• Nie Znaleziono Wyników

Werdykt większości – pułapka demokracji liberalnej

1. Systemy partyjne i wolne wybory

Jan Krucina w książce „Wartości podstawowe wobec Ewangelii” odnosząc się do problemu urzeczywistniania dobra wspólnego, które jest zogniskowane wokół zapewnienia „(…) wszechstronnej pomyślności wszystkich obywateli, osiągniętej przy pomocy możliwie optymalnych urządzeń kulturowych i gospodarczych, w prawie zabezpieczonym pokoju społecznym, gwarantującym prawa osobowe każdego człowieka”6

, porusza problem zasadności istnienia partii politycznych w demokracji. Nauka społeczna Kościoła definiując dobro wspólne – o czym szerzej będziemy mówić w następnym rozdziale – wyszczególnia w nim elementy stałe i zmienne, czyli te, które wynikają ze specyficznych uwarunkowań określonego społeczeństwa i których bieżący kształt zależy od wielu różnych wypadkowych. I w tym właśnie miejscu rodzi się pytanie o to, kto w imieniu większej lub mniejszej części społeczeństwa miałby określać owo dobro, kto powinien wziąć na siebie zadanie opracowywania programów, które precyzowałyby kierunek rozwoju gospodarczego i politycznego, kto powinien zadbać o sprawiedliwe prawo, stwarzające bezpieczeństwo zarówno to osobiste, jak i społeczno-ekonomiczne? Demokracje wypracowały w tym celu mniej lub bardziej rozbudowany system partyjny.

Dla zachowania porządku wywodu sprecyzujmy, czym są partie polityczne. Etymologicznie słowo „partia” pochodzi od łacińskiego słowa pars, czyli „część”, choć w polskiej tradycji pojęciem równoznacznym jest „stronnictwo”. Oznacza ono organizację społeczną firmującą określony program polityczny i dążącą do jego realizacji, głównie przez udział we władzy w państwie. W demokracji partie zakładane są oddolnie, z inicjatywy niewielkiej grupy ludzi, którzy jednak dążą do tego, by zgromadzić wokół siebie jak największą część społeczeństwa, bądź na zasadzie formalnie przyjętych członków zasilających szeregi partii, bądź tylko sympatyków nie posiadających formalnej legitymacji przynależności (na których lojalność można liczyć np. podczas wyborów).

Partie są ciałami pośredniczącymi pomiędzy członkami społeczeństwa a osobami kierującymi organizacją państwa7

. Spełniając więc dwojaką rolę: wedle pierwszej, kreują określone poglądy i idee, którym nadają status programu i przekazują je „w dół”, czyli do społeczeństwa, starając się je przekonać do słuszności swych postulatów i zachęcić do wspólnego ich realizowania; a wedle drugiej, gromadzą opinie i postulaty płynące od społeczeństwa („z dołu”) i na ich podstawie budują lub doprecyzowują własny program,

6 Ks. Jan Krucina, Wartości podstawowe wobec Ewangelii, Wrocław 1995, s. 183.

a także przekazują je swoi przywódcom, którzy zasiadają w różnych organach władzy. W zależności od tego, która rola w danej partii jest dominująca mamy do czynienia, albo z partią o charakterze wodzowskim, albo o charakterze demokratycznym8

.

Tak więc partie, podobnie jak i różnego rodzaju związki, są powołane do tego, by reprezentowały interesy różnych kategorii ludzi9

. W demokracji tylko one „(…) mają możność gromadzenia wyborców w grupy i wspólnoty, które byłyby zdolne do politycznego działania, co oznacza udział we władzy i bezpośrednim kształtowaniu dobra wspólnego”10

. Wynika to z faktu, że dzięki wewnętrznemu zorganizowaniu i dyscyplinie potrafią skonsolidować polityków i dać im możliwość szerokiego upublicznienia swoich poglądów; w zależności od poparcia, jakim się cieszą w społeczeństwie dysponują siłą zdolną do skutecznego realizowania swoich postulatów; mogą efektywnie rywalizować z innymi partiami w wyborach do władz państwowych różnego szczebla; w razie konieczności mogą zawiązywać koalicje z innymi ugrupowaniami w celu uzyskania szerszego poparcia dla swoich programów.

