• Nie Znaleziono Wyników

Wiele frontów oporu i zmian

W dokumencie światowa gospodarka żywnościowa (Stron 178-200)

1 stycznia 1994 roku, w dniu, kiedy wszedł w życie Północnoamerykański Układ o Wolnym Handlu (NAFTA), kiepsko uzbrojone siły Zapatystowskiej Armii Wyzwolenia Narodowego zaję-ły leżące na południu Meksyku San Cristóbal oraz pięć innych miast i wiele dużych majątków ziemskich w stanie Chiapas. Układ NAFTA był dla zapatystów celem symbolicznym. Potwier-dzał integrację rynkową, można się więc było spodziewać zalewu subsydiowanej kukurydzy ze Stanów Zjednoczonych, co w połączeniu z zalegalizowaniem prywatyzacji ziemi należącej do społeczności wiejskich uznano za zamach na „lud kukurydzy” i kolejny przykład tego, że kolo-nialne niesprawiedliwości są wciąż żywe i znajdują wyraz w wykluczających praktykach współ-czesnej polityki. Po zwycięstwie na arenie krajowej, a nawet międzynarodowej, zapatyści szyb-ko dali się poznać jaszyb-ko ruch rewolucyjny nowego typu, odrzucający siłę jaszyb-ko główne narzędzie przemiany społecznej i władzę polityczną jako cel działań. Jak to ujął subcomandante Marcos:

„Zadaniem zbrojnego ruchu powinno być unaocznienie problemu, a potem ustąpienie”.

W 1996 roku zapatyści zorganizowali pierwsze Międzykontynentalne Spotkanie na rzecz Ludzkości i przeciwko Neoliberalizmowi (Encuentro Intercontinental por la Humani-dad y contra el Neoliberalismo). Walkę przeciwko narzucaniu neoliberalnej polityki gospo-darczej przedstawili jako „nową światową wojnę, która dotyczy całej ludzkości”. Ich wizja obejmowała pluralistyczny, ale zarazem wewnętrznie powiązany ruch, stworzenie „jednego świata, który pomieści wiele światów” – jak to zgrabnie ujął Marcos w swoim przemówieniu.

Powiedział również:

Co takiego robimy? Czy przygotowujemy kolejny projekt, by złagodzić ból płynący stąd, że nie mamy rozwiązania? Proponujemy program światowej rewolucji? Utopijną teorię, która pomoże zachować roztropny dystans od rzeczywistości przysparzającej cierpień? Potrzebujemy czegoś mniejszego, ale za to lepszego. Chcemy być głosem, który uwzględnia innych i nie próbuje nikogo zagłuszyć ani uciszyć. Echem głosu buntu, który zmienia się i odradza w głosach innych. Głosem małym, lokalnym, związanym z jedną grupą, miejscem, narodem, który włącza się w chór ogromny, międzykontynen-talny, galaktyczny. Jednym głosem, który przekształca się w wiele, buduje sieć głosów

176 177 5. Batalia o przyszłość rolnictwa

gotowych wobec głuchoty władzy przemawiać we własnym imieniu. Rozpoznajemy wspólny ton w różnorodności głosów, które tę sieć tworzą. Te głosy sprzeciwiają się wojnie, którą prowadzą z nami potęgi tego świata. Nie tylko mówimy, lecz także wal-czymy w imię ludzkości i stawiamy opór neoliberalizmowi.

Powstanie zapatystów odbiło się echem w Meksyku i daleko poza jego granicami, a kre-atywność rebeliantów i ich umiejętność godzenia lokalnych działań z włączaniem się w szer-szą walkę stała się inspiracją dla nowych grup globalnej sieci aktywistów, które sformowały się, by podważyć instytucjonalne umocowanie konsensu waszyngtońskiego i rzucić wyzwa-nie jego triumfalizmowi. Gdy grupy te połączyły się w 1999 roku podczas bitwy o Seattle, wspólny ruch nie przypadkiem zaczerpnął hasło z pełnego optymizmu rewolucyjnego języka zapatystów: „Inny świat jest możliwy!”. Przejął również zapatystowską ideę, by siłę czerpać z ujmowania walki jako „jednego nie i wielu tak”.

