• Nie Znaleziono Wyników

MOŻEMY SIĘ JUŻ MIERZYĆ Z ZAGRANICĄ”

Realizatorzy Odrodzonej Polski, w szlachetnym i słusznym porywie, starali się zerwać z cierpiętniczą wizją Polski, proponując obraz silnego, wszechstronnie i dynamicznie rozwijającego się kraju. Jednocześnie od pierwszych chwil nie-podległości dość powszechnie odczuwany był pewien refleks marginalizacji, braku uznania i akceptacji – bycia poza Europą. A przecież chcieliśmy być tacy jak zagranica. Nie rozwijając tego wątku, spójrzmy, jak starano się, w dość szczególny sposób, na gruncie dokumentu filmowego (reportażu z podróży) zbudować i okazać naszą europejskość.

W latach Wielkiej Wojny w wielu miastach Polski wielkim powodze-niem cieszył się długi (2000 m w sześciu aktach) film Wyprawa myśliwska do Afryki prof. Roberta Szumana. W puszczach i stepach czarnego kontynentu (seria I i II), anonsowany jako obraz „cudów natury dzikiej oraz odwagi i geniuszu człowieka”58. Kilka lat później do Polski dotarły średnio- i pełnometrażowe filmy podróżnicze z ekspedycji naukowych, realizowane najczęściej przez znanych podróżników. Niemieckie filmy Hansa Schomburgka (m.in. Eine Reise zu den Kannibalen, 1921 i Tropengift, 1919) wyświetlane były w Polsce pod tytułami Podróż do ludożerców, Wśród dzikich szczepów Borneo, Przez dżungle i puszcze. Wiele z tych filmów wyszło spod ręki operatorów brytyjskich, m.in.

Ludożercy – podróż prof. Johnsona do krainy ludożerców, Indie kraina baśni. Podróże uczonego angielskiego, 50 000 mil morskich – podróże księcia Walii, Wśród dzikich stepów Afryki – dzieje ekspedycji księcia Walii, i amerykańskich. Generalnie, po-pularnością cieszyły się wszystkie filmy z udziałem „nietresowanych lwów, tygrysów, lampartów, krokodyli i węży”. Popularność tych filmów wynikała nie tylko z fascynacji tajemniczą Afryką, egzotyką, niebezpieczeństwem, dzikimi zwierzętami. Był także powód bardziej prozaiczny. Wszystkie te filmy funk-cjonowały w dystrybucji jako obrazy naukowe (oświatowe), a więc przy ich eksploatacji można było uzyskać obniżkę podatku widowiskowego.

Na polską odpowiedź „egzotyczną” nie trzeba było długo czekać. W roku 1926 pisarz i podróżnik Ferdynand Ossendowski ogłosił w prasie, że wybiera się w dzikie ostępy afrykańskie, gdzie „polscy myśliwi i polskie strzelby zrobią swoje”. W ekipie Ossendowskiego oprócz małżonki pisarza i myśliwych był tak-że (po raz pierwszy!) operator filmowy Jerzy Giżycki. Prasa przyjęła ten projekt z zachwytem. „Podróż p. Ossendowskiego jest pierwszą podróżą afrykańską obywatela Wolnej Rzeczypospolitej Polskiej, a jego film jest w ogóle pierw-szym polskim filmem egzotycznym!”59 „Możemy się już mierzyć z zagranicą!”60

58 „Przegląd Poranny” 1917, nr 335 i dalsze; „Przegląd Poranny” 1918, nr 22 i dalsze; „Kurier Warszawski” 1918, nr 24 i dalsze.

59 A. S-ski, Pierwszy polski film egzotyczny, „Kino dla Wszystkich” 1926, nr 30, s. 7–8.

60 Hamor., Wyprawa A.F. Ossendowskiego do Afryki Podzwrotnikowej, „Kino dla Wszystkich”

1926, nr 31, s. 21.

od euforii niepodległości do symptomów kryzysu 101 Po powrocie z wyprawy z tygodnia na tydzień Ossendowski przygoto-wywał potencjalnych widzów do odbioru filmu ze swej podróży, stopniował napięcie i zagęszczał barwy opowieści.

