• Nie Znaleziono Wyników

Robinson szwajcarski czytany lento

W dokumencie O literaturze (Stron 116-119)

Tyle, jeśli chodzi o lekturę allegro – lektura lento, podejrzliwa, wytwarza kompletnie inny efekt. Prawie sześćdziesiąt pięć lat szkolenia i praktyki zawo-dowej sprawiło, że nie jestem w stanie zawiesić moich odruchów krytycznych.

W wieku lat dziesięciu z pewnością nie byłbym w stanie przeprowadzić lektury lento, nie żebym tego wówczas chciał. Dowodem na to jest moje rozdrażnienie, gdy matka powiedziała mi, że książka to fikcja i wskazała na nazwisko autora ze strony tytułowej. W magii zaczęła pojawiać się wyrwa.

Element fikcji, fałszu zostaje wypomniany, moim zdaniem, zupełnie nie-potrzebnie, przez dementi zamieszczone na odwrocie strony tytułowej wydania Robinsona szwajcarskiego w miękkiej okładce, o które się wystarałem: „Niniej-sza książka to dzieło fikcji literackiej. Wszystkie przedstawione postaci i wyda-rzenia są zmyślone, a ich ewentualne podobieństwo do prawdziwych osób jest czysto przypadkowe”. Po co w ogóle zawracać sobie tym głowę? Kto jeszcze poza niewinnym dziesięciolatkiem, którym wówczas byłem, mógłby pomyśleć, że Robinson szwajcarski jest czymkolwiek innym niż dziełem fikcji literackiej?

Któż dziś na świecie pomyślałby o pozwaniu Tor Books4 za zdradzanie sekre-tów życia prawdziwych ludzi w książce, która po raz pierwszy została opubli-kowana (w oryginalnej wersji po niemiecku) w 1812 roku? Co więcej, jak to się często zdarza, dementi jest kłamstwem. Ojciec, matka i czterej synowie z Ro-binsona szwajcarskiego, jak się możemy dowiedzieć, są ściśle wzorowani na rodzinie autora, Johanna Davida Wyssa. Wyss był szwajcarskim duchownym, niegdyś kapłanem wojskowym. Żył w latach 1743–1818. Ernest, drugi z synów w powieści, jest wzorowany na synu Wyssa, Johannie Rudolfie Wyssie. On to, przy współudziale ojca, przygotował obszerny rękopis do publikacji, wprowa-dzając jednocześnie wiele zmian.

Przynajmniej w jednej kwestii miałem rację. Robinson szwajcarski, jakim znają go dziś angielscy czytelnicy, nie ma jednego autora. To praca zbiorowa, a także przekład. Rozpoczął się od improwizowanych pod wieczór opowiadań, które Johann David Wyss przedstawiał swoim czterem synom. Opowieści te były ciągiem dalszym do czytanego im na głos Robinsona Crusoe Daniela Defoe. Wyss, jakkolwiek przy tuszy, był gorliwym myśliwym, rybakiem, ama-torem świeżego powietrza, prawdziwym Szwajcarem. Przeczytał sporo książek podróżniczych (Kapitana Cooka Podróże (Voyages), opłynięcie Lorda Ansona z 1748 roku i wiele innych). Wiedział mnóstwo o historii naturalnej, wiele z tego najwyraźniej z książek z ilustracjami – o kangurach, flamingach, dzioba-kach itd.

Wyss był prawdziwym dzieckiem oświecenia. Opowiastki były przyjemną metodą nauki synów: historii naturalnej i czegoś, co moglibyśmy określić jako

„mądrość lasu” – na przykład, jak zbudować most z gałęzi, jak obliczyć z ziemi wysokość drzewa, jak wyprawić skórę zwierzęcia. Jego zamiarem było, jak stwierdził Wyss, „za pomocą ciekawych spostrzeżeń obudzić w synach cieka-wość, dać czas na pracę ich wyobraźni, a potem naprawić jakiekolwiek błędy, które popełnili”. Wyss spisał wiele z epizodów owej rozwijanej bez końca opo-wieści w pokaźny, 841-stronicowy rękopis. Johann Rudolf Wyss, jeden z synów Johanna Davida Wyssa, był profesorem filozofii w Bernie, folklorystą, autorem szwajcarskiego hymnu narodowego. Za zgodą ojca przejrzał i przeredagował rękopis do druku w 1812 roku, pod jego własnym imieniem (Johanna Rudol-fa). Książka nazywała się Der Schweizerische Robinson; oder, Der schiffbruchige Schweizerprediger und seine Familie (Robinson szwajcarski; albo Szwajcarski duchowny ocalały z katastrofy morskiej i jego rodzina).

