jak pogniłe pod­ waliny.Jestto skutek naszego zwyczaju, że stawiamy domybez podmurowania. Prze­

cież wiemy,żenictak zdrowia nie rujnuje, jakwilgoći zgniliznawychodzące ze ścian i podwalin. Prędzej zapewneiz mniejszym kosztem przychodzi wybudować chałupę bez podmurowania; lecz gdybyśmy pamiętali na to, że w tak ciasnych izbach na­ szych włościan budowanych bez przewiewów potrzebnych doprzemieniania powie­ trza, w nieustannej wilgoci narażone jestzdrowie i życiemieszkańców,a szczególniej dzieci, czyliż byśmy mogli bez barbarzyńskiej zakamieniałości patrzać na tyle ofiar naszego niedbalstwa lub skąpstwa?

- Nie wiem,odezwałsię Władysław,czy można właścicielom przypisywać winę złej budowymieszkań włościańskich; pospoliciebowiem u nas włościaniesami dla siebiebudują.

- To nas nie usprawiedliwi. Owszem, jeżeli na moim gruncie włościanin mnie wyręcza i własnym nakładem buduje sobie dom, który ja, z natury rzeczy,obowiąza­ ny jestem wystawić; powinienem tym bardziej wesprzećnieoświeconego zdrową ra­

dą. Jeśli zaśubogiemuwłościaninowisami budujemy, nie powinniśmy dla oszczędze­

nia kilku złotych na podmurowanie narażać biednych braci naszych na wszystkie cierpienia ichoroby,jakich są zawsze przyczyną wilgotne mieszkania.

- Słyszałem,zarzucił Władysław, że dym,który podczas palenia w piecu na izbę wypływa,pożera wilgoć i tak staje się ich zdrowia ochroną.

ROZDZIAŁ VII. DRUGA OPATRZNOŚĆ 47 - Nie przeczę, odpowiedział Pan Podstolic, że dym robi na chwilę tę gorzką przysługę; lecz napełnia izbę tylkoprzez czas palenia w piecu; potem wilgoć roze-grzana ciepłem, ze ścian podgniłych i zziemi służącej za podłogę wydobywasię gęst­

szymi wyziewami. Dla ochronienia sięodniejnależałobycałe dni i nocy dym w izbie trzymać. Nieszczęśliwytoczłowiek, który musi wdymie szukaćzdrowia, kiedy, przy lepszym opatrzeniu mieszkań i wygodniejszym życiu, mógłby, niewędzącsię w dy­ mie,byćzdrowszym i czerstwiejszym!

Jestto jeszcze zabytek barbarzyństwana naszej ziemi: skutek tego stanu wyłącz­

nie rolniczego, który nam zalecali obcy interesowani w tym, żebyod nasmogli ciągle otrzymywać jak najtaniej zboże, a nam swoje wyroby rękodzielne przedawać.

Szydzili oni w duchu z naszej ciemnoty, lecz upatrując w niej swojękorzyść usiło­

wali wmawiać nam przed całym światem, że my jesteśmynajszczęśliwsi inajbogatsi przeto, że zajęliśmysięjedynie produkowaniem zboża: to jest, że zostaliśmy ich ma­

chiną. Oniżwzrośli w bogactwa,w światło,w znaczenie;ziemie ich pokryły się pa­ łacami; lud pięknieodziany, czerstwy, mieszka wygodnie, w budynkach kształtnych, przestronnych, zdrowych;a my...

Nie masz na ziemi nieszczęśliwszych istot, nadtych biednych naszych włościan, stłoczonych w gnijącebudy, wędzonych wdymie dla zdrowia. Rzeczywiście, zdrowy rozsądekwzdryga się na to, że wdzisiejszym stanie oświecenia mogąjeszcze ludzie obstawaćza takimi mieszkaniami.

- Znam właścicieli, mówił Władysław, którzy starali się dać włościanom lepsze mieszkania; lecz lud nasztakjestprzyzwyczajonydo izbdymnych56, iż tęsknido nich iniechętnie mieszka w chałupachświatłych57.

- Niezapominaj, panie Władysławie, że nie tylko o dymie mówimy oraz owil­

goci. Bez wątpieniachałupy, jak nazywają, światłe,lecz od wilgoci niezabezpieczo­ ne, gorsze są od podobnychżedymnych. Dlatego to ludziebłądzą częstokroć,chcąc dobrze robić, iż nie obejmują wszystkich warunków dobrego wykonania zamiaru.

