Imię iego po zgonie tak ciążyło nad calem imper- jum, że leżąc na maracli sprawował jeszcze rządy.
(Lamartine: „Historja Rosji — Piotr Wielki").
Poprzez otwarte okno dochodzi poważny, miarowy śpiew, a równocześnie widzę kompanję żołnierzy, maszerującą Placem Rewolucji i zdą
żającą ku tajemniczemu sercu Moskwy, Krem
lowi, poprzez bramę iberyjską. To czerwona gwardja powraca z ćwiczeń. Równym, a cięż
kim krokiem docierają do Krasnoj Płoszczadi (Czerwonego Placu — pTzyp. tłum.).
Rzucają się w oczy jego prastare szańce i blanki, kute z bron bramy, kopuły, złote łań
cuchy, ikony (obrazy świętych — przyp. tłum.).
A dalej, już poza murami, na samym końcu pla
cu stoi monstrualna wiręcz, śmieszna, jakgdyby wrośnięta w ziemię, katedra św. Bazylego, chaos kształtów i barw, a jednak powszechnie czczona przez ludność. Zbliska wygląda ta katedra ni- czem spreparowana dla jakiegoś cara-olbrzyma z Kaukazu, a ugniecione iprzez wróżki — ciasto.
Wystarczy zobaczyć aż dwanaście kopuł na- kształt ananasów, pokrzywionych cebul, złotych melonów, karmelowych bulw, czy też wreszcie grusz z cytrynowego drzewa — co kto woli!
Jeżeli się komuś uda oderwać wzrok od tego bajkowego zaiste gmachu, wówczas rzuca
V I
L E N I N U L I A N O W
p rze z N ie m c ó w n a sła n y d o R o s j i, zm arły h e r s z t k om u n istów .
się w oczy na środku placu inny o zgoła od
miennej, całkowicie współczesnej, zatem prymi
tywnej budowie. Jest to zwykły, jasno-orzecho- wy sześciokąt z desek, okolony barjerą z czar
nego metalu; podwójna rampa, oraz rzad strzel
nic zdobią ten jednolity blok, przypominający bardzo żywo motywy z Arki Noego. Tuż nad ziemią są drzwi; wiodą one do piwnicy, tonącej w czerwonem świetle. Na jej straży stoją dwaj żołnierze, niczem kamienne posągi i patrzą so
bie prosto w oczy.
To grobowiec Lenina. Zmumifikowane ciało zmarłego szefa spoczywa w szklanej trumnie, a codzień od 8 do 10 wieczorem wolno je oglą
dać tłumom. To też tworzy się ogonek, sięga
jący często stromych brzegów rzeki Moskwy.
Są tam przeważnie żołnierze, dziewczyny-ko- munistki w kolorowych chustach i nadęci urzę
dnicy w czerwonych rubaszkach (koszulach — przyp. tłum.). Cały ów tłum, typowo rosyjski, cierpliwy, mistycznie nastrojony, a równocześ
nie skory do wymyślań — defiluje przed trupem mordercy Batiuszki (ojczulka, tak nazywali Ros
janie popularnie cara), a ów morderca umiera
jąc, został wodzem wyznawców nowej wiary.
l.enin-bohater, pochowany od osiemnastu miesięcy, czuwa za szybami trumny i obserwuje rozwój swego dzieła, nowego Wschodu. Dziw
nym losów zrządzeniem ten dawny zbrodniarz, nieszczęsny włóczęga, u schyłku życia doczekał sie monarszych zaszczytów, to też mużiki siłą przyzwyczajenia nazywali go również Ba
tiuszką. I był faktycznie ostatnim carem, prze
nosząc się z lichych pokojów umeblowanych na Montparnasse do wspaniałych apartamentów w Kremlu! Czuje to doskonale ów pokorny lud, który wędruje do grobowca i drży przed per
gaminowym obliczem Kałmuka.
4
Czyż na'd zmarłym nie ciąży właśnie pierw
sza od chwili rozpadnięcia się w gruzy świątyni Salomona, budowla Izraela — ten oto blok geo
metryczny o przedpotopowej architekturze, ozdobiony pięcioramienną gwiazdą, z piwnicą, wypełnioną jakąś płomienną, a zarazem martwą jasnościa?
