• Nie Znaleziono Wyników

W ielkie sposoby poprawienia bytu

Skoro dom mój uczciło takie lube goście:

I w kielich się uderzy i nie będziem w poście.

Maria niech się tymczasem w krzątaniu nie leni:

Suto stoły zastawić, nie szczędzić korzeni, Pieprze, bobki, imbiry, cykaty, szafrany;

Bo to ten piękny rycerz w bakaliach chowany.

O winie ja pomyślę.

Antoni Malczewski, Maria

Wchodząc do sali zmarszczyła siępani Chorążyna, postrzegła bowiem,że Ida rozpo­ rządzałausługą.Powtórzyła wezwaniedo stołu iwskazując miejsca gościom zabrała prawe, Marszałkowi dając lewe u wyższego końca. Przy Marszałku z jednej strony stołusiadła Ida, której Pan Podstolic nie pozwolił sobie ustąpić pierwszeństwa; obok Pana Podstolica Sędzia, ina końcu Władysław; zdrugiej strony tuż przy żonie Cho­

rąży; niżej, zapewneprzez wzgląd na przyszłe zięciowstwo, Kapitan; dalej Astolfina końcu Komornik; niższykoniec zajął z Oskaremguwerner.

Podano pierwszą potrawę: byłato zupa z kaczki, wodnista i niesmaczna, pełna węgłówiinnychozdób, zwyczajnych tam,gdzie gospodyni spędzaranek u gotowalni, a kucharz w gorzelni. Żwawodo niej wzięli się niektórzy, a szczególniej domowi.

Marszałek marszczył się, lecz po noclegu w karczmie i po śniadaniu państwa Chorążych,nie był panemswego smaku. Kapitan dowodził, żemodawymagałatylko kosztowaćpotrawę. Komornikniechciałmu z początku wierzyć, jednakże, po pier­

wszej łyżce, dał się do mody nakłonić i prosił o drugą kromkę chleba. Na próżno:

słudzy, zaprzątnieni wyższymi osobami, nie mieli czasu zważać naszary koniec. Pan Podstolic,na sam widok wybornej zupy,straciłdo niejodwagę.

Uważała towszystko Chorążyna ibynajmniej się nie kłopotała. Wszelako, chcąc gości uwagę zwrócić do innegoprzedmiotu, pierwsza się odezwała: - W teraźniej­ szych ciężkich czasach zasłużyłby na uwielbienie, kto by wskazałniezawodne sposo­

by dopolepszenia bytu naszej prowincji.

- Mości panie, rzekł Marszałek, mymężczyźni możemykierować się.

ROZDZIAŁ VIII. WIELKIE SPOSOBY POPRAWIENIA BYTU 125 - A tozwłaszcza jak? - zapytał Chorąży.

- Mości Panie, jedni mogą piastowaćurzędy korzystne, drugim los możepodać w ręce szalęróżnych wydziałówadministracji, gdzie lubo pensyjki są szczupłe, albo nie ma żadnych i człowiek wchodzi na pierwszy szczebel bezfunduszu; zaledwo je­

dnakżesię obejrzy, już mu fortuna podaję rękę, uśmiechasię, otaczago wystawą i na zwaliskach klientów dźwiga dlańkolosdostatków.

- Nie wszyscy mogą być urzędnikami, odezwał się Pan Podstolic.Isami urzędni­

cy,z innych członków narodu ciągnąc nieprawe zyski, o tylesiętylko zbogacają, o ile drudzy ubożeją. A mniezdajesię, że pani Chorążyna chce mówić o polepszeniu bytu wszystkich mieszkańców naszejprowincji.

- Wojna, zawołał Astolf, sama jedna tylko może polepszyć byt wszystkich,jeśli rozsypie kilkaset milionówgotowizny.

- Rząd, wydając pieniądze, mówił Pan Podstolic, darmo ich nie da. Zamieni je tylko nainne wartości. Przeto masa wartości nie pomnoży się, chociażmomentalnie znaków tej wartości, to jest monety, okaże się w obiegu więcej. Wiemy zaś, że nie znakitestanowią dobry byti bogactwo społeczeństwa; lecz suma wartości, pod jaką­ kolwiek ona jest postacią. Nadto, ponieważzakupionaod nas wartość, podczas woj­

ny spożywa się bez reprodukcji; przeto naród ubożeje otyle, ile tej wartości będzie spożyto. To jest: tym bardziej, im więcej rząd podczas wojnyna kupno produktów wydapieniędzy.