Potem dziwią się, że się zawiedli, nie pojmując znowu, że ich własne usposobienie temu winne; zrażają się od dalszych doświadczeń i nadto, jakby doświadczeniem przekonani, odwodzą drugich od dobrego.

- Nie możnaprzeczyć, mówiłWładysław, że wpływ mieszkań wilgotnych musi byćszkodliwym dla włościan; lecz tym bardziej należy dziwić się nad siłą życia tego ludu,którypomimotakiej nędzy bywa jednakże dość krzepkimiczerstwym. Miałże-byto być skutekprzyzwyczajenia?

- Przyzwyczajenie, odpowiedział Pan Podstolic, zapewnewiele może; lecz natu­

ra nie każdegodarzy tak wytrwałemi siły, aby się mógł do wszystkich przeciwnych zdrowiu wpływówprzyzwyczaić.Ci,którzy przez wiek dziecinnywytrzymali powie­

trzetakich mieszkań, nie mogli wytrzymać bez utratywielkiej części sił swoich;a je­ żeli jeszcze są czerstwi, dowodzą tylko tego, że bylibyczerstwiejsi, gdyby się hodowali w zdrowym powietrzu.

56 izby dymne - chaty kurne, bez kominów.

’7 chałupy światłe - chaty z kominami.

48 CZĘŚĆ PIERWSZA. WŁOŚCIANIN

Nieraz uważałem po wsiach naszych, że im wilgotniejsza jest chata, im bardziej pogniłe jej ściany, tym większy w niej pomór na dzieci. Rozpytywałem siędorosłych i czerstwych ludzi, w jakim stanie były mieszkania, w których się oni wyhodowali:

odpowiedzi ich prawie zawsze stwierdzały moje postrzeżenie, że najwięcej dzieci umiera w chałupach wilgotnych.

Dodajmyż terazdo wilgoci wszystkie inne przyczyny wiodącedo zmniejszenia ludności:częsty niedostatekzdrowego pokarmu,wysilenie w bezustannejpracy, złą odzież, odrywanie matek od dzieci, znękanie wreszcie sił moralnychi ten stan nie­

mej rozpaczy, który uciśnionych naszychwłościan pożera idoszkodliwych nałogów prowadzi, asłuszniebędziemysiędziwili nad mocą przyrodzeniategoludu, że dotąd jeszcze tleje.

- Zaprawdę należywyznać, dodał Władysław, że lud ten nader źle wyszedłna opiece, którą nad nim szlachta rozpostarła, aktórą śmieliśmy wielbić do tego stopnia, że nawet pisarze odzywający sięw swoich dziełach głosem ludzkości nazywalijądru­ gą Opatrznością dlawłościan58.

5" Między innymi, niektórzy Polacy w dziełach za granicą wydanych, w celu oznajomienia obcych z naszymi obyczajami, historią, etc. Z dzieł ich można wnosić, że szlachetne uczucia nie są im obce. Sami może byliby drugą Opatrznością dla swoich poddanych włościan, a przynajmniej to widać, że chcieli postępowanie nasze z tą klasą narodu uniewinnić w oczach cudzoziemców. Pięk­

na jest zapewne wymawiać przed obcymi nasze niedoskonałości; lecz to samo, że wymawiamy, dowodzi, że je czujemy, a czując, wypadałoby raczej o nich zamilczeć, niżeli je barwić pięknemi pozory. Tym bardziej dziś, kiedy już nie ma narodu, który by pod najpiękniejszą maską nie dojrzał szkarady naszego panowania nad włościanami. Dziś nazywać je drugą Opatrznością, jest to dobro­

wolnie narażać swe dobre chęci na szyderstwo [przyp. aut.].

59 cieniowania - tu: odcienie, szczegóły.

611 Są, mówi Bonstetten, w Szwajcarii dwie okolice przyległe, jedna w kantonie Bernu, druga w Lucernskim. Rząd i klimat obu krain są prawie jednakie; wszakże na jednorodnej powierzchni, jedna jest ubogą, a druga względnie do pierwszej bogatą. Gdym przebywał w tym kraju, uderzyła mnie ta nierówność bytu, przy zupełnie równych na pozór okolicznościach. Lecz bliżej przypatru­

jąc się, postrzegłem, że źrzódłem tej różnicy było wychowanie. W katolickim Entlibuchu lud nie umiał ani czytać, ani rachować, kiedy w reformowanym Emmetalu berneńskim wszyscy dobrze umieli arytmetykę. Ta jedna okoliczność tyle dała przewagi krainie protestanckiej, że katolicka okolica hołdować jej musiała. L'homme du nord et du midi [przyp. aut.].