To właśnie partie nadają kształt życiu politycznemu państwa, dlatego są one stałym i koniecznym elementem demokracji. Możliwość ich swobodnego zakładania i autonomicznego działania stanowi o jakości demokracji w danym państwie. Jednym z ważniejszych momentów ich obecności i aktywności są wybory.

W ocenie niektórych myślicieli politycznych to, czy mamy do czynienia z demokracją, czy też nie, zależy od wolności wyborów i idącej za tym rotacji tych, którzy dzierżą władzę (m.in. J. Schumpeter)11

. Skłania to ich nawet do tak radykalnego wniosku, że to, co dzieje się pomiędzy wyborami jest dla demokracji czymś drugorzędnym. Z drugiej jednak strony same wybory – jak twierdzi Giovanni Sartori – rozstrzygają nie tyle o tym, jaka będzie linia polityczna, ale kto ją będzie wcielał. Podobnie, wybory nie rozstrzygają punktów spornych, ale to, kto je będzie rozstrzygał12. Wyborcy oddając głos na określonego kandydata czy też partię polityczną mogą to czynić głosując za lub przeciw czemuś. Oznacza to, że nie zawsze głosujemy wybierając program zgodny z własną preferencją, często po prostu wyrażając swój sprzeciw wobec tego, czego nie akceptujemy lub wręcz się boimy.

Jak widzimy jednym z kluczowych problemów demokracji jest kwestia uczestnictwa społeczeństwa w podejmowaniu decyzji o charakterze ogólnopaństwowym. Przypomnijmy, że w starożytnej Grecji, a ściślej w Atenach system rządzenia oparty był na instytucji

8

Patrz: tamże, s. 97.

9 Patrz: Słownik katolickiej nauki społecznej, dz.cyt., s. 127.

10 Ks. Jan Krucina, Wartości podstawowe wobec Ewangelii, dz.cyt., s. 184.

„zgromadzenia”, w której każdy obywatel miał prawo zasiadać. W nim zapadały decyzje o obsadzie najważniejszych urzędów państwowych, a odbywało się to na zasadzie losowania. Każdy obywatel miał zarówno czynne jak i bierne prawo wyboru, co oznaczało, że każdy mógł zostać np. dowódcą wojska. Demokracje poszczególnych państw-miast greckich nie były terytorialnie zbyt rozległe (choć niektóre miasta zaciągały sojusze z innymi, głównie w celach obronnych), więc nie wykształciły w sobie systemu przedstawicielskiego.

Niewiele młodszą demokracją od greckiej była demokracja rzymska. Tu nosiła ona nazwę „republiki”. Prawo wyborcze przysługiwało głównie patrycjuszom lub arystokracji, natomiast plebs był do niej dopuszczany w bardzo ograniczonym stopniu. Początkowo republika rzymska dysponowała terytorium do tego stopnia niewielkim, że nie stwarzało ono obywatelom większej trudności gromadzenia się w jednym miejscu – rzymskim Forum – gdzie debatowano o sprawach publicznych. Jednakże z czasem, przez kolejne aneksje i podboje Republika zyskiwała nowe tereny, obejmując w końcu całą Italię, a także ziemie ościenne. Na znacznej części tych podbitych terytoriów Rzymianie nadawali prawa obywatelskie miejscowym patrycjuszom, co wiązało się z określonymi przywilejami. Nas jednak interesuje tu przede wszystkim kwestia ich reprezentacji we władzy. Dziś może zdumiewać fakt, że Rzymianie wraz z poszerzeniem swego państwa, a co za tym idzie zwiększeniem liczby obywateli mieszkających na bardzo odległych od Rzymu terenach, nie zreformowali instytucji rządzenia. Nadal obowiązywała zasada udziału w zgromadzeniu na rzymskim Forum, gdzie osobiście musieli się stawić obywatele chcący mieć wpływ na politykę państwa. Tu, podobnie jak w Atenach, nie wypracowano systemu przedstawicielskiego, który dawałby możliwość faktycznego udziału we władzy wszystkim obywatelom. Robert A. Dahl, na którego rozważaniach tu się opieramy, podsumowuje swe spostrzeżenia: „Z dzisiejszej perspektywy dziwi brak we wszystkich tamtych systemach przynajmniej trzech podstawowych instytucji politycznych: n a r o d o w e g o p a r l a m e n t u składającego się z w y b r a n y c h p r z e d s t a w i c i e l i oraz w y b i e r a n y c h w l u d o w y c h w y b o r a c h w ł a d z l o k a l n y c h , które podlegałyby rządowi narodowemu. System łączący demokrację na poziomie lokalnym z parlamentem wybranym w powszechnych wyborach wówczas jeszcze nie został wynaleziony”13

.

