• Nie Znaleziono Wyników

[...] W acław Sieroszewski urodził się w roku 1860 w W ólce K ozłow skiej koło Radzymina na Mazowszu, w starym dw o­

rze ziemiańskim.

„Takich dworów - pisze Sieroszewski w swoich wspomnieniach (1932) - obec­

nie już nie ma; przynajmniej nie spotyka­

łem ich n a w e t w g łu s z y k re s o w e j. Ze w szystkich pokoi naszego o b sze rn e g o domu zapamiętałem najlepiej wielką, niską izbę, przylegającą bezpośrednio do stoło­

wego. Zwała się ona „czeladną”. Pośrodku stały tam długie, wąskie stoły „na kozłach” , otoczone prostymi ławam i z desek. Tam

my, dzieci, jadaliśm y co dzień śniadania i wieczerze a często nawet obiady razem ze w szystkim i dom ownikam i, osobno od rodziców i „starszych”. U jednej ze ścian

"czeladnej” wielki kominek z murowanym okapem otwierał szeroko sw oją paszczę.

W z im ie i na je s ie n i s ta le tam p ło n ę ły ogrom ne szczapy drzewa. Pam iętam tę izbę jedynie w czerwonym blasku goreją­

cego ognia. W ieczorami skupiały się do­

okoła niego dworskie prządki i przy szumie wrzecion lub cichym szeleście dartego pie­

rza, opowiadały straszliwe historie o upio­

rach, o strzygach, o nieboszczykach, o pie­

kle, o czyśćcu i n ie b ie , o „m a d e jo w ym łożu” , o France młynarzównie i czterdzie­

60

stu rozbójnikach...oraz wiele, w iele innych

„cudności”. Siostry i ja, przytuleni do kolan naszej poczciwej ochmistrzyni „starej Pu­

chały”, słuchaliśmy z zapartym oddechem tych stra s z liw y c h o p o w ie ś c i...C z a s a m i śpiew ano chórem , zależnie od sezonu,

„G orzkie żale", kolędy albo stare pieśni.

W wypadkach kiedy w kole „dworek” siada­

ła matka, nie opowiadano bajek, nie zada­

w ano „gadek” , ani nie szeptano cichym z przerażenia głosem „podań” o straszli­

wych tatarskich lub szwedzkich najazdach, o martwej głowie, o skaczącej po pustych polach, z nieludzkim wrzaskiem przepowia­

dającym mór, głód lub w ojnę... Matka za­

zwyczaj otwierała księgę i głośno czytała, a wszyscy w wielkim skupieniu słuchali...

Były to Żywoty Świętych lub pobożne le­

gendy wczesnego średniow iecza... Nasłu­

chawszy się ich, długo nieraz nie mogłem usnąć, skruszony do głębi m nogością po­

pełnionych przeze mnie grzechów, drżąc od pragnienia bezgranicznej świętobliwości, żałując, że nie ma już Neronów i Tyberiu- szow, którzy rzuciliby m nie na pożarcie Iwom za m oją w iarę... Jakże zazdrościłem św. Sebastianowi tylekroć przebitemu ostry­

mi strzałami? Albo św. Janowi w Oleju?...

Najwięcej łez jednak kosztowała mnie le­

genda o św. Genowefie. Och, jakże niena­

widziłem okrutnego G ola!... Jakże szale­

nie kochałem miłą, dobroczynną sarenkę, karm icielkę świętej i jej synka! - Zresztą uczucia moje, łzy i radości dzieliły ze mną wszystkie zasłuchane w „czytankach” dwor­

skie dziewki. W ycierały nosy i oczy fartu­

chami tak często i głośno, że aż je nieraz musiała upominać stara „Puchała”, żeby nie przeszkadzały pani... Z tego okresu pocho­

dzi moja znajom ość rzym skiej powieści Fabiola (kardynała i pisarza angielskiego W isem ana), oraz powieści Pojata, córka L iz d e jk i (F eliksa B ernatow icza). A le tę

o s ta tn ią pam iętam , nie w iem dlaczego, gorzej. Czytano tam i inne książki bardzo mądre: o obowiązkach obywatela i chrze­

ścijanina, o żywiołach, o zmysłach, o czę­

ściach świata, ale tych zupełnie już nie pa­

m iętam ...” .