Ale to nie koniec historii. W roku 1814 pojawiło się francuskie tłumacze-nie z nowym zakończetłumacze-niem tłumacze-niejakiej Mme la Baronne Isabelle de Montolieu.

Po nim przyszło kolejne tłumaczenie na francuski, autorstwa Mme Elise Volart, dokładające jeszcze nowego materiału. Pierwszy przekład na angielski, Rodzina Robinsona Crusoe (The Family Robinson Crusoe), jest dziełem Mary Jane Godwin i dodaje jeszcze więcej nowego materiału. Zostało wydane w roku 1814 w wydawnictwie M.J. Godwin and Co. Mary Jane Godwin posługiwała się raczej pierwszym tłumaczeniem francuskim, a nie niemieckim oryginałem.

Była żoną filozofa politycznego, powieściopisarza i pedagoga Williama Godwi-na. Publikacja stanowiła część jego projektu książek dla dzieci, „biblioteki dla młodzieży”. Przedmowa, która brzmi, jakby mógł napisać ją sam William Godwin, jest w istocie wyjaśnieniem Johanna Rudolfa Wyssa, w jaki sposób rękopisowi ojca nadał kształt książki do publikacji. Niemniej jednak przedmo-wa, jak zauważył Jason Wohlstadter, jest trafnym wyrazem antyrussowskich przekonań, iż dzieci można wiele nauczyć z naturalnej historii, geografii i in-nych pożyteczin-nych spraw za pomocą takich książek, jak Robinson szwajcarski.

Później przyszło wiele nowych wersji anglojęzycznych. Dodawano nowe epizody i wydawano skrócone wersje. Na przykład epizodu końcowego, w któ-rym zostaje uratowana Emily Montrose, angielska dziewczyna, rozbitek, braku-je w najwcześniejszych wersjach, choćby tej autorstwa Godwin. Historia braku-jest w zasadzie niewyczerpywalna, niczym telewizyjna telenowela, zawsze prowo-kuje do dodania jeszcze jednego epizodu, spotkania z jeszcze jednym egzotycz-nym zwierzęciem, drzewem albo ptakiem. Anglojęzyczna wersja W.H.G. King-stona (1889) z czasem stała się wersją standardową. Nie wiem, którą wersję czytałem, spośród moich książek z dzieciństwa, ta nie ocalała. Mam jednak moje stare egzemplarze Alicji w Krainie Czarów oraz Po drugiej stronie lustra z ilustracjami Tenniela. Czytać nauczyłem się sam, gdy miałem pięć albo sześć lat. Miałem dość przymusowego polegania na matce. Jakkolwiek nie wiedzieliś- my tego ani moja matka, ani ja, był to bunt przeciwko zakazowi z przedmowy do tego, co w tłumaczeniu Godwin nosiło tytuł Rodzina Robinsona Crusoe:

W istocie bardzo rzadko się zdarza, a może nigdy, by słuszne było, że dzie-ci same czytają; tymi kruchymi laty doprawdy niewiele jest jednostek, które nie są ani zbyt opieszałe, ani zbyt żwawe, ani zbyt wybredne, aby z pożytkiem mogły się poświęcić tego rodzaju zajęciom.

Najciekawszy jest sposób, w jaki czytelnik po czytelniku byli pochłaniani przez rzeczywistość wirtualną odsłanianą przez Robinsona szwajcarskiego do tego stopnia, iż czuli się upoważnieni do rozszerzania oryginału o nowe epizo-dy. Zupełnie tak, jakby raz już będąc w owej alternatywnej rzeczywistości, można było zwiedzać i spisywać nawet te obszary, których nie zanotował Wyss – tak silne jest czytelnicze przekonanie o jej niezależnym istnieniu.

Jak czytać komparatystycznie

W dokumencie O literaturze (Stron 116-119)