• Nie Znaleziono Wyników

POD REDAKCJĄ

W dokumencie Momus i Pot-pourri (Stron 191-200)

KRAKÓW.

NAKŁADEM K. BARTOSZEWICZA. 1883.

^

l l o i z e g o

ó ł k o w s k i e g o

P yth ag o ras będąc w Indjach, nauczył się, jak całem u św iatu w iadom o, w szkole Gymnosofistów mowy zw ierząt i roślin. P rzechodząc się raz po łą ce bliskiej brzegu mo­ rza, u sły szał te słow a: „ J a k jestem nieszczęśliw ą uro ­ dziw szy się tra w ą ! zaledwie dwa cale od ziemi odrosnę, g d y oto poczw ara żarłoczna, zw ierzę straszne, k tó re mnie depcze swemi nogami, a mając uzbrojoną paszczękę rzędem ostrzów , za ich pomocą mnie ścina, rozryw a i po żera! Ludzie nazyw ają tę poczw arę barankiem . Zdaje mi się, iż okrutniejszego stw orzenia nad to nie masz na św iecie.“

P yth ag o ras postąpił parę kroków , znalazł o strygę ro z­ w artą na małej skale. Nie znał on jeszcze wtenczas owego praw a, mocą którego zabroniono je s t g ry ść podobne do nas zw ierzęta, chciał zjeść ostrygę, gdy te do czułości po b u ­ dzające słow a w y rz e k ła : „O n atu ro ! ja k że traw a, k tó ra je s t ta k j a k j a twojem dziełem , szczęśliwszą je s t odem nie! Skoro j ą zsieką, odrasta. Ona je s t nieśm iertelną, my zaś biedne ostrygi nadarem nie jesteśm y obw arow ane podw ójnym pancerzem . Rozpustniki je d z ą nas tuzinami na śniadanie i tym sposobem giniem y na zawsze. Co za los o s tr y g i! j a k niem iłosierni są ludzie.“

Z adrżał P yth ag o ras, poczuł wielkość zbrodni, ja k ą ch c ia ł popełnić, prosił ostrygi o przebaczenie i napow rót j ą na skale położył.

Gdy zanurzony w myślach nad tern zdarzeniem powra­ cał do miasta, widział, iż pająki zjadały muchy, pająków jaskółki, a jastrzębie pożerali jaskółki. „Wszyscy ci, rzekł: nie są filozofami11, — wtem został popchniętym, przewróconym i przyduszonym od tłumu ludu, który biegł wołając: „Do­ brze się stało, dobrze się stało! zasłużyli na to !“ „Kto? co?“ zapytał Pithagoras podnosząc się, a ludzie biegli usta­ wicznie wrzeszcząc: „ A h ! jakież, ukontentowanie będzie nasze, widząc jak się będą gotowali!11

Pythagoras myślał, że to gadali o soczewicy lub innych jakich leguminach, lecz nie, to była mowa o dwóch nie­ szczęśliwych Indjanach. Postępował za tłumami aż na plac publiczny, i tam dopiero ujrzał wielki stos zapalony, na­ przeciw niego ławę, którą nazwano sądem, a na niej sędziów.

Pomiędzy tymi sędziami znajdował się jeden bardzo poczciwy, dobrze znany Pythagorasowi. Mędrzec indyjski wytłumaczył mędrcowi z Samos co znaczyła owa uroczy­ stość, którą miano uczynić dla ludu indyjskiego. Dwaj ci Indjanie nie mają najmniejszej ochoty być spalonymi. Po­ ważni moi koledzy wskazali ich na te męczarnie. Jednego za to, że powiedział, iż dostojność Xaki jest niższą od znaczenia Bramy, drugiego za to, iż utrzymywał, że można się podobać niebu, nie kłaniając się krowom, gdyż powia­ dał on, można być cnotliwym w każdym czasie, a umie­ rając, nie zawsze można znaleść krowę w mieście. Pobożne miejskie kobietki tak były temi dwoma bezbożnemi wnio­ skami przestraszone, iż nie dały spoczynku sędziom póty, póki nie zasądzili męczarni dla tych dwóch nieszczęśliwych. Pythagoras osądził, iż od trawki aż do człowieka, każde stworzenie ma przyczyny zmartwienia. Jednakże przywiódł do słuchania głosu rozumu sędziów, a nawet i dewotki. Darowano życie, lecz to ten raz tylko im się przytrafiło.

