• Nie Znaleziono Wyników

Teraz kolej na dwie wyprawy ateńskie, których konsekwencje trwale zapisały się w każdej wersji historii wojny peloponeskiej. Pierwsza, na Sycylię, w przy-padku zwycięstwa Ateńczyków mogła mieć znaczenie strategiczne; druga, której celem była niewielka wyspa Melos, okazała się wstępem do sytuacji, która będzie miała wymiar symboliczny. Najpierw, w piątym roku wojny, Ateńczycy po raz pierwszy wyprawiają się na Sycylię:

Pod koniec tego lata Ateńczycy wysłali na Sycylię dwadzieścia okrętów pod wodzą Lachesa, syna Melanoposa, i Charojadesa, syna Eufiletosa: Syrakuzańczycy bowiem i Leontyńczycy rozpoczęli wojnę między sobą. Sprzymierzeńcami Syrakuzańczyków były wszystkie miasta doryckie prócz Kamaryny, które już na początku wojny stanęły po stronie Lacedemończyków, ale dotychczas w wojnie udziału nie wzięły. Po stronie Leontyńczyków stanęły miasta chalkidyjskie i Kamaryna. Z Greków italskich sprzy-mierzeńcami Syrakuzańczyków byli Lokrowie, a sprzysprzy-mierzeńcami Leontyńczyków mieszkańcy Region, ze względu na wspólne pochodzenie. Sprzymierzeńcy Leontyń-czyków, wysławszy poselstwo do Aten i powołując się na dawne przymierze i na swe pochodzenie jońskie, nakłaniają Ateńczyków do przysłania im na pomoc floty: Syra-kuzańczycy odcinali ich bowiem od lądu i morza. Ateńczycy wysłali pomoc pod po-zorem dawnej przyjaźni, w rzeczywistości zaś dlatego, że chcieli zablokować eksport tamtejszego zboża na Peloponez i podjąć próbę opanowania Sycylii. Stanąwszy więc w italskim Region, prowadzili wojnę u boku sprzymierzeńców […]. Tej samej zimy Regiończycy i Ateńczycy wyprawiają się z trzydziestoma okrętami na tak zwane spy Eola; w lecie bowiem z powodu niskiego stanu wody wyprawa przeciw tym wy-spom była niemożliwa. […] Leżą te wyspy naprzeciw ziemi zamieszkałej przez Sycy-lijczyków i Messyńczyków; mieszkańcy wysp byli sprzymierzeni z Syrakuzańczykami.

Ateńczycy spustoszyli ich kraj, lecz nie mogąc zmusić ich do kapitulacji, odpłynęli do

80 Zob. v. klemperer, LTI. Notatnik filologa, przeł. J. zychowicz, Kraków–Wrocław 1983.

81 Zob. f. fukuyama, Zaufanie. Kapitał społeczny a droga do dobrobytu, przeł. a. i l. Śliwa, Warszawa–Wrocław 1997.

82 Zob. p. szTompka, Zaufanie. Fundament społeczeństwa, Kraków 2007.

Region. I tak zima dobiegła końca, a wraz z nią i piąty rok tej wojny (Tukidydes III, s. 184–185).

Zakończył się piąty rok wojny, ale nie zakończyły się walki na Sycylii, w któ-rych latem następnego, szóstego roku już to Ateńczycy walczyli z Sycylijczyka-mi, już to Sycylijczycy między sobą. W tym samym czasie ma również miej-sce wyprawa, która, choć zakończona ateńskim niepowodzeniem, będzie miała znany w literaturze przedmiotu ciąg dalszy. Następna inwazja ateńska na Melos zostanie podjęta ze znacznie większą determinacją. O tym, jak bardzo zdeter-minowani będą Ateńczycy w kwestii podporządkowania sobie tej małej wysep-ki — mówi słynny zapis melijswysep-ki. Niemniej na początku szóstego roku wojny wyglądało to tak:

Tego samego lata wysłali Ateńczycy trzydzieści okrętów pod wodzą Demostenesa, syna Alkistenesa i Proklesa, syna Teodorosa, na wyprawę wokół Peloponezu, a sześć-dziesiąt okrętów i dwa tysiące hoplitów pod wodzą Nikiasa, syna Nikeratosa, na Me-los; pragnęli zmusić do posłuszeństwa mieszkańców tej wyspy, którzy nie chcieli się ugiąć i przystąpić do związku ateńskiego. Nie mogąc ich jednak mimo spustoszenia kraju zmusić do uległości, opuścili Melos i popłynęli do Oropos, leżącego naprzeciw, na lądzie stałym (Tukidydes III, s. 186).