Konfrontacja z integracją rynkową napędzaną przez wielkie korporacje Perspektywa globalna jest potrzebna, by zrozumieć problemy, przed którymi stają rolnicy w większości miejsc na świecie. Idea „jednego nie i wielu tak” oznacza sprzeciw wobec systemu globalnego i poszukiwanie wielu różnych rozwiązań alternatywnych. Walka o demokratyzację i decen-tralizację kontroli rozgrywa się bowiem w odmiennych środowiskach, kontekstach historycz-nych i tradycjach kulturowych. „Jedno nie” oznacza konfrontację, dzięki której „wiele tak” zy-ska przestrzeń, by móc rozkwitnąć. W światowej gospodarce żywnościowej to jedno twarde

„nie” jest sprzeciwem wobec integracji rynkowej napędzanej działaniami wielkich korporacji i jej instytucjonalnego umocowania, które pociąga za sobą „większą swobodę wypierania małych przez wielkich, wpychania ludzi na całym świecie w uzależnienie od odległych ryn-ków” i mogłoby się wiązać ze „zwycięstwem niewydajnych i niszczycielskich dla środowiska monokultur nad zrównoważonymi i ekologicznie racjonalnymi technikami rolniczymi” (Rosset 1999a, s. 17). Na szczęście, jak o tym wspomnieliśmy w rozdziale 4., prawne umocowanie WTO jest stale kontestowane, bo obietnice, które legły u podstaw liberalizacji handlu (do-tyczące dobroczynnych skutków związanych ze wzrostem obrotów), coraz trudniej obronić.

Oponenci WTO zmagają się z problemem, czy jest to instytucja niereformowalna i w związku z tym należy ją zetrzeć z powierzchni ziemi, czy może jednak niezbędna i możliwa do urato-wania, a zatem trzeba ją zmieniać.

Zwolennicy odnowy WTO twierdzą, że mimo wszelkich nierówności, jakie mogą się po-jawiać w jej łonie, kraje rozwijające się potrzebują instytucji wielostronnej, która dyscyplino-wałaby politykę gospodarczą państw bogatych. W odniesieniu do rolnictwa wiele uwagi po-święcają zakłóceniom wywoływanym przez potężne systemy subsydiów rolnych i selektywny protekcjonizm państw bogatych. Podkreślają oczywistą sprzeczność między teorią a prakty-ką wolnego handlu, a nawet (jak wspominaliśmy w rozdziale 4.) wysuwają wobec państw rozwiniętych zarzut hipokryzji. Ich obawy budzi także to, że brak ponadnarodowej instytucji regulującej handel rolny utrwaliłby nierównowagę widoczną już w Porozumieniu w sprawie rolnictwa i doprowadziłby do rozprzestrzeniania się jeszcze gorszych dla krajów rozwijających

178 179 5. Batalia o przyszłość rolnictwa Światowa gospodarka żywnościowa

się dwustronnych umów handlowych. Zwolennicy odnowy wiążą nadzieje z tym, że dzięki sojuszom, jakie zaczęły się tworzyć od czasu Cancún, i umiejętności obrony własnych intere-sów, która się tam ujawniła, kraje rozwijające się będą w stanie gruntownie przeformułować priorytety i uzyskać korzystniejsze rezultaty w negocjacjach wielostronnych.

W dłuższej perspektywie zreformowana WTO mogłaby ożywić naciski na stworzenie Nowego Międzynarodowego Ładu Ekonomicznego, idei przez dziesięciolecia zapomnianej z powodu przytłoczenia krajów rozwijających się ciężarem zadłużenia, realizacji zasad dosto-sowania strukturalnego i liberalizacji oraz za sprawą neoliberalnej ortodoksji. W gospodarce światowej słabą pozycję najbiedniejszych państw określają ich ograniczone podstawy ekspor-towe, a pogarszające się warunki handlu towarami kolonialnymi powodują drastyczny spadek ich dochodów (Khor 2002). W tej sytuacji głównym motywem dążenia do odnowy WTO jest przekonanie, że organizacja mogłaby doprowadzić do opracowania umów, które realnie koordynowałyby zarządzanie podażą i obniżyły wysokie taryfy celne na towary przetworzo-ne, które wciąż utrzymują państwa bogate. Niektórzy zwolennicy reformowania Światowej Organizacji Handlu – jako dowód na to, że może ona odegrać ważną rolę w dyscyplinowaniu państw bogatych – przywołują wydane w 2006 roku orzeczenie organu apelacyjnego WTO.

