• Nie Znaleziono Wyników

Jeżeli chodzi o równolegle badaną grupę osób, z którymi realizowane były wywiady, to najwięcej przeprowadzono z terapeutami uzależnień. Z perspektywy czasu zaryzykuję następujące stwierdzenie: relatywnie łatwo było dotrzeć i otrzy-mać zgody na udział w badaniach, natomiast trudno było (z pewnymi wyjątkami) o pozyskanie zróżnicowanego pod kątem zawartości materiału. Mam tu na myśli głównie wywiady z terapeutami z publicznych instytucji lecznictwa odwykowego, które zaskakiwały bardzo niewielkim zróżnicowaniem przekazu i „jednomyślno-ścią” pozyskanych danych.

Dominującym wrażeniem z lektury tych wywiadów było to, że znaczna część niemal każdego z nich nie wnosiła nic więcej nad to, co wyczytać można z książek o współuzależnieniu. Pierwszym krokiem analizy tych wywiadów było przebicie

się przez żargon i opis założonych celów terapii z członkami rodzin. W wielu frag-mentach były to opowieści o terapii z użyciem języka terapii. Z punktu widze-nia przedmiotu badań niektóre wywiady były wyjątkowo nieudane właśnie z tego względu, że respondent nie wychodził ani na moment z roli psychologa-terapeuty, który psychoedukuje i wyjaśnia, a nie opisuje swoje doświadczenia czy dzieli się spostrzeżeniami. Bywało także, że jeśli pojawiał się opis doświadczeń czy re-konstrukcja przypadków, to towarzyszyła mu silna interpretacja psychologiczna.

Już od lektury pierwszych wywiadów było jasne, że rozsądne będzie rozbicie terapeutów na dwie grupy i porównywanie przypadków według tego klucza po-działu. Pierwsi to ci, których tożsamość zawodowa formowała się w warunkach publicznych instytucji leczenia odwykowego i zdrowia psychicznego, a następnie była modyfikowana na podstawie doświadczeń pracy z klientem/pacjentem w ob-rębie własnych, prywatnych gabinetów czy niepublicznych poradni. Na potrze-by analiz roboczo określiłam ich nazwą elastycznych w stosunku do rutyny. Do drugiej grupy – przywiązanych do rutyny – zakwalifikowałam tych, których doświadczenia zawodowe kształtowały się w wyłącznie publicznych instytucjach (lokalnego systemu). Mniej więcej pozostawali oni odpowiednio w relacji 1:4.

Wyjaśnię zasadność powyższych nazw, jakie ukułam w trakcie analiz wy-wiadów z terapeutami. Mogą one bowiem wydać się nadmiernym uproszczeniem i sposobem niesprawiedliwego wartościowania oraz dychotomii typu: publiczny/ konserwatywny vs niepubliczny/otwarty na nowe rozwiązania i praktyki. Muszę zaznaczyć, że badania nie były realizowane z udziałem reprezentatywnej grupy przedstawicieli instytucji z całej Polski, jedynie w części centralnej kraju. Ich ce-lem nie było także dokonanie oceny dominujących „podejść” terapeutów – repre-zentantów różnych instytucji w pracy z rodzinami osób z diagnozą uzależnienia od alkoholu. Natomiast znalazłam pewne dane, w których upatruję warunki do pozostania przy tych nazwach i operowania nimi podczas opisu sposobu definio-wania problemów rodzin oraz oferty pomocy. Pomocny jest też fragment poniżej przytoczonego wywiadu.

Informatorką była psychoterapeutka, bardzo aktywna na polu szkoleniowym, superwizji. Ciesząca się uznaniem w środowisku specjalistycznym, a jej pozy-cja poparta jest wieloletnim doświadczeniem zawodowym. Wymieniła placówki, o których wie, że „przełamują rutynę”. Wskazanie ośrodków, które „przełamują rutynę” w obrębie publicznych instytucji leczenia i terapii uzależnień można by potraktować jako ilustrację pewnej tendencji (w myśl reguły o wyjątkach, które po- twierdzają regułę):

E: Jest już dość dużo ośrodków, przynajmniej w Polsce […], które pracują tym modelem. B: Tak?

