Kilka lat temu odwo¿¹c ojca do jego mieszkania, dojecha³em do skrzy¿owania ze wiat³ami; pali³o siê czerwone. Ojciec rzek³ tylko: Jed przed siebie.
Co mia³ na myli? Wtedy nie przysz³o mi do g³owy, ¿e chcia³ powiedzieæ: Nie zatrzymuj siê, grzej mia³o. Zrozumia³em natomiast, ¿e jego s³owa maj¹ nastêpu-j¹ce znaczenie: Jak tylko zapali siê zielone, jed prosto; nie skrêcaj ani w prawo, ani w lewo. Jak doszed³em do takiego wniosku? Wiele osób wyt³umaczy³oby to w ten sposób, ¿e odrzuci³em proste, dos³owne znaczenie i zast¹pi³em je znacze-niem, które odpowiada³o mojemu pojmowaniu intencji ojca.
Mój tok rozumowania by³ nastêpuj¹cy: ojciec nie móg³ mieæ na myli tego, co powiedzia³ nie móg³ wydaæ mi polecenia, które oznacza³oby z³amanie prawa wiêc szybko (i bez specjalnego zastanowienia) wybra³em znaczenie, które mia³o wiêcej sensu. Taki wywód jest zgodny z rozró¿nieniem (typowym dla tradycyjnej filozofii jêzyka) pomiêdzy znaczeniem zdania i znaczeniem, które ma na myli mówi¹cy; pomiêdzy znaczeniem, jakie wypowied ma ze wzglêdu na zestaw two-rz¹cych j¹ jednostek leksykalnych i struktur sk³adniowych, a znaczeniem, które mówi¹cy sobie zamierzy³, ale którego nie osi¹gn¹³. W³anie dlatego, ¿e te dwa znaczenia siê od siebie ró¿ni¹ (tak przynajmniej zwykle siê twierdzi), mo¿na je rozdzieliæ, a skoro jest to mo¿liwe, mo¿na te¿ dojæ do wniosku (jak to widaæ na powy¿szym przyk³adzie), ¿e mój ojciec powiedzia³ X, choæ mia³ na myli Y; jego s³owa, pojmowane dos³ownie, wyra¿a³y jedno, choæ zamierza³ powiedzieæ co in-nego. Moj¹ reakcjê mo¿na opisaæ zatem w kategoriach dokonanego wyboru: za-trzymuj¹c siê i czekaj¹c na zielone wiat³o, zdecydowa³em siê post¹piæ zgodnie z zamierzonym znaczeniem ojca jego intencj¹ a nie z dos³ownym znaczeniem zdania, które wypowiedzia³. Powtórzmy: taki wybór jest nam dany, poniewa¿ mo¿-na rozró¿niæ dwa opisane wczeniej zmo¿-naczenia.
Jestem przekonany, ¿e sêdzia Antonin Scalia uzna³by taki opis mojego rozumo-wania za jak najbardziej prawid³owy, choæ chcia³bym podkreliæ, ¿e przytaczam tu nie w³asne pogl¹dy, a tylko opis, pod którym mogliby siê podpisaæ niektórzy filozo-fowie. Z drugiej strony rêczê, ¿e Scalia wszelkimi si³ami broni³by siê przed zasto-sowaniem takiego wywodu do sfery interpretacji prawnej. Albowiem, jak sam twier-dzi w ksi¹¿ce A Matter of Interpretation [Kwestia interpretacji], w naszym kraju mamy rz¹dy prawa spisanych przepisów prawnych a nie ludzi; w zwi¹zku z tym orzekanie znaczenia prawa na podstawie intencji ustawodawcy, a nie na
108
podstawie tego, co opublikowano w przepisach1 by³oby niczym innym, jak naru-szeniem zasad demokracji. Wszak przedmiotem naszych dociekañ jest to, co zo-sta³o wypowiedziane [said], a nie przywiecaj¹ca wypowiedzi intencja [what is intended]2. Ludzie mog¹ mieæ ro¿norakie intencje, ale dla nas wi¹¿¹ce s¹ tylko ustanowione przez nich prawa3. Dla Scalii liczy siê nie tylko kwestia zasad demokracji, ale tak¿e zapewnienia stabilnoci i przewidywalnoci prawa, albowiem s³owa s¹ zapisane i mo¿na zawsze siê do nich odwo³aæ, czego nie da siê powiedzieæ o intencjach. W³anie dlatego intencje stanowi¹ niedostateczne ograniczenie swo-body sêdziów, którzy mogliby pokusiæ siê o zmianê znaczenia [rewrite] prawa pod pozorem jego interpretacji.
