• Nie Znaleziono Wyników

Tukidydes — często będę operował tym skrótem, podając tylko autora, a ma-jąc na myśli także jego dzieło — jest dla autora niniejszego eseju zajmua ma-jący w dość szczególnym sensie. Otóż zakładam, a w zasadzie — odrzućmy na

mo-234 Przy okazji przypomniało mi się to, co profesor Bronisław Łagowski pisał o  Archeologii wiedzy Michela Foucaulta: „Z  księgarń zniknęła błyskawicznie i  jestem głęboko przekonany, że wszystkie te dziesięć tysięcy egzemplarzy będą dokładnie przeczytane, niektóre zapewne po nawet po kilka razy. […] Życie niejednokrotnie naśladuje literaturę, i tak jest w tym wypadku”; „[…] dziesięć tysięcy polskich inteligentów nad Archeologią wiedzy M. Foucaulta to tryumf groteskowych pomysłów Sławomira Mrożka nad rzeczywistością”. B. łaGowski, Gry i zabawy uczonych, w: tegoż, Cóż jest lepsze od prawdy?…, s. 20–21.

235 m. król, Podróż romantyczna, Paris 1986, s. 111–112.

ment akademickie konwenanse — jestem pewien, że w dziele ateńskiego histo-ryka doszukać się można pewnego typu socjologicznych implikacji zbliżonych do tych — acz nietożsamych z ich naturą i ze sposobem docierania do nich — jakie Herbert Blumer odnalazł w pismach George’a Herberta Meada236, czyli im-plikacji, których poszukiwać można w niektórych powieściach prezentujących oryginalne koncepty pisarskie237.

Oczywiście powie ktoś, i nie bez racji, obraz wojny peloponeskiej zapisany przez Tukidydesa ma inny, na pewno inny, wyższy poziom wiarygodności niż wizerunek arystokracji przedstawiony w Gepardzie Giuseppe di Lampedusy czy mafii w Ojcu chrzestnym Mario Puzo238, jest wszak Wojna peloponeska źródłem historycznym, niemniej w  perspektywie przyjętej w  niniejszym eseju różnice pomiędzy dziełem ateńskiego historyka a beletrystyką uznaję za drugoplanowe;

do sprawy tej jeszcze powrócę. Mam w pamięci również zastrzeżenie samego Tukidydesa, który tak przedstawiał, określmy to w ten sposób, status poznawczy swego dzieła:

Jednakże nie zbłądziłby ten, kto by na podstawie wyżej przytoczonych dowodów nabrał przekonania, że właśnie tak było, jak to przedstawiłem, i nie powinien ufać po-etom, którzy upiększali i wyolbrzymiali przeszłość, ani też logografom, którzy przed-stawiali wypadki w sposób raczej interesujący niż prawdziwy. Są to bowiem rzeczy nie dające się udowodnić i takie, z których wiele z czasem zostało przeniesionych między baśnie (Tukidydes I, s. 26–27).

Literacki aspekt warsztatu historyka podkreśla także Richard Pipes, pisząc:

Sztuka historyka polega na selekcjonowaniu, według określonych kryteriów, róż-nych dowodów z niezmierzonej skarbnicy dostępróż-nych faktów, a potem łączeniu ich

236 Zob. h. Blumer, Socjologiczne implikacje myśli George’a H. Meada, przeł. d.  niklas, w:  Elementy teorii socjologicznych. Materiały do dziejów współczesnej socjologii zachodniej, wybór w. derczyński, a. Jasińska-kania, J. szacki, przeł. U. niklas, Z. szawarski, Warszawa 1975; zob. też np. p. Ćwikła, Boksowanie świata. Wizje ładu społecznego na podstawie twórczości Janusza A. Zajdla, Katowice 2006. W grę wchodzi także ujęcie zaproponowane przez Antoniego Sułka — zob. a. sułek, Psametyk, pierwszy eksperymentator… Idzie tu o socjologię w sensie zbliżonym do tego, jaki miał na uwadze Jan Baszkiewicz. Zob. J. Baszkiewicz, Restauracja 1814–1830. Socjologia klęski, w: Idee a urządzanie społecznego świata: Księga jubileuszowa dla Jerzego Szackiego: zbiór rozpraw, red. e.  nowicka, m.  chałuBiński, Warszawa 1999.

