• Nie Znaleziono Wyników

KOMFORT I DYSKOMFORT. OSIE KONFLIKTU

ATMOSFERA WYWIADU/PROBLEMY Z PROWADZENIEM WYWIADU:

A. KONTROLA GRANIC

Przedpokój, choćby nawet bardzo mały, stanowi strefę, chroniącą wnętrze mieszkania przed obcymi przybyszami. Zabezpieczeniem są drzwi wejściowe, a więc mocne skrzydło, dobre zawiasy (ewentualnie z klamrami chroniącymi od wyważenia) i wreszcie system zamków i zasuw. Zabezpieczeniem bardzo pożądanym w wypadku, gdy w domu zostają tylko osoby stare lub słabe jest łańcuch, pozwalający na uchylenie drzwi i porozumienie się z osobą znajdującą się na zewnątrz bez obawy, że wtargnie ona do mieszkania (Jan Maas, Maria Referowska „Mieszkanie”, Warszawa: Arkady, 1965, s.194).

Jednym z najistotniejszych wymiarów komfortu jest poczucie kontroli w „ruchu granicznym”

odbywającym się pomiędzy domem, a tym, co nim nie jest, możliwość decydowania dla kogo/czego, kiedy, w jakich okolicznościach „otworzyć przejście graniczne” pomiędzy domem i światem zewnętrznym. Dobrą ilustracją może być kilka wypowiedzi osób badanych:

MS: Ja już mówiłam wyprowadzę się stąd, bo stale ktoś przychodzi, nie.

M, 35: To jest chyba właśnie taki prawdziwy dom, taki spokój, że jestem wyizolowany od tego, co na zewnątrz, jak nie chcę, to nie odbieram domofonu, to jest moja enklawa, którą ja sobie kreuję, jak kogoś chcę wpuścić, to dobra – ja odbieram domofon, ja decyduję.

KG: Teraz jest spokój bo nie ma Genka (byłego sąsiada). A to był najgorszy, on tu wszystkich sprowadzał.

Przecież kiedyś ja otwieram drzwi, a on mi wpada do środka! W nocy!

Z kolei dyskomfort rodzi się jako skutek poczucia naruszenia granic, zarówno w sensie dosłownym, fizycznym (obecnością obcych, gości, ekipy remontowej), jak i tylko wrażeniowym (a więc spowodowanym obcymi zapachami, dźwiękami, które zarejestrowały zmysły mieszkańca). Granica, jaką naruszają obcy, może być też, jak wcześniej wspomniano, fizyczna (przekroczenie progu), lub tylko (czy „aż”) symboliczna bądź też odnosząca się do koncepcji tego, co domowe i nie domowe (na przykład praca w domu traktowana jako zakłócenie komfortu przez obcą sferę zawodową, podobnie jak obce, „dziwne” zachowanie gości).

K, 27: Nie chciałabym, żeby grzebali mi po szafach i po lodówkach. To są takie zamknięte przestrzenie, które nie chciałabym… Wszystko, co jest na wierzchu, to jak najbardziej, ale wszystko, co nie na wierzchu, to chciałabym, żeby zostało moje.

164 K, 25: Nie chciałabym, żeby ktoś siadał na moim łóżku, jak ono nie jest posłane. Bo to uważam, że to już jest prywatna przestrzeń i... i... dokładnie. Tak jak już wspomniałam, mój blat w kuchni – nie chciałabym, żeby ktoś mi kroił albo rozlewał na moim blacie w kuchni.

Zarówno w badaniach stanowiących właściwą podstawę mojej rozprawy, jak i tych, które zrealizowałam w ramach projektu „Formy zamieszkiwania”, kwestia utrzymywania kontroli nad granicami mieszkania okazywała się bardzo istotna dla poczucia komfortu. Nawet w przypadku grupy przyjaciół, prowadzących dość imprezowy tryb życia, ważna była kwestia decydowania o tym, kto i kiedy może wejść do mieszkania:

I: Zdarza się, że ktoś do was wpada bez uprzedzenia? Bywa to denerwujące?

PZ: Zdarza się, że wpada.

MZ: Zależy kto. Ale ogólnie nas znają, ale do mnie nie przychodzi ktoś tak

PZ: Dzwonią raczej. To nie jest tak w pełno otwarta chata, że znajomi przychodzą, kiedy chcą, mają klucze, przychodzisz do domu, widzisz impreza i nawet nie znasz.

