• Nie Znaleziono Wyników

Początkowe problemy i wyzwania stojące przed Delegacją Polską do Międzynarodowej Komisji Nadzoru i Kontroli w Wietnamie

Trudne początki Komisji w Wietnamie (1954-1960)

II.4. Początkowe problemy i wyzwania stojące przed Delegacją Polską do Międzynarodowej Komisji Nadzoru i Kontroli w Wietnamie

Pierwsze miesiące istnienia Delegacji Polskiej w MKNiK w Wietnamie są jednym z najbardziej interesujących okresów jej funkcjonowania. Władze PRL zmuszone zostały wówczas bowiem do szeregu improwizacji i działań, jakże sprzecznych z wciąż utrzymującym się duchem stalinowskiego rygoru. Co więcej, pierwszy szef delegacji, Przemysław Ogrodziński, otrzymał zadziwiająco dużą dozę swobody i samodzielności. Choć po części wynikało to zapewne z dość trywialnej kwestii odległości od Wietnamu i trudności komunikacyjnych, to w połączeniu z charakterem ambasadora dało to dość wybuchową mieszankę.

Delegacja Polska, choć kierowana przez Ministerstwo Spraw Zagranicznych, składać miała się także z personelu dostarczanego przez Ministerstwo Obrony Narodowej oraz Ministerstwo Bezpieczeństwa Publicznego (później Ministerstwo Spraw Wewnętrznych).

Osoby nie będące kadrowymi pracownikami MSZ lub tymczasowo zatrudnione przez tę instytucję kierowano przed wyjazdem na szkolenia w Jednostce Wojskowej 2000 (dalej JW 2000)335.

Jak zostało to już wspomniane, decyzja o polskim uczestnictwie w pracach komisji międzynarodowej w Indochinach zapadła w Moskwie, nie w Warszawie. W Polsce przyjęto jednak nominację jako prestiżowe wyróżnienie ze strony Kremla (oraz Pekinu), zaś z perspektywy polskiego MSZ było to bardzo szczęśliwe zrządzenie losu, dające nadzieję na wyrwanie się z marazmu i przełamanie trendu utraty znaczenia i kompetencji na rzecz organów wewnętrznych PZPR336. Misję w Indochinach zamierzano m.in. wykorzystać więc do szkolenia potencjalnych kadr337, zaś ze względów prestiżowo-wizerunkowych udziałowi Polaków chciano nadać możliwie duży rozgłos.

335 Instytucja powołana do życia w roku 1953 przez wywiad wojskowy na potrzeby zorganizowania, szkolenia i utrzymania wspomnianego już polskiego przedstawicielstwa w KNPN w Korei. W kontekście MKNiK w Indochinach, JW 2000 odpowiadała za ewidencję, selekcję, oraz egzaminowanie kandydatów, załatwianie wszelkiego rodzaju kwestii formalnych związanych z wyjazdem za granicę, organizowanie szczepień, szkoleń oraz wyposażenia niezbędnego w Indochinach. Na czas oddelegowania do pracy w Komisji, dowódca JW 2000 stawał się bezpośrednim przełożonym wszystkich wojskowych wysyłanych do Indochin. Zakres pracy Jednostki Wojskowej 2000 Zarządu II Sztabu Generalnego, 6.VII.965, AIPN, IPN BU 2602/13718 (cała teczka); Historia Jednostki Wojskowej 2000, niedatowana, AIPN, IPN BU 2602/23810, k. 3-4.

336 Oczywiście w skali możliwej w ówczesnym ustroju - mimo zwierzchnictwa MSZ nad delegacją, jej przygotowanie, rekrutację i kontrolę ściśle nadzorowały agendy partyjne w postaci Wydziału Zagranicznego i Sektora Kadr Wydzielonych PZPR.

337 Notatka w sprawie naszej ekipy w związku z akcją „I”, 23.VII.1954, AMSZ, z. 12, w. 62, t. 1226, k. 7-8.

115 O ile zdawano sobie sprawę, że pierwszą ekipę ze względów czasowych będzie trzeba wysyłać w sposób wysoce improwizowany, to dla kolejnej, zaplanowanej na luty-marzec 1955 roku, Ministerstwo Spraw Zagranicznych chciało skorzystać z najbardziej chyba prestiżowego środka transportu w tamtej dekadzie - do Indochin następną zmianę Delegacji Polskiej miała bowiem przewieźć duma Polskich Linii Oceanicznych, jedyny ówczesny polski transatlantyk, MS Batory. W planach MSZ Delegacja Polska do MKNiK miała być liczna, silna i dobrze wyposażona, by godnie reprezentować blok państw socjalistycznych.