Pokiwał głową Pan Podstolic. - Chciałbym, rzekł, aby ci, którzy wysławiają tę Opatrzność, natrafili na podobną rozmowę, jakąśmy wczoraj z Tadeuszem mieli.

Jednakże obraznędzy przez niego skreślony, zaledwojeszcze jest słabymrysem tego okropnego stanu, wjakim są nasiwłościanie.Możebyć,żenie w każdej włościznajdą się te same cieniowania59, nawet mogą być niektóre wyjątki;ale rys ogólny - jeden w całej prowincji - ucisk oburzający i nędza ostatnia.

Zwiedziłem wszystkie nasze gubernie od dawnejPolskiprzyłączone: południowe obfitują wprawdzie w żywność, lecz pogrążone są w ciemnocie i przesądach: wia­ domo zaś, że żywność bez światła nie prowadzi do dobrego bytu, a tym mniej do pomyślności, dojakiej by mogli dojśćnasiwłościanie60. To samopowiedziećmożna o Żmudzi,gdzie atoli byt ich z całego kraju najlepszy. Ale reszta gubernii wileńskiej,

ROZDZIAŁ VII. DRUGA OPATRZNOŚĆ 49 grodzieńska, mińskai cała Białoruś, zmałymi bardzo wyjątkami dobrych właścicieli, wystawująnajokropniejszą postać znękania i spustoszenia.

Chałupy, prawie wszędy, po większej częścistare i pognite; ludzie bezodzienia przyzwoitego; w kraju żyznym bez pokarmu, nader rzadko mając stosowny dopra­ cy, a powszechnie z pierwszych potrzeb do życiaogołoceni; dzieci nagie, słabe, jak rośliny podskwarem słońca powiędłe; dorośli bezsilni, mali, niezgrabni, umysłem mało dalej od zwierzęcia sięgający, aż do przytłumienia wszystkich uczuć znękani;

uprzęży ioborypowszechnyniedostatek;polaich, bez wyjątku, źleuprawione, często nie wporze zasiane; powinności wszędy nad słuszność podniesione, częstokroćdo­ wolne,a daremszczyzny oburzające; na koniec obchodzenie się szlachty z tym ludem taknieludzkie, że chybatylko od maleństwaz tą zgrozą oswojonemu włościanin nasz może się wydawać mniej nieszczęśliwymodMurzyna, konającego pod razamikrwa­

wego dozorcy w kopalniach Nowego Świata. Taka toszlacheckaOpatrzność!

Szli kilka kroków oba w milczeniu, patrząc w ziemię; na koniec Pan Podstolic znowu zaczął. - Jednakże lud ten, tak nikczemny, był dawniej narodem dzielnym, silnym, dużym. Kości z mogił starożytnych wsi wydobyte zadziwiają nas wielkością swoich rozmiarów; zbroje dawniejsze, którymi niegdyś, zwłaszcza tu na Litwie, nie tylko szlachtę leczi ludprosty uzbrajano, świadczą o ich barkach ogromnych i sile, dziś niezwyczajnej. Niezmierna różnica wprzeciągu wieków mogła być nieznaczną w stykających siępokoleniach; ale ktowidział ostatnie dwa pokolenia,każdyprzyzna, że znacznie upadło w porównaniu zpoprzednim, ostatnie61.

61 Nie mając własnych podań statystycznych, musimy częstokroć w obcych szukać wsparcia dla naszych twierdzeń. Nie przytaczamy ich, jako dowody; lecz jako postrzeżenia, które mniej więcej mogąc być wspólne wszystkim krajom, mogą niejako wyjaśniać przyczyny zjawień, które i u nas widzimy. - JP. Villermé, mówiąc o rozmaitości wzrostu ludzkiego, w różnych departamen­

tach Francji, niekiedy różnej w bliskich, a czasami w jednemże mieście w różnych kwartałach, uważa, że uroda człowieka zawsze jest w prostym stosunku z dobrym bytem, a odwrotnym trudów, mozołów i niedostatków podczas dzieciństwa i w młodości doznawanych. Stwierdza to przykłada­

mi, nie na pojedynczych osobach, gdyż to byłoby dziwactwem, ale na masach ludu jednostajnego majątku. Przykłady te można widzieć w piśmie Bulletin Universel r. 1828. N. 5. Sciences Géogr. Etc.

