• Nie Znaleziono Wyników

Podzi ękowania

1. Rozdział I: Polska polityka wschodnia w uj ęciu Jerzego Giedroycia i Juliusza Mieroszewskiego

1.6. Rekonstrukcja doktryny ULB

1.6.1. Relacje z Ukrain ą i Rosją priorytetami ULB

Środowisko paryskiej „Kultury”, a zwłaszcza Jerzy Giedroyc i Juliusz Mieroszewski,

postawiło sobie za cel wypracowanie koncepcji politycznej, która pozwoli na wyjście z zaklętego kręgu sąsiedzkich konfliktów w Europie Środkowo-Wschodniej. Kluczową rolę w tym „programie wschodnim” „Kultury” (doktryna ULB) odgrywało pojednanie i normalizacja relacji polsko-ukraińskich, a także polsko-litewskich i polsko-białoruskich. Natomiast nadrzędnym celem, do którego miała prowadzić realizacja tej strategii, było zlikwidowanie zagrożenia, jakie dla Polski stanowiła imperialna Rosja.

1.6.1. Relacje z Ukrainą i Rosją priorytetami ULB

Kształtowanie się doktryny ULB było procesem rozciągniętym w czasie i opartym w dużej mierze na dyskusji prowadzonej na łamach „Kultury”. Szukając tu punktu

93

K. Kersten, Enklawa wolnej myśli, „Kontrapunkt” Magazyn Kulturalny Tygodnika Powszechnego, 28 lipca 1996.

94 H.M. Giza, op. cit., s. 88.

95 J. Mieroszewski, Polska Ostpolitik…, s. 7.

96

początkowego warto za Pawłem Kowalem wskazać na rok 1950 i wystąpienie Józefa Czapskiego na Kongresie Wolności Kultury w Berlinie. Ten bliski współpracownik Giedroycia jako jedyny z mówców podniósł problematykę ukraińską. To wystąpienie spotkało z ciepłym przyjęciem wśród emigracji ukraińskiej i pozwoliło Redakcji na nawiązanie licznych kontaktów z tym środowiskiem. Od tego też momentu datuje się jej wieloletnia współpraca z Bohdanem Osadczukiem („Berlińczykiem”), wybitnym historykiem i publicystą97. Wartym odnotowania faktem, świadczącym o dużej odwadze Giedroycia i chęci do otwartej dyskusji, był pomysł udostępnienia łamów pisma – znienawidzonemu przez ogół polskiego społeczeństwa przywódcy ukraińskich nacjonalistów (zwolennikowi współpracy z III Rzeszą) – Stepanowi Banderze. Koncepcję tą, która finalnie nie została zrealizowana, Redaktor konsultował w 1950 r. w liście do Jerzego Stempowskiego:

„[…] czy nie byłoby możliwości, by Bandera dał artykuł lub wywiad dla «Kultury», precyzujący jego stosunek do Polski i wspólnej walki z Sowietami? […]. Zdaję sobie sprawę, jak w środowisku ukraińskim jest trudno poruszać tematykę polską względnie obiektywnie na skutek terroru opinii jeszcze większego niż u nas, ale normalnie skrajni nacjonaliści i dyktatorzy zdobywają się łatwiej na tego rodzaju posunięcia”98.

Niemniej właściwa debata na temat polityki wobec wschodnich sąsiadów Polski rozpoczęła się na łamach pisma dwa lata później. W 1952 r. „Kultura” opublikowała artykuł Józefa Łobodowskiego pt. „Przeciw upiorom przeszłości”, w którym ten poeta i publicysta wzywał Polaków m.in. do porzucenia poczucia wyższości wobec wschodnich sąsiadów:

„Czas byłby najwyższy, gdyby Polacy zrozumieli, że Ukraińcy są odrębnym narodem o takim samym prawie do samoistności, jakie przysługuje każdemu innemu narodowi. Że szereg cech ujemnych, które nas rażą, albo dają się nam dotkliwie we znaki, powstał na skutek tragicznej historii i nienormalnego rozwoju kultury narodowej, stale krępowanej przez nieprzyjazne okoliczności. […] A przede wszystkim trzeba skończyć z fałszywym jaśniepaństwem, które widzi w innych narodach „hetki-pętelki” tylko dlatego, że odegrali mniejszą rolę w historii […] Bo prawdziwe «państwo» oparte na spokojnej świadomości własnych walorów, nie wyżywa się w śmiesznej pysze, ani wzgardliwej niechęci”99.