W czasie podróży trwającej 6 miesięcy – mówił reporterowi „Kina dla Wszystkich” – wykonałem 5000 metrów zdjęć filmowych w Senegalu, w Sudanie, na Wybrzeżu Kości Słoniowej i na rzece Niger. Treścią tych zdjęć jest przede wszystkim życie plemion murzyńskich we wszystkich swoich przejawach, a więc życie domowe, tańce rytualne, łowy z udziałem 3000 osób, autentyczna wojna pomiędzy różnymi szczepami, cere-moniał przyjęć na dworach królów murzyńskich, różne epizody z wyprawy, krajobrazy afrykańskie, sceny myśliwskie z polowań na bawoły, słonie, krokodyle, antylopy, pan-tery, hipopotamy, wreszcie zdjęcia fetyszów i co ciekawszych okazów ludożerców…61

Wprawdzie skromność nie była mocną stroną pana Ferdynanda, ale – na tym etapie – bez wątpienia doceniał pracę swojego operatora.

[Operator] rychtował swoje aparaty w chwili, gdy widział zwierza lub ptaka, nieraz biegał za nimi przygotowując aparat do zdjęcia, wchodził w wartki prąd rzek, ryzyku-jąc iść na żer krokodyla, szedł na spotkanie gotowego do ataku bawołu. A wszystko to przy szalonym, nużącym upale, ociekając potem, robiąc dziennie pieszo po co najmniej 25 kilometrów, albo do 500 km samochodem. Zwykle w wypadkach filmo-wania zwierząt szedłem za operatorem z karabinem, aby go obronić w razie potrzeby i w każdym razie zastrzelić zwierzę, gdy scena będzie nakręcona. W tych momentach operator stawał się moim największym wrogiem! Kto jest myśliwym, ten zrozumie, jak to wytrzymać, gdy się widzi przed sobą wspaniałego bawołu lub stado dużych antylop i czekać, aż operator nakręci potrzebny mu metraż wstęgi! […] Mój operator p. J. Giżycki używał aparatu „Cinex” firmy Bourdereau w Paryżu z magazynami na 60 metrów, wstęgi firmy Kodak i Pathé, zastosowanej specjalnie do zdjęć tropikalnych.

Murzyni otaczali nas tłumnie, gdy zaczynaliśmy kręcić filmy i dość chętnie pozowali przed obiektywem62.

Kolejne relacje o filmowaniu, które odbywało się w prądzie wartkich rzek,

„gdzie miały swoją siedzibę hipopotamy i krokodyle […] muchy tse tse, mo-skity bawole i słoniowe, nawet kleszcze dręczące olbrzymów dżungli, które żywcem zjadają kręcącego film człowieka”, rozpaliły ciekawość widzów do czerwoności. Muzykę do filmu skomponowała uczestniczka wyprawy Zofia Iwanowska-Ossendowska, napisy zredagował sam podróżnik. Premiera od-była się w prestiżowym kinie „Filharmonia” w Warszawie.

Później, już po premierze, która rozczarowała krytyków i widzów, okazało się, że z 5000 metrów taśmy 1500 wpadło do wody, a nadmiernie wrażliwy na

61 L.B. [Leon Brun], Wielki film polski o Afryce środkowej ukaże się wkrótce na ekranie. Rozmowa z prof. F.A. Ossendowskim, „Kino dla Wszystkich” 1926, nr 19, s. 7.

62 Ferdynand A. Ossendowski, Jak sfilmowałem swoją wyprawę do Afryki, „Kino dla Wszystkich” 1926, nr 29, s. 6; tenże, Z krainy pławiącej się w powodzi słonecznej pożogi. Z kinoka-merą przez Afrykę Podzwrotnikową, „Kino-Film. Oficjalny organ Międzynarodowej Wystawy Sztuki Kinematograficznej” 1927, nr 3, s. 2.