E: Wymienię ośrodek w [nazwa miejscowości], na przykład pod [nazwa wielkiego miasta], gdzie dyrektor jest psychiatrą, psychoterapeutą uzależnień, psychoterapeutą, który jest wykształcony w na-szym podejściu. Jego szefowa kończy szkolenie w psychoterapii. Cały zespół w ramach [nazwa pro-jektu] w 2013–2014 roku przeszkoliliśmy, dwudziestu iluś terapeutów. Więc mówię o tym modelowym, który jeszcze superwizujemy, współpracujemy. Ale w [nazwa dzielnicy], w [nazwa miasta] są już takie ośrodki. […] zostało to podane do wiadomości PARP-y i w publikacjach, na konferencjach ten nurt jest już omawiany, w oficjalnych tych gremiach to już istnieje, a w praktyce tym bardziej – dlatego że jeśli ktoś ma swój ośrodek, to naprawdę nam, terapeutom, nikt nie może narzucić, jak mamy pracować. […]

B: A ta cała sprawa z redukcją szkół, to znaczy być może się mylę, że ciągle dominuje ta terapia – „przestań w ogóle pić”, „to dopiero porozmawiamy”, tak?

E: Tak.

B: Ale dlaczego to jest dominujące?

E: To nie jest nasza specyfika – Polski, tylko […] Belgii, Holandii, Finlandii – tam jest system wyboru dla pacjenta: picia normalnego czy kontrolowanego, powrotu do bezpiecznego używania albo życia w pełnej abstynencji. […] to nie jest takie straszne, jak my myślimy, że przychodzi pacjent i po-jawia się pytanie „chcesz pić, czy chcesz kontrolować?” Absolutnie nie. I to doktor [imię i nazwisko] w [nazwa miejscowości], dyrektor, wprowadził u siebie. Oczywiście nie w oddziale zamkniętym, bo tam mamy 8 tygodni (czy więcej) terapii i tam musi być abstynencja […]. Ale później, w poradni w [nazwa miasta] już są grupy, gdzie nie ma przymusu abstynencji. Ale to jest minimum pół roku po rozpoczęciu leczenia i półrocznej abstynencji […].

Owo przywiązanie do rutyny nie musi wynikać z ich przekonań czy braku otwartości na „nowości”. Wręcz przeciwnie. Problem może tkwić w funkcjonowa-niu instytucji – procedurach, ograniczeniach formalno-prawnych, powolnych refor-mach, jakie dokonują się w obrębie placówek i które nie nadążają za potrzebami wynikającymi z przeobrażeń społecznych i kulturowych. Można więc mówić, że co najmniej pewna część terapeutów, o których piszę, że jest „przywiązana do rutyny” – to w istocie specjaliści uwięzieni przez instytucje. Doskonale ilustruje odnotowane przeze mnie zjawisko następujący fragment wywiadu (fokusowego):

PTUF […] różni specjaliści spotykają się z jakąś rodziną i są gotowi bez szczególnych blokad instytucjonalnych podejmować na bieżąco współpracę i uzgadniać swoje oddziaływania, czy przekazywać sobie nawzajem.

KF1: Ale to się ogranicza do straszenia. PSF: Specjaliści są gotowi, instytucje nie.

PTUF: Nie, ja mówię o instytucjach. Oczywiście, że specjaliści są gotowi, jasne. KF2: Instytucje są szablonowe bardzo takie.

PTUF: Specjalistom często tego brakuje właśnie. Natomiast te ograniczenia nadal w nas tkwią. Wiecie, w Danii, jak się jakikolwiek człowiek, który się zajmuje usługami społecznymi spotka z jakimś problemem, to ma absolutną swobodę w tym, żeby natychmiast zwołać samemu Zespół Interdyscypli-narny, bo on wtedy jest szefem […].

