• Nie Znaleziono Wyników

OD PRZEŁOMU DŹWIĘKOWEGO DO POSZUKIWAŃ

GATUNKOWYCH

Józefa Pawła Handta, pod koniec roku 1929 PAT produkował 25–30 tys. metrów materiałów, co przekładało się na liczbę 80–100 filmów rocznie. Wytwórczość PAT w latach trzydziestych obejmowała trzy kategorie:

1) kroniki tygodniowe,

2) dodatki krótkometrażowe (zdjęcia z natury, aktualności, krótkie ko-medie itp. oraz

3) krótkie filmy propagandowe i reklamowe wykonywane na zlecenie władz, urzędów, firm itp.

W zakres naszej działalności kulturalnej i propagandowej, którą stawiamy na miej-scu naczelnym – mówił dyrektor Handt – wchodzi więc krajoznawstwo, ruch i życie w różnych ośrodkach naszego kraju, praca różnych placówek, towarzystw, akcja społeczna oraz zapoznawanie obywateli z aktualnymi zjawiskami politycznymi oraz wybitnymi osobistościami polskiego życia państwowego1.

Poza PAT w latach trzydziestych filmy krótkie produkowały m.in. wytwór-nie: Aner-Film (Warszawa), Argus (Warszawa), Arlux-Film (Warszawa), Arte--Film, Awangarda (Warszawa), Babijczuk-Nowosielski (Warszawa), Bilażewski (Poznań), Ryszard Biske (Warszawa), Biuro Kinematograficzne „Dep-Kin”

(Warszawa), Byczyński Edmund (Warszawa), Centrala Propagandy Filmu Naukowego (Warszawa), Doświadczalna Produkcja Filmowa w Żyrardowie (filmy przyrodnicze Marty i Karola Marczaków), Film-Photo-News-Poznań (Poznań), Film-Studio (Warszawa), Foto-Forbert, Saul Goskind i Haszomer Hacair, Instytut Filmowy Lumen (Kraków), Instytut Spraw Społecznych (Warszawa), Itinson (Warszawa), Izak Goskind, Lena-Film (Warszawa), Leski--Studio (Warszawa), Kape-Film, Nowosielski i Rodowicz, Orion-Film, Panta--Film, Patria Film, PegazPanta--Film, F. Petersile i J. Turbowicz (Warszawa), Polski Film,

Rys-Film (Warszawa), Skoczeń (Warszawa), Spółdzielnia Autorów Filmowych (SAF Warszawa), Stanisław Urbanowicz, Szczepanik-Film, Szołowski i Banach, Wytwórnia Doświadczalna (Warszawa), Wytwórnia Orion (Lwów), ZS Film (Warszawa)2.

Początek lat trzydziestych przebiegał pod znakiem wprowadzenia dźwię-ku do obrazu filmowego. Niemal z dnia na dzień tematy, motywy, sztuka reży-serska, aktorska, operatorska zaczęły być postrzegane w kontekście dźwięku lub jego braku na ekranie. Przełom dźwiękowy, nie tylko w Polsce, ale na całym świecie, zbiegł się w owym czasie z najgłębszym po Wielkiej Wojnie kryzysem gospodarczym. Już na przełomie lat 1929 i 1930 dał się zaobserwować spadek produkcji, odpływ kapitału i radykalne ograniczenie inwestycji we wszystkich dziedzinach życia. Ruszyła fala upadłości przedsiębiorstw przemysłowych

1 PAT największym producentem filmowym. 30 000 metrów rocznie. Rozmowa z dyr. Handtem [brak autora wywiadu], „Kurier Filmowy” 1930 (9 lutego), nr 6, s. 5.

2 21 spośród nich, jako działających w latach 1933–1936, przywołuje Irena Nowak-Zaorska, Polski film oświatowy w okresie międzywojennym, Wrocław 1969, s. 162.

od przełomu dźwiękowego do poszukiwań gatunkowych 157 i handlowych, co spowodowało redukcję zatrudnienia i gwałtowny wzrost bezrobocia.

Wszystko to przekładało się także na regres w dziedzinie produkcji i dys-trybucji filmowej. Proces udźwiękowienia obrazów filmowych i wprowadza-nia dźwięku do kin3 trwał długo i nie był w skutkach bezbolesny.

