• Nie Znaleziono Wyników

szlachecki napad na poznański ratusz anno Domini 1692

W dniu św. Bartłomieja, w czwartek 21 sierpnia 1692 roku, słońce wzeszło nad Poznaniem bardzo wcześnie, kwadrans przed piątą rano. na wieży ratuszowej, tak jak każdego dnia, wartę pełnił strażnik miejski zwany także stróżem ogniowym i bacznie obserwował, co dzieje się dookoła i czy nie daj Boże nie wybuchł gdzieś pożar. Już od wczesnych godzin porannych w mieście panowało spore ożywie-nie. W warsztatach rzemieślniczych praca trwała od świtu. Uczniowie i czeladnicy pilnie wykonywali swoje obowiązki pod bacznym okiem mistrza. Przeróżnymi towarami wypełniały się kramy i rynkowe stragany. swoje jatki otwierali rzeźnicy, a przy jatkach chlebowych roztaczał się wspaniały zapach, zdecydowanie gorszy był przy śledziowych budach. Poznań budził się z letniego snu, rozpoczynał się nowy dzień.

Wstali już także mieszkańcy kamienicy przy starym Rynku 51. Kim był jej właściciel? to Piotr Cerps (jego nazwisko pisano też Cerbs albo zerbs), jeden z  najważniejszych obywateli ówczesnego Poznania, należący do elity miasta, nie tylko z racji wykonywanej profesji (był kupcem i krojownikiem sukna), ale i z powodu pełnionych funkcji. Poza tym stał się jednym z głównych „bohaterów”

tumultu w ratuszu. ale o tym za chwilę.

Krojownicy sukna, czyli kupcy handlujący zarówno suknem, jak i wyrobami wełnianymi, to wówczas najbogatsza grupa zawodowa w  mieście1. szczególnie w XVi wieku, ale również i później Wielkopolska słynęła z najlepszej jakości sukna, które poznańscy krojownicy wysyłali przede wszystkim przez toruń i Gdańsk do miast hanzeatyckich. inny szlak handlowy prowadził do Moskwy, a  niektórzy historycy uważają, że miejscowe sukno trafiało nawet do Chin2. Choć wiek XVii to trudny okres w dziejach miasta, czas wojen i klęsk żywiołowych, to krojownicy nadal mieli się dobrze, a Piotr Cerps nie miał specjalnych powodów do narzekań.

Funkcji pełnił wiele, zarówno we władzach miejskich, jak i  w  Bractwie Kupieckim. zacznijmy od miejskich. Cerps swoją karierę publiczną rozpoczął w 1683 roku jako rajca, ponownie został nim w roku następnym i był nim jeszcze wielokrotnie, w latach 1687, 1689–1690 i 1713–1714. Kiedy po raz pierwszy pia-stował stanowisko rajcy, jednocześnie pełnił też funkcję pieczętarza, czyli osoby odpowiedzialnej za pieczęć miejską – prawny znak Poznania; pieczętarzem był

1 J. Wiesiołowski, Socjotopografia późnośredniowiecznego Poznania, Poznań 1997, s. 33–34.

2 J. Leitgeber, Z dziejów handlu i kupiectwa poznańskiego, Poznań 1929, s. 40.

ponownie w 1687 roku. Kiedy pierwszy raz trzymał w dłoni pieczęć, nie zdawał sobie zapewne sprawy, że ma ona blisko 300 lat, mosiężna i ciężka, z herbem mia-sta, wykonana została na początku XiV wieku. niewątpliwie Cerps był dumny z  powierzenia mu tak ważnego stanowiska, zarezerwowanego dla najlepszych.

oznaczało to, że był godny zaufania i odpowiedzialny. Dalsza kariera potwier-dziła te przypuszczenia. W 1688 roku wybrano go wraz z piwowarem stanisławem Lochoczem na najważniejszy urząd w  mieście. Burmistrzem Poznania został ponownie, wspólnie z Wojciechem Grabowskim, w interesującym nas roku 1692.

