• Nie Znaleziono Wyników

pierwsZA próbA

R

aport z aresztowania, włączony do akt dochodzenia przeciwko dwóm młodym robotnikom: Jozefowi Remžy i Stanislavowi Štrbie, opisuje, jak udaremniono im (podobnie jak setkom innych niedoszłych zbiegów) próbę ucieczki na Zachód. Już na samym początku chciałbym podkreślić pochodzenie społeczne młodych ludzi, choć będzie o tym mowa jeszcze kilkakrotnie, by przypomnieć, że propaganda komunistyczna przedstawiała „demokrację ludową”, później zwaną też „państwem socjalistycznym”, jako ustrój społeczny stworzony specjalnie dla takich jak oni – czyli dla klasy robotniczej.

Wieczorem 27 lipca 1959 roku o  godzinie 19.35 dwaj młodzi ludzie zostali zatrzymani przez patrol straży granicznej natychmiast po  wyjściu z pociągu na  dworcu Devínska Nová Ves. Ponieważ chłopcy nie mieli przy sobie żadnych dokumentów, a zgodnie z przepisami powinni posiadać przepustki zezwalające na wjazd do strefy przygranicznej, zabrano ich na miejscowy posterunek straży granicznej. Po „wstępnym przesłuchaniu” przyznali się, że zamierzali uciec do  Austrii. Wówczas zostali aresztowani przez porucznika Vendelína Vincúra, oficera departamentu wywiadowczego 11. brygady straży granicznej. Następnie oficer śledczy służby bezpieczeństwa, sierżant Lipták z Administracji Okręgowej Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, wszczął dochodzenie. Niedoszłym zbiegom postawiono zarzuty usiłowania popełnienia czynu zabronionego – opuszczenia terytorium republiki, zgodnie z przepisami artykułu 5 i artykułu 95 paragraf 1 czechosłowackiego kodeksu karnego (Ustawa nr 86/1950). Obu przyjaciół aresztowano. W chwili wydania wyroków skazujących ich na karę pozbawienia wolności mieli już za sobą przesłuchania z udziałem funkcjonariuszy służby bezpieczeństwa. Dla Jozefa Remžy, pomysłodawcy ucieczki, sprawa ta jednak nie skończyła się wraz z zakończeniem odsiadki. Młody człowiek nabrał bowiem przekonania, że musi wyjechać z kraju, w którym traktowano go w taki sposób. Spróbował więc uciec raz jeszcze, ale już sam. Niestety, druga próba zakończyła się tragicznie.

Kim był Jozef Remža, który w lipcu 1959 roku tak naiwnie próbował z kolegą przemknąć się przez granicę niedaleko miejscowości Devínska Nová Ves?

Jozef Remža, dziewiętnastolatek urodzony w Kátlovcach w pobliżu Trnawy, pochodził z rodziny robotniczej, jak sam przyznał w zeznaniu zawartym w raporcie śledczych służby bezpieczeństwa. Jego ojciec Ján Remža pracował jako robotnik w zakładach elektrotechnicznych w Bratysławie, a matka w spółdzielni rolniczej Zjednoczenie w Kátlovcach. Po ukończeniu nauki w szkole podstawowej Jozef przez rok pomagał rodzicom w dwuhektarowym gospodarstwie, które jeszcze wówczas było ich własnością. W 1955 roku rozpoczął naukę w szkole zawodowej w mieście Galanta, gdzie uczył się na traktorzystę. Po ukończeniu szkoły najpierw przez dwa miesiące pracował w stacji napraw traktorów i maszyn rolniczych w Trnawie. Stamtąd przeniósł się do działu badań czechosłowackiego przedsiębiorstwa naftowego w Brnie, gdzie poznał Stanislava Štrbę, robotnika ze wsi Modranka. Zimą, gdy w szybach naftowych nie było pracy, poradzono Jozefowi, żeby poszukał sobie innego zajęcia. Nie wiedząc o  swoich planach, młodzi ludzie ponownie się spotkali w Bratysławie, gdy obaj rozpoczęli pracę w tamtejszych zakładach chemicznych imienia Georgiego Dymitrowa.

