• Nie Znaleziono Wyników

...stał kołysząc się na pokładzie jachtu zmierzającego prosto do Puerto Rico, pogryza-jąc cygaro, które więdło mu w ustach. Jego tweedowa marynarka wyrażała całą pew-ność siebie, bijącą z jego księżycowatego oblicza. Oczyma mierzył wielkość fal.

Biiiiiiip! Biiiiiiip! Booooooop! zabrzęczało w jego kieszeni.

Dowiedział się, że zabili kilkunastu pracowników jego firmy gdzieś w Mozambi-ku. „No cóż, nie możemy ciągle liczyć na powodzenie z takim budżetem" powie-dział, wypuszczając wonne kółka nosem, co bardzo śmiesznie wyglądało.

Kiwnął ze znudzeniem rękoma. „Przynieś mi trochę Whisky And Soda" zako-menderował. On, szef MI-6 (a jednocześnie agent Mossadu) miał dziś nudny dzień.

To nic, to tylko starość.

"Here There And Everywhere"

Jestem śnięty i wymięty wymoczek - powiedział do siebie święty Habakuk Elise-us, przeskakując z obłoku na obłok, uważnie patrząc pod nogi, by nie powalać się

powietrzem. * * *

Stał, zerkając na zegarek, oparty o filar, z którego promieniował martwy spokój.

Nerwowo suwał butem po posadzce. Wzory liści na ścianach absydy abstrahowały.

Ludzie siedzieli spokojnie, od czasu do czasu chrząkając, kaszląc, skrzypiąc i burcząc.

Popatrzył na zegarek. „Powinno się już zacząć", zaśmiał się ironicznie (w my-ślach, ha, ha!). Ktoś zaczął grać, oczywiście fałszując. Przyśpiewywał przy tym z ci-cha po raz kolejny zadziwiając wszystkich swoim starczym falsecikiem utożsamiającym się z basem.

„Wśród nocnej ciszy", wśród ciszy wkoło... ryczały organy, obijając dźwięki o niezbyt czyste konchy uszne zgromadzonych obywateli, ludzi stojących uparcie, lu-dzi spokojnych, niespokojnych, ojców rolu-dzin, matek z nieślubnymi lu-dziećmi, pod-starzałych panien, kawalerów, hi, hi, kawalerów! ha, ha.

Bim! bom! bam! zachrypiał stary wysłużony dzwonek. Wszyscy wstali - on nie musiał, wszak i tak już stał, dłubiąc w kieszeni.

„Morituri te salutant, khe, khe, znaczy sie... Pan z wami" zaczął.

Stał, wpatrzony w ołtarz. Świece drgały od obecności demonów, czających się w pobliżu portalu...

„Mamy dziś pierwszą niedzielę miesiąca i z tej racji suma w języku łacińskim, który..."

(pięć minut przemowy) „...tylko przypominam: nie modlić się na różańcu w czasie mszy, bo..." (straszenie konsekwenqami, i wreszcie...) Pobłogosławił zgromadzenie.

Chór, złożony w większości z ludzi wychylających się jeszcze zza trumny, zaczął...

nie, nie śpiewać, to za dużo powiedziane. Piał na melodię z „Mszału Rzymskiego".

Doszedł do niego (bohatera naszej opowieści) znienacka jakiś, nieokreślony jesz-cze, mdły zapach. Wczuł się w rolę i... skrzywił z obrzydzenia. Z zapachem brudu (do którego był już przyzwyczajony) łączyły się subtelne zapachy perfum i dezodo-rantów niszczących powłokę ozonową... Ohydne.

Tymczasem mówiący galopował, pospieszany czasem, unosił się i nadymał, puchł, rósł w oczach...

Zatarł ręce w kieszeniach. Diabelnie... zimno. Oszczędność na ogrzewaniu?

Czemu nie. Tymczasem ten czytał, a więc wszyscy wstali i tylko jakiś chłopak pożądliwie patrzył na dziewczynę.

On sam, Habakuk, nabożnie wsłuchiwał się w Dobrą Nowinę, dlatego nie za-uważył odruchów ziewczych i samego ziewania większości ludu Bożego. „Amen".