ich wybór zatwierdził król Jan iii sobieski w przywileju wydanym 26 stycznia tegoż roku3. zatrzymajmy się na chwilę przy tej godności. Każdy z burmistrzów spra-wował swój urząd po pół roku4. obaj składali w obecności starosty generalnego przysięgę, w której zobowiązywali się dochować wierności królowi, dbać o dobro Poznania i  przyczyniać się do jego rozwoju, utrzymywać porządek i  pilnować pokoju w mieście, nie wyjawiać tajemnic urzędowych, obywateli traktować spra-wiedliwie, sądzić ich według prawa magdeburskiego i w zgodzie z przywilejami miejskimi. Burmistrz niemal każdego dnia pojawiał się w ratuszu i rozpoczynał codzienne urzędowanie. zazwyczaj wszyscy kolejni włodarze Poznania mieszkali w przyrynkowych kamienicach i na dojście do pracy wystarczało im kilka minut.

Dotyczyło to także Piotra Cerpsa, który z okien swojego domu widział ratusz. Jako burmistrz wchodził do niego nie tylko w 1688 roku i cztery lata później; piasto-wał tę funkcję jeszcze w latach 1703–1704 i 1715. W międzyczasie zajmopiasto-wał też inne stanowiska, w latach 1689–1690 był szafarzem – urzędnikiem zarządzają-cym majątkiem miejskim, było to wielce odpowiedzialne zajęcie. z kolei w latach 1698–1702 Cerps występuje w aktach miejskich jako ławnik, czyli członek sądu miejskiego. to jeszcze nie koniec: dwukrotnie (w 1693 i 1698) należał do kolegium

„20 mężów” tworzących tzw. trzeci porządek władz miejskich5. Pierwszy to bur-mistrz i rajcy, drugi – ława sądowa, do trzeciego wybierano dożywotnio starszych cechowych oraz innych obywateli cieszących się powszechnym poważaniem. te zmiany i trzy porządki wprowadzono już po 1692 roku, dokładnie rok później. nie ma wątpliwości, że Cerps aktywnie uczestniczył w zarządzaniu miastem, a kilku-krotny wybór na różne stanowiska dowodzi, że był on szanowanym obywatelem Poznania.

a jego udział w życiu brackim? na pewno był intensywny, skoro Cerpsa trzy-krotnie mianowano starszym Bractwa Kupieckiego: po raz pierwszy w 1685 roku, potem w roku następnym i jeszcze w 1698. aż do początków XiX wieku przy-należność do organizacji zawodowych – cechów i bractw – była obowiązkowa.

skupiały one rzemieślników i kupców trudniących się takim samym, pokrewnym lub uzupełniającym się zawodem, monopolizowały produkcję i zbyt, regulując jej wielkość i jakość, broniły gospodarczych i prawnych interesów swoich członków,

3 Przywileje miasta Poznania XIII–XVIII wieku, wyd. W. Maisel, Poznań 1994, s. 278–279.

4 W. Maisel, Władze miasta Poznania w XIII–XVI wieku, „Kronika Miasta Poznania” (dalej: KMP), 1999/1, s. 26.

5 W. Maisel, Ustrój władz i prawo miejskie [w:] Dzieje Poznania, red. J. topolski, L. trzeciakowski, t. i**, Warszawa–Poznań 1988, s. 633–638; Władze miasta Poznania 1253–1793, red. J. Wiesiołowski, t. i, Poznań 2003, s. 272–273; Władze miasta Poznania 1793–2003, red. J. Wiesiołowski, t. ii, Poznań 2003, s. 184.

pełniły funkcje polityczne, społeczne, pierw-szy z 7 stycznia 1633 roku, w którym Rada Miejska Poznania zatwierdziła ustawy cechu krojowników sukna, i  drugi Jana iii sobieskiego wydany w  Krakowie 20 maja 1676  roku, potwierdzający obowiązujące brac-twie byli starsi, wybierani przez członków na jednoroczną kadencję.

Gdzie spotykali się poznańscy kupcy

– niestety nie wiadomo. Może w ratuszu, jak to czynili kupcy krakowscy, a może w domu starszego Bractwa, jak było w konfraterni warszawskiej. niewykluczone, że poznańscy kupcy zbierali się w budynku Wagi Miejskiej, która służyła handlowi, znajdowała się w nim waga do ważenia towarów kupowanych i sprzedawanych hur-towo7. Urzędował tutaj „pan ważnik” pobierający opłaty i zarządzający budynkiem.