Szybko jednak miało okazać się, że rozbuchane plany i ambicje nie mają pokrycia w rzeczywistości.

Warto w tym miejscu jednak dodać, że z problemem rozdźwięku oczekiwań i zamiarów z realiami musiały się także zmierzyć Indie, które swoje przewodnictwo w komisji indochińskiej traktowały jako element wielkomocarstwowej polityki i budowania własnej strefy wpływów (choć oczywiście pod przewodnictwem Nehru ostentacyjnie neutralni i niezaangażowani Hindusi unikali jak ognia tego typu sugestii w swojej oficjalnej retoryce).

Początkowe plany potężnej liczebnie delegacji i komisji338 okazały się jednak możliwe tylko w ambitnych wizjach indyjskich polityków - jak wspominał ambasador Ogrodziński, Subimal Dutt, hinduski przedstawiciel w czołówce wysłanej do Indochin, w drodze powrotnej zajmował się głównie cięciem etatów, zarówno z powodów budżetowych, jak i braku odpowiedniego sprzętu oraz odpowiednio wyszkolonego personelu339.

Wracając do Delegacji Polskiej, to zweryfikowanie zbyt wybujałych oczekiwań kierownictwa MSZ przez różne obiektywne trudności nie oznaczało końca problemów na tym tle - wysłany do Wietnamu Przemysław Ogrodziński miał zamiar realizować postawione przed nim zadania. W efekcie głośno i regularnie domagał się wsparcia zwierzchników lub kwestionował decyzje podjęte w Warszawie, często bez przysłowiowego owijania w bawełnę, wiele decyzji podejmował także bez konsultacji, stawiając czasami MSZ przed faktem dokonanym.

Co dość niezwykłe jak na realia pierwszej połowy lat pięćdziesiątych w PRL-u, ta samodzielność lub wręcz miejscami niesubordynacja szefa delegacji spotykały się z bardzo łagodną reakcją jego zwierzchników. Wynikało to zapewne po części ze zrozumienia obiektywnych trudności, z którymi musiał zmagać się Ogrodziński, zwłaszcza wobec

338 Jak pamiętamy, w trakcie konferencji w New Delhi Hindusi entuzjastycznie (oraz przy chętnej zgodzie Polaków i Kanadyjczyków) wzięli na siebie praktycznie całą czarną robotę w komisji, począwszy od zapewnienia komunikacji radiowej i pocztowej, przez opiekę medyczną, po stołówki i pranie.

339 Raport Ambasadora Ogrodzińskiego, niedatowany (pokwitowany 03.IX.1954), AMSZ, z. 12, w. 77, t. 1327, k. 2-13.

116 wielkich problemów Warszawy, by zapewnić funkcjonowanie Delegacji Polskiej na nawet najbardziej podstawowym poziomie (o czym w dalszej części tekstu). Swoją rolę odegrały zapewne także wewnętrzne konflikty i spory pomiędzy ministerstwami i agendami partyjnymi biorącymi udział w organizowaniu delegacji, jednak najważniejszą rolę odegrał zapewne fakt, iż Ogrodziński był w ówczesnych realiach wysokiej klasy specjalistą, którego nie dało się w tamtym okresie łatwo zastąpić. Co więcej, odwołanie szefa Delegacji Polskiej z jego stanowiska w komisji międzynarodowej oznaczałoby prestiżową klęskę, na którą polski MSZ, chcący przecież wykorzystać udział w MKNiK do celu wręcz odwrotnego, nie mógł sobie pozwolić. Ambasadorowi wybaczano więc różne grzeszki, zaś po powrocie do kraju bez przeszkód kontynuował on swoją karierę w strukturach Ministerstwa Spraw Zagranicznych340.

Obraz pierwszych miesięcy, jaki wyłania się z raportów wysyłanych przez Ogrodzińskiego do Warszawy, najlepiej podsumowuje chyba jeden z cytatów jego autorstwa:

„W Wietnamie nie opóźniliśmy dotąd ani jednego terminu ustalonego dla utworzenia grup stałych, ruchomych, czy instytucji specjalnych, ale kosztem nieprawdopodobnych wprost improwizacji [podkreślenie w oryginale – przyp. aut.].”341 Analiza dokumentów pochodzących z tamtego okresu pokazuje, że Ogrodziński nie przesadzał.

