• Nie Znaleziono Wyników

KOMFORT I GRANICE DOMU

KOMFORT I DYSKOMFORT. OSIE KONFLIKTU

ATMOSFERA WYWIADU/PROBLEMY Z PROWADZENIEM WYWIADU:

1.1. KOMFORT I GRANICE DOMU

Otwieram tym co chcę, tym, z którymi jestem umówiona i jak mam ochotę otwierać wszystkim drzwi. Bo to ja decyduję, kto do mojego domu wchodzi. (Grażyna Lis)

Najbardziej chyba podstawowym doświadczeniem wiążącym się z zamieszkiwaniem jest rozróżnienie pomiędzy domem a jego otoczeniem. Ta granica oddziela to, co jest „swoje” i to, co „obce”, to, co wewnętrzne, a co zewnętrzne, co bezpieczne, a co wrogie. Sam proces jej wytyczania wydaje się być uniwersalny, choć przyjmować może różne formy. Zazwyczaj granice te są zmaterializowane, w postaci ścian, drzwi, płotów i murów, czasem tylko symbolicznie zaznaczane, w postaci na przykład palików wbijanych w ziemię lub rozpalanego ognia (Dovy 1983: 39, Hanson 2003: wstęp), czasem wyłącznie konceptualne, na zasadzie rozróżniania czynności „domowych” i „nie domowych” albo przestrzeni dostępnej i niedostępnej obcym.

Innymi słowy, mieszkać oznacza tyle, co segmentować niezróżnicowane otoczenie w pewną związaną, skategoryzowaną przestrzeń (zob. Kent 1991: 438-473), czy też przyjąć pewien system klasyfikacji przestrzeni na domową i nie domową.

Dla refleksji nad związkiem pomiędzy utrzymywaniem stabilności domowych granic a poczuciem komfortu ważne jest pytanie o przebieg i konsekwencje procesów oraz praktyk utrwalających lub zmieniających granice, o sytuacje przesuwania, naruszania i chwilowego zawieszania tych granic. Dość kluczowa w tym kontekście jest kwestia bezpieczeństwa, szczególnie, że dom bywa wręcz określany mianem „schronienia”. Najogólniej bezpieczeństwo to wyraża się w poczuciu kontroli i przewidywalności, w odróżnieniu od niestabilności tego, co obce i na zewnątrz. Ta dychotomia często porównywana jest do rozróżnienia między chaosem a kosmosem (Eliade 1974, Bourdieu 2007), odnajduje się ją w mitach, archetypach i ludowych zwyczajach (Stomma 1986, Benedyktowicz 1992, Kunicka 1979):

Rzeczą znamienną dla społeczeństw tradycyjnych jest rozróżnienie, jakim przeciwstawiają swe zasiedlone terytorium obszarowi nieznanemu i nieokreślonemu, który je otacza: ich okolice to „świat”

(ściślej rzecz biorąc „nasz świat”), kosmos; reszta —to już nie kosmos, to coś w rodzaju „zaświatu”, obszar obcy, bezładny, zamieszkały przez poczwary, demony, obcych, (Eliade 1974: 125)

Jak i w przypadku innych binarnych opozycji, najbardziej interesujące jest przyjrzenie się temu, co pomiędzy – obszarom mediacyjnym (w przypadku zamieszkiwania – temu, co znajduje się

161 pomiędzy domem a światem zewnętrznym), co pozwala jeszcze wyraźniej zobaczyć siłę procesów klasyfikacyjnych. Ciekawie pisze na ten temat Edmund Leach, odnosząc się do obszarów granicznych ciała (uzasadniając specyficzny charakter struktur mediacyjnych podobnie zresztą, jak czyni to Mary Douglas): „(…)pośrednie kategorie utrudniają, komplikują ustanowienie jednolitej i uporządkowanej wizji świata. Aby móc jednoznacznie klasyfikować, trzeba stłumić wszystko to, co znajduje się na granicy klas” (Stomma 1986: 96-7). Dlatego też zjawiska o charakterze mediacyjnym obejmowane są w kulturze zakazami– stają się tabu. Ma to doprowadzić do ich „wyrzucenia poza margines uspołecznionego, apoznania, porzucenia i mutatis mutandis umożliwić stworzenie ‘czystej’ dychotomicznej klasyfikacji” (Tamże: 97). W kulturze ludowej odnajdziemy wiele tabu wiążących się z mediacyjnym obszarem domu, a więc progiem, obejściem, drzwiami oraz magicznych obrzędów, jakie je otaczały. Van Gennep (2006) wymienia rytuały przejścia, na które składają się wyjście, faza marginesu i włączenie oraz ochrona; niektóre z tych dawnych obrzędów przetrwały zresztą do dzisiaj, jak na przykład