Podobnie dwie mieszkające razem koleżanki w średnim wieku, uwielbiające zabawę i towarzystwo, stawiają wyraźną granicę pomiędzy głośnym zewnętrzem, a domowym azylem, gdzie obcy dźwięk jest niepożądany: „najemy się hałasem, ludzi pooglądamy sobie i wtedy się docenia azyl domu, ciszę. Na takiej zasadzie”.

Jedna z respondentek, wspominając różne miejsca zamieszkania, w interesujący sposób skonfrontowała dwa rodzaje doświadczeń z życia w akademikach w Niemczech. Jeden z nich był klasycznym, sterylnym niemieckim domem studenckim o hotelowej strukturze, białych ścianach i identycznych meblach w każdym pokoju, drugi natomiast przypominał raczej mieszkanie studenckie – mieścił się w kamienicy, dzielił na kilkanaście mini-mieszkań z łazienką i kuchnią, wyposażony był w stare, przypadkowe meble. Mimo, że to drugi akademik respondentka uznała za miejsce przytulniejsze i z którym czuła się,„bardziej emocjonalnie związana”, to jednak w pierwszym w większym stopniu czuła się „u siebie”: „chyba dlatego, że [w drugim] ciągle miałam drzwi otwarte jednak, a to pierwsze było takie zamknięte. Moje. A tamte nie było takie zamknięte”. Naruszenie granicy zakłóca poczucie stabilności tego, czym jest dom, może wyrażać się wręcz w uczuciu „zagubienia”, o którym wspominała jedna z osób badanych: „I takie wizyty z noclegami, to wtedy czuję się po prostu jak gdyby zagubiona w tym domu, jakby mi ktoś zajmował moją przestrzeń i tak nie potrafię się odnaleźć” (K, 61).

Granica domu bywa też zakłócana na skutek naruszenia sensorycznych barier:

przenikania hałasów i zapachów, doświadczania śladów obecności innych. Szczególnie

165 intensywnie wątek ten ujawnił się w badaniach prowadzonych przeze mnie w poznańskich kamienicach. Z jednej strony, w wielu przypadkach mieszkania znajdowały się w samym centrum miasta, a stare, nieszczelne okna nie były dostateczną ochroną przed hałasem. Z drugiej jednak strony, część moich rozmówców zauważyła, że charakterystyczne dla „starego budownictwa” grube mury stanowią lepszą barierę dźwiękoszczelną niż cienkie ściany w blokach. O hałasach na zewnątrz wypowiadano się z niechęcią, ale tylko w przypadku jednego gospodarstwa domowego kwestia ta była na tyle uciążliwa, że stała się jednym z argumentów za przeprowadzką (zresztą, jednym z bardzo wielu). Odniosłam wrażenie, że silniejsze negatywne emocje wywoływały hałasy wywoływane przez konkretnych, namacalnych

„obcych” – sąsiadów (albo „oswojonych obcych”; jak na przykład znani z widzenia taksówkarze ze znajdującego się pod domem postoju: (KG: „Jak tak w nocy latem to niech pani rzuci pyrą w nich czy czymś bo oni się zachowują jak w dzień, głośne rozmowy. No jak tak można. To już jest plaga z tymi taksiarzami”). Porównajmy teraz wypowiedzi dotyczące hałasu „zza okna” i „zza ściany”.

SĄSIEDZI:

KW: Mamy złe wspomnienia. Kiedyś mieliśmy takiego sąsiada... trzy miesiące robił jazdy, tam na Wierzbięcicach się spalił gościu w końcu. Pierwszy raz w życiu mieliśmy u... no taką... no ulgę.

Cieszyliśmy się, ze komuś... że jest koniec, nie. Że się uspokoiło w sposób tragiczny, nie. Bo to było tak, że facet tam wydzierał się, wydzierał pomimo interwencji policji, kiedyś no staraliśmy się mu to powiedzieć, przemówić do niego nie szło, no i to było dla nas złe doświadczenie.

AP: Ja sobie nie wyobrażam mieszkania w bloku. Ja byłam u jednej, drugiej koleżanki co mieszkały właśnie w blokach. Siedzisz w pokoju, szklanka się tłucze (za ścianą), słyszysz wszystko.

