P R E N U M E R A T A : w W a r s z a w i e k w a rta ln ie Rb. 2. P ó łro c z n ie Rb. 4, R o c z n ie Rb. 8. W K r ó l e s t w i e i C e s a r s t w i e : K w a rta ln ie Rb. 2 .2 5 . P ó łro c z n ie Rb.
4 .5 0 R o c z n ie Rb. 9. Z a g r a n i c a : K w a rta ln ie Rb. 3. P ó łro c z n ie Rb. 6. R o czn ie Rb. 12. M i e s i ę c z n i e : w W a rs z a w ie , K ró le s tw ie i C e s a r s tw ie ko p. 75, w A us- t r y i: K w a rta ln ie 6 K o r. P ó łro c z n ie 12 K o r. R o c z n ie 24 K or. Na p rz e s y łk ę ,.Alb S z t. * 'd o łą c z a s ię 5 0 hal. N u m e r 50 h al A d r e s : ,,Ś W IA T " K ra k ó w , u lic a D u n a je w s k ie g o Ne 1. C E N A O G Ł O S Z E Ń : W ie rs z n o n p a re lo w y lub Jego m ie is c e na l*e ) s tro n ie p rz y t e k ś c ie lu b w te k ś c ie Rb. 1, n a 1-ej s tro n ie o k ła d k i k o p . 60 Na 2-eJ i 4-eJ s tro n ie o k ła d k i o ra z p rz e d te k s te m k o p . 3 0. 3 -c ia s tro n a o k ła d k i i o g ło s z e n ia z w y k łe k o p . 25. Za te k s te m na b ia łe l s tro n ie k o p . 3 0 K ro n ik a t o w a rz y s k a , N e k ro lo g i i N a d e s ła n e ko p. 75 za w ie rs z n o n p a re lo w y . M a rg in e s y : n a I-e j s tro n ie 10 rb , p rz y n a d e s ła n y c h 8 rb ., na o s ta tn ie j 7 r b w e w n ą trz 6 rb . A r ty k u ły re k la m o w e z fo to g r a fia m i 1 s tro n a rb . 175. Z a łą c z n ik i p o 10 rb .
o d ty s ią c a .
Adres Redakcyi i Administracyi: WARSZAWA, Zgoda Ns 1.
T e l e f o n y : R e d a k c y i 73-12. R e d a k to ra 6 8-75. A d m in is tr a c y i 7 3-22 I 80-76.
D ru k a rn i 7 -3 6. F IL IA w Ł O D Z I, u lic a P io tr k o w s k a Nfl 81. Za o d n o s z e n ie do
d om u d o p ła c a s ię 10 k o p . k w a rta ln ie . Rok IX. N2 7 z dnia 14 lu teg o 1914 r.
NATURALNA WODA PRZECZYSZCZAJĄCA
A P E N T A
Wydawcy: Akc. Tow. Wydawnicze „ŚWIAT” . Redaktor: Stefan Krzywoszewski Warszawa, ulica Zgoda Ne 1 róg Chmielnej.
działa łagodnie i pewnie.
R e d a k to r o d p o w ie d z ia ln y na G a lic y ę : A n t o n i C h o ło n ie w s k i, K r a k ó w , D u n a je w s k ie g o Kz 1.
£eatr Nowoczesny
RÓG JASNEJ I SIE N N E J. = = Przedstawienie o godz. 6*/2, 81/, i 10.
Ceny miejsc od 40 kop. do 1.50 kop.
Samochody £11 RH
niezrównane „rUnU
K ijó w , F u n d u k le jo w a k a 5 .
... S M — — S
A .T A H N & C 2
L E S Z N O Ne 8 6
Polecają Tekturę smołową.— Laki.—
Smołę. — Korkową izolacyę i t. d.
\,L iqueur
Charm ante
wytworny wsmaku Ż ą d a ć w s z ę d z i e .
Włodzimierz Perzyński |j
ŁUT
SZCZĘŚCIA
POWIEŚĆ Cena rb 1.20,
ŻfeZaZ wg w szystkich kaig-
g a rn ta c h . U
» J OTEL ’ w T ? IE ’ POSELSKA 22. "arodowtP o k o je o d 2 - 1 0
?k try c z n o ś ć , K ą p ie le . R c s ta u ra c y a .
REKTYFIKACYA warszawska
„SIWUCHĘ”.
Przebudowa Galicyi.
Jest niemal pewnem, że zanim artykuł ten znajdzie się przed oczy
ma czytelników „Świata", w stolicy Galicyi dokona się już ostatecznie i nieodwołalnie rzecz wielka, a w dzie
jach autonomii tego kraju niewątpli
wie największa: reforma sejmowej ordynacyi wyborczej, będąca w rze
czywistości głęboką reformą konsty- tucyi krajowej.
Od czasu Konstytucyi Trzeciego Maja zdarzyło się oto po raz pierw
szy, że część narodu naszego sta
nęła wobec zadania względnie swo
bodnej twórczości prawno - państwo
wej i że zadanie to sama przy życz
liwej tylko neutralności centralnych organów państwa w zupełności roz
wiązała. Powołując się na to, co właśnie o naturze tego zadania przed trzema miesiącami na tern miejscu napisałem, ograniczę się tu tylko do stwierdzenia, że zadanie to było isto
tnie bardzo trudne. Tern większą też jest zasługa, z jego rozwiązania płynąca.
Możemy przewertować wszyst
kie podręczniki prawa publicznego, we wszystkich językach napisane, a z pewnością nigdzie nie znajdziemy formułki ani wzoru gotowego, wedle którego dzieło tej reformy galicyj
skiej wykonano. Zrodzone z b a r
dzo zawiłego kompleksu potrzeb kra
ju i obu zamieszkujących go naro
dów, przybrało ono kształt zupełnie swoisty i oryginalny, stając się pro
duktem twórczości prawno-państwo- wej, odrębnej i skończenie indywi
dualnej. Nie patronowała tu żadna doktryna ani teorya, ale jedynie chęć gorąca a stanowczo powszechna, aby krajowi i narodowi dać dzieło możli
wie najlepsze, aby stworzyć dlań ra
my życia publicznego, skonstruowa
ne jaknajmoeniej i najbardziej celo
wo.