97 P. Kowal, Przyczynki…, s. 18.

98 J. Giedroyc, J. Stempowski, Listy 1946–1969…, cz. 1, s. 105. List J. Giedroycia do J. Stempowskiego z 9 maja 1950 r.

99

Jednocześnie Łobodowski zachęcał Ukraińców do krytycznego spojrzenia na ich działania wobec Polaków w przeszłości:

„Ukraińcom zaś wyszłoby na dobre, gdyby przeprowadzili chociaż częściową rewizję swych poglądów na dawną Rzeczpospolitą, a na międzywojenne dwudziestolecie spojrzeli także i od strony polskiej”100.

Publicysta „Kultury” wyrażał też przekonanie, iż niezależnie do tego, jak bardzo skomplikowany byłby proces pojednania polsko-ukraińskiego, to w obliczu zagrożenia rosyjskiego, jest to zadanie kluczowe:

„Zdaję sobie dobrze sprawę ze wszystkich trudności, piętrzących się na proponowanej drodze.

A jednak trzeba na nią wejść, abyśmy nie zachowali się ponownie jak skorpiony, zamknięte w szklanym słoju, które, miast szukać sposobu na odzyskanie wolności, grożą sobie zatrutymi kolcami”101.

Łobodowski na zagadnienie relacji polsko-ukraińskich patrzył nie tylko od strony ludzkiej, lecz przede wszystkim przez pryzmat geostrategiczny (podobnie jak Mieroszewski), argumentując, iż sojusz Warszawy z Kijowem zmniejsza zagrożenie zarówno ze strony Niemiec jak i Rosji:

„[…] w razie sojuszu Berlina z Moskwą Kijów stałby się natychmiast naszym sprzymierzeńcem […] niepodległa Ukraina będzie neutralizować niebezpieczeństwo rosyjskie. I osłabiać tym samym skuteczność ewentualnego porozumienia Moskwy z Berlinem”102.

W tym samym roku w otwartym liście do redakcji ksiądz Józef Majewski poszedł jeszcze krok dalej, postulując zrzeczenie się roszczeń wobec Wilna oraz Lwowa i skoncentrowanie się na odbudowie i integracji z resztą kraju przejętych przez Polskę miast poniemieckich:

„Wilno na północy. Lwów na południu – te tak «szczeropolskie» miasta sprawiły nam najwięcej kłopotów i narobiły wrogów. Tak jak my Polacy mamy prawo do Wrocławia, Szczecina i Gdańska, tak Litwini słusznie domagają się Wilna, a Ukraińcy Lwowa. Dowody historyczne wykazują, iż miasta te nigdy nie były rdzennie polskimi. […] Litwini nigdy nie zapomną o Wilnie i dopóty nie będzie zgody między nami, dopóki nie oddamy im tego Wilna. Z drugiej zaś strony Ukraińcy nie

100 Ibidem.

101 Ibidem, ss. 61-62.

102

podarują nam Lwowa. […] Gdy dojdzie do trzeciej wojny światowej i do ewentualnej klęski Rosji Sowieckiej, nasze apetyty na Lwów i Wilno powinny już zupełnie wygasnąć. Niech Litwini, którzy gorszy niż my los przeżywają, cieszą się swym Wilnem, a we Lwowie niech powiewa sino-żółty sztandar. My zaś zwróćmy oczy na Wrocław, Gdańsk i Szczecin i budujmy Polskę na jej własnej glebie”103.

