• Nie Znaleziono Wyników

Czarny Ląd. Warszawa Wandy Melcer to zbiór reportaży, które najpierw ukazywały się w odcinkach na łamach „Wiadomości Literackich”, a następnie zostały wydane w formie antologii (1936). Teksty te, które w ostatnich latach mię-dzywojnia wywołały niemało kontrowersji (autorce zarzucono przede wszyst-kim stronniczość, operowanie antysemicwszyst-kimi kliszami oraz „niestosowność”)1, stanowią „świadectwo”, czy też reporterski zapis, choć mocno zideologizowany, wrażeń z wyprawy do warszawskiej dzielnicy ortodoksyjnych Żydów oraz sztetli2. Wyraźna tendencyjność, ostentacja nadawcy, za którym stoi publicystka

„Wiadomości Literackich”, bojowniczka, żywo zaangażowana w kampanie oby-czajowe (na rzecz świadomego macierzyństwa, laicyzacji instytucji małżeństwa oraz zniesienia penalizacji aborcji)3, skłaniają ku temu, by Czarny Ląd odczy-tywać przede wszystkim jako tekst społecznie zaangażowany. We wstępie do wydania książkowego reportaży autorka deklaratywnie nawiązuje do tradycji

„reformowania” Żydów, eksponując przy tym rolę Leo Belmonta, Andrzeja Niemojewskiego oraz integracjonistycznego pisma „Izraelita”. Podkreśla przy

1 Przywoływanym kontekstem było nasilenie się polityki antysemickiej w III Rze-szy. Reportażystka przytacza argument „nietaktu”. Por. W. Melcer: Czarny Ląd. Warsza-wa. Warszawa 1936, s. 14; dalej cytaty lokalizuję przez numer strony. Szerzej o dyskusji i recepcji reportaży zob. U. Glensk: Historia słabych. Reportaż i życie w Dwudziestoleciu (1918–1939). Kraków 2014, s. 186–192. Bardzo dziękuję Autorce za udostępnienie tekstu jeszcze przed publikacją.

2 Tytuł może być zatem mylący.

3 Więcej o biografii Wandy Melcer zob. A. Górnicka -Boratyńska: W poszukiwaniu starszych sióstr. Wanda Melcer – próba portretu. „Teksty Drugie” 1995, nr 3/4, s. 212–233.

38 Marzena Szugiero

tym, że modernizacyjnego projektu „wyprowadzenia z getta” nigdy do końca nie zrealizowano i dlatego „sprawa żydowska wraca i co pewien czas powracać będzie, jak upiór źle pogrzebanego trupa” (s. 23–24). Tradycyjni Żydzi, których reportażystka gani za obskurantyzm, separatyzm i przywiązanie do omszałej – według niej – tradycji, na różne sposoby poddawani są egzotyzacji. Religijny Żyd wydaje się doskonale ucieleśniać Innego, a doświadczenie „tubylców” jest tak odległe, że właściwie nieprzekładalne kulturowo.

W swoim artykule chciałabym prześledzić, za pomocą jakich środków egzotyzacja, poddana „reżimom reformatorskim”, ujęta w tryby reportażu z wyprawy, jest realizowana przez Wandę Melcer, i jakie znajduje konkretyzacje w przedstawianych scenach obrzędów i praktyk kulturowych4.

Obrzezanie

Przy poszukiwaniu dominant i strategii narracyjnych Czarnego Lądu dostrzec można dość mocno „ulokowane” „ja zaświadczające”. Instancja ta, charaktery-styczna i konstytutywna dla pisarstwa etnograficznego, uobecnia i manifestuje się w reportażach Melcer, która sygnuje „prawdziwość” przekazu – jeśli nie jako naoczny świadek, to jako interlokutorka „tubylców”. Wagi jej relacji, świa-dectwa, nie znosi nawet zabieg kompilatorski5, który skądinąd nie jest czymś szczególnie rzadkim w prozie reportażowej6.

