• Nie Znaleziono Wyników

G ospodarstwo szlacheckie

Ach, nowe wkoło rozkosze, Gdziekolwiek oczy przenoszę!

Ruse pola i manowce Skubią snujące się owce.

Bujne, kwieciem tkane smugi.

Głośne zdroje, pełne strugi;

A tu z czarnych gajów gmachy Wyniosłemi błyszczą dachy, Gdzie może twarz jaka miła Urzeka serc siła, siła.

Leon Borowski, Allegro z Miltona

Kiedytakrozmawiali, idąc drożyną przez rzadki Sośniak,zastanowiło ich uwagęnie­

zmierne mnóstwo pni świeżych i starych, a niezmierniemałaliczbasosen, między którymi nie było żadnej prostej aniwysokiej.

-Nasiwłościanie, odezwał się Władysław, niezupełnie sąi dziśpozbawieni przez zimę korzystnych zatrudnień. Oto idziemy pośladach ich pracy: te pnieświadczą, że wtej puszczy byłyogromne drzewa;wszystkoto ręką włościan zostało wycięte i do portówspławione.

-Spojrzyj panie Władysławie, rzekł Pan Podstolic, po tych pniachi po tymlesie pozostałym: czytu nie dostrzegaszśladów ducha niszczyciela teraźniejszych właści­

cieli ziemskich? Spożyćwszystko jednego dnia, zrujnowaćfunduszi ogołocić potom­

ków, albo przyszłychposiadaczówtej ziemi zewszystkich darów przyrodzenia,które wieki zgromadzały, to jest ogólna cecha naszego gospodarowania. Pola wycieńczy­

liśmy nadmiernymi usiewami72 zboża; włościan zrujnowaliśmyzdzierstwem i ucis­ kiem; lasy, teskarbnice naszych przodków, zostawione w puściźnie nie nam jednym lecz całemu szeregowi następców mynierozmyślnym używaniem, przez źle wyra-chowarną chciwość wytępiliśmydo ostatka.Wieki nie wynadgrodzą szkód, któreśmy wyrządzili następnym pokoleniom!

72 usiewy - zasiewy; forma często stosowana przez autora.

62 CZĘŚĆ WTÓRA. SZLACHCIC

- O tenwystępek,cosiętyczylasów, mówił Władysław, można obwiniać całą Eu­

ropę: nieprzebyte puszcze hercyńskie, dębowe lasy Gallów, ostępy Brytanii, wszystko to zniknęło, ustąpiło pługowi.

- Nie wszystko pługowi, odpowiedział Pan Podstolic. Francja i Anglia mają jesz­

cze wielkie przestrzenie pługiem nietknięte; dowód oczywisty, żepuszczeswe wytę­

pili niestosownie do potrzebowania ornej ziemi71 * *. Jednakże oni mają wymówkę za sobą:wiemy, jakniedawno Europa wstąpiła na drogęwyrozumiałej74 administracji.

Puszcz jużnie było. Lecznatychmiast obrócono wszelkieusiłowania, żeby je rozkrze-wić, a dawneszczątki zachować. Do tego stopniaposunięto wniektórych państwach troskliwość o lasy, że właściciele na swojej ziemi nie mają prawa,bez pozwolenia, spuszczać drzewa przezurządleśnypiętnowanego,ani przedawać na inny użytek, jak na budowę okrętów. Angielskie zwierzyńce bardziej przeznaczone są do pielęgno­

waniadrzew,niżeli zwierząt: jakoż dohodowali sięjuż nierzadko zdatnego na okręty drzewa75.

- Wiekiminą, nim Francja iAnglia opatrzą się w dostatecznąilość własnego lasu76. - Właśnie też dlatego należałoby nam staranniej oszczędzać wypielęgnowane i troskliwiej pielęgnowaćmłode.

- Drzewo nasze, mówił Władysław, od czasu pomnożenia się ludności w Amery­

ce, stałosię dla zachodniej Europymniej potrzebnym. Ameryka taniej dostarcza.

