• Nie Znaleziono Wyników

MIESZKAŃCY. PODZIAŁ RÓL, OSIE KONFLIKTU

KOMFORT I DYSKOMFORT. OSIE KONFLIKTU

MIESZKAŃCY. PODZIAŁ RÓL, OSIE KONFLIKTU

Gosia i Kuba to młode małżeństwo z dwójką dzieci. Zośka, starsza, ma 8 lat, młodszy Leon 2 i pół roku. Kuba jest absolwentem humanistycznych studiów, a obecnie pracuje w organizacji pozarządowej, Gosia właśnie kończy studia (też humanistyczne) – zaocznie, oprócz tego pracuje w dużej korporacji. Oboje są w okolicach trzydziestki. Dzieci wesołe i towarzyskie, jednak nie brały udziału w wywiadzie – Leon jest na to za mały, Zosia oglądała ulubioną bajkę.

123 Gosia sprawiała początkowo wrażenie dominującej. Często zdarzało jej się korygować męża, przerywać mu, dopowiadać mu kwestie czy wręcz stawiać go w krepującej sytuacji (na przykład wykazując, że on nie pamięta czegoś, co powinien). Odniosłam jednak wrażenie, że jest to przykład częstego zjawiska, jakie zaobserwowałam podczas wywiadów – pozornej dominacji kobiet, które sprawują władzę nad przestrzenią domową, będąc jednocześnie w podległej pozycji względem męskich partnerów na innych polach. Na tę zależność zwracało już uwagę wielu autorów krytykujących zakorzeniony kulturowo podział na prywatną przestrzeń domu – domenę kobiet i przestrzeń publiczną zarezerwowaną dla mężczyzn (zob. np. Cieraad 2006, Hollows 2008, Duch-Krzysztoszek 2007). Przysłuchując się wypowiedziom pary, zauważyłam, że Kuba jest osobą bardziej stabilną i pewną siebie, bardziej otwartą na kontakty towarzyskie, Gosia zaś często kieruje w jego stronę złośliwe docinki, sugerujące że jej zaangażowanie w dom jest większe, że on jest nieobecny nawet będąc w domu (a jest w nim za rzadko). Urządzenie mieszkania jest prawie wyłącznie dziełem Gosi („Jak tylko zobaczyliśmy to mieszkanie, to ja już siedziałam i rysowałam, gdzie co poustawiać. No, ja to lubię bardzo nie. To było obmyślone”), jednak aktywność Kuby „na zewnątrz” wydaje się po prostu dla niego ważniejsza na tyle, że „wewnątrz” ustępuje miejsca żonie.

Para jest dość zdecydowana w swoich sądach estetycznych, oglądając prezentowane przeze mnie wnętrza wypowiadają się kategorycznie, nazywając poszczególne style i oceniając nawet autentyczność antyków (Gosia jest córką historyka sztuki) – manifestując w ten sposób wysokość swojego kulturowego kapitału. Wysoka refleksyjność dotycząca mieszkania i jego wystroju przejawia się w tym, że rozmowa, jaką prowadzimy, ewidentnie nie jest dla nich czymś nowym; widać, że wielokrotnie omawiali kwestie, o które pytam.

ATMOSFERA WYWIADU

Atmosfera była raczej przyjazna i nieformalna, mówiliśmy sobie na „ty”. Mimo to odczuwalna była delikatna bariera pomiędzy badaczem a rozmówcami. Kuba o wiele bardziej niż Gosia był chętny do wzięcia udziału w badaniu, jego żonę trzeba trochę namawiać, bała się jak wypadnie i traktowała wywiad jako rodzaj testu. Podczas rozmowy czasami obecne były drobne napięcia pomiędzy małżonkami, co wpływało na kształt ich wypowiedzi – mam wrażenie, że pewne twierdzenia bywały przejaskrawiane dla samej przyjemności polemiki z partnerem – mam tu na myśli typową sytuację przejmowania na zmianę ról, kiedy to bierna postawa jednego partnera wywołuje u drugiego intensyfikację postawy aktywnej, gdy spokój jednego przekłada się na zwiększoną nerwowość drugiego, etc. (zob. np. Berne 2005).