Konkretna groba [przyjêcia intencji za przedmiot interpretacji] polega na tym, ¿e z mniejsz¹ lub wiêksz¹ premedytacj¹ odwo³uj¹c siê do niewyra¿onych inten-cji ustawodawcy ( ) sêdziowie bêd¹ chcieli kierowaæ siê w orzekaniu swoimi w³asnymi celami i pragnieniami ( ). Jeli ma siê podj¹æ decyzjê nie na podsta-wie tego, co mówi zapis ustawy, ale na podstapodsta-wie tego, jakie by³o jego zamie-rzone znaczenie, ( ) najsensowniejszym sposobem rozwi¹zania kwestii inten-cji takiego zapisu jest postawienie sobie pytania: jakie intencje przywieca³yby osobie rozs¹dnej i inteligentnej. W ten sposób niechybnie dochodzimy do wnio-sku, ¿e znaczenie prawa jest takie, jakie byæ powinno naszym zdaniem ( ).4
Tak wiêc choæ Scalia móg³by uznaæ, ¿e mia³em racjê wybieraj¹c intencjê moje-go ojca, a nie dos³owne znaczenie jemoje-go s³ów (to Scalia tak opisa³by ca³¹ sytuacjê, a nie ja), uzna³by, ¿e nie mam racji dokonuj¹c podobnego wyboru, gdybym by³ sêdzi¹, który musi wybraæ pomiêdzy tym, co stanowi prawo (rozumiane dos³ow-nie), a opisem intencji (stworzonym na podstawie nie wiadomo czego) tych, którzy je ustanawiali.
W rozumowaniu Scalii i innych zdeklarowanych tekstualistów ca³a kwestia zawsze sprowadza siê do tego samego do wyboru miêdzy czym dostêpnym i namacalnym (tekstem i wbudowanym w niego sensem), a czym nieobecnym i opartym wy³¹cznie na przypuszczeniach [speculative] (intencj¹ autora); a jeli kwestiê stawia siê w ten sposób, decyzja Scalii nosi wszelkie znamiona rozs¹dnej i uzasadnionej. Ale czy rzeczywicie postawienie nas przed takim wyborem jest czym oczywistym? S¹dzê, ¿e nie, mimo ¿e na pierwszy rzut oka trudno temu wyborowi co zarzuciæ. Przede wszystkim jednak ¿eby mo¿na by³o mówiæ o doko-nywaniu jakiegokolwiek wyboru, musimy mieæ do czynienia z dwoma ró¿nymi bytami [entities]. W przypadku tego konkretnego wyboru, potrzebne nam jest zna-czenie tekstu znazna-czenie, jakie zdanie posiada jako swoj¹ w³aciwoæ którego moglibymy siê trzymaæ, lub od którego moglibymy odejæ. Tylko wtedy mo¿na by podj¹æ decyzjê o wyborze znaczenia tekstu albo je odrzuciæ na rzecz innego znaczenia. W takim razie jakie znaczenie tekstu odrzuci³em, kiedy zrozumia³em, ¿e mój ojciec mówi: Jak wiat³o zmieni siê na zielone, jed prosto, a nie skrêcaj?
