• Nie Znaleziono Wyników

Topografia fascynacji Krzemieniec Marii Danilewiczowej

W roku 1953 jako drugi tom w serii „Biblioteka Polska” ukazał się zbiór opowiadań Marii Danilewiczowej zatytułowany Blisko i  daleko.

Utwory zostały poprzedzone mottem – cytatem z  wiersza Zygmunta Krasińskiego:

Gdy się przeszłość w duszę wnęci Lśniąc anielskim w niej obliczem, W porównaniu z snem pamięci I nadziei sen jest niczym.

Zgodnie z tym cytatem w czternastu opowiadaniach powraca prze‑

szłość, przewijają się wspomnienia, nostalgia za miejscami i  ludźmi, którzy są „blisko i daleko”. Przedostatnim opowiadaniem w tomie jest utwór zatytułowany Maj w Krzemieńcu, na końcu którego widnieje ad‑

30 A. Stasiuk: Zygmunt Haupt. W: Z. Haupt: Pierścień z papieru. Czarne 1997, s. 259–266. Zob. także Z. Tr ysińsk i: Z problematyki związków Andrzej Stasiuk – Zyg-munt Haupt. Rekonesans historycznoliteracki. „Zeszyty Naukowe Wyższej Szkoły Peda‑

gogicznej w Rzeszowie”. Seria Filologiczna. Zeszyt 41/2001. Historia Literatury 7. Red.

S. Uliasz, s. 57–67.

notacja „Stanmore, maj 1943”31. Informacja ta pozwala osadzić zbiór Danilewiczowej w  kontekście fali emigracyjnych utworów nostalgicz‑

nych, autobiograficznych (nazywanych przez późniejszych badaczy prozą „wspominkarską”), którą wywołała w  tym czasie publikacja an‑

tologii Kraj lat dziecinnych32. Opowiadanie wpisuje się w tę konwencję, choć warto zaznaczyć od razu, że pisarka była przekonana, iż nostalgia w utworach współczesnych (w odróżnieniu od wcześniejszych, zwłasz‑

cza romantycznych) nie powinna objawiać się w formie bezpośrednich wynurzeń, lecz musi być artystycznie przepracowana33. Także w anali‑

zowanym opowiadaniu można dostrzec pewną „dyscyplinę emocjonal‑

ną”, wystrzeganie się zbyt sentymentalnych tonów, choć przypomnienie miasta „bliskiego i dalekiego” budzi oczywiście żywe emocje.

Utwór Maj w Krzemieńcu jest właściwie gatunkową hybrydą – oka‑

zuje się bardziej zbeletryzowanym wspomnieniem niż tradycyjnym opowiadaniem. Narratorka, którą można utożsamić z pisarką, opowiada o przygotowaniach do otwarcia wystawy poświęconej Juliuszowi Słowac‑

kiemu, organizowanej w Krzemieńcu w roku 1939. Przywołane zostało w ten sposób ważne wydarzenie z biografii autorki, wielokrotnie przez nią wspominane34. Wystawa była częścią prac związanych z  organiza‑

cją pod egidą Liceum Krzemienieckiego instytutu naukowego, a także

31 M. Danilewiczowa: Maj w Krzemieńcu. W: Eadem: Blisko i daleko…, s. 165–

175. Cytaty z tego opowiadania lokalizuję bezpośrednio w tekście głównym, stosując skrót: MWK.

32 J. Olejnicza k: Proza „wspominkarska”. W: Literatura emigracyjna 1939–1989.

T. 2…, s. 126–137. Badacz podkreśla, że wydana w 1941 (lub 1942) roku antologia pod redakcją Mieczysława Grydzewskiego i  ze wstępem Ksawerego Pruszyńskiego miała ogromny wpływ na rozwój literatury emigracyjnej, była jedną z  pierwszych dużych inicjatyw wydawniczych po roku 1939, wpłynęła później na powstanie Rodzinnej Eu-ropy Czesława Miłosza, Mojego Lwowa Józefa Wittlina, utworów Stanisława Vincenza, Zygmunta Haupta i innych – „Motyw utraconej (i idealizowanej) ojczyzny dzieciństwa stał się jednym z najczęściej eksploatowanych przez pisarzy polskich przebywających poza krajem; powtarzali oni »panatadeuszowy« gest (określenie M. Danilewicz Zieliń‑

skiej), poszukując nowego stylu, języka i gatunku literackiego, adekwatnego dla drugiej połowy XX wieku”. Ibidem, s. 128.