124 KOMFORT

W podejściu Gosi i Kuby do kategorii komfortu sporo jest wspólnych elementów, czasem tylko na różne sposoby przepracowywanych. Jedna z najważniejszych kategorii dotyczy przenikalności granic domu. Dyskomfort w ich przypadku w znacznej mierze wywoływały sytuacje w których niechciany intruz – włamywacz, ogień, woda (zalanie), hałas, insekty – wkraczał na teren mieszkania. Kolejna ważna granica przebiega na linii ja-inni domownicy. U Gosi ta granica wyraża się dosłownie w potrzebie fizycznego zamknięcia mieszkania, na klucz. U Kuby jest to raczej, jak mówi Gosia, umiejętność by „zamknąć się, nie zamykając drzwi” – Kuba umie dać się na tyle pochłonąć pracy, by ignorować sygnały zewnętrzne.

Dla obu moich rozmówców ważna jest też kontrola nad ilością i położeniem przedmiotów. Obecnie miewają poczucie przytłoczenia ilością rozmaitych obiektów, które z powodu braku miejsca w szafach i na regałach zaczynają krążyć chaotycznie po mieszkaniu.

Wątek dodatkowej szafy i regałów pojawia się w rozmowie często jako najważniejsza rzecz do zmiany:

GK: Denerwuje mnie brak miejsca i nadmiar przedmiotów. Myśleliśmy, że jak kupimy sobie szafy duże, to tam wszystko pochowamy. Ale tak nie jest. I wszystko leży oczywiście na wierzchu. Także… Trochę mnie ten bałagan ogólny denerwuje.

Ostatnim dominującym wątkiem, łączącym się w dużej mierze z poprzednim, jest ergonomia i praktyczność rozwiązań. Obecny układ mieszkania domownicy chwalą jako

„funkcjonalny” i „ergonomiczny”, ważne jest dla nich, że przestrzeń jest „wykorzystana”. Gosia przyznaje, że od dzieciństwa jej ulubioną lekturą są katalogi IKEI, skąd czerpie inspiracje swoich

„praktycznych” rozwiązań przestrzennych.

INNE UWAGI

Wywiad z Gosią i Kubą, pomimo nieformalnego charakteru rozmowy oraz tego, że para jest w podobnym do mnie wieku i ma podobny profil wykształcenia, był dla mnie jednym z trudniejszych. Krótsze od pozostałych notatki terenowe, jakie powstały po wywiadzie, nie są przypadkiem – mam wrażenie, że Kostrzewskich nie poznałam dość dobrze i nie udało mi się rozmowy wystarczająco pogłębić – wciąż poruszaliśmy się na poziomie deklaratywnych stwierdzeń, jedynie w kilku sytuacjach drobnych spięć widoczne były dysonanse, wskazujące na większą złożoność sytuacji niż przedstawiana mi „oficjalna wersja”. Nie podejrzewam

125 oczywiście moich rozmówców o celowe ukrywanie przede mną faktów – chodzi mi raczej o to, że nie dali się porwać dyskusji, nie zatopili w rozmowie, ale bardzo mocno się kontrolowali, ich odpowiedzi były oszczędne.

Gosia i Kuba to poza tym jedna z niewielu rodzin, która podjęła decyzję o mieszkaniu w kamienicy świadomie. Dla większości moich rozmówców kamienica nie była celowym wyborem, ale raczej w dużym stopniu przypadkiem, mniej lub bardziej docenianym.

Kostrzewscy – zwłaszcza Gosia, wychowana w kamienicy – nie wyobrażają sobie mieszkać w bloku, gdzie czują się „jak w Szuflandii”. Doceniają przestrzenność pokoi, położenie w centrum i atmosferę, „ducha” starych budynków.