W listopadzie 1929 roku sześć kin w Warszawie instalowało właśnie apa-raturę dźwiękową, a 200 kin prowincjonalnych (czyli w rozumieniu stołecznej prasy: kin pozawarszawskich) przygotowywało się do zainstalowania stałych dźwiękowych aparatur4.

Pierwsze efekty wprowadzania dźwięku do pełnometrażowych polskich filmów fabularnych dalekie były od oczekiwanych rezultatów. Z zachowanych relacji wynika, że widzów najbardziej interesował głos (timbre, artykulacja) aktorów znanych dotąd z kina niemego. Nieco inaczej rzecz wyglądała na gruncie „filmu krótkiego”. W Ameryce dźwięk przyniósł wielki renesans kro-niki filmowej, która za sprawą sloganu Foxa stała się „oczami i uszami świata”.

Zachwycony zagranicznymi dźwiękowymi obrazami filmowych aktualności Juliusz Kaden-Bandrowski podziwiał, że może oglądać wodzów, wielkorząd-ców, filozofów, „słysząc jednocześnie wszystko co mówią”, zachwycał się uczestnictwem „na odległość trzech, czterech metrów” we wszystkich naj-prawdziwszych przedstawieniach dzisiejszego świata5.

Niezwykle ciekawą informację przyniósł w pierwszych dniach grudnia

„Kurier Warszawski”. 24 listopada 1929 roku zmarł wybitny francuski polityk Georges Clemenceau, współtwórca traktatu wersalskiego. Trwały jeszcze przygotowania do uroczystości pogrzebowych, gdy w jednym z kin paryskich widzowie zobaczyli Clemenceau spacerującego po ogrodzie i usłyszeli jego głos w jednym z pierwszych w Europie filmów dźwiękowych.

3 Według oficjalnych danych, w dniu 1 stycznia 1930 roku miasto stołeczne Warszawa liczyło 57 kinematografów (z łączną liczbą 30 421 miejsc). Województwa: poznańskie – 81 ki-nematografów (25 063 miejsca), śląskie – 71 kin (24 005 miejsc), łódzkie – 65 (27 336), kiele-ckie – 65 (21 131), lwowskie – 63 (19 617), warszawskie – 54 (12 904), krakowskie – 50 (16 956), pomorskie – 47 (13 132), lubelskie – 36 (9669), białostockie – 30 (8226), tarnopolskie – 25 (6064), wołyńskie – 23 (5966), stanisławowskie – 22 (6449), nowogródzkie – 10 (2569), poleskie – 9 (2070), wileńskie – 17 (5444). Ogółem w Polsce czynnych było 725 kinoteatrów dysponujących w sumie 232 022 miejscami.

Na początku roku 1930 w Polsce czynne były także 183 kinematografy wędrowne: w wo-jewództwie warszawskim 22, kieleckim – 21, białostockim i tarnopolskim po 18, lubelskim i wileńskim po 17, łódzkim – 16, lwowskim – 13, poznańskim – 11, poleskim – 9, stanisławow-skim – 8, krakowstanisławow-skim – 7, pomorstanisławow-skim – 4 i śląstanisławow-skim – 2. „Kurier Warszawski” 1930, nr 119, s. 5.

4 „Film” 1929, nr 39, oraz „Film” 1930, nr 1. Oprócz wielu oporów natury estetycznej wobec dźwięku, wyrażanych w prasie filmowej, pojawił się także problem dotyczący kwestii eko-nomicznych. „Dwieście aparatur dźwiękowych to 4 i pół miliona złotych wyrwanych Polsce przez zagranicę”. W Europie funkcjonowało 477 patentów rozmaitych aparatur dźwiękowych;

w Ameryce – zdaniem redakcji „Filmu”– było ich ponad tysiąc. Zwracano więc uwagę na moż-liwość wykorzystania patentów polskich, m.in. „kinofonu” inżyniera J. Kubickiego.

5 Juliusz Kaden-Bandrowski, Z Marszałkowskiej na wyżyny Tybetu, „Kino” 1930, nr 11, s. 3.

Niesłychane wprost wrażenie sprawiają na słuchaczach te słowa żywe, ostre, wyraźne

„zbawcy ojczyzny”, który leży już w grobie. Toteż, gdy krótki ten obrazek znika z ekra-nu, sala kinematografu rozbrzmiewa burzą oklasków. Po raz pierwszy film mówiący uwiecznił nie tylko postać żywą, ale i dźwięki mowy wielkiego męża, tak że będą mogły je słyszeć też następne pokolenia6.