Tekstualista odrzek³by, ¿e odrzuci³em dos³owne znaczenie jed przed siebie, a wiêc znaczenie, które pojawia siê, gdy dokonamy analizy gramatycznej wypo-wiedzianych s³ów: trybu rozkazuj¹cego jed i okolicznika sposobu przed sie-bie. Jednak gdybym zrozumia³ s³owa ojca w taki w³anie sposób, to nie dlatego ¿e us³ysza³bym je bez zwi¹zku z jak¹kolwiek intencj¹ towarzysz¹c¹ jego wypowie-dzi, ale dlatego ¿e odebra³bym je jako wyraz intencji odmiennej od tej, która kaza³a mi zrozumieæ je jako polecenie, bym jecha³ prosto, a nie skrêca³. Pytanie brzmi zatem, z którym z dwóch (choæ mo¿e byæ ich znacznie wiêcej) wy¿ej wspomnia-nych zamiarów ojciec zwróci³ siê do mnie takimi s³owami? Odpowiedzi na to pyta-nie pyta-nie udziel¹ s³owa same w sobie, popyta-niewa¿ gdyby mia³y tak¹ zdolnoæ, pyta-nie trze-ba by w ogóle stawiaæ pytania i problem interpretacji sam by siê rozwi¹za³. Intencji nie da siê oddzieliæ od znaczenia, ani te¿ uznaæ, ¿e jest z nim sprzeczna. Nie mamy do czynienia z wyborem pomiêdzy tym, co mój ojciec powiedzia³, a tym, co chcia³ powiedzieæ, ale pomiêdzy dwoma ró¿nymi okreleniami tego, co chcia³ powiedzieæ. Czy zamierza³ (by³o jego intencj¹) przekazaæ wskazówki synowi, który bez reszty zaprz¹tniêty akademickimi sprawami móg³ zapomnieæ, którêdy jechaæ, czy te¿ mo¿e chcia³ (by³o jego intencj¹), by syn z³ama³ przepisy, byæ mo¿e ze wzglêdu na pilne spotkanie, na które by³ umówiony, albo móg³ poczuæ gwa³towny ból w klatce pier-siowej, albo po prostu robienie na przekór w³adzom i zwi¹zane z tym ryzyko spra-wia³o mu satysfakcjê?
No tak, powie na to tekstualista, ale jedna z tych intencji jest zakodowana w samym jêzyku, stanowi zatem intencjê zdeterminowan¹ przez tekst dopiero na jej podstawie mo¿na mówiæ o szczególnyh okolicznociach, a jeli one nie zaistnia-³y, Jed przed siebie znaczy tyle, co s³owa: jed przed siebie. Niezupe³nie. Za³ó¿-my, ¿e wypowied mojego ojca pada w toku rozmowy, w trakcie której zadajê mu pytanie: Gdyby spieszy³ siê na wa¿ne spotkanie, albo le siê poczu³, albo gdyby mia³ miejsce jaki inny powa¿ny wypadek, powiedzia³by mi: <Zatrzymaj siê na czerwonym wietle>, czy raczej: <Jed przed siebie>? Gdyby wtedy ojciec od-rzek³: Jed przed siebie, zrozumia³bym, ¿e nie jest to polecenie i nie ka¿e mi ³amaæ przepisów, lecz chodzi³oby mu o to, ¿e tak w³anie powinienem post¹piæ w jednej z opisanych przeze mnie sytuacji. Nie odebra³bym wówczas jego s³ów jako trybu rozkazuj¹cego, ale jako odpowied na moje pytanie i by³oby to dla mnie oczywiste od razu, a nie dopiero po uprzednim przeanalizowaniu dos³ownego zna-czenia. Same w sobie s³owa Jed przed siebie nie maj¹ ¿adnego z góry okrelone-go znaczenia, czy to zwi¹zaneokrelone-go z trybem rozkazuj¹cym, czy z czymkolwiek in-nym. Nabieraj¹ znaczenia dopiero, kiedy odbieramy je przez pryzmat intencji; znaczenie ulegnie jednak zmianie, jeli przypiszemy im inn¹ intencjê.