126

„RODZINA ZOSI” I „RODZINA EWY” – PRZYJACIELSKIE WSPÓLNOTY MIESZKANIOWE Zosia (28), Mikołaj (31) i Przemek (29): „Rodzina Zosi” (ZZ, MZ, PZ)

Ewa (27), Michał (28) i Szymon (30): „Rodzina Ewy” (EE, ME, SE)

KAMIENICE

Żadna z dwóch kamienic (pochodzących sprzed pierwszej wojny światowej) nie jest świeżo po remoncie, jednak wyglądają one dość schludnie w porównaniu z wieloma innymi budynkami na Jeżycach. Brak powszechnego w tej dzielnicy problemu nieprzyjemnego zapachu na klatce schodowej. Do kamienicy wchodzi się od frontu; do obu mieszkań prowadzą ładne, stare schody z rzeźbionymi poręczami. Choć okolica ma opinię jednej z gorszych w Poznaniu – siedliska biedy i przestępczości – mieszkańcy deklarują, że nie spotkała ich dotąd żadna nieprzyjemna sytuacja i czują się bezpiecznie.

MIESZKANIA

Oba mieszkania mają kiepski standard. W jednym z nich ogrzewanie ulega często awarii, bywa też, że brakuje ciepłej wody. W obu podłoga jest zniszczona, okna stare i nieszczelne, a meble stanowią składankę przypadkowych zdobyczy z targów staroci i pozostawionych przez właściciela zabytków PRL-u. W obu miejscach zastałam lekki nieład – zaznaczam ten fakt, ponieważ były to jedyne dwa odwiedzane przeze mnie mieszkania, w których miałam szansę zaobserwować nieumyte naczynia i ubrania leżące na wierzchu.

W mieszkaniu Zosi i jej przyjaciół znajdują się cztery pokoje. Jeden zajmuje ona sama, jeden Mikołaj, pozostałe dwa należą do Przemka i Ady. Para co prawda zachowuje podział na

„mój” i „twój” pokój, jednak dzieli zarazem dwupokojową przestrzeń według funkcji – pokój Ady jest sypialnią, podczas gdy pokój Przemka w ciągu dnia wykorzystywany jest przez wszystkich mieszkańców jako pracownia (Przemek i Mikołaj są freelancerami i razem robią projekty, Zosia maluje i rysuje) oraz pokój dzienny. Ada nie była obecna podczas wywiadu, nie zobaczyłam też jej pokoju (podobno był bardzo zabałaganiony). Rozmowa miała miejsce początkowo przy kuchennym stole, gdzie Zosia przygotowywała obiad (deklarując że zdarza się to niezmiernie rzadko), potem przeniosła się do dużego pokoju/pracowni/pokoju Przemka.

Zerknęłam też do pokojów Mikołaja i Zosi. Muszę zgodzić się ze słowami moich rozmówców – ich mieszkanie różni się od wnętrz studenckich. Wszystkie pomieszczenia urządzone są dość podobnie, podczas gdy w typowym mieszkaniu studenckim najczęściej każdy pokój stanowi

127 odrębne mini-mieszkanie, nierzadko wyposażone w czajnik elektryczny, kosmetyki i stół, przy którym studenci jedzą posiłki – każdy oddzielnie. U Zosi wyodrębnienie „dużego pokoju”, wyposażenie go wspólnym sumptem w wygodną kanapę, fotele i niski stolik, brak osobnych półek w kuchni i trzymanie wszystkich kosmetyków w łazience świadczyło o dużo większej wspólnocie codziennego życia. Byłam zresztą świadkiem wspólnego obiadu, przygotowywanego na raty przez całą trójkę.