Wiadomo, że do 1880 roku w Wadze odbywały się posiedzenia poznańskiej izby Przemysłowo-Handlowej. Może więc w ten sposób nawiązywano do wcześniejszych

„schadzek” Bractwa Kupieckiego w tym miejscu. Waga, obok ratusza, była najważ-niejszym gmachem miejskim, odbywanie w niej zebrań podnosiło ich rangę i nobi-litowało kupców, członków poznańskiego patrycjatu. Mogli oni również spotykać się w  domu starszego, zazwyczaj każdy z  nich dysponował obszerną kamienicą,

6 M. Mrugalska-Banaszak, Materiały do dziejów Bractwa Kupieckiego w Muzeum Historii Miasta Poznania [w:] „studia Muzealne” 1992, z. XV, s. 200–201.

7 J. Łukaszewicz, Obraz historyczno-statystyczny miasta Poznania w  dawniejszych czasach, Poznań1998, t. ii, s. 61.

1. Inicjał z dokumentu Bractwa Poznańskiego, w którym Rada Miejska Poznania zatwierdziła ustawy cechu krojowników sukna, 7 I 1633 r.,

ze zb. Muzeum Historii Miasta Poznania (dalej: MHMP), depozyt Prywatnego Zrzeszenia

Handlu i Usług w Poznaniu (dalej: PZHiU)

a  liczba członków umożliwiała takie zebrania (np. w  1713  r. poznańskie Bractwo liczyło 48  osób)8. spotkania bywały zwyczajne i nadzwyczajne. Być może te pierwsze odbywano w domu starszego, a tylko te drugie w Wadze.

Bez względu na to, jaki miały charak-ter, członkowie zasiadali za długim stołem, a  na honorowym miejscu, w  środku albo u  szczytu, zajmowali miejsca starsi Bractwa. Leżały przed nimi brackie dokumenty, przybory do pisania potrzebne pisarzowi, no i  oczywiście żelazny tłok pieczętny – insygnium władzy9. Bez wątpienia wielokrotnie trafiał on do rąk Cerpsa, wówczas był stosunkowo nowy, wyko-nano go bowiem w  drugiej połowie XVii  wieku. opatrzony był napi-sem: siGiLLUM FRatERnitatis MERCatoRUM PosnaniEnsis, służył poznańskim kupcom przez następne stulecia. Cerps wielokrotnie dzierżył w dłoniach nie tylko pieczęć, ale także dzwonek [il. 2]. Po wielekroć musiał uciszać swoich towarzyszy, któ-rzy rozochoceni piwem, zwyczajowo pitym podczas schadzek, zachowywali się gło-śno i przeszkadzali starszemu w prowadzeniu zebrania.

W  końcu XVii  wieku bogate poznańskie Bractwo Kupieckie zamówiło u miejscowego złotnika Pawła Raabe srebrną kasetkę na przybory do pisania [il. 3]. niewykluczone, że inicjatorem tego przedsięwzięcia był Piotr Cerps, zbieżne są bowiem daty jego urzędowania jako starszego z latami działalności złotnika, który w 1695 roku został mistrzem w swoim fachu. Pracował przez następne czternaście lat, aż do śmierci w 1709 roku10. Bez względu na to, czy Cerps był zleceniodawcą czy też nie, ta wyjątkowo piękna kasetka, staran-nie wykonana i  bogato zdobiona, jest kolejnym przedmiotem łączącym nas z osobą poznańskiego burmistrza.

Cóż więc wiadomo o Piotrze Cerpsie? W drugiej połowie XVii wieku nale-żał do najzacniejszych obywateli Poznania, piastował wiele funkcji we wła-dzach miejskich, intensywnie udzielał się w Bractwie Kupieckim. W 1678 roku kupił od doktora filozofii i medycyny Jana Krzysztofa Erba z Brzegu kamienicę

8 J. Leitgeber, dz. cyt., s. 234.

9 M. Mrugalska-Banaszak, dz. cyt., s. 206–207 (noty katalogowe tłoku pieczętnego, dzwonka i kasetki).

10 Spis złotników poznańskich od XV do XVIII wieku według Tadeusza Nożyńskiego. Materiały do dziejów złotnictwa poznańskiego, oprac. z. Dolczewski, KMP, 2000/1, s. 22.