Tekstualici mog¹ jednak dalej obstawaæ przy swoim. Powiedz¹, ¿e w mojej hipotetycznej sytuacji znaczenie zdania Jed przed siebie jest zdeterminowane przez kontekst s³owny przez pytanie, które ojcu zada³em. A kontekst to nic inne-go, jak tylko wiêkszy fragment tekstu, wiêc czy to, jak zrozumia³em odpowied
110
ojca, nie jest mimo wszystko zdeterminowane przez sam tekst? Czy¿ w ostatecz-nym rozrachunku to nie tekst okrela znaczenie? Spróbujmy jednak rozbudowaæ moj¹ hipotetyczn¹ sytuacjê: mog³em siê w koñcu myliæ, s¹dz¹c, ¿e ojciec odpowia-da na moje ogólne pytanie; mo¿e rzeczywicie poczu³ nag³y ból w chwili, kiedy je zadawa³em i kaza³ mi jechaæ przed siebie (mog³em naraziæ go na niebezpieczeñ-stwo, le zrozumiawszy jego wypowied). Móg³ te¿ byæ pogr¹¿ony w zadumie, w ogóle mnie nie s³uchaj¹c i w³anie w tej chwili oprzytomnia³, po czym chcia³ mi przypomnieæ, ¿e droga do jego domu wiedzie na wprost, a nie w lewo, czy w prawo. Nie zmienia to mojego stanowiska: tekst jako taki, bez wzglêdu na d³ugoæ lub z³o¿onoæ, nigdy nie okrela znaczenia; z kolei intencja - przyjêta jako za³o¿enie, odkryta, czy te¿ ujawniona zawsze mo¿e zmieniæ znaczenie, które do tej pory nie budzi³o zastrze¿eñ. I to nie dlatego, ¿e to, co zosta³o powiedziane, uznalimy za mniej istotne od tego, co by³o intencj¹ mówi¹cego, ale dlatego ¿e dotychczasowy sposób rozumienia intencji zosta³ zast¹piony innym.
A gdyby intencja w ogóle nie wchodzi³a w rachubê? W takim przypadku nie doæ, ¿e nie by³oby mowy o znaczeniu, to nawet nie by³oby powodu, ¿eby siê go doszukiwaæ. Mianowicie gdybym by³ przekonany, ¿e za tym, co s³yszê albo na co patrzê, nie stoi jakakolwiek intencja, nie móg³bym tego uznaæ za jêzyk, tylko za zestaw przypadkowych znaków (co w rodzaju pozbawionego sensu ci¹gu liter [garbage], jaki wystukujemy na klawiaturze komputera, by sprawdziæ, czy od-powiada nam dana czcionka), za zwyk³y ha³as towarzysz¹cy np. odchrz¹kiwaniu. Z kolei na tej samej zasadzie, dwiêki wydawane przez mojego ojca mia³y dla mnie znaczenie (tj. us³ysza³em je jako s³owa), dlatego ¿e odebra³em je jako wypowied istoty zdolnej do nadawania sensu swojemu dzia³aniu, zdolnej do przekazywania swoich intencji i w³anie w tej chwili zgodnie z tymi zdolnociami postêpuj¹cej. Musia³em tylko ustaliæ, jak¹ konkretnie intencj¹ akurat siê kierowa³ (czy chodzi³o mu o X, czy mia³ na myli Y?); nie mia³em natomiast ¿adnej mo¿liwoci ustalenia ani nawet domniemania, co znacz¹ jego s³owa w oderwaniu od intencji jego wypo-wiedzi. W momencie, w którym staram siê zrozumieæ same s³owa, w momencie, kiedy s³yszê je jako s³owa i traktujê jako wypowied jêzykow¹, zak³adam istnienie przywiecaj¹cego im zamiaru by daæ mi wskazówkê co do kierunku; by przeka-zaæ polecenie; ponagliæ; sk³oniæ do z³amania prawa. Dopiero w wietle tego zamia-ru dwiêki staj¹ siê s³owami i nabieraj¹ znaczenia. S³owa same w sobie, pozbawio-ne o¿ywiaj¹cej je intencji, nie maj¹ mocy, ani semantyczpozbawio-nego kszta³tu; nie s¹ jeszcze jêzykiem. Kiedy kto powiada nam (jak to maj¹ w zwyczaju tekstualici), ¿e jest w stanie zrozumieæ s³owa w oderwaniu od intencji, po czym zadowolny z siebie przystêpuje do interpretacji tekstu, to tak naprawdê bazuje ju¿ na intencji, któr¹ bezwiednie za³o¿y³. Ci¹g liter i spacji w rodzaju Jed przed siebie nie posiada naturalnego, dos³ownego, ani oczywistego znaczenia; posiada jedynie znaczenia (a jest ich nieskoñczona iloæ), które jawi¹ siê nam w wyniku za³o¿enia ró¿nych intencji. Scalia pisze z aprobat¹ o s³owach sêdziego Jacksona, który mia³ owiad-czyæ: Nie wnikamy w to, co mia³ na myli ustawodawca; chcemy natomiast
wie-dzieæ, co oznacza przepis prawny5. W moim przekonaniu, jeli kogo nie intere-suje intencja, nie jest te¿ zainteresowany znaczeniem. I nie chodzi o to, ¿e jak to kiedy mówi³o siê o mi³oci i ma³¿eñstwie jedno idzie z drugim w parze; znacze-nie i intencja s¹ wrêcz znacze-nieroz³¹czne.