Plakat „pierwszego polskiego filmu egzotycznego”

od euforii niepodległości do symptomów kryzysu 103 krytykę Ferdynand Ossendowski stwierdził, że robił film tylko dla siebie, dla udokumentowania wyprawy, a nie dla kinoteatralnej publiczności. „Skręcał zdjęcia” także dla tych, którzy mówią, że siedzi w Zakopanem i pisze książki o równiku. Widzowie pozostali głęboko rozczarowani „mglistością zdjęć”

i brakiem właściwego ujęcia, co kładli na karb niedoświadczenia młodego ope-ratora63. Sam Ossendowski winę za niepowodzenie filmu zrzucał nieelegancko i wyłącznie na fotografa amatora, który miał za sobą tylko jeden rok praktyki amatorskiej i „ponosi odpowiedzialność za nieliczne słabe punkty” filmu64.

W tym miejscu można by powiedzieć, że tak skończyła się sprawa pierw-szego polskiego filmu egzotycznego, gdyby nie zapis, który pozostawił we wspomnieniach doskonały operator Jan Skarbek-Malczewski. Trudno go zu-pełnie pominąć.

W roku 1925 – pisze Skarbek-Malczewski – zjawił się u mnie głośny wówczas podróż-nik i autor sensacyjnych książek podróżniczych – Ferdynand Ossendowski. Powrócił on właśnie z wyprawy do Afryki i przywiózł ze sobą film nakręcony przez jakie-goś operatora. Prosił mnie o przejrzenie i ocenę filmu. Rozpakowuję, paczka wielka, śmierdzi bardzo, ponieważ była zawinięta w skórę bawołu. Okazało się, że w całej taśmie można znaleźć bardzo niewiele dobrych zdjęć. Ossendowski zmartwił się i pytał, czy nie mógłbym jakoś temu zaradzić. Czemu nie? Zrobiłem najpierw same-go Ossendowskiesame-go w ubraniu afrykańskim i ze sztucerem w kilku różnych pozach.

Następnie kupiliśmy stary film niemiecki z polowań w Afryce i zmontowało się z tego wszystkiego razem film z podróży afrykańskiej Ossendowskiego. Film był ciekawy i miał powodzenie, głośny podróżnik był bardzo zadowolony65.

Realizacja filmu z wyprawy do Afryki była prywatnym przedsięwzięciem Ferdynanda Ossendowskiego. Miał prawo rozdmuchać ją do granic przy-zwoitości. Warto było jednak poświęcić mu nieco uwagi, bowiem nadzieje, jakie wiązano z tym filmem, zanim jeszcze wszedł na ekrany, odsłaniają pewną polską przypadłość. Nikt nie wpadł na pomysł (a w każdym razie go nie zrealizował), aby na wzór francuskiej wytwórni Gaumont opowiedzieć w serii krótkich filmów o współczesnej Polsce, w drugiej połowie lat dwu-dziestych. Za to międzynarodowy sukces, sukces młodego, niepodległego kraju miały zapewnić polskie strzelby, które „zrobią swoje” w dzikiej Afryce, i „co ciekawsze okazy ludożerców”. Byliśmy dumni ze swego kraju i nie byli-śmy. Głęboki kompleks prowincji, wymieszany z przekonaniem o własnych nieograniczonych możliwościach, dał o sobie znać nawet w dziedzinie filmu dokumentalnego.

63 Hamor., Wyprawa A.F. Ossendowskiego..., s. 21.

64 d., Odwiedziny u prof. F.A. Ossendowskiego, „Film” 1930, nr 10. Niezrażony krytycznymi ocenami, „po objechaniu wszystkich kin prowincjonalnych”, w roku 1930 Ossendowski podjął starania o wyświetlanie filmu w kinach szkolnych.

65 Jan Skarbek-Malczewski, Byłem tam z kamerą…, s. 102–103.