2. Dzwonek żelazny Bractwa Kupieckiego, 2. poł. XVII w., ze zb. MHMP, depozyt PZHiU

przy starym Rynku 51 i należała ona do rodziny Cerpsów aż do 1760 roku11. Współwłaścicielką domu była żona Piotra – Elżbieta Malchrowiczówna, zmarła przed 1714 rokiem. Kiedy Cerps nabywał kamienicę, był zapewne młodym czło-wiekiem i rozpoczynał dopiero karierę. W kontrakcie sprzedaży występuje jako winiarz, być może więc zaczynał od handlu winem. Cerpsowie mieli co najmniej czworo dzieci: córkę Małgorzatę i synów: Leonarda, stanisława i tomasza, rajcę miejskiego. Kilkakrotnie pojawiają się oni w  materiałach archiwalnych doty-czących ich rodzinnej kamienicy. z zapisu poczynionego 15 października 1723 roku wynika, iż Małgorzata Cerpsówna, córka nieżyjącego Piotra, żona ław-nika stanisława szczygiewicza, sprzedała kamienicę pod nr. 49 introligatorowi stanisławowi Woluskiemu12, niewykluczone, że dostała ją w  posagu. stąd też dowiadujemy się, że Piotr Cerps już w tym czasie nie żył. nie wiadomo, kiedy dokładnie zmarł. Pewne jest natomiast, że dożył sędziwego wieku. Jeszcze w 1715 roku był burmistrzem, a miał wtedy ponad 60 lat, czyli jak na ówczesne czasy całkiem sporo. Gdzie został pochowany? Można snuć tylko przypuszczenia. Do północnej ściany nieistniejącej kolegiaty św. Marii Magdaleny przylegała okazała, najprawdopodobniej dwukondygnacyjna kaplica Kupiecka, nad którą opiekę sprawowali kolejni burmistrzowie i  władze miejskie. Kaplica była niezwykle bogato wyposażona. W 1602 roku znajdowało się w niej aż dziewięć rzeźbionych, polichromowanych i złoconych ołtarzy13. odprawiano w niej msze św. w różnych

11 Kartoteka mieszkańców Poznania do końca XVIII wieku, oprac. M. Mika, ze zb. Muzeum Historii Miasta Poznania (dalej: MHMP); M. Wicherkiewiczowa, Rynek poznański i jego patrycjat, Poznań 1998, s. 150.

12 Kartoteka mieszkańców Poznania do końca XVIII wieku, oprac. M. Mika, ze zb. MHMP.

13 W. Gałka, O architekturze i plastyce dawnego Poznania do końca epoki baroku, Poznań 2001, s. 132–134.

3. Kasetka srebrna Bractwa Kupieckiego, złotnik Paweł Raabe, 1695–1709, ze zb. MHMP, depozyt PZHiU

brackich intencjach, a także pogrzebowe egzekwia. Po zakończeniu uroczysto-ści pogrzebowych trumnę zamurowywano najczęuroczysto-ściej w podziemnych kryptach, które zarezerwowane były dla duchowieństwa i elity miasta. natomiast tablice z  nagrobnymi epitafiami umieszczano we wnętrzu świątyni. Może była wśród nich w kaplicy Kupieckiej także tablica Cerpsa?

Wiadomo, jak wyglądała kamienica pod nr. 51 w 1841 roku, i zapewne nie-wiele zmieniła się od czasów, kiedy mieszkała w  niej rodzina Cerpsów [il. 4].