Poza tym szósty rok wojny (nazwanej później peloponeską) zaowocował, jak prawie każdy rok tej wojny, całą mozaiką konfliktów i bitew, z których żadna nie miała strategicznego wpływu na dalsze jej losy.

PILOS — ZWYCIĘSKA GRA PRZYPADKÓW

Wspomniałem, że wojna domowa w Korkirze zaważy jeszcze na losach wojny peloponeskiej. Zaważyła — chociaż tylko pośrednio:

jeszcze zboże zakwitło, Peloponezyjczycy i  ich sprzymierzeńcy wpadli pod wodzą króla lacedemońskiego Agisa, syna Archidamosa, do Attyki i rozłożywszy się obo-zem, pustoszyli kraj. Ateńczycy wysłali na Sycylię czterdzieści okrętów i dwóch po-zostałych wodzów, Eurymedonta i Sofoklesa; trzeci z wodzów bowiem, Pitodor, już przedtem zjawił się na Sycylii. Zlecili im, żeby po drodze pomogli znajdującym się w mieście Korkirejczykom, którym we znaki dawali się emigranci przebywający na górze. Również Peloponezyjczycy wysłali sześćdziesiąt okrętów na pomoc emigran-tom; spodziewali się bowiem, że wobec wielkiego głodu w mieście łatwo opanują sy-tuację (Tukidydes IV, s. 201).

Wódz ateński Demostenes, któremu po sukcesach i porażkach w roku po-przednim nie powierzono urzędu stratega, otrzymał pełnomocnictwo do użycia okrętów Eurymedonta i Sofoklesa, by atakować Peloponez:

Demostenesowi, który po powrocie z Akarnanii nie piastował już urzędu stratega, na jego własną prośbę dali Ateńczycy pełnomocnictwo do użycia tych okrętów, jeśli zechce, również do wyprawy wokół Peloponezu. W swej drodze dotarli w pobliże La-konii i tam się dowiedzieli, że flota peloponeska znajduje się już w Korkirze. Wówczas Eurymedont i Sofokles przynaglali do jazdy na Korkirę, Demostenes zaś radził, żeby najpierw zatrzymać się w Pilos i dopiero dokonawszy tam koniecznych umocnień, udać się w dalszą drogę. Kiedy dwaj inni wodzowie sprzeciwili się temu, nieoczekiwa-nie zerwała się burza i zaniosła okręty na Pilos (Tukidydes IV, s. 201).

Demostenes od razu przekonywał, by to — zajęte przecież przypadkowo — miejsce umocnić. Nie tylko dlatego, że zamierzał (inaczej niż Eurymedont i So-fokles, których celem była Sycylia) nękać Peloponez. Za jego planem przemawia-ły także inne istotne argumenty. Demostenes zatem

[w]skazywał na wielką ilość drzewa i kamieni na miejscu i na to, że teren jest z natury obronny, a kraj na dalekiej przestrzeni w głąb nie zamieszkany; Pilos leży bowiem mniej więcej o czterysta stadiów od Sparty, w kraju ongi messeńskim, obecnie zaś nazywanym przez Lacedemończyków Koryfazjon. Dwaj inni wodzowie wskazywa-li na to, że wiele jest przylądków niezamieszkałych na Peloponezie i że nie można narażać Aten na wydatki związane z ich fortyfikowaniem. Demostenesowi miejsce to wydawało się szczególnie dogodne, ponieważ była tu przystań i Messeńczycy, do których ten kraj dawniej należał i którzy posługiwali się tym samym narzeczem co Lacedemończycy, mogli stąd najbardziej szkodzić Sparcie i najlepiej bronić tej pozycji (Tukidydes IV, s. 201).

Argumenty Demostenesa nie trafiały ani do pozostałych wodzów wyprawy, ani do zwykłych żołnierzy. I znowu o dalszym przebiegu zdarzeń zadecydował przypadek:

Wobec przeciwnych wiatrów musieli czekać bezczynnie. Z bezczynności sami żoł-nierze nabrali ochoty do fortyfikowania miejsca. Podzielili się na grupy i zabrali się do umacniania terenu. Nie mając żelaznych narzędzi do obróbki, wyszukiwali tylko naj-odpowiedniejsze kamienie i układali jeden na drugim, glinę zaś z braku naczyń, jeśli było trzeba, nosili na plecach zgarbieni i splótłszy ręce z tyłu, żeby nie spadała. I tak na wszystkie sposoby spieszyli się z umocnieniem najbardziej zagrożonych punktów, żeby ubiec nadejście Lacedemończyków: większa część terenu była obronna z natury i nie potrzebowała umocnienia (Tukidydes IV, s. 201).