Specjaliści „przywiązani do rutyny” to również ci, którzy „walczą” na pierw-szej linii ognia i ich argumentacje przypominają trochę nastawienia rodziców szu-kających różnych „sztuczek”, trików do zastosowania wobec dziecka, które pije, by zmniejszyć tę szkodliwość. Mówią o pracownikach socjalnych, którzy w pracy spotykają się z agresją, przemocą i stanem krytycznym rodziny. Tkwią oni w pew-nym potrzasku: między nowymi trendami w postępowaniu z osobami szkodliwie pijącymi a „starymi” problemami związanymi z „alkoholikami”. Przytoczę wypo-wiedź jednego z pracowników socjalnych z wywiadu fokusowego:

Czyli jakby takie myślenie cały czas funkcjonuje i nawet, jak udało się zachęcić dosyć dużą grupę, właściwie połowę, pracowników, z tego akurat Punktu Pracy Socjalnej, który w dzisiejszej kon-ferencji uczestniczy. I pewien punkt jest taki, że większość z tych osób się zaciekawiło tym tematem przymusowego leczenia, ale nie z takim myśleniem, że to już jest taki archaizm, który odchodzi, że właśnie powinniśmy nastawić się na to, że powinniśmy od tego odchodzić, ale raczej z tym, że a może dowiemy się czegoś ciekawego i będziemy mogli to realizować. Raczej w tę stronę. [PSF]

Muszę przyznać że, różnorodność miejsc pracy wszystkich respondentów była imponująca: szpitale psychiatryczne, placówki terapii, poradnie leczenia uza-leżnień, gabinety terapii krótkoterminowej, MONAR-y, ośrodki interwencji kryzy-sowej przy ośrodkach pomocy społecznej, oddziały dzienne, praktyka prywatna. Dodam także, że wszyscy (oprócz jednej respondentki) stanowili grupę doświad-czonych stażem co najmniej 10 lat pracowników różnych instytucji oraz byli wśród nich ci, którzy pełnili funkcje kierownicze. W zdecydowanej większości były to kobiety (stosunek 5:1).

Wywiady z terapeutami „przywiązanymi do rutyny” są jednogłosowe w tym sensie, że wszyscy są reprezentantami tego samego modelu definiowania pro-blemów alkoholowych i postępowania z członkami rodzin z diagnozą uzależnienia od alkoholu. Ani w jednym wywiadzie z badanymi terapeutami, których działania przebiegają (tylko) w obrębie w publicznych instytucji, nie pojawiła się krytyczna refleksja czy próba spojrzenia na główny nurt postępowania z osobami z diagno-zą uzależnienia od alkoholu z dystansu i przez pryzmat najnowszych rozwiązań, np. w obrębie polityki redukcji szkód.

Co ciekawe głosy o innym niż tradycyjny model postępowania z „alkoholikiem” i jego rodziną nie ujawniły się również podczas wywiadu fokusowego. Co prawda głosy specjalistów biorących udział w wywiadzie różniły się i uwidaczniała się świadomość nieskuteczności konserwatywnego podejścia mieszczącego się w metaforze „sięgania dna przez alkoholika”. Jednak niemal cały ciężar dyskusji został oparty na traktowaniu członków rodziny, także rodziców, jako gru-py uwikłanej w uzależnienie i podtrzymującej nałóg, trudnej, opornej na pomoc, nieracjonalnej i/lub spychającej odpowiedzialność na instytucje w sytuacji, gdy na konstruktywną zmianę jest właściwie za późno. Działania rodziców w dużym stop-niu sprowadzone były do toksycznej nadopiekuńczości i niekonsekwencji w „za-mykaniu lodówki na kłódkę”. Przytoczę fragment wywiadu fokusowego:

KF: Najgorsze są mamusie syneczków […].