33 O takich poglądach M. Danilewicz Zielińskiej pisze W. Lewandowsk i: Wstęp.

W: M. Danilewicz Zielińska: Biurko Konopnickiej…, s. 23–24.

34 M. Danilewicz Zielińska: Ateny wołyńskie. Dawne Liceum Krzemienieckie (1805–1832)…, s. 97.

z  obchodami 130. rocznicy urodzin i  90. rocznicy śmierci autora Snu srebrnego Salomei. Powołano wówczas Ogólnopolski Komitet Uczczenia Juliusza Słowackiego, nad którym objął patronat prezydent Polski Igna‑

cy Mościcki i prymas – kardynał August Hlond. Pisarka tak wspomina‑

ła pracę nad wystawą, zatytułowaną Słowacki na tle epoki:

Ponieważ pomiędzy krzemieńczanami z Dwudziestolecia a Biblioteką Narodową, gdzie pracowałam, nawiązały się bardzo serdeczne kon‑

takty, wobec tego wystawę przygotowywaliśmy w Warszawie, z tym, że miała być i była, przewieziona do Krzemieńca. Tym się tłumaczy, że maj 1939 roku spędziłam tam, organizując przy pomocy plasty‑

ków, ogromną ekspozycję. Na tę wystawę ściągnęliśmy rękopisy Sło‑

wackiego z  Warszawy, przede wszystkim Balladynę, której autograf znajdował się u nas oraz z Biblioteki Krasińskich rękopisy i materiały dotyczące Słowackiego, dokumenty z Ossolineum, z Biblioteki Bawo‑

rowskich, ze zbiorów prywatnych, z których na plan pierwszy wysu‑

wały się Przyłbice Szeptyckich. Dużo w tym 1939 roku podróżowa‑

łam po Wołyniu i czułam się tam coraz bardziej u siebie w domu35. Ekspozycja została udostępniona zwiedzającym już 18 maja 1939 roku, choć oficjalne otwarcie miało nastąpić dopiero we wrześniu pod‑

czas spotkań naukowych (Zjazdu Polonistów) i wydarzeń artystycznych.

Maria Danilewicz Zielińska wspomina:

Przygotowując wystawę, koncentrowałam się głównie na jej stronie bibliotecznej, tj. np. zebraniu wszystkich pierwodruków Słowackie‑

go. I  ku mojemu zdziwieniu nie były one rzadkościami. Podczas, gdy pierwodruki Mickiewicza osiągały na aukcjach gigantyczne ceny, pierwodruki poszczególnych utworów Słowackiego, wydawa‑

ne w dość nikłych nakładach, sumptem matki Słowackiego, były za moich paryskich czasów stosunkowo łatwo dostępne w  antykwaria‑

tach. Traktowaliśmy je jak skarby. Na wystawę przygotowałam druki i rękopisy. Ekspozycja zajmowała pięć sal Liceum Krzemienieckiego.

Wystrój sal objęli młodzi plastycy: Halina Centkiewiczówna i Jan Mi‑

chalski, i wywiązali się z tego zadania, tak mi się przynajmniej zdaje,

35 M. Danilewicz Zielińska: Krzemieniec, Krzemieniec. W: Eadem: Fado o moim życiu. Rozmowy z Włodzimierzem Paźniewskim. Toruń 2000, s. 36.

dobrze. Największe wrażenie robiła sala romantyczna. Była wypełnio‑

na meblami i przedmiotami wypożyczonymi z miejscowych domów związanych z dziejami Liceum Krzemienieckiego. Wystawa była go‑

towa w  maju i  wówczas nieoficjalnie udostępniono ją publiczności.

Obejrzało ją kilka tysięcy osób, a  prof. Wacław Borowy napisał re‑

cenzję, bardzo ją chwaląc. Otwarcie oficjalne miało nastąpić 4 wrześ‑

nia 1939 roku, ale na przeszkodzie stanęła wojna. Pamiętam, że na tej uroczystości prof. Juliusz Kleiner zamierzał wygłosić odczyt pod wymownym tytułem: Słowackiego czar i potęga36.