W omawianej wczeniej sytuacji istnieje jeszcze przynajmniej jeden mo¿liwy wariant. Za³ó¿my, ¿e jestem pewien, i¿ mój ojciec ka¿e mi siê zatrzymaæ na czer-wonym wietle, po czym jechaæ prosto, ale, by zrobiæ mu psikusa, lub wykazaæ okrelon¹ kwestiê jêzykow¹, postanawiam przejechaæ przez skrzy¿owanie na czer-wonym wietle. Znam jego intencjê (w jedyny mo¿liwy sposób, w jaki j¹ mo¿na znaæ, tzn. jestem co do takiej, a nie innej intencji przekonany), ale podejmujê decyzjê, aby post¹piæ tak, jakby jego intencj¹ by³o co innego. Gdyby mnie za to zgani³, móg³bym zawsze odpowiedzieæ: Przecie¿ sam w³anie to kaza³e mi zro-biæ, mówi¹c <Jed przed siebie>. Innymi s³owy, móg³bym na potrzeby takiej roz-mowy przyj¹æ postawê nieszczerego tekstualisty, chocia¿ wiem doskonale, ¿e to nie jego s³owa same w sobie, ale rozumiane jako nonik intencji ojca nabieraj¹ konkretnego znaczenia. Widaæ tutaj wyranie, ¿e w³anie dlatego, i¿ znaczenie maj¹ dopiero s³owa rozumiane jako wyraz intencji, istnieje mo¿liwoæ celowego przypi-sania im intencji, która w przekonaniu odbiorcy wcale za nimi nie sta³a. Z tej mo¿-liwoci czêsto korzystaj¹ osoby zajmuj¹ce stanowiska kierownicze. Wyobramy sobie, ¿e jestem dziekanem i otrzymujê list od przewodnicz¹cego komitetu odpo-wiedzialnego za przygotowanie raportu, którego wnioski bêd¹ stanowiæ wytyczne dla rozwoju mojego wydzia³u na najbli¿sze piêæ lat. W licie czytam: Szanowny Panie Dziekanie, niniejszym rezygnujê z przewodniczenia pracom Komitetu wie-tlanej Przysz³oci. Podejmujê tak¹ decyzjê, poniewa¿ nie jestem w stanie wykony-waæ powierzonych mi zadañ bez dodatkowej przestrzeni biurowej niezbêdnej do przechowywania poufnych materia³ów i organizowania spotkañ. Jak Panu zapew-ne wiadomo, wielokrotnie wystêpowa³em z prob¹ o odpowiednie pomieszczenie, ale nie otrzyma³em pozytywnej odpowiedzi. Z powa¿aniem, John Smith. Za³ó¿my dalej, ¿e jako dziekan otrzymujê mnóstwo takich listów (jest to zreszt¹ zgodne z prawd¹) i wiem, ¿e przynajmniej w przypadku po³owy z nich chodzi o swego rodzaju fortel ich autorzy nie chc¹ podawaæ siê do dymisji, tylko targuj¹ siê i upominaj¹ o swoje. Przyjmijmy te¿, ¿e profesor Smith, ze znanych mi zarówno osobistych jak i zawodowych powodów, wcale nie zamierza podawaæ siê do dymi-sji; chce tylko co wynegocjowaæ. W takiej sytuacji wszystkie atuty s¹ w moim rêku. Jako ¿e s³owa same w sobie nie mog¹ przekazywaæ znaczenia, znaczenie za zmienia siê w zale¿noci od przypisanej im intencji, której s³owa nie s¹ w stanie podwa¿yæ (gdyby mia³y tak¹ zdolnoæ, oznacza³oby to, ¿e znaczenie jest rzeczywi-cie zawarte w nich samych); poniewa¿ s³ów nie obroni przed przypisaniem im takiej a nie innej intencji ¿adna iloæ wyjanieñ, choæby nie wiem jak precyzyjnych i dobitnych (nawet dopisek: Jestem sk³onny rozwa¿yæ Pañskie propozycje nie daje tutaj wystarczaj¹cej gwarancji), mogê mia³o przyj¹æ rezygnacjê Profesora Smitha, jeli tylko jest ona po mojej myli, mimo ¿e wyczuwam fa³sz w jego
