• Nie Znaleziono Wyników

Rodzaje bezpośredniego uczestnictwa w rządzeniu

Werdykt większości – pułapka demokracji liberalnej

3. Rodzaje bezpośredniego uczestnictwa w rządzeniu

Obok demokracji przedstawicielskiej, dla której najważniejszym momentem są wybory reprezentantów, którzy w różnych władzach będą wyrażali wolę swych wyborców, mamy jeszcze demokrację bezpośrednią, oraz demokrację poprzez referendum. Demokracja

bezpośrednia to sposób rządzenia bez elementów pośredniczących – wprost przez samych

obywateli. Jest więc to najbardziej samorządny sposób decydowania społeczności o własnym losie. Ale wielkość owej samorządności – o czym pisaliśmy wcześniej – uzależniona jest od rozległości terenu, na którym występuje. Im jest on większy, tym mniej możliwości rządzenia przypada na jednego obywatela. Dlatego demokracja bezpośrednia możliwa jest jedynie w małych wspólnotach. Tak było na przykład w starożytnych polis, w których, na stosunkowo małym terenie liczba obywateli, dochodziła do kilka tysięcy. Ale nawet i tu doszukać się można było pewnych elementów pośredniczących. Dodajmy jeszcze, że w demokracji

bezpośredniej obywatele mają prawo do udziału we władzy, a więc podejmowaniu decyzji

ważnych społecznie, ale także do angażowania się w ich wykonanie.

Następnym typem demokracji jest demokracja poprzez referendum. Sposób rządzenia jest tu podobny do demokracji bezpośredniej, z tą różnicą, że lud wyraża swoje zdanie nie podczas ogólnego zgromadzenia, ale za pomocą głosów oddanych w referendum70. W stosunku do pierwszej, traci się jednak możliwość bezpośredniej, obejmującej wszystkich obywateli, debaty nad rozpatrywanym problemem. Znaczącą rolę odegrają w tej sytuacji środki masowego przekazu. Elementem ułatwiającym taki sposób rządzenia są współczesne techniki komunikacji. Trzeba zwrócić i w tym przypadku uwagę na zagadnienie związane z tym, kto i jak formułuje pytania referendalne. I niezależnie od rzetelności ich przedstawienia, sam fakt ich istnienia osłabia autentyczność referendum pod kątem bezpośredniości udziału w rządzeniu71. Brak możliwości szerokiego i pełnego zastosowania

70 Referendum, to „mechanizm umożliwiający głosującym podjęcie decyzji co do alternatywnych rozwiązań sytuacji, w jakiejś szczególnej sprawie. Wynik referendum może być następnie wprowadzony w życie w określonym porządku ustrojowym państwa.”, Słownik politologii, dz.cyt., hasło: „Referendum”.

„Referendum jest to powszechne głosowanie, w którym zazwyczaj biorą udział obywatele mający czynne prawo wyborcze (…) i przebywający na terytorium państwa. W głosowaniu tym obywatele bez pośrednictwa swoich przedstawicieli rozstrzygają pewne sprawy (referendum stanowiące) albo wyrażają o nich opinię (referendum opiniodawcze). W formie referendum może na przykład dochodzić do przyjęcia lub odrzucenia przedłożonego projektu konstytucji albo innej ustawy.”, Kompendium wiedzy o społeczeństwie, państwie

i prawie, dz.cyt., s. 63.

71

Na tą słabość zwraca też uwagę Stanisław Kowalczyk: „Ta forma demokracji bezpośredniej ma swoje ograniczenia i mankamenty: istotną rolę odgrywa sposób formułowania pytań, znajomość zagadnienia w skali społecznej, a także brak możliwości dyskusji w trakcie podejmowania decyzji.”, Stanisław Kowalczyk, U podstaw demokracji. Zagadnienia aksjologiczne, dz.cyt., s. 124.

demokracji referendalnej powoduje, że jej technika z powodzeniem jest stosowana w demokracji przedstawicielskiej.

W końcu omówmy demokracje partycypacyjną. Jest ona mieszanką przedstawionych wyżej demokracji, choć większość jej zwolenników – jak twierdzi Giovanni Sartori – uważa za celowe zlikwidowanie wyborów i instytucji przedstawicielskich, gdyż nie oddają one ideału demokracji bezpośredniej72

. To, co charakteryzuje demokracje partycypacyjną, to siła, z jaką jej zwolennicy akcentują element współuczestnictwa obywateli w rządzeniu. Owo współuczestnictwo rozumiane jest jako osobiste, w pełni dobrowolne zaangażowanie się; włączenie się w działania na rzecz dobra społeczności. Aby jednak to zaangażowanie się obywatela ad extra było twórcze i kompetentne, wymaga szerokich działań budujących jego świadomość ad intra. Członkowie społeczności muszą wiec posiąść określoną, przynajmniej dostateczną, wiedzę na temat spraw związanych z przedmiotem, treścią i zakresem rządzenia. Nie jest to jednak samorządność pełna i idealna. Jej „natężenie, tzn. autentyczność i skuteczność – jest odwrotnie proporcjonalne do liczby uczestników”73

. Zależność tę przedstawić można za pomocą ułamka: 1/5, gdy jest pięć osób w grupie; 1/100, gdy jest ich stu. Mianownik tego ułamka oddaje udział, znaczenie osoby w rządzeniu.