- Gdybyśmy mieli tu wojnę, rzekła Chorążyna, moglibyśmy przedawać więcej zboża i drożej.

-Tak jest, wtrącił Chorąży.

- I za wszystko, czego byśmy potrzebowali, płacić takoż drożej, odpowiedział Pan Podstolic. A obliczywszy się, może byśmypostrzegli, że zabawiliśmy się tylko pieniędzmi, jak dziecicackami, nie zostającbynajmniej bogatszymi.

Dodajmyż koszta wojny, które w masie mysami ponosim, nie kto inny;dodaj­

my rekrutów, straty przypadkowe, stratę na koniec nieliczoną, lecz która powinna sięliczyć, to jest stratę tych zarobków, które byśmy w pokojumogli mieć z naszych funduszów, gdybyśmy je zwrócili do przemysłu. Wszystko toprzewyższy nawet po­ zorne korzyści z wojny.

Na nieszczęście powszechnie dają się słyszećwzdychania do wojny, jakbydo le­ karstwa na niedostatek. Leczgdybyśmysięzastanowili, że to lekarstwo jestszkodliw­ sze od samej choroby,przekonalibyśmysię,że tylko nieprzyjacielswego krajuszcze­ rze może pragnąć niepotrzebnej wojny.

- Tak jest,rzekł Chorąży.

-MójJegomość,ozwałsię Sędzia, uważam, że Jegomośćza sposóbdo poprawie­ nia naszego bytupodajesz przemysł, oszczędność i pracę. Ależ mój Jegomość, to są szalenie kłopotliwe rzeczy, ado tego niepewne i bardzo ograniczone: dochódz prze­

mysłuzawsze musi być odpowiedni do użytego w nim kapitału. Byłoby topostępo­ wać krokiem żółwim...

- Bez wątpienia! - przerwałAstolf. Tu trzeba środków prędkichi łatwych; ponie­

waż zwyczajnymi niepodobna przemóc niedostatku.

126 CZĘŚĆ W TÓRA. SZLACHCIC

- Otóż to, rzektChorąży. A jak ja to uważam wszystko, to skarb takoż zwłasz­ cza znaleźć najlepiej. Już ja dawnotakoż szukam. Mój ekonom zwłaszcza, że pod kaplicą...

- Ej,coto skarb mójJegomość! - przerwałSędzia. Ja podaję sposóbprędki,łatwy, lepszyniż wszystkie skarbyświata, doświadczony, gdyż sam go używam, i każdemu otwarty,a tymjest prawo.

- Nie rozumiem, rzekłPan Podstolic.

- Nic trudnego,mój Jegomość. JeżeliJegomość nie masz swego archiwum, mo­ żesz poszperać u sąsiadów, pojeździć po różnych ziemstwach i grodach, a nawet i magistratach, pokwerendować i znaleźć,cobardzołatwo,jakie stare sprawy, przez swoich przodków, lub antecesorówfundí205 zarzucone, zaniedbane, mój Jegomość, albo przez niesprawiedliwość ludzką sponiewierane. Można znaleźć jakie stare do-kumenta, a w potrzebie, kiedy człowiek jest pewnym swej sprawy, można i świeże zrobić starymi, co łatwo przychodzi, byleby aktykację206 tychdokumentów zapisy­ wać w takich aktach, które są spalone albo zatracone. Dolus an virtusquis inhoste requirat207? Zgromadziwszy, mój Jegomość dokumenta, dalejże już rozsyłać pozwy wszystkim obżałowanym, cumomni for mali tatę205, najlepiej o aktorstwo209, ajeśli tego nie można,to choć o zastawi, wygrawszy sprawę,zdobytym majątkiem byt swójpo­ lepszyć. Jeżelizaśstronaupartapójdzie twardo, godzićsięiwziąć odstępne, które,dla uniknienia kosztów prawnych,każdy zapozwany chętnie zapłaci, zwłaszczaumieją­ cemu chodzić koło rzeczy. Wziętezaśpieniądze,mójJegomość, puścić, jak Jegomość mówisz, w reprodukcję, tojest: obrócićje na zapozywanie innych. Tak coraz dalej postępując, możnaprzyjść do wielkich bogactw.