Po wybuchu wojny wystawa była pośpiesznie likwidowana, pisar‑

ka brała udział w zabezpieczaniu cennych eksponatów, składając je do drewnianych skrzyni i do kasy ogniotrwałej. Maria Danilewicz Zieliń‑

ska wspomina:

Z  tragicznego dnia, kiedy wypadło mi likwidować wystawę, zosta‑

ło mi wspomnienie, jak jednocześnie jednymi drzwiami wynosili‑

śmy eksponaty, a  drugimi wnoszono już walizki i  łóżka polowe dla urzędników MSZ, którzy dotarli do Krzemieńca, a  dla których nie było miejsca w  hotelu. Jakiś urząd kwaterunkowy rozmieszczał ich w różnych miejscach, od plebani zaczynając, a na szkolnym internacie kończąc. Dotyczyło to personelu MSZ i  dyplomatów, bo za rządem ciągnął korpus dyplomatyczny. Krzyżowanie się tych łóżek z wyno‑

szonymi eksponatami robiło makabryczne wrażenie37.

W  opowiadaniu Maj w  Krzemieńcu pełne dramatyzmu chwile nie zostały przywołane. Akcja krótkiego utworu rozgrywa się w  ostatnim dniu przygotowań do majowego otwarcia wystawy, właściwie już po zakończeniu prac, obejmuje zaledwie parę godzin, dalsze losy ekspo‑

zycji nie są wspominane. W opowiadaniu przywołane zostały odczucia niepokoju, ostatnie wątpliwości i emocje, jakie towarzyszyły pracy, ale także poczucie satysfakcji z  wykonanego zadania. Pojawia się przy tej okazji dłuższa wypowiedź o związkach pomiędzy pamiątkami po wiel‑

kim poecie a miejscu, w którym będą eksponowane. Narratorka suge‑

36 Ibidem, s. 38–39.

37 Ibidem, s. 40.

ruje bardziej skomplikowaną, niż mogłoby się wydawać, naturę relacji pomiędzy miejscem i twórczością:

Mówiliśmy, że dziwną jest sprawą, że rękopisy Słowackiego przybyły po raz pierwszy do Krzemieńca, boć przecież łączyły je z tym miastem związki oczywiste i dawne. Wydawało się, że wracały, choć przecież można to było powiedzieć bez przenośni tylko o listach do matki. Te były tu już raz, dzięki uprzejmości panów Hausera i Violanda, ban‑

kierów we Lwowie, którzy przesyłali je przez Brody do pani Salomei Bécu. A  gdy zwłoki poety spoczęły na paryskim cmentarzu, a  nad mogiłką Sally wyrósł jesion płaczący, listy wędrować zaczęły z  rąk do rąk po całej Polsce i dwa z nich tylko powróciły do Krzemieńca, jako eksponaty wystawy, którą „piękne rodzinne miasto” czciło swego wielkiego syna.

MWK, s. 165–166

Poza przywołanym fragmentem wątek wystawy w opowiadaniu nie jest jednak szerzej rozwijany.

Centralną rolę odgrywa w Maju w Krzemieńcu spotkanie z dziewię‑

cioletnim Sławusiem, synem jednego z  licealnych nauczycieli. Pierwo‑

wzorem tych bohaterów były postacie dobrze znane pisarce. W profeso‑

rze pomagającym przy przygotowaniach do wystawy można rozpoznać Franciszka Mączaka – geografa w Liceum Krzemienieckim, podróżni‑

ka, który organizował szkolne wyprawy krajoznawcze i archeologiczne, był założycielem i dyrektorem muzeum w Krzemieńcu. W opowiadaniu został przywołany napisany przez niego przewodnik po mieście Słowac‑

kiego38. W  innym miejscu Danilewiczowa wspomina, że jej ostatnim bezpośrednim kontaktem z Krzemieńcem po wybuchu wojny była kart‑