Opowiedział się on wówczas po stronie eksporterów bawełny z Afryki Zachodniej przeciwko Stanom Zjednoczonym subsydiującym swoją produkcję. Stanął po stronie słabszych w spra-wie, która od czasu konferencji w Cancún budziła duże międzynarodowe zainteresowanie.

Przypomnijmy w tym miejscu, że do czasu wygaśnięcia z końcem 2003 roku tzw. klauzuli pokoju47 subsydiów krajów bogatych nie można było prawnie zakwestionować.

W przypadku handlu rolnego nie ma jednak łatwego sposobu na załagodzenie napięć między rządami takich konkurencyjnych eksporterów rolnych, jak Brazylia czy Tajlandia, i kra-jów, dla których priorytetem jest kwestia bezpieczeństwa żywnościowego i zapewnienie środ-ków do życia mieszkańcom wsi (m.in. Indii i państw z grupy G-33). Rządy krajów z grupy G-33 wskazują na potrzebę utrzymania znacznej elastyczności na granicach w przyszłości i orędują za tym, by państwa rozwijające się miały prawo same określać zakres „produktów specjal-nych” i mogły uciekać się do pewnych szczególnych środków (tj. środków ochrony). Ale po-nieważ uzasadnienie szczególnej roli rolnictwa w społeczeństwie jako pierwsza przedstawiła Unia Europejska, mało prawdopodobne, by prawo to przyznano wyłącznie państwom rozwi-jającym się.

Dla przeciwników WTO, którzy nie wierzą, by organizacja mogła być ratunkiem dla świa-towego rolnictwa, napięcia w gronie państw rozwijających się są koronnym argumentem za jej likwidacją. Krytycy, tacy jak Rosset, Bello czy La Vía Campesina, uparcie twierdzą, że odnowa WTO w interesie najbiedniejszych to cel chybiony i że nawracające konflikty i kryzysy należy uznać za impuls do rozwiązania albo Porozumienia w sprawie rolnictwa, albo WTO w całości.

47. Stany Zjednoczone i Unia Europejska starały się doprowadzić do przedłużenia tej klauzuli i posunęły się nawet do sugerowania, że usankcjonowane przez WTO przypadki sprzeciwu wobec ich subsydiów mogą popsuć przyszłe negocjacje.

178 179 5. Batalia o przyszłość rolnictwa

Minimum to wyrugowanie organizacji „przynajmniej z rolnictwa” (Rosset 2006). Pomysł refor-mowania WTO przeciwnicy organizacji uważają za błędny także dlatego, że za fałszywe uznają korzyści rozwojowe, które miałaby przynosić. Ograniczenie dopłat do rolnictwa w krajach bogatych i lepszy dostęp do światowych rynków nie poprawią ich zdaniem losu drobnych rol-ników w krajach rozwijających się. Korzyści z istnienia WTO są zatem minimalne, a zagrożenia, jakie niesie ze sobą wzrost importu i niejawne usankcjonowanie wolnorynkowego podejścia do kwestii bezpieczeństwa żywnościowego, całkiem realne, choć przez wielu ignorowane.