Najpoważniejszym wyzwaniem i problemem, z którym Delegacja Polska miała zmagać się praktycznie do końca swojego funkcjonowania, był wzmiankowany już kłopot z wykwalifikowanym personelem, a zwłaszcza osobami władającymi językami obcymi.

Kwestia ta jest najsilniej widoczna w początkowych latach istnienia komisji, gdy pracowała ona w najpełniejszym zakresie, a trudności ze znalezieniem osób znających angielski lub francuski były wówczas w Polsce największe342.

Wystarczającą trudność stanowił już fakt zdziesiątkowania polskich elit intelektualnych w trakcie drugiej wojny światowej, co dekadę później wciąż było boleśnie odczuwalne.

Jednak wyjazd do pracy za granicę, na dodatek jako osoba reprezentująca PRL w prestiżowej komisji międzynarodowej, możliwy był tylko dla ludzi postrzeganych przez komunistyczne władze jako absolutnie lojalni. Równocześnie jednak, w klimacie politycznym panującym

340 Po powrocie z Wietnamu Przemysław Ogrodziński pełnił m.in. funkcję dyrektora generalnego MSZ, był także ambasadorem w Indiach i Norwegii oraz polskim delegatem na międzynarodowej konferencji poświęconej neutralności Laosu w latach 1961-62.

341 Raport Nr.2…, 19.IX.1954, z. 12, AMSZ, w. 77, t. 1327, k. 15-22.

342 Do pracy w Indochinach wyjeżdżano początkowo na sześć miesięcy, by następnie przejść na tryb ośmiomiesięczny, co nastąpiło najprawdopodobniej w roku 1956, z którego mamy informacje o osobach pracujących dłużej niż pół roku. Protokół z zebrania sprawozdawczo-wyborczego P.O.P. przy MKNiK w Wietnamie odbytego w dniu 5 lipca 1956 roku, 5.VII.1956, Archiwum Akt Nowych (dalej AAN), zespół 2/1354/0, seria LXXVI, teczka 237/XXII-758, karta 76-104.

117 wówczas w Polsce, charakteryzującym się mentalną, polityczną i retoryczną wrogością wobec Zachodu, osoby władające imperialistycznymi językami w oczach służb specjalnych z założenia należały do podejrzanej kategorii.

Ta wewnętrzna sprzeczność spowodowała, że gdy latem 1954 roku rozpoczęto rekrutowanie kilkuset osób potrzebnych do funkcjonowania polskich delegacji w Indochinach, okazało się to zadaniem niezwykle trudnym i czasochłonnym. Praktycznie niemożliwe było chociażby skorzystanie z licznego grona osób, które w trakcie drugiej wojny światowej trafiły do Francji lub Wielkiej Brytanii i wydawałyby się naturalnymi kandydatami do pracy w komisji. O ile dla władz w Warszawie kompletna lojalność i pewność polityczna były absolutnym priorytetem, dla Przemysława Ogrodzińskiego oznaczało to jednak horrendalne trudności nie tyle nawet w aktywnej działalności w ramach MKNiK w Wietnamie, co nawet w zapewnieniu działalności jako takiej. Warto tu dodać, że nieobsadzenie wyznaczonych stanowisk przez przedstawicieli jednego z państw członkowskich paraliżowało funkcjonowanie danej grupy lub agendy komisji, co oznaczało, jak pisał sfrustrowany polski ambasador do swoich zwierzchników, iż „jeśli rekrutacja pracowników do Przedstawicielstwa będzie nadal odbywać się z takim lekceważeniem znajomości angielskiego i francuskiego jak dotąd, nie tylko Przedstawicielstwo nie może spełnić swych zadań, lecz jego działalność zmieni się w serię nieprzyjemnych kompromitacji”

[podkreślenie w oryginale – przyp. aut.].343

Problemy z wystawieniem odpowiedniej liczby personelu miały wszystkie ministerstwa i instytucje zaangażowane w formowanie Delegacji Polskiej. Pod koniec sierpnia, Ministerstwo Bezpieczeństwa Publicznego, które miało dostarczyć na potrzeby indochińskich delegacji 114 osób, skierowało ich do JW 2000 tylko 107, z czego na dodatek 12 odpadło na badaniach lekarskich, kolejnych 6 wycofano lub wstrzymano z różnych powodów, a jeden oficer został przekierowany do Korei344.