237 Zob. k. łęcki, Literatura piękna, w: Encyklopedia socjologii, t. 2, red. a. koJder, k. koseła, w. kwaŚniewicz, h. kuBiak, J. mucha, J. szacki, m. ziółkowski, Warszawa 1999; tegoż, Socjologia literatury, w: Literatura polska XX wieku. Przewodnik encyklopedyczny, t. 2, red. a. huTnikiewicz, a. lam, Warszawa 2000; tegoż, Witolda Gombrowicza — dawny ustrój i rewolucja…

238 Aczkolwiek od porównań z nimi nie stroni się w opracowaniach naukowych: „Czyż jeden z bohaterów Ojca Chrzestnego nie porównuje mafii do imperium rzymskiego, którym miała się ona inspirować?”. p. Gueniffey, T. lenTz, Wieczny powrót, w: tychże, Upadek wielkich imperiów, przeł. w. Grzechnik, Warszawa 2018, s. 6.

w przekonującą i, jeśli to możliwe, literacko satysfakcjonującą narrację. [Ma on za zadanie] uczynić nierozwinięte jasnym, a pozbawione znaczenia — znaczącym239. Pewnym tropem będą tu dla mnie refleksje Jerzego Szackiego na temat fran-cuskich pisarzy kontrrewolucyjnych, kiedy pisze on, że nie doszukuje się w ana-lizowanych tekstach jakiegoś „systemu tez socjologicznych, który dałby się nie-arbitralnie wyodrębnić […]”240. Nie, nie o niearbitralnie wyodrębniony „system tez socjologicznych” w przypadku Wojny peloponeskiej mi chodzi.

Uszczegóławiając — przyjęta przeze mnie perspektywa poznawcza to per-spektywa socjologii literatury. Specyfikacja ta wydaje się w  tym przypadku szczególnie istotna. Wojna peloponeska (w tym rzecz jasna także Wojna pelopo-neska) interesuje wszak, jak już wspominałem, nie tylko historyków tout court, ale także politologów, filozofów polityki, specjalistów od stosunków międzyna-rodowych. Okazjonalnie odwołuję się więc do tekstów pisanych przez przed-stawicieli tych dyscyplin, ale zamierzam zaproponować nieco odmienny punkt widzenia. Mam pełną świadomość, że przyjmując go, pomijam w naturalny spo-sób wiele problemów ważnych dla badaczy reprezentujących wspomniane dys-cypliny humanistyczne. Nie będą mnie także zajmowały kontrowersje z zakresu filologii klasycznej, jak na przykład ta, czy grecki czasownik anankasai winno się tłumaczyć „czynić [wojnę] nieuniknioną” czy też wojnę „wymuszać”, do wojny

„zmuszać”. Nie brak opinii, że przyjęcie takiej perspektywy, a także odwoływanie się do polskiego tłumaczenia dzieła Tukidydesa ma konsekwencje poznawcze.

Pisze Lawrence A. Tritle:

Dokładna lektura Wojny peloponeskiej — taka, jaka obowiązuje filologów i histo-ryków zajmujących się starożytnością, lecz może niekoniecznie politologów, dzienni-karzy czy urzędników Departamentu Stanu — pokazuje, że wojna, o jakiej pisał Tu-kidydes, wcale nie była nieunikniona, lecz była działaniem wymuszonym na Atenach i Sparcie przez Korynt […]241.

Trudno polemizować z  taką opinią. Niemniej warto zauważyć, że przynaj-mniej w dziedzinie nauk społecznych bardziej niż język, w jakim czytana jest Wojna peloponeska (grecki vs. jakikolwiek przekład), liczy się poświęcona lek-turze Tukidydesa uwaga. Jak prawie wszyscy autorzy piszący w języku polskim, przynajmniej niehistorycy, posługuję się przekładem Wojny peloponeskiej doko-nanym przez Kazimierza Kumanieckiego. Nie znajdziemy zatem w tym studium próby konfrontacji polskiego tłumaczenia z  tekstem oryginalnym (greckim), próby wskazania specyfiki polskiego tłumaczenia czy osobliwości odbioru

dzie-239 r. pipes, Żyłem. Wspomnienia niezależnego…, s. 78.