Jak wielokrotnie podkreślaliśmy w tej książce, argumenty zwolenników reformowania WTO bledną wobec klęski towarów tropikalnych, uporczywego deficytu płatności w krajach biednych, obciążenia dla środowiska związanego z ogromnymi odległościami, które pokonują artykuły spożywcze w drodze od producenta do konsumenta, i potencjalnego wzrostu kosz-tów transportu w dobie kryzysu paliwowego. Orzeczenie organu apelacyjnego WTO z 2006 roku może – przynajmniej na krótką metę – przynieść krajom Afryki Zachodniej nieco większe zyski z eksportu bawełny, ale nie świadczy to bynajmniej o wartości Światowej Organizacji Handlu jako takiej. W gruncie rzeczy orzeczenie to skłania najbiedniejsze kraje świata o najbar-dziej niestabilnej sytuacji żywnościowej do kontynuowania dotychczasowej szkodliwej polity-ki zwiększania importu artykułów spożywczych i poświęcania pokaźnych obszarów własnego areału pod produkcję nisko wycenianych niejadalnych upraw na dalekie rynki. Nie należy rów-nież zapominać, że rekordowy eksport bawełny nie uratował krajów Afryki Zachodniej przed klęską głodu z lat 1983–84.

Sprawa bawełny z Afryki Zachodniej jest przypadkiem w pewnym sensie wyjątkowym, bo drobni rolnicy są tam w znacznym stopniu włączeni w sieć eksportu. W większości przy-padków jednak współpraca rządów krajów rozwijających się z WTO – organizacją, która sta-wia sobie za zadanie ograniczanie subsydiów rolnych w krajach bogatych i ich selektywnego protekcjonizmu – ma niewiele wspólnego z interesami drobnych rolników. Odzwierciedla na-tomiast asymetrię w dostępie do władzy politycznej: w krajach będących nowymi potęgami agroeksportowymi działa ona na rzecz wielkich właścicieli ziemskich i przedsiębiorstw han-dlowych (dlatego tak ważne jest zrozumienie, kto faktycznie korzysta na wzroście eksportu, o czym wspominaliśmy w rozdziale 3.). Prawdą jest, że systemy subsydiów w krajach bogatych psują wzorce produkcji rolnej i handlu, ale nawoływanie do odnowy WTO, która ma wymusić ich przycięcie, jest ryzykowne: może się okazać, że rządy nadal będą te wzorce zniekształcać.

Poza tym może nam umknąć fakt, że ważna jest nie likwidacja publicznych inwestycji w rolnic-two, lecz takie ich przekształcenie, by pańsrolnic-two, zamiast koncentrować się – tak jak teraz – na rolnictwie przemysłowym, zaczęło wspierać badania, rozwój, technologię adekwatną i inne formy pomocy dla małych gospodarstw rolnych, co jest szczególnie ważne w okresie przej-ściowym. Innym istotnym argumentem podważającym zasadność reformowania WTO jest to, że jej zwolennicy nie zwracają należytej uwagi na rolę, jaką Światowa Organizacja Handlu odgrywa w „stopniowym przesuwaniu środków produkcji rolnej poza kontrolę rolników, co dokonuje się poprzez interwencję w procesy naturalne – poczynając od zmodyfikowanych biologicznie nasion, poprzez cały wachlarz komponentów chemicznych, po maszyny” (McMi-chael 2004b, s. 9). Znikome jest prawdopodobieństwo, że Stany Zjednoczone pozwolą na

180 181 5. Batalia o przyszłość rolnictwa Światowa gospodarka żywnościowa

osłabienie zabezpieczeń patentowych lub odstąpią od wytaczania spraw sądowych związa-nych z biotechnologią w ramach WTO.

Zwolennicy unieważnienia przynajmniej Porozumienia w sprawie rolnictwa apelują, by-śmy przyjrzeli się, co faktycznie zyskamy, jeśli koalicjom krajów rozwijających się uda się ogra-niczyć amerykańskie i europejskie systemy subsydiów i obniżyć szczyty taryfowe. Prawie na pewno ceną za te ustępstwa będzie większa liberalizacja handlu, a całkiem możliwe, że także dalsza erozja systemu demokratycznej kontroli nad innowacjami naukowymi i procesem pa-tentowym. W rezultacie warunki rynkowe nadal będą niekorzystne dla ogromnej większości drobnych rolników na świecie, zarówno w krajach uzależnionych od importu, jak i w tych, które stanowią potęgi agroeksportowe. Pozostaną oni zamknięci w niesprawiedliwych ramach z niewielką szansą na to, że państwo będzie wspierać badania i rozwój rolnictwa. Znajdą się w sytuacji jeszcze silniejszych nacisków, by produkować w sposób określony przez wiel-kie koncerny rolne zdecydowane wydusić z rolnictwa jak największe opłaty technologiczne.