Wskazane przez Dahla instytucje pojawiły się znacznie później na północy Europy, np. w Anglii, Skandynawii, Szwajcarii i Holandii. Wolni mieszkańcy społeczności lokalnych zbierali się na swych zgromadzeniach, podczas których rozstrzygano o sprawach

12 Patrz: Giovanni Sartori, Teoria demokracji, dz.cyt., s. 142.

bezpośrednio ich dotyczących, a także wybierano przedstawicieli do władz narodowych. W ten sposób instynktownie wręcz ziszczano zasadę „logiki równości wolnych ludzi”, stanowiącą podstawę demokracji, gdzie „rządy wymagają zgody rządzonych”14

.

Bezpośrednim pierwowzorem współczesnych parlamentów przedstawicielskich był parlament średniowiecznej Anglii, którego początki sięgają XIII wieku. Gdy zachodziła taka potrzeba, król wzywał przedstawicieli zgromadzeń lokalnych, by rozstrzygać jakąś ważną dla państwa kwestię. Przedstawiciele ci, zwani prałatami i baronami, byli równocześnie królewskimi wasalami. Działali na podstawie uprawnień nadanych zgromadzeniom przez króla Jana bez Ziemi w Magna Charta Liberatorum z 1215 roku, oraz w Statutum de

tallagium non concedendum z 1295 r. Pod koniec XIII wieku do zgromadzeń przyjęci zostali

przedstawiciele stanów niższych: mieszczan i rycerstwa. W następnym wieku dokonano podziału parlamentu na dwie izby: Izbę Lordów, w której miejsce zarezerwowane było tylko dla prałatów i baronów, oraz Izbę Gmin, w ławach której zasiadali posłowie miast i rycerstwa. Wiek XIV uregulowano także kompetencje parlamentu odnośnie nakładanych podatków, a także jego uprawnienia ustawodawcze i sądownicze.

W toku dalszego rozwoju parlamentu angielskiego doprowadzono do zniesienia dwóch oddzielnie występujących grup, rycerstwa i mieszczan, i stworzenia jednego wspólnie obradującego ciała zwanego commoners – gmin.

W XVII wieku w Anglii doszło też do walki parlamentu z dążącymi do absolutyzmu monarchami. Ostatecznie w rewolucji zwanej Wspaniałą lub też Chwalebną (1688-1689) siły parlamentarne zwyciężyły Jakuba II i doprowadziły do objęcia tronu przez Wilhelma III Orańskiego, który przed koronacją w 1689 roku zaprzysiągł tzw. Bill of Rights, ustawę ograniczającą władzę królewską. Na jej mocy król i parlament stanowili dla siebie władzę kontrolującą. W tym też czasie nastąpiło ugruntowanie się nowoczesnej zasady reprezentacji, wedle której poseł stał się nie tylko przedstawicielem swojego stanu czy okręgu, ale także reprezentantem narodu. Pociągało to za sobą pewną jego niezależność od wyborców, zwłaszcza w sytuacjach, gdy czasem lokalne interesy jego elektoratu musiały ustąpić przed dobrem państwa.

Kolejnym istotnym skokiem jakościowym angielskiego parlamentaryzmu było objęcie w 1716 roku tronu przez dynastię hanowerską. Doszło wówczas do ostatecznego ugruntowania się obecnych już od XVII wieku dwóch stronnictw politycznych: wigów (późniejszych liberałów) i torysów (późniejszych konserwatystów). Rada królewska, zwana także gabinetem, przekształciła się w radę ministrów, na czele której stanął jeden z nich

nazywany premierem. Z biegiem czasu Izba Gmin objęła kontrolę nad gabinetem, co doprowadziło do sytuacji, że o jego składzie decydowało stronnictwo, które aktualnie posiadało większość. Tą drogą doprowadzono do systemu rządów określanych mianem systemu parlamentarno-gabinetowego.

