„Jeżeliby […] poeta tak chciał malować dla oka, jak malarz, to jest gdyby chciał szczegółowo i współcześnie obrazy wysta-wić, przeszedłby granice. Wszystkie sztuki piękne będąc siostrami mają osobny swój zakres, na którym jedna tylko panować może”. Ta konstatacja naszego preromantycznego poety i teoretyka literatury – Kazimierza Brodzińskiego zwraca uwagę na odrębność doświadczeń i charakterów różnych obszarów artystycznych działań. Wskazując na różnice, skłania jednocześnie – a perspektywa czasu pozwala dziś na pełniejszy ogląd sytuacji – do sformułowania serii pytań bezpośrednio dotyczących korespondencji i „przygranicznych obszarów”
sztuk. Jak zatem kształtuje się relacja znaków językowych i znaków ikonicznych? Czy można – przy swoistej ontologicznej kategoryzacji – odczytywać i analizować kwestie koegzy-stencji znaków o odmiennym statusie istnienia? Czy da się wskazać adekwatne elementy struktur literackich, malarskich, filmowych? Wreszcie – czy istnieje „strukturalna wspólnota sztuk”?
Ostatniemu z postawionych pytań, właśnie temu najbar-dziej zasadniczemu i z różnych względów kontrowersyjnemu, podporządkowany został tok wywodów Seweryny Wysłouch – autorki książki Literatura a sztuki wizualne. Badaczka bardzo wyraziście określiła cel swoich poszukiwań, którym stać się miała eksplikacja zagadnień przekładu intersemiotycznego, a więc – nieco upraszczając – potwierdzenie zjawiska „odpo-wiedniości” znaków i idei realizowanych w odmiennych formach artystycznego przekazu. Kwestie to niezwykle istotne, zwłaszcza jeśli chcemy gruntownie poznać sztukę XX wieku,
przede wszystkim zaś jej nurty awangardowe, przeciera-jące – nawet kosztem czytelności „przesłania” – artystyczne szlaki.
Przedmiotem zainteresowania uczyniła autorka wybrane
„teksty” literatury, plastyki i filmu (w niewielkim fragmen-cie – teatru), ustalając ważny punkt wyjścia i teoretycznych odniesień. Jest nim rozprawa Laokoon Gottholda Ephraima Lessinga, notabene inspirująca refleksję przywołanego przeze mnie autora Kursu estetyki. Praca Lessinga, opublikowana w 1766 roku, okazała się głosem krytycznym zmieniającym dość powszechne i, jak się intuicyjnie wydawało, oczywiste przekonanie o pokrewieństwie literatury oraz malarstwa. Oto odmienność strukturalna przekazów z tych obszarów sztuk decyduje o odmienności i wzajemnej nieprzystawalności realizacyjnych form, albowiem – pisał Lessing – „następstwo w czasie to pole działania dla poety, tak jak przestrzeń jest polem działania dla malarza”. Wysłouch analizuje zatem prob-lemy obrazowości w poezji, uwzględniając – także w historycz-nej perspektywie – stanowiska twórców wobec odmienności tworzyw literatury i malarstwa (część „Ut pictura poesis”, czyli o malarskości literatury). Jednym z ciekawszych przykładów w pełni świadomego (to jest – programowe go) połączenia poezji i grafiki stał się w Polsce eksperyment Juliana Przybosia i Wła-dysława Strzemińskiego. Jak wiadomo, tomik Sponad (1930) otrzymał graficzną oprawę plastyka grupy a.r., funkcjonalnie różnicującą w obrębie drukowanych tekstów zestaw czcionek i układ przestrzenny wersów. Przypomnieć warto, iż typogra-ficzne innowacje były przedtem w centrum uwagi futurystów włoskich (Filippa Tommasa Marinettiego, Alda Palazzeschiego, Fortunata Dèpera). U nas natomiast wspomnieć trzeba udane
„kompozycje tekstowe” Tytusa Czyżewskiego, które włączają krakowskiego formistę do grona liczących się wizualistów. Sewe-ryna Wysłouch stara się prześledzić – właśnie na wspomnianym przykładzie Przybosia i Strzemińskiego – aspekty wielokodo-wości sztuki i tym samym stosunek do dawnych opozycji Les-singa. Uprzestrzenniony tekst liryczny staje się przecież także dziełem plastycznym, które oglądamy. Pokazuje on możliwość
180
zespolenia formy literackiej i plastycznej. Szkoda, że autorka omawianej książki nie uwzględniła tutaj doświadczeń poezji konkretnej (nurt ten wymieniony zostaje we wstępie). O dobo-rze materiału decydowała zapewne badawcza „oś wyboru”.
Konkretystyczne eksperymenty (Stanisława Dróżdża, Marzeny Kosińskiej, Bogusława Michnika, Marianny Bocian – jeśli mieliśmy konsekwentnie pozostać w kręgu rodzimych poszu-kiwań) znakomicie ilustrowałyby problematykę „pogranicza”, również w perspektywie odbioru dzieł „uprzestrzenniających czasowość”.