I z dwóch gmachów, sąsiadujących u stóp Kremla na przestrzeni wieków palma starszeń
stwa należy się bez wątpienia nie katedrze o bul
wiastych kopułach, zbudowanej przez Iwana Groźnego, lecz skleconemu z desek w styczniu broda, przymknięte oczy, zadumane i jak gdyby wciąż bujające w obłokach oblicze; wszechwła
dna propaganda wtłacza je przemocą w umysł każdego przechodnia. Widzimy zatem Leninów na różnych wystawach — bez względu na rodzaj towaru — litografowanych, pastelowych, z mo
zaiki, linoleum, na kałamarzach, przyciskach...
Istnieją specjalne sklepy, zajmujące się sprze
dażą postaci czerwonego władcy, zrobionych z kamienia, bronzu, marmuru, porcelany, ala
bastru, gipsu, — słowem z każdego surowca:
nie wliczam tu już Leninów, uwiecznionych przez obiektywy, począwszy od zwykłego zdjęcia fo
tograficznego, a kończąc na filmie — bowiem ilość tych portretów jest mil jon, a może nawet więcej! Ponadto Moskwa może się poszczycić conajmniej dziesięciu tysiącami żywych, fałszo
wanych Leninów, dzięki kunsztowi i egzaltacji wielu obywateli, którzy bardzo zręcznie urabiają sobie twarze, wzorując się na portretach zmar
łego wodza.
50
Podobny objaw zaobserwowaliśmy już w Rzymie, gdzie portrety Mussoliniego są ogromnie rozpowszechnione i pod tym względem wódz faszystów zajmuje drugie miejsce po Le
ninie. Jest to jedna ze wspólnych cech „czar
nych koszul11 i „czerwonej gwiazdy". Rzecz zresztą zupełnie normalna, bowiem wszystkie dyktatury są do siebie podobne.
* * *
Lenin jest bezsprzecznie prorokiem w Sow- depji, a w wielu ważniejszych sprawach radzą s|ę jego słów, niczem jakichś świętych werse
tów nowoczesnego Koranu, czy Ewangelji.
N (owa) E (konomiczna) P (olityka) zakreśla
jąca coraz to szersze koła, wywodzi się przecież
°d Lenina, chociaż ooprawda już od 1921 roku zapowiadał w pamiętnej mowie z listopada, że
><trzeba się cofać“. Od tego czasu zaznaczył się i trwa wciąż odwrót rosyjskich armij ekono
micznych na poprzednio upatrzone pożyci; zo
baczymy niebawem co też pozostanie z komu
nizmu i marksizmu we współczesnem życiu So
wietów? Faktem jest jednak, że to w imię owe- 2o surowego, prawego, oraz ponurego proroka Wschodu poczęto bić i puszczać w obieg nowe Pieniądze. Lenin umarł biedny. Biedny... bo- eaty... czyż te słowa mogą posiadać jakieś zna
czenie dla prawdziwego socjalisty? Czerwony wódz śpi w samem sercu Moskwy, wszakże;
Wzrastające apetyty ludzkie, chęć wzbogacenia sie za wszelką cenę — wszystko krąży wokół niauzoleum. O sto kroków od niego znajdują sie słynne Riady, a tam, za wysokiemi szybami Wystaw sklepowych czai się hydra spekulacji;
na Nikolskiej rozbiła swe namioty czarna gieł
da... Czyżby to był świt Dyrektoriatu?... Zna
ny poeta Tiutczew tak mówi: „Rosji nikt rozu
mem ‘nie obejmie". Wszystko wydaje się efe
merydą w kraju, w którym stulecia są godzina
mi. Rosja podąża chwiejnym krokiem, nie śpie
sząc się, ku nieznanemu celowi. Kto wie, co to będzie? Jak rozgraniczyć wczoraj i dziś?...
0,to widzę przy jednej z najruchliwszych ulic Moskwy sklep aparatów kościelnych o dwu witrynach; za pierwsza znajdują się tiary, cym- borja, tabernakula, za druga — czerwone sztan
dary z obowiązkowym młotem i sierpem. So
wiety wypisują szumne hasła w rodzaju — „re- ligja to opjum ludu", a równocześnie zamykają oczy na tego rodzaju handel. Wszystko jedno!
— mówią. Niczewo! Może Lenin, schodząc w zaświaty, najdokładniej zespolił swój umysł z tą cierpliwą, chwiejną, bezsilną i milczącą d u
szą rosyjską!...
52