W przyczynach reformy wybor
czej tkwi już rdzeń jej zasadniczych celów. Głębokie niedomagania ży
cia publicznego w tej części Polski, wynikające przedewszystkiem z nie- współmierności między przestarzałą formą prawno-publiczną tego życia a ciągle zmieniającą się i wzbogaca
jącą jego treścią, było przyczyną, dla której reforma ta stała się nieo
dzowną. Usunięcie tych braków, wyrównanie kontrastów między for
mą a treścią stanowi też cel zasadni
czy tej reformy. Czy cel ten ona osiągnie? Czy da krajowi i obu jego narodom to, czego od niej oczeku
ją? — oto pytania, które dzisiaj wo
bec dokonanego już dzieła natar
czywiej, niż kiedykolwiek dotych
czas, upomną się w umysłach pol
skich o odpowiedź jasną i możliwie trzeźwą.
Jeden z wybitnych polityków konserwatywnych, arystokrata w y
sokiej krwi i przemysłowiec w je
dnej osobie, zapytany w okresie o- statecznych i najbardziej przeto pod
niecających rokowań, co będzie da
lej, odpowiedział: „W każdym razie stanie się nieszczęście!"... Poproszo
ny zaś o bliższe wyjaśnienie swego pityjskiego orzeczenia, dodał: „Je
żeli reforma wyborcza upadnie, bę
dzie nieszczęście. Jeżeli zaś przej
dzie, będzie także nieszczęście!"
Mamy tu w postaci prym ity
wnego aforyzmu określony jeden bie
gun sądów o dokonanej reformie - biegun pesymistyczny. Wyszukanie dlań odpowiednika w kierunku prze
ciwnym nie przedstawia żadnych trudności. Jest to optymizm równie skrajny, skłonny wyobrażać sobie.
źe teraz w Galicy! Zapafiuje juź sie
lanka zarówno między klasami spo- łecznemi, jak między obu narodami.
Tak więc wytyczne sądów o refor
mie, „modo geometrico" wyobrażo
ne, tworzą kąt idealnie półpełny, za
mykając olbrzymią przestrzeń, któ
rą zarówno żal za utraconemi lub mocno przepolowionemi przywileja
mi stanowemi, jak różowa nadzieja upośledzonych, zaludniać mogą zu
pełnie bez przeszkód już to rojami ponurych mar zwątpienia, już to stadkami roztańczonych rusałek, z których każda jakiemś tęczowem oczekiwaniem igra...
Aby się jednak w tym bezmia
rze beznadziejnie nie zbłąkać, trzy majmy się lepiej zdrowego rozumu i obiektywnego sposobu patrzenia i widzenia rzeczy. Ten bowiem wpro
wadzi nas z pewnością w sferę ogra
niczonych możliwości i prawdopodo
bieństw, wśród których zbliżona do prawdy dyagnoza przyszłych skut
ków dokonanej reformy nie będzie już tak zupełnie przekraczała zakre
su ludzkich przewidywań.
Dzieło reformy budowano na tern, co jest, i dla tego, co w ciągu najbliższych dziesięcioleci być mu
si. Powiedziałem już, że jest to dzie
ło nie doktryny jakiejkolwiek lub teoryi, ale życiowego realizmu, któ
rego zasadniczą cechę stanowi głę
bokie odczucie i zrozumienie orga
nicznego związku przeszłości z przy
szłością. Związku tego W reformie tej nie naruszono. Poprostu zwięk
szono tylko o kilka stopni kąt na
chylenia tej równi pochyłej, na któ
rej wśród wstępujących i zstępują
cych szeregów aktorów odgrywa ży
cie publiczne swoje często ucieszne, często tragiczne, najczęściej jednak nudnawe „theatrum"... Przez zmia
nę tego kąta nachylenia owej równi pochyłej na scenie politycznego tea
tru wzmoże się ruch. Jedni prędzej znikną za kulisami historyi. Drudzy rychlej się z poza nich wyłonią. Oto i wszystko. Na scenie zapanuje ruch.
Ale nie będzie na niej zgiełku. Da
wny porządek utrzyma się jeszcze nienaruszony, chociaż pod powierzch
nią jego staną się już łatwo widocz- nemi zawiązki nowego porządku.
Minęła już północ w nocy z dn.
27 na 28 stycznia. W kuluarach Sej
mu galicyjskiego wśród suchego za
duchu zbyt intensywnie działających kaloryferów, przy czerwonawcm i oczy nużącem świetle lamp łuko
wych idzie korowód czarnych posta
ci z olbrzymem jakimś na czele. Bo
gate fałdy długiej czarnej szaty, o- wijającej jego postać, czynią ją je
szcze wyższą. Pochyliła się ona na
przód, jakby pod brzemieniem ja
kiemś. To metropolita hr. Szeptyc
ki prowadzi komisyę parlamentarną klubu ukraińskiego z powrotem do sali Unii Lubelskiej, gdzie zebranym tam prezydyom klubów polskich w obliczu nieśmiertelnego dzieła wiel
kiego Matejki oświadczy jej prezes, że rusini przyjm ują ostatnie drobne warunki polskie. Służący w grana
towej czamarze otworzył wysokie drzwi. Czarna gromadka za niemi zniknęła. I znowu zapanowała cisza.
Tylko na przeciwnej stronie kuluaru tiwaj starcy spracowani i schorowa
ni, dwaj konserwatyści nieugięci ci
chą jakąś rozmowę z sobą prowadzą, znużone oczy w stronę sali obrad kierując.
Wtem na kuluarach zapanował gwar rozmów. To pierwsi dzienni
karze, otrzym awszy wiadomość o za
kończeniu rokowań i zawarciu ugo
dy, spieszą z zawodowem jej zużyt
kowaniem. Po chwili jęcząjuż dzwon
ki telefonów. Rozlegają się oderwa
ne wyrazy dyktowanych depesz, które za kilka chwil polecą już na wszystkie strony świata, zwiastując mu nowinę, że stał się dziw dziwny, bo dwa narody powaśnione pogo
dziły się z sobą dobrowolnie dla je
dnej wielkiej sprawy... Zaroiły się kuluary znużonemi postaciami po
słów, którzy tu od rana na długich posiedzeniach i naradach trwali.
Mieszają się z sobą ożywione dyalo- gi, prowadzone w obu językach kra
jowych. Wieść o ugodzie doszła też i do tych dwóch starców. W stali oto i.
owinąwszy się w podane futra, scho
dzą powoli na—dół. Głowy siwe przy
gniotło im ku ziemi znużenie, a za
pewne także i coś innego jeszcze, i idą, idą coraz niżej, nie oglądając się w górę...
Oto mała scenka, zaobserwowa
na tej nocy pamiętnej. Mieści się w niej jakgdyby w symbol ujęta syn
teza tych najważniejszych skutków, które dokonana reforma przyniesie.
