• Nie Znaleziono Wyników

Sprowadzenie do Polski

W dokumencie Szkice historyczne. T. 2 (Stron 131-135)

Wielu z dzisiejszych mieszkańców Lwowa nie wiń już wcale, że ów gmach dawnej akademii na przedmieściu kra- kowskiem, który obecnie ku nowemu przeznaczeniu dźwiga się z gruzów, był niegdyś klasztorem i kościołem Trynita- rzów. Jeszcze trudniej usłyszeć, kiedy i w jaki sposób po­ wstał ten zakład duchowny. Wszystkie dotychczasowe historye i kroniki miasta Lwowa albo o tćm nie mówią, albo tylko nawiasowóm zbywają nas napomknieniem. Co zaś do skut­ ków zbawiennych, jakie fundacya Trynitarzy miała w co- dziennem życiu miasta i kraju, temu nigdzie najmniejszćj nie poświęcono wzmianki. *) A przecież nie ma piędzi ziemi w obrębie Lwowa, którego historya i przeznaczenie odpo­ wiadałyby tak ściśle charakterowi dawnych dziejów całego miasta, czyniłyby w takim stopniu zadość zwyczajnym po­ trzebom jego przeszłości, jak szczupła przestrzeń, miesz­ cząca niegdyś przybytek tych zacnych bosych mnichów w bia­ łym habicie, z czerwono-niebieskim krzyżem na piersiach, z ręką po jałmużnę na okup niewolników wyciągniętą.

Ze zmianą czasów zmienia się także charakter krajów

*) Mówię tu jedynie o zapomnieniu Trynitarzów w opisach historyi miasta Lwowa. Gdzieindziej, o Trynitarzach w ogólności, wspomniono już niejednokrotnie. Należy tu wymienić osobliwie piękny artykuł K r a ­

s z e w s k i e g o w drugim tomie „Okruszyn,“ pod napisem „Wspomnienia księży Trynitarzów.“ Nie znałem go, pisząc opowiadanie ninojsze.

124 DZIEŁA KAROLA SZAJNOCHY.

i miast. Dawniój słynął Lwów najbardziej ze swego poło­ żenia w sąsiedztwie pogan. Blizkość Tatarów w Krymie, Turków w Chocimiu i Kamieńcu, częste najazdy tamtych a wojny z tymi, pozwalały naszemu miastu zasłużyć sobie na miano „przedmurza Polski, warowni chrześcijaństwa.“ Smutną tę sławę opłacał wszystek kraj przyległy mnogiemi klęskami i ofiarami. Jedną z najpospolitszych była niewola w ręku Ordy lub Turka. Zasilana ciągłemi zagonami po­ gaństwa, sprawiała ona tyle straty w ludności, co mór nie­ ustający. Jak łatwo pojąć, gnębił jasyr osobliwie niższe klasy narodu. Możni panowie siedzieli bezpiecznie w swoich zamkach łub dobrach odleglejszych, a popadłszy przypad­ kowo w niewolę, miewali okup nietrudny. Ubogi szlachcic, włościanin, rodzina kmieca, szły zwyczajnie na całe życie w kajdany. Nastręczające się przeciw temu środki zarad­ cze, jak np. zbrojne odbicie niewolnika w pół drogi, wy­ miana za jeńców nieprzyjacielskich, zdarzały się nazbyt rzadko. Potrzeba było ciąglejszćj, codzienniejszćj pomocy. Napróżno przez długie lata oczekiwano jćj w postaci szeregu twierdz, zamykających raz na zawsze granicę napadom wschodnim. Doczekano się jćj nareszcie w osobie zakonni­ ków św. Trójcy, przeznaczonych swoją ustawą do wykupy­ wania więźniów z niewoli pogan.

Nastali Trynitarze pod koniec XII wieku w Hiszpanii, przygniecionej wówczas jarzmem Arabów. Założycielami za­ konu byli śś. Jan de Matta i Feliks Walezy, w szczególnej zawsze zostający u niego czci. Według pierwotnćj reguły, zatwierdzonćj w roku 1198 przez papieża Innocentego III, miały dwie trzecie części majątku zakonnego iść zawsze na utrzymanie braci, cała zaś reszta na wykupno niewolników chrześcijańskich. Oswobodzenie się półwyspu Pyrenejskiego zpod jarzma Maurów, ograniczyło działanie Trynitarzy na wybrzeża maurytańskićj Afryki. Dalsze czasy wywołały re­ formę w łonie zakonu, skutkiem którćj Trynitarze podzielili się w drugićj połowie XVI stulecia, na braci reformowa­ nych czyli trzewikowych i braci surowszćj obserwancyi czyli bosych. Jak prawie wszystkie zakony, tak też i ci ostatni, mieli w Rzymie swój klasztor w owym czasie, gdy po gło- śnćj odsieczy Wiednia przez Jana Sobieskiego, przybyło tam

SZKICE HISTORYCZKĘ. 125

pod koniec roku 1683 poselstwo polskie, składające u nóg papieża Innocentego XI, świeżo zdobytą chorągiew Maho­ meta.

Nie tu miejsce opisywać solenne przyjęcie tego daru. Oprócz ustanowienia nowćj na pamiątkę zwycięztwa wiedeń­ skiego uroczystości N. Panny, oprócz wzniesionego królowi posągu na placu rzymskim, przesłania mu przez papieża ty­ tułu „Obrońcy wiary chrześcijańskiej“ i oręża poświęcanego, upamiętniło się ówczesne poselstwo polskie sprowadzeniem 0 0 . Trynitarzy do kraju.