Równocześnie będą musieli w coraz większym stopniu konkurować z produkcją pochodzącą z ogromnych gospodarstw uprzemysłowionych, przetwarzaną, dystrybuowaną i sprzedawaną przez koncerny rolno-spożywcze. Te monopolistyczne molochy są w stanie wpływać na aspi-racje dietetyczne konsumentów, a ich potęga z czasem tylko wzrasta. Przyczyniają się do tego kolonialne zaszłości w agroeksporcie, postkolonialna pomoc żywnościowa i dziesięciolecia subsydiowania produkcji w strefie umiarkowanej.

Sprzeciw wobec integracji rynkowej spod znaku wielkich korporacji coraz częściej ujmuje się w kategoriach „suwerenności żywnościowej”. Koncepcja takiej suwerenności nie idealizuje w żaden sposób państw narodowych, lecz jedynie podkreśla to, że władza decyzyjna i nadzór powinny znaleźć się bliżej gospodarstw i systemów rolnych. Logikę tego rozumowania z wła-ściwą sobie przenikliwością ujmuje Berry:

Przynajmniej jedna rzecz powinna być dla nas wszystkich oczywista: całej ludności świata nie da się wykarmić importowaną żywnością. Gdzieś jacyś ludzie muszą upra-wiać ziemie. A tam, gdzie jest ona uprawiana, rodzą się zawsze dwa takie same pytania:

jak chronić ziemię, którą się uprawia, i jak chronić ludzi, którzy ją uprawiają. Im dalszą drogę pokonuje żywność, tym trudniej na te pytania właściwie odpowiedzieć. Właści-wych odpowiedzi nie dostarczy międzynarodowy handel ze swoimi celami, polityką i procedurami, niezależnie od tego, czy będzie to wolny handel, czy nie. Nie mogą ich opracować ani narzucić międzynarodowe, krajowe czy stanowe agencje. Odpowiedzi mogą powstać jedynie lokalnie, przy udziale wysoko wykwalifikowanych i zmotywowa-nych miejscowych rolników, bo tylko oni tak bezpośrednio jak to tylko możliwe, znają potrzeby dobrze zorientowanych miejscowych klientów i potrafią je zaspokoić.

(Berry 1995, s. 7) Sprzeciw wobec WTO to dziś znacznie więcej niż impas w oficjalnych negocjacjach.

O jego sile stanowią aktywiści, organizacje badawcze, grupy nacisku, a przede wszystkim sami rolnicy. Formą tego sprzeciwu są nie tylko krytyczne ujęcia naukowe, ale i tworzenie sieci dystrybucji żywności lokalnej i organicznej. Aktywność drobnych rolników w krajach

rozwija-180 181 5. Batalia o przyszłość rolnictwa

jących się zyskuje nowy, potężny wymiar, czego najlepszy przykład stanowi La Vía Campesina, której udało się znaleźć wspólny grunt ze stowarzyszeniami gospodarstw rodzinnych w kra-jach ze strefy umiarkowanej, takimi jak amerykańska National Family Farm Coalition (Krajowa Rada Gospodarstw Rodzinnych) i European Farmers Coordination (Europejska Koordynacja Rolników) (Rosset 2006; McMichael 2004b; Desmarais 2002). Dokąd ten sprzeciw zaprowa-dzi, zobaczymy, lecz jeśli uda się unieważnić Porozumienie w sprawie rolnictwa, nie tylko osłabi to władzę wielkich koncernów rolnych nad rządami państw, ale też stworzy pole dla działań alternatywnych. A przede wszystkim rozwieje złudzenie, że integracja rynkowa, do której prą wielkie korporacje, jest czymś nieuniknionym albo bezdyskusyjnym.