ES: Oni mówią, że mieli trudniejszą sesję, że sesja się skończyła i w ogóle. No dobrze, ale to trzeba było poinformować, że w tym dniu może być głośno, nie. A nie że ja potem telewizor muszę robić, bo ja naprawdę nie słyszę, jak oni tam latają, szurają, ja mówię, nie wiem, co wy tam robicie. Bo oni siedzą tylko i se piją. No dobra, to siedźcie i pijcie, a nie że szuracie, nie wiem, fotelami, tapczanami, bo ja nie wiem (coraz głośniej i coraz bardziej nerwowo) czy oni w nocy rozkładają codziennie jakieś wielkie łóżka tam, bo normalnie takie szuranie jest po podłodze.

MS: A ja pani się wkurzę, to porannik i lecę do góry! Hałas robię jak nie wiem, wyzywam, bo przecież jak tak można! Przecież jak robi by taki hałas w blokach robili, przecież to tam jeszcze cieńszy, to wie pani co by było – to raz dwa by ich tam… A ja ich postraszyłam, powiedziałam: wie pan co, ja teraz przejdę po wszystkich lokatorach, spiszę, damy to pismo do sądu grodzkiego, niech się tu wreszcie to skończy, nie. No i zadzwonił, przepraszał, że taki hałas robią i że powiedzieli, że się naprawią, nie.

166 GK: No, jak [sąsiadka] gada, to my wszystko słyszymy, włącznie z rozmowami przez telefon i budzikiem, który ma „fajną” melodyjkę.

KK: I z odgłosem włączanego gadu-gadu.

KK: Słychać i to nas zawsze najbardziej wkurzało. Bo specjalnie cenimy prywatność w sumie. I jeśli robimy jakiekolwiek imprezy, to zawsze mieliśmy taki odruch, że szliśmy o tutaj będziemy mieli hałas o tej i o tej porze, żeby się nie denerwowali. Ale ludzie nie mają takiego poczucia przyzwoitości, niektórzy po prostu mają imprezę spontaniczną, tu ktoś wypije sobie, przeholuje, no i tam gdzieś tam się wydziera.

BM: No i jeszcze sąsiedztwo. W tej chwili już nie ma tego pana, to było straszne, te zalania… i te awantury, te te… Zejście śmiertelne na górze.

HAŁASY ZEWNĘTRZNE:

RU: No, jak przed wymianą okien to było tak, że jak jechał tramwaj wydawało się, że przez środek łóżka przejeżdża [śmiech]

I: Kiedy są takie momenty, że się czujecie tutaj źle? Coś irytuje, denerwuje.

ASZ: Śmieciarka o szóstej rano. Znaczy nam się wydaje, że to jest szósta rano. Ona chyba przyjeżdża jakoś tak/

TSZ: Później... po siódmej.

ASZ: Ale tak wali kubłami, że w lecie jak są otwarte okna, człowiek ma wrażenie, jak by tutaj wjechała do pokoju [śmiech] i właśnie wymienia te kubły tak trzęsie.

TSZ: No trzęsie jak trzęsie, ale jak jeszcze wiatr zawieje z tamtej strony, to jeszcze ci zaleci. [śmiech]

ASZ: A jakoś tak nie poczułam.

MS: Byłby spokój, a tu jednak, wie pani…

ES: U nas jest tak, że tramwaj przejedzie, to się tu trzęsie wszystko, nie.

Odnosi się wrażenie, że dźwięki, których źródłem jest przejazd tramwaju lub śmieciarki, choć uciążliwe, przeszkadzają w sposób „usprawiedliwiony” (być może dlatego, że interpretowane są przy użyciu ramy naturalnej; zob. Goffman 2006: 336 i nast.) podczas gdy hałasy interpretowane w swoich źródłach jako społeczne (tryb życia sąsiadów), bywają częściej krytykowany jako nieodpowiednie, „nienormalne”, przesadne. Jest to interesujące również o tyle, że wyniki badań kwestionariuszowych wskazują na brak korelacji11 pomiędzy izolacją rozumianą jako odseparowanie od zapachów i dźwięków a izolacją rozumianą jako fizyczne

11 Zob. Aneks: Tabela 1

167 odseparowanie się od otoczenia (zamknięcie za sobą drzwi, pozostawanie w obrębie domowych granic). W analizie statystycznej dotyczącej tej kwestii, spośród zmiennych kwestionariuszowych będących wskaźnikami tendencji do izolacji od zewnętrznego otoczenia i szukania w domu azylu12 wybrano trzy korelujące ze sobą zmienne: możliwość odprężenia się wyłącznie w domu, niechęć do wychodzenia z domu po przyjściu do niego i poczucie, że dom jest najważniejszą przestrzenią. Z tych trzech zmiennych stworzona została skala (nazwana dalej skalą „dom jako azyl”), z wartościami od 1 do 5, gdzie wartość „1” oznaczała brak tendencji do izolacji, a „5” – najwyższą taką tendencję13. Następnie wartości na tejże skali zostały korelowane z innymi zmiennym (cechami społeczno-demograficznymi respondentów).