Przed nimi najsłynniejszym właścicielem tego domu był Filip Buonaccorsi zwany Kallimachem, wybitny włoski humanista, nauczyciel synów królewskich i doradca króla Jana olbrachta. otrzymał ją z nadania królewskiego w 1496 roku i prawdo-podobnie nawet jej nie widział, bo w ciągu kilku tygodni została z jego upoważnie-nia sprzedana14. Kiedy zajmowali ją Cerpsowie, była dwupiętrowa, „smelcowana”, czyli obłożona glazurowaną cegłą, zwieńczona późnogotyckim szczytem w formie czteroosiowej attyki z ostrołukowatymi oknami. W tym czasie kamienice miesz-czańskie łączyły zazwyczaj funkcje mieszkania oraz miejsca pracy – tutaj spano, jedzono i handlowano. nic więc dziwnego, że kiedy 21 sierpnia 1692 roku przed siódmą rano szlachcic Chwaliszewski herbu trąby z  Rękawczyna na Kujawach (tego samego, w  którym kilkaset lat później mieszkać będzie Jerzy Waldorff)

14 J. Wiesiołowski, Dom Kallimacha i tajemnicza córka gliniarza, KMP, 1998/4, s. 264–278.

4. Rysunek inwentaryzatorski kamienic przy Starym Rynku nr 49, 50, 51 Ferdinanda Quasta z 1841 r., ze zb. MHMP

wszedł do kamienicy, to zastał burmistrza Cerpsa w domu15. Chwaliszewski nie był sam, towarzyszył mu Żyd – kim był, nie wiadomo. Może kupcem, który doradzał szlachcicowi? Po wejściu do środka Chwaliszewski „kazał [Cerpsowi] sobie sukna ukazać”, a kiedy stargował cenę, zapewne przy pomocy towarzysza, „kazał odkroić”

kilka łokci materii. W międzyczasie w kantorze kupca pojawił się drugi Żyd, okre-ślany w opisie całego zdarzenia jako factor, czyli pełnomocnik szlachcica. Widząc leżące sukno, natychmiast zaczął je krytykować, mówiąc, iż jest niewiele warte, nie-dobre gatunkowo i za drogie. na takie dictum Chwaliszewski oddał sukno i zażą-dał zwrotu pieniędzy. Cerps nie chciał ich oddać, tłumacząc, że materiał został już odkrojony i nie ma co z nim zrobić. atmosfera robiła się coraz bardziej gorąca, nikt nie chciał ustąpić. W pewnym momencie szlachcic twardym i zdecydowa-nym tonem powiedział: „Weź, jeśli nie chcesz mieć przylepku na gębie”. Cerps na to: „i ty go będziesz miał wnet, jeśli chcesz”. Ledwie skończył mówić, dostał od Chwaliszewskiego „dwa razy pięścią w gębę”. Cerps nie pozostał dłużny, oddał cios – panowie zaczęli się bić. Przed kamienicę wypadł wściekły szlachcic i na progu nie-mal zderzył się z burmistrzem Wojciechem Grabowskim, którego powiadomiono już o bójce. Do Chwaliszewskiego przemówił w te słowa: „Jeżeli się Waszmości cokolwiek stało, prosim na ratusz, tam się sprawiedliwość stanie”. Panowie udali się więc do siedziby władz miejskich [il. 5]. Weszli po schodach na loggię pierwszego piętra (pamiętajmy, że klatka schodowa wewnątrz budynku to efekt powojennej przebudowy), a z niej do sieni Wielkiej, dalej przez sklepioną izbę w pionie wieży do sali sądowej, gdzie akurat kilkunastu mieszczan nad czymś radziło. Dobrze już wiedzieli, co działo się w domu Cerpsa, odległość od niego była niewielka, a wieści rozchodzą się szybko, szczególnie wtedy, kiedy szlachcic znieważa kupca – burmi-strza miasta. aby od razu załatwić sprawę, Wojciech Grabowski zarządził zwołanie rajców i miejskich ławników. Wchodząc do sali sądowej, powiedział: „otom wam go przyprowadził”. Chwaliszewski przestraszył się tych słów i zaczął uciekać. nie miał żadnych szans, został schwytany. nie poddawał się, sięgnął po szablę, ale mu ją wyrwano. na to wszystko wszedł Cerps i dwukrotnie uderzył szlachcica w twarz.