Zakwestionowanie polskości Wilna i Lwowa było – w prasie emigracyjnej pierwszych powojennych lat – twierdzeniem wręcz rewolucyjnym, złamaniem powszechnie obowiązującego tabu104. List Majewskiego wywołał burzę – tylko do czerwca 1953 r. wydrukowano 16 listów będących odpowiedzią na ten tekst. W tej kwestii głos zabrała również Redakcja w następujący sposób definiując swoje stanowisko wobec tak intensywnie dyskutowanej kwestii:

„Polska może odzyskać i utrzymać byt niepodległy tylko w ramach sfederalizowanej całej Europy. Twierdzimy, że prawo udziału w przyszłym europejskim federacyjnym związku mają nie tylko narody, które tworzyły niepodległe państwa w r. 1939, lecz również Ukraińcy i Białorusini. Z uwagi na niebezpieczeństwo imperializmu rosyjskiego, obecne i przyszłe – powstanie niepodległej Ukrainy i jej uczestnictwo w europejskim związku federacyjnym – dla Polski jest sprawą pierwszorzędnego znaczenia”105.

Kwestię granic zespół paryskiej „Kultury” pozostawiał otwartą, niemniej podkreślał, iż nie ma powrotu do sytuacji sprzed wybuchu wojny i należy dyskutować o nowych rozwiązaniach:

„Sytuacji polsko-ukraińskiej z r. 1939 ani w jej aspekcie politycznym ani terytorialnym nie uważamy za ideał, który bez zmian należy odbudować. […] nie ulega wątpliwości, że gdy przyjdzie do organizowania nowego systemu europejskiego wiele granic – w tym i wschodnia granica Polski z r. 1939 – muszą być poddane rewizji. Istotna w tym zagadnieniu jest tylko jedna sprawa a mianowicie, by ewentualne zmiany czy korektury nie były narzucone czy podyktowane, lecz opierały się o swobodnie powziętą decyzję narodów polskiego i ukraińskiego. […] Uważamy natomiast, że tu na emigracji jest naszym obowiązkiem przedyskutować w przyjaznej atmosferze całość tych spraw w nadziei wypracowania koncepcji, która posłużyć by w przyszłości za podstawę rozmów polsko-ukraińskich”106.

103

J. Majewski, Listy do Redakcji, „Kultura”, 1952, nr 11/61, s. 157-158.

104 P. Waingertner, Jerzego Giedroycia idea ULB – Geneza, założenia, próby realizacji. Zarys problematyki, „Studia z Historii Społeczno-Gospodarczej XIX i XX w.”, 2015, tom XV, s. 149.

105 Zespól „Kultury”, Nieporozumienie czy tani patriotyzm?, „Kultura”, 1953, nr 1/63, s. 82.

106

Kolejnym etapem toczącej się debaty na temat przyszłej polskiej polityki wschodniej był artykuł Włodzimierza Bączkowskiego. Ten bliski współpracownik Giedroycia (z okresu międzywojennego) argumentował na rzecz budowy sojuszu polsko-ukraińskiego, jako formy wspólnej obrony przed zagrożeniem rosyjskim/sowieckim (autor odnosił się zarówno do przeszłości, jak i przyszłości – w tym prognozowanego starcia Wschód-Zachód). Co równie ważne, Bączkowski przyznawał, że tzw. granica ryska107 pozostawiła Warszawie pewien „naddatek” ziem niepolskich, w których „znalazło około 4 milionów Ukraińców i ponad milion Białorusinów”108. Był to wiec kolejny głos na łamach „Kultury” poddający przyszły kształt granicy wschodniej pod dyskusję. Dawny redaktor „Biuletynu Polsko-Ukraińskiego” krytycznie też oceniał skutki nadmiernej polskiej ekspansji na wschód:

„Skłonni jesteśmy przyznać się do faktu, iż nie spełniliśmy należycie funkcji reprezentantów Zachodu w świecie wschodnio-chrześcijańskim. Ekspansja religijno-cywilizacyjna prowadzona przez nas w większym stopniu jednoczyła przeciwko nam świat wschodnio-słowiański niżeli go pozyskiwała […] Analizując pod tym względem nasze dzieje ujrzymy, iż Polska wskutek bliskiego współżycia ze Wschodem i relatywnej słabości swej cywilizacji zachodniej – w poważnym stopniu uległa rozkładowym wpływom społeczeństw wschodnio-słowiańskich. Bezpośrednią przyczyną tego faktu stała się ekspansja terytorialna”109