Pojęcie uczestnictwa w rządzeniu nie jest akceptowane i promowane wyłącznie przez zwolenników tejże demokracji. Postulat partycypacji znajduje się w programach demokracji przedstawicielskiej, gdzie widzi się dlań miejsce szczególnie w samorządach lokalnych, zakładowych, związkowych itp.74

Jej istnienie i sprawne funkcjonowanie składa się na demokratyczność w makrowymiarze. Jednak sceptycznie do niej nastawieni politycy i ideolodzy twierdzą, że nie wystarcza ona do rządzenia makrostrukturą, jaką jest państwo. Polemizując ze zwolennikami partycypacyjności Giovanni Sartori twierdzi, że o ile zarzucają oni demokracji przedstawicielskiej tworzenie elit rządzących, o tyle, możliwość zaistnienia akceptowanej przez nich autentycznej partycypacji możliwa jest tylko w małych społecznościach, a więc tak samo elitarnych75

. Dodajmy do tej krytyki podejrzenie, że te małe, elitarne społeczności, mogą cechować się egoizmem i zaborczością utrudniającą lub wręcz uniemożliwiającą tworzenie wespół z innymi małymi społecznościami makropolityki.

Demokracja poprzez referendum wspomaga bądź zastępuje demokrację przedstawicielską. Mówiliśmy już, że jej sprzymierzeńcem jest rozwój techniki komunikacji,

72 Patrz: Giovanni Sartori, Teoria demokracji, dz.cyt., s. 147.

73 Tamże, s. 148.

74

Demokracja partycypacyjna znajduje pełne uznanie w poglądach zwolenników demokracji personalistycznej, do której zalicza się m.in. Stanisław Kowalczyk, patrz: Stanisław Kowalczyk, U podstaw demokracji.

Zagadnienia aksjologiczne, dz.cyt., s. 171-172.

co czyni ją coraz powszechniejszą. Przypomnijmy od razu, jak istotny jest tu dobór oraz formułowanie pytań, na które obywatel jedynie mógłby odpowiedzieć: „Tak”, „Nie”, „Nie mam zdania” lub „Wstrzymuję się od udzielenia jednoznacznej odpowiedzi”. Niebezpieczeństwo tendencyjności i populizmu jest tu nie mniejsze, lub nawet większe, niż w demokracji przedstawicielskiej. Dodatkowo, wpływ każdego z uczestników takiego referendum na ostateczny kształt proponowanego rozwiązania byłby mikroskopijny (zależny od wielkości elektoratu). Czy można temu zaradzić? Mechanizm większościowy jest powszechnie stosowany także w innych modelach demokracji. Czy ten bardziej od innych modeli dyskryminuje wolę mniejszości? Jak mocne jest niebezpieczeństwo dyktatury większości? Stosując mechanizm referendum trudno wprowadzić rozwiązania kompromisowe. Większość zagarnia wszystko, mniejszość nie ma nic – oto prosty mechanizm referendalny! Wydaje się, że stosowanie jedynie tego, z natury zimnego, a w praktyce bezwzględnego mechanizmu, prostą drogą prowadzić może do niesprawiedliwości i krzywdy słabszych. Giovanni Sartori uważa wręcz, że „demokracja poprzez referendum jest strukturą maksymalizującą konflikty, która stanowi nie tylko doskonałe, lecz również najmniej inteligentne (ponieważ byłoby to mechaniczne) wcielenie systemowej ‘tyranii większości’”76. Mało też jest prawdopodobne, by w kraju, gdzie demokracja taka miałaby monopol, ludzie czuliby się szczęśliwi i spełnieni jako obywatele. Ale obecnie, dzięki postępowi techniki, jesteśmy coraz bliżej spełnienia tej idei dosłownej

demokracji w pełnym tego słowa znaczeniu. Oczywiście, o ile taka będzie wola

społeczeństwa.

