• Nie Znaleziono Wyników

W czasie studiów na Wydziale Górniczym w Gliwicach już na drugim roku zapisałem się do Koła Geologów. Praca Koła polegała na przygotowaniu się do Konferencji Naukowej Studentów oraz do wycieczek geologicznych, najczęściej w rejony górskie. Na IV-tym roku na Konferencji Naukowej wygłosiłem referat.

Kończąc studia byłem w kontakcie z Kierownikiem Katedry Aerologii Górniczej doc. dr hab. inż. A. Fryczem, że po krótkim stażu pracy na kopalni podejmę pracę naukowo-dydaktyczną na Wydziale od 1.09.1968 r.

Podobną rozmowę przeprowadziłem z Prodziekanem Wydziału Prof. dr hab.

inż. M. Chudkiem, który mnie listownie na taką rozmowę zaprosił. To zaproszenie wynikało z faktu, że należałem do tych lepszych studentów o średniej ocenie studiów grubo powyżej 4. W kwietniu złożyłem stosowne papiery w Rektoracie, ale w międzyczasie był słynny marzec 1968r., kiedy to doszło do zamieszek studenckich w Warszawie i w Gliwicach, zaś Rektorem Politechniki Śląskiej był Prof. J. Szuba, znany ze swoich poglądów popierających linię PZPR.

Po tych zamieszkach przyszedł czas na restrykcje i do pracy na Uczelnie nie przyjmowano kandydatów, którzy nie byli członkami PZPR. Ja od 1964 r., byłem aktywnym członkiem SD, które w pewnych sferach miało inny program działania niż PZPR. Moje papiery o pracę zaginęły. Wiem z drugiej ręki (od pracownika Komitetu Uczelnianego), że zatrzymał je ówczesny 1-szy sekretarz KU PZPR, którego pozytywna opinia była nieodzowna . Musiałem swoje plany naukowe odłożyć, a ponadto w niedługim czasie powołano mnie do odbycia okresowej służby wojskowej.

*

Po ukończeniu służby wojskowej znów skontaktowałem się z Prof. A.

Fryczem, który podtrzymał swoją propozycję przyjęcia mnie do pracy - jeszcze był wolny etat. Wcześniej przyjął do pracy dwóch moich kolegów z roku, których namówiłem do tej pracy: Kazimierza Biernackiego i Krystiana Kropsza - bardzo dobrych studentów.

Z K. Biernackim dalej utrzymuje koleżeńskie kontakty, zaś K. Kropsz po 1984 r., wyjechał do Niemiec i jako zagorzały germofil zerwał kontakty z Polską. W tej Katedrze pracował mgr inż. Józef Sułkowski, kolega, którego poznałem na zebraniach SD. Właśnie współpraca z nim zaowocowała, że w końcu z dniem 1 września 1971 r., zostałem przyjęty na Uczelnie, jako asystent z płacą 1500 zł, gdy na kopalni, jako sztygar zmianowy pobierałem pensję z prem ią która przekraczała znacznie 6000 zł na rękę.

Należy w tym miejscu stwierdzić, że usunięcie W. Gomułki z funkcji 1-go Sekretarza KC PZPR oraz powołanie na to stanowisko Edwarda Gierka, skutkowało pewną odwilżą polityczną i otwarciem na ludzi nienależących do PZPR.

*

Pierwszy rok pracy na uczelni poświęciłem na przygotowaniu się do zajęć dydaktycznych. Sporo czasu poświęciłem na rozwiązywanie zadań, które stanowiły podstawę zajęć ze studentami. Uczyłem się przedmiotu Aerologii Górnicza. Po roku awansowałem na starszego asystenta, okrzepłem dydaktycznie, zacząłem się oglądać za tematem doktoratu.

Docent A. Frycz fascynował się w tym czasie klimatyzacją i pożarami podziemnymi. Skierowałem moje zainteresowanie na klimatyzację. Ściągnąłem sporo literatury w językach: angielskim, niemieckim i rosyjskim. Zacząłem pisać pierwsze artykuły naukowe, biorąc pod uwagę cykl wydawniczy, który powodował, że wysłany do drukami artykuł ukazywał się dopiero po roku. Był wymóg, że doktorat można było otwierać po opublikowaniu dwóch artykułów.