Ziemia, nasiona, ciało i umysł Jedno z głównych haseł zrównoważonego rozwoju to:

„Myśl globalnie, działaj lokalnie”. Sparafrazowali je ostatnio krytycy korporacyjno-przemysło-wego systemu żywnościokorporacyjno-przemysło-wego i osoby działające na rzecz zmiany kierunku rozwoju świato-wego rolnictwa – ich „jedz lokalnie” stało się modne. Realizowanie tego postulatu w różnych miejscach na świecie rodzi rzecz jasna inne wyzwania. Czym innym będzie w krajach strefy umiarkowanej, gdzie dominują przemysłowe monokultury, fermy hodowlane i przepełnione pseudoróżnorodnymi artykułami supermarkety, a nadwyżki produkcji są gigantyczne. Czym innym zaś w krajach strefy tropikalnej, dla których charakterystyczna jest wąska specjalizacja eksportowa, zorientowane lokalnie małe gospodarstwa rolne i rosnące uzależnienie od im-portu żywności.

Kwestię uzależnienia od importu często podnoszą ci, którzy odrzucają nawoływania o „ulokalnienie” światowej produkcji żywnościowej. Rozwój lokalnego rolnictwa i rezygnację z importu żywności uznają za nierealistyczne, a nawet rażąco niesprawiedliwe. Tłumaczą, że zmniejszenie pomocy żywnościowej oraz importu tanich, subsydiowanych artykułów spożyw-czych do krajów biednych będzie dla ich najuboższych mieszkańców niezwykle bolesne. Rze-czywiście, na krótką metę tak może się stać. W okresie przejściowym można się spodziewać poważnych problemów, ale w dalszej perspektywie oparcie bezpieczeństwa żywnościowego na lokalnej produkcji jest racjonalne i korzystne. Inaczej światowa gospodarka żywnościowa będzie tkwić w błędnym kole, a bezpieczeństwo żywnościowe najuboższych będzie zależało od wolnorynkowych kaprysów.

Walka o zakwestionowanie pozycji dominujących graczy w światowej gospodarce żyw-nościowej oraz logiki obecnego systemu musi się toczyć na poziomie globalnym. Jednak zro-zumienie sytuacji rolników wszędzie na świecie jest niemożliwe bez uwzględnienia lokalnego kontekstu. Musimy wiedzieć, jak dany krajobraz wiejski powstawał, jak się dziś podtrzymuje jego obecny kształt albo jak się go podważa. Kwestię rolną jasno ujmuje Rosset: „Na ca-łym świecie najbiedniejszymi z biednych są pozbawieni ziemi mieszkańcy terenów wiejskich, tuż za nimi plasują się właściciele gruntów słabej jakości, którzy mają poletka zbyt małe na potrzeby utrzymania rodziny” (Rosset 2006, s. 5). Zbudowanie zdecentralizowanej, bardziej sprawiedliwej społecznie i ekologicznie racjonalnej globalnej gospodarki żywnościowej będzie niemożliwe bez zakwestionowania rażąco niesprawiedliwych praw własności, które powstały w wyniku przebiegającego na całym świecie procesu grodzenia ziemi. Będzie to wymagało

182 183 5. Batalia o przyszłość rolnictwa Światowa gospodarka żywnościowa

pracy na rzecz zniwelowania nierówności w krajobrazie wiejskim, które niemal 400 lat temu zapoczątkowali diggerzy i lewellerzy. Rolnicy, ich stowarzyszenia, przedstawiciele ruchów spo-łecznych i ekologicznych, a także wspierający tę sprawę naukowcy muszą zewrzeć szyki, by

„przywrócić kwestię reformy rolnej do krajowych i międzynarodowych programów rozwoju”