Oto sprowadzi ona na dół po stop
niach wygodnych schodów wszystko stare, a wyprowadzi na górę młod
sze..
Sejmowa reforma wyborcza wią- że się organicznie z przeprowadzo
ną przed laty siedmiu radykalną re formą parlamentu centralnego, któ
ry z kuryalnego stał się ludowym, na czteroprzymiotnikowem głosowa
niu opartym. Rozpatrywana też łą
cznie z parlamentarną, dokonana o- becnic reforma sejmowa stworzy no
we warunki życia publicznego w Ga- licyi, ograniczając przywilej stano
wy i rozszerzając jego kosztem sfe
rę swobodnej gry interesów, wysił
ków i dążeń społecznych i politycz
nych.
W żadnej dziedzinie życia for
ma nie wiąże się tak ściśle z treścią, jak właśnie w życiu publicznem. Tu treść zmieniona zmienia formę. For
ma nowa odnawia treść, wydobywa
jąc z rzeczywistości życia zupełnie nowe, nieprzeczuwane nawet możli
wości, podobnie, jak talent rzeźbia
rza wydobywa z bryły marmuru no
wą jakąś, dotąd niewidzianą postać.
Reforma wyborcza, wprowadza
jąc na miejsce dotychczasowego głosowania pośredniego, jawnego i tylko do wysokiego cenzusu podat
kowego przywiązanego, glosowanie tajne, równe i bezpośrednie po wsiach, więc dla 80 procentów lu
dności kraju, zadaje cios przywilejo
wi, a stw arza potrzebę ciężkiej, wy
czerpującej pracy. Okoliczność ta zmieni przedewszystkicm charakter działających dotąd i rządzących par- tyi konserwatywnych. Będą one musiały poddać rewizyi nietylko swoje programy, ale przedewszyst- kiem system y taktyczne, o ile nie chcąc zamykać się w ciasnych grani
cach „swojej" kuryi wielkiej własno
ści, zechcą istnieć nadal nie jako ka
sta, ale jako współczynnik życia po
litycznego całego narodu. Konser
watyzm galicyjski, który dotąd, rzą
dząc bez przerwy, nagromadził wiel
ki zapas wyrobienia i doświadcze
nia politycznego, który rozporządza największą częścią ruchomych bo
gactw narodu, który posiada rozle
głe wpływy i stosunki, stanowi ży
wioł, który bez bardzo znacznej szkody dla życia całości nie powi
nien być z niego eliminowany. Po
winien się on tylko zmodernizować i przystosować do nowych warun
ków tego życia.
Odnosi się to przedewszystkiem do krakowskiej grupy konserw aty
stów galicyjskich, czyli do t. zw.
„Stańczyków". Ta bowiem grupa stanowiła przez cały okres rządów konserwatywnych w Galicyi jądro żywotne całego obozu. Ona dostar
czała mu myśli i programów, tudziez wykonawców tych programów. Ona jedna z pośród wszystkich grup kon
serwatywnych wznosiła się zawsze najwyżej w sferze myślenia polity- cznego. Ona też dla rozmaitych zmian narodowej racyi stanu w tym kraju największe i stosunkowo naj
łatwiejsze okazywała zrozumienie- Najwyraźniej ujawniło się to w cza
sie walki o reformę wyborczą, w któ
rej grupa krakowskich konserwaty- stów z d-rem Bobrzyńskim i lir. Tar
nowskim na czele poszła za refor*
mą tak daleko, że oderwała się nie*
mai od pobratymców swoich 113 wschodzie. Konserwatyści bowiem krakowscy prędzej, niż jacykolwie inni w Galicyi, zrozumieli koniecz
tiość tej reformy i ocenili trafnie fa
talne skutki jej przewlekania. Raz zaś do takiego przyszedłszy przeko
nania, szli już śmiało i lojalnie po li
nii reformy, mimo, że im samym miała ona przynieść jeżeli nie zagła
dę polityczną, to w każdym razie ko
nieczność głębokich przeistoczeń we
wnętrznych, które dla każdej partyi stanowią próbę ciężką, dla partyi zaś tak starej, jak krakowska, wręcz ry zykowną. Zrozumiawszy koniecz
ność reformy, Stańczycy poddali się tej konieczności i umierali, jeżeli tak można powiedzieć, z gestem najpię
kniejszym, bo z gestem ofiar i ofiar- ników dla dobra ojczyzny.
Nie tak pięknie i mądrze zacho
wali się konserwatyści wschodnio- galicyjscy, chociaż i im potrzeba oddać tę sprawiedliwość, że ostate
cznie potrafili znaleźć w sobie tyle męstwa, aby pogodzić się z nieu- chronnem, i stanęli do wspólnej z in
nymi pracy, aby to nieuchronne jak- najkorzystniej dla narodu i kraju ukształtować. Na wschodniej rubie
ży kraju mają oni przed sobą zada
nia wielkie, dla których rozwiązania dotąd czynili bardzo niewiele i tylko wyjątkowo — w osobach jednostek wyjątkowych. Przywilej polityczny uwalniał ich od ciężkiego obowiązku realnej pracy społecznej i narodowej na kresach, na których też te „osto
je" polskości sześćdziesiąt procent majątków swoich ogromnych wy
dzierżawiają — żydom. Wolno je
dnak mieć nadzieję, że zawarte w o- becnej reformie ogromne ogranicze
nia tego niemoralnego i demoralizu
jącego politycznie i narodowo przy
wileju stanowego zmusi tę możną warstwę do wejścia w siebie i w yj
ścia poza siebie, na szeroką arenę życia narodowego na wschodzie, któ
rego elementarne potrzeby znajdo
wały dotąd pełne i należyte zrozu
mienie w nielicznych tylko głowach i silny oddźwięk w wyjątkowych tyl
ko sercach szlachty podolskiej. Re- generacya będzie tu musiała być je
szcze głębszą i wszechstronniejszą, niż u konserwatystów krakowskich.
O perspektywach, które reforma wyborcza otwiera partyom demo
kratycznym rozmaitego nazwania i nabożeństwa rozwodzić się długo nie potrzeba. I one także muszą przebudować swoją tkankę, przero
bić swoje programy i przeistoczyć swoje metody działania. Ale tu ko
nieczność tych zmian wynika nie z zacieśnienia, jak u konserwatystów, lecz, przeciwnie, z rozszerzenia pola działania.