PSF: […] Ja stosuję taką metodę szokową, odciąć pępowinę, niech się odbiją od dna, zamknąć lodówkę i tam łańcuch na lodówkę i tym podobne rzeczy, to ja już jadę po całości, ale jakby z tymi rodzinami staram się tak dość ostro i robię to celowo. Wiem, że to będzie „nie” i przy następnym naszym widzeniu się, one już są bardziej plastyczne, już bardziej można wtedy pewne rzeczy jakoś z nimi wynegocjować, żeby ten uzależniony miał możliwość stanąć na własnych nogach albo się na nich przewrócić.

PTUF: Znaczy, bym powiedziała, że i tak, i nie, dlatego że, tak jak tutaj pan mówił, takie drastycz-ne odcięcie, to zrodzi bunt i zupełnie osoba nie zrozumie, o co chodzi, ale jeżeli to by się wiązało z tym, że rodzic łapie przynajmniej odrobinę świadomości, że jest nadodpowiedzialny i że właśnie robi krzyw-dę swojemu dziecku i że jeżeli przejmie odpowiedzialność i powie, słuchaj synu, jesteś dorosły, zacznij pracować, zacznij kupować jedzenie, zacznij dbać o siebie, ja właśnie w tym momencie biorę odpo-wiedzialność tylko za siebie, to w moim rozumieniu miałoby to rzecz, ale podkreślam, w takim przeję-ciu tylko swojej odpowiedzialności i oddania odpowiedzialności dziecku. Ale wydaje mi się, że to nie ma szans pójść, jeżeli ten rodzic nie będzie miał chociaż skrawka świadomości, czyli na przykład nie zacznie korzystać przynajmniej z jakiejś tam formy terapii.

KF1: No to ja się zgadzam, bo to…

KF2: Takie przeświadczenie właśnie, niech sięgnie dna, wtedy się odbije i zacznie doceniać pewne rzeczy, to gdzieś pokutowało latami wcześniej. Ja mam przypadek taki, że […].

W dostrzegane przeze mnie tendencje w sposobie definiowania problemów związanych z pomocą rodzinom z uzależnieniem od alkoholu wpisuję także duże

zainteresowanie uczestników konferencji „przymusowym leczeniem”43 i kontro-wersjami, jakie się z nim wiążą. Myślę, że zdominowanie zbiorowej dyskusji (wy-wiad fokusowy, głosy w dyskusji w sekcjach) przez problemy charakterystyczne dla konserwatywnego modelu leczenia i terapii oraz wyraźne zainteresowanie osób biorących udział w konferencji zagadnieniem tzw. przymusowego leczenia związane było ze strukturą zawodową uczestników. Zarówno samą salę konferen-cyjną, jak i wywiad fokusowy zdominowali kuratorzy sądowi i pracownicy socjalni. Terapeuci pozostawali w relatywnej mniejszości. Na sali byli także pojedynczy po-licjanci. W rezultacie dominującego „zapotrzebowania” uwaga skupiona była tyl-ko na problemach, które powodowane są bardzo sztyl-kodliwym piciem, wieloletnim i zaawansowanym uzależnieniem. Dominującym „klientem” pracownika socjalne-go czy kuratora sądowesocjalne-go będzie raczej osoba, która pije już bardzo szkodliwie i ponosi realne konsekwencje swojego picia; nie zaś ta, która zarządza swoim nałogowym używaniem alkoholu w sposób funkcjonalny i niebudzący potrzeby interwencji instytucji.