Wybór stwierdzenia „Do mieszkania wchodzą mi obce dźwięki albo zapachy / ktoś ma okna naprzeciwko moich” (w pytaniu: „W jakiej sytuacji czuł/a/by się P. najbardziej niekomfortowo”?) okazał się nie być skorelowany ze skalą „dom jako azyl” ani też z poszczególnymi zmiennymi wchodzącymi w skład tej skali14. Choć nie można wykluczyć, że pewien wpływ na ten wynik miał charakter pytania kwestionariuszowego15, można jednak przypuszczać na podstawie analizy wypowiedzi osób z wywiadów pogłębionych, że naruszanie granicy fizycznej przez obcych a naruszanie granicy sensorycznej percypowane są jako odmienne formy ingerencji i wywołują różnego rodzaju odczucia.

Warto ponadto zauważyć, w doświadczeniach akustycznych i zapachowych nie jest tak ważna ich intensywność, jak fakt, że są one wytwarzane przez obcych lub że nie należą do domowej sfery. Ten sam zapach potrafi razić w przestrzeni domowej i być neutralny na zewnątrz (bo „przynależy” do sfery pozadomowej) lub odwrotnie: głośne dźwięki i zapachy spalenizny mogą być przyjemne, pod warunkiem, że są swojskie i domowe.

M, 65: Nawet w tej chwili zatkał mi się jeden zawór na dole i przy spuszczaniu większej ilości zimnej wody, np. w klozecie, ten zawór trzaska na dole. Ale to mi nie przeszkadza, bo to jest dźwięk mojego domu, a ja się przyzwyczaiłem. Oczywiście w sobotę ja ten zawór rozmontuję i włożę... ten i tego dźwięku już nie będzie, ale nawet mi ten dźwięk nie przeszkadza, bo to jest mój, mój prywatny. […] jak ja przychodzę z pracy, gdzie jest czysto, gdzie jest przewietrzone, i czuję, że się mięso przypaliło, to jest bomba, jest fantastycznie, bo ja jestem u siebie w domu. Oczywiście otwieram okno, przewietrzam itd., ale to jest zapach mojego domu.

12 pytania 1n, 2o, 2j, 3a, 3b, 3d, 3e, 4a, 4b (zob. Kwestionariusz ankiety „Mieszkanie na co dzień”)

13 Skala została przetestowana za pomocą współczynnika Alpha-Cronbacha; wartość współczynnika była większa niże 6, a więc przyjęte minimum rzetelności pomiaru (zob. też „Metodologia badań”, cz. 3.2 oraz: Aneks, tabela 2).

14 Zob. Aneks: Tabela 3

15 Było to pytanie o charakterze wielokrotnego wyboru (pyt. 2), co oznacza, że część osób mogła nie wskazać odpowiedzi „do mieszkania wchodzą mi obce dźwięki…” jako sytuacji niekomfortowej, nawet jeśli faktycznie odczuwają ją jako nieprzyjemną, ze względu na wybór innych odpowiedzi jako priorytetowych)

168 GL: Ja wychodzę z założenia, że gościom w domu różne rzeczy wolno, pozwalam gościom na wiele rzeczy ale jak ktoś chce zapalić papierosa, nie ma, że kategorycznie ale stwierdzam, że nie życzę sobie papierosów w domu, bo pranie firan po papierosach jest makabryczne, także w całym mieszkaniu śmierdzi. Ja nie lubię zapachu, ja nigdy nie paliłam, mi nie przeszkadza zapach papierosów na przykład w pubie, nie przeszkadza, jest takie miejsce i tam wiem, że będzie, chociaż mi oczy łzawią od takiego wiesz, dymu, ale mnie nie przeszkadza palenie papierosów gdziekolwiek i niech sobie wszyscy palą gdzie chcą, mnie to nie przeszkadza, byle nie w moim domu. Nawet jak starszy syn przyjeżdża z synową, bo są palaczami, muszę przyznać, że starają się nie palić i czasem muszę przyznać, że się zapomną i palą w mieszkaniu, to ja przeżywam wtedy katusze.(…) Bo ja tam [do pubu] idę i koduję, że tam są papierosy dlatego tam nie przeszkadza. Owszem, mówię: dym mi przeszkadza, bo mnie szczypią nawet oczy, ale jak mogę, jak może mi przeszkadzać palenie w pubie, bo ja idę do miejsca gdzie się pali.