Chwaliszewski dopadł okna i zaczął krzyczeć, że „gwałt mu się dzieje”.

teraz wszystko potoczyło się szybko. o zajściu powiadomiony został już także starosta generalny Wielkopolski, a był nim od 1687 roku Rafał Leszczyński. Do ratusza próbowała wejść żona Chwaliszewskiego, ale nie dość, że jej nie wpusz-czono, to jeszcze wartownik skaleczył ją halabardą w rękę, „czy też się sama dla chytrości białogłowskiej sama obraziła, nie wiedzieć”. W takiej sytuacji kobieta udała się na wzgórze zamkowe do panów sędziów i surogatora, czyli zastępcy sta-rosty odpowiedzialnego za sądownictwo, by opowiedzieć im o krzywdzie męża.

surogator uspokajał ją: „Jeśliby oni mieli go sądzić, bez nas nie mogą”. Dlaczego?

Bo zgodnie z ówczesnym prawem szlachcic pochwycony w mieście na popełnie-niu przestępstwa nie mógł być osądzony przez sąd miejski bez udziału starosty lub jego przedstawiciela.

a przed ratuszem było już gorąco. Coraz więcej szlachty gromadziło się przed nim i wszyscy chcieli wejść do środka. Rej wodzili przyjaciele Chwaliszewskiego:

15 Napad szlachty wielkopolskiej na ratusz poznański (1692), przygotował do druku W. Maisel, KMP, 1991/1–2, s. 163–168; poniższe cytaty tamże.

Biernacki ze wsi Chutki (obecnie Grab k. podkaliskich Błaszek), Grabowski, Roszczyc i Krajczyński16. szlachty przybywało z każdą minutą, ponoć było ich aż pięciuset. zaczęła się regularna bójka, panowie szlachta chwycili za szable, a war-townicy za halabardy i udało im się odeprzeć atak. Wspomagali ich mieszczanie, którzy z okien ratusza rzucali w szlachtę dachówkami. „i tak odpędzono szlachtę, że ani jednego nie było widać przed ratuszem”. na krótko. Po jakimś czasie wró-cili, a  wraz z nimi tabuny „hołoty” żądnej mocnych wrażeń. to ona właśnie chwyciła za kamienie i zaczęła rzucać w wartowników i mieszczan zgromadzo-nych w oknach i na loggiach. Posypał się ich taki grad, że nie było nikogo, „który by od kamieni szwanku nie miał”. Jeden z mieszczan odważył się wyjść na loggię i zaczął bić w bęben, drugi puścił w ruch dzwony. zapewne wzywali pomocy, ale

„to bezrozumnie uczynili”, bo skutek był taki, że pod ratusz przybywało coraz więcej szlachty, ponoć było ich pięć tysięcy, albo i więcej. Czy to możliwe, aby w mieście liczącym wówczas około czternastu do szesnastu tysięcy mieszkańców17 znalazło się nagle aż tylu przedstawicieli stanu szlacheckiego, nawet jeżeli część z nich stanowić mieliby przyjezdni? najprawdopodobniej liczba ta odnosi się do wszystkich zgromadzonych przed ratuszem: szlachty i „hołoty”, a i tak jest chyba przesadzona18. Jakkolwiek by na to patrzeć, to prawie jedna trzecia mieszkańców Poznania znaleźć się miała przed ratuszem! „Było tak wielu szlachty, że począw-szy od Żydowskiej ulicy aż do Świętosławskiej, przed ratuszem z gołymi szablami stali tak gęsto, że drugi schować, drugi wyjąć korda nie mógł, a jeszcze się ich więcej zbiegło”. starosta generalny wysłał żołnierzy piechoty na stary Rynek, ale bojąc się, że rozjuszony tłum ruszy na zamek, zawrócił ich i kazał chronić wzgó-rza. tymczasem szlachta coraz bardziej agresywnie napierała na siedzibę władz miejskich, a miejscy strażnicy pomimo dobrego uzbrojenia z trudem odpierali kolejne ataki. na ratunek ruszył z zamku świeżo powołany wojewoda Wojciech Konstanty Breza (został nim w  1692 roku), a  wraz z  nim sędziowie i  ubrany z francuska, w peruce ciągle zsuwającej się z głowy, starosta Leszczyński, do któ-rego tłum obraźliwie wykrzykiwał: „Panfilu [postać komiczna] być tak peruka po ręsztokach nie latała”, a że był niewielkiego wzrostu, to jeszcze słyszał: „Byś w ręsztokach się nie nurzał”. Próba interwencji na niewiele się zdała, dziki tłum wdarł się do ratusza. Co tam się działo! Jedni gonili strażników, drudzy wzięli się do rabunku. Wyłamali drzwi do szafarni, czyli izby mieszczącej kasę miejską19, a w niej rozbili wielką skrzynię żelazną, w której przechowywano depozyty miesz-kańców Poznania, i wszystko wynieśli. a było tego sporo, aż czterdzieści siedem tysięcy złotych. następnie wdarli się do sierocego sklepu, czyli do izdebki, w której przechowywano depozyty sierot. i znów zrabowali wszystko, klejnoty i pieniądze, tak „że ani jeden szeląg nie został”. Mieszczanie, widząc, co się dzieje, próbowali uciekać. normalna droga loggiami była niemożliwa, pozostawały okna. Udało się doktorowi medycyny Wojciechowi Będkowskiemu, piastującemu wówczas