Tej regule budowania narracji, to znaczy relacjonowania wydarzeń, wydaje się służyć opis aktu obrzezania. Reportażystka skrzętnie odnotowuje szczegóły:

[Mohel, tj. dokonujący obrzezania – M.S.] przyniósł ze sobą mały, czar-ny futerał, w którym znajduje się nożyk, potrzebczar-ny do operacji, a potem wychodzi, przynosi szklankę, do połowy napełnioną jakimś płynem i trochę waty, którą rozmieszcza symetrycznie po obu stronach szklan-ki. Potem fatyguje się jeszcze bardziej, idzie i wraca, przynosząc mały stołeczek, który trzyma za nogę przez ręcznik, i zesuwa ze sobą dwa krzesełka, przed którymi ten stołeczek umieszcza.

s. 13

Niemniej jednak przedstawiana scena obrzezania zdaje się daleko wykra-czać poza ramy „relacji z podróży”, a przyjęty modus okazuje się klamrą dla imaginacyjnego obrazu. Czym innym, jeśli nie wielką repetycją fantazmatów

4 Praktyki kulturowe rozumiem – inspirowana rozpoznaniami Pierre’a Bourdieu – jako rozmaite aktywności, postrzegane zawsze w kontekście społecznym i charaktery-zujące się pewną powtarzalnością i regularnością (Szkic teorii praktyki poprzedzony trzema studiami na temat etnologii Kabylów. Przeł. W. Kroker. Kęty 2007, passim).

5 Zob. W. Melcer: Czarny Ląd…, s. 13.

6 Por. U. Glensk: Historia słabych…, s. 191–192.

39

„Czarne lądy” Wandy Melcer wobec form egzotyzacji…

społecznych, choć niejednorodną pod względem kodów oraz proweniencji przywoływanych figur, jest poniższe wyznanie?

Boję się. Strach mnie przejmuje, kiedy się patrzę na posępne widowisko, które się tu rozgrywa. Dzieciak, nakryty koronkową pieluszką najele-gantszego sklepu przy Bielańskiej ulicy, drze się, jak opętany. Po wą-skim pokoju poruszają się w szalonych gestach trzej tragiczni mężowie, najdziwaczniej odziani i mruczą coś do siebie, kiwając się prędko w tył i w przód, jakby wykonywali coś nieprzyzwoitego. Tałesy rozwiewają się koło ich chudych postaci, towarzysząc opętanym ruchom rąk.

Maleńkie dziecko pod oknem zakryte jest górą strasznych starców z nożami w ręku. Chciałabym pobiec mu na pomoc, ale przecież skom-promitowałabym tu wszystkich.

s. 13

Fantazmatyczność czy też oniryczność, która się tu przejawia, tak organizuje opis, że prawa reporterskiej relacji zostają uchylone. W imaginacyjnym teatrze w nóż wyposażony jest nie tylko mohel, lecz także towarzyszący mu mężczyźni.

Ta multiplikacja potęguje napięcie i poczucie grozy (gremialne zasadzanie się na bezbronne dziecko), a z ostrego narzędzia czyni atrybut Żydów, postrzeganych kolektywnie. Co więcej, przywołany nóż (a nie nożyk) zaczyna funkcjonować również na prawach rekwizytu, a nie tylko narzędzia. Innymi słowy, można przypuszczać, że czytelnik projektowany, któremu judaizm miał się kojarzyć z kategorią „starotestamentalności”7, nie zobaczyłby lancetu, nożyka chirur-gicznego, stosowanego przez ówczesnych Żydów, a raczej ciężki nóż ciosany, utrwalony choćby w przedstawieniach ofiary Izaaka czy obrzezania Jezusa8.

Co istotne, w przyjętej przez Melcer optyce wyraźnie zaznacza się porządek aksjologiczny i estetyczny, oparty na dystynkcji religijnej, czy ściślej – kultu-rowej. To, co w reportażystce, przedstawicielce „cywilizowanego” świata, wzbudza odrazę, strach i wewnętrzny sprzeciw, jest przedmiotem ekscytacji i uniesienia religijnego opisywanych mężczyzn, którzy wydają się doskonałym niemal ucieleśnieniem fantazmatycznych Żydów: rachitycznych, skłonnych do egzaltacji (ergo z nadmiarem pierwiastka „kobiecości”), a jednocześnie per-wersyjnych, lubieżnych, a ponadto lubujących się w „krwawych” praktykach.

