• Nie Znaleziono Wyników

A jakże tam z gazetami? — pyta się nie­

jeden ciekawy podróżnika, powracającego z Moskwy.

Można odpowiedzieć, że pism jest bardzo dużo, że ich niema wcale, lub wreszcie, że wy­

chodzi tylko jedno — wszystko zależy od indy­

widualnego poglądu na daną sprawę i każde, powyższe wyjaśnienie, łatwo uzasadnić.

Jeżeli przy ocenie znaczenia prasy będzie­

my się kierować ilością i wagą papieru — wów­

czas przyznać należy sowieckiemu dziennikar­

stwu jedno z czołowych miejsc na świecie. Mos­

kwa zalewa formalnie cały kraj stosami druków, a bolszewiccy redaktorzy piszą stale wlorstowe artykuły, powtarzając wciąż to samo — bez zmęczenia i bez litości... Mamy zatem dużo dzienników i dużo stron w każdym numerze.

Jeśli uważa się, że zadanie prasy polega na informowaniu opinji publicznej i s/wobodnem omawianiu aktualnych zagadnień; że dzienni­

karstwo musi posiadać tę swobodę, w przeciw­

nym bowiem wypadku traci wszelkie znaczenie

— wówczas śmiało trzeba stwierdzić, że te nie­

zliczone tomy poczernionego papieru nie stworzą nawet jednego numeru prawdziwego pisma, go­

dnego tego miana.

Wreszcie można mówić o tylko jednem zu- pęipie oficjalnem dziennikarstwie, o gazetach,

10

*

XXV.

przeznaczonych' wyłącznie do szerzenia poglą­

sji bollszewicy zwalczają z równą bezwzględno­

ścią opozycję w druku, czy też w mowie; oni tylko mają monopol na nieomylność i nie wa­

hają się bronić go przy pomocy chociażby naj­

surowszego zarazem najpewniejszego sposobu:

zgniecenia przeciwnika.

Jednak proletariat łaknie wiadomości i chce choć coś czytać; dają mu zatem gazety o róż­

nych nagłówkach, które stanowią faktycznie je­

den organ, a jest on wyrazicielem poglądów rządowych w każdej sprawie. Trudno nawet mówić o jakichś specjalnych harcach sowieckiej cenzury, gdyż całą prasę trzyma władczo Po- litbiuro, jak, nieprzymierzając, trupa ci, którzy go obmywają. Ani jedno zdanie, ba! — żaden znak pisarski nie ujrzy światła dziennego bez uprzedniego przejścia przez lupę partyjną, bez stwierdzenia — czy jest wiernem odbiciem

„oficjalnej" prawdy! Zresztą do takiej tyran ji trzeba uciekać się bardzo rzadko, gdyż redakto­

rzy są specjalnie starannie dobierani; przewa­

żnie ich wypracowania, oraz informacje służą jako ramy dla „wielkich artykułów", wychodzą­

cych z pod pióra wodzów komunizmu i twórców

no deszczu, coraz to nowe trybuny, oraz ich wyrazicielki — gazety. Impulsywność rasy ła­

cińskiej popierała zawsze swobodną wymianę zdań; bolszewicki umysł natomiast jest zupeł­

nie odmienny, co uwydatnia się najlepiej w je­

dnostajnej, kaznodziejskiej, naszpikowanej sta­

tystykami prasie sowieckiej. Ci sztywni rewo­

lucjoniści nigdy nie zrozumieli, że piękno rewo­

lucji nie może polegać tylko na łączeniu równo­

ści i wolności! Ich artykuły, przeważnie bardzo długie i przeładowanee teoretycznemi wywoda­

mi, a zwłaszcza wałkowaniem problemów eko­

nomicznych — są nudne do najwyższego stopnia!

Bywa jednak, że szpalty pism, a głównie Prawdy przeistaczają się w „trybuny oparcia11, coś w rodzaju klubów, w których mówcy Kon­

wentu poddawali ogniowej próbie swój talent oratorski, albo też kończyli wszczęte uprzednio spory; rodzaj wszakże walki na pióra pomiędzy ludźmi, stojącymi u steru — jes^ pomysłem wy­

łącznie sowieckim. Wszyscy pamiętają jeszcze taka, typowa „walkę na noże“, która toczyła się w grudniu 1923 r. z powodu oskarżenia Troc­

kiego.

Podobne zacięte turnieje są jednak rzadkie.

Zwykle czerwoni władcy poprzestają na dru­

kowaniu sześcio- lub ośmiokolumnowych Li­

stów, w których wyjaśniają stosunek marxizmu

Jednym z najbardziej upartych proroków sowieckiego Pathmosu jest Bucharin, o którym Lenin pisał w swoim testamencie, że ma „głowę naładowaną książkami, a nie rozumie zupełnie djalektyki marxizmu“.