W 1971 r., roku nastąpiła duża reorganizacja Uczelni. W zamian katedr powstały duże Instytuty, w ramach, których działały Zespoły. Zostaliśmy pracownikami Instytutu Techniki Eksploatacji Złóż w Zespole Aerologii Górniczej i Klimatyzacji. W Instytucie znaleźli się znani profesorowie:

Cybulski, Adamek, Rabsztyn, Mrozowski oraz docenci: Gil, Frycz, Kozłowski, Rymarski.

W 1971 r., opatentowałem przyrząd do pomiaru przekroju dużych wyrobisk o konstrukcji mechaniczno-optycznej. Jeden taki przyrząd udało mi się skonstruować, ale był nie doskonały, gdyż moje doświadczenie zawodowe w tym zakresie było niewielkie. Potrzeba takiego przyrządu wynikała z badań naukowych prowadzonych w kopalniach miedzi, gdzie niektóre wyrobiska miały przekroje o wymiarach ponad 20 n r (wysokość ponad 4 m).

*

Pod koniec 2-go roku pracy na Uczelni sformułowałem temat pracy doktorskiej i przystąpiłem do budowy stanowiska badawczego. W tym celu

udało mi się wyprosić u Prof. Nawrockiego Dyrektora Instytutu Przeróbki Mechanicznej Węgla pomieszczenie w Hali Technologicznej. W pozyskanym pomieszczeniu zbudowałem stanowisko badawcze związane z wymianą ciepła w przestrzeni przodkowej wyrobiska korytarzowego.

Potrzebny zbiornik stalowy wykonała zaprzyjaźniona kopalnia „Gliwice”

(dzięki pomocy głównego inżyniera wentylacji Ciesiołki), zaś przyrządy pomiarowe, zakupione częściowo za dewizy załatwiłem w Rektoracie, gdzie w dziale zakupów aparatury pracował kolega z roku. Dewiz było niewiele i gro tych dewiz zabierał Prof. Jerzy Gierek, który urządzał nowoczesne laboratorium z zakresu metalurgii.

Całe wakacje w 1973 r., poświęciłem na badania laboratoryjne, zaś w ciągu 4 miesięcy pisałem pracę doktorską. Nikt w katedrze nie traktował moich badań naukowych poważnie. Jeżeli była mowa o doktoracie to J. Sułkowskiego, a po jego obronie o doktoracie K. Kropsza i K. Biernackiego, którzy mieli 4 lata

dłuższy staż pracy. Nie była to dobra aura dla mnie.

*

Wszystko się zmieniło, gdy w ramach wymiany naukowej do naszej Katedry przyjechał Prof. B. I. Miedwiediew - kierownik Katedry Aerologii Górniczej na Politechnice w Doniecku. Gdy zreferowałem Profesorowi stan badań i pracę, pokazałem zdjęcia stoiska, oznajmił wtedy Prof. Fryczowi, że chętnie byłby promotorem mojego doktoratu. Ta wiadomość spowodowała, że Prof. Frycz podjął działania na rzecz otwarcia mojego przewodu doktorskiego, co uczyniono 22.02.1974 r.

Złożyłem papiery na otwarcie doktoratu (luty 1974 r.), zaś w maju po zdaniu egzaminów doktorskich z przedmiotu Ekonomia Polityczna i Aerologia Górnicza, mogłem bronić pracę. W tym czasie wszystkie czynności związane z doktoratem wykonywałem razem z Henrykiem Sienkiewiczem, pracownikiem Kombinatu Gómiczo-Miedziowego w Lubinie, wybitnym szybownikiem i saneczkarzem oraz przyszłym szefem Związku Zawodowego „Solidarność” na Śląsku. On także przygotowywał pracę doktorską którą obronił w czerwcu. Ja musiałem termin obrony przełożyć na październik, z uwagi na to, że Mila była w ciąży (z Moniką), a chciałem by była obecna na tej obronie.

W 2010 r., gdy spotkałem się z H. Sienkiewiczem z racji redagowania jego wspomnień, opisał jego kontakty z Prof. Miszewskim. Dopiero wtedy uświadomiłem sobie, dlaczego Pana profesora w tym czasie nie powoływano na wysokie stanowiska, co uczyniono dopiero po 1991 r., gdy został Prezesem Towarzystwa Ekonomicznego.