Przyszłość współpracy polsko-ukraińskiej Bączkowski widział w zakorzenieniu obu państw w świecie zachodnim (co jak na początek lat 50. XX w. było wizją dość śmiałą):

„[…] w stosunkach między naszymi narodami ścierają się ze sobą dwa sprzeczne prądy: wcześniejszy – upadającej cywilizacji wschodnio-chrześcijańskiej, wpływający degradująco na losy polityczne Ukrainy jak i w bardzo poważnym stopniu Polski, oraz późniejszy – Zachodu, przeistaczający Ukrainę i będący podstawą cywilizacji w Polsce. W obu tych płaszczyznach cywilizacyjnych toczyła się i toczy walka polsko-ukraińska, lecz szczere i głębokie warunki porozumienia leżą w płaszczyźnie wspólnej nam cywilizacji Zachodniej”110.

Do pojednania polsko-ukraińskiego wzywał już wtedy również Juliusz Mieroszewski. Zastrzegał, iż – z racji braku możliwości odwołania się do woli wyborców – rządy emigracyjne mają ograniczone uprawnienia w kwestii wypowiadania się w sprawach takich,

107 Granica określona w traktacie pokojowym kończącym wojnę polsko-bolszewicką (1919-1920). Oficjalna nazwa dokumentu brzmiała: „Traktat pokoju między Polską a Rosją i Ukrainą, podpisany w Rydze dnia 18 marca 1921 r.”.

108 W. Bączkowski, Sprawa ukraińska, „Kultura”, 1952, nr 7/57-8/58, s. 71.

109 Ibidem, s. 80.

110

jak przebieg linii granicznej. Niemniej należy prowadzić działania przygotowujące na czas, w którym oba kraje odzyskają niepodległość i zaczną do nowa układać wzajemne relacje. Taką funkcję, zdaniem „Londyńczyka”, mogłoby pełnić – stworzone na te potrzeby – „Polsko-Ukraińskie Biuro Studiów”, w którym eksperci z obu krajów wypracowywaliby wspólne stanowisko wobec trudnych zagadnień:

„Historyczny bieg wydarzeń, który przyniesie wolność Polsce, wyzwoli również [...] całą wielką Ukrainę. I jeżeli wówczas nie chcemy spotkać się na moście w Przemyślu z karabinami w rękach, musimy spotkać się dziś [...] i przystąpić do budowania [...] polsko-ukraińskiego porozumienia”111 przekonywał Mieroszewski.

Niespełna trzy lata później londyński korespondent „Kultury” – w jednym ze swoich tekstów poświęconych polityce wschodniej przypominał, że wszelkie konflikty narodowościowe w regionie służą przede wszystkim Kremlowi, który skutecznie potrafi je rozgrywać dla własnej korzyści:

„Z punktu widzenia polityki rosyjskiej [...] najbardziej pożądana będzie zawsze Europa Środkowo-Wschodnia złożona z «suwerennych» i «niepodległych» państewek zgłaszających do siebie nawzajem dziesiątki terytorialnych pretensji”112.

Finałowym momentem dyskusji toczonej na łamach „Kultury” były dwa artykuły Mieroszewskiego precyzujące stanowisko Redakcji w zakresie polskiej polityki wschodniej. Był to „Polska Ostpolitik” z 1973 r. i rok późniejszy „Rosyjski «kompleks polski» i obszar ULB”. Od tego okresu można mówić kompletnej doktrynie ULB. W pierwszym z tych tekstów „Londyńczyk” w następujący sposób podsumowuje program wschodni „Kultury”:

„Pierwszym punktem polskiej polityki wschodniej winno być uznanie prawa do samostanowienia i niezależnego bytu państwowego wszystkich narodów ciemiężonych przez Sowiety. Z polskiego punktu widzenia w szczególności ten punkt dotyczy Ukraińców, Białorusinów i Litwinów.