- Nie wierz temupanie Władysławie. Są to niezgrabne pogłoski kupców, umyśl­

nie wymyślone dla zniżenia ceny naszego drzewa77. Proste porównanie kosztów wy­

71 W samej Anglii znajduje się dotąd gruntów odłogiem leżących 2 900 000 akrów, w Szkocji 5 652 000; w Irlandii 4 217 990 akrów. (Akr angielski zawiera prętów litewskich kwadratowych 170 i pręcików 44). Dodajmy, że od lat kilkudziesięciu podwoiła się ludność w Anglii, a w ostatnich kilkunastu dopiero wzięto się za obszerniejszą uprawę roli. Ileż to nad potrzebę ornej ziemi wytę­

piono lasów w tym kraju, gdzie drzewo tak jest kosztownym! Cóż za dziw, że u nas, gdzie prawie za bezcen się uważało, nikt nie pomyślał o leśnym gospodarstwie? We Francji ilość ziemi nieuprawnej dochodzi, podług niektórych, do 20 min. morgów [przyp. aut.].

74 wyrozumiałej - tu w znaczeniu: wy rozumowanej, naukowej.

75 „W Anglii (mówi Bonard), gaje prywatnych właścicieli okazują masy wybujałe; dorodne drzewa wznoszą się dokoła mieszkań wiejskich i marynarka znajduje w nich znaczną część po­

trzebnego zasiłku etc.” Des forêts de la France considérées dans leurs rapports avec la marine mili­

taire à l’occasion du projet de code forestier par M. Bonard. 1826. Paris [przyp. aut.].

76 „We Francji (mówi tenże Bonard), lasy prywatnych nie mogą dla naszej marynarki wo­

jennej obiecywać żadnego widoku, jeżeli nie będą poddane pewnym ograniczeniom przepisów rządowych; ale dziś byłżeby ten śrzodek do wykonania podobnym, gdy każdy, zajęty uprawą ga­

tunków prędko rosnących, uważa za rzecz nieomylną, że rząd nie może nakazać uprawy drzew dla marynarki przydatnych, ponieważ ta jest dla właścicieli uciążliwą?” (Tamże.) Są to dowody, że Francja nie tak rychło będzie mogła zdobyć się na dostateczną ilość drzewa, którego do marynarki swej, coraz wzrastającej, potrzebuje; zwłaszcza, gdy uważymy, że już od 10 wieków obnażona z la­

sów, pomimo zachęceń kilku światłych ministrów, szczególniej w ostatnim wieku, dotąd we własne drzewo opatrzyć się nie może [przyp. aut.].

77 Jeżeli by te wieści prawdziwymi były, nie sprowadzano by dziś od nas masztów Dnieprem w dół i potem Berezyną w górę na Dźwinę, z większym daleko kosztem, niżeli dawniej. Transport ten masztów trwa teraz dwa lata, nim dojdzie do Rygi; kto zna, co to jest handel dwuletni, łatwo

ROZDZIAŁ I. GOSPODARSTWO SZLACHECKIE 63 robu i sprowadzenia, które na drzewie amerykańskim we troje sąwiększe, niżeli na naszym, przekonywa, że, chociaż byśmy nasze drzewo cenili we dwoje drożej niżeli dziś cenimy, a amerykańskie brane było z lasudarmo, jeszcze iwówczas nasze przy­ chodziłoby dla zachodniej Europy taniej. Wszelako i Amerykanie, przywzrastają­ cej ciągle ludności iobszernym potrzebowaniuwłasnym, nie terazjużzaczęli płacić pniowszczyznę*78. Lecznade wszystko, czymożna przypuścić, abyAnglicy, owi An­

glicy, którzy z pełnym zazdrości okiem patrzają na wzrost przemysłu w Rosji, przy­

czyniali się dobrowolnie do ułatwiania nam odbytu,jeśli by ich interes do tego nie zmuszał?79

pojmie, jak wzrastają koszta na ten gatunek drzewa. Pomimo to jednak kupcy na masztach najle­

piej wychodzą, gdyż przy mniejszej ich obfitości spółubieganie się potrzebujących wzrosło [przyp.

aut.].

78 pniowszczyzna (pniowe) - podatek płacony na rzecz państwa od drewna bezpłatnie pozy­

skiwanego z lasów.

79 Cło na drzewo nasze w Anglii ustanowione jest po 55 szylingów od loada-, na drzewo zaś amerykańskie (z Kanady) po 10 szylingów od loada. Load znaczy 50 stóp sześciennych; szyling równa się prawie 62 groszom naszym, to jest = 61,94 grosza. Zatem od stopy naszego drzewa cło wynosi 68 1/3 groszy, od stopy zaś drzewa amerykańskiego gr. 12 2/5. To samo przekonywa, że na­

sze drzewo musi przychodzić Anglikom taniej niżeli amerykańskie, kiedy dla zachęcenia, aby ame­

rykańskie kupowano, cło na nie ustanowiono bez porównania niższe niżeli na nasze [przyp. aut.].