149

Oto lista ważniejszych pism codziennych Z. S. S. R. Przedewszystkiem należy wspom­

nieć o „Izwiestjach" („Wiadomości"), oficjalnym organie Praesidium, redagowanym przez towa­

rzysza Wolina. Dalej idzie „Prawda1", w której dawniej stale wypowiadał sie Lenin. Następnie

„Ekonomiczeskaia Żizn" („Życie Gospodar- cze“), prowadzone przez osławionego, krwawe­

go Dzierżyńskiego; tego samego typu są:

„Finansowała Gazieta" („Gazeta Finansowa**), organ ministerstwa skarbu, oraz „Torgowo-Pro- myszlennaja Gazieta" („Gazeta Przemysłowo- Handlowa) — handlu i rzemiosła. Istnieją rów­

nież dzienniki popularne: „Raboczaja Gazieta"

(„Gazeta Robotnicza**) — najtańsze, gdyż nu­

mer kosztuje trzy kopiejki i najlepiej redago­

wane pismo; „Raboczaja Moskwa" („Robotnicza Moskwa**), „Trud" (,,Praca“) organ syndyka­

tów, „Biednota" (,,Nedza“) — światlejszych chłopów i ubogich, „Krasnaja Zwiezda" („Czer­

wona Gwiazda**) — wojskowych i wreszcie ..Gudok" („Gwizdek**) — kolejarzy, ogromnie rozpowszechniony.

Z pośród pism periodycznych najważniejsze są: „Aganiok" (,,0gieniek“) popularyzacyjny mie­

sięcznik w rodzaju francuskiego „Lectures pour toiis"; „Begemot" („Hipopotam**), satyryczny tygodnik na wzór dawnej „Assiette au beurre";

„Smiechacz" („Śmieszek**) i „Krakadil" („Kro- kodyl“) — pisma humorystyczne; „Krasnisport"

(„Czerwony Sport**), „Kraskino" („Czerwony Kinematograf**), „Nowyj Zritiei" („Nowy Widz“)

— tygodnik omawiający sprawy teatralne;

wreszcie „Źurnał dla Zenszczyny" („Dziennik kobiety**) — podający wiadomości z dziedziny mody.

Wszystkie te świstki, od wstrętnej „Praw­

ny" do żartobliwego „Krakadila", od nudnej

„Ekonomiczeskaja Żizni", do frywolnego „Żur- nała dla Zenszcziny" — podporządkowują się obowiązującej dyscyplinie; dziennikarzom zatem nie przeszkadza się kpić ze wszystkiego, za wy­

jątkiem panującego systemu: w tym względzie nie wolno im puścić ani pary z ust! To też spryciarze wyładuwują swą energję na szkalo­

wanie „niecnego Zachodu" i używają!... Prze- dewszystkiem regularnie obrzucają obelgami Francje i Anglję. To chociaż w pewnym stopniu pociesza niezadowolonych, tych, co szukają na- próżno w dziennikach karykatur współczesnych władców, albo polują na błyskotliwe race sa­

tyry, które u nas zawsze skutecznie popychały rydwan rządowy... Moskwa nie może poszczy­

cić się chociażby czemś w rodzaju rzymskiego Becco Giallo! Więc nawet ten pozornie poch­

murny Mussolini zna przecież lepiej wartość żar­

tów niż Zinowjew!

Muszę przyznać, że Sowiety dopięły swego.

Obywatele Z. S. S. R., którzy od ośmiu lat po­

— bowiem nie widzę powodów, dla których miał­

by się skończyć. Polityka Moskwy niewątpli­

wie zdążać będzie w kierunku przeistoczenia ustroju na federację agrarną, albo Wschodnie Stany Zjednoczone o kapitalistycznym syste­

mie. Rządy się zmienią — Sowiety pozostaną jednak u steru, sprawując władze nad państwem, w którem burżuazja dojdzie znów do głosu, a — kto wie? — może nawet nad państwem liberal1- nem...

151

Po Leninie, po trockiźmie, wreszcie po dyk­

taturze „Trójki" przyjdą kolejno inni ludzie, z nimi inne teorje, — pozostanie jednak zawsze sowiecka polityka". Jej wyrazem będzie stale bolszewicka prasa, obecnie przeładowana dys- kretnemi zwierzeniami „Trójki". Cóż to jest właściwie za „Trójka", jakie są jej dzieje? Do­

wiemy się o tem niebawem.

152