Przyjaciele skorzystali z możliwości zakwaterowania w pensjonacie, dzięki czemu mogli mieszkać w Bratysławie i częściej się widywać. Remža jako pierwszy wpadł na pomysł ucieczki z komunistycznej Czechosłowacji do  Austrii. Powody tej decyzji wyjawił podczas śledztwa oficerowi wywiadu jednostki nr 5947 straży granicznej w Bratysławie:

„Mniej więcej dwa miesiące temu postanowiłem nielegalnie uciec do Austrii z tego powodu, że nie byłem zadowolony z tutejszej pracy, gdyż była dla mnie za ciężka. Pracowałem jako robotnik w dziale Oleum 2, po 8 godzin, a po każdej zmianie miałem 24 godziny wolnego. Zarabiałem przeciętnie 1,3 tysiąca koron miesięcznie. Chociaż nie mam nikogo innego na utrzymaniu, czasami zdarzało się, że ta suma nie wystarczała nawet dla mnie. Dlatego postanowiłem nielegalnie uciec do Austrii”19

.

Z oceny wystawionej przez wydział polityczny zakładów chemicznych imienia Georgiego Dymitrowa nie wynika jednak, jakoby Remža był nieprzystosowanym bumelantem, któremu nie uśmiecha się ciężka praca, albo człowiekiem gotowym zdradzić klasę robotniczą. W dokumencie sporządzonym na  potrzeby dochodzenia służby bezpieczeństwa pracodawca scharakteryzował go następująco: „Według oświadczenia bezpośredniego przełożonego, wyżej wymieniony wykonywał swoją pracę w sposób rzetelny i  solidny. Regularnie przychodził do  pracy, brak nieusprawiedliwionych nieobecności […]. Z natury cichy, wycofany, lubiany przez kolektyw koleżeński”.

19 Archiwum Słowackiego Instytutu Pamięci Narodowej, Fundusz Administracji Rejonowej Korpusu Bezpieczeństwa Narodowego w Bratysławie, V-1391, Akta osobowe przesłuchiwanego. Remža Jozef. Wszystkie pozostałe cytaty pochodzą z dokumentów przechowywanych w archiwach słowackiego IPN.

ogrodzenie z potrójnej siatki pod napięciem na granicy czechosłowackiej, widok z góry. 1952 rok

Warto tu przypomnieć, że w tamtych czasach obywatele byli poddawani nieustannym ocenom kadrowym i ocenom wydajności (rzecz jasna, nie tylko przez pracodawców). Oceniającymi byli nierzadko ludzie o wątpliwych przymiotach moralnych – częściej widywani na zebraniach partyjnych niż przy wykonywaniu specjalistycznych zadań. Wystawianie opinii traktowali jak okazję do  wyrównania osobistych porachunków. A  opinie odgrywały niezwykle istotną rolę: mogły zaważyć na dalszej karierze zawodowej ocenianych, uwzględniano je przy wydawaniu wyroków w sprawach karnych i w niezliczonych sytuacjach, gdy państwo podejmowało decyzje dotyczące obywateli. Jednak w przypadku robotnika Jozefa Remžy nawet ta pozytywna opinia nie wpłynęła na to, jak ostatecznie go potraktowano.