- Jakże się dawytłumaczyć ta taniość naszego drzewa wportach bałtyckich? To samozdajesię dowodzić,że ceny upadłyzprzyczynymałego potrzebowania.

- Dlaczegóż sobie wyobraziliśmy, że to potrzebowanie może być nieograniczo­

ne? Obcy kupują dziś drzewa więcej daleko, niżeli kupowali przed kilkadziesięcią laty;lecz my, uroiwszy sobie, że wszystko, co możemy mieć do sprzedania, powinno być kupiono, zawaliliśmy porty drzewem i skarżym się, żenie masz potrzebowania.

Obfitość ta zniżyła cenę. Może nie czas już postrzec się względem lasów; ale czas jeszcze korzystać z tego doświadczeniai w innych rodzajach przemysłu roztropniej poczynać.

- Tonący brzytwy sięchwyta, mówił Władyław.Niejeden może zżalempozbywał się od razutegoźródładochodu;alew ciężkich czasach, kiedy właściciele ziemi z ni-skąd niemieli intraty, poczytywali się jeszcze za szczęśliwych, żemoglilas wyprzedać.

-Wiem, odpowiedział Pan Podstolic, że niektórzy byli w tak smutnych okolicz­ nościach, iż ratując się od upadku, chwytali się tego, wówczas jedynego, środka.

Niech atoli sami wyznają, co ich doprowadziło do tej ostateczności: zapewne nie oszczędność, nie przemysł, ani przezorne zastosowaniesię do okoliczności. Wszakże i w złym razie jeszcze to byłybyskuteczneprzeciw ciężkim czasom lekarstwa: czemuż się do nich nie uciekano?Lasyna chwilę zatrzymały upadek: już teraz nie masz la­ sów; cóżod upadku wstrzyma?Niesłuszna uskarżać się naniedolę, jeżeli samochcąc ściągnięta.

Nikt nie pomyślił o skutecznych i trwałych środkach ratunku, a uciekającsię do szkodliwych, podwójną winą siebie obarczał. Przez marnotrawstwo nachyleni do upadku,chwyciliśmy się bez pomiarkowania zalasy; spółubieganiem się zniżyliśmy

64 CZĘŚĆ WTÓRA. SZLACHCIC

bez miary cenę drzewa: skrzywdziliśmy przez tosiebie i swoichnastępców;zniżyli­

śmy cenę wyrobu i spławu: skrzywdziliśmy przez to włościan; wyzuliśmy kraj zla­ sów: skrzywdziliśmy ojczyznę.

- Zaprawdę, rzekłWładysław, smutnym wrażeniem przenika widok tych obsza­

rówtak wypustoszonych: smutniejszym nad widok żniw,które wybiłgrad, albo spa­

sła szarańcza.

-Otóżtojest ta złotaLitwa, dodałPan Podstolic, tak niegdyś dla obfitości swych zasobów nazwana! Gańmyż teraz gospodarstwo naszych przodków, którzy, używając lasów oszczędnie, zostawili nam owe niezajrzane puszcze nad Niemnem, Berezyną, Dżwinąi Dnieprem; achwalmysamych siebie, żeśmy w niczym nieznając miary, po­ mimowiększych pomocy do oświecenia i dobrego rządu, wpadłszy nalasy, wytępili od razuwszystkodoszczętu.

Niedawno jeszcze sam widziałem w puszczach nadberezyńskich maszty80, pod które musiano zaprzęgaćpo sześdziesiąt koni; dziś na całej przestrzeni kraju, oprócz puszcz skarbowych, nie tylko żadnego takwielkiego masztu nie znaleźć, alenawet szpyribrusówz trudnością81 Co większa, na budowlęw leśnych niedawno okolicach, dziś po wielu miejscach drzewa niedostatek. Na opał jeszcze mamy, dzięki że nie potrzebowano zagranicę drzew krzywych, zgniłych i gałęzi; gdyby nieto,przyszłoby jużsłomą opalać. Najmniejsze bowiem przydatne drzewo, co niedorosłojeszcze na porty bałtyckie, zostało na kłody, kłódki, balki, łaty, deski, ażdo żerdzi, wszystko wycięte do ostatniej prostej sosenki, i spławione doKijowa lub Krzemieńczuka za bezcen. Takieto nasze gospodarstwo!82. Jakie to pole przed nami?