Część druga książki przedstawia rozważania dotyczące „lite-rackości malarstwa”. I tu nasuwa się kolejne pytanie: czy istnieje w sztukach plastycznych metafora i „czy można ją namalować”?
Teza zaś brzmi:
[…] metafora może istnieć […] w warstwie przedmiotowej obrazu, gdy spełniony jest jeden zasadniczy warunek: osłabie-nie funkcji oznaczającej (referencyjnej) przedmiotów przed-stawionych […]. A więc nie znają jej tylko realistyczne prądy w malarstwie.
Materiał badawczy stanowią sugestywne prace Edwarda Okunia, także Bronisława Linkego i Andrzeja Wróblewskiego.
Autorka pokazuje – jak sama rzecz całą określa – „gramatykę”
malarskiej metafory, jedynie sygnalizując sferę działań zna-czeniotwórczych. To interesujące spojrzenie na mechanizm tworzenia znaczeń „przenośnych” sytuuje się w opozycji do wielu wcześniejszych ustaleń badawczych, między innymi Mie-czysława Porębskiego i Marii Renaty Mayenowej.
Ostatnia część książki, opatrzona tytułem Koegzystencja czy przekład znaków, obejmuje szkice poświęcone relacjom tekst – ilustracja (przykłady wydań Pana Tadeusza oraz ilustracji do prozy Brunona Schulza), tytuł – dzieło plastyczne (Władysława Hasiora przypadek „literackości”) oraz problematyce filmowej adaptacji (Noce i dnie, Siekierezada, Konopielka). Tu również została umieszczona praca o Jerzym Grotowskim. Raz jeszcze zacytujmy autorkę:
Nie ma powodu, by kwestionować możliwość intersemiotycz-nego przekładu, skoro status ontologiczny literatury, filmu i sztuk plastycznych jest taki sam: stanowią wtórne języki, nadbudowane nad językami prymarnymi: naturalnym i wizu-alnym.
Zauważmy, iż zasadne wydaje się w tym przypadku bez-pośrednie odniesienie do reguł przekładu lingwistycznego.
Wysłouch podsumowuje:
[…] strukturalną wspólnotę sztuk poświadczają elementarne operacje intelektualne, wykorzystywane przez człowieka w tworzeniu i przekształcaniu znaków: nazywanie, zestawianie, porównywanie, utożsamianie itp. Te operacje tkwią u podstaw najbardziej skomplikowanych zjawisk artystycznych, których mechanizm jest w różnych sztukach taki sam. Strukturalna wspólnota sztuk wynika z właściwości ludzkiego umysłu.
Owa wspólnota struktur umożliwiła wielokierunkową penetrację artystyczną i – w najbardziej radykalnych przed-sięwzięciach – niezwykle kreatywne zbliżenie się do granic sztuk. To właśnie, jak sądzę, głęboka samoświadomość sztuki XX wieku pozwoliła w pełni wykorzystać potencjał przekazu intermedialnego – tak charakterystycznego dla naszych czasów.
Dopowiedzmy: dominantą twórczości artystycznej stał się obecnie – co nietrudno zauważyć – aspekt wizualny. Analiza owej sytuacji kulturowej nie może się przy tym ograniczać do statystycznego wyliczenia bądź licytacji pomiędzy dyscypli-nami sztuki. Bardzo trafnie postrzegał kiedyś ten genetyczny kontekst Stanisław Jaworski: „Obrazowość w poezji XX wieku jest zjawiskiem zbyt istotnym, by można było wyjaśniać ją tylko wpływem filmu. Skłonni jesteśmy raczej przypuszczać, że obydwa te zjawiska muszą mieć wspólne źródło. I źródło to widzieć należy w nowej sytuacji człowieka w świecie”. Owszem – zjawiska te trzeba widzieć w związkach interakcyjnych, ale i w perspektywie nieustannego poszukiwania przez człowieka adekwatnych form wyrazu, warunkowanych oczywiście momentem historii i samoświadomością.
Książka Seweryny Wysłouch, zbierająca publikacje znane między innymi z „Pamiętnika Literackiego”, „Tekstów” i „Dia-logu”, podejmuje – jak widać z krótkiego przeglądu – kilka bardzo trudnych i dyskusyjnych kwestii. Trudnych choćby ze względów mitologicznych i – rzekłbym – ontologicznych. Pisał Northrop Frye w znanym szkicu:
Literatura wydaje się czymś pośrednim między muzyką a malarstwem: u jednego z jej krańców słowa tworzą rytmy, które zbliżają do sekwencji dźwięków w muzyce; u drugiego tworzą układy zbliżone do obrazu hieroglificznego lub malar-skiego.
Oto specyfika sztuki słowa, usytuowanej pomiędzy muzyką a malarstwem, powodująca, że nie możemy ograniczać się wyłącznie do penetrowania immanentnych jakości literatury.
Kto wie, czy nie zyskamy więcej, odbywając wędrówkę właś-nie po peryferiach, w strefach granicznych interesujących nas dziedzin. W pewnej mierze taką wyprawę proponuje nam potrzebna książka Literatura a sztuki wizualne.
Seweryna Wysłouch: Literatura a sztuki wizualne. Warszawa 1994.