Kolejny przypadek — czy może należałoby powiedzieć: „więcej niż zbrodnia, bo błąd” — to reakcja Lacedemończyków. Zlekceważyli oni zajęcie przylądka Pilos przez wojska ateńskie, sądząc, że w każdej chwili będą je mogli stamtąd wyprzeć. Ateńczycy też zresztą nie doceniali strategicznego znaczenia Pilos, skoro wystawiwszy mur od strony lądu i umocniwszy pozycje w pozostałych zagrożonych miejscach, pozostawili tam Demostenesa z pięcioma (sic!) okrę-tami, resztę zaś poprowadzili na pomoc Korkirze i na Sycylię. A Spartanie?

Skrócili czas pustoszenia Attyki, bo uznali, że Pilos stanowi jednak dla nich problem:

Po wycofaniu się Peloponezyjczyków z Attyki sami Spartanie i najbliżej mieszka-jący Sparty periojkowie od razu wyruszyli na odbicie Pilos; reszta Lacedemończy-ków zwlekała z wymarszem, ponieważ dopiero co wróciła z innej wyprawy. Wezwano jednak cały Peloponez do szybkiego marszu na Pilos; takie samo polecenie wysłano również do sześćdziesięciu okrętów w Korkirze, które przeniesione przez międzymo-rze leukadyjskie, uszedłszy w ten sposób uwagi floty ateńskiej koło Dzakintos, zjawiły się koło Pilos; stawiła się też armia lądowa. Demostenes zaś jeszcze wtedy, kiedy flota peloponeska była w drodze, wysyła zawczasu dwa okręty z wezwaniem do Euryme-donta i floty ateńskiej koło Dzakintos, żeby przybyli, bo pozycja w Pilos jest zagro-żona. Okręty zgodnie z poleceniem Demostenesa płynęły szybko. Lacedemończycy przygotowali się do natarcia na fortyfikacje od strony lądu i morza, spodziewając się, że łatwo zawładną nimi, wobec tego, że umocnienia były robione pospiesznie i słabą miały obsadę. Licząc się zaś z przybyciem floty ateńskiej z Dzakintos, postanowili, jeśliby się im nie udało wcześniej zdobyć miejsca, zablokować wjazd do przystani, aby Ateńczycy nie mogli tam zawinąć. Wyspa bowiem zwana Sfakterią, osłaniająca ten port i leżąca całkiem blisko niego, zostawia tylko dwa wąskie wjazdy do przy-stani: po tej stronie, gdzie były fortyfikacje ateńskie na Pilos, przejechać mogą tylko dwa okręty, po drugiej, zwróconej ku lądowi stałemu, osiem albo dziewięć okrętów;