Wszyscy usiedli.

- Może usiądziesz, synku - jakaś zażywna (od zażywania pastylek) babcia od-wróciła się do niego głową okutaną w chustkę. Nie, to nie - mruknęła gniewnie.

„Kochani moi" zaczął kazać. Kaznodzieić. On miał to w domu. Na co dzień.

Zacząłem myśleć o tym opowiadaniu.

Stał, śląc tęskne spojrzenia za okno, ale uważnie się wsłuchując w treść kazania, choć i tak wkrótce zapomni, o czym „dziś tu było". Wzruszył się z miejsca.

Łukasz Garbal 173

Fo pewnym czasie zaczęto mu braknąć tchu, zrobiło się czarno przed oczyma (to demony, pomyślał bezsensownie). „Zwykłe objawy niedzielne" powiedział sobie uspokajająco. Bał się ziewnąć, by nie obrazić Boga.

Przestąpił z nogi na nogę, broniąc się w ten sposób przed upadkiem, przed zemdleniem. Na szczęście już kończył.

„Panie Boże zapłać" mruknął cicho za innymi.

„Agnus dei...agnus dei..." ryczał chór. (perspektywa: po skończonym, wykoń-czonym ze wszech miar kazaniu wychodzi właśnie z zakrystii, dzierżąc dziarsko ta-cę wyściełaną białą serwetką w ręku).

(uwaga: obok bohatera naszej opowieści niebrzydka, nieładna pani w średnim wie-ku, wciągająca powietrze (i nie tylko) mocno do nosa z regularnością kilku sekund).

Miałem ochotę trzasnąć ją w twarz.

Zamknął „Dziewczynę" trzymaną na kolanach - zapewne dowiadywał się z tego pisma o problemach młodzieży w związku z uświadamianiem seksualnym - i przycze-pił sobie do pasa różaniec. Wyszedł, zamknął drzwiczki i poszedł sobie (w dal siną).

Wrzuciłem na tacę tysiąc złotych. Zaszeleściło. Zabrzęczało.

Chór znęcał się dalej nad Bożym Barankiem. Obdzierał wiernych z pieniędzy, które kazał zwrócić dopiero Bogu. „Bóg zapłać!". Czyżby uważał każdego z ludzi za Boga?!... („Bóg! Zapłać!").

Wreszcie uklękliśmy.

Nieco później wszyscy wstali. Przekazali sobie kiwanie głowami (zacisnąwszy pięści w kieszeniach). Wszyscy z jego wyjątkiem udali się pod ołtarz, gdzie pożarli Komunię. Komuniści!

Chór nadal wył.

Wreszcie - najciekawszy dla nich punkt programu. „Łogłoszenia parafialne, ślub wedle obrządku rzymskokatolickiego... kawaler z ... zapłacili..."

Wymiana spojrzeń. Komentarz. Zjadliwe słówko (od sąsiada/sąsiadki z ławki).

„W czasie wizyty duszpasterskiej mieszkańcy Emilianowa złożyli ofiary... sto...

Berezowski czysta... czterysta... dwieście... bezimiennie... dwieście pieńćdziesiąt..."

(dziesięć minut wyciszenia)

Stał demonstrując pogardę, gwiżdżąc sobie pod nosem melodyjki.

„A teraz wystawienie..." zaanonsował. (Klęczenie na twardej posadzce, klątwy mię-dzy zębami, chęć samotności).

...wyskoczył jak z procy („jak ktoś cię nadepnie, poczekaj, dopiero jak wyjdziesz, możesz się z nim bić").

Odetchnął.

* * *

- Nie wiedziałem, że najwięcej ludzi poszło do piekieł poprzez obecność w ko-ściele - powiedział do siebie zamyślony Habakuk.

... W dali anioły śpiewały coś w rodzaju „1 Want You", czy też „Here There And Everywhere" (słabo słyszał)...

...Bóg gładził swoją brodę...

...Wybuchała gdzieś bomba atomowa....

* » *

Tak, to ja.