U Ewy i jej przyjaciół są trzy pokoje – jeden zajmuje ona z chłopakiem, drugi Szymon, trzeci – dość przypadkowa osoba z ogłoszenia, Anita. W dniu wywiadu Anita była już poinformowana o konieczności wyprowadzki ze względu na przybierający na sile z miesiąca na miesiąc konflikt pomiędzy nią a resztą mieszkańców. Z tego też powodu nie brała udziału w wywiadzie. Sam rzut oka na pokój należący do Anity wystarcza, by stwierdzić, że jego mieszkanka znacznie różni się stylem życia i gustem od „rodziny Ewy”. Podczas gdy Ewa, Szymon i Michał (podobnie jak Zosia i jej znajomi) wypełniają przestrzeń mieszkalną przede wszystkim elementami swojego warsztatu pracy, a więc farbami, rulonami, komputerami, stosami papierów, pędzli, kabli i obrazów, zaś tam, gdzie zostanie miejsce, upychają materace i krzesła, w pokoju Anity centralnym miejscem jest meblościanka, na której właścicielka trzyma ułożone w szereg drobiazgi: maskotki, kosmetyki, książki i inne drobne przedmioty. W pokoju jest też dywanik, zasłony, firanki i kot. Ewa i jej znajomi zaprezentowali mi wnętrze Anity pod jej nieobecność, ironicznie komentując mieszczańskie nawyki nielubianej współlokatorki, zwłaszcza kiczowatą w ich ocenie dekoracyjność i próby „ocieplania” wnętrza za pomocą tkanin (zasłon, dywaników, serwetek).

MIESZKAŃCY

W obu przypadkach osobami badanymi byli przyjaciele, tworzący w pewnym sensie wspólne gospodarstwo domowe – w pewnym sensie, ponieważ podobnie jak członkowie rodzinnych gospodarstw domowych razem jedzą, odpoczywają, często robią wspólne zakupy, również związane z wyposażeniem mieszkania, jednak nie łączą dochodów i w sensie prawnym stanowią zbiór jednoosobowych gospodarstw domowych. Wszyscy moi rozmówcy są po studiach lub prawie po studiach, wszyscy są w wieku około 30 lat, są wolnymi strzelcami wykonującymi prace związane z grafiką, malarstwem, ilustracją, projektowaniem, informatyką, radiem czy kelnerowaniem w klubie/kawiarni z kulturalnym zapleczem. Nie mają stałego zatrudnienia. Mieszkańcy obu domów znają się i dzięki wizycie u jednych trafiłam do drugich.

Zosia, to studentka ASP, pracuje w modnym poznańskim klubie i w studenckim radiu, pochodzi z Poznania. Wzbudza powszechną sympatię, łatwo nawiązuje kontakty, lubi otaczać

128 się ludźmi i ma wielu przyjaciół. Odniosłam wrażenie, że jest najbardziej ugodowa ze wszystkich mieszkańców i elastycznie przystosowuje się do zastanych warunków. Początkowo w rozmowie trudno było jej wyobrazić sobie wnętrze, w którym nie mogłaby zamieszkać – żartobliwie zastanawiała się nawet nad jaskinią w Grenadzie – ale komentując wnętrza prezentowanych przeze mnie mieszkań, stanowczo zapowiadała eliminację wszystkich sprzętów w większości z nich. Rozmowa o zdjęciach pozwoliła mi więc częściowo zweryfikować deklaracje całkowitej elastyczności i dojść do wniosku, że niewielkie wymagania o jakich wspominała Zosia, dotyczą zasadniczo tak zwanych „warunków mieszkaniowych”. Zosia zdecydowała się obecnie na mieszkanie, w którym regularnie występują problemy z ciepłą wodą, w którym trzeba palić w piecu, położonym w dzielnicy uważanej za niebezpieczną, w dość zniszczonej i pozbawionej windy kamienicy, w pokoju z poplamionym linoleum. W kwestii stylu jest natomiast bezkompromisowa: uparła się przemalować ściany na biało, mimo że wymagało nałożenia kilku warstw farby (poprzedni kolor był intensywny) – i dopiero ten zabieg sprawił, że moja rozmówczyni poczuła się „u siebie”. Obecnie największym problemem jest nieużywane łóżko, które „graci” i razi wyglądem. Wnętrze pokoju Zosi nie jest bynajmniej zaprojektowane, „katalogowe”, jednak urządzone zgodnie z gustem właścicielki.