Najpełniej demokrację poprzez referendum dałoby się wcielić w demokracji partycypacyjnej. Ona jednak, o czym pisaliśmy już wyżej, w wielu miejscach zwyczajnie kuleje. Giovanni Sartori wylicza trzy jej postacie: a) partycypacjoniści umiarkowani nie wprowadzający jakichś nowych rozwiązań do zasadniczej idei; b) zamaskowani elitaryści, czyli ci, którzy nie wyrażając tego dosłownie, chcieliby powołania nowych, konkurencyjnych w stosunku do już istniejących, elit; c) partycypacjoniści czyści, odzwierciedlają perfekcjonistyczne widzenie demokracji77. Każdy z tych modeli dając obywatelom jak największe prawo decydowania o swoim losie zarazem obciąża ich odpowiedzialnością za skutki dokonanych wyborów. Tu już nie ma elementu pośredniczącego, jakim są przedstawiciele, wobec których wyborca może formułować zarzuty bądź pochwały za sposób i efekt rządzenia. Odpowiedzialność obywateli w demokracji partycypacyjnej jest zatem

76 Tamże, s. 151.

nieporównywalnie większa niż w demokracji przedstawicielskiej. Czy obywatele są na to przygotowani, lub, stawiając inaczej pytanie, czy można ich do tego przygotować, oraz, czy w ogóle tego chcą? Pamiętajmy, że podczas wyborów, głosujemy na przedstawicieli, którzy później za nas i w naszym imieniu będą decydować o ważnych sprawach społecznych, natomiast w referendum sami uchwalamy taką czy inną decyzję prawną czy organizacyjną. Oczywistym jest, że to udział w referendum znacznie bardziej obciąża nas odpowiedzialnością. Odwracając problem: rządzący, który decydują się na zorganizowanie referendum w jakiejś kwestii, albo rzeczywiście liczą na rozsądną i odpowiedzialną decyzję, albo po prostu podjęcie trudnej czy kontrowersyjnej decyzji chcą scedować na społeczeństwo obarczając je za to odpowiedzialnością. Znamy także z historii przypadki manipulowania wynikami takich plebiscytów, przy równoczesnym wmówieniu, że taka była wola społeczeństwa78

.

Przygotowanie społeczeństwa (opinii społecznej) na racjonalne i odpowiedzialne rządzenie za pomocą referendum obejmować musi skuteczną edukację. Samo informowanie społeczeństwa za pomocą mediów nie spełnia jeszcze takiej roli. I być może nigdy nie spełni, bowiem sama informacja nie tworzy wiedzy, ani tym bardziej nie czyni nikogo kompetentnym. Ponadto, informacja może być niepełna, zafałszowana, tendencyjnie podana itd. Wydaje się, że to, do czego mają możliwość dotrzeć obywatele, a mamy ciągle na myśli informację, wystarcza do uczestnictwa w wyborach. Gorzej jest, gdy trzeba rozstrzygać jakieś sporne kwestie, gdzie wymagane jest już rozumienie problemu. Przejście z demokracji

wyborczej do demokracji referendalnej jest skokiem jakościowym, co do wiedzy, a nie tylko

ilościowym. Nie wydaje się również, ażeby samo uczestnictwo uczyło uczestnictwa; by poczucie odpowiedzialności za partycypacje oraz dostrzeganie skutków podejmowania decyzji wzbudziło dążenie przeciętnego obywatela do zaopatrywania się w odpowiednią wiedzę. Wielu, dalekich od zainteresowań politycznych, czułoby się zmuszonych do zaznajamiania się z czymś, co zupełnie nie odpowiada ich pasji, powołaniu, ambicjom a także możliwościom intelektualnym. Jedyne, co pozostałoby takim osobom, to nie uczestniczenie w referendum. Pozbawiłoby to ich jednak możliwości jakiegokolwiek wpływania na to, co choć w wymiarze społecznym, dotyczy także ich. Natomiast, aby uczestniczyć w wyborach i wybrać swojego reprezentanta, jak już to powiedzieliśmy, nie potrzebna jest szeroka

78 Na przykład w Polsce 30 VI 1946 roku przeprowadzono referendum, w którym pytania dotyczyły zniesienia senatu, dokonanych zmian ustroju gospodarczego oraz zachodnich granic kraju. Wyniki sfałszowano. Oficjalnie na pierwsze pytanie twierdząco odpowiedziało 68% głosujących, na drugie 78%, na trzecie 92%. Natomiast wg szacunków PSL 3 × tak głosowało 15% wyborców, którzy oddali głosy, a wg tajnych raportów PPR — 27%. Patrz: Encyklopedia Multimedialna PWN 2001.

i bieżąca znajomość spraw społecznych, politycznych czy gospodarczych. Takową muszą jednak mieć wybrani reprezentanci. Nieprzydatne dla takiej formy sprawowania władzy mogą być również osoby głęboko zaangażowane w sprawy polityczne. Istnieje tutaj psychologicznie uzasadniona skłonność do ekstremizmu. A ekstremizm nie zakłada gruntownej wiedzy, tylko silne oddziaływanie emocjonalne.