- Wyborny sposób! -rzekł PanPodstolic.Leczpodobno pan Sędzia nieco odstą­ pił odzałożenia paniChorążynej, która chcepolepszenia bytu wszystkich mieszkań­ ców prowincji; według zaś WPanadobrodziejasposobu,jednatylko stronazyskuje, drugatraci.

- Otóż właśnie, podchwycił Sędzia, w tym największa mego sposobuzaleta, że każdemu droga otwarta. Kto dziś przegrał majątek, może jutro zapozwać drugiego i jeszcze większywygrać; a tamten,od którego wygra,może zapozwać znowukogo innego i jeszcze większy wygrać. Seriesinfinita*2'0, mój Jegomość.

- Moja żono! odezwał się Chorąży. Objąwszy rzeczcałą, postrzegłemzwłaszcza wnet, że takożpan Sędzia mówi dobrze. Archiwum ty takoż na papiloty, gdy takoż książek ojcowskich niestało; szpargałymoże zwłaszcza jakieuciebie zostały sięjesz­ cze: wnet takożzwłaszcza przejrzećtrzeba. Jerzy! Wina takoż panu Sędziemu zwła­

szcza, dlaczego nie nalewasz ty?

2115 antecesorzyfundi - dawni właściciele dóbr.

2116 aktykacja - wpisanie do akt.

2117 dolus an virtus quis in hoste requirat (łac.) - „zdrada czy męstwo, wszystko dobre przeciw nieprzyjacielowi” (Wergiliusz, Eneida XI, 390).

2"" cum omni formalitate (łac.) - z całą formalnością.

2,19 o aktorstwo (prawn.) - tu w znaczeniu: o własność.

2111 series infinita - i tak w nieskończoność.

ROZDZIAŁ VIII. WIELKIE SPOSOBY POPRAWIENIA BYTU 127 Zastanowił się był właśnie zaSędzią kamerdyner, dla przemiany butelki. Na roz­ kaz pański pośpieszyłmu nalać kieliszek i,minąwszy koniec szary, resztę jakprawną zdobycz zaniósł do przedpokoju.

Tymczasem podawano sztukamięsa: kawałeczki drobniutkie - i mięso było daw­

ne, iniedobrze oczyszczone. Nie mógłgo jeśćPan Podstolic. Wkrótcenastąpiła mar­ chew, grubo rąbana i pływająca wwodzie. Ta nawet między domowymi amatorów nie znalazła,i, obniesionawkoło stołu, jakby tylkodla okazania gospodarności pani Chorążynej, nietknięta powróciła do przedpokoju.

Nastąpiłanowalija211, czyli non plus ultra212rozkosznego stołu; tak przynajmniej można byłownosić z uśmiechu i prostowania się Chorążego i Oskarka. Był to cie­

trzew, smalony raczej niżeli pieczony; lecz widocznie dla zacniejszych tylko prze­

znaczony osób: kawałeczki bowiem, chociaż podrobione, nie odpowiadały liczbie biesiadujących.

211 nowalija - rzecz, tu: potrawa wyjątkowa.

212 non plus ultra - rzecz doskonała, nieprześcigniona.

211 tradycja - tu: przejęcie własności przez wierzycieli.

IdaiPan Podstolic, zwidocznym zadziwieniem gospodarstwa,przez delikatność dla szarego końca, nie tknęli tego półmiska. Ale cześć, którą mu panSędzia wyrzą­

dził i której Astolf dla produktu swego przemysłu nie ubliżył, tak była serdeczną, że Komornik, guwerner i Oskar, wzroktylko nim nasycili,ostatniemułzy w oczach stanęły.

Bez przerwy toczyły się rozmowy częściowe. Chorążyna coraz cichszym głosem, forsowałaMarszałka o podkomorstwo dla męża, który,pilnie słuchając tej rozmowy, często swoje tak jest dodawał; Astolf z Kapitanem o kamizelkach i innych modnych nabyciachkawalerskichszepcącsobie do ucha, śmielisię wgłos. Komornikprosił gu­

wernera o wytłumaczenie,co mówił Pan Podstolic o wojnie; guwerner, dlaułatwienia postępuwyobrażeń,zacząłod wykładuośmiu części mowy.Sędzia, zakląwszy na se­ kret, obwieszczał Władysławowi, że nadmajątkiem Chorąstwa wisikilka dekretów, zktórychi on samjuż jeden nabył, a zatem lada dzień może nastąpić tradycja213.

Ida ze łzami w oczach przepraszała Pana Podstolica, żebył narażonym na taką niewygodę.