240 J. szacki, Kontrrewolucyjne paradoksy. Wizje świata francuskich antagonistów Wielkiej Rewolucji 1789–1815, Warszawa 2012, s. 137.

241 l.a. TriTle, Tukidydes a zimna wojna…, s. 102.

ła w polskiej literaturze, a także uwag na temat genologii, struktury czy miejsca Wojny… w historii literatury.

Zdaję sobie sprawę z wynikających z tej perspektywy ograniczeń. Niemniej w przypadku moich komentarzy do Wojny peloponeskiej punkt ciężkości poło-żony jest na co innego. Skądinąd nawet lektura dzieła Tukidydesa w greckim ory-ginale nie gwarantuje naukowej precyzji. I dotyczy to także publikacji głośnych i wpływowych. Na przykład autor najgłośniejszej wydanej w XXI wieku książki odwołującej się do analiz dzieła Tukidydesa Graham Allison podkreśla, że Woj-nę peloponeską czytał „rzecz jasna” w oryginale242. A przecież, co może wydać się zaskakujące, nawet on nie wszystkie fragmenty dzieła ateńskiego historyka przeczytał dostatecznie uważnie, skoro wedle niego Tukidydes nie dożył „smut-nego końca wojny”243. Tezie tej przeczą chociażby takie fragmenty Wojny…:

Chociaż wyprawa sycylijska się nie udała, chociaż Ateńczycy stracili tam sprzęt bo-jowy i większą część floty, mimo że panowały już niesnaski w mieście — jeszcze przez trzy lata Ateny stawiały opór dawniejszym nieprzyjaciołom i ich sprzymierzeńcom sycylijskim oraz własnym sprzymierzeńcom, bo większość z nich się zbuntowała, jak również synowi króla perskiego, Cyrusowi, który się potem dołączył do Peloponezyj-czyków i dostarczał im pieniędzy na flotę; i nie prędzej się też Ateńczycy poddali, aż wyczerpała się ich siła wskutek wewnętrznych sporów (Tukidydes II, s. 65–67).

I te wypadki opisał ten sam Tukidydes z Aten, szeregując je chronologicznie według pór letnich i zimowych, aż do chwili, kiedy Lacedemończycy i ich sprzy-mierzeńcy obalili imperium ateńskie i zdobyli długie mury i Pireus. Cała wojna aż do owej chwili trwała dwadzieścia siedem lat. Nie będzie bowiem miał racji ten, kto wyłączy z obliczenia okres rozejmu. Niechaj bowiem rozważy następstwo wypadków, a dojdzie do przekonania, że nie można pokojem nazwać takiego okresu, w którym obie strony nie oddały ani nie przejęły wszystkich terytoriów, do czego zobowiązały się w układzie, a prócz tego podczas wojny mantynejskiej i epidauryjskiej i kiedy in-dziej działały przeciw sobie; ponadto sprzymierzeńcy na wybrzeżu trackim nadal po-zostali nieprzyjaciółmi, a Beoci mieli jedynie rozejm odnawiany co dziesięć dni. Jeśli się zaś doda do pierwszej dziesięcioletniej wojny następujący po niej okres wątpliwe-go pokoju i dalsze lata wojny i zliczy je według poszczególnych okresów, to okaże się, że wojna trwała dwadzieścia siedem lat i kilka dni i że spośród wszystkich przepo-wiedni ta jedna sprawdziła się w pełni. Przypominam sobie bowiem, że stale, zarówno na początku wojny, jak w czasie jej trwania, powszechnie opowiadano, że wojna ta ma trwać trzy razy po dziewięć lat. Co do mnie, przeżyłem całą tę wojnę w pełni sił, śledząc z uwagą wypadki, ażeby dokładnie znać każdy szczegół (Tukidydes V, s. 279).