Polscy widzowie już pod koniec roku 1929 zetknęli się z amerykań-skimi dźwiękowymi aktualnościami Foxa. Pokazano je w kinie „Splendid”

w Warszawie, które pierwsze w kraju zainstalowało aparaturę dźwiękową.

Później pojawiły się dźwiękowe tygodniki MGM i Paramountu („Paramount News”). Wkrótce jeden z pierwszych krótkich filmów dźwiękowych wykonała Polska Agencja Telegraficzna, która wyprodukowała dla PKO „mówiony film propagandowy” na rzecz emitowanej przez Skarb Państwa Premiowej Pożyczki Budowlanej. Do widzów przemówili z ekranu nie aktorzy, lecz ministro-wie: Eugeniusz Kwiatkowski i Ignacy Matuszewski, oraz prezes PKO Henryk Gruber, „wywołując zrywające się co chwila entuzjastyczne oklaski, uznanie dla doskonałej reprodukcji głosu i idealnej synekranizacji – tak często szwan-kującej w filmach zagranicznych”. Dźwiękowa filmowa reklamówka PKO była osobistym pomysłem nowego prezesa Henryka Grubera, który przywiązywał ogromną wagę do reklamy i propagandy tej instytucji7.

W ciągu dwóch dni wykonano film i

[...] rzucono go na blisko 10 ekranów, dzięki czemu pierwszy ten dźwiękowiec polski pozyskał już dziś masy ludności na przestrzeni całej Polski, dając nowe świadectwo doniosłości i skuteczności filmu na służbie propagandy oraz kładąc kres obawom o „niefotogeniczność” polskiej mowy8.

Jednocześnie, z przyczyn natury ekonomicznej, stale poszukiwano sposo-bów na skonstruowanie polskiej aparatury dźwiękowej. W kwietniu 1930 roku w „Pola Negri Palace” pokazano „pierwsze polskie dodatki dźwiękowe nagrane według polskiego systemu – patentu Biskego i [F.] Vlassaka”. Trzy filmy o łącz-nej długości 240 metrów: tango Szkoda twoich łez, piosenka ludowa Śmierć komara i żołnierski Chór weteranów wywarły „ogólnie dodatnie wrażenie”9.

W roku 1930 Wytwórnia Doświadczalna wyprodukowała kilka dźwięko-wych dodatków będących piosenkami nagranymi przez polskich rewelersów,

6 [Bez autora], Clemenceau na filmie mówionym, „Kurier Warszawski” 1929 (6 grudnia), nr 335, s. 7.

7 Za sprawą Henryka Grubera pojawiły się na ulicach pierwsze neony świetlne wy-korzystujące hasło „Pewność i Zaufanie” oraz reklamy PKO na przedmiotach codziennego użytku i w mediach – prasie, radiu i kinach. Na temat inwencji reklamowej Grubera zob.

także: Krzysztof Michalski, Henryk Gruber (1892–1973): „self-made man” z Sokala. Przyczynek do biografii (cz. 1) [online], 11 kwietnia 2013 [dostęp: 2 lipca 2014], <http://histmag.org/

Henryk-Gruber-self-made-man-z-Sokala.-Przyczynek-do-biografii-1892-1973-7808>.

8 Film dźwiękowy, „Film” 1930, nr 13 oraz Z filmu, tamże.

9 [Bez autora], Są już polskie dodatki dźwiękowe, „Kino” 1930 (13 kwietnia), nr 6.

od przełomu dźwiękowego do poszukiwań gatunkowych 159 czyli popularny Chór Dana, m.in. Hej, idę w las, Może dziś, Pijackie tango, Piosenka góralska, Sweet Marie i Wikta10.

Co jakiś czas pojawiały się w tamtym okresie informacje o nowych „pierw-szych krótkich dodatkach dźwiękowych”, nowym dźwiękowym atelier czy aparaturze do nagrywania. W czerwcu 1930 roku stołeczne „Kino” ogłosiło początek ery polskich dodatków dźwiękowych. Pierwsze polskie atelier dźwię-kowe Towarzystwa „Syrena-Record” zakupiło bowiem samochód z agregatem i pełnym urządzeniem, dzięki któremu będzie można „nagrywać” zdjęcia również pod gołym niebem11. Pierwsze filmowe dodatki dźwiękowe miały charakter przede wszystkim propagandowy i reklamowy.