Byłto już drugi nowy zakon, który królowi Janowi III za­ wdzięczał swe rozkrzewienie się w Polsce. Po zwycięztwie pod Chocimem przywołał Sobieski Kapucynów nad W isłę, i za­ łożywszy już poprzednio kilka różnych klasztorów, jak m ia­ nowicie Karmelitów bosych i 0 0 . Bonifratrów we Lwowie, Dominikanek w Żółkwi, zbudował wspaniały przybytek ka­ pucyński w Warszawie. Teraz jużto dla okazania pobożnćj za nowe błogosławieństwo niebios wdzięczności, jużto dla przyjścia w pomoc nadmienionym potrzebom pro wincyi wschod­ nich, postanowił Jan III wezwać do Polski zakon, trudniący się wykupywaniem jeńców'. Główny wykonawca woli królew­ skiej, przewodnik poselstwa z chorągwią Mahometa, młody opat mogilski Denhoff, wkrótce potóm godnością kardynała zaszczycony, wybrał ku temu bosych Trynitarzy hiszpań­ skich.

W ich to klasztorze „u czterech źródeł“ przed miastem, zatrzymał się poseł polski przez dni kilka przy swoim wjeździe do Rzymu, i poznawszy tam regułę i obyczaje klasz­ torne, dał im pierwszeństwo przed innymi tegoż samego powołania zakonnikami. Król Jan pochwalił pisemnie wy­ bór Denhoffa. 0 0 . Trynitarze przyjęli z radością uwiado­ mienie o nowootwierającej się im ojczyźnie. Na list posła polskiego do generała zakonu w Hiszpanii, przybyło ztam- tąd dwóch braci duchownych, przeznaczonych do rozkrze- wiania nowćj reguły w Polsce.

Przed ich wyjazdem do kraju, ułożył im opat mogil­ ski szeroką informacyę, jak się należy zachować w Polsce, ahy i umysły krajowców pozyskać zakonowi, i surowćj jego obserwancyi nie podać przez to w niebezpieczeństwo.

Zacho-126 DZIEŁA KAROLA SZAJNOCHY.

dziła w tćj mierze potrzeba wielkiej baczności. Gdyż, jak owa informacya opiewa, nie było kraju niefortunni ejszego dla rygoru obyczajów zakonnych nad ów, dokąd udawali się teraz bracia hiszpańscy. „Polska“—mówi Denhoff—J a k mo­ rze! Piękne ono na oko i powabne, i do żeglowania zachę­ cające; lecz biada ludziom zakonnym, którzy mu zbyt do­ wierzają. W pół drogi uwiężą ich mielizny, na których kto wprzódy utkwił, oby przynajmnićj nauczył przykładem swoim następnych, jak zaraz u wstępu nadać pomyślniejszy obrót sterowi.“

Ciekawre tćż przepisy czytamy w dalszym ciągu. Mię­ dzy innemi zaleca doradzca polski, nie osiadać klasztornie na wsi ani w miasteczku, jako w miejscach przystępniejszych zwolnieniu ścisłćj reguły, lecz w wielkiem mieście. Wszelkie uczęszczanie na biesiady w domach szlacheckich, wszelkie niekoniecznie potrzebne komunikacye z osobami świeckiemi, acz religijną ubarwione intencyą, powinno być jak najsuro­ wiej wzbronione. Polaków' można wrcześnićj przyjmować do zakonu, lecz od czasu do czasu wypadnie przyzwać nowych braci hiszpańskich ku pomocy. „W ogólności“ — kończy in- strukcya—„tern błogosławieńszy owoc wyda młoda drzewina, im obficićj rodzime soki hiszpańskie zasilą polski jćj ko­ rzeń.“

Z takiemi przestrogami, z listem papieża Innocentego XI-go do króla, z wielą rekomendacyjnych pism od kardyna­ łów i Denhofla, wybrali się osadnicy pobożni, 0 0 . Jan a &

Antonio, Franciszek a Conceptione i Jan a S. Francisco,

w miesiącu marcu r. 1685 w drogę do Polski. Dnia 22 maja stanęło całe grono w Warszawie. Łaskawe przyjęcie u króla, u biskupów i panów polskich, przyniosło im wkrótce tyle jałmużny, ile było potrzeba do obmyślenia sobie klasztoru. Zwłaszcza biskupowie polscy okazali się hojnymi dla przyby­ szów zakonnych. Pisemne asygnacye nuncyusza i trzech bis­ kupów, zapewniły im na lat kilkanaście 2,500 złp. stałego rok w' rok dochodu. Nie wahając się długo w wyborze miejsca zgodzono się powszechnie na założenie pierwszćj osady na Rusi, wre Lwowie, w obliczu pogan, u których czcigodni Oj - cowie pełnić mieli swoje dzieło pobożne.

SZKICE HISTORYCZNE. 127

1685, przybyli wszyscy trzej z pieniędzmi i listami peleca- jącemi do ówczesnój stolicy Kusi. Przywieźli ich tam w try ­ umfie dwaj pierwsi dygnitarze krajowi, hetman w. k. i wo­ jewoda ruski Stanisław Jabłonowski i kasztelan krakowski Andrzej Potocki. Przyjęli ich zaś w tymczasową gościnę 0 0 . Teatyni, w swoim klasztorze na przedmieściu brodzkiem, gdzie

dziś koszary artyleryi.

II.

W dokumencie Szkice historyczne. T. 2 (Stron 131-135)