ka od tego licealnego profesora z  wiadomościami o  zsyłkach i  aresz‑

towaniach39. Franciszek Mączak został rozstrzelany przez Niemców

38 F. Mącza k: Krzemieniec. Wilno [bez daty wydania]. Reprint pod red. i ze wstę‑

pem W.J. Kowa lowa. Biały Dunajec–Ostróg 2005. Publikacja została wydana przez Ogólnopolski Komitet Uczczenia Juliusza Słowackiego z inicjatywy Krzemienieckiego Oddziału Polskiego Towarzystwa Krajoznawczego. Autorem fotografii był znany arty‑

sta – Henryk Hermanowicz (1912–1992), pochodzący z Wilna, który kształcił się pod kierunkiem J. Bułhaka, a potem pracował w Krzemieńcu.

39 M. Danilewicz Zielińska: Ateny wołyńskie. Dawne Liceum Krzemienieckie (1805–1832)…, s. 96.

w  roku 1941 na Górze Krzyżowej, jego nazwisko można odnaleźć na tablicy poświęconej Polakom zabitym w czasie drugiej wojny światowej, wmurowanej w ścianę kościoła katolickiego w Krzemieńcu. Sławusiem z opowiadania Danilewiczowej jest syn nauczyciela geografii – Sławomir Mączak40. W rozmowie z Włodzimierzem Paźniewskim pisarka mówi, że w  Krzemieńcu zazwyczaj mieszkała właśnie u  państwa Mączaków i że „mali Mączakowie”, czyli Sławuś i jego starszy brat Staszek (także przywołany w opowiadaniu) „bawili się ze znanym później aktorem”41. W  opowiadaniu został przedstawiony spacer pisarki ze Sławusiem na cmentarz tunicki i złożenie kwiatów na grobie matki Słowackiego. Au‑

torka przywołuje zabawne dialogi z  dzieckiem, które martwi się, czy mama zgodzi się na to, żeby przyniósł do domu małe kaczuszki. Opo‑

wiadanie kończy się szczęśliwie udanymi „pertraktacjami” pisarki w tej sprawie.

Wątek wspólnej wędrówki z dzieckiem ulicami Krzemieńca, choć jest centralny w tym krótkim opowiadaniu, jednak w istocie pełni, podobnie jak sprawa wystawy, jedynie pretekstową rolę. Najważniejszy w utworze emigracyjnej pisarki okazuje się sam Krzemieniec. Miasto jest przed‑

stawiane z dużą dokładnością i dbałością o konkrety topograficzne. Pi‑

sarka powraca do miejsca, które zapamiętała podczas ostatniego przed‑

wojennego pobytu. W  opowiadaniu wyraźnie zostało podkreślone, że przedstawione obrazy należą do przeszłości, zastygły w  pamięci. Póź‑

niejsze, tragiczne, wojenne losy miasta i jego mieszkańców nie są szerzej naświetlone, jednak narratorka raz po raz o nich napomyka, wybiegając myślą w przyszłość i „zdradzając” w ten sposób swoją wiedzę na temat późniejszych wydarzeń:

40 S. Mącza k: Franciszek Mączak – w  55 rocznicę egzekucji (wspomnienie syna).

„Czasopismo Geograficzne” 1997, z. 3/4, s. 283–286. Zob. także A. Chałubińska:

Wspomnienie o  Franciszku Mączaku. „Czasopismo Geograficzne” 1998, z. 1, s. 109–

110 – autorka poznała F. Mączaka w latach dwudziestych podczas studiów we Lwowie, w  kontekście opowiadania Danilewiczowej warto przywołać następujące wspomnie‑

nie: „Po paru latach spotkaliśmy się na zjeździe w Krzemieńcu, gdzie był nauczycielem gimnazjalnym. […] Momentem, który szczęśliwie utkwił mi w  pamięci, było odwie‑

dzenie grobu matki Słowackiego na cmentarzu Tunickim. Parę słów wypowiedzianych tam przez Franka zapadło mi głęboko w pamięć”. Ibidem, s. 110.