Obecnie parlament angielski składa się z izby wyższej, czyli Izby Lordów, izby niższej, czyli Izby Gmin i Suwerena, którym jest aktualnie panująca rodzina królewska. Izba Gmin wyłaniana jest co pięć lat w wyborach powszechnych w jednomandatowych okręgach wyborczych. Izba Lordów, do której należą parowie świeccy i duchowni potocznie zwani lordami, składa się z: parów dziedzicznych (tylko ci, którzy posiadają tytuł nie niższy niż barona), parów dożywotnich (bez prawa przeniesienia tytułu na potomków), wyższych duchownych, oraz parów prawa (z powołania) – osób mianowanych przez króla na wniosek premiera. Kompetencje Izby Lordów w zasadzie ograniczają się do opiniowania projektów ustaw uchwalanych przez Izbę Gmin, a także sądu najwyższego dla Anglii i Walii, Szkocji oraz Irlandii Północnej, a w sprawach karnych dla Anglii i Walii oraz Irlandii Północnej. Izba Lordów posiada także niewielkie kompetencje ustawodawcze.

To dość obszerne omówienie historii parlamentaryzmu angielskiego było konieczne, by zobaczyć, w jaki sposób rodziła się i kształtowała pierwsza demokracja przedstawicielska. Jej walory doceniali zarówno francuski filozof polityki Monteskiusz, jak i Ojcowie Założyciele Amerykańskiej Republiki, stawiając ją za wzór godny naśladowania. Gwarantuje ona bowiem, że nawet przy bardzo rozległym terytorium państwa, wszyscy jej obywatele mogą współdecydować o sprawach ich dotyczących, bez potrzeby osobistego udziału w zebraniach odbywających się w jednym miejscu, jak to było w przypadku rzymskiego Forum. Ponadto instytucja przedstawicielstwa pozwala obywatelom, za pośrednictwem ich reprezentantów, kontrolować prace parlamentu i w razie wystąpienia nieprawidłowości czy działań sprzecznych z ich oczekiwaniami, zgłaszać swoje zastrzeżenia. Oczywiście, impulsem do sprawnego działania instytucji przedstawicielskiej jest fakt jej kadencyjności, a więc możliwości wymiany swego przedstawiciela w wyborach powszechnych.

Jak twierdzi Robert A. Dahl „(…) wybory przedstawicieli rozwinęły się w średniowieczu, kiedy to monarchowie zdali sobie sprawę, że aby narzucić podatki, powoływać wojska i stanowić prawa, muszą zyskać zgodę szlachty, wyższego duchowieństwa i nielicznych zwyczajnych (nie całkiem zwyczajnych) mieszkańców dużych miast”15

. Nie znaczy to, że idea ta od razu przyjęła się we wszystkich krajach i w równym stopniu. Jeszcze przez kilka wieków suwerenne miasta (gdzie przedstawicielstwo nie było

potrzebne) z trudem przyjmowały na siebie zobowiązania związane z dobrem całego państwa. Właściwie dopiero potrzeba bezpieczeństwa, którą państwo zapewniało w znacznie większym stopniu niż mogły to sobie same zagwarantować, zmusiła je do politycznej lojalności. To oczywiście wiązało się z wystawieniem swego reprezentanta na forum państwowym. W sposób bardzo jasny i dobitny wyraził to John Stuart Mill zamykając swe rozważania w stwierdzeniu, że: „(…) jedynym rządem mogącym zadośćuczynić wszystkim wymaganiom stanu społecznego jest rząd, w którym cały lud ma udział; że wszelki udział w sprawowaniu choćby najpodrzędniejszych obowiązków publicznych bardzo jest pożyteczny; że udział ten wszędzie powinien być tak wielki, na jaki tylko zezwala stopień cywilizacji ogółu społeczeństwa i że wreszcie ostatecznym celem społeczeństwa powinien być udział wszystkich we władzy najwyższej. Ponieważ jednak w społeczeństwie przechodzącym rozmiarami swymi granice małego miasteczka, każdy osobiście w nader małej tylko cząsteczce może uczestniczyć w sprawach publicznych, więc ideałem doskonałego rządu może być tylko rząd reprezentatywny”16

.