[przyp. aut.j.

- Tensam upadek, mówił Władysław, daje się postrzegać ina szlacheckich rodzi­ nach. Niewidać między nami owych ogromnych, strasznych siłąi spojrzeniem mę­ żów,jakich WPan dobrodziej dużo musiałeś napatrzyćsię za młodu, gdyż i ja znałem jeszcze wielutympodobnych starców; asłyszałem, żetobyłarzeczpowszechna mię­ dzy rówiennikami mego dziada.

- Znałem jeszcze tych ludzi, odpowiedział z westchnieniem Pan Podstolic.

Rzeczywiście, zmiana wielka. Odrodziliśmy się i powierzchownie i moralnie odna­ szychprzodków; jednakżez innych przyczyn niżeli włościanie. U naszniewieściałość rodziców,miękkie wychowanie dzieci, zepsucie moralności ogółu, nieczynne życie bez celu, skaziły nasz charakter i znikczemniły ród dawnych rycerzy. Zastanowimy się nad tym, wyjechawszy od pana Chorążego; mniemambowiem, żepobytw jego

50 CZĘŚĆ PIERWSZA. WŁOŚCIANIN

domudostarczy nam uwago stanie szlacheckim, równiejakdzisiejszy noclego wło­ ścianach dostarczył. Wyprowadziłem WPana na przechadzkę, gdyż uważałem, żeś nader często z boleśnemwzruszeniem spozierał na kolebkę.

- Wyznam WPanu dobrodziejowi, że dotąd nie dawałem uwagi na ten obraz, który siędopierowczoraj w całym świetle przede mną rozwinął.Ojakżeto smutny jest widok, te niemowlęta, które zdają się od urodzenia już piętnembliskiej śmierci nacechowane! Jednakże, pomimo takiego pomoru, ludność naszych włościan wi­

docznie się nie zmniejszyła.

- Widocznie?- podchwycił PanPodstolic. Dlatego się namtak zdaje, że na po­ zory tylko patrzymy, nie zagłębiając uwagi do rzeczywistości. Ale wejrzyjmy tylko bliżej, porównajmy wnaszych włościach dawniejszą ludność z teraźniejszą; a tam na­ wet, gdzie na pozór nie zmniejszyła się, tojest, gdzieliczba ludzi w ogóle jesttasama codawniej albo nawet większa postrzeżemy, że w porównaniu zdawniejsząludnością więcej daleko liczy się dzieci aniżelidojrzałych. Taki zaś stan ludności nie dowodzijej wzrostu, leczupadku i mizernego stanukraju. Dzieci albowiem, chociażby najobfi­

ciej przychodziły na świat, gdy niemogą wyhodować się,dowodzą tylko prawdy tego postrzeżenia ekonomików politycznych, że w najmniej przyjaznych okolicznościach, ludzie bystromnożyćsię zdolni,a tamnajbystrzej,gdziepanujenajwiększa śmiertel­ ność. Jakoż w krajach bogatych, gdzie przyzwoite utrzymanie siękażdemu otwarte, mniej w proporcję widać dzieci,ale więcej bez porównania dojrzałych.

Interesem jestnaszych właścicieli ziemskich, aby jaknajwięcejpomnażała sięlicz­

baich włościan; zachęcają więc ich do małżeństwa i chciwie kojarzą stadła zaledwo dorastającejmłodzieży;ale nie obeznani z prawidłamiadmistracji, mylą się z wielką szkodą dla włościan. Bo nie pojmują, że nie na tym przybytek i dobrybyt ludności zawisł, aby jak najwięcejdzieci,mających wkrótce umierać z nędzy, rodziło się; lecz na tym, aby miernie przybywająca ludność mogła wyhodować się, dojrzeć i długo być użyteczną. Do tego zaś nie pomnażanie się bez miary dzieci, ale zapewnienie dobregobytu włościanom prowadzi. A właśnie u nas niktprawie na to nie zwraca uwagi, żeby bytdojrzewających i dojrzałychpolepszyć, i stąd śmiertelność wzrasta.