Niestety, w tym pionierskim dla dźwięku w filmie przełomowym okresie nie wykorzystano możliwości nagrywania głosów– nietrudnych przecież do re-jestracji – znanych polskich osobistości. Na wielką skalę robiono to w Stanach Zjednoczonych i w Europie Zachodniej. Na rejestracji głosu setek znanych osób oparły swą wielką popularność kroniki filmowe Foxa. W grudniu 1931 lub na początku stycznia 1932 roku udało się m.in. skłonić Ignacego Paderewskiego do przemówienia przed mikrofonem filmu dźwiękowego. Jego rozmowę z konsu-lem generalnym RP w Nowym Jorku doktorem Mieczysławem Marchlewskim utrwaliły „wzrokowo i słuchowo” jednocześnie tygodniki aktualności „Fox Movietone”, „Pathé Corporation” i „Paramount News”12.

Jeszcze w roku 1933 lokalny mistrz autopromocji Marian Fuks reklamował swój nowy film jako artystyczny reportaż, a jednocześnie „pierwszy polski ak-tualny dźwiękowiec” – Pogrzeb ministra poczt i telegrafów śp. inż. Ignacego Boernera z przemowami udźwiękowionymi ministra wyznań religijnych i oświecenia publicznego Janusza Jędrzejewicza, płk. Walerego Sławka i naczelnego ka-pelana Wojska Polskiego księdza seniora płk. Feliksa Gloeh13.

Pojawienie się dźwięku otwierało przed filmem dokumentalnym nie tylko nowe możliwości ilustracyjne, ale także interpretacyjne. Tyle że w Polsce nikt jeszcze wtedy w takich kategoriach nie myślał.

Filmy dokumentalne, które widujemy w Warszawie – pisał późniejszy scenarzysta Legionu ulicy i reżyser filmu dokumentalnego o Polesiu, Maksymilian Emmer – [...]

są zwykłym zlepkiem poszczególnych zdjęć nieożywionych, pomysłem syntetyzują-cym. Prymitywne, bezosobowe, blade notatki operatorskie, filmowane bez żadnego planu. Gdyby te filmy przy posiadanych środkach technicznych realizować w myśl świadomego celu scenariusza, posiadałyby one niezawodnie trwałą wartość dzieła sztuki. Robiłem takie scenariusze dla reżysera Forda, którego filmy faktomontażowe Nad ranem, Narodziny i życie gazety, Wśród kominów polskiego Manchesteru (wł. Wytwórni Doświadczalnej) zdobyły sobie ogólne uznanie. Lwia część filmów dokumentalnych służyć może, niestety, tylko jako lekarstwo uśmierzające podatki magistrackie (10%

10 Władysław Jewsiewicki, Materiały do dziejów filmu w Polsce, Warszawa 1952, z. 1, s. 294–296.

11 (Fr.), Będziemy mieli polskie dodatki dźwiękowe! „Kino” 1930 (8 czerwca), nr 14.

12 Polonica, „Kino” 1932, nr 7, s. 5.

13 „Kino dla Wszystkich” 1933, nr 18.

zniżki), co wpływa wprawdzie dodatnio na samopoczucie p.p. właścicieli kin, nie wnosi jednak nic do podniesienia produkcji.

A szkoda! Ten dział filmów mógł stać się doskonałą szkołą dla reżyserów, scenarzy-stów, operatorów. Do filmu krótkometrażowego należy przyszłość kinematografii.

W warunkach obecnego rozwoju sztuki filmowej obraz rozwlekły, ciągnący się przez półtorej godziny coraz bardziej staje się przeżytkiem; przeżytkiem tolerowanym pod wpływem okropnego nałogu – przyzwyczajenia. Film esencjonalny, zwarty, jędrny – sztuka prawdziwie szlachetna – trwać musi znacznie krócej. Dwugodzinny seans należałoby zapełnić paru takimi filmami. [...] niestety, reforma ta jest najtrudniejsza do zrealizowania właśnie teraz, kiedy dźwiękowce usiłują lekkiego motyla, jakim stało się kino, z powrotem przeistoczyć w poczwarę teatralną14.

