• Nie Znaleziono Wyników

CZY TRZEBA WCHODZIĆ W STOSUNKI HANDLOWE Z SOWIETAMI?

Jednego z francuskich pisarzy, który osta­

tnio bawił w Moskwie, spotkała miła niespo­

dzianka: znalazł on na wystawach księgarń tłu­

maczenia swoich dzieł, w pięknych wydaniach ilustrowanych, przyczem nakładca, powodo­

wany jakiemiś szczęśliwemi podszeptami uczci­

wości — podał na specjalnych opaskach ilość wydanych egzemplarzy. W ten sposób wiedział ów autor, że prace jego rozeszły się w osiem­

nastu tysiącach tomów po Rosji sowieckiej.

Była to podwójna niespodzianka, gdyż nie oczekiwał takiego sukcesu — ani on, ani jego wydawca, bowiem obaj nic o tem nie wiedzieli.

Niewątpliwie jakiś zapalony tłumacz zapomniał o... formalności, którem nazywają prawem auto­

ryzacji. Zresztą, któżby pamiętał o takiej dro­

bnostce! To „Copyright",1) (jeżeli już użyjemy żargonu zawodowego) zrodziło się w czasach normalnych... A jednak przecież teraz maja być podjęte stosunki dyplomatyczne i handlowe po­

między Moskwa i Paryżem — tem samem wdro­

ży się postępowanie o wyrównanie rachunków.

Ot — co się nazywa — pieniądze, spadające z nieba!...

XXVII.

*) Wyraz angielski, używany przez nakładców, a ozna­

czający zabezpieczenie praw danego pisarza (przyp.

tłum.)-Tak myślał sobie francuski pisarz, zacierając z radości ręce. Niebawem musiał jednak prze­

trzeć sobie... oczy, kiedy z kapeluszem w ręku poszedł prosić dłużnika, aby zechciał coś zapła­

cić. Tym dłużnikiem był sam rząd sowiecki, ponieważ on tylko jeden obecnie w Rosji, we­

dług obowiązujących ustaw, ma prawo zajmo­

wania sie handlem.

Wyśmiano naszego autora i powiedziano mu, że ponieważ kilku francuskich nakładców wydało, nie posiadając, pozwolenia, dzieła Toł­

stoja i Dostojewskiego, zatem bolszewicki na­

kładca - Z. S. S. R , tytułem odwetu, uważa się za uprawnionego czerpać z całej francuskiej lite­

ratury — przeszłej, współczesnej, a nawet przy­

szłej — nie płacąc ani kopiejki zainteresowanym w tym względzie czynnikom.

To nie są bajki! Powieściopisarzem, któ­

remu zdarzyła sie powyżej opisana przygoda

— jestem ja we własnej osobie, a opowiadam ją nie w zamiarze chwalenia się, lecz dlatego, że ta cała historja rzuca — mem zdaniem — pewne światło na problem stosunków francusko-sowiec- kich.

Nie trzeba zatem wchodzić w układy han­

dlowe z Rosją?...

Nie chce tego twierdzić, gdyż posadzonoby mnie o popieranie Niemców, którzy — jak cho­

dzą słuchy — sprzedają rządowi sowieckiemu ogromne ilości towarów; wszystko jednak poz­

wala przypuszczać, że niemieccy eksporterzy domagają sie gwarancyj, co jest przykładem, godnym naśladowania. Każcie sobie zatem pła­

cić z góry! — oto rada, jaką przedewszystkiem udzielić mogę rodakom, na podstawie osobistego doświadczenia...

159

Obdarzono mnie w Moskwie, w rządowych biurach, całym stosem traktacików, statystyk, bilansów i tablic porównawczych — nie mam je­

dnak zamiaru publikować tego, skądinąd może nawet ciekawego materiału, ani go też analizo­

wać, bowiem owemi „dokumentami*1 szafują hojnie w Paryżu, ofiarowując je na każdym kro­

ku zainteresowanym czynnikom. Zajmuje się tom p. Krassin, który jest równocześnie — jeśli sie nie mylę — ambasadorem sowieckim we Francji i komisarzem ludowym do spraw handlu zagranicznego.