Wróćmy jednak do  próby ucieczki podjętej przez dwóch młodych ludzi. Kolega Remžy, Stanislav Štrbo, zgodził się na jego propozycję wyjazdu z Czechosłowacji. Przyjaciele mieli bardzo naiwne wyobrażenia o ryzyku, na jakie narażeni są uciekinierzy, choć udało im się zebrać najbardziej podstawowe informacje na temat urządzeń nadzoru i  zabezpieczeń technicznych zainstalowanych na  granicy z Zachodem. Bez wątpienia nie zdawali sobie sprawy z istnienia rozległej sieci informatorów oddziałów pomocniczych straży granicznej ani siatki agentów służb wywiadowczych straży granicznej i służby bezpieczeństwa. Mimo to, zanim zatrzymano ich na dworcu kolejowym Devínska Nová Ves, mieli mnóstwo czasu na obmyślenie sposobu ucieczki, tym bardziej że Remža wypytywał zarówno przyjaciół, jak i obcych ludzi o sytuację w rejonach przygranicznych. 7 sierpnia 1959 roku, podczas przesłuchania prowadzonego przez śledczego służby bezpieczeństwa sierżanta Liptáka z Administracji Rejonowej Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, Remža zeznał:

„Mniej więcej dwa miesiące temu, gdy Štrbo i  ja zgodziliśmy się, że dobrze byłoby nielegalnie wyjechać z kraju, następnego dnia udaliśmy się na  zamek w Bratysławie, żeby dowiedzieć się czegoś o  tym, jak wygląda sytuacja przy granicy. Tego samego dnia wyruszyłem z kolegą na szosę wiedeńską20, żeby przyjrzeć się, jak granica jest strzeżona w tym rejonie, i sprawdzić, czy udałoby się tamtędy wyjechać nielegalnie za granicę. Idąc wzdłuż szosy, napotkaliśmy rybaka, który wracał z połowu po prawej stronie drogi. Štrbo zatrzymał go i spytał, jak daleko znajdują się strażnicy i czy mają psy. Tamten odpowiedział, że posterunek straży znajduje się mniej więcej kilometr od miejsca, w którym staliśmy, i że nie wszyscy strażnicy mają psy. Potem Štrbo zapytał go jeszcze, czy dałoby się przejść do Austrii przez las po prawej stronie szosy”.

Remža wypytywał o granicę jeszcze wiele osób. Pomogło mu dobre uzasadnienie jego dociekliwości. Wkrótce miał rozpocząć obowiązkową służbę wojskową, więc gdy pytał o warunki panujące na granicy, twierdził, że zamierza wstąpić do straży granicznej.

Wieczorem 26 lipca, gdy Remža z przyjacielem wybrali się na Dworzec Główny w Bratysławie, żeby sprawdzić godziny odjazdu pociągów do  miejscowości Devínska Nová Ves, zostali wylegitymowani przez funkcjonariusza Korpusu Bezpieczeństwa Narodowego. Gdy jednak ten dowiedział się, że młodzi ludzie tak samo jak on pochodzą

20 Szosa wiedeńska (słow. Viedenská cesta) – droga międzynarodowa łącząca Bratysławę z Wiedniem. Stolica Austrii leży zaledwie 50 km od Bratysławy, lecz w okresie dyktatury komunistycznej oba miasta oddzielała żelazna kurtyna.

z okolic Trnawy, a Remža przekonał go, że zamierza wstąpić do straży granicznej, zaczął opowiadać im o sytuacji na granicy. Według zeznań Remžy:

„Później zaczął opowiadać nam o zasiekach na granicy, wspomniał też o istnieniu strefy zakazanej, za którą dopiero ustawiono ogrodzenie z drutu. Powiedział, że strefa ta rozciąga się na około 20 kilometrów między Bratysławą a Devínem, a wokół miejscowości Devínska Nová Ves jest tylko rzeka (Morawa) i tam nie ma drutów21. W rozmowie wspomniał też, że większość zbiegów przekracza granicę w pobliżu Kúty. Mówił też, że granica państwa jest tu pilniej strzeżona niż w Szumawie22, gdzie on sam odbywał służbę. Opowiadał, że zdarzały się tam nawet przypadki, że funkcjonariusze straży granicznej skakali z dziesięciometrowej wieżyczki prosto na terytorium Niemiec Zachodnich, a tam podobno mile ich witano, uściskami dłoni i tak dalej”.

