• Nie Znaleziono Wyników

Szanowny Redaktorze!

W imię bezstronności uprzejmie prosimy Szanownego Pana o umiesz-czenie w najbliższym numerze Pańskiego pisma następującego protestu:

„Przeczytawszy artykuł p.t. „List pani Libiszowskiej” w Nr 319a Gońca Łódzkiego, my, niżej podpisani, oświadczamy, że  Pensja 4 klasowa pani Zofii Libiszowskiej, egzystująca od lat ośmiu w Łodzi, znaną jest tutejszym mieszkańcom, jako zakład naukowy prowadzony z całą umiejętnością pe-dagogiczną, oraz wielką sumiennością. Pani Libiszowska z pomocą swych współpracowniczek i  współpracowników wychowała i  wykształciła cały zastęp panien przeważnie ze sfer inteligencji pracującej na uczciwe i uży-teczne pracownice, lub przygotowała na doskonale postawione kandydatki, a w następstwie i uczennice wyższych pensji warszawskich te, które mogły lub chciały kształcić się wyżej.

Zatem, my, jako rodzice córek, które przebywszy po lat kilka w szkole pani Libiszowskiej, wyniosły z niej możliwie największy zasób wiedzy, mo-ralności i uczuć obywatelskich, czujemy się w obowiązku w imię prawdy i sprawiedliwości zaprotestować przeciw krzywdzie wyrządzonej pani Libi-szowskiej treścią wyżej zaznaczonego artykułu.

Racz przyjąć Szanowny Redaktorze wyrazy szacunku. Szanowny Panie Redaktorze!

W Nr 319a „Gońca Łódzkiego” pan W.M., zatytułowawszy „List pani Libiszowskiej” pomieścił artykuł, w  którym przytaczając bez należytego związku ustęp z  listu pomieszczonego przed paru dniami w  „Rozwoju”, stara się o nadanie temuż zupełnie innego znaczenia, aniżeli to, w jakim przez autorkę pomieszczony został.

Naszym zdaniem wolno jest panu W.M. nie interesować się oświatą, wolno nie wiedzieć jakie instytucje ją szerzyły i szerzą, wolno nie wiedzieć, że  pensja p. L.  należy do najpierwszych pożytecznych uczelni żeńskich w Łodzi, ale nie wolno zabierać głosu w imieniu ogółu, a choć w imieniu „Macierzy” i „Towarzystwa krzewienia oświaty” i narzucać swoje zdanie,

tak dokąd kompetencja p. W.M. nie sięga. Bo jak pogodzić przyznanie się p. W.M. do zupełnej nieświadomości, że pensja p. L. istniej (autor pisze: „p. L. „podobno” utrzymuje pensję prywatną”, a dalej: „jeżeli rzeczywiście utrzymuje takową”), a następnie krytykować działalność zakładu nauko-wego, pozostającego pod kierunkiem p. L.

Nie do nas należy tłumaczyć p. W.M. treść listu nieobecnej w Łodzi p. L, pozostawiamy to samej autorce, ale zaprotestować musimy przeciwko insynuacjom względem p. L., jak również jej pierwszorzędnej uczelni od lat 8-iu egzystującej ku powszechnemu zadowoleniu rodziców, kształtu-jącej się dziatwy, jak również i samych uczennic, które po latach jeszcze z wdzięcznością wspominają o pieczołowitości, jaka w zakładzie p. L. pod-jęto nad ich moralnym, społecznym i naukowym wykształceniem.

Łączymy wyrazy szacunku etc. Nauczycielki pensji p. Libiszowskiej

Oba listy powyższe nie powinny by być właściwie drukowane i nad wy-stąpieniem pani Libiszowskiej w  „Rozwoju”, które znalazło już należytą ocenę wśród członków Towarzystwa szerzenia oświaty i Macierzy powin-niśmy przejść do porządku dziennego. Aby jednak przez nie przyjęcie listu rodziców i nauczycielek nie dać komukolwiek powodu posądzania pisma o złą wolę, ciekawe te dokumenty ogłaszamy, a jednocześnie zamieszczamy kilka słów wyjaśnienia.

1) Co do listu rodziców.

Jak mało w  ogóle interesują się ludzie kierunkiem szkół, najlep-szym dowodem jest okoliczność, iż gimnazja żeńskie rządowe, będące źródłem deprawacji moralnej i fizycznej cieszyły się w całym kraju po-wodzeniem.