Ponieważ zgoda i jednolity front narodów ujarzmionych stanowi podstawowy warunek likwidacji – w sprzyjającej koniunkturze – imperializmu rosyjskiego, winniśmy zapewnić Ukraińców i Litwinów nie tylko o tym, że nie zgłaszamy roszczeń rewindykacyjnych do Wilna i Lwowa, ale także o tym, że

111 J. Mieroszewski, List z Wyspy, „Kultura”, 1952, nr 10/60, s. 104.

112

nie sięgniemy zbrojnie po owe miasta, nawet gdyby w danej sytuacji okoliczności nam sprzyjały. […]”113.

Dodatkowym elementem, o którym często zapomina się w obecnej debacie politycznej, był postulat budowy relacji ze społeczeństwem rosyjskim:

„Życzymy sobie przyjaznych stosunków z narodem rosyjskim. […] Nie tylko nie ma żadnej sprzeczności w postawie prorosyjskiej i równocześnie antyrosyjskiej, lecz przeciwnie, prawdziwa

życzliwość do narodu rosyjskiego musi być z definicji równoznaczna z negatywnym nastawieniem do

sowietyzmu”114.

Mieroszewski nadzieje na upadek Związek Sowieckiego upatrywał nie w wybuchu wojny, lecz w czynnikach wewnętrznych – przede wszystkim w renesansie ruchów nacjonalistycznych wśród narodów wchodzących w skład ZSRS:

„[…] imperium sowieckie w epoce wzrastającej dynamiki ruchów narodowościowych jest anachronizmem. Anachronizmy trwają często długo, lecz w końcu zawsze upadają.

Zadaniem polskiej polityki wschodniej winno być rozbudzenie i potęgowanie wszystkich sił odśrodkowych w Sowietach i scementowanie wspólnego frontu narodów ujarzmionych przez Sowiety – Rosjan nie wyłączając”115.

Również w drugim ze wspomnianych „flagowych” artykułów Londyńczyka powtarza się postulat prowadzenia rozmów ze stroną rosyjską:

„Na Zachodzie powstaje nowa emigracja rosyjska. Z tymi ludźmi winniśmy nawiązać dialog i szukać porozumienia”116.

Warunkiem jednak, aby te kontakty stały się konstruktywne jest wyrzeczenie się przez obie strony ambicji imperialnych – chęci zdominowania narodów Europy Wschodniej:

„Nie możemy stać na stanowisku, że każdy program wielkorosyjski jest imperializmem – natomiast polski program wschodni nie jest żadnym imperializmem, tylko wzniosłą „ideą Jagiellońską”.

113 J. Mieroszewski, Polska „Ostpolitik…, s. 76.

114 Ibidem, ss. 76-77.

115 Ibidem, s. 78.

116

Innymi słowy, możemy się domagać od Rosjan wyrzeczenia się imperializmu pod warunkiem, że my samy raz na zawsze wyrzeczemy się naszego tradycyjno-historycznego imperializmu we wszystkich jego formach i przejawach”117.

Zdaniem Mieroszewskiego, niepodległość i suwerenność ULB jest nie tylko sposobem na zapewnienie pokojowych relacji między Polską a tymi państwami, ale w równej mierze służy też odbudowie partnerskich stosunków polsko-rosyjskich:

„Ukraińcom, Litwinom i Białorusinom musi być w przyszłości przyznane pełne prawo do samostanowienia, bo tego wymaga polsko-rosyjska racja stanu.

[…] tak zwana kwestia narodowościowa jest podstawowym problemem nie tylko rosyjskim, lecz rosyjsko-polskim. Tylko radykalne rozwiązanie tego problemu władne jest przekształcić stosunki polsko-rosyjskie” 118.

O konieczności dialogu ze stroną rosyjską i unikaniu czarno-białych kategorii w polityce wschodniej pisał na łamach „Kultury” również Józef Czapski. Autor ten zwracał uwagę, że skupianie się wyłącznie na własnych-narodowych krzywdach nie rozwiązuje

żadnego problemu, lecz prowadzi jedynie do izolacji:

„Ten stosunek przez pryzmat «łez swoich świętych i przeklętych» odcina nas nie tylko do Rosji, ale od całego świata, który widzi Rosję albo w barwie równie uproszczonej, tylko że różowej, albo też pełną sprzeczności i nadziei […]”119.