wyspa ta, jako niezamieszkana, była w całości zalesiona i nie miała dróg; wielkość jej wynosi mniej więcej piętnaście stadiów. Otóż Lacedemończycy mieli zamiar za-mknąć wjazd do przystani, ustawiwszy okręty tuż obok siebie, z rufami zwróconymi w stronę nieprzyjaciela. Z obawy zaś, żeby Ateńczycy nie opanowali wyspy i stam-tąd przeciw nim nie prowadzili wojny, przewieźli na nią hoplitów. Innych hoplitów ustawili wzdłuż lądu stałego, aby w ten sposób uniemożliwić Ateńczykom dostęp i utrudnić im wylądowanie zarówno na wyspie, jak na lądzie stałym — na wybrze-żu bowiem koło Pilos nie było poza tą przystanią żadnej innej. Uważali więc, że flota ateńska nie będzie miała punktu oparcia do przyjścia swoim z pomocą, a oni sami, nie narażając się na bitwę morską, zdobędą łatwo fortyfikacje, jak się tego należało spodziewać ze względu na brak żywności i niewystarczające środki obrony u oblężonych. Postanowiwszy to, zwieźli na wyspę hoplitów, wybrawszy ich losem ze wszystkich oddziałów: byli oni kilkakrotnie wymieniani; ostatni oddział, który został zamknięty przez Ateńczyków, składał się z czterystu dwudziestu hoplitów, nie licząc helotów; dowodził zaś nim Epitadas, syn Molobrosa. Demostenes, widząc, że Lacedemończycy zamierzają atakować od strony lądu i morza, przygotowywał się również do obrony. Pozostawione do swej dyspozycji trójrzędowce kazał wyciągnąć na ląd w pobliżu fortyfikacji i otoczyć palisadą. Załogę uzbroił w słabe tarcze, prze-ważnie z wikliny: nie można było bowiem na tym pustkowiu dostać broni, a nawet i tę, którą mieli, wzięli z pirackiego trzydziestowiosłowca messeńskiego i żaglowca, który się właśnie nawinął. Było tam około czterdziestu ciężkozbrojnych Messeńczy-ków, których Demostenes wcielił do swoich oddziałów. Większą część swych ludzi, zarówno uzbrojonych, jak nieuzbrojonych, ustawił w części zwróconej ku lądowi, najlepiej umocnionej zarówno przez fortyfikacje, jak i przez naturalne położenie, z  rozkazem odparcia ewentualnych ataków piechoty nieprzyjacielskiej. Sam zaś wybrał spośród wszystkich swych ludzi sześćdziesięciu hoplitów i niewielką liczbę

łuczników i wyszedł poza fortyfikacje na wybrzeże morskie, gdzie przede wszystkim spodziewał się lądowania nieprzyjaciół. Sądził bowiem, że tam właśnie, w miejscu zwróconym ku otwartemu morzu, nieprzystępnym i skalistym, nieprzyjaciel będzie się starał wylądować, gdyż fortyfikacje były tam najsłabsze. Nie umacniali bowiem dokładnie tego miejsca; uważali, że na morzu nie ulegną obcym okrętom, a w razie gdyby nieprzyjacielowi udało się wylądować, to pozycji tej nie dałoby się utrzymać (Tukidydes IV, s. 202–204).

Nie będę tu cytował — ani nawet streszczał — mowy Demostenesa, która zagrzewała ateńskich hoplitów do walki; nie będę też analizował jego strategii, która ostatecznie zapewniła Atenom zwycięstwo w starciu pod Pilos. Na dodatek było to zwycięstwo nad wojskiem dowodzonym przez najzdolniejszego spartań-skiego wodza tej wojny — Brazydasa. Nie uczynię tego, ponieważ nie interesują mnie kwestie stricte militarne. Przywołam więc tylko uwagę Tukidydesa, która zapisuje pewien paradoks, paradoks podkreślający rolę przypadku:

I tak dziwnie zrządził przypadek, że Ateńczycy z  lądu, i  to z  lądu lakońskiego, odpierali atak morski, a Lacedemończycy walczyli z okrętów i próbowali dokonać lądowania w  swoim własnym kraju opanowanym przez nieprzyjaciela. A  przecież w owym czasie Lacedemończycy cieszyli się sławą najlepszych żołnierzy, Ateńczycy zaś uchodzili za naród morski i najlepszych wioślarzy (Tukidydes IV, s. 205).

Niech więc wystarczy tyle — Spartanie przegrali. Przegrali z kretesem. Nie dosyć tego; ich wojska zostały zamknięte na Sfakterii, malutkiej wysepce w po-bliżu Pilos. I żadnym sposobem nie mogli się stamtąd wydostać:

Kiedy doniesiono do Sparty o  wypadkach pod Pilos, zapadła tam uchwała, że wobec wielkiej klęski władze lacedemońskie mają się udać do wojska, zbadać sytu-ację na miejscu i podjąć natychmiastową decyzję co do dalszych kroków. Na miejscu stwierdzono, że nie da się w żaden sposób pomóc zamkniętym na Sfakterii ludziom.