W kamień węgielny dokonanej leformy wmurowano akt porozumie
nia 1 ugody z rusinami. Jest to fakt najdonioślejszy w całej sprawie, po
nieważ stanowi eksperymentalne nie
jako stwierdzenie, że walka bez
względna nie jest istotą tego stosun
ku, lecz, że jest w nim miejsce także i dla — współdziałania. Jakkolwiek jednak wielkiem jest znaczenie tej ugody pod względem politycznym, społecznym i w ostatniej instancyi—
historycznym, to jednak nie potrze
ba się łudzić, aby od dnia tej ugody w Galicyi miała już między obu na
rodami zapanować sielanka i wiekui
sty pokój. Byłoby to bowiem głębo
ko sprzecznem z samą istotą życia narodów, które wymaga nictylko współdziałania, lecz także - współ
zawodnictwa. Chodzi też o to tyl
ko, aby współzawodnictwo to utrzy
mywało się w granicach pracy pozy
tywnej i twórczości realnej, a nie wchodziło w martwą krainę negacyi dla negacyi, w której sam zaku
wa się w kajdany, aby tylko drugie
go módz w nich utrzymać.
Pod tym względem jednak re
forma wyborcza pozostawia właśnie najszerszą swobodę domysłom, któ
re rodzą się z upodobań i uprzedzeń.
Obiektywnie wynik reformy w dzie
dzinie dalszego kształtowania się sto
sunków polsko-ruskich zależeć bę
dzie w zupełności od kierunku, w którym pójdzie dalsza ewolucya przedewszystkiem życia ruskiego.
Jeżeli z okresu dotychczasowego czystej negacyi przejdzie ona wła
śnie pod wpływem tej reformy w fa
zę pracy pozytywnej, to nie ulega wątpliwości, że rokowanie okaże się dobrem. Przewódcy ruscy zapowia
dają, że po reformie chcą spocząć, że mają już dość walki, a tęsknią do pracy pozytywnej, do budowania i uszlachetniania tkanki własnego na
rodu. Jeżeliby tak było, dokonana reforma przyniosłaby krajowi praw dziwe błogosławieństwo.
Musimy jednak cierpliwie czas jakiś czekać, zanim ją także w dzie
dzinie stosunków naszych z rusina
mi — błogosławić zaczniemy...
Kraków. Konstanty Srokow ski,
poseł Ma stjtM galicyjski.
z ALBUMU ST. SIES1 R Z E Ń C E W IC ZA < W ia itirO l hr. /M tk i-K a se Motyw wołyński.
Fotografia artystyczna.
Myśli Jesienne (p o d łu g BóckHna). Portret.
Studyum ( lila Franc. Hals).
Dawno już minęły czasy, kiedy fo
tografia była jedynie rzemiosłem, kiedy w zdjęciach panował wszechwładnie sza
blon, kiedy zdjęcie fotograficzne było wiernym wprawdzie obrazem danej o- soby, ale obrazem bardzo nieestetycz
nym. I minęły też już czasy uprzedzenia do fotografii, traktowania jej jako cze
goś nieartystycznego, maszynowego, a
nawet wprost wrogiego sztuce. Dzisiaj fotografia coraz bardziej rywalizuje z malarstwem, a fotograf, o ile jest napra
wdę zamiłowanym w swej sztuce, o ile jest naprawdę artystą, daje dzieła nieje
dnokrotnie doskonalsze od dzieł liche
go artysty-malarza. Zarówno fotografia portretowa, jak fotografia pejzażowa, sta
nęły na bardzo wysokim poziomie, o czem dowodnie przekonać się można na wysta
wach fotograficznych, czy to zagranicz
nych, czy nawet krajowych, gdyż i u nas fotografia artystyczna zdobywa sobie co
raz bardziej prawo obywatelstwa i zy
skuje coraz więcej zwolenników. Ule
pszone aparaty fotograficzne a zwła
szcza ulepszone obiektywy, nowe papie
ry węglowe i gumowe, udoskonalone środki techniki fotograficznej dają mo
żność fotografowi-artyście wydobywa
nia czy z twarzy ludzkiej czy z obra
zów przyrody najsubtelniejszych nuan- sów, przepysznych światłocieni, indywi
dualnych cech.
W Warszawie jednym z pierwszych propagatorów fotografii artystycznej był p. Kirchner, którego zdjęcia niemal zawsze zdobywają palmę pierwszeństwa na wystawach krajowych, a i za grani
cą cieszą się uznaniem. Ale szeregi foto- grafów-artystów powiększają się szyb
ko w ostatnim czasie. Świadczy o tern niejedna reprodukcya, jaką zamieszcza
liśmy na łamach naszego pisma. W nu
merze bieżącym podajemy znowu pa
rę reprodukcyi zdjęć warszawianki, p.
Heleny Pawłowiczówny. Ukończywszy
Studyum (d la Guidol.
szkołę p. Kirchnera, młoda adeptka od
bywała dalsze studya artystyczne w Dre
źnie i Monachium, gdzie zdobyła dy
plom z odznaczeniem. Zreprodukowanc fotografie dowodzą, że dyplom ten był sprawiedliwie zasłużony, są bowiem dziełami, stojącemi na wysokim poziomic artystycznym.
Badacz polskiego Pomorza.
Jest to jednem ze smutnych na
stępstw naszego politycznego rozbi
cia i fatalnych warunków, w jakich żyjemy. że nie umiemy ocenić nale
życie ogromnej doniosłości sprawy kaszubskiej, tej najważniejszej ze wszystkich naszych spraw kreso
wych. Rozumieją jej wagę jedno
stki i grupy, krzątające się gorliwie i nieraz z wysiłkiem, aby tej kwestyi nie dać zatonąć, aby ją postawić tam, gdzie ona znajdować się powinna, t. j. w pierwszym rzędzie naszych zagadnień narodowych. Ogół poli
tycznie myślący nie rozumie jej, nie
stety. dotąd. Nie zdaje sobie spra
wy. że chodzi tu o niebezpieczeństwo utraty wyjątkowo cennego i dla przy
szłości naszej wręcz niezbędnego te- rytoryum. gdyż o resztki morskiego wybrzeża, jakiemi naród nasz je
s z c z e d z iś rozporządza.
Los tych o- statnich strzę
pów polskie
go Pomorza rozstrzyga się może w na- szem pokole
niu. N ig d y nad wynaro
dowieniem je
go nie praco
wała machi
na tak skom- p 1 ik o w a n a . tak precyzyj
na i z tak wściekłym działająca roz
pędem. W ytrzym ać trzeba napór germanizującej szkoły, całego apara
tu administracyjnego, praw wyjątko
wych. kolonizacyi, kościoła, a nako- niec i fascynującego uroku potęgi pruskiej. Tu współdziałanie całej Polski jest niezbędne. Trzeba jej po
mocy w pieniądzach, w ludziach, w kulturze, w ciepłem słowie brater- skiem, zachęcającem do wytrwania.