s³o-112
wach. Gdyby po fakcie chcia³ zaprotestowaæ utrzymuj¹c, ¿e nie by³o jego intencj¹ sk³adanie rezygnacji, móg³bym mu odrzec ze zdziwieniem (choæ tak¿e ze wiado-moci¹ w³asnej dwulicowoci): Przecie¿ Pañskie s³owa mówi¹ co innego.
Zwróæmy uwagê, ¿e nie dysponowa³bym takim rozwi¹zaniem, gdyby s³owa rzeczywicie mia³y sta³e albo przynajmniej w miarê stabilne znaczenie. W takim wypadku mo¿na by wzi¹æ je pod lupê i wydobyæ z nich takie znaczenie, które mu-sia³bym uznaæ ze wzglêdu na niepodwa¿alne fakty jêzykowe; s³owa listu same z siebie wykluczy³yby zatem znaczenie, które stara³em siê im przypisaæ. Oczywi-cie istniej¹ s³owa, których znaczeniu muszê siê podporz¹dkowaæ, jeli na przyk³ad moje odczytanie intencji mówi¹cego nie trafi do przekonania tym, którzy maj¹ je uwierzytelniæ, albo jeli brakuje mi pomys³ów i postanawiam zaakceptowaæ pierw-sze leppierw-sze znaczenie, jakie przyjdzie mi do g³owy, albo jeli takie znaczenie jest okrelone regu³ami umowy spo³ecznej, która zak³ada, ¿e nawet przypadkowe pod-niesienie rêki w czasie aukcji skutkuje zakupem nikomu niepotrzebnego grata. Jed-nak w ka¿dym z wymienionych tu wypadków to nie s³owa zmuszaj¹ mnie do zaak-ceptowania takiego, czy innego znaczenia, tylko która z niemo¿liwych do przewidzenia [contingent] okolicznoci w ramach konkretnej, empirycznej sytu-acji. W teorii nic nie stoi na przeszkodzie, by dowolna sekwencja s³ów sta³a siê nonikiem danej intencji. Do historii przesz³o pytanie Wittgensteina: Czy mo¿na powiedzieæ <bububu>, maj¹c na myli <Jeli nie bêdzie padaæ, wybiorê siê na spa-cer>?6 Odpowied brzmi: tak. Naturalnie byæ mo¿e nie uda siê przekazaæ zamie-rzonego znaczenia (czy w ogóle jakiegokolwiek znaczenia) s³owami bububu, ale niepowodzenie to nie oznacza, ¿e czego takiego nie mia³o siê na myli. Tak wiêc mimo ¿e powodzenie komunikacji s³ownej jest kwesti¹ przypadku, zale¿n¹ od in-nych ludzi i okolicznoci zewnêtrzin-nych, powodzenie intencji (jeli tylko za³o¿yæ, ¿e nie jest siê umys³owo upoledzonym w stopniu uniemo¿liwiaj¹cym kierowanie siê intencjami) mo¿na przyj¹æ za pewnik. Wittgenstein pisze o ca³ej sytuacji tak, jakby stanowi³a ona skrajn¹ ewentualnoæ, podczas gdy tak naprawdê nie ma w niej nic nadzwyczajnego. Równie dobrze mo¿na zapytaæ: Czy da siê powiedzieæ <tak>, maj¹c na myli <nie>? albo: Czy da siê powiedzieæ <Mylê, ¿e tak>, maj¹c na myli <W ¿adnym wypadku>? W obu przypadkach odpowied brzmi: tak.