14 Maksymilian Emmer, Film krótkometrażowy, „Kalendarz Wiadomości Filmowych” 1931, s. 28–31.

Jeden z pierwszych polskich reportaży dźwiękowych

od przełomu dźwiękowego do poszukiwań gatunkowych 161 Wprawdzie z przekonaniem o zmierzchu tradycyjnego półtoragodzinne-go filmu fabularnepółtoragodzinne-go Emmer nieco przesadził, ale przez całe lata trzydzieste podnoszone będą wszystkie ważniejsze wymienione przez niego kwestie.

Po pierwsze, sprawa owej nieszczęsnej ulgi podatkowej, która miała być zachętą do produkcji polskich filmów krótkich, a stała się przyczyną poważ-nych nadużyć. Byle jak sklecone filmy właściciele kin kupowali tylko po to, aby uzyskać zniżkę podatkową dla całego programu. W żaden sposób ulga podatkowa nie przyczyniła się ani do wzrostu produkcji filmów niefikcjonal-nych, ani tym bardziej do podniesienia ich poziomu warsztatowego.

Skarżył się na to już w roku 1930 Józef Paweł Handt, kierownik Biura Filmowego PAT:

[...] trudnością, z którą walczymy, jest oportunizm kin, które nie dbają zupełnie o jakość nadprogramu, biorąc bez wyboru każdy polski dodatek, jaki im pchają w ręce, byle by tylko uzyskać 10% zniżkę, przyznaną ustawowo, gdy w programie jest 300-metrówka produkcji polskiej. Drażnią one tym publiczność i obniżają poziom dostarczonych filmów, bo producent kręci wtedy co bądź, wiedząc, że o wartość nikt go nie pyta15.

Po drugie, kolejną podnoszoną przez całe lata trzydzieste kwestią był brak zorganizowanej, przemyślanej rodzimej produkcji w dziedzinie filmu niefikcjonalnego. Traktowano to słusznie jako przekreślenie szansy nauki rzemiosła dla: reżyserów, operatorów, scenarzystów, montażystów…

Zazwyczaj przywoływano jeszcze jeden argument na rzecz potrzeby większego zainteresowania szeroko rozumianym filmem dokumentalnym (głównie krajoznawczym, historycznym etc.). W sytuacji ekonomicznej Polski lat trzydziestych to właśnie film krótki miał szansę stać się najlepszą formą propagandy kraju za granicą.

Czarny obraz poziomu rozmaitych odmian filmu dokumentalnego uzu-pełniały stosunkowo młode kroniki PAT, które przez całe lata trzydzieste stanowiły obiekt ataków i niewybrednych żartów.

Publicystów, zdeterminowanych i zawstydzonych poziomem filmów krót-kich, próby naprawy sytuacji prowadziły prosto w ramiona szczególnego rodzaju cenzury. Anonimowy felietonista „Kina dla Wszystkich”, narzekając na nędzę rodzimych nadprogramów, przywołał i zacytował opinię swego kolegi po fachu – Zdzisława Kleszczyńskiego piszącego na łamach „Kuriera Warszawskiego” pod pseudonimem Sęk:

Nudne i jałowe „dodatki aktualności” rodzimej produkcji, posiadające obowiązującą długość 300 metrów, znudziły się już tak publiczności kinowej, że rozpoczęto prze-ciwko tym dodatkom, a raczej ich dłużyźnie i jałowości, istną kampanię. Oto co na ten temat pisze felietonista pod pseudonimem Sęk z „Kuriera Warszawskiego”: „Nędza!

15 PAT największym producentem filmowym..., s. 5.

Nędza! [...] trzeba wreszcie zerwać ze szkodliwą tolerancją i wyrozumiałością w sto-sunku do osób, psujących tysiące metrów taśmy, kompromitujących naszą krajową produkcję [...] pokazywanie zgnojonych krów, gdy kraj może się poszczycić setkami wzorowych obór zarodowych? Pokazywanie kusztykających w śniegu fajtłapów, gdy polskie narciarstwo wybija się na jedno z pierwszych miejsc w Europie? Pokazywanie przydymionego Giewontu, gdy w zimie, przy cudownym górskim świetle nawet amatorzy robią kapitalne zdjęcia filmowe? Nie, nie, nie!”16.