Z innego dokumentu wynika, że Ministerstwo Obrony Narodowej w tym samym okresie zalegało z oddelegowaniem do służby w Indochinach 50 oficerów i 13 podoficerów345. W przypadku wojska dochodziła jeszcze kwestia kierowania osób bez znajomości języków (czego jednak w latach pięćdziesiątych raczej nie dało się uniknąć), oraz fakt wysyłania oficerów o niższych stopniach względem partnerów z Komisji. Decyzja ta, świadomie podjęta

343 Ibidem.

344 Do ministra bezpieczeństwa publicznego gen. dyw. Radkiewicza, 23.VIII.1954, z. 12, w. 62, t. 1226, k. 45-46.

345 Notatka dotycząca stanu osobowego na dzień 23.VIII.1954 r. 3 ekip polskich przygotowywanych do wysyłki do Indochin, 23.VIII.1954, AMSZ, z. 12, w. 62, t. 1226, k. 57-58.

118 na najwyższych szczeblach MON, miała mieć poważne negatywne konsekwencje w bliskiej przyszłości i zostanie dokładniej omówiona w dalszej części tekstu.

Odpowiedzialny za rekrutację tłumaczy Sektor Kadr Wydzielonych KC PZPR, mimo możliwości wyciągania ludzi ze wszystkich państwowych instytucji, pod koniec sierpnia wciąż nie był w stanie znaleźć 62 brakujących osób na te kluczowe dla funkcjonowania delegacji stanowiska. Warto dodać, że notatka zawierająca powyższe liczby zawierała następującą uwagę: „z powyższego wynika, iż jest rzeczą nieodzowną, by Sektor Kadr Wydzielonych i instytucje delegujące ludzi do wysyłki dokonały większego wysiłku i przyśpieszyły typowanie ludzi. [podkreślenie oryginalne - przyp. aut.]” 346. Zdanie o konieczności wzmożenia wysiłków stanie się swoistą mantrą, przewijającą się w dokumentach krążących pomiędzy instytucjami odpowiedzialnymi za rekrutację w ciągu następnych miesięcy.

Problemy z personelem znającym języki obce najlepiej obrazują raporty dotyczące stanów osobowych z pierwszych miesięcy działalności Delegacji Polskiej w MKNiK w Wietnamie. W drugiej połowie sierpnia 1954 roku do wyjazdu do pracy we wszystkich trzech komisjach w Kambodży, Laosie i Wietnamie szykowało się 188 osób, wciąż nie znaleziono zaś dalszych 185 przewidzianych etatem347. Co jednak istotne, wśród pracowników którzy przeszli już przez JW 2000 dominował personel techniczny. Brakowało zaś osób najbardziej potrzebnych, a więc tłumaczy, pracowników delegowanych do wewnętrznych organów Komisji oraz oficerów.

Po dwóch tygodniach sytuacja nie uległa szczególnej poprawie. Ogólną liczbę etatów zredukowano co prawda z 401 na 339, co na papierze pozwalało wykazać procentowy postęp w ukompletowaniu wszystkich trzech delegacji, jednak cięto głównie stanowiska techniczne, jak pracowników łączności radiowej (z 77 do 6), personelu kuchennego i mechanicznego (z 66 do 24) czy członków służby zdrowia (z 17 do 10)348. Nadal brakowało 151 osób z kwalifikacjami językowymi. Jak zauważał z pewną frustracją (czy też może przekąsem?) wicedyrektor Departamentu V MSZ Edward Słuczański w notatce do wiceministra spraw

346 Ibidem.

347 W Indochinach 23 sierpnia znajdowało się tylko 28 Polaków, ogólna liczebność polskich przedstawicielstw w Indochinach miała zaś wynosić 401 osób. Notatka w sprawie obecnego stanu przygotowań ekip polskich do Międzynarodowych Komisji Kontroli i Nadzoru w Indochinach, 23.VIII.1954, AMSZ, z. 12, w. 62, t. 1226, k. 35-36.

