• Nie Znaleziono Wyników

Gdy z Chwałowic przeprowadziliśmy się do Gliwic, żona Mila podjęła pracę w GPRInż PW, które było córką WPRInż (przypadkowa zbieżność terminów przeprowadzki i utworzenia nowego Przedsiębiorstwa). Po pewnym czasie w tym Przedsiębiorstwie w ramach Stowarzyszenia Inżynierów i Techników Górnictwa (SITG) powstała grupa inicjatywna budowy domków jednorodzinnych. Ponieważ Mila pracowała w dziale przygotowania produkcji, została do tego zespołu włączona. Rozpoczęły się prace od poszukiwania lokalizacji, projektowania i wreszcie budowa 16 domków jednorodzinnych w zabudowie szeregowej, zlokalizowanej w dwóch miejscach w dzielnicy Szobiszowice (z drugiej strony Gliwic).

Cykl budowy trwał 8-lat. Były momenty zwątpienia. Teren budowy wyglądał fatalnie: doły i rozlewiska wody. Jednak 2 lipca 1976 r., otrzymaliśmy klucze od domów celem ich wykończenia. Problem odbioru domów nadal trwał.

Nie były jeszcze podłączone wszystkie media. W ramach GPRInż - odpłatnie, poprzez dział zaopatrzenia dostaliśmy płytki ścienne i podłogowe, wykładziny podłogowe, klej do wykładzin, armaturę sanitarną kuchnie gazowe, wanny, klepki parkietowe - które przez rok suszyłem w starym mieszkaniu. Ściany, sufity i podłogi były otynkowane zaprawą betonową były bardzo nierówne.

Domek jednopiętrowy - podpiwniczony, składał się na parterze z: kuchni, łazienki i salonu 28 m2, z którego jest wyjście na taras i do ogródka. Na piętrze cztery pokoje i łazienka, zaś w piwnicach garaż, pralnia, spiżarka i jeszcze trzy pomieszczenia. W sumie 120 m2 powierzchni mieszkalnej. Każde dziecko dostało swój pokój, myśmy mieli sypialnie. Ja pokoju nie dostałem, korzystałem z dużego pokoju.

Przed domem i za domem znajdują się ogródki. W okresie wiosennym od momentu zakwitnięcia forsycji koloru złotego, ogródki przyjmują różne kolory.

Szczególnie ładnie wygląda nasza skarpa, która zamyka ulicę. Gdy zakwitną rozchodniki na biało, tulipany na czerwono, szafirki na szafirowo pod ukwieconą na biało wiśnią - widok jest wspaniały.

W 2008 r., po raz pierwszy na dużej przestrzeni (około 10 m2) zakwitły na niebiesko niezapominajki. Gdy wnuk Mateusz przyszedł do ogródka to zatrzymał się z wrażenia. Co to - niebieski dywan na zielonym tle. Wszystkie roślinki miały tą samą wysokość i rosły bardzo gęsto. Przed domem mamy ustawioną ławkę, dość często przechodnie siadają na ławce by pobawić wzrok ładnym widokiem. Szczególnie dzieci z niej korzystają dość często rwą tulipany

razem z cebulkami. Są i tacy, co robią sobie bukiety z tulipanów - nie tylko naszych.

*

W tych czasach niewiele materiałów budowlanych można było kupić na wolnym rynku. Na materiały budowlane należało mieć przydział, który był limitowany. Przydziałowe materiały pozwoliłyby zbudować dom, ale w okresie 10 lat. Kadra inżynierska kopalń, załatwiała te materiały poprzez znajomości koleżeńskie lub oficjalnie z zakładu pracy. W przypadku przedsiębiorstw budowlanych sprawy były prostsze, gdyż firma zamawiała więcej materiałów niż wymagała budowa państwowa. Resztę odsprzedawała swoim pracownikom.

