• Nie Znaleziono Wyników

MAGIA W LITERATURZE I PODKULTURZE DZIECIĘCEJ

(CZ.II)

Jak wiadomo - do połowy XVIII wieku - baśń bawiła głównie dorosłych czytelni­

ków, bo obrosła sensami niedostępnymi do­

św iadczeniu dziecka: publicystycznym i, kabalistycznym i, okultystycznym i. W tym czasie dla młodzieży, zwłaszcza tej z w y­

ższych sfer, dostępne były w ierszow ane apologi, w stylu La Fontaine’a. Zawierały one wskazówki dydaktyczne typu: - nie należy dawać wiary gładkim pochlebstwom - nie łatwo jest dokonać właściwego w ybo­

ru - dziewczęta powinny zawsze się mieć na baczności - na rozkosze miłości trzeba sobie za słu żyć1. Także idee pedagogiki mieszczańskiej, opierające się na poglą­

dach Roussau, były zdecydowanie przeciw­

ne baśni magicznej; preferowały wątki pod­

różnicze2.

Ten alegoryczny charakter baśni francu­

skiej przeszedł w m agiczno-sym boliczny

Rys. Jolanta Marcoila

w baśni niemieckiej. Warto pod tym kątem porównać wersje Czerwonego Kapturka Per- raulta i Grimmów. W pierwszej zakończenie ma wymowę alegoryczną, która poucza do­

rastające panienki i ostrzega je przed męż­

c z y z n ą - uwodzicielem, przebranym w wil­

czą skórę. W baśni magicznej natom iast obraz wilka kryje w sobie wiele symbolicznych znaczeń a w interpretacji odsłania różnego ro­

dzaju ciemności, oblicza zła ... Z wzorów nie­

mieckiej baśni korzystały utwory podobnego typu: skandynawskie, rosyjskie i wiktoriań­

skie. Obecne w nich elementy transcenden­

cji o wróżkach i duchach trafiały do dzieci, ich emocjonalnych i mentalnych potrzeb.

Kontynuacje obrazu wróżki pojawiają się we współczesnej literaturze, ale oczy­

wiście nie w prost... Bohaterka książki Ro- alda Dahla Matylda to niezwykle utalento­

wana i wrażliwa dziewczynka. Nie znajduje ona oparcia u matki, która chciałaby się jej pozbyć, ani u kierowniczki szkoły - potwo­

ra w spódnicy, który wyglądała - ja k opisu­

je go autor - tak:

Po chwili do klasy wkroczyła dyrektorka w ściągniętym paskiem kitlu i zielonych bry­

czesach. - Dzień dobry, dzieci - szczeknęła.

- Dzień dobry, pani d y re k to r- zaćwier- kały dzieci.

Dyrektorka stała na rozstawionych no­

gach, z rękom a o p a rty m i na b iodrach, i w p a try w a ła się w m a ły c h c h ło p c ó w i dziewczynki, które siedziały w ławkach na­

przeciw niej.

- Nie je s t to ładny widok - pow iedzia­

ła. Na je j twarzy malowało się obrzydze­

nie, ja k b y patrzyła na to, co pies narobił na środku pokoju. - Ale z was banda małych, obrzydliwych zgniłków! zawołała.

W szyscy m ie li dość oleju w głowie, żeby nic nie mówić.

- Rzygać m i się chce na samą myśl, że przez następne sześć lat będę znosić

70

w m ojej szkole taką kupę śmiecia - ciągnę­

ła. - Już widzę, że będę musiała ja k naj­

szybciej wyrzucić ze szkoły tylu z was, ilu się tylko da. - Przerwała i chrząknęła kilka razy. B ył to dziwny dźwięk. Podobne dźwię­

ki można usłyszeć w stajni podczas karmie­

nia koni. - Podejrzewam - perorowała da­

le j - że w a si ro d z ic e m ó w ią wam, że jesteście cudowni. Ale ja jestem tu po to, żeby wam pow iedzieć coś wręcz przeciw ­ nego. I lepiej, żebyście m i uwierzyli. Wstać!

Matylda, uczennica tej szkoły, niespo­

dziewanie odkryła w sobie niezwykły dar - ta je m n ic z ą s iłę , k tó rą w y k o rz y s ta ła w obronie przed dorosłym i. Pomogła jej w tym dobra wróżka, której rolę pełni w tej książce młoda nauczycielka, em patycznie nastawiona do dziecka (bez znajomości baśni o wróżkach trudno byłoby rozpoznać jej funkcję).