Wrócę do dominującej perspektywy terapeutów „przywiązanych do rutyny”. Wyłania się z niej „statystyczny” obraz rodzica (a właściwie matki) osoby proble-mowo pijącej alkohol, który zwraca się do instytucji o pomoc dopiero wtedy, gdy to picie jest już bardzo szkodliwe i gdy wyczerpane zostały wszystkie sposoby rozwiązania „rodzinnego problemu”. Instytucja więc traktowana jest jako „ostat-nia deska ratunku”. Trafiają tu rodzice osób ze znaczącymi problemami powo-dowanymi wieloletnim piciem ich dzieci. Wcześniej „alkoholizm” ich dziecka był „swojski”, a rodzice (czy szerzej: rodzina) dawali sobie z nim radę.

[…] nie widać tego obsuwania, pogorszenia funkcjonowania indywidualnego, społecznego, nie chcę nazywać tego psychodegradacją. Rodzice tego nie widzą. To jest bardziej rozciągnięte w czasie. [E]

Zaznaczają się trzy wyraźne rodzaje tych zgłoszeń. Pierwszy to traktowanie instytucji jako (kolejnej) szansy na zdobycie wiedzy o sposobach zahamowa-nia problemu alkoholowego („Tak trochę poszukują takich magicznych trików” [PTUP]), drugi to aktywne ratowanie dziecka („Choroba jest już bardzo zaawan-sowana” [PTUP]), natomiast trzeci to oddanie problemu w ręce instytucji. Wąt-ki te rozwinę w dalszych podrozdziałach.

Potwierdzenie moich dotychczasowych ustaleń znajduję w pracy Dobińskiej i Cieślikowskiej-Ryczko44, które analizowały materiał empiryczny45 – sposoby definiowania przez przedstawicieli instytucji pomocowych rodzica „alkoholika” – partnera interakcji. Badaczki badały wytwarzane „definicje rodziców” przez przedstawicieli różnych instytucji pod kątem ich struktury w wymiarze języko-wym i semantycznym. Rodzaj wyłaniających się z materiału empirycznego defi-nicji odnosiły do bycia w trajektorii cierpienia (procesu zmian i przepracowywania

43 Celowo ujmuję ten zwrot w cudzysłów. Nazwa taka jest bowiem bardzo myląca i stanowi zbyt duże uproszczenie w stosunku do złożoności tej kategorii prawno-medycznej i praktyki społecznej.

44 G. Dobińska, A. Cieślikowska-Ryczko, Strategie pracy z rodzicami…

45 Autorki były członkiniami Zespołu realizującego projekt. O „podzespołach” badaczek w ra-mach zespołu, tj. analizie i wykorzystaniu materiału empirycznego z zastosowaniem różnych perspek-tyw teoretycznych, pisałam we Wprowadzeniu.

doświadczeń) w ujęciu Frtitza Schütze’a46. Z perspektywy etapu, na jakim znajdu-ją się rodzice, przedstawiciele instytucji „pracuznajdu-jących” z rodzinami osób z uzależ-nieniem dzielą ich na: „rodzica w burzy”, „rodzica w punkcie zwrotnym”, „rodzica w żałobie” oraz „rodzica w ambiwalencji i dwugłosie”.

Myślę, że wyraźne różnice w sposobie opisywania rodziców (głównie ma-tek) przez przedstawicieli różnych instytucji pomocowych (poradni zdrowia psy-chicznego, ośrodków leczenia odwykowego, gabinetów prywatnych, pracy socjal-nej, kurateli sądowej) wynikają z różnych funkcji rzeczywistych, jakie one pełnią w praktyce i z jakimi są kojarzone. Do psychiatrów zgłasza się osoba, która bory-ka się z zaburzeniami psychicznymi w konsekwencji przewlekłego stresu i wadli-wej adaptacji oraz z powodu zaburzeń występujących u ich dziecka – „alkoholika”.