Czapski, podobnie jak Mieroszewski, podkreślał sprawę tyle oczywistą, co wciąż w wielu kręgach nie w pełni uświadomioną, że Polska nie zmieni swojego położenia geograficznego i jakaś forma współpracy z sąsiadem, jakim jest Rosja, jest nieunikniona. Konieczne jest tu zatem „rozbrojenie” wzajemnych uprzedzeń i stereotypów:

„Nasze spojrzenie na kraj, który jest i będzie naszym sąsiadem «bo nie jesteśmy otoczeni morzem jak półwysep italski», ma naprzeciw sobie, musimy o tym pamiętać, spojrzenie na Polskę równie uproszczone i na pewno niemniej wrogie […] Genialne karykatury polskiej hipokryzji, pańskiej pychy i patetycznej frazeologii bez pokrycia, tak samo fałszują i niszczą prawdziwy obraz Polski w oczach milionów Rosjan”120.

117 Ibidem, s. 6.

118 Ibidem, ss. 12-13.

119 J. Czapski, Narodowość czy wyłączność, „Kultura”, 1958, nr 9/131, s. 5.

120

Cytowany tekst potwierdzał też ogólną zasadę „Kultury”, iż przeciwnikiem nie jest naród rosyjski, lecz system sowiecki, który jest równie opresyjny dla samych Rosjan, jak innych narodów kontrolowanych przez Moskwę. To dążenie do wolności miało być główną płaszczyzną porozumienia pomiędzy narodami Europy Środkowej i Wschodniej:

„Przepaść wykopana między Rosją, a tymi krajami ujarzmionymi, myślę tu szczególnie o Polsce i o Węgrzech, jest na tyle głęboka, że rozbicie, przełamanie tego wzmożonego, ustokrotnionego [antyrosyjskiego – przyp. MF] stereotypu, […], wydawałoby się wręcz niemożliwe gdyby nie jedna myśl, jedna prawda bardziej niż kiedykolwiek oczywista, że wolność jest jedna i że terror dławiący wszystkich jest jeden”121.

Zdaniem Czapskiego nadzieją na pokój na kontynencie jest porzucenie fatalistycznego poglądu na temat rosyjskiego społeczeństwa („spojrzenie na Rosję jako jedynie na kraj, który ma jeden «fanatyzm-posłuszczeństwo» jest przez swoją jednostronność spojrzeniem

fałszywym”122) i dostrzeżenie tam środowisk demokratycznych, a w ślad za tym

poszukiwanie z nimi porozumienia:

„Jeżeli potrafi się stworzyć na nowo instynkt zatraconej solidarności z tą Rosją inną, która nigdy istnieć nie przestała, tylko wtedy marzyć możemy o przyszłości, która nie będzie, jak pisze Norwid, «starciem dwóch monolitów, nicestwem i strzaskaniem sił ostatecznym»”123.

Odnośnie finalnego kształtu wschodniej granicy Polski, to mimo że początkowo „Kultura” nie deklarowała jednoznacznego stanowiska w tej kwestii, to powrót do układu sprzed 1939 r. szybko uznała za nieprawdopodobny. W czasie gdy w środowiskach niepodległościowych niemal dogmatem było uznawanie granicy ustalonej przez traktat ryski z 1921 r., Jerzy Giedroyc wraz ze swoim zespołem zaproponował bardziej elastyczne podejście w tej kwestii. Postulował najpierw utworzenie na spornych terenach wspólnego polsko-ukraińskiego kondominium, a następnie zaczął się opowiadać za uznaniem granic pojałtańskich, jeżeli to miałoby doprowadzić pojednania Polski z Litwą i Ukrainą. W myśl

idei Giedroycia, znacznie ważniejsze dla długofalowego interesu narodowego

Rzeczypospolitej jest istnienie pasa niepodległych państw od Bałtyku po Morze Czarne niż zachowanie w granicach Polski Wilna, Grodna i Lwowa. To jest miast będących w dużej mierze tworami polskiej kultury, ale jednocześnie stanowiących zarzewie kolejnych