"" maszty - tu: sosny masztowe.

brusy - tu: niższe klasy handlowe drzew nadających się na maszty.

"2 Jak wyniszczają resztę pożytecznych drzew nieumiejętni włościanie, łatwo sobie wyobrazić, przypomniawszy, że na same łapcie na jednę osobę potrzeba na rok około dziesięciu kop lipek kil - koletnich. Francuskie pospólstwo rolnicze nosi drewniane sandały: obuwie to zapewne jest mniej wygodne, niżeli naszych włościan łapcie: nie wypada go zalecać w naszym kraju; wszelako należa­

łoby pomyślić nad wynalezieniem dla naszych włościan obuwia mniej lasom fatalnego, a również przynajmniej, jak teraźniejsze łapcie wygodnego... [przyp. aut.].

- Nie zmiarkowałem jeszcze pozycji tegolasu, odpowiedział Władysław;leczdo­ myślam się,żemuszą to być grunta dwornepana Chorążego.

- Warto i tu rzucić okiem, rzekł Pan Podstolic,wychodzącna pole. Z pagórka, naktórym stanęli, postrzegliprzed sobą roztoczonąku południowijednę z tychpo­ sępnych, jednostajnościąnudnych równinlitewskich,którezwykleotaczalasponury sosnowy, a któredopiero pod umiejętną ręką odsłaniają malownicze, właściwesobie piękności i bogactwa swoich widoków.

Poprawej stronierówniny,nad rzeczkąkilka budynkówstarych, ściśniętych, ze sterczącymi na dachach deskami,wyraźnie oznaczały zabudowanie dworne; za nim gaik, nieco pożółkły, rozpościerał tło dość przyjemne oku i sam jeden cokolwiek ożywiał tę martwą dolinę. Lewa jej strona kończyła się omszarem błotnym, rzadką choiną porosłym. Środek, oszpecony kilką szkieletówsosen podsmalonych, zalegały

ROZDZIAŁ I. GOSPODARSTWO SZLACHECKIE 65 trzy poletki dworne83, z których każdy klinem przypierałdo wygonu84 pod dworem.

Drożyna,którą nasi podróżni przyszli, wywijałasię między dwomapoletkami. Le­ wy pokryty był runią, tak nikczemną,że ledwomożna było ją rozeznać;naprawym przeświecały rzadkie ściernie i pasło się kilkadziesiąt sztuk rogacizny i kilkanaście wieprzów. Przy drodze,pod kłodą, spało dwóch pastuszków; psa przy trzodzie nie byłożadnego: chude bydlęta błąkały siępo lichym ścierniui bezprzeszkody na ruń żytnią przestępowały.

dworne - należące do dworu.

84 wygon - pastwisko.

1.5 fundum (tac.) - folwark główny.

1.6 awuls (tac.) - folwark (zwykle bez włościan) należący do większej majętności.

Prędzejniż autor piórem, Pan Podstolic to wszystko objąwszy okiem,z wyrazem politowania rzekł do Władysława:-To więc Chorążego dwór mamy przed sobą?

- Tak jest, odpowiedział Władysław.

- Któraż z tych biednych strzechdaje mu przytułek? Czynie ta, zktórej się dym kurzy?

-Bynajmniej. Żaden z tych budynków dwarazy w rok nie oglądaobliczadostoj­ nego urzędnika: są to bowiem zabudowania folwarczne, do których zacny dziedzic nie ma ochoty zazierać. Pałac, stajnię i austerię zakrywa przed nami ten ogród an­ gielski, który folwarkod gospodarzy oka zasłania.Tendom najbliższy,nad rzeczką, z którego siędymkurzy, jest gorzelnią, ale modniej i stosowniej mógłby się nazwać zbieralnikiem wszystkich nieczystości,które sięnie mieszczą w tymgmachu półroz- walonym, nieco wyżej stojącym, a któryjest oborą:

- Jak ciasno jedno przy drugim stawiano! - mówiłPan Podstolic, pomykając się drożyną nieco naprzód; jakgdybyimbrakło gruntu.