Zdarzały się przypadki, że część cementu jechało na prywatną budowę i most czy wiadukt budowano z betonu o mniejszej wytrzymałości. Był także problem z przewozem materiału budowlanego do innego województwa, wymagało to specjalnego zezwolenia. Także jakość materiałów budowlanych budziła zastrzeżenia. Cieszyliśmy się z tego, co mamy i że wreszcie można być całkowicie na swoim. Domki były budowane w ramach Spółdzielni Mieszkaniowej „Szobiszowice”, jako własnościowe. Dopiero po spłacie ich kosztów budowy stały się naszą własnością.

*

Po przeprowadzce do nowego domu, dzieci musiały jeszcze ponad miesiąc chodzić do szkoły podstawowej na ulicy Pszczyńskiej. Z Jackiem i Moniką nie było problemu, znali Gliwice - były starsze, natomiast był problem z K asią która chodziła do 1 klasy. Wtedy jeszcze kursowały ulicą Pszczyńską tramwaje, którymi można było dojechać pod dworzec kolejowy, a następnie piechotą dojść do nowego domu. Rano dzieci razem jechały do szkoły. Z powrotem było różnie.

Jednego dnia Kasia zajechała tramwajem pod zajezdnię tramwajową blisko Zabrza. Do domu wróciła wieczorem, cała roztrzęsiona. Od nowego roku szkolnego wraz z Moniką chodziła do szkoły Podstawowej przy ulicy Tamogórskiej, ale tylko dwa lata, gdyż po zbudowaniu szkoły przy naszej ulicy, zaczęła uczęszczać do tej szkoły. W tej szkole chodziła także do ogólniaka.

*

Po zasiedleniu domu, przystąpiłem do wykonania ogrodzenia naszej działki.

Zakup przęseł, słupków oraz krawężników, także z zakładu Mili. Pod koniec września było ogrodzenie gotowe. Kupiłem pierwsze drzewa owocowe:

jabłonie, śliwki, gruszki, czereśnie, wiśnie oraz morele. Od teścia przywiozłem krzaki: malin, agrestu, porzeczek czarnych i czerwonych. Kupiłem także sadzonki truskawek. Musiałem przekopać cały ogródek celem usunięcia kamieni, czasami bardzo ciężkich. Była to ciężka fizyczna praca.

Na naszej działce rosły trzy drzewa: gruszka, śliwa ulena oraz wiśnia - szklanka. Były to drzewa zaniedbane. Musiałem je odpowiednio poobcinać - zaś efekty były widoczne za dwa lata. Śliw zebrałem prawie lOOkg, wiśni co roku zbierałem 20-50kg. Gruszki mieliśmy tylko przez dwa lata. Sąsiad Wojtek,

poprosił mnie czy może zawiesić hamak na gruszce. Wyraziłem zgodę. Gdy huśtał się na hamaku, naruszył system korzenny gruszki i drzewo w czwartym roku uschło. Śliwa owocowała jeszcze 5-ć lat, a wiśnia całe 201at.

Wsadziliśmy też cebulki: tulipanów, szafirków, przebiśniegów, żonkili oraz krzaki róż. Wiosną następnego roku posialiśmy różne kwiaty - w maju nasze marzenia były spełnione, gdy pojawiły się kwiaty tulipanów. Przez pierwsze lata były tylko koloru czerwonego. Z biegiem lat sadziliśmy nowe, różnokolorowe.

Aktualnie w maju zakwita ponad 300 kwiatów w ogródku i 200 tulipanów na rabatach przed domem. Jeśli dołożyć kępy szafirków to widok jest zniewalający.

Wsadziliśmy też mnóstwo różnokolorowych krokusów, dlatego, że gdy byliśmy w marcu z okazji imienin u Józefa Kulisia w Myszkowie, z trawnika przed jego domem wyrastało setki krokusów o różnej barwie. Pierwsze krokusy pozyskaliśmy właśnie od Józefa, następne dokupujemy, co roku. Będąc na kąpielisku w Czechowicach pod Gliwicami zauważyliśmy ładne rozchodniki.

Na wiosnę wykopaliśmy 5 różnych odmian, które znakomicie się u nas zaklimatyzowały.