121 Ibidem, s. 8.

122 Ibidem.

123

konfliktów z sąsiadami. Ponadto, jak zauważał na łamach „Kultury” Juliusz Mieroszewski, dążenie przez Warszawę do rewizji granicy wschodniej popychałoby Ukraińców w ramiona rosyjskie – lub przy zmianie sytuacji geopolitycznej – w stronę Niemiec, a to oznaczałoby powtórne znalezienie się Polski między dwoma wrogimi jej państwami124. Tak długo jak Polacy i Niemcy będą zgłaszać pretensje do swoich utraconych ziem wschodnich, tak długo sytuację tą będzie wygrywać Moskwa – jako gwarant terytorialnego status quo.

Co więcej, z czysto ludzkiego punktu widzenia, reinkorporacja Kresów wiązałaby się z powtórką ponurych wydarzeń z nieodległej przeszłości tj. z przesiedleniami i ponowną polską kolonizacją tych terenów z uwagi na fakt, że znaczna część polskiej ludności tych obszarów – zwłaszcza elit – została już przeniesiona do „nowej” Polski (bądź pozostała na emigracji na Zachodzie), a na ich miejsce pojawili się ze Wschodu nowi mieszkańcy nie mówiący już po polsku. Koncepcja akceptacji powojennej granicy łączyła – jak wspominał po latach Giedroyc – argumenty praktyczne i humanitarne:

„Nasza koncepcja normalizacji stosunków z naszymi sąsiadami, przy jednoczesnej rezygnacji z ziem wschodnich, wynikła zresztą z pewnego realizmu. Bo jeżeli przyjmiemy, że sytuacja się zmieni, że Związek Sowiecki się zawali, to kim będziemy kolonizować czy polonizować Wileńszczyznę? Małopolską? Czy będziemy wysiedlali lub wyrzynali miliony ludzi tam mieszkających? To absurd, zupełnie wykluczone. Tam zaszły zmiany nieodwracalne […]”125.

Jak trafnie zwraca uwagę Andrzej Mencwel, akceptacja Bugu jako wschodniej granicy Polski z (w przyszłości) niepodległą Białorusią i Ukrainą, była dla środowiska „Kultury” „stanowiskiem poczwórnie polemicznym”. Otwierała ona bowiem konflikt po pierwsze z rządem „londyńskim” broniącym integralności terytorialnej przedwojennej Polski, po drugie z rządem „warszawskim” widzącym Bug jako granicę ze Związkiem Sowieckim (a nie z niepodległymi krajami powstałymi na jego gruzach), po trzecie z rządem „moskiewskim”, któremu wróżono rozpad jego imperium i po czwarte wreszcie była to deklaracja nie do zaakceptowania przez mocarstwa zachodnie, które nie przewidywały niepodległości dla republik sowieckich. Jak dodaje prof. Mencwel, ryzykowano istnienie

124 M. Kubik, Śladami Juliusza Mieroszewskiego czyli o paryskiej "Kulturze", „Gazeta Uniwersytecka. Miesięcznik Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach” , 1999, maj.

125

pisma i całego kręgu „Kultury” dla wielkiego planu politycznego, którego słuszność została potwierdzona dopiero wiele dziesiątków lat później126.

Można do powyższego dodać jeszcze piąty front, jaki otworzyła „Kultura” swą deklaracją w sprawie granic, a mianowicie skonfliktowanie z częścią własnych czytelników, którzy również nie mogli się pogodzić z bezpowrotną utratą tzw. Kresów. Jednak najbardziej znaczący był konflikt z elitami polskimi na wyspach brytyjskich. To one stanowiły konkurencyjny ośrodek emigracyjny i antykomunistyczny. „Polski Londyn” – z przyczyn którym można by było poświęcić osobną pracę – przejawiał w kwestii kształtu terytorialnego Polski daleko posunięte myślenie życzeniowe, które w miarę jak oddalała się wizja III wojny