Trzeba jednak wpierw i nadewszyst- ko zrozumienia przez każdego poli
tycznie myślącego polaka, iż tutaj, na tym małym a bezcennym dla nas skrawku ojczyzny rozgrywa się wielka historyczna gra o niezmiernej doniosłości na przyszłość.
Na tle tej spraw y urasta jeszcze bardziej postać znakomitego czło
wieka nauki. Stefana Ramułta, który świeżo zakończył w Krakowie życie.
Pełne zasług i pełne cierpień.
Ramułt by, uczonym i z tej stro
ny interesowała go rzecz przede- wszystkiem. Naukowem badaniem Kaszub zajmował się wtedy, gdy w
*vm przedmiocie nie istniała u nas Jeszcze niemal żadna literatura. Z o- Kromnem natężeniem swych wątłych
■'ił Prowadził na miejscu przez długie mta te mozolne i gruntowne studya, które tak znakomicie wzbogaciły do
robek naszej wiedzy ludoznawczej
wogóle, a położyły kamień węgielny pod znajomość ludu kaszubskiego.
Łamiąc swym niesłychanym zapałem wszelkie trudności, wędrując od osa
dy do osady, z ust tego ludu czerpał i zbierał materyały, które uporząd
kowane i porównawczo objaśnione zawarł następnie w swych monumen
talnych pracach. W r. 1893 nakładem Akademii umiejętności w Krakowie, z funduszu imienia Lindego, pojawi, się, jako owoc benedyktyńskiego tru du, wielki „Słownik języka pomor
skiego, czyli kaszubskiego", w roku 1899, nakładem tejże Akademii, uka
zała się „Statystyka ludności kaszub
skiej". „Słownik" zawiera, ów pa
miętny wstęp, w którym Ramułt sformułował swą głośną teoryę o po
chodzeniu i stanowisku języka ka
szubskiego. Były to konkluzye, z ca
łego materyału wysnute.
Konkluzye te streszczały się w sześciu punktach: 1) Mowa kaszu- bów i t. zw. słowińców, dogasających nad jeziorem Gardzyńskiem, nic jest narzeczem ięzyka polskiego, lecz odrębnym językiem słowiańskim. 2) Mowa kaszubów i słowińców. jako- też mowa wymarłych połabian. są narzeczami tego właśnie odrębnego języka. 3) Grupę narzeczy, repre
zentowana przez połabian. słowiń
ców i kaszubów, należy nazwać gru
pą pomorską. 4) Język pomorski, t. i. grupa narzeczy pomorskich, jest częścią wielkiei rodziny jeżyków za- chodnio-słowiańskich. 5) Rodzina ję
zyków zachodnio-słowiańskich dzieli się na cztery grupy: czesko-słowac- ką, serbo-łużycką, polską i pomor
ską. 6) Język pomorski zajmuje miejsce pośrednie między językiem polskim a skupieniem narzeczy scr- bo-,użyckich. Tak brzmią,v tezy, postawione przez Ramułta. W ywoła
ły one spór naukowy, długo trw ają
cy i przybierający nieraz formy na
miętne, spór, który ciągnie się wła
ściwie dotąd. Ogromne bogactwo badań Ramułta, uznane przez w szy
stkich, stało tu, oczywiście, poza dy- skusyą—momentem sporu były wnio
ski z nagromadzonego materyału wyprowadzone. Tezie o odrębno
ści iezyka kaszubskiego sprzeciwili się Karłowicz i Kryński. Poparli j a : Malinowski. Brueckner, Baudouin de Courtenay: ten ostatni przyjął, iż t.
zw. lechicki obszar językowy rozpa
da, się na trzv grupy: polską, po
morską i DOłabską, a do pomorskiej zaliczył, podobnie, jak Ramułt, mo
wę kaszubów i słowińców. Za sta
nowiskiem Ramułta opowiedzieli się też obcy badacze kaszubszczyzny.
jak uczony serbo-łużycki Bronisz, fiński J. Mikkola i niemiecki F. Lo
rentz. wreszcie słynny Jagicz. W o- statnim czasie orof. Kazimierz Nitsch zajął stanowisko podobne, stw ier
dzając, że mowa kaszubów byłą pier
wotnie przejściowym tworem mię
dzy językiem polskim a połabskim.
później, głównie drogą przez kościół, uległa znacznie wpływom polskim.
Spór wynikł i wśród samych kaszu
bów. Za narzecze polszczyzny uwa
ża mowę kaszubów ks. Pobłocki, za język odrębny poczytuje ją organ młodo-kaszubski „Gryf", poświęco
ny w znacznej części badaniom filo
logicznym.
Nuta polityczna wkradała się raz po raz do tego naukowego sporu i o- na głównie podnosiła jego tem pera
turę. Obawiano się. aby z uznania plemiennej odrębności kaszubów nie wynik, separatyzm polityczny. R a
mułt nic podziela, tych obaw. Sądził, że drobne plemię kaszubskie żadną miarą nie mogłoby istnieć bez naj
ściślejszego związku z Polska i że życie w każdym razie musiałoby tu pójść inną drogą, niż teorya. W tern mniemaniu pragną, wprowadzenia ięzyka kaszubskiego do literatury, która w praktyce stałaby się jakby odgałęzieniem wielkiego piśmiennic
twa polskiego. Trafność jego sta
nowiska potwierdził ruch młodo-ka
szubski. który rodzimą kulturę ka
szubską kultywuje w uczuciowym i politycznym związku z Polską i któ
rego twórcy stoją silnie na gruncie jedności z resztą Rzeczypospolitej, a budzenie patryotyzmu miejscowe
go pojmują, jako najskuteczniejszą zaporę przeciw fali germanizacyjnej.
Ramułt marzył o osiedleniu się na Kaszubach, o tern, aby módz na miej
scu pracować nad budzeniem i za
chowaniem umiłowanego ludu. Ma
rzeń tych nie mógł urzeczywistnić.
Od długiego szeregu lat ubezwład- riiało go nieuleczalne cierpienie.
Trzeba było wielkiej mocy charakte
ru. aby w warunkach takich módz wogóle pracować, a Ramułt praco
wał naukowo do końca, do ostatnie
go niemal tchu, pokonując cierpienia fizyczne niewyczerpaną miłością spraw y i znosząc je z pogodą duszy prawdziwie silnej.
Zostawia po sobie cenną nauko
wą spuściznę, zaw artą w rękopisach.