- Zwyczajnie, po staroświecku, odpowiedział Władysław. Nasi przodkowiewszę­ dy,gdzie nie potrzeba budowali zameczki, a gdzie byłopotrzeba...

- Nie mów tak, panie Władysławie. O przodkach z większym uszanowaniem wspominaćpowinniśmy. Nie była w tym ich wina, żeświatło za ich czasów nie roz­

pościerało jeszcze swoich promieni po naszej ziemi tyle, ile dziśrozpościera; stosow­

nie atoli do swegooświecenia przodkowie nasi zasłużyli na szacunek. W surowych cnotach żyli odpowiednio do swego stanu i przeznaczenia; jeżeli ulegali niektórym przesądom, fałszywym opiniom i wadom,które ich przywiodły doupadku,tonale­ żyprzypisać ówczesnemuwychowaniu i politycznym instytucjom. Ale nas co unie­

winni? Mamy przed sobąotwarte widoki, jakich nasi przodkowie nie mieli; mamy oświeceniei sąsiadów przykłady: z czegóż potrafiliśmy korzystać? I namżetowypada urągać naszymprzodkom?

Zarumienił się Władysław i skłoniwszy czoło, w milczeniu postępował obok Pana Podstolica, który po chwili znowu się odezwał: To więc nie do tego folwarku przytykajągrunta owej wsi zniesionej?

- Nie do tego, odpowiedział Władysław. Tojest samo/undum85, a tamtenawuls86. Nie dokończył go jeszcze pan Chorąży, a nadto wszystkie budowle, podobnie jak

66 CZĘŚĆ WTÓRA. SZLACHCIC

tu ściskając, tak dowcipnie postawiał, że każda ukosem jedna na drugą spoziera i wszystkie ściany pospaczane, chociaż nowe,grożą upadkiem.

- Miałże architekta? - zapytał Pan Podstolic.

- Ato na co? My nie wierzym w architektów. Pan Chorążyobjąwszy, jakmówi, rzecz całą widzi, że co głowa,to rozum: co ma znaczyć, że każdy, bez żadnej nau­ ki,możebyć urzędnikiem, gospodarzem, architektem i wszystkim tym, czym tylko człowiek być może. Nauk jest głównym nieprzyjacielem; chociaż sam wyznaje, że miał dyrektora87 i przez trzy lata edukował się w sławnej,za jego młodości, farze nie- świzkiej88. Tam, objąwszy rzeczcałą, dociekł, że nauki są wymysłem ludzkim i żenie idącnawet doinfimy89 możnapo rodzicach objąć majątek, który właśnie podówczas na niego przypadł.

- Niedziwię się teraz, że gospodarstwo jegowtakim stanie, rzekłPan Podstolic.

Jak się raduje serce wsi miłośnika na widok bujnych zbóż i roli dobrze uprawionej, tak dręczy się obrazem dowodzącym zmarnotrawienia nakładów, czasu,pracyi zie­

mi. Patrz WPan,jakmizerny wschód żyta; lecz jakżemożna oczekiwać lepszego po takiejuprawie? Ile topasm roli ominionej w mięszaniu i źle zabronowanej! Te chwa­ sty jakbyumyśnie rozwleczonotylko po roli. A też ściernie pod samym dworem, za­ tem na pognojnychmorgach, czego są warte? Skutek sadzeniasię na wielkie usiewy!

Ilu ma włościanpan Chorąży?

- Około pięćdziesięciu.

-A ile wysiewaoziminy?

- Zda mi się, że podług przyjętego zwyczaju, po beczcenachatę.

-Zwyczaj! - rzekłPan Podstolic,kiwając głową. Musitedymieć po 200 morgów w poletku; a obory ile trzyma?

- Towszystko, co WPandobrodziej widzisz;i więcejtrzymać nie może, gdyżłąk mu niedostaje.

- Gdyby nasi właściciele, mówił Pan Podstolic, odważyli się przekonać się, że uprawa płodozmienna prawdziwym jest dobrodziejstwem dla rolnictwa, ilość łąk naturalnych nie ograniczałaby ilości obory90. Natenczas gospodarzobrachowawszy, ile cała rolajakiego potrzebuje nawozu, i przez ile lat, stosownie do gatunku zie­

mi nawożonąbyć powinna,mógłby też utrzymywaćodpowiednią ilość obory. Jakże w trójpolnym układzie wyłamać sięspod konieczności, którąnas ilość łąk ogranicza?

