• Nie Znaleziono Wyników

Rozdział 4. Środowisko pracy i życia urodzonych za granicą pracowników

4.2. Życie w pracy

4.2.2. Infrastruktura

Badani i badane w większości wyrażali względne zadowolenie z infrastruktury uczel-nianej – byli jednak zadowoleni tylko dlatego, ponieważ wiele nie wymagali. Głównym kry-terium oceny miejsca do pracy było dzielenie go ze współpracownikami. Tylko kilka osób dysponowało oddzielnymi gabinetami i te osoby wypowiadały się na temat warunków pracy bardzo pozytywnie. Samodzielny pokój pozwala na spokojną pracę poza domem i jest po-strzegany jako rozwiązanie komfortowe i powiązane ze statusem (przywilej profesorski). Dzielenie pokoju wymaga współpracy – badani zwykle dogadywali się z innymi współpracow-nikami tak, by nie zajmować pokoju w jednym czasie, na przykład organizowali dyżury w inne dni oraz w ogóle bywali w pracy tylko w razie konieczności prowadzenia zajęć i spotkań ze studentami. Drugie kryterium to jakość przestrzeni do pracy – komfort pracy zdecydowanie zwiększały przestrzenie zupełnie nowe lub wyremontowane. Trzecim kryterium była jakość sprzętu – mówimy tu głównie o komputerach. Naukowcy niekorzystający z laboratoriów wskazywali, że nie potrzebują do pracy wiele, właściwie tylko laptopa i biurka, ewentualnie drukarki i biblioteki, więc to, co mają, wystarcza. Jeden wątek się tutaj przewijał – sprzęt komputerowy (zwykle komputery stacjonarne) na miejscu w budynku – były zwykle przesta-rzałe i nieużywane. Powszechnie przyjętą praktyką było korzystanie ze sprzętu prywatnego do pracy zawodowej, zwykle laptopów. Pracownicy decydowali się na takie rozwiązanie częściowo z wygody (i tak już mieli swój sprzęt), częściowo z konieczności (sprzęt na uczelni był niedostosowany do ich potrzeb).

No moim zdaniem warunki są bardzo dobre, przynajmniej tutaj na moim wydziale, tak. Na innych raczej nie, bo o ile słyszałem, na innych wydziałach w jednym pokoju siedzi tam pięć osób, sześć. Ja tutaj mogę... raczej inni pracują w domu, a ja przychodzę tutaj, żeby pracować, bo w domu się nie da (W67).

Ale nie ma mnie w moim biurze tak często, więc szczerze to nie obchodzi mnie to tak bar-dzo (W89).

I wszystkie obiekty są świetne, już od dziesięciu lat, to prawdziwa przyjemność przebywać w tym budynku (W46).

O ile część badanych traktowała dzielenie przestrzeni jako lekką niedogodność, o tyle dla części był to problem. Dzielenie pokoju to mniejsza przestrzeń dla każdej z osób, nie zawsze da się zorganizować obecność w innym czasie niż koledzy, przeszkadza hałas, a także brak klimatyzacji. Nie da się komfortowo pracować. W skrajnych przypadkach na wszyst-kich pracowników danej jednostki naukowej przypadał jeden pokój, a nawet w przypadku remontów zdarzało się, że pracownicy musieli spędzać przerwy na korytarzach. Wśród ta-kich szczególnie złych sytuacji, ewidentnie łamiących przepisy BHP lub uniemożliwiających

sensowną pracę, opisać możemy przydzielenie do pokoju bez możliwości otwarcia okna, brak internetu, przymuszanie do kupowania mebli ze środków grantowych, brak komputerów służbowych, konieczność pożyczania sprzętu w sytuacji awarii komputera służbowego (brak sprzętu zastępczego), organizowanie zajęć w gabinetach i brak dostępu innych pracowników do pokoju w takiej sytuacji.

Wyposażenie sal dydaktycznych zwykle oceniane było negatywnie. Szczególnie źle wypowiadano się na temat jakości sprzętu komputerowego – zwykle był przestarzały i za-niedbany, niekiedy niekompletny (brak zasilaczy, rzutników). Brakowało też jakichkolwiek bardziej zaawansowanych pomocy naukowych, na przykład tablic elektronicznych, słucha-wek. W pracy dydaktycznej przeszkadzały też budynki – źle ogrzewane, niewentylowane, ze słabą akustyką, starymi i niewygodnymi meblami. Zdarzało się, że brakowało sal albo były za małe w stosunku do potrzeb grup zajęciowych.

Jeśli chodzi o uniwersytet, to myślę, że obecne warunki, szczególnie jeśli chodzi o sale zajęciowe, są poniżej standardów. Może się to polepszy, bo remontują wszędzie, sale w tej chwili, mam na-dzieję, że się to poprawi. Ale do teraz byliśmy w zupełnie starych budynkach, czasami na skraju możliwości. W tym sensie, że, na przykład, nie ma wystarczającej wentylacji, sale są za małe, brakuje ławek, więc studenci siedzą bez ławek, tylko gdzieś na krześle. Czasami sale, były takie sale, w których nie mogliśmy otworzyć okien, bo by po prostu spadły. Mamy tam teraz napraw-dę stare budynki. Także akustyka w salach jest czasami naprawnapraw-dę zła. Więc jeśli chodzi o sale, to dużo można poprawić, mam nadzieję, że poprawią, bo właśnie remontują, więc pozytywnie patrzę w przyszłość. Jeśli chodzi o inne warunki pracy, to myślę, że są ok (W70).