[…] z dziećmi pracuje Poradnia Leczenia Uzależnień, która jest piętro wyżej, tylko ja pracuję z rodzicami, którzy po prostu mają zespół adaptacyjny i bardzo często wtórnie depresję lub inne za-burzenia psychiczne […]. Czyli po prostu sobie nie radzą z problemem picia przez dzieci. […] leczę zaburzenia psychiczne u ludzi, u których bardzo często dzieci, wnuki, małżonkowie piją. […] niczym się nie różni od współpracy z inną grupą pacjentów i jest pewna analogia do współpracy z osobami ludzi przewlekle chorych, dlatego że jest to po prostu… posiadanie, w rodzinie osoby pijącej jest prze-wlekłym stresem. Jest to narażenie na przewlekły stres, który najpierw, w sensie psychiatrycznym, powoduje zespół adaptacyjny, a później, z czasem, rozwija się w zaburzenia lękowe i w zaburzenia depresyjne. Nawet, jak stresor zostaje wyeliminowany, czyli picie, to bardzo często te zaburze- nia pozostają. Dlatego że mózg się uczy myślenia depresyjnego. Mózg się uczy myślenia lękowego i w rezultacie zostaje pewne zaburzenie psychiczne. [LTU]

Psychiatra więc „leczy”. Do poradni uzależnień zgłaszają się rodzice „o pora-dę”, instrukcję, co zrobić, czasem konkretne podpowiedzi rozwiązań, „sztuczek”. Terapeuta przekazuje specjalistyczną wiedzę, jest nośnikiem metodyki postępo-wania „z alkoholikiem”.

Pracownik socjalny i kurator znajdują się na jeszcze innej pozycji w systemie. Mimo że w ich zawodowe funkcje założone wpisuje się przecież zapobieganie, to w istocie rodzice zgłaszają się do nich o „ostateczne rozwiązanie” problemu. Zwłaszcza kurator sądowy jest od „pomagania” poprzez egzekwowanie, strasze-nie, grożenie.

Jeszcze innym powodem różnic w opisie jest wspominamy już podział tera-peutów na „publicznych” i „prywatnych”. Do instytucji publicznych (nie tylko tych, które mają w ofercie terapie i leczenie) zwykle przychodzi matka „alkoholika”, któ- ra jest już na skraju wyczerpania i wszystkie dotychczasowe działania na rzecz zahamowania rozwoju i natężenia szkodliwego picia zakończyły się porażką. Instytucja jest „ostatnią deską ratunku”. Podczas gdy do gabinetów prywatnych przychodzi inny „klient”. Pomijając kwestie związane z sygnalizowaną przeze mnie elastycznością organizacyjną, to właśnie ten etap pracy nad uzależnieniem dziecka, na jakim znajduje się rodzic, stanowi o możliwościach większej otwarto-ści na jego problemy. Na pewnym etapie możliwych wariantów dalszych działań jest po prostu więcej.

46 Do kategorii tej nawiązuję w poprzednim punkcie, analizując perspektywę rodziców; zob. G. Riemann, F. Schütze, „Trajektoria” jako podstawowa koncepcja teoretyczna w analizach cierpienia i bezładnych procesów społecznych, [w:] K. Kaźmierska (red.), Metoda biograficzna w socjologii.

[…] uszanować wybór klienta. Tak, wybór pacjenta. No bo on ma też prawo tak wybrać. [pauza] Z jego perspektywy, z jego świata, to jest tak i on tyle może, i on [zawahanie] tak chce. […] nie każdy musi pójść na leczenie i się wyleczyć. [PTUP]

