Nie robiłem żadnych wywiacTów, a jedynie od czasu do czasu wdawałem się w dyskusje z dygnitarzami sowieckimi. Pewnego dnia za
pytałem Kamieniewa:
— Co pan sądzi o sposobie odtwarzania obecnego życia Rosji przez komunistów fran
cuskich?
— Nic nie sądzę i nie wiem. gdyż nigdy nie mam czasu na czytanie Humanitś"
Oto. co się zowie kapitalna odpowiedź! Nie- lada gratka dla każdego dziennikarza!
Kamieniew częstuje mnie papierosami, pod
suwając dwa mahoniowe pudełka, przyczem sam pali bez przerwy. Sprawia on wrażenie so- Jideeo i schludnego przemysłowca, a jest bodaj iedVnvm przyzwoicie ubranym człowiekiem, z którvm zetknąłem się w tem mieście. Należy do czołowych bezsprzecznie osobistości Z. S. Ś.
R.> piastując urząd prezesa S. T. O., szefa trzech ministerstw i burmistrza Moskwy.
— Tak, panie, rządzimy dużem państwem!
— powiada, a stalowe jego źrenice patrzą ba
dawczo.
Czuję wówczas doskonale, że, jak Marksizm nie mógł przeciwstawić się powroto
wi normalnego handlu — podobnie międzyna
rodówka nie zdoła zahamować rozwoju nacjo-
"alizmu, czy też internacjonalizmu Kamieniewa.
Musłałem wytknąć mu JećTnalc, że chetnle hasa na koniku patriotyzmu tylko w Moskwie, nato
miast poza granicami sowieckiemi z patosem głosi „ogólnoludzkie" zasady. Nie podobało się to bolszewickiemu dygnitarzowi.
— Wy z krajów łacińskich i z Zachodu — o'dparf — nie chcecie zrozumieć, że Trzecia Międzynarodówka i Sowdepja. to dwie zupełnie różne rzeczy!....
— Ależ przeciwnie! — zawołałem — rozu
miemy to dotsJconale! Międzynarodówka służv 'do szerzenia atvmilitarvstvc.7nvch posrladrtw na Zachodzie, a Sowiety natomiast rozstrzeliwuia bez pardonu każdeeo, kto usiłuje wprowadzić ferment w szeregach czerwonej armji.
— Pan wciąż powraca jeszcze rdo historji z Marokiem?....
— Tak. wciąż powracam!
— Pan jest w błędzie. Nie występowaliśmy tam przeciwko Francji.
— Napewno?
— Bez wątpienia!
— Ani Sowiety, ani międzynarodówka?
— Ależ trzeba rozróżniać!.... przed chwilą mówiłem panu...
— Nie zapomniałem!... nie wie pańska rzą
dowa prawica, co czyni międzynarodowa i dok
trynerska lewica! A jednak obie te ręce do pa
na należą, jako piastującego urząd szefa Sowie
tów i partji zarazem. Pazwolę sobie zadać inne pytanie: coby pan tak zrobił, gdyby np. am
basador Francji nawiązał stosunki i popierał obywateli rosyjskich, zamierzających dojść do władzy po uprzedniem zamordowaniu pana?
Kamieniew nie odpowiada; częstuje mnie papierosem i czeka dalszego ciągu. Nie oszczę
dzam go zupełnie.
— W ambasadzie sowieckiej w Paryżu spotkałem Jednego z moich kolegów redaktora M. A. D.. który w swym dziennikn wciąż wypi
suje, że zbliża sie chwila rozstrzelania rzarfu a przy tej okazji upuszczenia krwi naru milloni- kom burżujów. Czyż te dwa obrazki nie odpo
wiadają sobie wzajemnie?
— Nie.
— Aha!
— Nie, gdyż w Paryżu, człowiek, o którym pan mówi należy do partii komunistycznej prawnie uznanej przez Francie. Tymczasem w Moskwie obywatela niesowieckich przekonań
uważa sie za kontrrewolucjonistę I...
— Rozumiem...
• • *
Nas,za rozmowa zaszła na inne tory. Opo
wiadałem że na ulicach Moskwv spowiadała na mój granatowy garnitur z oburzeniem, wołaiac
„wstrętny burżuj*4 i to wskutek tak rzekomo
••skandalicznej** elegancji.