Z a szcze p io n a w „c z e la d n e j” c ie k a ­ w ość do książek wcześnie zachęciła przy­

szłego pisarza do nauki czytania. „W ogóle - wspomina Sieroszewski - nie pamiętam siebie nie umiejącego czytać, miałem wra­

żenie, że tę sztukę posiadałem od urodze­

nia. Podobno nauczyłem się sam, przysłu­

chując się lekcjom, udzielanym starszym siostrom przez m atkę” [...].

SAM O D ZIELN E LEKTURY

[.. ] Siedmioletniego chłopca więcej od systematycznej nauki nęciły samodzielne odkrycia. W nowej siedzibie szczególnąjego uwagę zwróciła tajemnicza szafka w

salo-Wacław Sieroszewski

nie, pełna oprawnych tomów. ”Nie wolno tam było gmerać dzieciom, - wspomina po la­

tach Sieroszewski - ale moja namiętność do książek była widocznie silniejsza od oba­

wy kary i kiedy nikogo nie było, wślizgiwa­

łem się cichutko do zakazanego miejsca i za­

tapiałem się w książkach przede wszystkim ilustrowanych. Żywot Napoleona... Mundu­

ry Wojska Polskiego... Podróż naokoło świa­

ta, Arago... Prawdopodobnie nie czytałem ich, gdyż nic z nich z wyjątkiem obrazków i tytułów nie pamiętam ... Nie pamiętam rów­

nież czy tam, czy też wcześniej przeczyta­

łem po raz pierwszy Robinsona Kruzoe i za­

kochałem się w tej książce na zabój. Łuk, strzały, maczuga własnego wyrobu stały się nieodłącznymi mymi towarzyszami, a sza­

łas wybudowany w rosochach olbrzymiego białodrzewu - wiernym schroniskiem po każdej psocie, po każdym z domownikami zatargu... pamiętam jednak dobrze, że ta m właśnie w tej zakazanej biblioteczce znala­

złem drugą ukochaną przeze mnie książkę, czytaną nieskończoną ilość razy na równi z Robinsonem Kruzoe. Był to Pan Tadeusz.

Odtąd moje rozdarte serce wahało się nie­

ustannie między bohaterem Defoe i Mać­

kiem Kropicielem. W prawdzie tamten umiał wszystko sam zrobić, ale ten za to niepo­

równanie bił.. .Moskali. Rozumie się, że prze­

czytałem wszystkich romantyków w lipskim wydaniu, którzy znajdowali się w bibliotecz­

ce, lecz wówczas nie zrobili na mnie wraże­

nia. Z owych czasów pamiętam trochę Żmi­

ję, trochę G ra ż y n ę - głównie dlatego, że się przebierali, oraz Balladynę, ustęp, gdzie ta zabija siostrę. Zacząłem również studiować Nędzników Wiktora Hugo, ale odebrali mi ich. Ten sam los spotkał Barbarę Ubryki Ta­

jem nice dworu hiszpańskiego... Te wszyst­

kie „cenzury” napełniły mnie wielką goryczą i odepchnęły na czas jakiś od literatury ust­

nej, zawarłem bliższą znajomość z wojsko­

wymi pastuszkami i nieraz długie godziny spędzałem z nimi przy ogniskach, przyno­

sząc im w zamian za opowiadanie bajek - wykopane w ogrodzie kartofle oraz resztki z w łasnych zatajonych śniadań i podwie­

czorków. . W podobny sposób na wygna­

niu dorosły już mężczyzna będzie zbierał wśród Jakutów materiały do naukowej pra­

cy etnograficznej [...]