Mikołaj jest odrobinę nonszalancki i mocno zdystansowany, unika odpowiedzi wprost, najlepiej czując się w roli komentatora z loży szyderców. Jedyny chyba sposób, by określić kryteria tego co uznaje za dobre mieszkanie, to na zasadzie negacji tego, co krytykuje, szczególnie, że w swoich deklaracjach nie ma on żadnych potrzeb ani wymagań co do zamieszkiwanej przestrzeni:

MZ: Ja się wszędzie czuję u siebie. Jak wspomniałem, przeprowadzałem się około 20 razy. Szybko, szybko się przyzwyczajam do przestrzeni i nie przywiązuję się.

W trakcie wywiadu padło jednak dość istotne zdanie, wskazujące na to, że na obecny stosunek do mieszkania bardzo mocno wpływa fakt, że jest ono tymczasowe. Trudno powiedzieć, jak zmieni się zdanie Mikołaja po planowanej przeprowadzce do własnościowego mieszkania. Jego wypowiedź („inna historia”) wskazuje jednak na to, że może być to spora zmian; że dopiero własne mieszkanie będzie dla Mikołaja „prawdziwe”.

MZ: Nie no, wiesz, takie akcje typu wspólnoty, nie wspólnoty, spółdzielnie to są szemrane historie dla mnie. Jednak własność to jest wiesz.

I: no właśnie, co?

129 MZ: No wiesz, to jest inna historia, jeśli mówimy o wynajmowaniu mieszkania a szukaniu mieszkania tak wiesz, na stałe.

Przemek w swoich wypowiedziach znacząco różni się od Zosi i Mikołaja. Jego praca związana jest bardziej z informatyką niż sztuką, a on sam od początku obsadza się w roli rodzinnego pragmatyka. Podczas gdy jego znajomi przedkładają lokalizację w centrum i przestronność nad niewygody starego budownictwa, on stanowczo optuje za wygodą i praktycznością mieszkania w bloku. Zdaje sobie jednocześnie sprawę że dla Zosi i Mikołaja taka postawa jest wyrazem typowo mieszczańskich dążeń i zabezpiecza się w rozmowie mówiąc:

„wiem, że to jest dziwne i wszyscy się ze mnie śmieją”. I rzeczywiście, Zosia, a zwłaszcza Mikołaj, starają się odwieść go od sympatii do nowego budownictwa; najpierw poważnie, potem coraz bardziej ironizując:

PZ: Ja bym chciał mieszkać w bloku, z dala od centrum, na przykład. Wiem, że to jest dziwne i wszyscy się ze mnie śmieją, ale mieszkanie w bloku ma dużo więcej uroków niż mieszkanie w kamienicy. I to, że ma się sufit 3,50 jest dla mnie niewystarczającym argumentem, żeby rezygnować z kaloryferów, z ciepłej wody, z centralnego ogrzewania, kurczę, nie wiem, z windy, z wielu innych rzeczy, z plastikowych okien, z zieleni, z tego ze kupy na wiosnę nie rozkładają się wszystkie na raz i nie śmierdzi na całej ulicy, że nie ma gdzie zaparkować… (…)

MZ: Spróbuj się teraz stąd przeprowadzić do bloku. Dostaniesz klaustrofobii kurczę, wiesz. Po tygodniu.

Nie masz świadomości w ogóle tego. Ja się przeprowadzałem chyba 30 razy w życiu i wiem, ze to ma znaczenie.

PZ: ale tam przynajmniej miałem trochę zieleni. Wychodziłem i … MZ: No i co robiłeś z tą zielenią, ej?

PZ: Wychodziłem z psem.

(…)

ZZ: Myślisz, że psy się nie stresują, jak jeżdżą windą?

PZ: Nie, nie męczą się. Większość psów, które znam, się nie stresuje. Na początku zaciekawione, a potem już nawet nie reagują.