Nie przeczę, że system handlowy Z. S. S.

R., skupiający wszystko w rękach rządu, ogro­

mnie ułatwia zawieranie większych tranzakcji, czem szczyci się Moskwa. W broszurze pro­

pagandowej, która niebawem rozrzuci wszędzie Komintern, jakiś anonimowy autor oświadcza, że tylko wówczas można mówić o mniejwięcej ustalonym w rublach i pudach bilansie wwozu, oraz wywozu, — jeżeli rząd zechce sam wszys­

tko sprzedawać i wszystko kupować.

Cała prasa sowiecka podejmuje na różne tony motywy tego etatycznego hymnu i publi­

kuje artykuły, najeżone kolumnami cyfr, które mają wykazać korzyści takiego monopolu, oraz

„bezwzględnej kontroli**. Unicestwiając rzeko­

mo dzięki temu systemowi „wszelkie niedoma­

gania, wytworzone przez konkurencję i podbija­

nie cen, spowodowane chciwością kupców** — Sowiety zamierzają sprzedawać po najwyższych cenach lien, zboże, surowce, a kupować, możli­

wie najtaniej, nasze wyroby: maszyny, narzę­

dzia, materjały i produkty przemysłowe.

Wszystko wygląda na pozór bardzo ładnie, tylko nie wolno zapominać, że wchodzą tu w grę dwie osoby i że w każdej tranzakcji handlowej

160

jest sprzedający, oraz kupujący. Czyż Moskwa ma nadzieje skłonienia przeciwnej strony, aby wszystkie swoje zyski złożyła na ołtarzu so­

wieckich trustów?... Nie — Moskwa wątpi i nie wierzy już w cuda!

Nic też dziwnego, że rosyjski etatyzm od- dawna zbladł, jeżeli się tak można wyrazić. Toć przecież żywotność tego systemu zależy od im­

portu i kredytu. Rubel ustabilizuje się tyJko wówczas, jeśli wieśniacy obdarza zaufaniem państwo, które kupuje zbiory, — a Moskwa wie doskonale, że mużik jedynie wówczas ufa, skoro może natychmiast wymienić swe papierki na to­

wary.

Sowiety potrzebują pomocy państw kapita­

listycznych — to rzecz jasna. 'Dlatego też spuś­

ciły one z tonu, oświadczając wszakże przy każ­

dej sposobności, że z chwilą przywrócenia rów­

nowagi finansowej i odbudowania t. zw. cięż­

kiego przemysłu „podstawowej ostoi socjaliz­

mu" — będą mogli podjąć walkę do upadłego z burżuazją.

Nie wiemy doprawdy, jak takie plany naz­

wać — blagą, wiecowa gadaniną, czy też dema- gogją?... Musimy wszakże pamiętać, o parokro­

tnych już oświadczeniach bolszewików, że „umo­

wy, zawarte z państwami kapitalistycznemi, za­

tem nielegalnemi, posiadają swoją moc tylko wówczas, jeżeli służą interesom proletariatu".

Wiemy teraz, czego się trzymać!

Ta sprawa stosunków gospodarczych i han­

dlowych jest jednak zbyt skomplikowana i wa­

żna, aby można ją było tu omawiać, gdyż sama przez się wymaga długiej serji artykułów. Mo­

jem zdaniem stanowisko Z. S. S. R. w kwestji długów nakazuje nam ostrożność.

li

161

Czy znajdziemy w nowej Rosji te rynki zbytu, które obiecano naszym kupcom — od­

powie na to przyszłość. Moim obowiązkiem jest stwierdzić, na podstawie poczynionych skromnych spostrzeżeń, że zyski z tych tranz- akcyj nie pokryją szkód, jakie wyrządzić mo­

że propaganda, bowiem zawsze Sowiety i ko­

munizm trzymały sie razem, kiedy chodziło o dobicie targu...

162