41 M. Danilewicz Zielińska: Krzemieniec, Krzemieniec…, s. 42.

„Kiedyś” wydawało się nam naturalnym dalszym ciągiem wczoraj i  przedwczoraj. Nie braliśmy pod uwagę tego, że Staszek zemrze na tyfus pod okupacją sowiecką zimą roku 1941, cieszyliśmy się chwi‑

lowym odprężeniem sytuacji politycznej i  wiosną, która powróciła i rozkwitała tak samo lekkomyślnie czy okrutnie, jak przed tysiącem lat, jak wtedy właśnie w roku 1939 – jak dziś.

MWK, s. 166

Opisywane wydarzenia stanowią „wtedy”, które jest w opozycji do „te‑

raz” – „Wtedy – było inaczej” (MWK, s. 169). To rozróżnienie dodatko‑

wo wzmacniają dwie daty: przywołany w opowiadaniu rok 1939 i data widniejąca pod tekstem – maj 1943. Czas, który upłynął od wydarzeń przedstawianych do momentu pisania, jest bardzo krótki, to zaledwie cztery lata. Właściwie można by Maj w  Krzemieńcu uznać za utwór współczesny. Jednak lektura opowiadania wyraźnie uświadamia, że między „wtedy” a „teraz” minęła cała epoka. Tamten maj w Krzemień‑

cu należy już do innego świata, a  wydarzenia wojenne i  dystans emi‑

gracyjny dodatkowo pogłębiają przepaść pomiędzy tym, co wspomina‑

ne, a chwilą wspominania. Podkreślone to zostało również poprzez styl – nieco patetyczny i  podniosły, oddalający od opisywanych wydarzeń i  miejsc, bo sugerujący od razu pewną dawność, ale i  rangę przedsta‑

wianych spraw:

Maj był roku 1939. Przez tydzień szalały deszcze i  wichury, poto‑

ki żółtej wody pędziły stromymi uliczkami, księżyc przeglądał się w  wielkich kałużach, mury licealne zionęły chłodem klasztornych korytarzy.

Wreszcie, niespodzianie, któregoś ranka zaczęła się od razu wios‑

na, zakwitły sady śliwkowe i  kasztany w  parku, a  ludzie – pomni na zbliżające się Zielone Święta – bielić zaczęli domostwa, dodając starym zwyczajem farbki do wapna, jeśli w domu była córka na wy‑

daniu.

MWK, s. 166

Taka introdukcja przypomina początek pierwszej części trylogii Henryka Sienkiewicza, do którego Maria Danilewicz nawiązuje wprost w tytułowym opowiadaniu z tomu Blisko i daleko:

Ogniem i mieczem rozpoczyna się wspaniałym opisem stepu ogarnię‑

tego ciemnością nocy. Niechże będzie to, jak uderzenie w kamerton, byśmy przypomnieć sobie mogli, jak było42.

Podobne „uderzenia w kamerton” wywołują przeszłość w Maju w Krze-mieńcu. Miasto staje się przestrzenią wspominaną, przy czym jego utrwalona w  opowiadaniu reprezentacja wiąże się z  historycznymi i kulturowymi uwarunkowaniami podmiotu – pisarki patrzącej z per‑

spektywy czasów wojny i emigracyjnego oddalenia. Maj w Krzemieńcu nie jest zatem jedynie sentymentalnym powrotem do miejsca i  przy‑

wołaniem szczęśliwych, jeszcze beztroskich chwil. „Piękne rodzinne miasto” w  tym utworze, podobnie jak w  twórczości Słowackiego, ma równocześnie bardziej mroczną stronę, a prostą opowieść o rozterkach bibliotekarki przygotowującej wystawę i „problemach” dziewięciolatka przeszywa myśl o tragizmie ludzkiej egzystencji i zmorach dwudziesto‑

wiecznej historii.

W  opisie Krzemieńca odnaleźć można zarówno szersze plany, jak i swego rodzaju zbliżenia. Klamrę kompozycyjną stanowi widok Bony.

Na początku utworu bohaterka przypatruje się górze „panującej” nad miastem z dużą uwagą:

Przed nami, na wprost okna, wznosiła się ciemna stożkowata góra – Bona. Światło było bardzo jaskrawe, niebo bez chmur. Góra rysowała się twardo, ostro, wyraźnie, ze złą dokładnością fotografii. Do ruin na szczycie wiódł szeroki pas białej drogi. […]

Niżej, na zboczu, czerniał las, zagajnik raczej, który powstrzy‑

mywać miał osypywanie się zwietrzałych skał wapiennych od strony miasta. Wydawał się wielką ciemną plamą.