ZZ: Potem już same włączają guziki.

MZ: Bał się powiedzieć. Robisz z niego blokersa i każesz mu chodzić na Maltę, gdzie jest pełno karków.

Ewa jest informatyczką, ale nie pracuje w zawodzie – naprawia jedynie współlokatorom sprzęt w razie awarii. Obecnie jest zatrudniona w modnej kawiarni. Podobnie jak pozostali przyszłość wyobraża sobie jedynie w pracy w charakterze freelancera. W kilku wypowiedziach Ewy pobrzmiewa większa niż u chłopaków potrzeba utrzymania czystości i porządku w mieszkaniu i najsilniejsza ze wszystkich niechęć wobec Anity. Ewa jest największą

130 strażniczką granic w obrębie mieszkania i tych oddzielających mieszkanie od zewnątrz. Wydaje mi się, że miota się odrobinę pomiędzy abnegackim stylem przyjaciół, który uważa deklaratywnie za swój, a typowym genderowym wzorem, zgodnie z którym kobiety samotnie pochłonięte są domowym „krzątactwem”, a mężczyźni zajęci są pozadomowymi aktywnościami:

I: Ale ty mówiłaś, że w gruncie rzeczy tylko ty sprzątasz, nie.

EE: Mmm... znaczy, no...no ja sprzątam, nie...

ME: No.

SE: No w większości tak, oczywiście.

I: I nie wkurzasz się o to, że musisz robić sama?

EE: Wolałabym, żeby ktoś był i patrzył się na mnie i gadał do mnie. … Nie musi ktoś tego za mnie robić, bo na przykład ja...no mmm... no ja mam z tym problem, że ja wole kontrolować otoczenie i nie lubię, kiedy ktoś zmywa... (…) niedokładnie. Mnie to strasznie wkurza i wole już sama zmyć tak naprawdę. … No nie wiem.

(…)

EE: O, słuchawkę w prysznicu chciałam zamontować.

(…)

EE: Wkurwia mnie to, że mam za mało szafek, no bo ogólnie mam tylko to...no i za mało...

Michał i Szymon to zapracowani freelancerzy przed trzydziestką. Szymon dorabia pracując w jednej z najbardziej znanych poznańskich knajp. W przypadku Michała i Szymona doszło do odwrócenia nowoczesnego podziału na dom-miejsce odpoczynku i pracę usytuowaną na zewnątrz. Szymon mówi wręcz, że chcąc odpocząć, wychodzi z domu, żeby nie pogrążyć się znów w pracy. Obaj chłopacy nie mają wobec domu dużych wymagań; priorytet przyznawany pracy spycha mieszkanie na dalszy plan (ME: „Nie mieliśmy nigdy czasu zajmować się mieszkaniem”). Obaj twierdzą, że prawdziwie istotną kwestią są mieszkańcy, nie wnętrze.

Jedyne kryterium, co do którego są przekonani, to lokalizacja w centrum i kamienica:

I: Nie braliście pod uwagę nie-kamienice?

EE: Nie.

ME: Nie, nie.

SE: Nie

EE: Bo tam są za małe pokoje. Bez sensu się cisnąć, a/

ME: I wysokie stropy.

EE: No trzy i pół metra/

131 SE: Często w naszej pracy się to przydaje, że jest przestrzeń jakaś... to, to działa.

Jednak podobnie jak w przypadku Mikołaja, deklarowana postawa wobec mieszkania dotyczy obecnego, tymczasowego miejsca zamieszkania, nie zaś docelowego domu, który, choć nieśmiało, pojawia się jednak w narracji:

ME: (…) to jest taka wizja, że kiedy będziemy dziadkami, to już chyba będziemy mieć jakieś własne mieszkanie.

ME: Naprawdę. Jest [tu gdzie mieszkam teraz] naprawdę OK., naprawdę OK., jeśli chodzi o takie mieszkanie, które... moim zdaniem można mieć za czasów właśnie... młodości.