348 Notatka dotycząca redukcji etatów dla wiceministra M. Naszkowskiego [tytuł aut.], 04.IX.1954, AMSZ, z. 12, w. 62, t. 1226, k. 75-76.

119 zagranicznych Mariana Naszkowskiego349, oznaczało to, że nie zostały zapewnione nawet doraźne potrzeby polskich przedstawicielstw350.

Jak wynika z notatki sporządzonej pod koniec września 1954 roku, w Indochinach wciąż brakowało 164 osób, w tym 67 z przewidzianych etatem 88 tłumaczy, oraz wszystkich (!) 14 kierowników ruchomych grup inspekcyjnych. Powyższy stan oznaczał faktyczny paraliż działalności polskich delegacji i co gorsza, z perspektywy Warszawy sygnalizował, że

„wytwarza się paradoksalna sytuacja, że Polska - rzecznik interesów strony ludowej paraliżuje działalność grup a tym samym system kontroli, który leży wyraźnie w interesie strony ludowej”351.

Gwałtowną, choć z perspektywy Ogrodzińskiego wciąż niewystarczającą poprawę ilości tłumaczy w podległej mu delegacji uzyskano w październiku 1954 roku. Wobec redukcji etatu polskiego przedstawicielstwa w komisji kambodżańskiej, część tamtejszego personelu przesunięto na najważniejszy kierunek, jakim był Wietnam. W efekcie 19 października posiadano w Indochinach 58 z przewidzianych 88 tłumaczy, zaś brakujących 30 miano wysłać do końca miesiąca w transzach po 5 osób dziennie (posiadano tylko tyle miejsc w samolocie)352.

Z krajowej perspektywy na początku listopada 1954 roku problemy z obsadą personalną Delegacji Polskiej w MKNiK w Wietnamie można było uznać za rozwiązane. Do pełnego etatu brakowało co prawda wciąż jednego kierownika grupy stałej oraz eksperta ogólno-wojskowego, jednak w porównaniu do wcześniejszych kłopotów wydawało się to wręcz sprawą błahą. Indochińska perspektywy była jednak inna, a stan delegacji daleki od optymalnego.

Irytacja Ogrodzińskiego nie dotyczyła bowiem tylko kwestii tłumaczy, niezadowolony był on także z ogólnego poziomu materiału ludzkiego wysyłanego przez Warszawę, choć największą frustrację budziło w nim właśnie przysyłanie osób nie władających angielskim lub francuskim. Jak podkreślał już w swoim pierwszym raporcie:

349 W Biuletynie Informacji Publicznej IPN Naszkowski funkcjonuje jako Podsekretarz Stanu Ministerstwa Spraw Zagranicznych. Jednak w szeregu publikacji oraz dokumentów wymieniany jest on jako Wiceminister Spraw Zagranicznych, przykładowo: Jan Rowiński (red.), Tytus Jaskułowski (red.), Polski Październik 1956 w polityce światowej, Warszawa 2006, s. 101; Dokumenty związane z nawiązaniem stosunków dyplomatycznych pomiędzy Indonezją i Polską udostępnione na stronie polskiego MSZ:

https://www.msz.gov.pl/resource/84ec2485-b08c-4d48-8dbe-03039e8e6f2e:JCR (dostęp: 22.VI.2019).

350 Dokument kończył sakramentalny wniosek o konieczności wzmożenia wysiłków. Notatka dotycząca ogólnych potrzeb personalnych ekip polskich w Indochinach, 04.IX.1954, AMSZ, z. 12, w. 62, t. 1226, k. 72.

351 Notatka dotycząca spraw osobowych ekip polskich w Międzynarodowych Komisjach Nadzoru i Kontroli w Indochinach, 27.IX.1954, AMSZ, z. 12, w. 62, t. 1226, k. 96-99.