*

Faktycznym opiekunem gości z Doniecka był Kazio, ale do Krakowa z gośćmi pojechałem ja. Zwiedziliśmy podziemia kopalni soli w Wieliczce, zaś oprowadzającym był naczelny Inżynier (tą wycieczkę załatwiał nam sam Prof.

Stanisław Knothe z Akademii Górniczo-Hutniczej), więc zobaczyliśmy i takie wyrobiska, które nie były udostępniane turystom. Dla mnie wielkim

zaskoczeniem były nazwy niektórych komór: Czynu młodzieżowego, Braterstwa broni - o zgrozo w Wieliczce. Dobrze, że kilka lat później od tego odstąpiono. Gdy po 20 latach znów zawitałem do Wieliczki, była to już inna kopalnia. Socjalizm zniknął, wróciły tradycyjne nazwy, zrobiło się dużo piękniej.

Zaprowadziłem gości na Wawel, pod Smoczą Jamę, do Muzeum Czartoryskich oraz na wystawę fotografii „Wenus 73” - koniecznie chcieli ją zobaczyć, była ciekawa. Zwiedziliśmy także Zakład Mechaniki Górotworu PAN oraz Instytut Górnictwa na AGH. Przyjęli nas Profesorowie: Knothe, Trutwin, Wacławik i Ryncarz. Natomiast nasz profesor w tym czasie pojechał na wczasy - na narty.

*

We wrześniu 1975 r. z okazji dnia Górnika czeskiego, pojechałem na konferencję naukową do Vysoka Skola Bańska w Ostrawie. Zamiast dr, przypisano mi tytuł profesora, byłem przyjmowany z honorami. Uroczysta akademia, obiad u Rektora, potem party w stylu zachodnim. Wygłosiłem referat na temat wpływu maszyn na temperaturę powietrza w wyrobiskach górniczych. Wieczorem odbył się skok przez skórę, a następnie karczma piwna.

Dostałem medal pamiątkowy oraz spotkałem się z Prof. Miedwiediewem z Doniecka, któremu pomogłem dokonać stosownych zakupów według rozpiski wykonanej przez żonę.

W listopadzie w Zespole Aerologii znów mamy gościa z Doniecka - doc.

Stukało, tym razem ja zostałem jego naukowym opiekunem. Z tej przyczyny towarzyszyłem gościowi w wyjazdach do Głównego Instytutu Górnictwa w Katowicach i na AGH w Krakowie. Znów odbyło się szereg dyskusji naukowych, gdyż Stukało zajmował sie dokładnie tymi samymi problemami, co

ja- *

W czerwcu 1976 r., tym razem z Biernackim, Kolarczykiem samochodem Frycza pojechaliśmy na organizowaną przez Wyższą Szkołę Górniczą z Koszycach konferencję naukową we Vratnej po południowej stronie Tatr w hotelu „Continental”. Tym zapraszającym był kolega Frycza ze studiów na AGH prof. Cifka. Wygłosiliśmy referat, ale też chodziliśmy po górach.

Podziwialiśmy szczyty gór w tym Kriwania. Dyskusja naukowa, karczma piwna i wspaniała atmosfera. Na konferencji oprócz nas byli Czesi i Słowacy.

*

W dwa lata później byłem na stażu naukowym w Ostrawie w Czechosłowacji. Miałem okazję pospacerować po Ostrawie. Bardzo podobała mi się nowoczesna jej dzielnica Poruba, w której zlokalizowano kompleks Politechniki. Zaskoczyło mnie też postępowanie kelnera w restauracji „Praha”

znajdującej się w pobliżu Uczelni. Nawet nie zamawiając nic, stawiał przed klientem piwo oraz zostawiał na stole karteczkę, na której kreskami odhaczał

ilość wypitych piw. Muszę przyznać, że dopiero w tej restauracji poczułem smak dobrego piwa.

*

W czerwcu 1977 r., wyjazd służbowy do Doniecka. Prof. Frycz nie znał języka rosyjskiego, nie chciał jechać w ramach rewizyty. Padło na mnie. Nie było mi na rękę, gdyż w domu została Mila z dwójką dzieci. Dlatego tylko na dwa tygodnie, w tym 4 dni w Kijowie.