Jadąc przez Jurę Krakowsko-Częstochowską w okolicy Ogrodzieńca w lesie wykopałem jałowiec oraz kilka świerków i sosen. Niektóre z nich się przyjęły.

Jałowiec przyjął kształt kuli, kilkakrotnie w ciągu roku go obcinam. Świerki, gdy urosły były choinkami świątecznymi. Tuje podarowała nam ciocia Jaros z Bejsc. Zasadziłem też biały winogron, który owocuje do dzisiaj, od połowy sierpnia do początku października.

Po latach, gdy winogron rozrósł się na całej ścianie wschodniej domu (2004 r.), zbiory przekraczały 100 kg. Na jesieni zaczęły się kłopoty. Apetyt na winogron miały osy, a także kosy. Dla mnie był szok, gdy pewnego popołudnia wyszedłem z domu na taras - widzę i słyszę jak z winogronu zlatuje setki kosów. Takiej ilości kosów w jednym miejscu nie widziałem nigdy w życiu.

Odleciały do ogrodu sąsiada, gdzie zamiast zieleni zrobiło się szaro-czerwono od oczekujących kosów aż zniknę. Winogron odwiedzały także mniejsze stada wróbli. Tak było przez cały sezon. Większość winogronu zjadły kosy. W następnym roku zaopatrzyłem się w siatkę, którą nakryłem cały winogron.

*

W 2005 r. z uwagi na rozpadający się płot od strony drogi i od strony sąsiadów (był wykonany na początku naszej budowy), postanowiliśmy wykonać nowy, ale na nowym miejscu zgodnie z granicami geodezyjnymi działki.

Sąsiedzi nie protestowali, gdy pokazaliśmy im mapki geodezyjne. Kupiłem metalowe słupki, siatkę stalową i zaprawę betonową w GS w Żemicy. Następnie przystąpiłem do usuwania starego płotu, który stanowiła przerdzewiała siatka oraz solidne słupki betonowe o wymiarach 0,2x2x2,5 m i wadze ponad 100 kg, wkopane na głębokość prawie 1 m. Praca żmudna i ciężka, mimo to usunąłem słupki, które następnie wywiozłem na wysypisko. Siatkę stalową wzięli złomiarze.

Wytyczyłem nowe granice działki zgodnie ze znakami geodezyjnymi i zabetonowałem od ulicy pierwszy graniczny słupek metalowy. Ponieważ zrobiłem to pod wieczór, do nocy zaprawa nie zaschła i złomiarze go ukradli.

Musiałem zmienić zamiaiy i zamiast słupków metalowych wkopałem słupki betonowe. Znalazłem taką firmę w Smolnicy, która produkowała lekkie i ładne słupki betonowe. Po tygodniu mogłem wykonać ogrodzenie od strony drogi, a następnie od sąsiadów, gdzie już mogłem stosować słupki stalowe.

Po ogrodzeniu nasza działka powiększyła się o 150 m2. Zaczęła się mozolna praca z przekopywaniem ziemi. Był to gruz i chwasty. W sumie wyniosłem około 1000 kg kamieni i wiele wiader korzeni. Do dzisiaj jeszcze wychodzą z ziemi mniejsze kamienie.

Na nowym miejscu zasadziliśmy: tuje szafirowe, cisy, tamaryszek, żarnowce, forsycję, pigwę, rokitnik, liguster, kalinę białą rozchodniki, tulipany, szafirki, przebiśniegi, malwy i cany. Zrobiło się dużo ładniej. Ludzie, którzy spacerują obok chodnikiem, bacznie zwracają uwagę na to, co rośnie. Ale i w tym przypadku nie brakło chętnych łatwego zarobku. Wsadziliśmy ładny świerk, który był choinką u Kasi w okresie Świąt. Został skradziony. Była próba kradzieży żarnowca, który wspaniale kwitł na złoty kolor. Żółte kwiaty i gdzie niegdzie trochę czerwieni. Ponieważ, żarnowce lubią suchą glebę, mocno się ukorzeniają złodziej nie mógł go wyrwać.