W baśni literackiej autorstwa Joanny Papuzińskiej Nasza mama czarodziejka też pojawia się prawdziwy obraz W ielkiej Mat­

ki. Jest nią słodka mama czarodziejka, która ja k każda mama - broni, hoduje, szuka, urządza, ratuje, czaruje i to s ą zwyczajne działania każdej mamy. Z postacią czaro­

dziejki w ią ż ą się niezw ykłe przedm ioty i osoby, na które skierowane s ą jej działa­

nia; w ielkolud, księżyc, potwór, złodziej, dzwonnica. W całości obrazu sytuacji w i­

docznym w związku syntaktycznym zdań np; Jak nasza mama odczarowała wielko­

luda, ... Jak nasza mama zreperowała księ­

życ, ... Jak nasza mama hodowała potw o­

ra ... itd. objawia się to, co można nazwać m agią dnia codziennego, a w ięc życzliwe, zabawowe i kreatywne podejście do rze­

czywistości. Taki stosunek, relacja do ludzi i świata, jest korzystna dla dzieci. W spół­

czesna magia, zwłaszcza dla maluszków, powinna być bezwzględnie „cudowna i po­

żyte czn a ” . Pisze o tym w yb itn y znawca

Rys. Janina Krzemińska

dziecięcej psychiki i jej emocjonalnych za­

burzeń - Bruno Bettelheim...

Jedną z charakterystycznych cech le­

gendarnych magików i szamanów była ich umiejętność widzenia rzeczy dziejących się gdzie indziej. Dokonywali tego poprzez o b ra z y o n iry c z n e , w p ro w a d z e n ie się w trans lub za pom ocą kryształowej kuli. Te zdarzenia opisane s ą w baśniach magicz­

nych np. Kryształowa Kula, Biały wąż, Że­

lazny Jan...

W baśni literackiej Andersena Dziew­

czynka z zapałkami też pojawiają się ilumi­

nacje. S ą to wizje zamarzającego, umierają­

cego dziecka, które w błysku światła zapałki widzi gorący piec, pieczonego indyka, uko­

chaną babunię z dobrym uśmiechem.

- Babuniu, weź mnie z sobą...

Szybko zaczyna zapalać zapałki po kilka na raz. Robi się zupełnie jasno, tak jasno ja k podczas słonecznego dnia. Ba­

bunia wysoka i piękna, ja k nigdy przedtem, podchodzi bliziutko, pochyla się, przytula dziewczynkę i poczyna wraz z nią unosić się w górę.

Niknie cień, głód, zimno, strach... Ser­

ce dziewczynki napełnia pogodna cisza, kiedy przytulona do babuni płynie coraz wyżej i w yżej...

Sceny te mogą być interpretowane jako działania magiczne, wywołane przez zacza­

row aną zapałkę lub obrazy ejdetyczne, odbierane na granicy rzeczywistości i ha­

lucynacji, a więc na podłożu psychologicz­

nym, czy potraktowane jako metafizyczne, otwierające niebo. Tę drugą interpretację wspiera dokumentalna książka autorstwa lekarza psychiatry, Melvina Morse’a i Pau­

la Perry’ego pt. Bliżej światła w której opi­

sane s ą przeżycia dzieci z pog ra n icza śmierci. W opowiadanych przez nich nie­

zwykłych historiach, przeżytych w godzinie śmierci, przewijają się obrazy baśniowe, za­

kodowane - j a k twierdzi psychologia głębi - w nieświadomości zbiorowej ludzi, w for­

mie mitologemów. Oto przykład takiej rela­

cji, w której fantastyka miesza się z trudną

Rys. Olga Siemaszko

rzeczywistością: Kiedy Kathleen miała dzie­

więć lat, pewnego dnia bawiła się chodząc po kłodzie drzewa zanurzonej w płytkie j rzeczce. Nagle kłoda obróciła się i dziew­

czynka wpadła do zim nej wody. Kłoda przy­

gniotła ją do mulistego dna, przytrzymując je j głowę p o d wodą przez długi czas. Ka-

tleen opisuje swoje przeżycia tak:

Nagle doznałam uczucia ciepła. Cho­

ciaż leżałam twarzą w dół w zimnej wodzie, znalazłam się nagle p o d bezchmurnym , błękitnym niebem, na którym żarzyło się wielkie, puszyste koło. Ze środka tego koła wychyliła się ręka. Ona sięgała po mnie, a spoza niej wydobywał się kobiecy głos.