- Proszę Pani zapomnieć o tym, odpowiedział Pan Podstolic. TatroskliwośćPani jest przepowiednią, że najej własnym gospodarstwiebędzie porządniej.

- O, gdyby mitylkoBóg pozwolił mieć własne gospodarstwo! - rzekła wzruszona Ida; zapierwszą poczytałabym powinność zajęcie się gorliwie moim powołaniem.

A wówczasbłagałabym Boga o to szczęście, aby mi zdarzył, choć przejazdem, mieć WPana dobrodzieja w moim domu: przekonałabym go, że słowajego nie zginęły w tym sercu.

- Przyrzekam Pani, że skoro zostaniegospodynią, umyślnie ją odwiedzę. Lecz, moja Pani, dodał Pan Podstolic z uprzejmością, gospodarzyć samajedna nie mo­ żesz, będziesz musiała wybrać gospodarza. Jeżeliż wybór padnie na takiego, który

128 CZĘŚĆ WTÓRA. SZLACHCIC

nie może lub nie chce pojąć obowiązków swego przeznaczeniai nie życzymieć żony gospodyni?

- Moi rodzice, odpowiedziała Ida, rozrządzają mym losem; lecz, ile mi będzie wolno, nie przystanę na takiego.

- Słyszałem, mówił Pan Podstolic, że pewny wojażer...

- Nigdy! - przerwałaIda. Wiem,o kim WPan dobrodziej namieniasz.

- Jeżeli Pani pozwoli otwarcie siebie zapytać?

- Pan Podstolic od dziś dnia ma prawo pytać mnie owszystko: uręczam,że, jak córka odojca,wszystko od niego przyjmę najmilej.

- Zobowiązujeszmię Pani, odpowiedział Pan Podstolic.Wszakżenie nadużyję jej dobroci. Chciałbymtylko wiedzieć zdanie Pani o jednymczłowieku, którego wpraw­ dzie niedawnopoznałem, leczpostrzegłem w nimdobreusposobienie; znałemjego ojca,byliśmy przyjaciółmi; tym bardziej przeto zaczął mię obchodzić los tego mło­ dzieńca. Dostrzegłem, że Pani dla niego nie jesteś osobą obojętną...

- Mości Podstolicu, mówiła zarumieniona Ida, zda mi się, że zgadłam, o kim WPan dobrodziej myślisz.

- Łatwo,odpowiedział Pan Podstolic, zemną tu przybył.

Spuściła oczy Ida, rumieniec jej bardziej się powiększył, przytłumiła westch­ nienie i rzekła: - To jest niepodobieństwo. Moi rodzice nigdybyna tonie przystali.

I on, gdybysię rozpatrzył w stanienaszych interesów, może by życzył sobie świetniej­ szej partii, tym sprawiedliwiej, że nie jest bogatym.Więcej powiem:gdyby nawet i on żądał,ja nigdy nieprzystanę; gdyż zagrodziłabym mu karieręwyższą, do jakiejprzez usposobienieswe jest powołanym. Mam nadzieję,żePan Podstolic przy sobie zatrzy­ ma i przypadkowe wyznanie, którego moja twarzniemogłautaić, i myśli,które, po tym wyznaniu, musiałamWPanu dobrodziejowipowierzyć.

- Moja Pani, rzekłPan Podstolic. Odtąd masz we mnieprawdziwego przyjaciela i w potrzebie ojca. Tak szlachetny sposób myślenia zasługuje na szacunek. Nie trać Pani nadziei wOpatrzności: nic ona niedopuszcza bezpewnego planu; agdy spoiła jednymogniwem dwa serca, nietrudno jej będzie usunąćprzeszkody.

W tym właśnie czasiecietrzew kończył procesję, a Chorąży, postrzegłszyw sło­

wachi oczach Marszałka więcej niżeli sięspodziewał przychylenia się na forsy Chorą-żynej, wyrzekłgłośniej: tak jest ibiorąckieliszek,zawołał: - Zdrowie pana Marszałka!

- Zdrowie pana Marszałka! -razem ozwali sięKapitan, Astolf i Sędzia; Komor­ nik nie miał czym spełniać tego zdrowia, a Pan Podstolic, milcząc, przymknął doust kieliszek.

Wszystkim poważnie ukłonił się Marszałeki rzekł: - Zdrowie pani Chorążynej a przyszłej podkomorzynej!