16 J. Łukaszewicz, dz. cyt., s. 286.

17 s. abt, Ludność [w:] Dzieje Poznania, dz. cyt., t. i**, s. 655.

18 J. Łukaszewicz, dz. cyt., s. 286 – podaje, że szlachta „zebrała 3000 »hołoty« i uzbroiła ją w różne kije, siekiery, piki i drągi”.

19 Dzisiaj to tzw. sala Krat, w której znajduje się ekspozycja poznańskiego i wielkopolskiego rzemiosła.

funkcję zastępcy wójta sądowego.

Uciekł przez okno w  sali sądowej, czyli z pierwszego piętra, i pewnie by się zabił, skacząc na bruk, ale pomógł mu adam naramowski, starosta pil-ski, ujski i  kościański. natychmiast też zabrał Będkowskiego do swojej kamienicy, bo goniła go szlachta.

a  napastnicy dalej szaleli w  ratuszu. Jedni zdobyte skarby wynosili, a  inni biegli loggiami na pierwsze piętro. Wpadli do sali Wielkiej i za pomocą drabiny wybili drzwi prowadzące do sali Królewskiej – i  tutaj niszczyli wszystko, co się dało. obrazy królewskie cięli sza-blami i wyrzucali przez okno, cztery posągi fundatorów Poznania wyko-nane z  drewna gwajakowego (niskie drzewo z ameryki Środkowej, jedno z najtwardszych) także podzieliły los obrazów. Przebywający w  pomiesz-czeniu żołnierze i wartownicy, którzy schronili się tutaj przed nacierają-cym tłumem, próbowali się bronić, ale z  marnym skutkiem. Byli zabici i ranni, także „mąż wojenny” szwarc,

„który kilkadziesiąt lat w  wojsku strawił […] kilkanaście ran dostał i  drugiego dnia umarł”. teraz przy-szła kolej na salę sądową, w  której zabarykadowali się mieszczanie. Po wyważeniu drzwi grupa szlachciców wpadła do środka i  rozpoczęła się rzeź. Poszły w ruch szable, „jednych z  okien powyrzucano, drugich na kawałki rozniesiono”. napastnicy ran-nym padającym na podłogę odcinali złote guzy z  sukien, zdzierali czepki z głów, zdejmowali pierścienie z pal-ców. nie gardzili niczym. Wyrywali zamki z szuflad przy stołach,

zabiera-jąc z nich złoto i pieniądze. Cenne księgi i dokumenty miejskie wyrzucano przez okno. Druga grupa napastników pokonała kręte schodki umieszczone w  połu-dniowo-zachodnim narożniku Wielkiej sieni i wpadła na drugie piętro. tam po

zabiera-jąc z nich złoto i pieniądze. Cenne księgi i dokumenty miejskie wyrzucano przez okno. Druga grupa napastników pokonała kręte schodki umieszczone w  połu-dniowo-zachodnim narożniku Wielkiej sieni i wpadła na drugie piętro. tam po