Nie rozumiałam, co mówi, ale wiedziałam, że niepokoi się o mnie i chce, abym prze­

szła na drugi świat.

W ybrane z obu tekstów słowa klucze p o k a z u ją n ie s p o d z ie w a n e , w z a je m n e związki:

ciepła podchodzi, pochyla się, przytula zimnej niknie cień, głód, zimno, strach...

żarzyło jasno, jak podczas słonecznego dnia

koło serce dziewczynki napełnia pogodna cisza

ręka weź mnie z sobą

kobiecy babunia wysoka i piękna drugi świat coraz wyżej i wyżej...

Zestawienie tych tekstów - literackiej fikcji i autentycznej relacji z pogranicza ży­

cia, pokazuje - nie do końca pojęty świat wewnętrzny, świat bez granic... drugi świat, pełen światła.

Skłonność do fantazjowania jest tym większa, im młodsze jest dziecko, dzieci starsze, młodzież, a nawet dorośli poddają się obrazom imaginacyjnym. Dlatego lite­

ratura dla dzieci starszych odchodzi od fan­

tastyki typu baśniow ego i w je j m iejsce

72

wprowadza science fiction i fantasy. Fan­

tasy czerpiąc z mitów, starych sag i baśni, podejmuje grę z tradycją literacką jej kon­

w e n c ja m i... W P olsce najw ybitniejszym przedstawicielem fantasy jest Andrzej Sap- kowski. W jego opowiadaniu Złote popołu­

dnie ze zbioru Coś się kończy, coś się za­

czyna przedstawiona jest scena odnosząca się, a może pogłębiająca akcję A licji z Kra­

iny Czarów. Związek ten potwierdza po­

przedzające utwór motto „Ali in the golden afternoon, fuli leisurely we glide” ..., autor­

stwa Lewisa Carrola. Zapowiada ono głę­

bię, która ma charakter fantastyczny, de­

moniczny czy intertekstualny?

Venera m iauknęła cicho, wskoczyła na piersi Alicji, zaczęta mocno uciskać łap­

kam i kołdrę. Słyszałem ciche trzaski p a ­ zurków, czepiające się adamaszku. Wy­

czuw szy w łaściwe miejsce, kotka ułożyła się i zaczęła głośno mruczeć. M im o ew i­

dentnego braku w prawy robiła to dosko­

nale. N iem al czułem ja k z każdym pom ru­

kiem w yciąga z c h o re j to, co n a le ża ło wyciągnąć.

Nie przeszkadzałem jej, rzecz jasna.

Czuwałem, by nie przeszkodził nikt inny.

Okazało się, że słusznie.

D rzw i otw arły się cicho i do pokoiku wszedł ów blady brunet. Charles Ludwig czy Ludwig Charles, zapomniałem. Wszedł ze sp u s z c z o n a gło w ą , c a ły s k ru s z o n y i przepełniony żalem i winą. Natychm iast z o b a czył leżącą na p ie rs i A lic ji Venerę W hiteblack i natychm iast uznał, że je s t na kogo winę zwalić.

- Ejże, k k k ... kocie - zająknął się. - Psik! Zejdź z łóżka nnnaaa... natychm iast!

Postąpił dwa kroki, spojrzał na fotel, na którym leżałem. Zobaczył mnie - a może nie tyle mnie, co m ój uśmiech, zawieszony w powietrzu. Nie wiem, ja kim cudem, ale zobaczył. I zbladł. Potrząsnął głową. Prze­

tarł oczy. Oblizał wargi. A potem wyciągnął ku mnie rękę.

- Dotknij mnie - powiedziałem, najsło- dziej ja k potrafiłem. - Tylko mnie dotknij, grubianinie, a przez resztę życia będziesz wycierał nos protezą.

- Kim ty je e ... ~ zająknął się - je e e .. . steś?

- Imię moje je s t legion - odrzekłem obojętnie.

Delikatne aluzje do arcydzieł literatury światowej - Dziadów a może Mistrza i Mał­

gorzaty. .. pozwalają sprowadzić interpreta­

cję tego fragmentu utworu na właściwe tory.