Dalej. Nie zajmują w niniejszej rozprawie wiele miejsca — co w kontekście głównego tematu dzieła Tukidydesa może wywołać zdziwienie — problemy stricte militarne. Nie zajmują mnie też — co w kontekście tego, co już

powie-242 Zob. G. allison, Skazani na wojnę? Czy Ameryka i Chiny unikną pułapki Tukidydesa?…, s. 52.

243 Tamże, s. 15.

dziano, wydać się może (i powinno) oczywiste, krytyczne uwagi na temat Tuki-dydesowej metodologii — wygłaszane czy to przez profesjonalnych historyków, czy przez wykształconych laików244.

Ponieważ studium to jest pisane przez socjologa literatury, odwołam się do dwu cytatów, które zamieściłem w haśle-artykule „Literatura piękna” w Encyklopedii socjologii. Zacznijmy od klasyka socjologii formalnej Georga Simmela. Pisał on:

Przy […] próbie uzyskania w oparciu o społeczną egzystencję możliwości nowego uogólnienia naukowego zasadniczy wysiłek skupia się na tym, by sięgając po dowolne przykłady, wyprowadzić uogólnienie i dowieść jego sensowności. Z pewną przesadą, użyteczną tu z uwagi na przejrzystość metodologiczną, można powiedzieć, że mo-mentem decydującym jest to, iż przykłady są możliwe, nie zaś to, że są one autentycz-ne […] są oautentycz-ne przedmiotami analizy samymi w sobie mało istotnymi. Celem naszym jest tu zaś właściwe i płodne przeprowadzenie analizy, a nie prawda o autentyczności jej przedmiotów. Zasadniczo badania takie można by przeprowadzić także w oparciu o sfingowane przykłady245.

Z kolei Maurice Roche, socjolog orientacji fenomenologicznej, pisząc o po-wodach atencji, jaką socjologowie darzyć powinni teksty, które objaśniają dzia-łania, interakcje i struktury społeczne, dopowiada:

Opowiadania, scenariusze, sztuki zawsze uwydatniają pewien aspekt społecznej sytuacji, w której powstały, lecz mogą także konstruować wyobrażenia, fantastyczne światy interakcji lub potęgować rysy danej, realnej sytuacji społecznej […], których normalnie nie zauważamy i z których nie zdajemy sobie sprawy246.

To dlatego pewnie ulubionym bohaterem metafor i analiz socjologów przy-znających się do orientacji fenomenologicznej jest postać i świat Don Kichota247.

Rzecz jasna, w odróżnieniu od Don Kichota, Perykles, Nikiasz, Brazydas, Al-kibiades i inni istnieli naprawdę; mimo to dzieło Tukidydesa, Wojna pelopone-ska, było dla mnie przede wszystkim dziełem literackim, oddaną w piśmie inte-lektualną konstrukcją. W jakimś sensie nawet — to rzecz jasna ujęcie zupełnie

244 „Historia nie posiadała nigdy bardziej przemyślanej metodologii i po dziś dzień posługuje się pojęciami z czasów Tukidydesa. Ten ostatni powziął ambicję wytłumaczenia per causas całej wojny peloponeskiej. Uważny czytelnik widzi już po krótkiej lekturze, że Tukidydes napisał książkę pod wieloma względami doskonałą, lecz niezawierającą żadnego objaśnienia per causas”. J. sTempowski, O współczesnej formacji humanistycznej, w: tegoż, Eseje…, s. 169.

245 G. simmel, Socjologia, przeł. m. łukasiewicz, Warszawa 1975, s. 113.

246 m. roche, Fenomenologiczny zwrot w  socjologii, przeł. d.  lachowska, w:  Fenomenologia i  socjologia, red.

z. krasnodęBski, przeł. zespół tłumaczy, Warszawa 1989, s. 460–461.

247 Zob. a. schüTz, Don Kichot i problem rzeczywistości, przeł. d. lachowska, „Literatura na Świecie” 1985, nr 2(163);

p.l. BerGer, Człowiek Zachodu: wyzwolenie i samotność, przeł. J.G., „Aneks” 1986, nr 43.

skrajne — można sobie wyobrazić niniejsze studium na podobieństwo opowia-dania Jorge Luisa Borgesa Analiza twórczości Herberta Quina248.