Autorka podkreśla, że opisywana scena rozgrywa się w luksusowej klinice, sugerując, że „poza kadrem” pozostaje świat praktyk mas żydowskich, gdzie z pewnością nie respektuje się zupełnie zasad higieny9.

7 W reportażach Melcer pojawiają się ślady wskazujące w sposób eksplicytny, że komunikat kierowany jest do czytelnika, wychowanego w świecie katolickim (Czarny Ląd…, s. 30).

8 Por. Judaism and Christian Art. Aesthetic Anxieties from the Catacombs to Colonialism.

Eds. H.L. Kessler, D. Nirenberg. Philadelphia–Oxford 2011, passim.

9 Por. W. Melcer: Czarny Ląd…, s. 35–36.

40 Marzena Szugiero

Przedstawioną scenę można by uznać za kliszę, przede wszystkim ze względu na ewokowany obraz, zaczerpnięty z kanonicznych oskarżeń o mord rytualny: bezbronne dziecko w otoczeniu grupy zasadzających się na nie Żydów, którzy przed popełnieniem zbrodni zamierzają je obrzezać10. Ten kon-tekst, czy też sposób myślenia, staje się oczywistszy, jeśli uwzględni się czytel-nika projektowanego, rozpoznającego się w określonym kodzie kulturowym.

Podążając tym duktem, uwzględniwszy znaczenie wyobrażeń, zagnieżdżonych w społecznym imaginarium i utrwalonych między innymi w ikonografii, można dojść do wniosku, że budzący grozę Żyd z ostrym narzędziem nie tylko wpisuje się w narrację o „barbarzyńskim i niehumanitarnym” obrzędzie, skąd-inąd obecną w debatach „wewnątrzżydowskich”, toczonych wokół reformy judaizmu11, lecz także odsyła do innej opowieści – o krwawym rytuale, którego dokonać musiała „wprawna ręka”, a zatem mohel bądź szochet, zajmujący się ubojem rytualnym12. Należy dodać, że to sprzęgnięcie obrzezania i legendy mordu rytualnego nie tylko organicznie wiązało się z przekonaniem o „złości żydowskiej”, lecz także fundowane było na przeświadczeniu, że Żydzi, po-dobnie jak chrześcijanie, w imię działalności misyjnej dokonują przymusowej konwersji, zwłaszcza małych dzieci. Ten mechanizm inwersji projekcyjnej13 nie zostaje jednak uruchomiony. Reportażystka, choć czerpie obficie z reper-tuaru przedstawień, genetycznie związanych z antyjudaizmem w Kościele katolickim, daleka jest od przyjęcia charakterystycznej dlań perspektywy i wykładni, gdzie stawką byłoby wykazanie wyższości religii chrześcijańskiej nad żydowską.

Niemniej jednak sama scena obrzezania jest niesamowicie sugestywna, między innymi dlatego, że narratorka buduje nastrój grozy poprzez mniej lub bardziej jawne odwołania do obrazów i figur, głęboko zakorzenionych w społecznym imaginarium. Tradycyjna dychotomia my – Żydzi zostaje jednak przełamana poprzez postać lekarki, która prosi reportażystkę o zaświadczenie, że w klinice nie respektuje się zasad higieny:

Pytamy się jeszcze, skąd brana wata? Brana jest z apteki. Więc nie stery-lizowana? Owszem, jak z apteki, to sterylizowana. A co było w szklan-

10 J. Tokarska -Bakir: Legendy o krwi. Antropologia przesądu. Warszawa 2008, passim.

11 O dyskusjach i zmianach w ortopraksji (sferze rytuału i praktyk związanych z przestrzeganiem zasad religijnych) w państwach niemieckich zob. R. Judd: Contested Rituals. Circumcision, Kosher Butchering, and Jewish Political Life in Germany, 1843–1933.

Ithaka–London 2007, passim.