Znajduje się tu całkowity materyal do gramatvki kaszubskiej, zbiór ka
szubskich imion rodowych, słownik staropomorski. odtworzony z w yra
zów. zachowanych w kronikach i in
nych pomnikach językowych, wresz
cie przygotowane do druku dopeł
nienia „Słownika kaszubskiego". Spa
dek ten niewątpliwie wcielony zo
stanie do skarbca polskiej nauki, któ
ra wobec zagadnienia kaszubskiego nie spełniła dotąd należycie swego obowiązku i pozwoliła się wyręczać badaczom niemieckim, czy nawet fińskim. Lecz winnieiszem jeszcze od nauki jest życie. Zgon Stefana Ramułta, który m arzy, o odrodzeniu kaszubskiego Pomorza, a lako uczo
ny wyraził to marzenie w monumen
talnych pracach, przypomina Polsce, że ostatni czas, aby tam pospieszyć na ratunek, że trzeba tam iść natych
miast z forsowną pomocą materyal- na i moralną, gdyż może jeszcze tyl
ko jedno pokolenie przejdzie, a zo
staniemy nazawsze odepchnięci od fal Bałtyku.
Krnióm. _______ _ C/t.
W ł. Konieczny. Ilu stra cye do „S k a ln e g o P o d h a la ".
Zbiorowe wydanie poematów Kazimierza Tetmajera o „Skalnem Podhalu", omówione w jednym z o- statnich naszych numerów przez Mieczysława Smolarskiego, pojawi
ło się nakładem krakowskiej spółki wydawniczej „Książka", w wyjątko
wo pięknej szacie zewnętrznej, którą osobno jeszcze pragniemy podkre
ślić. Niewiele książek polskich uka
zało się w postaci tak wytwornej, niewiele też zasłużyło na to w tym stopniu, co wspaniała Tetmajerow- ska epopeja Tatr. Przez tekst, wytło
czony na papierze kredowym, prze
wijają się dziesiątki starannie wy
konanych barwnych reprodukcyi najpiękniejszych widoków tatrzań
skich Wyczółkowskiego, które su
rową swą dostojnością spływają w jedną całość z nastrojem poematów.
Z tym nastrojem wiążą się dziesiątki prześlicznych ilustracyi Włodzimie
rza Koniecznego. Tematem swym wynikają one bezpośrednio z opo
wiadań, a techniką rysunku uderza
ją cudownie w ton prymitywny ba
śni. Setki ornamentów tego samego artysty, wykwintnych w swej prosto
cie, a czerpanych z przyrody i sztu
ki ludowei Podhala, dają styl zewnę
trzny niezwykłej książce. Pełne głę
bi Szekspirowskiej i siły homeryc- kiej, jest „Skalne Podhale" Tetma
jera najświetniejszem niezawodnie dziełem poezyi polskiej w naszem pokoleniu, jest pierwszorzędnem zja
wiskiem pcetyckiem w literaturze
S P I A C Y R Y C € R Z C
( t A K B r o NICH CHKOP O »OW 1«02i6 « PeW łW lCZ?)
świata. Jego wewnętrznej świetności należała się słusznie ta niezwykła i wyjątkowa u nas forma, w jaką wy
posażyli je wydawcy. Ch.
Wojna na wiosnę.
tSpecyalna korespondeneya „Świata"J Śmiałe horoskopy naszego korespondenta, jakie stawia na przyszła, niedaleką już wiosnę, pozostawiamy wyłącznie na je
go odpowiedzialność.
(Przyp. red.).
Kiedy po bezkrwawych zwycięstwach wkroczył Enwer bej do Adryanopola i na szczycie meczetu zatknął napowrót półksiężyc Mahometa, zawołał do gene
rałów, świtą za nim idących:
— Teraz odbierzemy Saloniki!
Enwer bej, dzisiejszy minister woj
ny, Enwer-basza, wołał tak głośno. Skry
cie myślał o tern cały świat muzułmański.
...A kiedy bezbronny wszedł na te- rytoryum greckie i w sprzeczce granicz
nej *) poczuł ostrze bagnetów na pier
siach, zawołał do komendanta Helenów:
— Zanim upłyną trzy miesiące, zie
mie te będą nasze.
Tak zawołał głośno porucznik armii cara Ferdynanda. Skrycie myśli o tern cały świat bułgarski.
A więc — wojna?
Tak! — powiadają bułgarzy. Za
nim się ruń na Bałkanach zazieleni, u wrót Europy wybuchnie znowu niebez
pieczny dla niej materyał palny na Bał
kanach.
Narazie Turcya i Grecya skoczą so
bie do oczu. Pozorem będą wyspy, ce
lem Saloniki.
Drugie pytanie: Czy sąsiedzi założą ręce i patrzeć będą bezczynnie?
Chi lo sa?
Ludy Bałkanu są młode, chętne do zwady i łakome na krew. Jak gromada czupurnych chłopaków, dla których siń
ce są chlubą, a bitka radością.
Tylko Serbia i Rumunia, nasycone zdobyczą niestrawioną. głoszą ewange
lie pokoju. Grecya będzie sprowokowa
na. Turcya zaś i Bułgarya rozumują, jak ludzie w przeddzień bankructwa: do stra-
*) Z a jśc ie z p r z ed n ie d a w n a w k o m isy i w o j
sk ow ej g r e c k o -b u łg a r s k ie j, r e g u lu ią c e j s p o r y g r a n ic z n e . U r z ę d o w n ie m u z a p r ze c z o n o , ale fak t był istotn y
13AKWZICNI WOJTKA CHR.0NCA
cenią nie mamy dużo, do zyskania wszy
stko.
Va bannue!...
1 dlatego to właśnie bankruci poda
dzą sobie dłonie i pospołu rzucą kości na hazard wypadków.
Jakże to? Turcya i Bułgarya ra
zem? Wczorajsi wrogowie a dzisiaj pod rękę?
Tak jest. Europa zobaczy taki prze
wrót a zarazem niespodziankę. Bałkany już takie rzeczy widziały. Ale Bałkany widziały już wszystko.
Ze wszystkich ludów poniżej Dunaju najbardziej bułgarów losy ich i dzieje ku furkom zbliżyły. Znać to w temperamen
cie. chodzącym zawsze na wędzidle, w skłonności do refleksyjności, w powadze.
Nawet ubiór, zwyczaje, sposób wyraża
nia sie i myślenia stać się mogą łączni
kiem i Doniosłem do porozumienia.