W ROSYJSKIEJ SZKOLE

[...] Tymczasem siedmioletni chłopiec z o s ta je u czn ie m I kla s y III g im n a zju m w W arszawie. „W pierwszym roku - w spo­

mina Sieroszewski - byłem tak znużony wy­

siłkiem dopędzania starszych i lepiej przy­

gotowanych kolegów, ze nic nie czytałem ... z wyjątkiem Robinsona Kruzoe. Łykając łzy, wspominałem szczęśliwe, niepowrotnie stracone czasy, spędzane z łukiem i ma- czugąw szałasie w rosochach białodrzewu.

Nawet Maciek Kropideł wydawał mi się nie­

godnym zdrajcą, sojusznikiem dręczącej mnie kultury. Dopiero w II i III (klasie) w ró­

cił mi zapał czytelniany. Pochłonąłem Ju­

liusza Verne’a, z którego najlepiej pamię­

tam Dzieci Kapitana Granta oraz 20 000 mil podm orskiej żeglugi. Rząd rosyjski zajęty był wówczas wprowadzaniem w ykładow e­

go języka rosyjskiego do szkół dotychczas polskich. W ziął się do tego dość sprytnie.

Na miejsce starego nauczyciela Szwarca, który dręczył nas bajkami Krylowa, przy­

szedł młody, o ile pamiętam Łuczyckij, któ­

ry nic nam nie zadawał, niczego nie w ym a­

g a ł, le c z b a rd z o p ię k n ie d e k la m o w a ł Puszkina, Lermontowa, Żukowskiego i od czasu do czasu czytał ustępy z dzieł Feni- m ora C o o p era , M ayne R eida, E m ara.

W najciekawszym miejscu przerywał: „Kto chce poznać ciąg dalszy, może wziąć książ­

kę z biblioteki szkolnej!... Pusty dotychczas pokój biblioteczny zaroił się od amatorów

62

książek, trzeba było ustanowić kolejkę, oraz tw orzyć grupy czytelników. Znajom ość ro­

syjskiego języka rosła w szalonym tempie.

Jużeśm y się nie wstydzili, ze czytam y po rosyjsku, bo przecież czytaliśmy nie o Mo­

skalach, lecz o bohaterskich Delewarach, Siuksach, Huronach, Seminolach... Pamię­

tam, że pożerałem te k s ią żki...” Lektura kształciła uczuciowość i wyobraźnię chłop­

ca, któremu rychło przestała wystarczać bi­

blioteka gim n a zja ln a , z a czą ł w ię c brać

„książki z w yp o życza ln i żyd o w skich na Ś w ię to -K rzyskie j i F re ta ” , gdzie zn a la zł nowe skarby wrażeń w powieściach Duma­

sa oraz w powieściach kryminalnych Pon- son du TerraiTa. K sią żki te „o d s u n ę ły wszystkie inne zainteresowania na dalszy plan. Zostałem - wspomina Sieroszewski

- w i l l klasie na drugi rok. Ale tu nastąpił nagły zwrot, gdyż rząd rosyjski wprowadził ję zyk rosyjski jako w ykładow y i zabronił nawet rozmawiać po polsku w murach gim­

nazjum. Należałem, rozumie się, do opo­

zycji - stale rozmawiałem po polsku, mia­

no mnie za to wyrzucić z gimnazjum. Jak załagodzili tę sprawę moi opiekunowie, nie wiem. Porzuciłem jednak odtąd lekturę ro­

syjską [...]”.

Kazimierz Czachowski: Wacław Sieroszewski, życie i twórczość, Lwów 1938 r.

W acław Sieroszew ski (pseud. W acław Sirko) pisarz, d ziałacz polityczny, prezes PAL, ze ­ s ła n ie c sy b e ryjs k i. Był auto rem pow ieści i now elek p rzygodow o-podróżniczych oraz powieści historycznych z Syberii i z Dalekie­

go W schodu (Zamorski diabef).

PRZEKRACZANIE BAŚNI

Zofia Beszczyńska