-Tak jest, dodał Chorąży, alękającsię,żebyna dalsze zdrowia nie zapotrzebowa­

nowięcej wina, zaczął szarować214nogami.

2N szarować - szurać.

ROZDZIAŁ VIII. WIELKIE SPOSOBY POPRAWIENIA BYTU 129 Natychmiast Chorążyna ukłoniła sięMarszałkowi iwstała. Gruchnęły krzesła. - Proszę wybaczyć. - Zimno rzekła Chorążyna, i podawszy Marszałkowirękęprosiła wszystkich do bawialnegopokoju.

Skoro usiedli, odezwał sięKapitan:

- Nie skończyliśmy wniesioną przez Panię Horążynę rozmowę o sposobach polepszenia bytu. Ja też nie jednę-// wolną od zabaw hwilę poświęciłemdumaniu nad tym przedmiotem i, zdaje mi się, że niema lepszy sposob, jak zrobić dobrąpartię, to jest bogato się ożenić.

-Bogateożenienie,podchwyciła Chorążyna przymrużającoczu, pociąga za sobą wielkie wydatki, anawetnierazkończy sięubóstwem, jeżelimężczyzna całąnadzieję poprawienia bytupokłada na posagu żony. Wszakże sięnie mylę?- dodała, obracając się do Pana Podstolica.

- Nikt temunieprzeczy, odpowiedział Pan Podstolic, że mężczyznauniża siebie i naraża się na wielkie nieszczęścia, jeżeli jedynie za posagiem sięupędza.

Z triumfującym gestem kiwała głową Chorążyna, patrząc na Kapitana, który nieprzekonany tym zdaniem zawołał: - Trzeba-//być szalonym,żebyw dzisiejszych powszechnej niedoli latach pojmowaćżonę jedyniedlapięknych oczu! Hyba jeśli kto hceze swoja Amaryląprzy szmerze kaskadówprzepędzać dni na kwileniu piosenków, a zamiast hlebanasycać się wonią różówi lilijów. Ha!ha! ha!

- MościKapitanie, rzekłPan Podstolic, proszęmniezrozumieć. Ja nie dowodzę, że chwalebnie postępuje ten, kto nie mając funduszualbo talentu, z którego by się mógł utrzymać z powiększoną familią, zawiera związki małżeńskie bez względu na przyszłość. Uczciwy człowiek tego się nie dopuści. Lecz nie nazywam i tego uczci­

wym, który nie starając sięo polepszenie swego stanu przez pracę i talentawłasne, leniwyalbo niezdatny,pragnie zbogacić się posagiem. Lenistwo, przy nabytych bez pracy dostatkach, powiększy się jeszcze bardziej, a majątek w rękuleniwego, cho­

ciażby widocznie trwonionym nie byl, przez sam atoli nieład, prawie niewidomie wyślizga się iznika. Cóż wtedy pocznie...

- Temu li najłatwiej zaradzić, przerwał Kapitan. Jak tylko zacznie niedostawać posag, wziąćrozwód i ożenić się z drugą.

- Dziękujęza łaskę! -krzyknęła Chorążyna. A żonażco ma począć?

- Żona, mówił Kapitan, niechaj się postara wyjść zabogatszego. O, nie biorąc posag, to hyba hłop albo lipoetamoże się żenić; a najwięksi, najbogatsiludzie, nawet li monarchowie wyglądają posagu.

- Bez wątpienia, mościpanie, ozwał się Marszałek. Wyspa Xikoko pewno więk­

szemiałaponęty dlaserca chińskiego Cesarza, niżeli dostojna osoba Limpangi, której oblicze, jak mam wiadomość, nigdyprzed oczyma Tao-Kuanga promieniswych nie roztoczyło. Posag, mościPodstolicu, nie jest tamą do szczęścia.

- Nie dowodzę tego, mówił Pan Podstolic; mówię tylko, że nie powinien być pierwszym przymiotem żony, albopierwszym celem kawalera. Ale tak się pospoli­

cie dzieje, że nie zważamy bynajmniej na żadneprzymiotyosobiste, anizastanawia­ my się,czyli charakter, temperamentisposób myślenia upatrzonejosoby stosują się z naszym usposobieniem: posagjest jedynym powabem i jedyną w oczach naszych

130 CZĘŚĆ WTÓRA. SZLACHCIC

pomyślności rękojmią.Nie dbamy oto,że czyniąc nietrafny wybór przymiotówna­ rażamy spokojnośćnaszę domową i sarnęprzyszłą żonę nanieszczęścia,w złym po­ życiu nieuchronne. Dostatki niewynadgrodzą uczuć...