Aby zatem ukształtować świadomego uczestnika demokracji referendalnej trzeba by dążyć do jakiegoś środka w jego zachowaniach i wiedzy. Jako żywo musiałoby to przybrać postać uniformizacji, co równałoby się z końcem samej demokracji.

Te kasandryczne wizje roztoczone nad demokracją uczestniczącą prowadzą nas do kilku wniosków. Po pierwsze, opinia publiczna, czyli, ogólnie rzecz nazywając, społeczeństwo w obecnej (a przypuszczalnie i wiecznej) kondycji, najpełniej zrealizuje ideał demokracji w formie przedstawicielskiej. Po drugie, wyzbyć się trzeba przekonania, że informacja zastąpi wiedzę, szczególnie taką, która konieczna jest do podejmowania ważnych dla społeczeństwa decyzji. One bowiem najczęściej dotyczących spraw o naturze tak złożonej, że stopniem problematyczności przewyższają nie tylko możliwości poznawcze szarego obywatela, ale również przedstawicieli środków informacji, czyli mediów.

Państwo, aby mogło sprawnie funkcjonować, tzn. zapewniać bezpieczeństwo i rozwój obywatelom, musi mieć odpowiednio silną władzę rządzenia – demokracje w żaden sposób nie są tu wyjątkiem. Społeczeństwo tworzące opinię publiczną stanowi autonomiczną władzę, skuteczną przede wszystkim podczas wyborów swych przedstawicieli, którzy to, w wyniku uzyskania poparcia społecznego, stanowić będą władzę ustawodawczą, wykonawczą i sądowniczą. Logika takiego porządku wydaje się być prosta i czytelna, i co najważniejsze – skuteczna. Teoretycznie tak jest, z tym, że praktyka osadzona w realiach wskazuje na napięcie pomiędzy rządzonymi i rządzącymi. Wobec tego warto jest bliżej się przyjrzeć, jak wygląda współczesny demos w aspekcie rządzenia i bycia rządzonym.

Wydawałoby się, że demokracje liberalne idą w kierunku maksymalizowania władzy ludu. Pogląd ten jednak wydaje się być nie tyle mylny, co pospieszny. Prawdą jest, że opinia publiczna oddolnie reagująca na poczynania władzy wywiera nań presję większą niż to się zdarzało wcześniej. Ale niebagatelną rolę odgrywają tu także siły populistyczne, chcące na przychylnej wobec siebie opinii publicznej, zyskać poparcie w dążeniu do karier politycznych. Za pomocą socjotechnicznych sposobów manipulacji zdobywają oni panowanie nad nastrojami mas, czyniąc z nich posłusznych sobie wasali. To znacząco osłabia obiektywną władzę ludu. Czy jednak jest to tendencja dominująca we współczesnych społeczeństwach demokratycznych? To zależy od stabilności gospodarczej i politycznej

danego kraju. Wszędzie tam, gdzie dostrzega się poważne zachwiania na wskazanych płaszczyznach, tam budzą się demagogiczne upiory.

Zważmy na jeszcze jeden istotny element omawianej tu sprawy. Wiąże się on ze słusznością, bądź nie, twierdzenia o sumie zerowej władzy. Głosi ona, że suma władzy jest proporcjonalnie rozłożona pomiędzy rządzonymi a rządzącymi. A więc, jeśli więcej władzy leży po stronie rządzących, to mniej mają jej rządzeni i odwrotnie. Istnieje jednak pogląd, że owa suma władzy nie musi być zerowa – może, w określonych warunkach, mieć wartość ujemną. Tracą na tym obie strony. Powstaje wówczas stan przeciążenia oraz niemożliwość rządzenia79. Taki stan może zaistnieć w wyniku udzielenia poparcia populistycznym hasłom i ich głosicielom, bezkrytycznie nawołującym o maksymalizację władzy ludu. Iluzoryczność, a co za tym idzie, szkodliwość tego poglądu tłumaczy przedstawiona wyżej krytyka demokracji poprzez referendum. Ideał „demokracji rządzącej” jest do spełnienia jednie – i do tego można by ewentualnie dążyć – w znaczeniu zwiększonego samorządu, ale przy optymistycznym założeniu zwiększenia się świadomości i wiedzy obywateli. W zakończeniu tego paragrafu przytoczmy jeszcze ciekawą myśl Giovanni Sartoriego. Uważa on mianowicie, że tak jak muzyka nie jest dziełem przychodzących na koncert melomanów, ani czytelnicy nie piszą książek, tak też i opinia publiczna nie kreuje określonych rozwiązań politycznych, ale może zdecydować o porażce bądź sukcesie w ich realizacji – tak jak popularności artysty czy pisarza. Na tym polega siła opinii publicznej. Na szczęście jest ona ograniczona. Częściej przeciętny obywatel podporządkowuje się decyzjom politycznym rządzących niż sam je kreuje bądź podejmuje.