Wypływa z tego bardzo wyraźny wniosek: z perspektywy doświadczeń in-stytucji wyłania się obraz rodziny z problemem alkoholowym, która nie jest w kryzysie, ale w stanie krytycznym47. I to ona stanowi zasadniczy przedmiot pracy i troski instytucji publicznych, które na co dzień kojarzymy z przeciwdzia-łaniem problemom alkoholowym. Nawiązując do sygnalizowanej przeze mnie w kilku miejscach książki przypowieści hinduskiej o słoniu, można zaryzykować stwierdzenie, że instytucjonalny obraz trudności rodzin z problemem szkodliwego picia jednego z jej członków nasuwa skojarzenie wiedzy wyłącznie na podstawie szczątkowych dostępnych danych – to znajomość tylko niektórych części ciała zwierzęcia. Skonfrontowanie z sobą specjalistów z różnych instytucji (wywiad fo-kusowy) pozwala co prawda przyjrzeć się różnym perspektywom widzenia proble-mów rodzin, ale w obrębie identycznego dyskursu. Specjaliści, bez względu na instytucje, jaką reprezentują, używają takiego samego języka opisu rzeczywi-stości i problemów rodzin borykających się z uzależnieniem od alkoholu. Na-łogowe picie alkoholu z perspektywy przedstawicieli instytucji jest tak naprawdę zjawiskiem monolitycznym i przewidywalnym. Jest też „opanowanym” (bo dobrze rozpoznanym) przedmiotem działań. Podobnie jest z rodzinami z problemem al-koholowym.

Jeśli więc przyjąć optykę instytucji, to mówimy tylko o „pewnych” rodzinach, tych, w których problem alkoholowy jest bardzo zaawansowany, a szkody wy-rządzone wieloletnim piciem wyraźne, a czasem nieodwracalne (por. 2.3, Siłami

instytucji). „Rodzaj” klienta, który trafia do instytucji w związku z problemem

al-koholowym, i ciężar jego problemów będących rezultatem nawarstwionych trudności wielu lat (a czasem pokoleń), podtrzymuje ogólne i stereotypowe wrażenie o „alkoholizmie” jako chorobie środowisk patologicznych i biednych. Nic więc dziwnego, że z uwag uczestników wywiadu fokusowego oraz wypowiedzi specjalistów biorących udział w dyskusjach w trakcie sesji wyłaniał się bardzo „typowy” obraz rodziny alkoholowej wieloproblemowej, opornej na terapię, a działania rodziców – toksycznie zachowawcze i niekon-sekwentne. Palący jest problem członka rodziny/rodzica (silnie podtrzymywany zwłaszcza przez kuratorów, pracowników socjalnych), który lokuje w instytucji nadzieję na „przymusowe leczenie” dziecka, które jest w bardzo złej kondy-cji zdrowotnej i psychospołecznej. Wizerunek rodzica „czekającego” na dramat i zwracającego się do specjalistów w ostateczności, z oczekiwaniem przejęcia ratownictwa wtedy, gdy na konstruktywną zmianę jest już za późno (np. z powodu znaczących powikłań alkoholowych, zaburzeń osobowości) zaznaczał się w wy-wiadach przedstawicieli instytucji publicznych bardzo wyraźnie.

„Współuzależnienie” było silną kategorią, przez pryzmat której specjaliści opisywali problemy rodzica (dorosłego) dziecka z nałogowym piciem alkoholu.

47 Por. J. I. Klingemann, Horyzonty zmiany…; M. Staniaszek, Aktualny model lecznictwa odwy-kowego i rola izb wytrzeźwień w Polsce, Alkoholizm i Narkomania, 10, 1992.

Jest bardzo trwałym elementem wyjaśniania problemów rodziny, swoistym kodem nadawania znaczeń swojej pracy. W większości wypowiedzi było to naturalnie i automatycznie wypowiadane określenie.

[…] pracowałam i pracuję z osobami współuzależnionymi. [FTU]

Umówmy się… rodzice to grupa osób współuzależnionych. Dodatkowo jednak trudnością jest to, że są rodzicami, to znaczy matkami, które kochają swoje dzieci bezwarunkowo. [NK]

Przykładowo podczas dyskusji w sesji jedna z terapeutek, która wcześniej używała określenia „wadliwa adaptacja członka rodziny”, sięgała po „współuza-leżnienie”, które było jasne dla wszystkich użytkowników i precyzyjnie klasyfiko-wało problemy, z jakimi się borykają w swojej pracy. W niektórych wywiadach „współuzależnienie” pojawiało się niejako w tle ze świadomością zmian w