12 Por. J. Żyndul: Kłamstwo krwi. Legenda mordu rytualnego na ziemiach polskich w XIX i XX wieku. Warszawa 2011, passim.

13 Szerzej o mechanizmach inwersji projekcyjnej zob. J. Tokarska -Bakir: Legendy o krwi…, passim.

41

„Czarne lądy” Wandy Melcer wobec form egzotyzacji…

ce? W szklance była czysta woda. Lekarka patrzy się w ślad za wycho-dzącymi i mówi:

– Niech pani to wszystko dobrze opisze.

s. 35

Co więcej, czy to na prawie dygresji, czy dopowiedzenia, przywołane zostają historie rodziców, w szczególności matek, sprzeciwiających się zinstytucjonali-zowanej praktyce zadawania bólu chłopcom14. Jest to o tyle istotne, o ile repor-tażystka solidaryzuje się z matkami, jak również podkreśla pewną wspólnotę myśli z Żydówkami, opisywanymi nierzadko z nieskrywaną protekcjonalnością

„reformatorki” – jako byty bezwolne, stłamszone i nieświadome konieczności emancypacji15.

Warto przy tym podkreślić, że w Czarnym Lądzie dochodzi nie tylko do mieszania modusów narracyjnych („dokumentacyjnego” z siecią referencji i „imaginacyjnego”, będącego projekcją wyobrażeń zbiorowych), co skądinąd – w świetle rozpoznań Urszuli Glensk – nie jest czymś zgoła rzadkim w prozie reportażowej, a „palimpsestowe obrazowanie” urasta niemal do konwencji16. Niemniej jednak niejednorodność czy kontaminację dostrzec można także w tkance języka. Z jednej strony tekst zagnieżdżają wyrażenia o zabarwieniu pe-joratywnym („posępne widowisko”, „szalone gesty”, „najdziwaczniej odziani”), służące deprecjacji przedmiotów opisu, z drugiej zaś – pojawiają się określenia pełne patosu, takie jak „tragiczni mężowie” (s. 33), które mogą odsyłać do wspomnianej już kategorii „starotestamentalności”, naznaczonej ambiwalencją.

„Starotestamentalność” bowiem nie tylko wyznacza chrześcijańskocentryczną perspektywę, lecz także konotuje „archaiczność” czy „starożytniczość”, które wydają się niezwykle fascynujące ze względu na – projektowaną bądź rzeczy-wistą – odmienność praktyk i norm kulturowych.

„Kurioza”

„Czerń” Obcego17 Wandy Melcer uobecnia się między innymi w jego „czar-nym” życiu, naznaczonym cierpieniem18. „Barbarzyństwo” getta, rozumianego

14 Zob. W. Melcer: Czarny Ląd…, s. 35.

15 O tym nieco dalej w kontekście mykwy.

16 U. Glensk: Historia słabych…, s. 191.

17 O wyobrażeniach związanych z czernią Obcego zob. Z. Benedyktowicz: Portrety

„obcego”. Od stereotypu do symbolu. Kraków 2000, s. 130–131.

18 Reportażystka pisze, że kobiety żydowskie z tradycyjnych środowisk wiodą „czar-ny żywot”. Niemniej jednak życie chłopców i mężczyzn również – co podkreśla – wy-pełnione jest cierpieniem. Jedną z instytucji opresji, okaleczającą fizycznie i moralnie, ma być szkoła, oparta na tradycyjnym, religijnym procesie kształcenia. Por. W. Melcer:

Czarny Ląd…, s. 62, 87.

42 Marzena Szugiero

jako formacja kulturowa, konkretyzuje się – o czym przekonuje reportażystka – nie tylko w „krwawych” obrzędach, takich jak obrzezanie czy ubój rytualny, lecz także w zwyczajach i instytucjach, fundowanych na mizoginicznym w swej isto-cie modelu, czego doskonałą egzemplifikacją mają być procedury rozwodowe19. Niemniej jednak w proponowanej przez autorkę konstelacji dostrzec można obrzędy, którym trudno przydać etykietę „barbarzyńskich rytuałów”, a które raczej – podążając drogą autorki Czarnego Lądu – można by zakwalifikować jako

„kurioza”. Kategoria „kuriozów” wskazywałaby przy tym na powinowactwo reportaży z pewnym gatunkiem literatury traktującej o Żydach, dość głęboko zakorzenionej w tradycji. Myślę tu mianowicie o zbiorach – nierzadko jawnie kompilatorskich – rozmaitych wierzeń, obrzędów i zwyczajów (rzekomych lub rzeczywistych, mających odmienny status i ekstensję), opisywanych jako