Ogromne zapóźnienie technologiczne polskiego filmu, niesprzyjające rozwijaniu ambicji postanowienia prawne, a wreszcie brak dobrego wykształ-cenia, gustu, chęci… sprawiały, że polskie filmy krótkie nie mogły być źródłem propagandy Polski w świecie. Jeżeli czasami czyniono takie próby, to kończyły się one całkowitym fiaskiem, jeśli nie… skandalem.

W pierwszych dniach roku 1932 mieszkająca w Londynie Bronisława z Kowalskich MacGregor podzieliła się z redakcją „Wiadomości Literackich”

swoją refleksją na temat propagandowego filmu o Polsce:

Na ekranie pokazano szereg widoków Warszawy, Wołynia, Wilna, Lwowa i Huculszczyzny. Tekst napisów angielskich był pretensjonalny; język niepodobny do angielskiego, upstrzony błędami ortograficznymi. Zdjęcia zaś – był to widok zarazem żałosny i komiczny. Pokazywano wertepy koło mostu kolejowego w Warszawie (ale nie most Poniatowskiego), dwóch łysych golasów baraszkujących w jakiejś rzeczce w Druskiennikach, źle wypchane wilki w Białowieży (ale nie samą puszczę i nie żywe żubry), prawdziwie bezsensowne zdjęcia rzekomego folwarku poleskiego i huculskiego, wreszcie, ilekroć zdjęcie miało przedstawiać jakiś budynek miejski, policjantów rozpędzających gromady gapi i uliczników. W filmie zatytułowanym Polska nie było Krakowa, Śląska, Tatr, Poznania, Gdyni, słowem całej Polski zachod-niej. Jako typowe zajęcia ludności pokazywano winnice w Zaleszczykach, suszarnie tytoniu w zagrodzie chłopskiej, stadko chudych owiec w Karpatach itd. Barokowy kościół był nazwany „arcydziełem sztuki średniowiecznej”. Technika i fotografia stały na poziomie 1900 roku, na określenie zaś braku smaku i wyrobienia artystycznego oraz bezdennej prowincjonalności całego filmu brak mi słów. Na zakończenie podano groźne ostrzeżenie „copyright” właścicieli filmu w uzasadnionej obawie przed tym, aby ktoś pomysłowy nie włączył części filmu do popularnych tutaj parodii filmowych.

Publiczność w ilości tysiąca osób opatrywała film niepochlebnymi uwagami. Po jego końcu rozległy się ironiczne oklaski [...]. Na dobitek dowiedziałam się, że film uchodzi za najlepszy z polskich filmów krajoznawczych i że był sporządzony przed paru laty z wielkim nakładem pieniężnym17.

Wprawdzie autorka listu przypisała tę niechlubną propagandę kraju Polskiej Agencji Telegraficznej, ale tym razem nie był to film wyprodukowany

16 [Bez autora], Kończyć raz nareszcie z torturowaniem widzów. Nędza rodzimych nadprogramów,

„Kino dla Wszystkich” 1931, nr 15, s. 5.

17 List z Londynu: Londyn, w lutym 1932. Autorka: Bronisława z Kowalskich MacGregor.

Tytuł: „Propaganda” filmowa PAT’a, „Wiadomości Literackie” 1933, nr 8, s. 4.

od przełomu dźwiękowego do poszukiwań gatunkowych 163 przez PAT18. Wszystko (a przede wszystkim treść, możliwe do identyfikacji detale obrazu) wskazuje na to, że był to film jednego z „przedsiębiorców”

kinematograficznych ze Śląska – Antoniego Pierzchalskiego, zatytułowany Polska współczesna, o którym Urszula Biel pisze:

Zwracał się do wielu osób i firm prywatnych oraz do władz państwowych o poparcie kolejnych, tym razem już tylko dokumentalnych projektów. Ze względu na bardzo złą opinię zwykle otrzymywał odpowiedź negatywną. Tych, którzy zdecydowali mu się pomóc finansowo, często oszukiwał. Udało mu się jedynie zrealizować film Polska współczesna, a następnie wyświetlać go w wielu krajach Europy na zorganizowanych pokazach wśród Polonii19.

Filmy o Polsce, o charakterze propagandowym, o jakich marzyli Polacy, robili więc, tak jak na początku lat dwudziestych, cudzoziemcy. W roku 1932 amerykańska wytwórnia Fox zrealizowała film (specjalny dodatek dźwię-kowy) z życia polskich marynarzy na statku szkoleniowym „Dar Pomorza”.