Nie chcąc więc dopuścić do tego, żeby Ateńczycy albo głodem, albo siłą dostali ich w swe ręce, postanowiono prosić wodzów ateńskich o zawieszenie broni na odcin-ku Pilos i wysłać poselstwo do Aten dla zawarcia układu, aby tylko jak najszybciej wydostać tych ludzi. Skoro wodzowie ateńscy zgodzili się na to, zawarto zawieszenie broni na następujących warunkach: Lacedemończycy zobowiązują się wydać te okrę-ty, które brały udział w bitwie morskiej, i wszystkie inne wojenne okręty znajdujące się w Lakonii i dostawić je do Pilos Ateńczykom oraz nie podejmować żadnych kro-ków wojennych przeciw fortecy ani od strony lądu, ani od strony morza; Ateńczycy zaś pozwalają Lacedemończykom na lądzie posyłać załodze zamkniętej na Sfakterii pewną oznaczoną ilość żywności, mianowicie dwa attyckie chojniksy jęczmiennego chleba i dwie kotyle wina na głowę oraz trochę mięsa, a dla służby połowę tych racji;

przesyłanie żywności ma się odbywać pod kontrolą ateńską; potajemnie nie wolno żadnej łodzi zjawiać się na wyspie. Ateńczycy będą nadal patrolować koło wyspy, nie będą jednak na niej lądować; powstrzymają się od działań nieprzyjacielskich prze-ciw Peloponezyjczykom zarówno na lądzie, jak na morzu. Jeśli któraś z dwóch stron przekroczy jeden z punktów umowy, umowa będzie uznana za zerwaną. Obowiązuje

ona do chwili powrotu posłów lacedemońskich z Aten. Przewiezienie posłów na trój-rzędowcu i odwiezienie z powrotem biorą na siebie Ateńczycy. Po powrocie posłów umowa traci ważność i Ateńczycy wydają z powrotem okręty w takim samym stanie, w jakim je otrzymali. Na takich to warunkach stanęło zawieszenie broni. Lacedemoń-czycy dostawili okręty w liczbie około sześćdziesięciu i wysłali posłów do Aten. Ci, przybywszy na miejsce, przemówili w ten sposób:

„Ateńczycy! Wysłali nas Lacedemończycy dla zawarcia umowy o wydanie ludzi znajdujących się na wyspie, umowy, która będzie dla was korzystna, a dla nas naj-bardziej honorowa w  obecnych okolicznościach. Jeśli przemówimy obszerniej, to nie sprzeciwimy się przez to naszemu obyczajowi, gdyż tradycja ojczysta każe nam używać niewielu słów tam, gdzie niewielka ich ilość wystarczy, lecz każe również ob-szerniej przemawiać, wtedy gdy słowem należy coś objaśnić i gdy słowem można coś zdziałać. Przyjmijcie zaś te słowa nie jak nieprzyjaciele od nieprzyjaciół; nie myślcie też, że jak nieuków chcemy was pouczać; wiedząc o tym, że znacie drogę do słusznej decyzji, chcielibyśmy wam ją jedynie przypomnieć. Jesteście bowiem w tym położe-niu, że możecie wspaniały użytek zrobić z losu, który się do was uśmiechnął, przez to, że zachowacie to, co posiadacie, a prócz tego zyskacie jeszcze na znaczeniu i sła-wie; nie narazicie się również na to, co niejednokrotnie przytrafia się ludziom niedo-świadczonym, którym się jakiś nieoczekiwany sukces przydarzy; dlatego bowiem, że osiągnęli chwilowe, nieprzewidziane powodzenie, stale dążą do dalszych, zachęceni nadzieją. Ci zaś, którzy przeżyli zmienność losu, okresy powodzenia i niepowodzenia, mają właściwą ocenę wypadków i z największą nieufnością odnoszą się do chwilo-wego powodzenia. A to właśnie zachodzi w wypadku naszym i waszym, gdyż jedni i drudzy mamy pod tym względem największe doświadczenie.

Najłatwiej zaś przekonać się możecie o tym, przyjrzawszy się losowi naszego na-rodu, który mając największe znaczenie wśród Hellenów, przybywa obecnie do was, chociaż uważał dawniej, że sam jest szafarzem tego, o co was teraz prosi. A przecież nie przydarzyło się nam to nieszczęście ani z powodu osłabienia naszej potęgi, ani dlatego, żeśmy z jej wzrostem popadli w butę, lecz po prostu popełniliśmy zwykły błąd, co może się równie dobrze przytrafić każdemu. Nie wypada więc, żebyście pa-trząc na potęgę waszego państwa i wasze zdobycze, myśleli, że i szczęście będzie stale po waszej stronie. Kto bowiem kieruje się rozsądkiem i stara się o zapewnienie sobie największego bezpieczeństwa, zaliczając szczęście do dóbr niepewnych, ten potrafi zachować się rozumnie również w chwilach niepowodzeń; nie będzie sobie wyobra-żał, że wojna da się utrzymać w tych granicach, w jakich on by sobie tego życzył, lecz że tak się będzie toczyć, jak nią losy pokierują. Taki człowiek najmniej będzie narażo-ny na niebezpieczeństwo, ponieważ nie dając się unieść powodzeniu i pysze, właśnie w chwili powodzenia wyciągnie dłoń do zgody. To jest, Ateńczycy, sposób postępo-wania najodpowiedniejszy dziś dla was; w przeciwnym wypadku, jeśli nie zgodziwszy się na naszą propozycję, natraficie na niepowodzenia w przyszłości, może ktoś powie-dzieć, że i obecne powodzenie zawdzięczacie jedynie szczęściu. Oto nie narażając się na niebezpieczeństwo, możecie potomnym pozostawić sławę, żeście w równej mierze posiadali szczęście i mądrość.