„dziwowiska” właśnie20. Do repertuaru „kuriozów” z Czarnego Lądu można by z pewnością włączyć tzw. pochówek częściowy. To, co reportażystka wydobywa i eksponuje w swej narracji, stanowić ma o dziwności tego zwyczaju:

Pogrzeb nogi! Tak, tak się właśnie tutaj szanuje ludzkie szczątki. Odcięty członek uniesiony zostaje przez żałobników, ułożony w deski, wywie-ziony na cmentarz i tam zagrzebany w cmentarnej ziemi. Jeżeli kogo nie stać na karawan w takim wypadku, każe rękę lub nogę wynieść, że się tak wyrażę, odręcznie, ale zawsze z należytą pompą, z należytym sza-cunkiem, i broń boże nie uronić po drodze, a koniecznie do ziemi, do ziemi! To samo, co z ową z takim splendorem ekspediowaną nogą, robi się właśnie z obrzezkami po ceremonii, tylko się tego nie mogłam do-wiedzieć, czy się je grzebie indywidualnie, czy już jednak hurtem, i w ja-kimś wspólnym grobie? W każdym razie, jeśli ktoś chce być szanowany, to już tylko w tej religii, boję się, że nigdzie indziej go tak nie uczczą.

s. 156

Melcer ze swadą, w sarkastycznym tonie, opisuje „egzotyczną” praktykę, w której ma się przejawiać między innymi rzekoma żydowska skłonność do przepychu i nadmiaru21. Przytoczony fragment można odczytać jako materiał egzemplifikacyjny, który służy deprecjacji praktyk religijnych tradycyjnych Żydów. Wybrzmiewa on nieporównanie mocniej w zestawieniu z inną opowieś-cią – relacją z domu przedpogrzebowego:

19 Por. ibidem, s. 82–87.

20 Por. Y. Deutsch: Judaism in Christian Eyes. Ethnographic Descriptions of Jews and Juda-ism in Early Modern Europe. Oxford 2012, passim.

21 Brak umiaru, przejawiający się w rozmaity sposób, przypisywano nierzadko albo

„wschodniości” Żydów (przynależności do świata Orientu), albo ich „kobiecości”. Wię-cej o jakoby orientalnych gustach żydowskich zob. A. Jagodzińska: Pomiędzy. Akulturacja Żydów Warszawy w drugiej połowie XIX wieku. Wrocław 2008, s. 137–138.

43

„Czarne lądy” Wandy Melcer wobec form egzotyzacji…

Trup starej kobiety, zupełnie nagi, leży na podwyższeniu, które przed-stawia jakby wielki fotel dentystyczny, rozciągnięty, jak do leżenia – albo formę na placki, ulokowaną trochę pochyło na skomplikowanym systemie kół zębatych i bloków, które służą widocznie do zmieniania pozycji przy myciu. Sądząc z grubej, odwiecznej chyba warstwy sza-rego kurzu na kołach, dawno się tym mechanizmem nie posługiwa-no […]. Machina stoi w czworokątnym wgłębieniu, wyłożonym kaflami, z ujściem dla spływających wód, takim wgłębieniu, jak bywa w porząd-nych garażach do mycia samochodów.

s. 166

Obydwa fragmenty, zarówno ten dotyczący tak zwanego pochówku częścio-wego, jak ten odnoszący się do pośmiertnej ablucji, mają obnażać absurd obrzędów, które – jak próbuje dowieść autorka – tworzą system pełen niezborności. Z jednej strony, tak zwany pochówek częściowy uważany jest przez uczestników kultury za wyraz szacunku wobec ludzkiego ciała, z drugiej zaś – zgodnie z intuicją au-torki – przy „właściwych” funeraliach dokonuje się pośmiertnej dehumanizacji.

Co więcej, oskarżycielski ton reportażystki jest tak bardzo totalizujący, że nie dopuszcza się argumentów kontra, które wskazywałyby na halachiczne podłoże (a zatem nieco nobilitujące) starannego i całościowego obmywania zwłok, opisy-wanego w tak sugestywny sposób, by wzbudzić w czytelniku niechęć.