Dzieciwprawdzieprędko dopełniają ubywającejliczby, ale podobnież w nędzygasną;

do dojrzałości corazmniej przychodzi, a tym samymludność rzeczywista włościan, tojest zdatna do pracy,musi koniecznie zmniejszać się. Jakoż i sam to zmniejszenie w wielu okolicach postrzegałem; i prawiedo każdegoz właścicielio potwierdzenie, żei uniegotoż samo da się postrzec, odwołać się mogę62 *.

62 Hlebowicz w swojej statystyce państwa rosyjskiego, podług rewizji 1815 roku, do której jeszcze nie weszła znaczna liczba dusz, w każdej gubernii utajonych, co się potem dopełniło, po­

daję w naszej prowincji ilość mieszkańców następną: w gubernii wileńskiej - 1,100,000; grodzień­

skiej - 753,000; mińskiej - 1,205,200; mohylewskiej - 1,000,000; witebskiej - 828,800. Weydemejer zaś w r. 1828 pomimo dopełnień rewizii w 1817 r. i późniejszych, podaję tylko ilość następną:

w gubernii wileńskiej - 950,000; grodzieńskiej - 650,000; mińskiej - 900,000; mohylewskiej - 850,000; witebskiej - 750,000. Może być, że którekolwiek z tych podań jest niedokładne; wszela­

ko niedokładność ta nie będzie zbyt wielką, jeżeli damy wiarę innym świadectwom: na przykład w dzienniku Archiwum północne na rok 1824. N. 19. Czytamy o gubernii mohylewskiej wiadomość

ROZDZIAŁ VII. DRUGA OPATRZNOŚĆ 51 -Smutnajest rozpamiętywać, rzekł Władysław, otej niedoli, której zaradzićnie w naszej mocy.

-Dlaczegonie w naszej mocy?- podchwycił Pan Podstolic. Nie szukajmy dale­

kich przykładów lepszego bytu ipomyślnego wzrastania ludnościw tej klasie. Wej­ rzyjmy na włościan rosyjskich skarbowych, a nawet obywatelskich, którzy tam są w mniejszym ucisku i pospoliciesiedzą na czynszu. Jakiejże przyczynieprzypiszem ich czerstwość, siłę, rozsądek, przemysł i to zadziwiające pomnażanie się dojrzałej ludności? Któż zaprzeczy, że główną przyczyną tegopomyślnego bytu jest pewność używania owoców swejpracy?

Ona to,zachęcającczłowieka do przemysłu,oszczędnościioglądaniasię na przy­

szłość, otacza godostatkiem,obdarzaprzyjemnościamiżycia,i -na koniec - napawa uczuciem własnej godności.

Cóż, gdyby ten ludjeszcze oświecić, okrzesać jego moralność, rozwinąć władze umysłowe i przez naukę mu wskazaćkorzystniejsze sposoby prowadzenia przemy­

słu? Któż nie czuje,że w kraju tak zamożnym stan ichprzewyższyłby naówczas po­ myślność wolnychwłościan angielskichi saksońskich?

GdydomawiałtychsłówPan Podstolic, rozległsiępo borzejęczący śpiew poran­

nego pastuszka. Pan Podstolic postrzegłszy nagłe wzruszenie Władysława,ujął go za rękę i pytał: - Cocię tak przeraziło?

- Ach, Mości Podstolicu,odpowiedział Władysław, w tej chwili dziwię się nad naszą zakamieniałością czy też oswojeniem się z obrazami naszego okrucieństwa, z głosem boleściprzez nas ponawianej. Tenjękzwanyod nas pieniem włościan naj­ weselszy u nich,czyliż nie jest dowodem starożytnego ucisku, w którym przodkowie ich pogrążeni składaliteżałobne tony,w chwilach nawet ich wesołości, nadnią prze- magające? I WPan dobrodziej możesz chwalić naszych poprzedników?

-Z cnót godnychpochwały chwalę, wady ganię. Wszelako iten ucisk stanuwłoś­ ciańskiego lubo w dzisiejszym wieku rzuci niezgładzoną plamę na nasz charakter, jeżeli się przeciągnie, za czasów przodków naszych może być wymawiany niejako tym, że był skutkiem ducha wieku.