Do Warszawy jechałem pociągiem, a dalej samolotem do Kijowa, przesiadka na linie krajowe i do Doniecka. Był to mój pierwszy lot samolotem i to na wysokości 10 km. Przeżycie niesamowite, te widoki ukraińskich pól i Kijowa z wysokości. I pierwsze zaskoczenie. Samolot miał chyba uszkodzony system dekompresji, bo w czasie lądowania myślałem, że rozerwie mi głowę.

Nigdy, gdy latałem innymi samolotami nie miałem takiego uczucia.

W Doniecku mieszkałem w akademiku studenckim, niby to miałem się stołować w studenckiej stołówce, ale po pierwszym posiłku zrezygnowałem.

Dania było zimne i bardzo niesmaczne. W akademiku na każdym piętrze był czerwony kącik Lenina.

Kilka dni przebywałem w Katedrze wentylacji, wieczorem wałęsałem się po mieście. Byłem w operze na spektaklu, tytułu nie pamiętam, ale była to opera rosyjska. Podobała mi się główna rola kobieca. Ponadto prof. Miedwiediew zaprosił mnie i kolegę Marszałka z Czech na wieczór do siebie. Były: lody, przekąski ukraińskie i wspaniała atmosfera. Gdy był w Polsce zaprosiłem Profesora do domu na obiad.

Zawieziono mnie także na wieś nad Don, w którym pokąpałem się. Woda nie była czysta. Następnie urządzono piknik na działce u jednej z pracownic Katedry. W tym celu Pan Profesor wyciągnął nieużywaną „Pobiedę” z 1948 r.

(samochód, który stanowił podstawę do produkcji w Polsce „Warszawy”), by nas zawieść, wraz ze sprzętem. Były: szaszłyki, świeża pora, chleb, cebula i dużo wódki. Gdy mieliśmy w czubie, odbyły się śpiewy polsko-ukraińskie.

Pogoda dopisywała, było cieplutko i przyjemnie.

*

W Kijowie zwiedziłem Instytut Termo-fizyki Górniczej Ukraińskiej Akademii Nauk oraz odbyłem rozmowę z akademikiem prof. Szczerbaniem - autorytetem światowym w dziedzinie klimatyzacji kopalń oraz z prof.

Czerniakiem. Rozmawialiśmy na temat zasad działania Światowego Biura Mechaniki, by na jego wzór powołać podobne Biuro z Termo-fizyki Górniczej. Zwiedziłem też Ławry Kijowskie (po raz drugi), Muzeum Malarstwa Ruskiego i Zachodniego. Jeździłem metrem kijowskim, byłem na plaży nad Dnieprem, a zamieszkałem w hotelu UAN (Ukraińskiej Akademii Nauk). Cały pobyt uważam za bardzo udany.

Zaskakującym dla mnie faktem był szacunek ukraińskich służb celnych, które na widok paszportu służbowego stwierdziły, że jestem V-pem i nie podlegałem kontroli celnej, przechodziłem osobnym przejściem.

*

W 2010 r., czasie przygotowywania wspomnień „Podróż z Borysławia do Gliwic” spisywanych przez Wojciecha Skoczyńskiego, człowieka wysoko sytuowanego w hierarchii górniczej i nie tylko, mogłem się dowiedzieć o wielu zakulisowych sprawach, w tym działaniach służb specjalnych na terenie zakładów pracy oraz uczelni. Zrozumiałem wtedy, w jakim otoczeniu człowiek pracował i dlaczego, jako nie członek PZPR i nie tajny donosiciel, nie miałem wielu szans na zrobienie kariery. Niestety wielu ludzi, których podziwialiśmy, jako wspaniałych, sprzeniewierzyło się i donosiło na innych. Z tej przyczyny

musiałem kilka razy w Miejskim Komitecie SD tłumaczyć się.

*

W czerwcu 1981 r., ukazał się mój drugi skrypt pt. „Zadania i przykłady z Aerologii Górniczej” z przeznaczeniem nie tylko dla studentów, który przez 20 lat był istotną pozycją dla inżynierów wentylacji kopalń. Niejednokrotnie nawet pod koniec lat 90-tych musiałem mój jedyny egzemplarz wypożyczać inżynierom wentylacji w celu jego z kserowanie.

Z wydaniem tego skryptu były dwa problemy. Po jego napisaniu Prof.