Warto tu jeszcze przytoczyć wyliczone przez Roberta A. Dahl wady demokracji bezpośredniej: „Możliwość uczestniczenia gwałtownie maleje wraz ze wzrostem liczby obywateli. Chociaż wielu obywateli może uczestniczyć, słuchając mówców, maksymalna liczba uczestników, którzy mogą się wypowiedzieć w trakcie jednego zebrania, jest bardzo mała – prawdopodobnie mniej niż sto. W gruncie rzeczy owi w pełni uczestniczący obywatele stają się przedstawicielami pozostałych. Nie dotyczy to głosowania. (…) A zatem nawet w organizmie kierowanym przez demokrację bezpośrednią istnieje de facto rodzaj przedstawicielstwa. Nic nie gwarantuje, że w pełni uczestniczący członkowie są przedstawicielami pozostałych. Aby posiadać rzeczywisty system wyboru przedstawicieli, obywatele mogą słusznie chcieć ich wybierać w wolnych i uczciwych wyborach”17

. A na często obecnie podnoszony argument, że sprzymierzeńcem idei demokracji bezpośredniej jest postęp komunikacji elektronicznej, Dahl odpowiada, iż może on rzeczywiście usprawnić samą procedurę oddania głosu podczas wyborów czy referendum, jednak pomimo popularności forów dyskusyjnych, nie gwarantują one ich merytorycznego poziomu, jak również w niewielkim stopniu sprzyjają rzeczywistemu zaangażowaniu się obywateli w rozwiązanie konkretnego problemu.

Ale Dahl widzi także w demokracji przedstawicielskiej ciemną stronę. Głownie związana ona jest z tym, że „(…) w systemie przedstawicielskim obywatele często przekazują

16 John Stuart Mill, O rządzie reprezentatywnym. Poddaństwo kobiet, Społeczny Instytutu Wydawniczy ZNAK, Kraków, Fundacja im. Stefana Batorego, Warszawa, 1995, s. 86.

wielką i niekontrolowaną władzę podejmowania decyzji o podstawowym znaczeniu. Przekazują władzę nie tylko swoim przedstawicielom, ale, w sposób bardziej pośredni i nieklarowny przekazują władzę administratorom, biurokratom, urzędnikom, sędziom, a nawet organizacjom międzynarodowym. Z instytucjami poliarchicznej demokracji, która pomaga obywatelom wpływać na postępowanie i decyzje ich rządu, związany jest proces niedemokratyczny, u k ł a d y m i ę d z y p o l i t y c z n y m i i b i u r o k r a t y c z n y m i e l i t a m i ”18. A przecież nie ulega wątpliwości, że przeciętny obywatel w zderzeniu z instytucją o proweniencji polityczno-biurokratycznej skazany jest na przegraną. I jedyne, co mu pozostanie, to głos dezaprobaty dla „swojego” przedstawiciela przy następnych wyborach. Tenże autor twierdzi także, że „najprawdopodobniej żadne inne instytucje polityczne nie kształtują politycznego krajobrazu danego kraju bardziej niż ordynacja wyborcza i system partyjny”19. Rzeczywiście, nic w demokratycznym kraju nie wzbudza takiego zainteresowania i tylu emocji, a także niczemu innemu nie poświęca się tyle czasu i energii, jak właśnie wyborom i uczestniczącym w nich partiom politycznym. Wielu mniej zainteresowanych politycznie obywateli swoją orientację bieżącymi sprawami społecznymi zyskuje dopiero wówczas, gdy biernie lub czynnie zostają włączeni w nurt kampanii wyborczej, trudnej, dzięki swojej wszechobecności, do zignorowania.

Zacznijmy od instytucji wyborów. W demokratycznym państwie całokształt procedur i instytucji związanych z organizacją i przebiegiem wyborów określa ustawa zwana „ordynacją wyborczą”20

. Zawiera ona m.in. regulacje dotyczące podziału na okręgi wyborcze, sposób przyznawania mandatów w stosunku do liczby oddanych głosów, sam tryb głosowania oraz system liczenia głosów. Oczywiście, nie ma jednej, wspólnej dla wszystkich demokracji ordynacji wyborczej. Trudno też byłoby znaleźć taką ordynację, którą można by uznać za wzorcową. To, wedle jakich zasad będą przeprowadzane wybory uwarunkowane jest wieloma zmiennymi, często wynikającymi z kultury danego kraju, tradycji, geografii, a także bieżącej konfiguracji partyjnej. Nie będziemy tu szczegółowo analizować różnych ordynacji wyborczych, ograniczymy się jedynie do zarysowania dwóch jej zasadniczych wariantów: ordynacji proporcjonalnej i większościowej21.

System wyborczy działający w demokracji musi wyłonić taką grupę parlamentarzystów czy samorządowców, która, po pierwsze, będzie reprezentatywna dla

17 Robert A. Dahl, O demokracji, dz.cyt., s. 201.

18

Tamże, s. 207.