- Alenajuczciwszy człowiek,przerwał Kapitan, nieodrzuci powiększeniemajątku przezposag.

- Uczciwy człowiek, odpowiedziałPanPodstolic, nie szuka w ożenieniupowięk­ szenia majątku, ale domowego szczęścia; boten jest cel tegostanu. Upatruje w żonie przymiotów, którebymuto szczęście zaręczały; znajdzie przy nich posag, przyjmuje chętnie tępomoc;nieznajdzie,nie stoi o to,bo jestpewien,że swoim funduszem albo pracą przyzwoicie utrzyma dom i żonę. A nawet dostatek i przysporzenie funduszu zaręcza mu dobrychprzymiotów żona pewniejniżeli jakikolwiek posag.Dlatego to słuszniemówią: rządna żona wnosisto tysięcy, a przemyślna dwakroć.

- Otóż właśnie, ozwał się Astolf, te przymioty są tak ukryte, tak udawane, iż nikt się nie poszczyci, że się nie ożenił na oślep. A żeniąc się naoślep, lepiej zpie­ niędzmi.

- Tak jest, dodałChorąży.

- Jeszcze co! - podchwyciła Chorążyna. Was to łatwo zgadnąć! Przecież nam więcej zależy na tym,żeby wiedzieć, komu poruczamynasze szczęście i życie. Nam i o przymioty wasze i o majątek bardziej badać się należy, aniżeli wam o nasze.

- Tak jest, pospieszył dodać Chorąży, a Imość dalejmówiła: - Wszakże się nie mylę, mości Podstolicu, że kobiecie przebaczono, jeśli pyta się, jaki mafundusz kawa­

ler? I spojrzała z szyderskim uśmiechemna Kapitana.

- Trafia pani w moje zdanie, odpowiedziałPan Podstolic.Kobieciewypada wej­ rzeć,jaki jest stanmajątku przyszłego męża, albo jakie ma talenta i sposoby, za któ­ rych pomocą będzie mógł utrzymać się z familią. Sposoby bowiem żony są ograni­

czone; jej przeznaczeniemjest czuwać, aby dobrym rządem w domu i przyzwoitą oszczędnością zachowała od straty majątek; a wynalezienie źrzódeł dochodu jest przeznaczeniemmęża.

Wszelako i kobietanie powinna wykraczaćzbyteczną ostrożnością. Postrzegłszy wkawalerze zdatność, pracowitość, rozsądek,chociażbynie miał dostatków, uczciwa kobieta nie pogardzi jegoręką dlaniedostatku blasku;do zapewnienia bowiem przy­

zwoitych wygód, wymienioneprzymioty wystarczą, a szczęście prawdziwe nie zawi­

sło od blasku. Niejest to wprawdzie fundusz pewny na przypadek śmierci męża;lecz największy majątek ulega przypadkom: klęska niespodziana może poźrzeć miliony;

atalentai zdatnościosobiste, póki człowiek żyje,sąpewniejszymfunduszem, niżeli wszelkie dobra zewnętrzne.

- Jak to pewniejszym? - podchwycił Sędzia. Ziemia, mój Jegomość, to grunt.

Ziemi nikt nie odbierze od rozumnego człeka. Intercyzy,zapisy, dożywocia: tosą nie­

zawodnesposoby do osłonienia majątku tak,żepotem anisamo prawo niewynajdzie do odebrania go sposobu.

O, mój jegomość, zawsze to lepiej, kiedy mąż ma co zapisać żonie, albo żona mężowi. Choć po uwikłaniu się w długi, to nic nie znaczy, mój jegomość: można

ROZDZIAŁ VIII. WIELKIE SPOSOBY POPRAWIENIA BYTU 131 antydatować, eliminować,intabulować, aby tylko smarować215. O, niejednemu jasam ocaliłemjuż-jużginącą fortunkę, za pomocążony. I to, mójJegomość,jest dowodem, że prawo najprostszą drogą prowadzi dopoprawienia bytu.

215 intabulować, aby tylko smarować - wpisywać do ksiąg wieczystych; sens wypowiedzi: moż­

na używać różnych oszustw i wybiegów prawniczych dla zysku.

na używać różnych oszustw i wybiegów prawniczych dla zysku.