Frycz, który w tym czasie cieszył sie dużą renomą, jako specjalista od zwalczanie pożarów, miał wątpliwość do rozdziału VI-go traktującego o pożarach kopalnianych. Potraktowałem, w nim pożary podziemne, jako typowe przemiany termodynamiczne, dla których wykonałem bilans ciepła, w zamian jak to niektórzy naukowcy w tym czasie mawiali, „jako sztuki górniczej”.

Ale drugi recenzent Prof. J. Pawiński z AGH Kraków, gdy pojechałem do niego na konsultacje stwierdził, że najbardziej podoba się mu VI-ty rozdział.

Prof. Frycz musiał ustąpić. Dopiero 15 lat później Prof. A. Strumiński z Politechniki Wrocławskiej, w swojej książce na temat pożarów kopalnianych, potraktował je podobnie jak ja.

Po drugie w tym czasie na rynku brakowało papieru do druku książek. W drukami Politechniki Śląskiej jej Dyrektor stwierdził, że wydrukuje go w pierwszej kolejności jak załatwię papier. Zwróciłem się w tej sprawie do naszego przyjaciela Józefa Kulisia z Myszkowa, który umówił mnie z dyrektorem Zakładów Papierniczych w Myszkowie. Pojechałem na rozmowę i załatwiłem w ciągu tygodnia 500 kg papieru, co wystarczyło na wydrukowanie 3 skryptów. Dyrektor Drukami został moim przyjacielem.

*

W tym miejscu należy parę słów poświęcić recenzentom prac naukowych, artykułów i książek. Gdy po 20 latach przygotowałem do druku w poszerzoną wersję „Zadania i przykłady z Aerologii Górniczej”, wcześniej umówiłem się z przyszłymi recenzentami. Jeden zrobił szybko recenzje, drugi zwlekał.

Dopiero ponaglenia ze strony kolegi Heńka Brola, który w tym czasie był Prezesem SWWG pomogły w sprawie i prawie po upływie roku uzyskałem drugą recenzję.

Pisząc następną książkę dotyczącą zagrożeń metanowych, zastanawiałem sie znów nad recenzentami. Znajomy, mój były student dr inż. Krzysiek Matuszewski wyraził zgodę i natychmiast zabrał się do pracy. Odbyliśmy kilka spotkań, sporo bardzo wszechstronnych uwag, włącznie z przecinkami i kropkami. Pytanie - kto będzie drugim recenzentem. Wstępnie rozmawiałem z dr inż. A. Jakubowem z Jastrzębskiej Spółki Węglowej, z którym kontaktowałem się w czasie inspekcji kopalń. Wyraził zgodę, ale na razie nie ma czasu. Uzgodniłem, że będę szukał innego recenzenta, a jeśli w odpowiednim czasie nie znajdę to się do niego zwrócę po wakacjach.

Będąc na inspekcji, jako pracownik OUG na kopalni „Zofiówka”, za radą głównego inżyniera wentylacji Józefa Zieleźnika, zwróciłem się w tej sprawie do spotkanego znajomego Profesora W.D. z Instytutu Mechaniki Górotworu PAN (IMG) w Krakowie. Po długiej dyskusji zgodził się na wykonanie recenzji.

Przesłałem mu natychmiast rękopis książki. Gdy po trzech miesiącach, zgodnie ze wstępną umową zadzwoniłem do niego, jak się mają sprawy, stwierdził, że nie ma czasu i nie wykona recenzji.

Musiałem wrócić do pierwotnej propozycji i po wydrukowaniu nowego rękopisu książki w ciągu dwóch miesięcy, po kilku wspólnych spotkaniach A.

Jakubów wykonał solidną recenzję, za co jestem mu wdzięczny.

Przy pisaniu książek z zakresu wyrzutów gazów i skał oraz pożarów kopalnianych, treść uzgadniałem z K. Matuszewskim. Krzysiek był moim studentem, gdy pracowałem na Politechnice. W ostatnich czasach zajmował się problematyką wentylacyjną a szczególnie metanową i pożarową. Dyskusja z nim to wielka przyjemność, aczkolwiek nie zawsze mamy takie same poglądy i to samo zdanie.

W tym przypadku nie mogłem liczyć na profesorów, bo tak naprawdę nikt z nich tą tematyką się nie zajmował. Podchodziłem do Prof. M. Kolarczyka z Politechniki Śląskiej, ale odmówił wykonania recenzji. Każdy z profesorów zajmuje się swoją działką naukową i nie wchodzi w zakres działania innego profesora. Książka była wielo-tematyczna i zaburzała ustalony ład.