Później poszedł do K ro to n y głosić toleran cją, ale p e ­ wien nietolerant podpalił dom jego, a ta k sp alił się ten , który w In dji w ybaw ił dwóch z ognia. — N iech ratu je kto może.

K ucharze trzym ają się praw ateńskiego m ędrca, każda bowiem ich czynność je s t Solona.

Lom bard musieli w ynaleść Lom bardow ie, a gotow izna zapew ne pochodzi od Gotów, dlatego też podobno z mody w ychodzi ja k o staro ży tn a a rc h itek tu ra .

T eraź n ie jsi naturaliści u trzym ują, że prosięta należą do rzędu kw iczołów, bo kwiczą, a cielęta do bekasów, bo beczą.

L ist do A m eryki jednego dnia dojść może, ty lk o rzucić go wysoko w górę, to ja k się ziemia obróci, on sam na A m erykę spadnie.

P od kolumnami na Miodowej ulicy, można g ratis su r­ dut w ywatow ać, tylk o p rzejść parę razy koło w aciarek, pewno się coś uczepi z ich w a ty 1).

Osobliwsza rzecz, że p rzy jaciel może być fałszyw y, a n ieprzyjaciel nigdy.

■) Dom „pod kolumnami" na ulicy Miodowej w Warszawie jeszcze niedawno nosił to nazwisko. Przy restauracji przed kilku laty zniesiono kolumny. P. W.

D obrze, że kury nie są elegantki, co się lubią po świe- cie kręcić, bo byśm y nigdy kurcząt nie mieli.

K toby filuteryę puścił na prenum eratę, b y łb y najb o ­ gatszym redaktorem , bo by na nią wszyscy żydzi p ren u ­ m erow ali.

Mała potrzeba więcej potrzebuje, niżeli największem u zbytkow i zbyw ać może.

D am y m ają w sobie cokolwiek tch ó rz o stw a: na pierw ­ sze red u ty nie idą, a na ostatnie śmiało w padają — p rz y ­ najmniej u nas w W arszawie.

T eraźniejsze za p u sty pow inny wziąć za herb worek większej części obyw ateli, bo ten je s t za p u sty .

M uzyka pochlebców zależy na tem, aby chw alić fo r te , a ganić piano.

K olczyki b rylantow e gadały do siebie w loży, że am ant k tó ry w zdychanie ty lk o na m iłość łoży, więc w nadziejach ta k że swój k a p ita ł odbierać będzie.

Młodzież choćby najbardziej dem okratycznych trzym ała się maksym, je d n a k za orderem podw iązki w zdychać nie przestanie.

Oko ludzkie ma w łasność drzwi świątyni Ja n u sa, póki zam knięte, póty w małem królestw ie osoby człow ieka po­ kój panuje, kiedy otw arte, najczęściej burza go zajm uje.

Persow ie nazyw ają słow ika H ezardasitan co z n a c z y : opow iadacz T y sią c N ocy.

S tarzy lichw iarze chcieliby, iżby ruble b y ły gotowane, a to, żeby je mogli tem łatw iej pożreć.

Z agadka 1.

Niech k to literę z litery w ykreśli, J e s t rzecz potrzebna stolarzom i cieśli.

D O N I E S I E N I E .

J e s t do w ypuszczenia w w ieczną dzierżaw ę dom, k tó ­ rego szerokość i długość stosow na do nabyw cy będzie, wy­ sokość zaś do przepisów i możności.

II.

„W iele W ać P an masz l a t ? “ — 3 5 . — „ i W ać P a n ? “ — 40. — „A to my za lat pięć będziem w równym w iek u “ — odpow iedział tam ten.