— Mam wrażenie — dodałem — że pań
skie ubranie w niczem sie nie różni od moiego.
Zatem r>an iest również „wstrętnym burżu- jem“ ?...
— Przenigdy, ani pan. ani ja...
Wówczas pomyślałem że nades7ła właśnie odoowiednia chwila, aby no^tawić następcy
Le
nina małe pytanko tej treści:
— Co to właściwie znaczy burżuj?
Musze przyznać, że to pytanko sprawiło wiele kłopotu p. Kamieniewowi: poczerwieniał, zakaszlał sie i naciskając guzik dzwonka elek
trycznego odpow?edział dosłownie:
— Każe przynieść Konstytucję.
71
Dla mnie Ti dla wszystkich „'drobnych bur
żujów z Zachodu") większe znaczenie posiadał osobisty pogląd p. Kamieniewa. niż rozkaz so
wiecki dotyczący ograniczeń prawa glosowa
nia. lub kilka frazesów z manifestu z 1848 roku
— co chciał mi właśnie odczytać bolszewicki dygnitarz. Starałem sie zatem go przekonać, aby dał spokój z dzwonieniem, a gdy w dodat
ku nikt sie nie zjawił, następca Lenina, opano
wawszy sie nieco, powiedział:
— W gruncie rzeczy to przecież takie pros
te: burżuje to wyzyskiwacze!
— Wyzyskiwacze? — zapytałem, udając ogromne zdumienie.
— Więc pomimo rewolucji oni jeszcze ist
nieją?
— Pan wie doskonale — odparł prezes S.
T. O. — że nie mogliśmy wytępić wszystkich, ani zrównać płac. Znaiduiemy się obecnie w okresie przejściowym. Faktem iest niestety, źe nie zrealizowaliśmy zupełnie zasad komunis
tycznych.
— Zatem komuniści są w opozycji?
— Przeciwnie znajdują się u steru. Prole
tariat sprawnie dvktatnr«ka władze i stwier
dzam, że kapitalizm państwowy, system burżuj- ski w dłoniach burżujów przestaje nim bvć, kie
dy przechodzi w ręce chłopów i robotników.
— Pomówimy jeszcze o tem. Co się tyczy zrównania płac. to opowiadano mi. że w Baku inżynierowie dostają 180 rubli miesięcznie, a ro
botnicy — 18.
— Nie możemy płacić wszystkim po 180 rubli.
— Moglibyście jednak dać każdemu po 18, co byłoby zgodne z duchem równości, propago
wanym przez rewolucję.
72
— Niema ntgcłzle mowy o fem, że praca ręczna musi być trakowaa równorzędnie z umy
słową.
— Zatem wynagradzacie inteligencję?
— Tak. iuż. niewątpliwie, „gnębić" tvch funkcjonariu
szy. którzy są. coprawda. „jego ludźmi“ jednak zarabiała dwadzieścia razy więcej a jedzą, co- naimniej pięćdziesiąt razy lepiej. Założyłbym się że wzmiankowany „dyktator" wolałby posia
dać wiecei rubli niż... zaszczytów. zrealizowaliśmy postulatów komunizmu, ale za dwadzieścia naiwyżej trzydzieści lat Z. S. S.
R. przejdzie wszystkie fazy ewolucji i będzie wzorem państwa o systemie socialistvcznvm.
— Z zaistrzeżeniem, że ta ewolucja nie pój
dzie w zgoła odmiennym kierunku, wytwarza
jąc federacje państw konserwatywnych, która będzie kordonem ochronnym pomiędzy czer- wieńszą od was Azją i Europa. Nie żartuję. Her- riot pozwał Krassina przed Wasz trybunał... za dwadzieścia lat. Herriot mówił: „zobaczymy, Czyście w tym czasie więcej zachowali, czyśmy vięce] zdobyli ?“
73
— Zobaczymy,
— Lecz, jeśli za lat dwadzieścia będziemy czerwoni, czy wówczas wy, burżuje wyślecie do nas ambasadorów?...
Usłyszałem tylko potężną Jćaskadę śmie
chu, która cichła powoli w miarę jak schodziłem
i piętra.., . , . *