Przedstawiał on epizody z życia załogi oraz ćwiczenia absolwentów szkoły marynarki wojennej na masztach i rejach. Zarejestrowano także polskie pieśni żeglarskie śpiewane przez załogę. Przy dźwiękach Mazurka Dąbrowskiego „Dar Pomorza” odpływał w stronę horyzontu20. Tak kończył się ten amerykański film o polskim statku eksploatowanym od dwóch lat przez Szkołę Morską w Gdyni, którego temat nie okazał się wystarczająco ważny i ciekawy dla polskich filmowców.

Wielokrotnie zgłaszane przez publicystów, tematy pożądane i oczekiwa-ne natrafiały na problemy finansowe, organizacyjoczekiwa-ne lub po prostu całkowite désintéressement polskich filmowców. Wiele w tym było zwyczajnego lenistwa, niechęci do zmian, łatwizny pozostawania w utartych schematach, bowiem problemem były nie tylko same tematy.

„Aparat w polskich filmach – pisał Janusz Maria Brzeski – jest czymś ocięża-łym, martwym i nieciekawym. Obserwuje on najzupełniej obojętnie rozgrywa-jące się przed nim zdarzenia”21. To prawda, w podobny, „zachowawczy” sposób traktowano w polskim filmie niefikcjonalnym, który cytowany autor nazywa beztreściowym, montaż, scenariusz, reżyserię i przede wszystkim – temat.

Ileż wspaniałych dodatków [...] można nakręcić w Polsce bez specjalnych kapitałów i nakładów pieniężnych.

18 Stanowczo zaprzeczył temu sam PAT w liście do „Wiadomości Literackich”, podkreślając, że w ostatnich latach ani nie produkował filmu o podobnej treści, ani też nie wysyłał żadnego filmu do Londynu. Zob. „Wiadomości Literackie” 1933, nr 10, s. 6.

19 Urszula Biel, Śląskie kina między wojnami czyli przyjemność upolityczniona, Katowice 2002, s. 290–291. Tutaj także więcej informacji na temat działalności Antoniego Pierzchalskiego.

20 „Kino dla Wszystkich” 1932, nr 32.

21 Janusz Maria Brzeski, Miasta, które czekają na swych reżyserów, „Kurier Filmowy” nr 48, dodatek do nru 331 „Ilustrowanego Kuriera Codziennego” z 29 listopada 1932 roku.

Gdynia, to nowe kubistyczne miasto, nie mające sobie równego w całej Europie – czyste, o linii na wskroś nowoczesnej, rosnące z dnia na dzień, ze swym wspaniałym nowocześnie urządzonym portem. Łódź – jedna wielka fabryka – z milionem krę-cących się pracowicie kół i trybów, przędzalni – stercząca ku niebu lasem kominów, z wspaniałymi dancingami i pałacami magnatów wełnianych czy płóciennych, obok których nędzarze żydowscy sprzedają perkale w groszki.

Warszawa, tętniąca życiem ze swymi drapaczami chmur, pełna świateł i cieni wiel-kiego miasta. Warszawa ze swą nieusypiającą nigdy ulicą, pełna samochodów omni-busów – wytwornych par – umalowanych dziewcząt – kawiarnianego łobuzerstwa i tymi wszystkimi kontrastami, którymi tak świetnie operować potrafią zagraniczni reżyserzy. Dalej Wilno – romantyczne – czeka, by je ktoś potrafił podpatrzeć. Śpiące uliczki, na których sapią samowary z herbatą i doroczny targ, nazwany „Kaziukiem” – dopomina się o swój film.

Poznań – urocze miasto, gdzie przyjmują się wszystkie dobre poczynania – wielkie i czyste miasto, oddychające równym oddechem swej pracy. Toruń, Bydgoszcz… [...]

Górny Śląsk huczący, śpiewający swój stalowy hymn o pracy – poprzecinany rzekami roztopionego gorącego żelaza – przysłonięty mgłą dymów i pyłem dudniących fa-bryk. W nocy błyszczący setkami świateł i reklam, bogaty, kalkulujący, ruchliwy. Jak

Górny Śląsk huczący, śpiewający swój stalowy hymn o pracy – poprzecinany rzekami roztopionego gorącego żelaza – przysłonięty mgłą dymów i pyłem dudniących fa-bryk. W nocy błyszczący setkami świateł i reklam, bogaty, kalkulujący, ruchliwy. Jak