Gadatliwy funkcjonariusz Korpusu Bezpieczeństwa Narodowego musiał, rzecz jasna, ponieść konsekwencje swojej wylewności. W państwie totalitarnym takie informacje trzymano w ścisłej tajemnicy, a od członków Korpusu Bezpieczeństwa tym bardziej wymagano zachowania szczególnej dyskrecji. 10 sierpnia 1959 roku śledczy służby bezpieczeństwa zalecił wydanie instrukcji dla członków Korpusu Bezpieczeństwa Narodowego, żeby zapobiec podobnym niedyskrecjom w przyszłości.

Podobnie jak w większości innych spraw dotyczących niedoszłych zbiegów również przy Remžy i  jego koledze w chwili aresztowania nie znaleziono żadnej broni. Do  akt śledztwa dołączono następujące „poważne” dowody rzeczowe: „Remža i  jego wspólnik zaopatrzyli się w lornetkę i  dwie mapy, które zamierzali wykorzystać do nielegalnego przekroczenia granicy państwowej”. Lornetka należąca do Remžy pochodziła jeszcze z czasów drugiej wojny światowej, a mapy południowej i północnej części Małych Karpat23 kupili w księgarni w Bratysławie. Kolejnym przykładem absurdów ówczesnego reżimu totalitarnego było dołączone do  akt potwierdzenie odbioru, w którym centralny praski departament Ministerstwa Spraw Wewnętrznych kwituje otrzymanie w dniu 23 stycznia 1961 roku od Administracji Rejonowej Ministerstwa Spraw Wewnętrznych w Bratysławie dwóch map północnej i południowej części Małych Karpat w związku ze sprawą karną przeciwko Jozefowi Remžy. Obok pieczęci i  podpisu widnieje odręczna adnotacja o treści: „komisyjnie zniszczono”. Choć procedura ta była w pełni zgodna z ówczesnymi przepisami kodeksu postępowania karnego, trudno oprzeć się wrażeniu, że funkcjonariusze reżimu byliby usatysfakcjonowani dopiero wtedy, gdyby zakazano sprzedaży wszelkich map zwykłym obywatelom.

Ani jednak kary wymierzane przez sądy za opuszczenie terytorium kraju bez zezwolenia, ani zastraszanie przez organy bezpieczeństwa nie wydawały się już takie zabawne. Z zeznania Jozefa Remžy złożonego 28 licpa 1959 roku jasno wynika, w jaki sposób miał skończyć każdy, kto „naruszy” granicę, o ile wcześniej nie zostanie złapany. Poniższe zdania, które funkcjonariusz służby bezpieczeństwa podyktował do raportu, nie zmieniając ich treści, pokazują

21 Oczywiście nie było to prawdą.

22 Las Czeski – pasmo górskie wzdłuż granicy niemieckiej.

jednoznacznie, że gdy w grę wchodziła granica, prawo i standardy wewnętrzne rozmijały się z praktyką: „Podczas rozmowy w jednostce dowiedzieliśmy się, poprawka, dowiedziałem się, że na granicy w pobliżu miejscowości Devínska Nová Ves również znajdują się zasieki i że druty są pod prądem, tak więc albo zabije nas prąd, albo nas zastrzelą, albo utoniemy. Mówili nam to zarówno żołnierze, jak i oficerowie”.