Kontrola granicy pomiędzy tym, co domowe i nie domowe wysuwa się więc jak widać na pierwszy plan i wpływa na percepcję zmysłowych wrażeń, takich jak dźwięki i zapachy.

Intensywność tych wrażeń, jaką można by próbować mierzyć w decybelach lub za pomocą elektronicznych urządzeń monitorujących jakość powietrza, jest drugorzędna w stosunku do ich klasyfikacji i kontroli granicy pomiędzy tym co prywatne i publiczne.

Rozmowy na temat domowych granic nie zawsze były łatwe ze względu na konflikt dwóch logik: z jednej strony, gościnność, otwartość i tolerancja są na tyle pożądanymi społecznie wartościami, że często są przywoływane na poziomie deklaratywnym, jednak z drugiej strony, kłócą się one z głęboko przyswojonymi i bardzo silnie odczuwanymi schematami, ocenami i przekonaniami, w tym wypadku – wyobrażeniami i przyzwyczajeniami dotyczącymi zamieszkiwania:

GL: Ja mówię, gościom pozwalam na wiele, ale na upartego, nie, że naprawdę wypraszam z domu jak ktoś pali, nie, ale jestem dosyć stanowcza i staram się nie pozwalać na palenie, bo ja po prostu, bo ja z tym zostaję, poza tym dom mi się nie kojarzy z paleniem po prostu, pub tak, dom nie.

M, 65: Nie, to mi nie przeszkadza, ja jestem towarzyski, ja lubię gości […]. Ale to ja jestem taki po dziadku moim, że ja nie lubię, jak mi się za dużo obcych ludzi kręci. To znaczy lubię, jak jest uroczystość rodzinna, ludzie przyjdą itd., ale później już – tak jak moja szanowna mamusia – idźcie sobie już, idźcie, o tej drugiej niech oni sobie już idą. […] Więc się bardzo cieszymy, jak są goście, natomiast jeszcze bardziej się cieszymy, kiedy już gości nie ma, mówię: uff, pojechał sobie.

Przytoczone wypowiedzi wskazują na to, że obecność obcych potrafi zaburzyć poczucie kontroli nad granicami swojego domu. Często te same osoby, dla których istotna była

169 szczelność domowych granic, wskazywały na to, że obcy zaburzają również granice wewnątrz domu – a więc sposób kategoryzacji przedmiotów (np. nalewają wody do „odświętnej”

szklanki), ustalone sposoby zachowania w określonych miejscach i czasie (np. kiedy wolno chodzić w butach, a kiedy w kapciach, kiedy wolno być głośno, a kiedy cicho). Tego typu ingerencje w przestrzeń bywają odbierane jako zaburzenie poczucia podmiotowości wyrażającej się w możliwości decydowania o sposobie zamieszkiwania.

HP: Aczkolwiek jeśli ktoś mnie tam wkłada i mówi, co mam robić, to nie.

GL: A tutaj przychodzi ktoś do mnie, ma się wtedy dostosować do moich reguł i wtedy wszyscy goście, znajomi, wiedzą, że u mnie w domu się nie pali po prostu.

AP: [w nowych blokach] W tych nowych, atanerach i tych wszystkich, siedzisz sobie, godzina 22, przychodzi strażnik i mówi: proszę opuścić to mieszkanie! [śmiech] To jest obóz, nie mieszkanie, to mi się kojarzy z obozem.

JZ: I dzieci, kiedy malowałam w kuchni, to dzieci zrobiły sobie fajną zabawę, bo wzięły sobie ten fotel na kółkach i jedno i drugie tak jeździło, ja nie interweniowałam, bo tak się ładnie bawią. A za chwilę sąsiadka z dołu: nam się sufit cały, lampa się trzęsie, czy pani rolkami pozwala dzieciom jeździć po mieszkaniu? Musiałam się potem tłumaczyć. To było nieprzyjemne.