Co istotne, stawką okazuje się dowiedzenie, że rozmaite praktyki związane z obrządkiem funeralnym wynikają raczej z zabobonu niż prawdziwej religijno-ści. Podążając tym śladem, a jednocześnie dokonując kontekstualizacji Czarnego Lądu, można stwierdzić, że w ten sposób pisarka podejmuje głos w dyskusji wokół „afery trupiej”, czyli kontrowersji związanych z postulatem ustawowego nakazu dostarczania zwłok żydowskich do prosektoriów uczelnianych, by stu-denci Żydzi nie pracowali nad ciałami chrześcijan22. Ten kontekst żywej debaty, polaryzującej społeczeństwo i odnajdującej swe odzwierciedlenie w aktach przemocowych23, jest przywoływany, a reportaże Melcer wydają się poprze-tykane siecią intertekstualnych odniesień. Reportażystka „inkrustuje” tekst historią lekarza żydowskiego, który miał dokonać sekcji zwłok żony z intencją dowiedzenia, że bezpodstawny jest sprzeciw tradycyjnych środowisk żydow-skich wobec pośmiertnego wykorzystania ludzkiego ciała do badań:

[…] opowiedziano mi o heroicznym postępku jednego ze starszych leka-rzy szpitalnych, który dla przekonania swych współwyznawców o

ko-22 Więcej na ten temat zob. N. Aleksiun: Christian Corpses for Christians!: Dissecting the anti -Semitism behind the Cadaver Affair of the Second Polish Republic. „East European Po-litics and Societies” 2011, Vol. 25, Issue 3, s. 393–409; Eadem: Jewish Students and Christian Corpses in Interwar Poland: Playing with the Language of Blood Libel. „Jewish History” 2012, Vol. 26, No 3–4, s. 327–342.

23 N. Aleksiun: Christian Corpses for Christians!…; Eadem: Jewish Students…

44 Marzena Szugiero

nieczności i bezgrzeszności, niejako ze strony boskiej niekaralności ta-kiego postępowania, zrobił sekcję ukochanej swojej żony, która umarła w półtora roku po ślubie przy wydawaniu na świat dziecka.

s. 154

Z punktu widzenia Melcer, wspomniany lekarz urasta do rangi symbolu – bohatera, który dokonuje aktu poświęcenia w imię – nierównej skądinąd – walki z fanatyzmem religijnym, mocno ugruntowanym i rozpowszechnionym24.

Ubój rytualny

Ważnym punktem wyprawy reportażystki jest żydowska rzeźnia na Pradze, miejsce nieprzypadkowe zwłaszcza w kontekście nabrzmiałej wówczas debaty wokół delegalizacji szechity25. Wanda Melcer w sensualistyczny sposób opisuje ubojnię, epatuje krwią i widokami masy zabitego bydła, pomiędzy którym przechadzają się gdzieniegdzie żywe jeszcze zwierzęta:

Kiedy się zbliżałam do hali, uderzył mnie znowu niepowstrzymaną falą ten straszny zapach. Stanęliśmy przy wrotach: zwierzęta były już wpędzone do hali, i uwiązane każde pod swoją windą, która reguluje ich pozycję. Czarne woły leżały szeregiem na grzbietach pod stu ha-kami, do których związane razem i mocno ściśnięte, umocowane były ich cztery nogi. W ten sposób zwierzę wisi, jak tobół, trochę się jeszcze rzucając, ale właściwie całkowicie unieruchomione, głowa odcięta w tył, gardziel odpowiednia do przerżnięcia. […] Na marach leżały cielęta już pozabijane, niektóre oczekiwały na śmierć, a niektóre chodziły jeszcze wolno po hali.

s. 128–130

W kolejnych scenach – na co zwraca uwagę Glensk – eksponuje się róż-nicę w doświadczeniu, w znacznej mierze opartą na odmienności -kulturowej26. Podczas gdy reportażystka bliska jest omdlenia, rzezak rytu-alny „tanecznym krokiem” podchodzi do uwiązanego wołu i go zabija27. Obserwowany przez autorkę szochet wydaje się zachowywać dość osobliwie, uznawszy nawet, że wykonywany cios sprowadza się u niego do codziennej rutyny. Niemniej jednak przyjęta przez reportażystkę narracja nie wydaje się oryginalna w zestawieniu z innymi relacjami z wizyt w rzeźni. Nierzadko

24 Zob. W. Melcer: Czarny Ląd…, s. 155.

25 Więcej na ten temat zob. R. Żebrowski: Żydowska Gmina Wyznaniowa w Warszawie 1918–1939. W kręgu polityki. Warszawa 2012, s. 682–725.