Jest jeszcze jeden aspekt socjologiczno-literacki związany z dziełem Tukidy-desa. To problem rozumienia Wojny peloponeskiej jako elementu kompetencji kulturowej249 odbiorców. Znajduję dobry powód dla takiej a nie innej prezen-tacji czytelniczych doświadczeń. Otóż jako socjolog specjalizujący się w  so-cjologii literatury250, w tym zarówno w problematyce odbioru literatury251, jak i właściwości świata w literaturze przedstawionego252, zajmuję się w tym studium przypadkiem dzieła literackiego funkcjonującego w  czytelniczej świadomości w szczególny sposób.

Czy ten rodzaj lektury Tukidydesa stwarza szanse na nowe odczytanie dzieła ateńskiego historyka? To wydaje się po prostu niemożliwe, ale może chociaż so-cjologicznoliteracka lektura pozwoli wydobyć z Wojny… nowe akcenty. Warto w tym kontekście zadać jeszcze inne pytanie: czy przyjęta tu perspektywa ogra-nicza. Ależ tak — z pewnością ograogra-nicza.

Mógłbym w zasadzie powtórzyć za Johnem F. Lazenbym:

Moje własne podejście wydawać się może nazbyt ograniczone. Mogę jedynie po-wiedzieć, że jestem świadomy, iż wojna nie może być całkowicie oddzielona od poli-tyki i ekonomii, a także że wiele prac poświęcono ostatnio literackim aspektom dzieła Tukidydesa. Mnie jednak, zostawiając na boku kwestię obszerności, bliższe są zagad-nienia militarne253.

Różnice pomiędzy skutecznością militarną posunięć a ich aspektem politycz-nym dobrze ilustrują uwagi generała von Mansteina. Stwierdza on:

248 J.l. BorGes, Analiza twórczości Herberta Quina, w: tegoż, Opowiadania, przeł. Z. chądzyńska i in., Kraków 1978.

Borges Quina wymyślił, a więc tym samym wymyślił jego twórczość.

249 Zob. k. łęcki, Literatura jako fakt społeczny, w: a. lipski, k. łęcki, Perspektywy socjologii kultury artystycznej, Warszawa 1992.

250 k. łęcki, Literatura piękna, w: Encyklopedia socjologii…; tegoż, Socjologia literatury, w: Literatura polska XX wieku. Przewodnik encyklopedyczny…

251 Zob. k. łęcki, Św. Gombrowicz…

252 Zob. k. łęcki, Witolda Gombrowicza — dawny ustrój i rewolucja…; tegoż, Inny zapis…

253 J.f. lazenBy, Wojna peloponeska. Historia militarna, przeł. a. dudziński, Oświęcim 2013, s. 13; zob. też s.m. rusch, Wojny Sparty. Strategia, taktyka i kampanie…; G. lach, Sztuka wojenna starożytnej Grecji. Od zakończenia wojen perskich do wojny korynckiej, Zabrze 2008; „Tukidydes precyzyjnie pokazuje przygotowania do wypraw, trasy rejsów i przemarszów, pozycje i szyki bojowe, taktykę rutynową i pomysłowe podstępy, pościgi i ucieczki lądem i morzem;

wymienia hoplitów, łuczników, oszczepników, jeźdźców, liczbę okrętów różnego rodzaju, odnotowuje nowe udoskonalania broni, wreszcie podaje skrupulatnie zdobycze i straty walczących. Robi to nie tylko ze znajomością rzeczy niedziwną u byłego stratega, ale z pewnego rodzaju rozmiłowaniem w technice walki”. B. łaGowski, Tukidydes:

Wojna Peloponeska, w: tegoż, Pochwała politycznej bierności…, s. 107.

