• Nie Znaleziono Wyników

Pracowałem w każde wakacje, żeby zarobić na swoje utrzymanie - Zdzisław Wiater - fragment relacji świadka historii [TEKST]

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Pracowałem w każde wakacje, żeby zarobić na swoje utrzymanie - Zdzisław Wiater - fragment relacji świadka historii [TEKST]"

Copied!
2
0
0

Pełen tekst

(1)

ZDZISŁAW WIATER

ur. 1936; Lublin

Miejsce i czas wydarzeń Lublin, Kusowo, Gdańsk, PRL Słowa kluczowe praca, studia, geodezja

Pracowałem w każde wakacje, żeby zarobić na swoje utrzymanie

Nazywam się Zdzisław Wiater. Urodziłem się w 1936 roku. Do 1953 roku mieszkałem na Kolonii Czechów. Kolonia Czechów należała do gminy Konopnica. Urząd tej gminy mieścił się w budynku na ulicy Króla Leszczyńskiego, na Wieniawie. Ten budynek istnieje dotychczas. Maturę zrobiłem w 1953 roku w liceum Staszica, potem zacząłem studiować na Politechnice Gdańskiej. Politechnikę ukończyłem w 1958 roku, i wróciłem do pracy w Lublinie. Ponieważ rodzice nie byli zamożni, więc musiałem w każde wakacje pracować, żeby trochę zarobić na swoje utrzymanie.

Pracowaliśmy w geodezji, ponieważ na pierwszym roku mieliśmy przez dwa semestry geodezję, no i każdy uważał, że jest dobrym geodetą. Był w Sopocie taki profesor Kułakowski, który miał dobre kontakty w Polsce, i on zorganizował dla takich biedniejszych studentów pracę w wakacje, żeby mogli sobie zarobić. Pojechaliśmy grupą do wsi Kusowo w koszalińskim. Tam były potężne pokłady torfów. I naszym zadaniem było pomiar - pomierzyć powierzchnię tych torfów. Torf-Projekt, taka firma była w Warszawie, z którą profesor Kułakowski załatwił. I oni mieli tam wiercenia robić, określić zasoby tych torfów i ewentualnie miała powstać jakaś elektrownia. Tak mówili przynajmniej. Tam żeśmy dość dobrze zarabiali. Po drugim roku zacząłem pracować w wakacje tu w Lublinie i zgłosiłem się do przedsiębiorstwa geodezyjnego, bo było takie kieleckie Przedsiębiorstwo Geodezyjne w Lublinie. I tam się zgłosiłem.

Studiowałem w Gdańsku na Wydziale Budownictwa Wodnego, ale to była specjalizacja geologia techniczna. Ta politechnika miała przygotować geologów, inżynierów, do projektowania i wykonywania ujęć wody dla miast, dla przemysłu i określać warunki gruntowe dla fundamentów różnych obiektów przemysłowych, osiedli mieszkaniowych. Przedstawiłem się, że jestem po drugim roku geologii, ale on zrozumiał, że jeżeli przyszedłem do Przedsiębiorstwa Geodezyjnego, to jestem po drugim roku geodezji. I zatrudnił mnie jako technika geodetę w tym przedsiębiorstwie.

Przydzielił mnie do takiego inżyniera, który wytyczał na przykład elektrociepłownię w FSC. Pracowałem z nim chyba przez dwa tygodnie. On zorientował się, że ja jestem

(2)

studentem, no i tutaj mniej mi płacili, i mówi, żebym poszedł do jego kolegi, też inżyniera geodety. To Przedsiębiorstwo Geodezyjne zlecało inżynierom geodetom urealnienie gruntów PGR-owskich. I oni to prywatnie brali, i więcej płacili takim technikom. No i trafiłem do takiego inżyniera, i on wysłał mnie z robotnikami we włodawskie, PGR „Korolówka", zjednoczenie PGR-ów, a PGR - „Mosty". No i tam pracowałem całe wakacje. Znowu trochę zarobiłem.

Data i miejsce nagrania 2018-04-06, Lublin

Rozmawiał/a Piotr Lasota

Redakcja Piotr Lasota

Prawa Copyright © Ośrodek "Brama Grodzka - Teatr NN"

Cytaty

Powiązane dokumenty

Ja się opiekowałem grupą ze Lwowa, Jurek Dobosz się opiekował grupą chyba z Wilna, były jeszcze jakiś tam przyplątany chłopak z Danii z Kopenhagi, ktoś tam jeszcze, już

[W Wysowej-Zdroju] wszyscy się kąpali w [rzece, która się nazywała] Ropa. Och, jakże się w tym roku zdziwiłam, [kiedy zobaczyłam] z wolna płynący

Przyszły takie dwie Rosjanki i zobaczyły choinkę, i były zdziwione, że choinkę mamy w domu.. To było jeszcze w 1944 roku, i to była ochrona Lublina przed

I ta kobieta miała, są kobiety, które się rodzą, że jest taki pęcherz, nie otwiera się, to dziecko takie zawinięte, to ja się tak patrzyłam, do tej

W Dąbiu niektóre rzeczy mnie dziwiły, jeżeli nie raziły – zwłaszcza bardzo starożytne obyczaje, jak na przykład to, że właściciela majątku całowało się w rękę..

Z mostu się schodziło na lewą stronę, takie zejście było i tam była plaża, bardzo ładna plaża, i kosze były jak w Sopocie plecione.. No piach był piękny i tak po wojnie

Udało mi się kupić lokal po takiej cenie, za jaką sprzedałam swoje stare mieszkanie w Hrubieszowie, także wszystko poszło po mojej myśli. W Lublinie czułam się dobrze,

Pamiętam jak moja mama mówiła, bo mój ojciec to był taki, że jak można coś zrobić, załatwił, ale wtedy mężczyźni jeszcze tak nie oddawali się dzieciom, jak