MWK, s. 167

W  zakończeniu opowiadania wzrok narratorki ponownie pada na górę Bony, która jest już jednak słabiej widoczna, gdyż zapada zmrok.

W końcowym opisie obraz staje się coraz bardziej rozmyty, niewyraźny, większą rolę odgrywają zatem wrażenia słuchowe:

42 M. Danilewiczowa: Blisko i daleko. W: Eadem: Blisko i daleko…, s. 135.

Przede mną w blasku zachodu pięła się w górę strzeliście Bona zroś‑

nięta w  jedno z  Zamkiem – sylweta z  czarnego papieru na poma‑

rańczowo podmalowanym tle. Znikł las i  krzywa brzózka, zatarły się kontury zabudowań u  podnóża i  tylko gdzieniegdzie, rozsypane bezładne połyskiwały światełka domostw ludzkich. Z daleka dobiega‑

ły echa próby chóru. Coraz inne głosy powtarzały, że „Maty Bożaja, Poczajiwśkaja, bude nas ratuwaty” z tą samą żarliwą pewnością, którą zaklęli w proste słowa praojcowie ich, gdy Wołyniowi groził zalew ta‑

tarski. Czemu prastara pieśń biła dziś skargą ku pogodnemu niebu, gdyśmy wierzyć nie przestawali, że „jakoś to będzie”?

MWK, s. 174

W  opowiadaniu szczegółowo została zarysowana topografia Krze‑

mieńca. Zdecydowanie przeważają miejsca znane z utworów Słowackie‑

go lub związane z jego biografią. Spacer na grób matki poety staje się pretekstem dla dokładnego przedstawienia ulic krzemienieckich:

W  chwilę później wędrowaliśmy razem Szeroką w  kierunku Kró‑

lewskiego Zjazdu. Zbliżał się wieczór. Otwarte były nieliczne tylko sklepy, ruch uliczny zamarł niemal zupełnie. Na balkonach grzały się w słońcu stare Żydówki w odświętnych perukach, dym walił z komi‑

nów, rozchodziła się smakowita woń ryby i cebuli, na biało nakrytych stołach ustawiano ciężkie mosiężne świeczniki. Szliśmy wzdłuż sta‑

rych domostw mieszczańskich, pamiętających czasy dawnego Lice‑

um, rozmalowanych barwnie według wskazówek konserwatora, który wydobyć pragnął i podkreślić urok ich specyficznie krzemienieckiej architektury. Na ganeczku zajazdu Kuczera drzemało stare kocisko, zmęczone całodziennym skwarem, obojętne na wszystko, na kanar‑

ka nawet harcującego bezkarnie w  pobliżu w  klateczce zawieszonej wśród mirtów i fuksji.

Skręciliśmy w  uliczkę Starego Detiuka, w  drodze na Tunik i.

Ogarnął nas chłód zielonych ścian parowu, a gdy obejrzałam się ku miastu, w ramach rozkwitłych gałęzi wyrosła przed nami Bona, da‑

leka, oderwana od miasta, pełna romantycznego uroku i zupeł‑

nie niepodobna do góry codziennej, widzianej z okien Liceum, panu‑

jącej ciężk im cielsk iem nad miastem.

Cmentarz tonął także w zieleni. Trawa i chwasty ogarnęły nawet kręte ścieżyny wśród zapadłych mogiłek pod kwitnącymi „fruktowy‑

mi” drzewami. Czereszenki ‑maryny, stare grusze i śliwy rozkrzewiły się nad kośćmi ludzi tutejszych – Polaków i Ukraińców, spoczywają‑

cych pospołu na tunickim wzgórzu – bez różnicy narodowości, wie‑

ku, płci i wyznania…

MWK, s. 171–172

W opowiadaniu przywołane zostały autentyczne miejsca odnotowy‑

wane w przedwojennych przewodnikach po Krzemieńcu. Na ulicy Sze‑

rokiej, którą podążała kobieta z chłopcem, zachowały się domy miesz‑

czańskie z początków XIX wieku:

Charakteryzują je mansardowe załamania dachów, ich ścięcia, wy‑

stępy, przydaszki, ganki i  ganeczki z  ładnymi balustradami, słu‑

pami podpierającymi występy dachu, równoległe do ulicy schody zewnętrzne, prowadzące na wysoki parter, wreszcie prześliczna w ko‑

lorze i  kształcie dachówka – holenderka. Najcenniejszym jest to, że zachowała się piękna całość ulic43.