Choć Jozef Remža i Stanislav Štrbo byli młodzi i niedoświadczeni, to nie byli samobójcami. Gdyby tylko istniała możliwość legalnego wyjazdu z kraju, bez wątpienia skorzystaliby z niej i nie ryzykowaliby, że zginą albo, w najlepszym razie, narażą się na metody śledcze służby bezpieczeństwa

i pobyt w więzieniu. Nawet gdy już dowiedzieli się, że nie przedostaną się legalnie na  Zachód, początkowo starali się znaleźć sposób, żeby nie przekraczać zielonej granicy. W lipcu 1959 roku dowiadywali się o możliwość wejścia na pokład statku wiozącego czechosłowackich delegatów na międzynarodowy festiwal w Wiedniu. Powiedziano im jednak, że ściśle wyselekcjonowani delegaci są dokładnie przeszukiwani przez straż graniczną. Dopiero wówczas zaczęli planować ucieczkę przez zieloną granicę. Szczera odpowiedź, jakiej Remža udzielił śledczemu służby bezpieczeństwa, dowodzi, że nie zamierzał stosować żadnych sztuczek podczas przesłuchania:

„Czy chcecie dodać coś jeszcze do swoich zeznań? Odpowiedź: Do  moich zeznań chciałbym dodać jeszcze

tylko, że inaczej sobie to wszystko wyobrażałem. Myślałem, że nie zostaniemy zatrzymani i że dotrzemy do Austrii, i że lepiej będzie nam się żyło w Austrii niż w Republice Czechosłowackiej”.

Za podanie prawdziwych motywów swoich czynów Remža został więc „słusznie” ukarany.

wyrok

10 września 1959 roku Sąd Ludowy dla Bratysławy-Przedmieścia ogłosił wyrok w sprawie karnej przeciwko Jozefowi Remžy i  wspólnikom, na  mocy artykułu 5 paragraf 1 i  artykułu 95 paragraf 1 kodeksu karnego – za  czyn zabroniony polegający na usiłowaniu opuszczenia republiki: Jozefa Remžę skazano na dziesięć miesięcy pozbawienia wolności bez zawieszenia, a Stanislava Štrbę na osiem miesięcy pozbawienia wolności bez zawieszenia.

Po apelacji złożonej przez obu skazanych Sąd Rejonowy w Bratysławie zmniejszył wyroki do sześciu miesięcy pozbawienia wolności bez zawieszenia. Mimo złagodzenia kary wymierzonej młodym ludziom tylko za  to – powiedzmy to wprost – że wysiedli z pociągu we wsi Devínska Nová Ves, warto uważniej przyjrzeć się fragmentowi

Miejsce śmierci jednego z uciekinierów w pobliżu żelaznej kurtyny. tabliczki z cyframi oznaczają miejsca, w których komunistyczni śledczy znaleźli kolejne dowody.

uzasadnienia wyroku, obrazuje on bowiem doskonale ówczesny stan komunistycznego wymiaru sprawiedliwości: „Oskarżeni dokonali mianowicie poważnego przestępstwa, gdyż w przypadku, gdyby udało im się zrealizować swój zamiar wyjazdu za  granicę, to będąc młodymi, zdrowymi mężczyznami, niechybnie zostaliby wykorzystani przez wrogie państwa do działalności szpiegowskiej przeciwko naszej republice”.

W 1959 roku, choć od śmierci Stalina upłynęło już kilka lat, zasadę rozgłosu24 nadal stosowano tak samo gorliwie jak pod koniec lat czterdziestych i na początku dekady. Dlatego też okres rządów komunistycznych w Czechosłowacji powinno się postrzegać w całej jego złożoności. Nie należy skupiać się tylko na rozluźnieniu sytuacji w pewnych sferach życia społecznego, takich jak literatura i sztuka, w których zaczęły się pojawiać pierwsze nieśmiałe zwiastuny odrzucenia stalinizmu. Pod koniec lat pięćdziesiątych w wymiarze sprawiedliwości wciąż działali sędziowie o światopoglądzie wywodzącym się z końca poprzedniego dziesięciolecia i  początku dekady, ideologiczni zwolennicy nasilonej walki klasowej. Jeśli zaś chodzi o podejście ówczesnych władz komunistycznych do takich wartości jak sprawiedliwość czy praworządność (w tym czasie praktycznie nieobecnych w życiu), to pomiędzy początkiem a końcówką lat pięćdziesiątych nie widać znacznej różnicy.