Dlatego recenzentami ostatniej książki z zakresu pożarów zostali koledzy z wieloletnią praktyką górniczą w zakresie bezpieczeństwa pracy w górnictwie:

Henryk Broi - były kierownik ruchu zakładu górniczego i Vice prezes WUG oraz Robert Kobierzewski, pracownik naukowo-dydaktyczny Politechniki, który przez wiele lat był inżynierem wentylacji i głównym inżynierem BHP na kopalni „Sośnica”.

Moje artykuły wysyłałem do wielu Redakcji czasopism naukowych. Były lata, że było tych artykułów ponad 10 w ciągu roku. Niektóre z nich (zazwyczaj najbardziej cenne naukowo) niestety dość często zostały rzucone przez recenzenta na dno szuflady i nie uzyskały żadnej opinii, po prostu zaginęły.

Łatwiej było uzyskać recenzję słabego artykułu niewymagającego obszernej wiedzy. W późniejszych czasach dzwoniłem do Redakcji i pytałem, co się dzieje

z danym artykułem. Gdy otrzymywałem wiadomość, że znajduje się w recenzji u znajomego Profesora, wtedy dzwoniłem i ponaglałem.

Wiele artykułów przesyłałem do „Przeglądu Górniczego”. Gdy Redaktorem Naczelnym był Jerzy Malara współpraca z nim to była cała przyjemność.

Człowiek wielkiej kultury i wiedzy, był zresztą Prezesem Wyższego Urzędu Górniczego. Gdy zmieniło się kierownictwo Redakcji, wystąpiła taka sytuacja, że moje dwa ciekawe artykuły dotyczące wczesnego wykrywania pożarów zostały wysłane do Recenzji osobie, która była zainteresowana by te artykuły się nie ukazały. Po otrzymaniu tych recenzji, dokonałem odpowiednich zmian w treści zgodnie z zaleceniem recenzenta, mimo tych zmian artykuły nie zostały wydrukowane. Gdy te artykuły przesłałem do Redakcji „Wiadomości Górniczych”, mimo, że recenzentem była Pani Profesor, członek PAN, artykuły ukazały się szybko i bez uwag.

*

Na początku lipca 1982 r., zostałem wezwany do Dziekana Wydziału Górniczego Prof. S., który wręczył mi wypowiedzenie pracy na Politechnice. W uzasadnieniu odczytał: niewłaściwe zaangażowanie polityczne oraz brak postępów naukowych. Na ten dzień mój dorobek naukowy to: 34 opublikowane artykuły, 3 książki, udział w wielu konferencjach. Za rok ten Dziekan także został zwolniony ze stanowiska, zainteresowani w iedzą dlaczego, nie z tych powodów, które oficjalnie funkcjonują np. w Kronice Wydziału Górniczego.

Razem ze mną wypowiedzenie otrzymał między innymi dr inż. Włodzimierz Olaszowski, bardzo zdolny i energiczny pracownik. W jego przypadku wypowiedzenie było mocno politycznie uzasadnienie, gdyż należał do czołówki działaczy KPN (Konfederacja Polski Niepodległej). Niestety nie doczekał się wolnej Polski i rehabilitacji.

Gdy ten fakt oceniam z perspektywy 30 lat, nie uważam by zrobiono mi wielką krzywdę. Należałem do jednostek twórczych, a w Zespole Aerologii nie było już wtedy warunków by je rozwijać. Jedynie Frycz pisał książki z klimatyzacji, a później z Prof. Kozłowskim z zagrożeń metanowych. W tym czasie jak dowiedziałem się w 2010 r., w czasie opracowywania wspomnień przez dr inż. Henryka Sienkiewicza, na Wydziale Górniczym zatrudnionych było wielu współpracowników tajnych służb, którzy donosili na innych. Kto zagrażał ich funkcjonowaniu, musiał odejść.

Gdy po 1990 r., zaistniała szansa powrotu na uczelnię, wprowadzono rehabilitację niesłusznie zwolnionych, mogłem z tego dobrodziejstwa skorzystać. Niektórzy koledzy wręcz mnie namawiali do powrotu na Uczelnie (nie z Zespołu Aerologii), gdyż widzieli mnie nawet we władzach dziekańskich.