Autor Alicji w krainie czarów Charles Ludwid- ge Dodgson, występuje w opowiadaniu Sap- kowskiego jako postać fikcyjna, pojawiają­

ca się w ramach przez siebie stworzonego świata. Kiedy Charles Ludwig czy Ludwig Charles próbuje uporządkować akcję wg wzorców tradycyjnej fantastyki, Kot z Che- shire odsłania prawdziwą twarz - zdejmuje

Rys. Olga Siem aszko

maskę. „Imię moje legion” mówi. Pole wy­

obraźni napełnia w tym momencie ciemność głębokiego „Ja”, i wtedy nie ma już mowy 0 jakiejś umownej m agii... Oczywiście twór­

czość Sapkowskiego jest przeznaczona dla młodzieży a nie dla dzieci. Rozczytują się w niej również dorośli, znawcy mitów, baśni 1 Jungowskiej idei psychologii głębi.

Na poziomie małych dzieci - czytelni­

ków a raczej słuchaczy opowiadań, legend i baśni problem magii miesza się często z sacrum , którego dośw iadczane przez dziecko porządki s ą kruche i niepewne.

Przykładem takiej sytuacji, opisanej w lite­

raturze dla dzieci, jest m. in. apokryficzne o pow iadanko z tom u B o ży ro c z e k Ewy Szelburg-Zarembiny - o tym, ja k św. Mał­

gorzata powstrzymała burzę na prośbę wie­

w iórki troszczącej się o orzechy. A w ięc Małgorzata to wróżka czy święta?

Świat cudów dla dziecka, który tworzy jego żywiołowa wyobraźnia jest mu bardzo potrzebny. Dziecko bowiem myśli obrazami, a w świecie obrazów obowiązuje inna logika, oparta bardziej na emocji niż ciągu przyczy­

nowo skutkowym. Nadaremne jest racjonali­

zowanie dziecięcego myślenia. Dziecko nie korzysta z abstrakcji, a więc nie buduje po­

jęć i definicji, przynajmniej przed dziesiątym rokiem życia, bo podstawa jego myślenia jest obrazowo-konkretna. Zwrócił na to uwagę Piaget. A inny badacz dziecięcej psychiki, Bettelheim podkreślał, że małe dziecko, gdy ma rozwiązać jakiś problem, nie rozmyśla, ale fantazjuje na ten temat. Doskonały przy­

kład świadczący o naturalnej potrzebie dzie­

cięcego fantazjowania podał w książce Od dwóch do pięciu Kornel Czukowski:

Wielokrotnie stwierdzałem, ja k dobrze je s t dziecko opancerzone przed zbędnymi myślami i wiadomościami, jakie przedwcze­

śnie narzucają mu niecierpliwi dorośli. Je­

żeli matka lub ojciec nie licząc sie z potrze­

bam i wieku, mimo wszystko usiłują przeka­

zać dziecku pełną i nagą prawdę o poczę­

ciu, ciąży, porodzie etc, niechybnie przeisto­

czy ono tę praw dę, zgodnie z pra w a m i swego dziecinnego myślenia, w materiał dla nieliczacej się z niczym fantastyki.

Tak postąpił na przykład pięcioletni syn słynnego profesora Szmidta, Wołik, kiedy matka poinformowała go z całą szczerością i d o k ła d n o ś c ią o p o c h o d z e n iu d z ie c i.

Z miejsca zaczął improwizować długą opo­

wieść o swoim życiu w łonie matki:

Tam je s t taka przegródka - z drzwicz­

kami. A drzwiczki takie malusieńkie. (Śmie­

je się). Tak, tak. Sam widziałem, kiedy by­

łem w twoim brzuszku. I pokoik tam je s t malusienieczki, mieszka w nim pan.

- Jaki pan? dzieci. Sam i chłopcy, dziewczynek tam nie m a... I trzej sprzedawcy tam siedzą, tacy m alusieńcy...

- i ty tam mieszkałeś?

Przychodziłem do pana w gości, a kie­

dy trzeba było się urodzić, podałem mu rączkę i wyszedłem z twojego brzuszka.

Z przykładu tego w ynika, że dziecię­

1 R. Waksmund: Gabinet wróżek. Antologia baśni francuskiejXVII-XVIII wieku, Wrocław 1998.

2 Ibidem.

74

Małgorzata Nodzyńska

KIEDY BAŚNIE CZYTA