Ostatnie wypadki dokonały jeszcze iednego warunku przyiaźni. Powiada przysłowie bułgarskie: „Zęby ci turek był przyjacielem. musisz go wpierw wytłuc porządnie". Warunek spełnił się zeszłego roku; tego roku kolej na umizgi i na serdeczności. Bywało tak często w prze
szłości. powtórzy się i dzisiaj. Nastrój, jaki obecnie w Bułgaryi wobec turków panuje, iest wprost serdeczny.
Minęło już. co było. Nienawiść po
szła w niepamięć. Natomiast mówi sie o wspólnych troskach, nawet o wspólnej niedoli, bo oto narówni gnębią turków i bułgarów w serbskiej i greckiej Macedo
nii.
Wiec powoli, nad morzem krwi wy
lanej wschodzi słońce zapomnienia i sojuszu.
Więc czy doprawdy istnieje ten so- insz turecko-bułgarski. o którym prasa Europy od dłuższego czasu nieśmiało przebąkuie? Posiadam informacye rze
czowe. Ida ze źródła, które biie w sa
mem ministervum woinv. w samvm ga
binecie ministra. Sojusz jest faktem.
Konwencya wojskowa także.
Z chwilą wybuchu wojny grecko-tu
reckiej, Bułgarya mobilizuje armię i dzie
li ja na dwie części: Pierwsza zamyka Rumunii nrzenrawe przez Dunai. unie
możliwiając interwencyę wołoską na rzecz Serbii i Orecvi: druga stanie wzdłuż granicy serbskiej i groźba dywersyi na tyłach sparaliżuje swobodę woisk serb
skich. gdyby zechciały pójść grekom z pomocą.
Akcya turecka ogranicza sie wobec tego do rozprawy tylko z Grecyą nia- ląę popaflto w perspektywie pomoc Essą-
Fot. Pr. Pretbisz. Uczestnicy poświęcenia gmachu Tow. Przyjaciół Sztuk Pięknych w Poznaniu.
da-baszy od strony Albanii, bo na to go tam właśnie starano się usadowić.
Kombinacya podobna, według prze
widywań sojuszników, powinna skończyć się zwycięstwem Turcyi.
A wówczas? Wówczas następuje re- wizya traktatu bukareszteńskiego. Speł
ni sie marzenie, ku jakiemu Bułgarya nie przestała nigdy tęsknić.
Podział terytoryów jest już oczywi
ście w planie sojuszników najdokładniej określony.
Bułgarya odsteouje Turcyi zabrane jej niedawno nobrzeże Tracyi (od rz. Ma- rvcv do rz. Karasu, z miastami Skecza, Oimurdźija i portem Dedeacacz — tery- toryum zamieszkałe przeważnie przez muzułmanów i greków), odbiera natomiast od Grecyi cześć Macedonii czysto bułgar
skie! (od rzeki Karasu do rzeki Strumy.
z miastami Seres. Drama i portem Ka- walla). Saloniki i półwysep chalcydeiski Przypada,'a Turcyi. Sporne wysoy oczy
wiście także. Reszta Macedonii, dzisiaj serbska i grecka, uzyskuje autonomię.
Jak w kalejdoskopie!
Jednakże, czy do woiny przyjdzie istotnie? Bułgarya liczy sie z nia, jako z faktem nieuchronnym. Nacisk mo
carstw nie zaważyłby na szali. Chyba — Grecva ustani.
Jaki duch nanuie w Bułgaryi wobec Perspektywy nowvch wysiłków, nowych starć i nowych ofiar?
Armia, zwłoki niecierpliwa, chętnie
"wciągnie szable: ..Nie żyć nam w tej mece dłużei. w tvm wstydzie i w tern po
hańbieniu!" Jest w niej hardość jeszcze,
.... —
Od administracyi.
Z powodu napływu w ielkiej liczby nowych prenu m eratorów , pierw sze N° „Ś w ia ta ” są wyczerpane.
N ow oprzybyw ający pren u m e ra to ro w ie je dnakże otrzym ają na żądanie p o czą tek drukujących się p o w ie ś c i: „P ie n ią d z ” , A n d rze ja S tru g a i „D a n a od B o g a ” Hall C a in e ’a.
której nie zmogły ani klęski, ani upust krwi.
Naród, jako masa, żyje w lęku i w gorączce hazardu. Wyczuwa całą grozę konsekwencyi, jaką wycieńczonej Buł- garyi niesie nowa zawierucha bałkańska, i jak ptak w klatce o szczeble się tłucze.
W kołach rozważniejszej inteligen- cyi panuje nieufność. Turek jest szczo
dry: „Bierz, co chcesz. bierz z okładem!"
powiada dzisiaj wspaniałomyślnie. „By
łem odzyskał przystęp na morze grec
kie". To Saloniki.
Ale potem?
Potem powie: „Do mojego okna po
trzebny mi jest korytarz". To Macedo
nia.
Zająwszy raz wojskiem Macedonię bułgarską — kto nam zaręczy, że z niej ustani dobrowolnie? że odda nam te zie
mie? że nie zakpi sobie z umów i ukła
dów? on, turek, jak zakpili sobie grecy i Serbowie.
Angażowanie sie osłabionej i zdzie
siątkowanej Bułgaryi w chaos nieobli
czalnych awantur pod wodzą nieobliczal
nego awanturnika Enwer-baszy, jest kro
kiem więcej niż nierozważnym.
Naród przeżył już jedne tragedye.
Człowiek sam. jednostka, po takich kata
strofach w łeb dobrze strzela. Naród ca
ły życia odebrać sobie nie może. Ale czy coś z psychiki samobójcy nie przeszło mu w krew, w umysł rozpaczą wzburzo
ny?
S of,a . Mieczysław Jełowicki.
T.P.S.P. w Poznaniu.
Ignacy hr. Bniński.
prezes T. P. S . P.
Poświęcenie a zarazem otwarcie pierwszej wystawy Koła artystów wielkopolskich odbyło się w sposób u- roczysty i po
dniosły. Ak
tu poświę
cenia w obe
cności kilku
set gości z całej Polski dokonał, po pięknej prze
mowie, ks.
b i s k u p Li- kowski. Na
stępnie prze
mawiali: pre
zes Tow. hr.
Ign. Bniński, oraz sekre
tarz Tow. Konrad Kolczewskj. Po- czem nastąpił wspólny obiad w Do
mu Przemysłowym. Wieczorem od
był się w salach Bazaru raut, w któ
rym wzięło udział około 300 osób z miasta, prowincyi i z poza kordonu.
Pierwsza wystawa Koła A rty
stów wielkopolskich wypadła pięknie.