W opowiadaniu wspominana jest także ulica Starego Detiuka, któ‑

rej nazwa przywołuje na myśl krzemienieckiego przyrodnika Antonie‑

go Andrzejowskiego – autora Ramot starego Detiuka o Wołyniu44. Ulica ta biegnie „pięknym, stromym, lessowym wąwozem”45. Pretekstem do opisu Ikwy staje się natomiast obraz wiszący w  autentycznej kawiarni

„u Turka”46:

„Fakir” malował go w  czasie zeszłych wakacji na naszych oczach w asyście bosej dzieciarni i wiecznie głodnych kaczek nad Irwą, która

43 F. Mącza k: Krzemieniec…, s. 22.

44 A. Andrzejowsk i: Ramoty starego Detiuka o  Wołyniu. Wydał i  przedmową opatrzył F. Rawita ‑Gawrońsk i. T. I–III. Wilno 1914. Wspomnienia Andrzejow‑

skiego często przywołuje R. Przybylsk i w książce Krzemieniec. Opowieść o rozsądku zwyciężonych. Warszawa 2003.

45 F. Mącza k: Krzemieniec…, s. 16.

46 W rozmowie z W. Paźniewskim pisarka wspomina, że to nie była luksusowa cu‑

kiernia, lecz właściwie piekarnia, „w której wypieki były na wysokim poziomie. Były tam różne gatunki pierożków, rogalików itp. W czasie, gdy prawie przez miesiąc urzą‑

dzałam wystawę, kupowałam pieczywo u tego Turka i moi przyjaciele też”. M.  Dani‑

lewicz Zielińska: Krzemieniec, Krzemieniec…, s. 42.

dnia tego niosła do Ikw y „srebrzystej” w marzeniach Słowac‑

k iego, wody sine od farbki i mętne od mydlin, przypominając zdecy‑

dowanie rynsztok łódzki barwą, wonią i rozmiarami.

MWK, s. 170

Przedstawiona w  opowiadaniu topografia składa się (w  dużym stopniu) z  nawiązań do biografii i utworów romantyka. Wspomnienie spaceru ulicami Krzemieńca podporządkowanie zostało literaturze.

Miasto widziane jest przez pryzmat życia i twórczości Juliusza Słowac‑

kiego. Kluczową rolę odgrywa fascynacja literacka, to ona prowadzi do Krzemieńca i staje się drogowskazem w wędrówkach po mieście. Przez pryzmat utworów romantyka postrzega narratorka również Sławusia.

Wybór dziecka na przewodnika wydaje się znaczący, tym bardziej, że młodociany bohater nie jest typowy dla pisarstwa Danilewiczowej47. Dziecięca naiwność, pełne uroku zaangażowanie i  proste marzenia współgrają z obrazem miasta. Otwartość, bezkompromisowość małego Sławusia wprowadzają do opowiadania emocjonalny ton, na który nie może (lub nie chce) sobie pozwolić dorosła narratorka. Dziecko otwarcie mówi o swoim przywiązaniu do miejsca, z zapałem rywalizuje z ojcem o to, który z nich bardziej zasługuje na miano prawdziwego krzemień‑

czanina: on, który urodził się w tym mieście, czy profesor, który napi‑

sał co prawda przewodnik o Krzemieńcu, ale przyjechał tu dopiero, gdy miał lat dwadzieścia siedem, a w swojej książce nie wspomina o dróżce, stanowiącej skrót do ruin na Bonie:

Sławuś upierał się jednak przy swoim. „Prawdziwym” krzemieńczani‑

nem był ten tylko, kto, jak Słowacki – i jak on sam – urodził się u stóp

nem był ten tylko, kto, jak Słowacki – i jak on sam – urodził się u stóp