(Leonard, Manahan 2004, s. 14). Na to właśnie nalega Land Research Action Network48. Kwestię reformy rolnej odnosi się zwykle jedynie do krajów rozwijających się, większość działań podejmowanych w tej sprawie w krajach rozwiniętych ma charakter defensywny:

koncentruje się na ochronie gospodarstw rodzinnych, resztek obszarów państwowych i po-wstrzymywaniu gdzieniegdzie rozrastania się miast. Ale – jak to zostało pokazane w roz-dziale 2. – wypaczone systemy dotowania rolnictwa, podatki i nacisk na ciągłe zwiększanie skali w większości państw strefy umiarkowanej napędzają proces kapitalizacji, zadłużania, bankructw, wysiedleń i komasacji gruntów. To sprawia, że niemal nie sposób rozpocząć tam działalność rolniczą i bardzo trudno przy niej pozostać nawet tym, którzy uprawiają ziemię z dziada pradziada. Dla zdrowia własnych społeczności wiejskich, ochrony krajobrazu rolnego i zasobów wodnych, jak również w interesie rolników na całym świecie kraje takie jak „Stany Zjednoczone potrzebują reformy rolnej tak samo jak Ameryka Łacińska” (George 1990, s. 197), jednak walka o to, by kwestia redystrybucji ziemi zaistniała w świadomości społecznej i deba-cie publicznej państw, gdzie dominuje kompleks zbożowo-hodowlany, jest jeszcze cięższa niż w krajach rozwijających się.

Nawoływania o reformę rolną w krajach rozwijających się przez długi czas (zarówno w teorii, jak i praktyce) łączyły się z walką o sprawiedliwość społeczną. Krytycy marksistowscy ostrzegają jednak, że trzeba zwrócić uwagę na zróżnicowanie klasowe na wsi, istnieje bowiem obawa, że populistyczne wezwania do reformy mogą łatwo doprowadzić do oddolnej akumu-lacji ziemi (przez zamożnych właścicieli małych albo średnich gospodarstw). Jest to szczególnie prawdopodobne w przypadku reform rynkowych promowanych przez Bank Światowy (Borras 2003). To ważna przestroga, ale nie istnieje przecież żaden wzorzec, który wskazywałby, jak radykalna reforma rolna miałaby wyglądać. Ja sam skłaniam się ku historycznie i kulturowo zdefiniowanym formom wspólnotowej lub państwowej własności, zapewniającym rolnikom pewną i odnawialną dzierżawę. Taki system własności połączony z długotrwałą dzierżawą gwarantowałby kontrolę uniemożliwiającą wywłaszczenia i przyszłą akumulację ziemi. Dawał-by też rolnikom motywację i ochronę prawną, Dawał-by mogli uprawiać ziemię, mając na względzie jej długotrwałe dobro. Przekazanie władzy miejscowym demokratycznym organom dawałoby

Nawoływania o reformę rolną w krajach rozwijających się przez długi czas (zarówno w teorii, jak i praktyce) łączyły się z walką o sprawiedliwość społeczną. Krytycy marksistowscy ostrzegają jednak, że trzeba zwrócić uwagę na zróżnicowanie klasowe na wsi, istnieje bowiem obawa, że populistyczne wezwania do reformy mogą łatwo doprowadzić do oddolnej akumu-lacji ziemi (przez zamożnych właścicieli małych albo średnich gospodarstw). Jest to szczególnie prawdopodobne w przypadku reform rynkowych promowanych przez Bank Światowy (Borras 2003). To ważna przestroga, ale nie istnieje przecież żaden wzorzec, który wskazywałby, jak radykalna reforma rolna miałaby wyglądać. Ja sam skłaniam się ku historycznie i kulturowo zdefiniowanym formom wspólnotowej lub państwowej własności, zapewniającym rolnikom pewną i odnawialną dzierżawę. Taki system własności połączony z długotrwałą dzierżawą gwarantowałby kontrolę uniemożliwiającą wywłaszczenia i przyszłą akumulację ziemi. Dawał-by też rolnikom motywację i ochronę prawną, Dawał-by mogli uprawiać ziemię, mając na względzie jej długotrwałe dobro. Przekazanie władzy miejscowym demokratycznym organom dawałoby

W dokumencie światowa gospodarka żywnościowa (Stron 178-200)