Nadto mniemanie, acz błędne, że włościanie byli narodem podbitym i z niewoli przeszli w poddaństwo, usprawiedliwia poniekąd naszych poprzedników63. Zupełnie * 65

następną: Ludność w 1814, podług Ziabłowskiego, 1,000,000; w 1818 podług Arseniewa 1,000,000;

w 1822 podług Muchanowa 738,448. Zmniejszenie się to wprawdzie w gubernii mohylewskiej na­

leży przypisać, w znacznej ilości, pamiętnej klęsce głodowej w tym periodzie; w innych guberniach nie było takich wyniszczeń jednorazowych; ale ciągły niedostatek i nędza włościan, lubo w dłuż­

szym czasie, wyrównać jednak mogły głodowi jednorazowemu [przyp. aut.].

65 Jakim sposobem w Litwie, i na Rusi litewskiej, lud prosty przeszedł w poddaństwo, trudno jest inaczej objaśnić, jak że książęta litewscy, przejąwszy feudalizm od Niemców osiadających na północy Litwy, stosowali się do ich praw i zwyczajów względem prostego ludu [...]. Ale ci, któ­

rym nadane były włości, daniny i usługi osobiste włościan, mając sobie poruczony rząd nad nimi, nie zaś rzeczywiście będąc w całym znaczeniu panami włościan (gdyż ani w Litwie, ani na Rusi w pierwszych czasach nadań, wyzbywać ich bez zezwolenia książąt nikt nie miał prawa); z czasem rozprzestrzeniając dalej nadużycie, pozakładawszy w swoich włościach dwory i folwarki, wymagali

52 CZĘŚĆ PIERWSZA. WŁOŚCIANIN

wszakże uniewinnić ich nie można: od dawna słynęli, że uciemiężali poddanych64.

Chociaż to ich uciemiężanie, w porównaniu z dzisiejszym, mogłoby się nazwaćro­

dzicielską opieką.

Nie używali wprawdzie naówczas włościanie żadnych przywilejów obywatel­ stwa, wyzuci z własności ziemi, poczytani za niewolników, zawiśli od dowolności panów swoich, znaglani do uprawy ich roli: czuli niesprawiedliwość tego z nimi postępowania ikrzywdęswego plemienia; lecz,w prostocie obyczajów swoichwłaś­ cicieli,gdy surowe cnoty sercem i umysłemich rządziły,a zamiłowanie wzbytkach jeszcze nie wiodło do zbytecznego nękania poddanych włościanie pod panowa­ niem szlachty znajdując w swych panach litość, opiekę i wsparcie w niedoli, co z jednej stronyna prawach stracili, to z drugiej wcnotliwych uczuciach właścicieli mieli wynadgrodzono. Ale w ostatnich kilkudziesięciu, a najbardziej w ostatnich kilkunastu latach, kiedy chęćwystawnego życia i niedostatek, brakstosownego do potrzeb kraju wychowania i demoralizacja zaczęły krzewić się między właścicie­

lami ziemi; teraz nasi włościanie żadnegojuż nie znajdując w swojej niedoli wy-nadgrodzenia, wysileni pracą zbyteczną, złupieni chciwością nienasyconą,znękani, zgłumieni65, sponiewierani, żadnej pociechy dla siebie nie upatrując ani wrozpa­

czy: nie dziw, że zazdroszczą, jak mówił Tadeusz, umarłym. A to nie jest dziełem naszych przodków, ale naszym własnym.

- Zapomnieliśmy, żejest Bóg,sędzia straszliwy,rzekł Władysław. Wszelako, mo­ ści Podstolicu, gdyby się nawet postrzegli właściciele ziemi i chcieli być sprawied­

liwymi, przywrócenie wolności włościanom w dzisiejszym ich stanie podobno nie byłoby dlanich korzystnym?

- Być to może,odpowiedział Pan Podstolic. I zaistepierwej powinniśmy uczynić ich ludźmi, a potem wolnymi. My zepsuliśmy w nich moralność - mynaprawić ją

od włościan robót na gruntach dwornych, może zrazu za dobrowolną stron umową zamiast danin i nareszcie przywiedli ich do zupełnego stanu niewoli, a sami jedni opanowawszy u nas prawodaw­

od włościan robót na gruntach dwornych, może zrazu za dobrowolną stron umową zamiast danin i nareszcie przywiedli ich do zupełnego stanu niewoli, a sami jedni opanowawszy u nas prawodaw­