„Obcymi” bywają więc goście, nie przestrzegający reguł ustalonych przez gospodarza albo sąsiedzi usiłujący regulować sposób zachowania mieszkańców. Alienujące okazuje się również środowisko nowych zamkniętych osiedli. Strażnik, dla jednych gwarant bezpieczeństwa, dla innych staje się figurą uosabiającą opresyjny, zewnętrzny porządek.

Wielu badaczy (Hollows 2008, Rice 2007, Cieraad 2006, Rybczyński 1996) wskazuje na to, że współczesny świat od czasów rewolucji przemysłowej bardzo mocno ustrukturyzowany jest poprzez podział na prywatne i publiczne16; jednak trzeba zauważyć, że podział ten nie jest stabilny. Po pierwsze, elementy domowości znajdziemy poza domem, na przykład w postaci kawiarni stylizowanych na mieszkania czy we wprowadzanych przez niektóre korporacje do biur lub miejsc świadczenia usług „living roomów” z telewizorem i kanapą. Po drugie, kontekst publiczny dociera do mieszkania za pośrednictwem mediów, a sporo osób pracuje w domu łącząc się z internetem. Ta niestabilność bywa powodem dyskomfortu. Wiele osób stara się oddzielić od siebie sferę zawodową i prywatną. Łatwiejsze jest to oczywiście w przypadku tych, którzy pracują poza domem:

16 I że jest to podział mocno upłciowiony; więcej na ten temat: Pink 2004, Hollows 2008, Cieraad 2006, de Mare 2006

170 K, 61: Bardzo nie lubiłam, jak musiałam coś w domu zrobić, przynieść z pracy i zrobić w domu. No to dostawałam białej gorączki, jeśli coś takiego musiałam robić. Uważałam, że dom nie jest na pracę i nie chcę zaśmiecać domu pracą. […] Wydaje mi się, że jak gdyby zakłóca aurę taka praca w domu.

M, 35: Praca to osiem godzin, do widzenia, zamykam drzwi, a dom jest tą częścią inną, która daje spokój, wytchnienie, odpoczynek właśnie od pracy, życia zawodowego, to są dwie inne przestrzenie życiowe.

SW: Praca do domu… staram się żadnej pracy nie przynosić, w związku z tym pracę ignoruję w domu każdej postaci.

Natomiast ci, którzy pracują w domu, narzekają na to, że przestaje być on azylem, kiedy jest jednocześnie miejscem aktywności zawodowej:

ME: Otwiera się oczy i się widzi po prostu... [rzeczy do zrobienia]... kurwa... to jeszcze... i jeszcze to... i to jest... aż się nie chce wstać...nie chce się obudzić.

Ten problem, czyli naruszanie przez pracę zawodową podziału publiczne-prywatne, analizowała również w swoich badaniach na temat udomawiania technologii Katie Ward (2006:

154). Jej rozmówcy, osoby pracujące w domu, starały się wyznaczyć sobie granice czasowe pomiędzy pracą i czasem wolnym, na przykład wyznaczając jeden dzień w tygodniu bez pracy, wydzielając jedno, stałe miejsce do pracy, wyznaczając miejsce na komputer (zamiast przesiadywania z laptopem na kolanach) i ustalając stałe godziny korzystania z internetu. Aby móc poczuć się w mieszkaniu dobrze, oddzielenie jego przestrzeni od sfery zawodowej było często dla tych badanych priorytetem. Rozmycie się granicy dom/praca zawodowa powodowało za to niepokój, brak umiejętności „prawdziwego wypoczynku” (ze względu na nieumiejętność stwierdzenia, kiedy praca zaczyna się i kończy) i poczucie „zanieczyszczania”

domu sferą zawodową.

SYTUACJE GRANICZNE

Sytuacje graniczne są często bardzo dobrym sposobem, aby dokładniej przyjrzeć się procesowi wyodrębniania pewnych kategorii klasyfikacyjnych istotnych dla poczucia komfortu. W przypadku podziału na to, co domowe i niedomowe, warto zapoznać się z bardzo specyficzną sytuacją mieszkaniową opisaną interesująco przez Valerię Preocupez (2008: 327-348). Autorka

Sytuacje graniczne są często bardzo dobrym sposobem, aby dokładniej przyjrzeć się procesowi wyodrębniania pewnych kategorii klasyfikacyjnych istotnych dla poczucia komfortu. W przypadku podziału na to, co domowe i niedomowe, warto zapoznać się z bardzo specyficzną sytuacją mieszkaniową opisaną interesująco przez Valerię Preocupez (2008: 327-348). Autorka