87 dyrektor - tu: nauczyciel domowy; w dawnych szkołach polskich dyrektorem nazywano także starszego ucznia, który opiekował się młodszymi, kontrolował ich sprawowanie i pomagał w odrabianiu lekcji.

"" nieświzkiej - nieświeskiej, od należącego do Radziwiłłów miasta Nieśwież.

infima - w dawnych szkołach klasa pierwsza.

w nie ograniczałaby ilości obory - nie ograniczałaby ilości hodowanych zwierząt.

Otowidzimy skutek naszych uprzedzeń przeciwko wszystkimbez brakunowoś­ ciom, a raczej skutek naszej niewiadomości albo lenistwa. Nie ma tu sztuk piędzie- sięciu w tej trzodzie, co w układzie trójpolnym, nie trzymając bydła nastajni przez rokcały, nie da więcejnawozujak na morgówdziesięć; a zatem ledwo w sześdziesiąt

ROZDZIAŁ I. GOSPODARSTWO SZLACHECKIE 67 lat razmógłby nawóz przejść wszystkie poletki.Skądże ziemia weźmie wynadgrodze- nie tych soków pożywnych, które wydała na rośliny? Ugory mało dodadzą żyzności, a ciągła uprawa roślin kłosowych, coraz bardziej wyczerpuje żyzność przyrodzoną ziemi.

Jakże nam nie przekonać się,że przytak nędznej uprawie,bez zasiłku nawozem, bez wyboru kolei roślinziemia nasza,chociażpierwotnie żyzna, musizostać wycień­ czonąi jeżeli nie ujmiemysięśrodków zaradczych umiejętnegorolnictwa, stanie się pustyniąbezpłodną?91

91 [...] Z Polski około dwóch wieków, prawie bezprzestannie, wywożono ogromną ilość zbo­

ża, a nic nie przywożono, co by mogło służyć do ulepszenia ziemi. Do tego w Polszczę trzymają się jeszcze tego zgubnego systematu dawnego rolnictwa, według którego przez dwa lata, jedno po drugim, sieją zboże kłosowe na jednymże polu i potem niczym więcej tego pola nie zasilają, jak tylko tym, że zostawują je na trzeci rok pod ugór [...]. Taki systemat wyniszczy na koniec i naj- żyżniejszą w świecie powierzchnię. [...] Litwa jednostajne z Polską prowadząc rolnictwo, tychże musiała doznać skutków: kiedy już nawet w guberniach południowych, gdzie dawniej nawozy palono, nie potrzebując ich na poprawę roli, dziś z przyczyny ciągłego niszczenia uprawą kłosową w wielu miejscach gubernii wołyńskiej, kijowskiej i czernichowskiej, zaczęto już z potrzeby pola nawozić [...] O tym przedmiocie rozumowane wnioski Thaera, znajdą czytelnicy w „Dzienniku Wileń[skim]” na rok 1819. Tom II. K. 153. i dalsze [przyp. aut.].

Kiedy się tak Pan Podstolic zapuszczał w uwagi agronomiczne,Władysław, idąc obokniego, patrzył w ziemię i myślił. Któż wie, o czym myślił?Może o przechadz­

kach, które nieraz, idąc z nim tą samą drożyną, uprzyjemniała panna Chorążanka...

Oczymś jednak zajmującym rnusiał myślić;borówniejakPan Podstolic zaprzątniony nie postrzegł, że chmuraz tyłu nadciągnęła i drobny deszczykjesienny zaczął kropić.

Obejrzałsię Pan Podstolic: od lasujuż odeszli daleko, do folwarku było bliżej. - Je­

żeli, rzekł, niechcemy narazić się na deszcz, będziemypodobnomusielipokłonićsię panu Chorążemu wcześniej, niżeliśmyzamierzali: za nami chmuranadchodzi jeszcze większa: niepodobnawracać do Tadeusza.

-Lecz mój ubiór myśliwski,rzekłWładysław, nie bardzo stosowny dowizyty.

- Będziemy mogli przebrać się, nim się ukażemy damom, odpowiedział Pan

- Będziemy mogli przebrać się, nim się ukażemy damom, odpowiedział Pan