„rytuał włączania” w postaci „parapetówki”, rytuał przejścia w postaci przeniesienia przez próg panny młodej, rytuały ochronne, jak zwyczaj niewitania się w progu lub wieszania krzyża nad drzwiami. Niektórzy znają jeszcze przesąd zabraniający ciężarnej kobiecie zaglądania w dziurkę od klucza, a po urodzeniu przejścia przez próg lewą nogą. Wiele innych, interesujących przykładów dostarczają m.in. Ludwik Stomma i Barbara Kunicka:

Po urodzeniu natomiast: wszystkie drzwi powinny być mocno zamknięte, a dziurki od klucza pozatykane, lub też zamek powinien być zawiązany niebieskim fartuchem; okno ma być zasłonięte (…) Jeżeliby ktoś w dziurkę wywierconą w drzewie [...] włożył trochę włosów jakiejś dziewczyny i tam je zaszpuntował kołkiem, to ta dziewczyna nie wyda się tak długo, dopóki się tych włosów stamtąd nie wydobędzie (Stomma 1986: 109)

(…) próg jest miejscem ciągłego przekraczania granicy, dlatego też otaczała go duża obrzędowość.

Obawiano się, że złe moce z zewnątrz mogą wkroczyć do zewnątrz i każdorazowo potrzebna było stosowanie obrzędów. Na progu nie wolno się witać, siadać, kobieta w ciąży nie mogła wylewać wody by dziecko nie zwracało pokarmu, po urodzeniu dziecka kobieta nie mogła wyjść z domu zanim nie nastąpił obrzęd wywodu (Kunicka 1979: 191)

Przyjęcie, że zwyczaj wytyczania granicy jest uniwersalną praktyką kulturową, nie oznacza jednak, że równie uniwersalna jest koncepcja prywatności. Kluczową różnicą pomiędzy granicą dom-nie dom, a granicą prywatne-publiczne jest sposób rozumienia obcości, obecny w tych dwóch formach rozróżnień. Jak już wspomniano w poprzednim rozdziale, w kulturze zachodnioeuropejskiej stosunkowo późno poza granicę domu zaczęła przesuwać się

162 służba, sfera zawodowa, sąsiedzka i krąg przyjaciół. Wraz z tym procesem podział swoje-obce przesunął się w kierunku dychotomii prywatne-publiczne (dziś z kolei nowe media przyniosły sytuację, w której to, co publiczne wdziera się do domu, zaś to, co intymne zostaje upublicznione). Tym, co chyba najważniejsze dla koncepcji prywatności, jest przesunięcie akcentu z lęku przed obcym rozumianym jako zagrożenie fizyczne czy dotykające ciągłości grupy na charakterystyczny dla współczesności lęk przed zakłóceniem poczucia swobody, poczucia kontroli nad sposobem działania (opisywany szerzej w podrozdziale „Za kulisami”).

Nie oznacza to, że zanikł wspomniany dualizm „sacrum-profanum” albo że nieobecne są lęki przed tym, co obce, nieczyste i złe. Wydaje się jednak, że stosunkowo nowym konceptem, a przynajmniej bardzo silnie dzisiaj akcentowanym, jest swoboda, związana ze zmianą więzi społecznych (Marody, Giza-Poleszczuk 2004) za którą podąża ewolucją poczucia wstydu i zakłopotania (Elias 1980), o czym mowa będzie w dalszej części rozdziału.

Przykład, jaki przytoczę za bardzo ciekawym artykułem Perli Korosec-Serfaty (2003: 66-86), ukazuje istotność swobody jako aspektu prywatności poprzez obserwację reakcji na jej naruszenie. Autorka rozmawiała z osobami, które padły ofiarą włamania. Okazuje się, że jednym z najbardziej traumatycznych przeżyć dla tych osób było nie tyle poczucie zagrożenia życia lub utraty mienia, ale wrażenie bycia podglądanym – uczucie, że naruszono prywatność.

Mieszkańcy nie byli w stanie odzyskać dawnego poczucia nieskrępowania, wynikającego z przeświadczenia o możliwości schowaniu się za kulisy, gdzie można „być sobą” (złodziej zaglądał do zdjęć, bielizny, lodówki, widział to, co na co dzień chowa się przed cudzym wzrokiem). Podobnie na temat doświadczenia włamania wypowiadał się jeden z badanych w projekcie „Formy zamieszkiwania”:

M, 65: […] ja mam dom zabezpieczony, no ale też zabezpieczony dlatego, że ktoś się już raz włamał mi i narobił w domu strasznego bigosu. I tu nie chodzi o to, że ten ktoś wszedł i ukradł mi coś z tego domu, tylko najgorsze jest to, że po moim domu łaził ktoś, kto nie miał prawa łazić po tym domu. Czyli buciorami chodził po moim dywanie, otwarł moją szufladę, którą tylko ja mogę otworzyć czy moja żona, bo wyłamał tam zamki, czy coś takiego. Tu chodzi o to, o to głównie.

Przyjrzyjmy się teraz dokładniej istotnym wymiarom prywatności, a więc poczuciu kontroli i swobody, także w jej cielesnym aspekcie.

163 1.1.1. PRYWATNOŚĆ