26 U. Glensk: Historia słabych…, s. 206–207.

27 Zob. W. Melcer: Czarny Ląd…, s. 129–130.

45

„Czarne lądy” Wandy Melcer wobec form egzotyzacji…

bowiem odmienność doświadczenia rzeźnika/rzezaka i przybysza „z zewnątrz”

funduje się na różnicy etnicznej właśnie28, przy zamarkowaniu szerszego kon-tekstu i uwarunkowań ekonomiczno -społecznych, choćby takich, jak dostępność do określonych profesji.

Mykwa

W (re)komponowanym repertuarze rytuałów, czy szerzej – praktyk kulturo-wych, „czarnego lądu” ważne miejsce zajmuje ablucja w łaźni rytualnej. Repor-tażystka nazywa obmycie w mykwie jednym „z najwstrętniejszych obyczajów żydowskich” (s. 66). Na poparcie swojej tezy przytacza szereg argumentów. Po pierwsze, pojawia się wątek higienistyczny. Łaźnia rytualna, zgodnie z sugestią autorki Czarnego Lądu, jest w istocie rezerwuarem brudu. Pisarka skrzętnie od-notowuje rozmaite przykłady nierespektowania zasad higieny w jednej z war-szawskich mykw, takie jak butwiejące schody, prowadzące do zatęchłej piwnicy, czy mętna woda w basenie. Łaziebne (negelsznejderki) również nie wzbudzają zaufania, a ich kompetencje zdają się co najmniej wątpliwe. W takich warun-kach, zgodnie z sugestią reportażystki, rytualna ablucja, ściśle jednak związana z cielesnością, wydaje się jedynie magiczną praktyką29.

Wątek higienistyczny, spleciony z kwestiami estetycznymi, jest z pewnością ważny, między innymi ze względu na uwikłanie w dyskusje wokół rzekomego upodobania Żydów (jako rasy) do brudu. Temat ten uporczywie powracał w debatach nad „reformą” Żydów30, a przy tym dość wyraziście wybrzmie-wał w micie Ostjuden – Żydów wschodnioeuropejskich, postrzeganych przez swoich „zeuropeizowanych braci”, którzy widzieli w nich nie tylko doskonałe ucieleśnienie pogardzanego getta kulturowego, lecz także głębszą duchowość, z której świat Zachodu miał być wypreparowany31. Niemniej jednak w optyce zaproponowanej przez Melcer o opresyjności mykwy nie stanowi (przynajmniej prymarnie) jej odstręczający wygląd i groźba zainfekowania. To, co wydobywa reportażystka, a czego zdaje się nie zauważać Stanisław Rogoż w recenzji

Wątek higienistyczny, spleciony z kwestiami estetycznymi, jest z pewnością ważny, między innymi ze względu na uwikłanie w dyskusje wokół rzekomego upodobania Żydów (jako rasy) do brudu. Temat ten uporczywie powracał w debatach nad „reformą” Żydów30, a przy tym dość wyraziście wybrzmie-wał w micie Ostjuden – Żydów wschodnioeuropejskich, postrzeganych przez swoich „zeuropeizowanych braci”, którzy widzieli w nich nie tylko doskonałe ucieleśnienie pogardzanego getta kulturowego, lecz także głębszą duchowość, z której świat Zachodu miał być wypreparowany31. Niemniej jednak w optyce zaproponowanej przez Melcer o opresyjności mykwy nie stanowi (przynajmniej prymarnie) jej odstręczający wygląd i groźba zainfekowania. To, co wydobywa reportażystka, a czego zdaje się nie zauważać Stanisław Rogoż w recenzji