Jak pisze pułkownik Herman Schneider w „Militärwissenschaftliche Rundschau”

z roku 1942, francuski generał Weygand zaproponował, aby obronę polską [w 1939 roku] ustawić za linią Niemna, Bobra, Narwi, Wisły i Sanu. Z operacyjnego punktu widzenia koncepcję tę można było uznać za jedynie słuszną, ponieważ wykluczała prawdopodobieństwo oskrzydlenia przez Niemców i jednocześnie podnosiła stopień skuteczności obrony przed niemieckimi związkami pancernymi z powodu natural-nych przeszkód, którymi były rzeki. Na dodatek ta linia obrony miałaby tylko 600 ki-lometrów długości, w przeciwieństwie do szerokiego łuku długości 1800 kiki-lometrów, jaki tworzyły polskie granice od Suwałk aż po przełęcze karpackie. Jednakże przyjęcie tej propozycji wiązałoby się z rezygnacją z całej zachodniej Polski z jej cennymi, prze-mysłowymi i rolniczymi terenami. Trudno sądzić, aby jakikolwiek rząd polski mógł przeżyć tego rodzaju decyzję254.

Powrócę na chwilę do cytowanego wcześniej Lazenby’ego. Podając charakte-rystykę niniejszej pracy, „zagadnienia militarne” zamieniłbym na „perspekty-wę socjologiczną”. Mam przy tym nadzieję wyjść poza uwagi typu „Gdy jedyną szansą była ucieczka, żołnierze pozbywali się nawet najkosztowniejszego ekwi-punku, choć to on właśnie był symbolem ich statusu społecznego”255.

Pisał wspomniany już Bronisław Łagowski o „skrzywieniu zawodowym histo-ryka myśli społecznej”, który „nie chciałby się pozbyć wpływu, jaki ma ono na charakter jego poszukiwań badawczych256. Zróżnicowaniu zawodowego skrzy-wienia przedstawicieli różnych dyscyplin nauk społecznych i humanistycznych przyglądał się kiedyś znany i uznany historyk nauki Thomas S. Kuhn. Wspomi-nał on:

Jako pedagog prowadziłem stale seminaria doktoranckie, na których przyszli histo-rycy i filozofowie czytali i omawiali te same klasyczne teksty filozoficzne i naukowe.

[…] często trudno było uwierzyć, że jedni i drudzy mieli do czynienia z tymi samymi tekstami. Niewątpliwie wszyscy mieli przed oczyma te same znaki, ale byli już na-uczeni (zaprogramowani — jak chcecie) postępować z nimi po swojemu. A przecież właśnie rezultaty tego postępowania — notatki z lektur lub to, co z nich zapamiętywa-li, nie zaś postrzegane znaki — stanowić musiały podstawę ich referatów, streszczeń, wypowiedzi w dyskusji. Subtelne rozróżnienia analityczne, które całkowicie wymyka-ły się historykom, stanowiwymyka-ły często zasadniczy trzon referatów filozofów o przeczyta-nych przez nich tekstach. […] W rezultacie cały tekst mógł się im jawić w zupełnie inny sposób. […] Równie wymowny jak świadectwa różnego postępowania z tekstem był zakres materiału referowanego przez historyków i filozofów. Historycy z reguły streszczali szerzej. Ważne fragmenty ich rekonstrukcji bywały zbudowane na przykład na metaforach wprowadzonych w oryginale przez autora […]. Historyka interesowa-ło pytanie, jaki to aspekt myśli autora można ujawnić, kiedy wydobywa się oczywistą dla nas, a dla niego niewidoczną lub może nieistniejącą niespójność. Dla filozofów

254 E. von mansTein, Stracone zwycięstwa, przeł. J. sawicki, Warszawa 2018, s. 40.

255 J. keeGan, Historia wojen…, s. 252.

256 Zob. B. łaGowski, Symbole pożarły rzeczywistość, Kraków 2011, s. 313.

natomiast nauczonych konstruowania argumentów, nie zaś rekonstruowania myśli przeszłości, zarówno metafory, jak błędy nie miały znaczenia i często pozostawały przez nich nie dostrzeżone. Celem, do którego dążyli z subtelnością i uporem, było wydobywanie z tekstu filozoficznych uogólnień i argumentów, które im odpowiadały.