W przypadku laboratoriów i sprzętu niezbędnego do pracy naukowej nie tyle jego jakość czy ilość były problemem, co dostępność uwarunkowana polityką zarządzania infrastrukturą. Wskazywano więc na kłopoty z dostępem do infrastruktury rozproszonej geograficznie (na uczelni, w kraju i za granicą) i konieczność outsourcingu analiz, ale też na brak ludzi potrzeb-nych do obsługi zaawansowanego wyposażenia laboratoriów oraz złe zarządzenie sprzętem.

Ja przyjrzałem się laboratoriom i pani powiem tak, jak ja to odbieram. Najważniejsze co jest w każdym laboratorium, w każdej jednostce naukowej, to są ludzie. Jeśli są ludzie, to laboratorium to jest tylko i wyłącznie dodatek. To jest tylko i wyłącznie dodatek (W51).

Jeśli chodzi o prowadzenie badań z kolei, to jest sytuacja bardziej skomplikowana. Infrastruktury badawczej w Polsce nie brakuje, jest ona po prostu kiepsko zarządzana i kiepsko rozłożona (W98). No w ogóle okazało się, że [w sąsiednim zakładzie], u których nigdy nie byłem, stoi sobie taki sam sprzęt jak u nas. No to jest naprawdę, trzydzieści metrów, czy nie lepiej byłoby jeden wspólny sprzęt kupić? Tak, że, no tu mam dużo żalu, ale nie do polskich naukowców jako takich, tylko do sposobu zarządzania (W88).

Nasi badani nie mieli i nie mają problemów z formalnym dostępem do bibliotek i ich za-sobów. Przy czym coraz rzadziej odwiedzają sam budynek, polegają na elektronicznych bazach czasopism, a niekiedy w ogóle nie korzystają z tego, co ta jednostka oferuje. Zdarzało się, że badani w ogóle nie mieli opinii na temat funkcjonowania biblioteki, bo nigdy w niej nie byli.

Właściwie to nie wiem! Nie, nigdy nie spytałem, jeśli chodzi o dostęp do tych artykułów, cza-sopism, bla, bla, bo już znam niektóre z [kraju pochodzenia] lub z innych krajów, ale nauczyłam

się ich, kiedy studiowałam w [kraju pochodzenia], więc jeśli czegoś potrzebuję to wchodzę na te strony internetowe. [...] Myślę, że to OK... bo wszystko mamy w internecie, więc... (W35).

Mniejszość badanych wskazała, że ma dostęp do całej niezbędnej do pracy literatury. Większość stosowała jakieś strategie radzenia sobie w przypadku braku dostępu do książ-ki i/lub artykułu na uczelni. W przypadku niektórych badanych kapitał społeczny w kraju pochodzenia i/lub poprzednich krajach pobytu pozwalał na uzyskanie dostępu do świato-wej literatury naukoświato-wej. Sieć społeczna, składająca się ze znajomych badaczy i badaczek ma dostęp do innych baz danych lub szerszy dostęp do tych samych baz – badani prosili o udostępnienie treści. Przeprowadzali też kwerendy przy okazji wizyt na innych uczelniach. Niekiedy sami mieli uprawnienia do korzystania z bibliotek w innych krajach. Kupowali dru-kowane książki za pośrednictwem znajomych i rodziny mieszkających za granicą. Pożyczali od znajomych książki zagraniczne. Niekiedy podróżowali razem z częścią swojej prywatnej biblioteki drukowanych książek i artykułów. Poza tym korzystali też z innych znanych form poszukiwania literatury. Polegali na szeroko rozumianych zasobach internetowych – w tym w szczególności na publikacjach w otwartym dostępie (open access) oraz stronach haker-skich (głównie Sci‑Hub), o czym piszemy dalej. Przeprowadzali kwerendy krajowe w innym lub tym samym mieście (w skrajnym przypadku to zatrudnienie w jednym mieście i praca w drugim), prosili o pomoc znajomych, nawiązywali kontakt z autorami i autorkami (na portalach ResearchGate lub Academia.edu, ale też mailowo), pobierali publikacje z tych portali, korzystali z dostępu przez członkostwo w towarzystwach naukowych i przez prace w redakcjach czasopism. Badani rzadko wspominali o kupowaniu literatury z prywatnych środków – jeśli już, to ze środków statutowych w swoich uczelniach lub z własnych środków grantowych. Nieliczni wspominali o domowych bibliotekach.