Pew na uboga kobieta p ro siła ja k ie g o ś P an a, aby r a ­ czy ł przyjąć je j syna do usiug. „A i za cóż on chce do mnie p rz y s ta ć ? “ z a p y ta ł. „D la niego w szystko jedno, od­ pow iedziała m atka, czy za stróża, czy za lokaja, czy za m urzyna. “

P rzy największym sta tku można się zep su ć; i tak , m ost m iał kilkanaście statków , a zepsuł się ; przy p ad k i w szystko mogą.

„Gdzie W ać P an id ziesz?“ — „N a le k tu rę, będziem y czytali nowe d zieło." — „Życzę mu snu sm acznego", — i rozeszli się.

D la menażu nie będą teraz k rajać ogórków na m izerją w ta la r k i, ale w trzygroszniaki.

D am y stolarstw em się b aw ią : c a ły dzień ro b ią toalety.

Pew ien zb ierał składkę na m ogiłę1), i po drugi ra z przyszedł z kapeluszem do jednego jegom ości, k tó ry był znany ja k o wielki skąpiec. „Już d ałem ", — ten odpowie­ dział. „P rzepraszam , — rzecze zb ierający składkę, — nie widziałem , ale w ierzę." — „A ja , szepnął mu sąsiad do ucha, widziałem, a nie wierzę “

M ały paniczyk u d erz y ł swoją guw ernantkę w tw arz. *) Zbierano wówczas skfadki na mogiłę Kościuszki. P. W.

D um na jego m atka, k tóra to w idziała, odezw ała s i ę : „E h bien mon fils! T o u jo u rs de la main g auche! Vous etes donc in c o rrig ib le.“

Czyby niem ożna w irtuozów , co same tylko a rje na ko n ­ certach śpiew ają, nazw ać A r ja n u m it

L epiej być poczciw ym g ratis, niż z bojaźni k a ry .

P olityka choćby sto pokojów zro b iła, to sama zaw sze siedzi w gabinecie.

D laczego mają być ty lk o wiadomości brukowe ? — po­ łowę, groblo we, mostowe, rów nież mogą być ciekaw e ').

K arn aw a ł nie je s t w ynalazkiem szczerości, bo pozw ala ludziom w m askach chodzić.

N ie trzeba na k arta ch ta k surow o p isać: „N ie wolno tędy przechodzić", ty lk o : „W olno tędy nie przechodzić."

W P ary żu je s t na jednym szewskim znaku n ap isan o : „A u R estaurateur de la chaussure hum ainć (do re sta u ra ­ to ra ludzkiego o b u w ia ); a w Londynie na szyldzie pewnej szynkowni gorzalczanej tak i zn ajduje się n a p is: „How yow

mag g et d ru n k fo r a penny, dead drunk fortw o pence, rend getstraw fo r n o thing.“ — (T u m ożna się upić za j e ­ den fenig, a za dwa fenigi spić się do upadłego. Słomy dostanie g ratis każdego czasu).

D obrze, że bogini spraw iedliw ości ma oczy zawiązane, bo wielu je s t co p ra g n ą zamydlić je j oczy, a toby ją bolało.

„B ędę zakonnicą i zakonnicą być nie p rze stan ę ", — m ów iła pew na młoda panienka. M yślałby kto, że ona chce wstąpić do klasztoru, gdy przeciw nie nie je s t to bynajmniej je j w olą; owszem kocha się w m łodym oficerze od u ła ­ nów i dlatego bardzo n atu raln ie je s t za konnicą, to je s t trzym a stronę konnicy.

Żaden K u rjer ta k tanim kosztem nie jeździ ja k W ar­

szaw ski, bo za cztery grosze.

W szystkie kule zabijają, a ku la ziem ska rodzi.

M ałżeństwo je s t p o n cz: mąż arak , żona cy try n a , posag cukier, a m iłość gorąca w oda, k tó ra z czasem stygnie.

Zalotna kobieta podobna do ró ż y : ja k zaczną po listku ją skubać, to potem same ciernie zostaną.

D ukatow i nic nie szkodzi, choćby mu całego abecadła nie dostaw ało, ale kiedy mu b rak u je kilku essów, to źle.

W dokumencie Momus i Pot-pourri (Stron 191-200)

Powiązane dokumenty