Lacedemończycy proponują wam zawarcie rozejmu i zaprzestanie wojny, ofiarując pokój, przymierze, pełną i szczerą przyjaźń wzajemną; w zamian za to proszą was o wydanie mężów zamkniętych na wyspie. Uważają, że lepiej jest dla obu stron do-puścić do takiej sytuacji, w której by albo nam udało się ratować ich przy

nadarzają-cej się sposobności, albo wam na skutek oblężenia dostać ich w swoje ręce. Wielkim nieprzyjaźniom kładzie się kres, naszym zdaniem, nie w ten sposób, że uzyskawszy przewagę nad nieprzyjacielem, zmusza się go z chęci zemsty do zawarcia upokarza-jącego układu, lecz w ten sposób, że mając możność zawarcia korzystnego układu, zwycięża się swego przeciwnika także szlachetnością, ofiarowując mu wbrew jego oczekiwaniu umiarkowane warunki pokojowe. Wówczas bowiem nie będzie pragnął zemsty za gwałt mu zadany, lecz będzie się czuł zobowiązany do równie szlachetne-go postępowania i w poczuciu honoru skłonniejszy będzie do dotrzymania układu.

W ten sposób zwłaszcza postępuje się ze śmiertelnymi wrogami, a nie w wypadku małoznacznych sporów. Taka jest bowiem natura ludzka, że człowiek z chęcią ustępu-je przed tymi, którzy z własnej woli okażą mu życzliwość, natomiast przeciw butnym i zarozumiałym broni się do ostateczności.

Dla nas zaś i dla was, jeśli kiedy, to właśnie teraz korzystne jest zawarcie poro-zumienia. Nie ponieśliśmy bowiem jeszcze dotąd tak niepowetowanej straty, która by siłą rzeczy musiała wzbudzić do was nieprzejednaną nienawiść zarówno poszcze-gólnego obywatela, jak i całego naszego państwa, a was pozbawiłaby tych korzyści, które daje wam obecna nasza propozycja. Teraz, kiedy nic decydującego nie zaszło, kiedy wy możecie zapewnić sobie sławę i naszą przyjaźń, a my w sposób honorowy i bez upokorzenia wydobyć się z tego nieszczęścia, pogódźmy się i zamiast wojny wy-bierzmy pokój; dajmy wytchnienie od nieszczęść Hellenom, którzy i w tym przypiszą nam zasługę: biorą bowiem udział w wojnie, którą nie wiadomo kto rozpoczął, kiedy zaś nastanie pokój, wam będą wdzięczni, gdyż możność zawarcia go w waszych leży

Dla nas zaś i dla was, jeśli kiedy, to właśnie teraz korzystne jest zawarcie poro-zumienia. Nie ponieśliśmy bowiem jeszcze dotąd tak niepowetowanej straty, która by siłą rzeczy musiała wzbudzić do was nieprzejednaną nienawiść zarówno poszcze-gólnego obywatela, jak i całego naszego państwa, a was pozbawiłaby tych korzyści, które daje wam obecna nasza propozycja. Teraz, kiedy nic decydującego nie zaszło, kiedy wy możecie zapewnić sobie sławę i naszą przyjaźń, a my w sposób honorowy i bez upokorzenia wydobyć się z tego nieszczęścia, pogódźmy się i zamiast wojny wy-bierzmy pokój; dajmy wytchnienie od nieszczęść Hellenom, którzy i w tym przypiszą nam zasługę: biorą bowiem udział w wojnie, którą nie wiadomo kto rozpoczął, kiedy zaś nastanie pokój, wam będą wdzięczni, gdyż możność zawarcia go w waszych leży