W rezultacie ich prace semestralne bywały z reguły krótsze i zazwyczaj spójniejsze niż referaty historyków. Ci z kolei, choć mniej zaprawieni w analizie, posuwali się dalej w rekonstruowaniu zasadniczych składników pojęciowych myśli autora, którego dzieła jedni i drudzy razem studiowali257.

Od ponad ćwierć wieku specjalizuję się w socjologii literatury. Co taka dekla-racja oznacza w praktyce? Socjolog tout court może przedstawiać się (i jednocze-śnie być postrzegany) czy to jako funkcjonalista ze szkoły Roberta K. Mertona, fenomenolog od Petera L. Bergera i Thomasa Luckmanna może być wielbicielem perspektywy dramaturgicznej Ervinga Goffmana, może być marksistą, webery-stą, zwolennikiem socjologii formalnej lub wyznawcą francuskiej szkoły socjo-logicznej im. Emila Durkheima — pozostając tym samym bardziej czy mniej wierny wybranej przez siebie teorii czy doktrynie. Może też prowadzić pogłębio-ne, szeroko zakrojone badania empiryczne — oparte na metodach i technikach czy to ilościowych, czy jakościowych. Socjolog literatury jawi się na tym tle jako ktoś Inny258. W kontekście zarówno intelektualnego trudu socjologicznych teo-retyków, jak i uwijających się w pocie czoła nad konstruowaniem kwestionariu-szy ankiet i wynikami badań empiryków259, socjolog literatury przywodzi raczej na myśl wyimaginowane peregrynacje Witolda Gombrowicza (z góry przepra-szam za przesadną zapewne dezynwolturę):

Czytając mój dziennik, jakiego doznajecie wrażenia? Czyż nie takiego, że wieśniak z Sandomierskiego wszedł do fabryki rozstrzęsionej, wibrującej i spaceruje po niej, jakby chodził po własnym ogrodzie? Oto piec rozżarzony, w którym fabrykują się egzystencjalizmy, tu Sartre z rozpalonego ołowiu przyrządza swoją wolność-odpowie-dzialność. Tam warsztat poezji, gdzie tysiąc ociekających siódmym potem robotni-ków w pędzie zawrotnym taśm, trybów, operuje coraz ostrzejszym nożem superelek-tromagnetycznym w coraz twardszym materiale, tam zasię kotły bezdenne, w których

257 T.S. kuhn, Stosunki pomiędzy historią i  filozofią nauki, w:  tegoż, Dwa bieguny. Tradycja i  nowatorstwo w badaniach naukowych, przeł. s. amsTerdamski, Warszawa 1985.

258 Poruszając się w  gąszczu teoretycznych odniesień, trudno uniknąć pokusy, którą zdiagnozował Roland Barthes: „Kiedy piszę, mam wrażenie, że staram się prowadzić pewną grę z  nauką, zamaskowaną działalność parodystyczną”. r. BarThes, Ziarno głosu. Wywiady 1962–1980, przeł. m. falski, Kraków 2016, s. 102.

259 Warto może przy okazji zaznaczyć, że badania ilościowe w socjologii literatury spotykały się niejednokrotnie z krytyką czy, by tak rzec, brakiem zrozumienia. Na przykład znakomity felietonista Jan Zbigniew Słojewski tak pisze o książce Stefana Żółkiewskiego Kultura literacka (1918–1939): „Na stronie 386 […] zagadka matematyczna:

«Cytowana na początku Jaskółka była przeczytana 15,4 raza w ciągu roku, cytowani na końcu Chłopi 4,9 raza». Co to znaczy, że Jaskółka była przeczytana 15,4 raza, a cytowani na końcu Chłopi 4,9 raza. Nie rozumiem”. hamilTon

«Cytowana na początku Jaskółka była przeczytana 15,4 raza w ciągu roku, cytowani na końcu Chłopi 4,9 raza». Co to znaczy, że Jaskółka była przeczytana 15,4 raza, a cytowani na końcu Chłopi 4,9 raza. Nie rozumiem”. hamilTon