352 Notatka w sprawie tłumaczy, 20.X.1954, AMSZ, z. 12, w. 62, t. 1226, k. 113.

120

„Komisja indochińska jest dzieckiem Genewy, a Genewa powstała z nieoficjalnych rozmów i kontaktów. W komisji indochińskiej głównym naszym środkiem działania jest perswazja przez wpływ osobisty, który można osiągnąć tylko w stałych osobistych kontaktach. Jeśli damy się izolować towarzysko, a to nieuchronnie nastąpi, jeśli nasz zespół będzie słaby w dziedzinie języków - musimy przegrać.”353

Wątek ten poruszony został w kolejnym raporcie z drugiej połowy września 1954 roku:

„Jeżeli rekrutacja pracowników do Przedstawicielstwa będzie nadal się odbywać z takim lekceważeniem znajomości angielskiego i francuskiego jak dotąd, nie tylko Przedstawicielstwo nie może spełnić swych zadań, lecz jego działalność zmieni się w serię nieprzyjemnych kompromitacji [podkreślenie w oryginale - przyp. aut.].”354

Z drugiej strony, obsada personalna Delegacji Polskiej w MKNiK w Wietnamie w wizji Ogrodzińskiego była niezwykle ambitna. Doradca Polityczny Przedstawiciela, poza kwalifikacjami politycznymi, miał także wykazywać się bierną znajomością francuskiego i angielskiego, biegłością jednego z tych języków oraz rutyną dyplomatyczno-polityczną.

Szefem Sztabu355 powinien był być co najmniej dwugwiazdkowy generał z ogólną orientacją w angielskim i francuskim, najlepiej mający w karierze epizod pełnienia funkcji attaché wojskowego. Sekretarz Generalny Delegacji Polskiej koniecznie miał znać zarówno francuski jak i angielski oraz posiadać praktykę dyplomatyczną co najmniej na poziomie I sekretarza ambasady. Szef Wydziału Operacyjnego (nadzorującego pion wojskowy delegacji) miał posiadać wykształcenie akademickie i pracować wcześniej w sztabie co najmniej na poziomie okręgu wojskowego. Kierownicy grup stałych i ruchomych mieli posiadać stopień przynajmniej majora (pożądany był podpułkownik), a rekrutować się z dowódców lub szefów sztabu pułków. Tłumacze podzieleni byli na dwie kategorie: konferencyjnych i zwykłych, przy czym ci pierwsi poza biegłą znajomością języka w mowie i piśmie oraz praktyką w redagowaniu tekstu mieli posiadać przygotowanie polityczne, zaś ci drudzy być w stanie tłumaczyć bez pomocy słownika. Znajomość języków była także wymogiem wobec maszynistek - o kobietach nie znających języków obcych Ogrodziński pisał wprost, że ich nie potrzebuje356.

Z perspektywy czasu i dokumentów krajowych widać jednak, że Warszawa nie była w stanie spełnić oczekiwań pierwszego szefa Delegacji Polskiej w MKNiK w Wietnamie.

353 W podejściu Ogrodzińskiego widać swoją drogą tę polską elastyczność w kontaktach z innymi nacjami, o której była mowa w przypadku komisji międzynarodowej w Korei. Raport Ambasadora Ogrodzińskiego, niedatowany (pokwitowany 3.IX.1954), AMSZ, z. 12, w. 77, t. 1327, k. 2-13.

354 Raport Nr.2…, 19.IX.1954, AMSZ, z. 12, w. 77, t. 1327, k. 15-22.

355 Funkcję tę przemianowano w późniejszym okresie na Starszego Doradcę Wojskowego.

356 Sprawozdanie z podróży inspekcyjnej do Przedstawicielstw P.R.L. w Międzynarodowych Komisjach Nadzoru i Kontroli w Wietnamie, Laosie i Kambodży, odbytej przez ppłk BUGAJ Mariana w czasie od 21 listopada do 13 grudnia 1954 r., 11.II.1955, AMSZ, z. 12, w. 62, t. 1230, k.5-24.

121 Stosunkowo delikatnie ujęto to w sprawozdaniu z inspekcji przeprowadzonej na przełomie listopada i grudnia 1954 roku, gdzie stwierdzono, że „kryteria powyższe wydają się być nieco naciągnięte i świadczą o słabej znajomości sytuacji kadrowej w Kraju, w szczególności w odniesieniu do oficerów.”357