II.
Wszystko, co napisa³em powy¿ej, sprowadza siê do tezy postawionej w tytule tego eseju: stanowisko tekstualne nie istnieje. A nie istnieje ono z braku tego, czego móg³by broniæ kandydat na tekstualistê. Kto taki jak Scalia powie, ¿e tym czym jest sam tekst i ¿e jego znaczenie mo¿na odczytaæ przygl¹daj¹c siê uwa¿nie konfi-guracji jednostek leksykalnych (opieraj¹c siê na ich definicji w standardowych s³ow-nikach) i struktur gramatycznych, a w razie niejasnoci lub dwuznacznoci siêga-j¹c po pomoc do historii ustawodawstwa lub precedensów prawnych. Ale, jak stara³em siê wykazaæ, jednostki leksykalne i struktury gramatyczne same z siebie nie okrelaj¹ znaczenia nie maj¹ nawet charakteru jednostek leksykalnych i
struk-tur gramatycznych dopóki nie zaczniemy ich postrzegaæ jako efektu czyjej nace-chowanej intencjonalnie dzia³alnoci. Tekst, którego znaczenie wydaje siê od razu jasne i oczywiste, to tekst, którego kontekst intencjonalny zosta³ ju¿ wczeniej przy-jêty bez zastrze¿eñ, choæ stabilnoæ i klarownoæ takiego tekstu mo¿na zawsze podwa¿yæ, wysuwaj¹c argumenty przemawiaj¹ce za innym kontekstem intencjo-nalnym (i innym oczywistym znaczeniem). W pierwszej kolejnoci mamy do czy-nienia z okreleniem lub za³o¿eniem intencji; dopiero potem mo¿emy mówiæ o tek-cie i jego znaczeniu. Krótko mówi¹c, tekst nie jest bytem niezale¿nym lecz pochodnym i wtórnym najpierw musi pojawiæ siê inny byt (o¿ywiaj¹ca go inten-cja), by tekst zaistnia³ jako tekst. A czego, co stanowi pochodn¹ innego bytu, nie mo¿na z kolei okrelaæ w kategoriach ród³a czy te¿ umiejscowienia znaczenia. Wykluczone jest te¿ stanowisko kompromisowe, wed³ug którego tekst jest czêcio-wym ród³em znaczenia, a resztê czerpiemy po trochu z pojêcia intencji, historii i kontekstu. Takie pluralistyczne albo syntetyczne podejcie7 ma tê sam¹ wadê, co pe³nokrwisty tekstualizm: co, co nie ma w³asnej to¿samoci ani w³aciwoci (oprócz czysto materialnej w³aciwoci zwi¹zanej z kszta³tem i pust¹ przestrzeni¹ spacji), co, co raz za razem ulega podporz¹dkowaniu, co, co nie jest bytem samym w sobie, a jedynie narzêdziem, nie mo¿e odpowiadaæ za czêæ znaczenia, na tej samej zasadzie, na jakiej nie mo¿e odpowiadaæ za ca³oæ. Nie da siê oprzeæ metody na czym, co nie istnieje, na pojêciu (mowa o tekcie), które ani niczego nie wytwa-rza, ani niczego nie okrela, którego po prostu nie ma, kiedy brakuje o¿ywiaj¹cego je ducha.
W³anie dlatego, ¿e same s³owa ani nie rodz¹, ani nie objaniaj¹ znaczenia, nie mog¹ te¿ byæ podstaw¹ do rozstrzygania sporów o to, jakie znaczenie ma dana wypowied lub dany tekst. W rodowisku badaczy zajmuj¹cych siê twórczoci¹