Była zarazem zaszczytnem świadec
twem artystów poznańskich.
Gmach Tow. Prz. Szt. Piękn. w Poznaniu.
ŚWIAT.
A e ro s k o p P ró szyń skie g o w w o jn ie b a łka ń skie j.
Nasi wynalazcy za granicą.
K in e m a to g ra f am atorski Kazim ierza Prószyńskiego.
Na niezwykle licznem zebraniu Royal Photographic Society w Lon
dynie p. Kazimierz Prószyński dał pierwsze obszerniejsze wiadomości o wynalazku, który — jeśli wolno w rzeczach takich stawiać horoskopy - niedługo znajdzie się w rękach tysię
cy amatorów fotografii na całym świecie. P. Prószyński, w kraju zna
ny już od całego szeregu lat. w An
glii zdobył sobie imię swoim aero- skopem, aparatem do zdjęć kinema
tograficznych. który posługujących się nim uniezależnił od niewygody i ciężaru trójnogów, a działanie korby ręcznej zastąpił automatycznem przewijaniem filmy przed okienkiem.
Tym przyrządem znany angielski mi
łośnik przyrody i sportowiec, Sherry Kerton, wśród dżungli, często zawie
szony na linie, robił kinematografi
czne zdjęcia z życia zwierząt dzi
kich i wywołał niemi w Anglii sensa- cyę. Aeroskop, górujący nad przy
rządami kinematograficznemi stare
go typu nietylko doskonałością me
chanizmu. lecz i szerszym zakresem i łatwością zastosowania, musi dla swoich rozmiarów (choć mniejszy od dawnej kamery kinematograficznej), dla swei ceny, a przedewszystkiem dla wysokich kosztów w używaniu, które opłacić się mogą tylko wielkim fabrykom film kinematograficznych, pozostać Przyborem ważnym i do
skonałym dla zawodowych ludzi.
Ostatni wynalazek po kilkuletniej pracy przez p. Prószyńskiego dopro
wadzony do takiej sprawności, że wynalazca nareszcie zdecydował się zezwolić na puszczenie go w świat, jest natomiast kinematogra
fem wprost dla użytku amatorów.
Niewiele większy od zwykłej skrzynki kodakowej wyższego nu
meru, łatwej manipulacyi i nie po
ciągający za sobą nadmiernych wy
datków, „Amateur Kinema" p. Pró
szyńskiego łączy w jednym przyrzą
dzie kamerę do zdjęć kinematografi
cznych i latarnię projekcyjną do rzu
cania zdjętych seryi migawkowych na ekran. To znaczy, że otwiera zu
pełnie nowe pole dla fotografii ama
torskiej. W odczycie swym w Poyal Photographic Society p. Prószyński nadzwyczaj zwięźle i jasno przed
stawił zadanie techniczne, które mu- siał rozwiązać, i jego trudności. Pun
ktem wyjścia dla kinematografu amatorskiego, naprawdę wygodą i łatwością zastosowania kodakom nie ustępującego, musi być usunięcie przydługiego pasma filmowego, uży-
jrv
Film a n ie co zm niejszona, każdy o b ra z e k ma 5 x 7 m ilim e tr. W id a ć tu d w ie taśm y i napis
m iędzy niemi.
wanego w zwykłych kinematogra
fach. Amator nie może obarczać się ogromnemi zwojami filmy, jakich wymagało dotychczas zdjęcie, któ
rego reprodukeya trwa na ekranie choćby tylko minut piętnaście. Do takich zwojów potrzeba wielkiej skrzynki fotograficznej, Przyborów do wywoływania i negatywów i do kopiowania pozytywów. Prócz tego koszta sa wielkie, bo sama filma na minut 15 kosztuje conajmniej 20 ru
bli. Chcąc zastąpić pasmo filmowe, p. Prószyński naprzód eksperymen
tował krążkami filmowemi. Na krąż
ku takim lub tarczy szereg mikro
skopijnie małych zdjęć migawko
wych (po 16 na sekundę) układał się w linię spiralną. Ominąwszy mniej
sze trudności, wynalazca prawie od samego początku natknął się na za
sadnicza, nie do usunięcia zaporę, jaką okazała się ograniczona pojem
ność krążka. Stosując rozmiary tar
czy filmowej do rozmiarów' najwię
kszej skrzynki ręcznej, zmniejszając zdjęcia tak dalece, że prócz dro
bnych plamek białych i czarnych gołem okiem absolutnie nic się na nich nie dostrzeże, n. Prószyński osiągnął filmę, starczącą zaledwie na pół mi
nuty t. i. obejmującą około 500 mi
gawek. Takie kineina byłoby za krót
ką zabawką i nigdy nie doszłoby do rozpowszechnienia. Po dłuższej przerwie pracy nad tym wynalaz
kiem. niedawno dopiero p. Prószyń
ski wpadł na inny, zupełnie oryginal
ny pomysł, który ubrał w formę praktyczną, za pomocą środków głęboko obmyślanych a zadziwiająco prostych — cechy wspólne wszyst
kim naprawdę dobrym wynalazkom.
Jądrem tej myśli, wyrażonej jaknaj- popularniej, jest, że w nowym kine
matografie p. Prószyńskiego zdjęcia migawkowe następują po sobie, jak litery i wiersze na karcie drukowa
nej, z pewnemi tylko różnicami. Mia
nowicie, taką „stronicę filmową" z nowego kinematografu amatorskiego zaczyna się „czytać", to jest rzu
cać na ekran, od pierwszej „litery", to jest od pierwszego obrazka czyli pierwszego wiersza od dołu. W tej linii obrazki idą od lewej strony ku prawej, zupełnie jak słowa w książ
ce, a jest ich 15. Potem przechodzi się do drugiej linii od dołu, ale tu o- brazki biegną od prawej ręki ku le
wej, to jest, jak w książce hebraj
skiej, arabskiej, perskiej lub turec
kiej. Trzecia linia idzie znów w kie
runku czytania języków europej
skich. czwarta odwrotnie. I tak da
lej. naprzemian, przez całą długość karty filmowej od dołu ku górze idą linie o numerach nierównych od le
wej ku prawej, o numerach równych od prawej ku lewei ręce. W ten spo
sób p. Prószyński osiągnął, że o- brazki dawnej filmy, długiej na 30<' stóp, mieszczą się na jego filmie, dłu
giej na iakie 3 stopy a niewiele szer
szej od filmy zwykłego kodaka wyż
szego numeru. Jedna kartka starczy na przedstawienie dwudziestu trunu