Rodzice bo nasi nie pytali i nie pytają: kto uczy dzieci, czego i jak się dzieci uczą, lecz pragną, aby się dzieci uczyły. W  takich okolicznościach każda pensja cieszyć się musiała powodzeniem. Dlaczegóż by więc pensja pani L.  miała upaść, zwłaszcza wobec ogromnej reklamy, na którą pani Libiszowska nie żałowała nigdy pieniędzy, i ogłaszając się od lat kilku w pi-smach bodaj czy nie codziennie. Kto tym sposobem zyskać chce rozgłos, ten go zyska, boć wiemy że handel każdy ogłaszać się musi. Dzięki rekla-mie szli do sklepiku po wiedzę (?) i zasady (?!?) dla swych dzieci rodzice,

i musieli płacić za ten towar słono, skoro pani Libiszowska mogła poświę-cać bajeczne sumy na ogłoszenia. Nie będę przeczył twierdzeniu rodziców, iż dzieci ich wychowane zostały na uczciwe i użyteczne, gdyż każdy rozu-mie, iż rodzicom o swych dzieciach inaczej mówić nie wypada.

Jeżeli zaś dzieci ze szkoły pani Libiszowskiej wyniosły „możliwie naj-większy zasób wiedzy, moralności i uczuć obywatelskich”, to wymagania rodziców pod tym względem wydają mi się bardzo małymi. Miarodajniej-szymi daleko byłyby głosy b. uczennic p. Libiszowskiej, lecz, niestety, ode-zwali się tylko rodzice.

2) Co do listu nauczycielek.

List nauczycielek można uważać stanowczo za inspirowany. Biedne na-uczycielki!

Do zwykłej pracy dodano im jeszcze obronę swej „chlebodawczyni”! Logika iście…

Nauczycielki twierdzą, iż mnie wolno nie interesować się oświatą, nie wiedzieć czy pani L. ma pensję, nie wiedzieć itd. Ależ panie obrończynie! Ja wiem o tym, wiem doskonale, gdyż każdy człowiek, który czyta ogłoszenia, wie o pani L i o jej pierwszorzędnej pensji.

Żal mi was biedne istoty!

Żal mi po stokroć iż, będąc nauczycielkami pensji pierwszorzędnej pani Libiszowskiej nie wiecie panie dotąd co wolno i co nie wolno; i nie macie na tyle odwagi cywilnej, aby oprzeć się żądaniu bronienia sprawy, która bronioną być nie powinna i  w  której każde wystąpienie wasze nie usprawiedliwi pani Libiszowskiej, lecz was potępi.

Twierdzicie panie, że mnie nie wolno występować w imieniu „Macie-rzy” i „Towarzystwa szerzenia oświaty”. Zupełnie słusznie. I gdyby panie raczyły przeczytać mój artykuł uważnie, to przekonałyby się, iż występowa-łem tylko w swoim imieniu; a że na posiedzeniu sekcji „Macierzy” odczy-tano mój artykulik: wyrażono podziękowanie za wyręczenie tej instytucji i danie należytej odprawy wysoce nietaktownemu wystąpieniu pani Libi-szowskiej, o czym zapewne nie wiecie, gdyż poza funkcjami płatnymi nic was więcej nie interesuje.

To już nie moja wina. Pani Libiszowskiej natomiast wolno jest wy-stępować przeciw obu instytucjom i publicznie rzucać cień na setki ludzi, chcących poświecić swą pracę bezinteresownie dla społeczeństwa!!!

A  przecież między tymi setkami, których wartość pani Libiszowska publicznie zakwestionowała, są ludzie, z którymi nawet nie śmiałbym ze-stawić pani L.! I czy panie nauczycielki nie odczuły całej niestosowności wystąpienia pani L.?

Czy panie nauczycielki pierwszorzędnej pensji nie odczuły po przeczy-taniu listu pani L. potrzeby zaprotestowania publicznie przeciw jego treści? Zdaje mi się, że stokroć lepiej było i teraz siedzieć cicho i pracować nadal nad naukowym, społecznym, (?) moralnym(?) wychowaniem panien na pensji pierwszorzędnej, wpajając w uczennice zasady większej odwagi cywilnej, choćby ją trzeba przypłacić nawet utratą miejsca.

NR 11