19 Tamże, s. 121.

20 Patrz: Maciej Roman Bombicki, Encyklopedia Actus Purus. Prawo i ekonomia. Leksykon prawniczy, Polsko-Europejskie Towarzystwo Finansowe „Pol-Euro-Business” S.A., Warszawa, brak roku wydania, s. 177.

zróżnicowanego (pluralistycznego) społeczeństwa, po drugie, będzie sprawnie działała i podejmowała decyzje, po trzecie, reprezentując większość uszanuje prawa mniejszości.

Istotą większościowego systemu wyborczego jest to, że wyborca głosuje na konkretne osoby, a nie na listy partyjne, co charakteryzuje system proporcjonalny. A zatem mandat otrzymuje ten kandydat, który otrzymał największą ilość głosów. I to on będzie reprezentował okręg w parlamencie czy samorządzie.

System większościowy może mieć jednak kilka wariantów. Pierwszy opiera się na zasadzie większości względnej. Jest on najbardziej znany i szeroko stosowany w demokracjach. Opiera się na połączeniu formuły większościowej z jednomandatowymi okręgami wyborczymi (jest ich tyle, ile miejsc w parlamencie czy samorządzie), gdzie mandat otrzymuje ten, kto uzyskał najlepszy wynik. Obowiązuje tu więc reguła, że zwycięzca bierze wszystko, a przegrani odchodzą z niczym.

Ta ordynacja umożliwia osiągnięcie dobrego wyniku wyborczego partiom silnym, dobrze zorganizowanym, które są zdolne do prowadzenia swej kampanii w taki sposób, by wygrać choćby minimalną większością głosów, wystawiając swoich kandydatów w jak największej ilości okręgów. Sprawą bez większego znaczenia jest tu ogólna (bezwzględna) liczba otrzymanych głosów, która może być nawet mniejsza od partii konkurencyjnej, ale ważne jest właśnie to, by wygrać w jak największej ilości okręgów. Aby zrozumieć ten mechanizm zilustrujmy go przykładem. W trzech okręgach liczących każdy po stu wyborców konkurują ze sobą dwie partie: X i Y. W pierwszym i drugim okręgu wygrała partia X uzyskując po 51 głosów, natomiast w trzecim wygrała partia Y uzyskując 90 głosów. A zatem partia X w sumie zdobyła 112 głosów, a partia Y tych głosów ma aż 182. Pomimo ogólnie lepszego wyniku, jaki uzyskała partia Y może ona wprowadzić do parlamentu tylko jednego reprezentanta, natomiast partia X ciesząca się bezwzględnie słabszym poparciem, może ich mieć aż 2. Oczywiście, pozostaje pytanie, czy ten wynik wyborów osiągnięty dzięki takiemu systemowi wyłaniania reprezentantów do parlamentu czy samorządu pozwoli społeczeństwu czuć się faktycznie (bezwzględnie) reprezentowanym? Pozostawmy na razie to pytanie bez odpowiedzi, a wrócimy do niego po omówieniu wszystkich ordynacji.

Maurice Duverger, francuski politolog, badając systemy wyborcze w latach 50 i 60 XX wieku zaobserwował, że metoda względnej większości prowadzi do systemu dwupartyjnego, w którym owe dominujące dwie partie okresowo wymieniają się

21 Patrz: Bartłomiej Michalak, Większościowy czy proporcjonalny? Spór o kształt systemu wyborczego [W:] „Dialogi Polityczne” Nr 3-4, lipiec 2004, s. 107 nn.

pierwszeństwem (tzw. Prawo Duvergera)22

. Jednym z elementów decydujących o takim właśnie układzie partyjnym jest przekonanie wyborców, że skoro w wyborach partie zajmujące zazwyczaj trzecie, czwarte i dalsze miejsca nie mają większych szans otrzymanie mandatu do parlamentu, to nie ma sensu na nie głosować.

Prawo Duvergera zostało w jakimś stopniu podważone przez innych badaczy problemu, a także nie znalazło pełnego potwierdzenia w faktach. Jako przykład podaje się Austrię i Niemcy, gdzie przecież obowiązuje ordynacja proporcjonalna, a na scenie politycznej poważnie liczą się tylko trzy partie. Niezależnie jednak od tych wyjątków, system