Realia były bowiem takie, iż po latach dławienia MSZ przez instytucje partyjne i ograniczania kontaktów z krajami kapitalistycznymi, po stalinowskich czystkach wewnątrz samej partii oraz prześladowaniu i nieufności wobec dużej części społeczeństwa, zwłaszcza tej jego części, która posiadała umiejętności pożądane do pracy w komisji międzynarodowej, PRL zwyczajnie nie był w stanie wystawić delegacji w kształcie, który wymarzyło sobie Ministerstwo Spraw Zagranicznych i jego przedstawiciel w Wietnamie. W efekcie Warszawa wysyłała personel jeżeli nie przypadkowy, to z pewnością daleki od ideału, zaś Ogrodzińskiemu pozostawało improwizować z materiałem jaki otrzymał. Prowadziło to czasami do śmiesznych z perspektywy czasu sytuacji. Przykładowo, jako tłumacza do Hanoi skierowano pracownika naukowego Politechniki Gdańskiej, Jana Dobrowolskiego, który w rzeczywistości języka angielskiego nie znał, a do Wietnamu jechał w przekonaniu, że jego zadaniem będzie pomoc przy tworzeniu tamtejszego przemysłu chemicznego. Trafiła się też osoba mówiąca co prawda po francusku, jednak nie mówiąca dość dobrze po polsku, by pełnić funkcję tłumacza358. Z perspektywy szefa delegacji taki stan rzeczy nie był jednak szczególnie zabawny. W Indochinach pojawił się bowiem cały szereg osób, które nie posiadały ani deklarowanej znajomości języka ani żadnych przydatnych umiejętności, nie bardzo było co z nimi zrobić, a na dodatek wpływały one negatywnie na morale całej delegacji. Ponadto część ludzi zwyczajnie nie sprawdziła się na powierzonych im stanowiskach, lub okazała się na tyle politycznie niepewna, że konieczne było odesłanie ich do kraju 359.

W tym miejscu warto dodać, że w kraju z kolei boleśnie odczuwano nieobecność deficytowych, wykwalifikowanych pracowników. Przykładowo na początku marca 1955 roku Polskie Radio upominało się o wysłanego do Wietnamu kierownika Redakcji Sportowej Konrada Grudę, z racji znajomości języków oraz obycia w świecie niezbędnego przy organizacji V Światowego Festiwalu Młodzieży i Studentów w Warszawie, na który miało

357 Ibidem.

358 Ibidem.

359 Notatka z pracy politycznej wśród delegacji polskiej w Międzynarodowej Komisji Kontroli i Nadzoru w Wietnamie, 15.XII.1954, AAN, z. 2/1354/0, s. LXXVI, t. 237/XXII-755, k. 1-8; Sprawozdanie z podróży inspekcyjnej…., 11.II.1955, AMSZ, z. 12, w. 62, t. 1230, k.5-24.

122 przybyć około 150 zagranicznych dziennikarzy. Jednak z tych samych powodów w Delegacji Polskiej nie chciano się z Grudą rozstawać360.

W samym Wietnamie Ogrodziński żonglował dostępnymi ludźmi, starając się nie dopuścić do sytuacji, w której Polacy spowodowaliby paraliż działalności komisji. Oznaczało to m.in. skierowanie na stanowisko polskiego zastępcy Sekretarza Generalnego MKNiK niejakiej tow. Ciechanowskiej (znającej dwa języki) przewidzianej pierwotnie na tłumacza.

Tym samym była ona jednak z perspektywy Delegacji Polskiej stracona, gdyż ze względów prestiżowych nie dało się już jej wykorzystać w oryginalnej roli. Manipulując przydziałami i funkcjami, ambasadorowi udało się w połowie września 1954 roku teoretycznie obsadzić i uruchomić sześć grup stałych i dwie ruchome. Teoretycznie, gdyż przykładowo do zbadania możliwości umieszczenia siedziby Komisji w Strefie Zdemilitaryzowanej skierowano trzyosobową ekipę, w skład której musiał wejść lekarz delegacji, zaś o grupie wysłanej do Sajgonu Ogrodziński pisał „mimo, że jest najsilniejsza z naszych grup - na Sajgon jest za słaba, brak jej zresztą tłumacza angielskiego.”361 W Hanoi ambasadorowi poza personelem technicznym i chorymi, zostało w efekcie dwóch podwładnych, co podsumowywał kwaśno w swoim raporcie:

„Oczywiście w ten sposób kwatera główna w Hanoi nie może napisać najprostszego pisemka po francusku czy angielsku i w ogóle w komunikowaniu się ze światem zewnętrznym jest zdana wyłącznie na francuszczyznę tow. Barana.

„Oczywiście w ten sposób kwatera główna w Hanoi nie może napisać najprostszego pisemka po francusku czy angielsku i w ogóle w komunikowaniu się ze światem zewnętrznym jest zdana wyłącznie na francuszczyznę tow. Barana.