A jeśli chodzi o czasopisma internetowe... Cóż, przywykłem do posiadania tej dużej grupy współ-pracowników, pracujących w różnych miejscach, więc mamy taką grupę wewnętrzną, gdzie dzie-limy się artykułami czy książkami, których potrzebujemy. Więc to tak... Nie muszę się ruszać i gdzieś iść, żeby zdobyć materiały, jestem taka leniwa z tym. Piszę tylko „Hej, potrzebuję tego i tego.” I dostaję to w dziesięć minut. Bardziej tak (W75).

Typowy sposób, to można do autora napisać, proszę o ostatnie dwa artykuły, jestem zaintere-sowany. Też jest taka sieć naukowa typu ResearchGate. Też można przeszukać, co tam jest na ResearchGate i korzystam z tego.

I to działa, to wystarcza?

Tak.

Autorzy odpisują?

No nie zawsze. Są różni ludzie, trzeba zapytać, jakoś tam. Można zapytać kogoś, kto ma tę książkę, może zrobić skan tej książki, jakoś tak (W20).

Uważam, że ten, który szuka, może znaleźć. Oczywiście artykuły są problemem, ale jest Academia. edu, jest ResearchGate, można napisać do autorów, więc to jest bzdura, że ktoś mi mówi, że nie może trafić do artykułu, którego szuka. Bo jest płatny, bo kosztuje 20 albo 30 euro zakup tego artykułu. Tak jest, ale jak ktoś chce, jak mówił mój profesor [nazwisko], nomen omen z mało-polskiego. Bo był z [nazwa miejscowości], jak ktoś chce, ten ma owce. Więc, można mieć owce, jak się chce.

Sci‑Hub albo jakieś takie portale nie do końca legalne, korzysta pan z takich rzeczy?

Nie.

Nie korzystałem ani razu z takich portali, nie korzystałem też z rosyjskich stron internetowych, z zasady unikam korzystania z hakerskich takich sytuacji i staram się w miarę możliwości znaleźć książkę, a jeżeli nie, to mobilizuję wtedy moich znajomych, po całym świecie, od Londynu po Turyn i Albanię, i Rosję, nomen omen i nigdy się nie zawiodłem. To czego szukałem, zawsze znajdowałem (W27).

Badani zwykle szukali więc treści bezpłatnych i łatwo dostępnych i tworzyli na laptopach biblioteki elektroniczne. Krytykowali wysokie opłaty za artykuły i książki, wskazując przy oka-zji, że na podstawie abstraktów nie są w stanie ocenić przydatności publikacji. W wywiadach pytaliśmy wprost o korzystanie z nielegalnych materiałów, nawiązywaliśmy lub nasi badani sami nawiązywali do „rosyjskich stron”, „nieautoryzowanego dostępu”, „baz pirackich” lub po prostu do Sci-Huba. Większość nie widziała w tym problemu. Ewentualne uzasadnienia nawiązywały do idei otwartej nauki i otwartego dostępu do treści naukowych oraz, rzadko, wygody. Część badanych nie znała takich źródeł – ta grupa była średnio starsza niż cała badana próba.

Bo w większości przypadków, jeżeli ktoś publikuje artykuł, on jest na podstawie badań zrobionych w uniwersytecie na przykład, tak? Czasami to są uniwersytety prywatne, czasami są państwowe. Jak to są państwowe uniwersytety, to i tak za tą pracę już zapłacił...

Podatnik.

Podatnik, prawda? I później to wszystko się zbiera, nad czym ja pracowałam, pani pracowała i my to oddajemy do prywatnych korporacji, bo na przykład Elsevier, Springer to wszystko są po prostu bardzo duże firmy, prawda? Wydawnictwa, które później na tym zarabiają pieniądze, przez to, że po prostu publikują to. Dlatego ja jestem bardzo za tym open accessem, gdzie... albo po prostu publikowanie bez... w inny sposób, omijając te wydawnictwa takie bardzo duże. No bo to nie jest normalne. To nie jest realistyczne, żeby zapłacić 35–40 dolarów za artykuł. Dlatego póki jest taki system, że musimy płacić za dostęp do nauki...

To będą sposoby omijania.

To muszą być sposoby omijania. Tak po prostu będzie (W57).

Cóż, myślę, że jest dobrze, ale głównie dlatego że jest taka strona, gdzie można zamówić artykuły jak za darmo. To moje główne źródło. Jest też taki system biblioteczny [...] i możesz się zalogo-wać i tak dalej. Właściwie to znacznie bardziej skomplikowane niż wklejenie adresu ze strony i znalezienie tam tego. (W70)

No i tak, teraz to w zasadzie tylko e-zasoby, [...] powiem, że bardzo często korzystam z Sci-Hub. No bo to jest genialne, po prostu wpisuje się tytuł i się pojawia. No chciałbym, żeby wyszukiwarki w naszej bibliotece w wersji elektronicznej właśnie to robiły, a nie, że klikam Nature, okazuje się, że mamy cztery różne źródła Nature: jedno ma embargo do kiedyś tam, inne od kiedyś tam, no i po prostu, nie to jest za bardzo męczące.

Czyli rozumiem, że nie ma pan takich etycznych wątpliwości związanych z Sci‑Hubem?

Znaczy wiem, że nie powinienem, ale nie mam tak głębokiego poczucia winy, żebym nie korzy-stał (W88).